-
Co się wczoraj wydarzyło między Tomem a Alex? – Spytał Luke, gdy Brytyjka
zniknęła im z oczu. Sam westchnęła tylko, wzruszając ramionami. Moore nie
musiał wiedzieć wszystkiego, a tak po prawdzie czuła, że i tak się domyślał
prawdy. Uśmiechnął się szeroko i potarł dłonią swój ciemny zarost. – Sądzisz,
że do siebie pasują?
Pokiwała głową, zanosząc się
śmiechem. Szczerze nie wróżyła przyjaciółce zbyt długiego związku z „Zimnym
Tomem”, lecz nie chciała ich od razu przekreślać. Alex była wspaniałą
dziewczyną i Moore byłby głupi gdyby tego nie zauważył.
-
Mam nadzieje, że tego nie spieprzy…
Sam także chciała w to wierzyć, lecz
z tego co mówiła Alex, już coś zepsuł. Nie chcąc dłużej rozmawiać z nim o Alex,
zmieniła temat, pytając czy ma plany na wieczór.
-
Nie mam. – Odparł niemal od razu, obejmując ją ramieniem i schylając się do jej
ucha. Gorący oddech podrażnił jej małżowinę, wprawiając jej ciało w delikatne
drżenie. – Coś planujesz?
Ostatnio
jakoś ciężko szło Lukowi denerwowanie jej. Nie wiedziała, czy sprawiła to
ostatnia opowieść o minionych czasach, czy coś innego, ale czuła się pewnie.
Wiedziała, że mężczyźnie zależy na niej, o czym ją zapewnił. Miała wrażenie, że
unosi się w powietrzu. Dawne postanowienia poszły w diabły, a Sam marzyła już
teraz tylko o jednym – by Lukas pokochał ją tak bardzo jak ona kochała jego.
Nie sądziła by darzył ją uczuciem, gdyż nigdy jej nie powiedział, że się
zakochał, lecz z pewnością czuł do niej pożądanie. Na razie jej to wystarczało.
-
Może… - Wyszeptała zagadkowo, nie chcąc zdradzać wszystkich swoich planów. – Na
razie obejrzymy wystawę, a później jak będziesz grzeczny może ci powiem co
planuje…
-
Może? – Brwi Luka powędrowały w górę, a na jego usta wpełzł szatański uśmiech.
Po chwili zaśmiał się głośno, odchylając głowę do tyłu i podał jej swe ramię. –
Chodźmy więc.
Ruszyli w stronę hangarów. Po prawej
stronie znajdował się ten, w którym zawsze wystawiano konie, w drugim natomiast
było bydło. Z przyzwyczajenia skierowała się na prawo, nie mając wielkiej
ochoty, na oglądanie krów i byków, ani wdychania nieprzyjemnych oparów łajna.
Luke natomiast, pociągnął ją na lewo.
-
Może najpierw konie? – Spytała z nadzieją w głosie, patrząc z odrazą na ludzi
tłumnie zmierzających do hangaru z końmi. Luke uśmiechnął się smutno, kręcąc
głową. – Proszę!
-
Przykro mi kochanie… - Szepnął, pociągając ją do hangaru po lewej. Sam
próbowała protestować, lecz po chwili, westchnień i marudzeń, niechętnie się
zgodziła. – Tom zna się na koniach, a ja na krowach…
Przeklęła cicho po nosem, jednak i
tak doszło to do uszu Luka. Zmartwiony pogładził ją po ramieniu, przytulając do
swego boku. Nie było innej rady jak za nim iść. Niebezpiecznie byłoby zostawić
go samego, gdyż Luke – w czerwonej koszuli w czarne i białe pasy był tak
przystojny, że obawiała się by w tej stajni nie znalazła się jakaś wredna
żmija, która zapragnie go poderwać. Lepiej było przypilnować go by nie miał
sposobności do podrywu. Przezorny zawsze ubezpieczony – jak to mówią, więc Sam
posłusznie podążyła za mężczyzną, przytulając się do jego boku.
