piątek, 1 stycznia 2016

Prolog

Witam!
To już ostatni rozdział opowiadania. Mam nadzieje, że nikt nie jest zawiedziony końcem. Życzę miłego czytania!



Prolog

6 lat później…
Samantha Moore, stała przy kuchennym blacie i drewnianą łyżką mieszała ciasto na naleśniki. Pod nosem podśpiewywała sobie wesołą piosenkę, którą usłyszała, któregoś wieczoru od męża. Bardzo lubiła, gdy mężczyzna śpiewał i zmuszała go do tego od czasu, do czasu, choć wiedziała, że trochę go to krępuje.
Nagle zza szafki wyjrzał srebrno-szary kot, rozglądając się ciekawie po pomieszczeniu. Roześmiała się widząc Loki’ego, gdyż wiedziała doskonale, przed kim stworek się schował.
- Loki! – Usłyszała cichy, cieniutki głosik z drugiego pokoju.
Puściła kotu oczko, dając mu znak, że nie zamierza wyjawić jego kryjówki. Zwierzę jednak nie znało się na tym geście, także, gdy tylko w korytarzu rozbrzmiały małe, dość głośne kroki, kot znów schował łebek, wciskając się w wąską szczelinę przy meblach.
- Gdzie się schowałeś?
Sam parsknęła śmiechem, gdyż sytuacja powtarzała się niemal codziennie. Nie musiała długo czekać, aż w progu kuchni pojawi się koci prześladowca.
- Znów się gdzieś schował! – Mała dziewczynka o czarnych włosach i zielonych oczach, patrzyła na nią z wyrzutem. Zmarszczyła swą twarz, a także nadymała usta, pokazując tym swe niezadowolenie. Była tak bardzo podobna do ojca. Sam pokiwała tylko z dezaprobatą głową, porzucając mieszanie ciasta i klękając przy niej. – Jest niegrzeczny!
- Nie możesz tak go gonić po całym domu, bo będzie jeszcze szybciej uciekał. Rozmawiałyśmy o tym wczoraj. – Sam pogładziła córkę po twarzy, lecz nagle jej wzrok przykuła jej nowa różowa sukienka, która niemal w każdym miejscu, ociekała błotem. – Nadio! Coś ty robiła?! Tarzałaś się po ziemi?!
Dziewczynka opuściła głowę, podążając za wzrokiem matki. Po chwili jednak uniosła głowę, a na jej twarzy zagościł złośliwy uśmieszek. Sam wiedziała, że córka zrobiła to specjalnie.
- Nie lubię różowego koloru.
Sam zamiast odpowiedzieć westchnęła. Nadia od początku nie była taka jak inne dziewczynki. Stroje w ogóle jej nie interesowały, nie umiała długo zostać czysta, tak samo jak nie potrafiła usiedzieć spokojnie nawet przez minutę. Zamiast tego uwielbiała łazić po drzewach, biegać po lesie, co nie raz przyprawiało Sam o zawał serca, kiedy córka wracała do domu w podartych ubraniach. Miała nadzieje, że w końcu się zmieni, jednak nic tego nie zapowiadało.
- Kiedy wróci tatuś? – Spytała z anielskim uśmiechem, sięgając do stołu po ciastko z czekoladą.
Sam pogroziła jej palcem, kiedy chciała je zapakował do kieszonki, co zmusiło dziewczynkę by porzuciła ten zamiar. Nadia była niemożliwym dzieckiem, jednak wystarczył jeden jej uśmiech, by ona, a zwłaszcza Luke, ulegali jej prośbom.
- Pewnie już niedługo. – Odpowiedziała z uśmiechem, a potem przybierając groźną minę, rozkazała córce się przebrać. Dziewczynka pokiwała głową i biegiem ruszyła po schodach. – Co ja ci mówiłam o bieganiu po schodach?!
Trzeba było przyznać, że Nadia pomimo tego, że urodziła się miesiąc wcześniej, niż wskazywał termin, nigdy nie wykazywała oznak wcześniaka. Od początku była silnym dzieckiem i na szczęście nie chorowała zbyt często. Była także o wiele dojrzalsza niż większość pięciolatków. Wiele rozumiała, a także nie znosiła, gdy nie pozwolono jej zrobić czegoś samodzielnie.
Powróciła do mieszania ciasta, jednak zaraz potem usłyszała głośne tupnięcia na schodach i śmiech córki. To oznaczało tylko jedno. Dziewczynka natomiast wyleciała z domu jak rakieta i co sił w nogach popędziła do srebrnego pickupa z którego właśnie wysiadał Luke.
Z błogim uśmiechem spojrzała jak ojciec wyciąga ramiona, by przytulić córkę. Dziewczynka machając rękami, mówiła coś z przejęciem, na co Luke rzucił spojrzeniem na werandę, na której stała. Pomachała mu delikatnie, po czym zwieszając na balustradzie fartuch, zeszła po schodkach, kierując się w ich stronę.