Niestety tego ciągłego łażenia,
rozbolały ją nogi, przez co oderwała się od niego, ustawiając się w najbardziej
widoczny punkcie i tylko śledziła go wzrokiem. Przez kolejną godzinę Luke
biegał od boksu do boksu, chcąc wybrać najlepsze sztuki bydła. Sam nie znała
się na krowach, toteż strasznie się nudziła. Choć właściwie, miała bardzo
interesujące zajęcie… Obserwowanie jak jej narzeczony biegał po hangarze, a
materiał jego dżinsów napina się na jego pośladkach, przy każdym jego kucnięciu,
czy skłonie, wprawiał ją w dziwne stany, powodując, że krew w jej żyłach prawie
wrzała. Pożerała wzrokiem także i jego ramiona, ukryte pod materiałem koszuli. Z
każdym ruchem materiał się napinał, eksponując jego wspaniale wyrzeźbione
mięśnie. Chętnie dałaby się pokroić, by móc do końca życia oglądać to ciało.
W pewnym momencie spojrzała nerwowo
na zegarek, na swym nadgarstku. Dochodziła 17, więc najwyższa pora się stąd
zmywać. Podbiegła do Luka, który właśnie wymieniał uściski z jakimś szatynem i
przytuliła się do jego ramienia.
-
Możemy już iść? – Nadała swemu głosu, słodki ton, patrząc jednocześnie na niego
błagalnie. Poczuła nagłą chęć, zakosztowania jego słodkich ust, jednak
opanowała się w porę. Dziwny mężczyzna w brązowym stetsonie, przyglądał jej się
z ciekawością, która trochę ją speszyła. – Powiedz, że załatwiłeś już wszystko…
-
Niech pan nie pozwala siostrze czekać! – Krzyknął facet, wprawiając ją w
zdumienie. Nie była podobna do Luka, nawet mogłaby powiedzieć, że różnili się
jak ogień i woda, więc jego słowa były totalnie niezrozumiałe.
Luke tylko machnął na niego dłonią,
uśmiechając się przyjaźnie i odciągnął Sam na bok.
-
Dlaczego nie powiedziałeś, że nie jestem twoją siostrą? – Syknęła, uderzając go
w ramię. Luke tylko zaśmiał się, niewzruszony jej ciosem. – Skąd mu to przyszło
do głowy?!
-
Chyba źle mnie zrozumiał… - Szepnął Luke, uśmiechając się do mężczyzny, który
ciągle się im przyglądał. – Chciał się z tobą umówić… Powiedziałem mu, że ze
mną mieszkasz, a ten zrozumiał najwyraźniej, że jesteś moją siostrą. Jak tak
bardzo ci zależy mogę mu to wyjaśnić i…
-
Nie trzeba…
Sam chwytając za jego koszulę, wpiła
się ustami w jego wargi. Muskała je, przenosząc swe dłonie na męski kark. Po
chwili, delikatne pocałunki przekształciły się w namiętną pieszczotę, a ich
ciała, spragnione swej bliskości, złączyły się w objęciach. Lukas nie mogąc
utrzymać rąk przy sobie, chwycił za dziewczęce biodra. Pewnie ten pocałunek
trwałby dłużej, gdyby nie ostre chrząknięcie. Oderwali się od siebie,
napotykając na twarde spojrzenie Richarda i całkowicie odmienne – wesołe –
Simona.
-
Powstrzymujcie się choć w miejscach publicznych… - Warknął ojciec Sam, a jego
wąs zadrżał. Widać było, że jest wściekły, toteż niemal w tym samym momencie
wydukali przeprosiny, starając się nadać twarzy wyraz, mówiący o tym, że jest
im przykro. Niestety ani Sam, ani Luke nie czuli w tej chwili skruchy. –
Wybrałeś już jakieś bydło, Lukasie?
Richard odszedł na kilka kroków,
specjalnie zmuszając tym pytaniem Moorea by do niego podszedł. Sam już miała
ruszyć za nim, bojąc się, że ojciec będzie suszył mu głowę za ten pocałunek,
kiedy zatrzymał ją Simon.
-
Gdzie masz Alex? – Spytał, jakby od niechcenia, gdyż na nią nie patrzył, jego
wzrok uciekał gdzieś w bok, co zmusiło Sam by spojrzeć w tamtą stronę. Z
zaskoczeniem stwierdziła, że Simon albo patrzy na grubego faceta z hot-dogiem,
któremu nie przeszkadza odór łajna, lub też na śliczną brunetkę w
jasno-niebieskiej sukience w małe, białe kwiaty. – Nie widziałem jej od
godziny.
-
Kto to jest? – Spytała, wskazując głową w kierunku, w który spoglądał. Po jej
słowach jednak odwrócił wzrok, czerwieniąc się nieznacznie. Sam skądś znała
dziewczynę, lecz teraz nie mogła sobie jej przypomnieć. Simon natomiast,
wzruszył ramionami i już chciał odejść, lecz Sam szybko złapała go za ramię. –
Podoba ci się?
Uśmiechnęła się przebiegle, wbijając
mu ramię pod żebra. Nie mogła uwierzyć, że jej młodszy braciszek się zakochał,
czego był teraz już pewna, widząc, że rumieniec na jego twarzy staje się coraz
wyraźniejszy.
-
Daj mi spokój, Sam!
Dziwne wrażenie, że dziewczyna jest
jej znajomą, potwierdziło się gdy dziewczyna podeszła bliżej. Amerykanka
wiedziała doskonale skąd ją znała. Nie raz widziała tą brunetkę, gdy odwiedzała
Sue.
-
Amy! – Krzyknęła, podnosząc dłoń i machając do dziewczyny w niebieskiej
sukience. Ta odmachując jej, ruszyła w ich stronę, a na jej twarzy zagościł
szeroki uśmiech. Simon widząc, że tamta do nich zmierza, chciał się ulotnić,
jednak Sam kopnęła go w kostkę, chcąc go zatrzymać do czasu aż dziewczyna się
przy nich pojawi. – Dawno cię nie widziałam, co u ciebie?
-
Witaj Sam! – Powiedziała nieśmiało, spoglądając przelotnie na krzywiącego się z
bólu Simona. – U mnie wszystko w porządku, a u ciebie?
Samantha ignorując całkowicie jej pytanie,
ścisnęła ramię swego brata i wskazała go dłonią.
-
To jest mój brat Simon! – Powiedziała, obserwując ze śmiechem, jak jej zwykle
odważny brat, krępuje się z podaniem jej ręki. Dziewczyna zaczerwieniła się,
delikatnie wyciągając dłoń do Simona, równie zawstydzonego jak ona. Chciała
zostawić ich samych sobie i w końcu uwolnić Luka od rozmowy z ojcem, kiedy
wpadł jej do głowy szatański plan. Później mi za to podziękuje. – Jest starszy
od ciebie od dwa lata, wolny i zabawny. Może wybrałabyś się z nim na randkę?
-
Bardzo chętnie…
Simon
jęknął, gromiąc siostrę spojrzeniem, kiedy do ich uszu doszedł cichy głos Amy,
sprawiając, że rodzeństwo znieruchomiało. Sam roześmiała się widząc jak twarz
brata jaśnieje w grymasie, który można by było nazwać uśmiechem. Wycofała się
cicho, ciesząc się z powodzenia misji. Podeszła do Richarda oraz Luka. Ojciec w
chwili gdy ją spostrzegł zamilkł. Dosłyszała jedynie ostatnie jego słowa.
-
Nie możesz tego zrobić…
Sam zachodziła w głowę, co mogły
oznaczać te słowa. Nie chciała jednak zaczynać tematu, ponieważ ojciec z
pewnością nie powie jej o czym rozmawiali. „To co jest między mężczyznami, nie
jest przeznaczone dla uszu kobiet” – często powtarzał, nieświadomie denerwując
tym swą córkę.
-
Tato, czy mogłabym porwać swojego narzeczonego? – Spytała z podstępnym
uśmiechem, łapiąc Luka za ramię. – Chyba, że jeszcze nie skończyliście rozmowy?
-
Skończyliśmy. – Odparł ojciec, mierząc Moorea twardym spojrzeniem. Mina
narzeczonego uświadomiła jej, że rzeczy, o których rozmawiali nie należały do
najprzyjemniejszych. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie zrezygnować z
dowiedzenia się od ukochanego o co chodziło, lecz jej wrodzona niecierpliwość i
diabelska ciekawość, wzięły górę. Musieli tylko odejść, by nie zostać
podsłuchanymi przed Richarda. – Pamiętaj co ci powiedziałem!