Luke podniósł Nadię nad głowę, po czym posadził ją sobie na barki. Dziewczyna roześmiała się radośnie, gdyż uwielbiała być tak noszona. Sam pokiwała głową z uśmiechem. Nigdy nie przypuszczała, że Luke będzie tak dobrym ojcem. Nie ignorował córki, tłumaczył jej wiele rzeczy, o które pytała, uczył o hodowli bydła, koni. Co wieczór czytał jej bajki, lub też nucił kołysanki. Lukas był wspaniałym ojcem i cudownym mężem o czym przekonała się nie raz.
- Już nie mogła się ciebie doczekać.
Sam podeszła do męża, patrząc z miłością na ukochaną twarz. Wyciągając dłoń, pogładziła czule jego zarośnięty policzek.
- Tak? Tylko ona?
Sam roześmiała się, a Luke nie zważając na jęczenia córki, pochylił się nad twarzą swej żony i złożył na jej ustach krótki pocałunek. Oderwali się od siebie szybko, słysząc niepochlebne komentarze córki.
- Blee… - Jęknęła Nadia, łapiąc się za gardło. – Jak możecie to robić?!
Rodzice roześmiali się wesoło, myśląc, że córka za niedługo sama się przekona, co do pocałunków. Na razie jednak wciąż była małą dziewczynką, która nie interesowała się chłopcami.
- Jesteście jeszcze gorsi niż ciocia Alex i wujek Tom!
Jakby wywołując wilki z lasu, na podjeździe pojawił się dobrze im znany niebieski pickup. Sam odwróciła się widząc szwagra w towarzystwie przyjaciółki. Ostatnio rzadko ich widywała, więc szczerze ucieszyła się, gdy mogła ich znów spotkać.
- Co to za garb ci wyrósł na plecach? – Krzyknął Tom, wskazując dłonią na barki brata.
Luke roześmiał się, zsadzając naburmuszoną dziewczynkę ze swych ramion. Nadia podbiegła do niego i opierając dłonie na biodrach spojrzała na niego gniewnie.
- Nie jestem żadnym garbem!
Tom kucnął przy niej i przyjrzał się jej twarzy, marszcząc w zastanowieniu brwi. Po chwili uśmiechnął się i pogładził jej czarną główkę.
- To faktycznie nie garb, a mała Nadia.
Alex szturchnęła go ramieniem, kręcąc karcąco głową, na co on spojrzał na nią, jakby chciał powiedzieć: „No co?”. Dziewczynka odwróciła się obrażona, chowając się za nogą ojca, który śmiał się do rozpuku.
Korzystając z tego, że mężczyźni o czymś rozmawiają, odciągnęła Alex na bok.
- Luke nie wyprze się Nadii. To jakby skóra ściągnięta z niego.
Doskonale o tym wiedziała. Za każdym razem kiedy patrzyła w oczy córki widziała tam męża. Jedynym czego nie odziedziczyła po ojcu był gesty, ciemny zarost.
- Za to charakter ma po mnie. – Przyznała, wspominając siebie z czasów kiedy była nastolatką. Matka wiele razy powtarzała, że Nadia zachowuje się jak matka. Zwykle mawiała wtedy: „Jaka matka, taka córka”. Nie chciała jednak drążyć tego tematu. – Choć do domu. Zrobimy herbatę.
Alex posłusznie ruszyła za przyjaciółką, zostawiając mężczyzn oraz dziewczynkę na podjeździe.
- Dlaczego ostatnio nas nie odwiedzacie? – Spytała Sam, kiedy tylko przekroczyły próg kuchni.
Alex westchnęła, wzruszając ramionami.
- Wiesz jak jest. Odkąd się wyprowadziliście, Tom wziął całe Lucky Dream na swoje barki. Mówiłam by zatrudnił kogoś do pomocy, lecz jest uparty jak osioł!
Jakbym go nie znała… - pomyślała ironicznie, lecz zaraz potem odgoniła od siebie te myśli. Kiedyś miała na jego temat bardzo złe zdanie, teraz jednak jej pogląd na osobę szwagra uległ całkowitej zmianie. Jak wciąż mogła sądzić, że mężczyzna jest Zimnym Tomem, kiedy przyjaciółka była przy nim tak szczęśliwa? Widziała to po jej oczach, jej spojrzeniach, ale nie tylko. Tom wcześniej chłodno nastawiony, teraz ze swobodą okazywał uczucia, choć niektóre przyzwyczajenia, jak na przykład cięty język, czy ironiczne docinki, w nim zostały.