Z tymi słowami, odszedł. Gdy zniknął
im z oczu, Sam natychmiast podjęła walkę o dowiedzenie się przebiegu ich
rozmowy.
-
Co ci powiedział? – Spytała, chcąc skrzyżować z nim spojrzenie, jednak Luke,
świadomie unikał jej wzroku, spoglądając gdzieś w bok. Kiedy ponowiła pytanie,
ten tylko wzruszył ramionami, wyburkując pod nosem, że rozmawiali o krowach.
Sam jednak nie dała się zwieść jego zapewnieniom i przez całą drogę na parking,
zatruwała mu życie. – No powiedz mi!
-
Sam przestań! Mówiłem ci, że rozmawialiśmy o bydle! – Jęknął, otwierając przed
nią drzwi do swego samochodu. Posłusznie wspięła się na siedzenie pasażera,
nagle jednak wyskoczyła z auta, wskazując mu dłonią by wsiadł. Luke roześmiał
się i o nic nie pytając, widząc przebiegły uśmiech na ustach narzeczonej, podał
jej kluczyki i wsiadł. Sam zajęła miejsce za kierownicą, nie mogąc uwierzyć, że
tak łatwo poszło. Samochód dla mężczyzny jest jak świętość, lecz widocznie dla
Luka nie był najważniejszy. Jednak gdy odpaliła i wjechała na piaszczystą
drogę, Doszły do niej jego słowa, przez co nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
– Uważaj by kogoś nie zabić!
Zaśmiewała się głośno przez kolejne
minuty, z uwagą obserwując drogę. Luke natomiast w milczeniu patrzył na nią,
czym strasznie ją peszył. Parę razy zwróciła mu uwagę, by jej nie rozpraszał,
ten jednak tylko machał dłonią lekceważąco, nie zaprzestając swych obserwacji.
-
Dokąd jedziemy? – Spytał niemal natychmiast, gdy skręciła w przeciwną drogę,
która nie prowadziła do ich domów. Sam cieszyła się w duchu, że o to zapytał.
Oczywiście nie miała zamiaru zdradzać gdzie się udają, lecz teraz będzie mogła
zadowolić swoją duszę, męcząc go zdawkowymi odpowiedziami. Tak też postąpiła.
Luke nie kryjąc irytacji, rozkazał jej zatrzymać auto, co posłusznie zrobiła,
gdyż i tak miała taki zamiar. Mężczyzna wyjrzał ciekawie przez okno, dostrzegając
starą stodołę, ich wspólnych sąsiadów McDowellów, która spłonęła na początku
lata. – Co ty kombinujesz?
Sam nie miała jednak takiego
zamiaru. Wyciągnęła z torebki pasek ciemnego materiału i okręciła go na swym
palcu.
-
Nie jesteśmy jeszcze na miejscu… - Szepnęła, uśmiechając się prowokacyjnie.
Zagryzła usta, kiwając palcem, każąc mu się zbliżyć. – Mam dla ciebie
niespodziankę, jednak muszę zawiązać ci oczy.
Ciężkie westchnienie wyrwało się z
męskich ust. Luke jednak nie protestował, gdy zasłaniała mu oczy. Wiedziała, że
Moore nie do końca jej ufał i sama była sobie temu winna, wywijając mu te
wszystkie numery. Teraz jednak nie chciała zrobić mu kawału.
Ponownie odpaliła samochód,
wjeżdżając na ścieżkę, przy stajni.
-
Mam nadzieje, że nie zrzucisz mnie ze skarpy, lub nie wepchniesz w gniazdo
węży…
W jego głosie słychać było, że
faktycznie się tego obawiał. Nic niestety nie mogła na to poradzić.
Niespodzianka, którą dla niego szykowała, nie miała w sobie węża… Przynajmniej
tego węża-gada.
-
Wiem, że mi nie ufasz, lecz zapewniam cię, że nie umrzesz od tego. –
Powiedziała z pewnością w głosie, zaraz jednak zagryzła usta w zastanowieniu.