Przez czas, w którym przygotowywały gorące napary, nie poruszały już wcześniejszego tematu. Rozmawiały o rodzinie, po głównie kończyło się na tym, że Alex opowiadała Sam, o tym co słychać u jej rodziców, lub czy są jakieś wieści od Simona i Ann, którzy za niedługo mieli wrócić do Cheyenne.
Temat Toma jednak powrócił, gdy z tacami z filiżankami herbaty i talerzykiem ciasta i słodkich ciasteczek domowej roboty, wróciły na werandę.
- Alex! Ciągle się uśmiechasz! – Sam szturchnęła przyjaciółkę ramieniem, gdy ta tylko odstawiła tacę na stolik.  – Czy to mój szwagier sprawia, że tak wyglądasz?
Brytyjka zarumieniła się, a jej uśmiech jeszcze się poszerzył. Sam usiadła w wiklinowym fotelu, a Alex opadła na drewnianą huśtawkę.  
- Sam nawet nie wiesz co…
- Znów plotkujecie? – Na werandzie pojawił się nagle Tom wraz z Lukem. Sam spojrzała za córką, która huśtała się na małej zaimprowizowanej huśtawce, zaczepionej o gałąź wielkiego dębu. Luke opadł na fotel, za to Tom usiadł obok żony, wyciągając dłonie po filiżankę z herbatą. – Mam nadzieje, że nie o mnie…
- Nie! – Krzyknęły jednocześnie, niepotrzebnie zwracając na siebie uwagę.
- I tak ci nie wierzę, ty kłamczucho! – Thomas zaśmiał się i pocałował delikatnie zarumieniony policzek żony. – Powiedziałaś już?
Zanim odpowiedziała, Sam oraz Luke spojrzeli na nich z ciekawością i zaczęli się na przemian przekrzykiwać, zadają coraz co dziwniejsze pytania. Tom zmarszczył czoło, zdenerwowany ich pytaniami i trochę tym, że nie dali im dojść do głosu.
- Możecie się zamknąć i dać nam w końcu powiedzieć?!
Umilkli jak zaczarowani, lecz napięcie nie zeszło z ich twarzy. Tom żałował, że nie powiedział od razu, że to radosna nowina. Uniknęliby tej serii niepotrzebnych pytań.
- Byliśmy dzisiaj w Cheyenne u lekarza… - Zaczęła Alex nieco niepewnie, czerwieniąc się odrobinę. Tom objął ją ramieniem, przez co resztę zdania, wyrzuciła z siebie na jednym wdechu, nie chcąc trzymać przyjaciół w dłuższej niepewności. – Spodziewamy się dzieci.
- Chyba dziecka. – Stwierdziła Sam, uśmiechając się z rozbawieniem.
Luke także się roześmiał, gdyż tak jak żona sądził, że Alex się po prostu przejęzyczyła. Alex wymieniła natomiast spojrzenia z Tomem, który zaciskając usta, ucałował wierzch jej dłoni.
- Też tak myśleliśmy, jednak teraz mamy pewność, że to dzieci. – Powiedział po chwili, patrząc na żonę z miłością. Odchrząknął po chwili i uniósł dwa palce. - Ściślej mówiąc najprawdopodobniej dwóch chłopców.
Oniemiała Sam zastygła w bezruchu z otwartymi szeroko ustami, natomiast Luke zerwał się z fotela i wyściskał swego brata, gratulując im potomstwa. Później przytulił delikatnie szwagierkę, ciesząc się z nowiny.
- Margaret teraz na pewno oszaleje! – Stwierdził Lukas, wspominając jak bardzo macocha przeżywała, kiedy na świat przyszła Nadia. Była babcią pełną gębą i kiedy odwiedzali rodziców, spędzała z wnuczką każdą chwilę, rozpieszczając małą. – Najlepiej wyprowadźcie się jak najdalej!
Całe towarzystwo skwitowało to śmiechem, po czym wszyscy, oprócz Sam chwycili za filiżanki i wznieśli toast. Sammy otrząsając się z szoku, spojrzała na przyjaciół, po czym roześmiała się cicho.
- W końcu ci się udało… - Szepnęła, patrząc z dumą na Brytyjkę.
Początkowo dziewczyna uniosła brwi w zdumieniu, nie bardzo wiedząc, co Sam ma na myśli, jednak po jej porozumiewawczym spojrzeniu, domyśliła się o co jej chodzi. Luke także wiedział o czym mówią, gdyż Sam podzieliła się tą wiedzą z mężem. Jedyną zagubioną osobą był Tom, który patrzył teraz na Alex z konsternacją.
- Co takiego ci się udało?
Alex westchnęła, po czym splotła swe palce z jego.
- Kiedy cię poznałam, coś sobie przysięgłam… - Powiedziała tajemniczo, chcąc potrzymać go dłużej w niepewności. – To był mój cel…
- Co to takiego? – Spytał nieco zirytowany, co poznała po jego zmarszczonych brwiach i ostrym spojrzeniu.
Roześmiała się cicho i musnęła ustami jego zaciśnięte wargi.
- Że… Będziesz mój!


The End