Jakby o tym pomyśleć, zdarzały się przypadki takiej śmierci. – Przynajmniej mam
taką nadzieje…
Luke skrzyżował ramiona na piersi,
podskakując na siedzenie, gdyż autem zaczęło bujać. Droga którą mieli pokonać,
była dziurawa, jak cholera. Nawet przy małej prędkości, nie dało się tego
uniknąć.
-
Teraz zaczynam się bać…
Sam natomiast poza uważnym
obserwowanie drogi, gdyż nie chciała uszkodzić jego auta, zaczęła rozmyślać.
Luke nie był młodzieniaszkiem, oczywiście nie był jeszcze dość starym by
wypadałoby go określić mianem „starego dziada”, lecz w takim wieku najczęściej zdarzały
się problemy sercowe. A co jeśli jego serce nagle stanie? A może zatajał już
teraz swoją chorobę?
-
Nie chorujesz na serce, nie?
-
Na nic nie choruje! – Odparł ze zdenerwowaniem. Aż go korciło by zdjąć ciemny
materiał z oczu, gdyż przez rozmyślanie o jej niespodziance, kompletnie nie
obserwował drogi, którą zmierzali. Teraz nie wiedział gdzie jest, czego łatwo
by się domyślił, gdyby był skupiony. – Daleko jeszcze?
-
Już prawie jesteśmy. – Zapewniła go szczerze, gdyż właśnie dojeżdżali do skraju
lasu. Teraz musieli pokonać kilkanaście metrów ostępów, by znaleźć się u celu.
Zaparkowała samochód w cieniu drzew i wyskoczyła z niego błyskawicznie, chcąc
otworzyć drzwi, przed oślepionym tymczasowo mężczyzną. – Teraz się trochę
przespacerujemy…
Mrucząc pod nosem przekleństwa, dał
złapać się za ramię i prowadzić. Sam nie chcąc go irytować bardziej, ostrzegała
go przed przeszkodami, mówiąc by schylił się, lub by wyżej podniósł nogę. Choć
widok w którym runąłby na ziemię, byłby niezapomnianym… Musiała niestety
pohamować swą dziką duszę, zawsze starającą się komuś dopiec, gdyż bardzo
zależało jej na jego humorze. Mógł wprawdzie zerwać opaskę i posłać ją w
diabły, co zniweczyłoby jej plany.
-
Sam, jeśli zaraz tam nie dotrzemy, uduszę cię… - Syknął pod nosem, kiedy
omyłkowo, źle odmierzyła odległość i gałąź która miała ominąć jego głowę,
uderzyła wprost w jego czoło. Przeprosiła go zaraz i wspięła się na palce,
muskając delikatnie wargami jego usta. Chciała tym pocałunkiem, jakoś go
ułagodzić, co jej się najwyraźniej udało, gdyż na ustach mężczyzny zagościł
uśmiech. – Szantażystka…
Pozostałą cześć drogi pokonali w
milczeniu. Kiedy dotarli do chaty – celu ich wędrówki, Sam miała ochotę
podskoczyć z radości, gdyż od kilu minut wydawało jej się iż zabłądziła.
- Jesteśmy!
– Krzyknęła, kątem oka zauważając, że Luke unosi dłoń chcąc zerwać z oczu
materiał. Pisnęła, łapiąc go błyskawicznie za nadgarstek. – Jeszcze nie
zdejmuj!
Szybkim krokiem ruszyła do chaty.
Wydobywając klucz z torebki, otwarła kłódkę. Pchnęła drewniane drzwi, z
zadowoleniem stwierdzając, że nikogo tu nie było. Pewnie stało się tak dlatego,
że zapięła drzwi kłódką. Nie po to wstała rannym świtem i tak ciężko pracowała
by teraz jej plany szlag trafił. Musiała się jakoś zabezpieczyć.
-
Daj mi chwilę. – Poprosiła, wprowadzając mężczyznę do środka i szczelnie
zamykając drzwi. Podeszła do piecyka teraz już czystego i biorąc zapałki
zapaliła świece, które z taką starannością rozmieszczała tu dzisiejszego ranka.
Luke chrząknął pod nosem, przestępując nerwowo z nogi na nogę. – Nie denerwuj
się kochanie, zaraz ci ją zdejmę.
-
Kochanie? – Spytał lekko zachrypniętym głosem. – Czuje zapałki… Chyba nie
chcesz mnie spalić?
Zaprzeczyła ruchem głowy, jednak
mężczyzna nie mógł tego zobaczyć, dlatego też powiedziała mu, że nie spłonie.
Zaraz jednak w jej głowie, pojawiło się zboczone skojarzenie. Chciała żeby
płonął, lecz nie od ognia! Odpędzając natrętne myśli, zapaliła ostatnią
świeczkę i biorąc się pod boki, rozejrzała po pomieszczeniu.
Efekt, który jej powstał był nawet
lepszy niż się spodziewała. Rybacka chatka, po kilku godzinach uciążliwych
prac, nie lepiła się już od kurzu i brudu. Na czystych meblach licznie paliły
się świece, nadając romantycznego nikłego światła, pomieszczeniu pozbawionemu
okien. Sam ciężko pracowała, by nadać temu miejscu blasku. To jednak było
niemożliwe, więc postarała się pozbywając się robali, zakurzonych podług,
pajęczyn i wszystkiego co wydawało jej się wstrętne. Teraz prawie nic nie
zostało w chatce, oprócz mebli, na których ustawiła świece. Podłoga umyta
kilkakrotnie, zapraszała by na niej usiąść, lecz i to im nie groziło.
Przywieziony po porządkach materac ustawiła na środku pomieszczenia, gdyż nie
bardzo wyobrażała sobie by robić to co planowała, na podłodze, lub na
skrzypiącym starym łóżku, którego zresztą się pozbyła. Tutaj wszystko się
zaczęło i tu musiało mieć swój finał… Świadomie wybrała to miejsce, gdyż tu
nikt im nie będzie przeszkadzał, ani nie będzie ich szukał.
-
Gotowe! – Powiedziała, nagle odczuwając strach, bo to wcale nie musiało mu się
spodobać. Zaczęła żałować, że nie powiedziała mu wprost czego oczekuje i jakie
ma plany. – Możesz ściągnąć opaskę…
Luke jednym, zdecydowanym ruchem
zerwał czarny materiał i oniemiałymi z wrażenia oczami, lustrował
pomieszczenie. Kiedy przez parę minut się nie odzywał, Sam zaczęła wpadać w
panikę. Spojrzała na niego, uśmiechając się lekko, lecz ten wpatrywał się w tej
chwili w materac, pokryty kocem i leżącym nieopodal poduszkom.
-
Sam… - Wyszeptał, odwracając na nią swoje zielone oczy, przepełnione
pożądaniem. Nie wiedział co powiedzieć. Widać było, że bardzo się napracowała,
przygotowując to miejsce. – Nie wiedziałem, że…
-
Jak to nie wiedziałeś? – Spytała, kładąc mu dłonie na piersiach i gładząc
delikatny materiał koszuli, podniosła spojrzenie na jego twarz. – Przecież
obiecałeś zostać moim kochankiem.
-
Wiem, lecz nie sądziłem, że mówisz poważnie.
O mało co nie roześmiała mu się w
twarz. Ktoś taki jak Luke musiał wiedzieć, że ona wszystko mówiła poważnie.
Nigdy nie zrobiłaby sobie żartów, szczególnie jeśli chodzi o seks. Zaraz jednak
się zmartwiła, gdyż jego słowa świadczyły o tym, iż nie ma pojęcia o jej
uczuciach. Sam była pewna, że Luke nie traktuje jej jak przelotnej przygody,
lecz ona nigdy go o tym nie zapewniła.
-
Luke… - Szepnęła, nie wiedząc czy powiedzieć mu to wprost, dwoma prostymi
słowami, których używali zakochani, czy może zrobić to inaczej. Nie chciała się
wygłupić. Nigdy też nie powiedziała tego żadnemu mężczyźnie, dlatego niejako
czuła skrępowanie. W końcu zbierając w sobie wiele odwagi, podniosła na niego
spojrzenie, chcąc w chwili mówienia patrzeć mu prosto w oczy. – Pragnę cię…
W pomieszczeniu zapadła długa cisza.
Luke nie poruszył się ani o krok, a Sam także znieruchomiała. Liczyła na jakąś
odpowiedź, lecz widocznie źle oceniła sytuację. Chciała się odwrócić, by
schować rumieniec wstydu, który nagle wpełzł na jej twarz, kiedy mężczyzna
chwytając ją za ramiona, przyciągnął do siebie, składając na kobiecych wargach
czuły pocałunek. Sam zdążyła tylko jęknąć w jego wargi. Początkowo delikatne
muśnięcia, przerodziły się w coraz to śmielsze całusy, a dłonie po omacku
szukały ciała tego drugiego, chcąc dobrać się do nagiej skóry.
-
Cholera… - Jęknęła Sam miedzy pocałunkami, nie radząc sobie z zapięciem
koszuli. Jej drżące palce, przesuwały się po guzikach, nie mogąc ich złapać.
Luke natomiast nie miał z tym problemów. Błyskawicznie rozpiął jej suwak, a
chwilę po jej słowach, sukienka leżała u jej stóp. – To niesprawiedliwe!
-
Chcesz bym od teraz chodził w sukienkach?
Na jego ustach zagościł szeroki
uśmiech. Sam natomiast prychnęła pod nosem, walcząc z zapięciem. Chciała jak
najszybciej dostać się do jego nagiej piersi, lecz ręce nie chciały z nią
współpracować. Po kilku próbach chciała poprosić by jej pomógł, lecz nie musiała
tego robić. Widząc jej usilne starania, pozbawienia go odzienia, rozpiął dolne
guziki, zostawiając jej jeden zapięty. Szczęśliwa pewnym ruchem, odpięła
ostatnie zabezpieczenie i szarpnęła za koszule, chcąc pozbawić go ubrania jak
najszybciej. Jej oczom ukazała się pięknie wyrzeźbiona klatka piersiowa,
pokryta ciemnym owłosieniem. Otwartymi do granic niemożliwości powiekami
chłonęła piękny widok, nie wiedząc czy może dotknąć jego skóry. Bała się by
obraz nagle nie zniknął, a rzeczywistość nie okazała się snem.
-
Jesteś… - Wyszeptała, szukając w myślach idealnego określenia, lecz zmącony
umysł, poopowiadał jej tylko jedno. – Seksowny…
Luke zaśmiał się zmysłowo, nie mogąc
powstrzymać dłoni przed dotknięciem jej piersi. Sam natomiast przejechała dłonią
po jego umięśnionym brzuchu, jednocześnie ustami szukając jego warg. Ponownie
złączyli się w pocałunku, jednak tym razem nie hamowali swych instynktów.
Przywarli do siebie prawie, ze zwierzęcą siłą, badając dłońmi swe płonące od
pożądania ciała. Sam straciła poczucie czasu, koncentrując uwagę tylko na jego
osobie, myśląc tylko o nim. Nawet nie spostrzegła, kiedy mężczyzna pozbawił ją
resztek okrycia i opadł z nią na materac. Dotyk męskich dłoni sprawiał jej
niewiarygodną przyjemność, jej ciało płonęło, a umysł przestał odbierać
jakiekolwiek bodźce. Kiedy poczuła jego dłoń na wewnętrznej stronie uda,
zmierzającą ku górze do jej kobiecego miejsca, zadrżała.
-
Co ty?! – Jęknęła, chwytając błyskawicznie za jego ramię. Luke zatrzymał dłoń,
lecz nie zabrał jej z pomiędzy dziewczęcych ud. Sam błagalnie patrzyła mu w
oczy. Nagle poczuła strach, niepewna tego, co mężczyzna sobie o niej pomyśli. –
Nie chce…
- Chcesz.
– Powiedział pewnie, przyciskając usta do jej rozchylonych warg, tłumiąc jej
protesty. Dłonią dotarł do jej sekretnego miejsca, a Sam jęknęła, rozchylając
oczy ze zdumienia i niedowierzania. Palce delikatnie gładziły kobiece łono doprowadzając zmysły do szaleństwa. Sam wbiła
paznokcie w jego ramiona, wijąc się pod jego dotykiem. Jej uczucia były w tej
chwili sprzeczne, z jednej strony chciała by przestał, z drugiej pragnęła by
nigdy nie skończył. – Mówiłem, że chcesz?
Oderwał od niej usta, przenosząc je
na szyje dziewczyny, zmierzając w słodkiej wędrówce do jej piersi. Nie
zaprzestał, gładzenia intymnego miejsca, jednocześnie, z każdym muśnięciem,
zbliżając się do jej stwardniałych, odstających brodawek. Przesunął po jednej
językiem, a Sam, odchyliła głowę, wyprężając swe plecy, jęknęła jego imię.
Zaśmiał się cicho widząc jak reaguje na jego dotyk. Była to swojego rodzaju
duma, która mile połechtała jego męskie ego. Dziewczyna była słodka, a on siłą
powstrzymywał się, by nie wziąć jej od razu. Wiedział jednak, co było widać po
jej żywych reakcjach, że nie powinien ulegać pomysłom, by zrobić to szybko i
mocno. Niewinność Sam była widoczna, jak na dłoni.
Przyłożył usta na jej brodawek,
pieszcząc językiem jedną z nich, za to drugą ścisnął palcami. Początkowo
obrysowywał kółka wokół sterczącego sutka, a później przyssał się do piersi,
przygryzając ją zębami. Sam wijąc się z narastającego niepokoju, chwyciła go za
kark, szarpiąc czarne włosy. Luke oderwał usta od jej skóry, ponownie
przywierając nimi do warg kochanki.
-
Luke… Proszę…
Moore, chciałby jeszcze chwilę ją
pomęczyć, lecz jego lędźwie nie miały się tak dobrze. Pragnienie aż wzmogło w
nim ból, a jednym sposobem na ugaszenie płomieni jakie w nim zapłonęły, była
jego seksowna, pociągająca sąsiadka. Bez dalszych gierek, zrzucił dżinsy,
pozbawiając swe biodra bokserek i nagi ułożył się pomiędzy jej rozchylonymi
udami.
-
Jesteś diabłem… - Syknęła Sam, próbując zobaczyć to co w męskiej fizjologii
interesowało ją najbardziej. Kiedy jej oczy napotkały, męski narząd, oczy o
mało nie wyszły jej z orbit. Zlękła się, gdyż nie była pewna czy aby to „coś”
nie jest dla niej zbyt duże. – Luke…
-
Spokojnie kochanie. – Szepnął, chwytając za uda dziewczyny. Naprowadził męskość
na jej łono i już myślała, że da upust swemu pragnieniu. Ten jednak zanim w nią
wszedł spojrzał w jej niebieskie oczy z miłością. – Kocham cię…
Sam rozczuliła się tym wyznaniem i
pewnie odpowiedziałaby mu tym samym, gdyby nie twardy członek, który wdarł się
w nią. Jęknęła, a po jej policzkach pociekły łzy. Luke natomiast szybko je
scałował, szeptając do jej uszu, słodkie słówka. Po paru długich chwilach, ból
zelżał, a Sam, udobruchana przez pocałunki kochanka, poruszyła niespokojnie
biodrami, zarzucając dłonie na jego barki, rozszerzając uda. Luke poruszył się
delikatnie, patrząc Sam w oczy. Ta uśmiechnęła się muskając delikatnie jego
wargi. Przejechała dłonią po zarośniętym policzku, chwytają za brodę,
przyciągając jego twarz bliżej. Złączyli się w czułym pocałunku, a męskie
biodra zaczęły się rytmicznie poruszać. Jęki, sapania i urywane słowa wypełniły
pomieszczenie. Z każdą minutą pchnięcia stawały się coraz bardziej zdecydowane,
dłuższe, mocniejsze. Kiedy nadchodziło spełnienie, Sam wygięła swe plecy, a
ostatnie jęki wydobyły się z jej ust. Ich ciałami wstrząsnął dreszcz, a pot
spływał po ich ciałach. Luke opadł na poduszki dysząc jak po długim biegu. Od
razu przyciągnął ramieniem, dziewczynę i złożył na jej wilgotnym czole długi
pocałunek.
-
Dziękuje.
-
Dziękujesz? – Wysapała Sam po kilku minutach, gdyż szukała w głowie odpowiedzi,
dlaczego mógłby jej dziękować. Ponieważ nie była do końca pewna, cóż to
takiego, spytała. – Za co?
Luke zaśmiał się pod nosem,
przesuwając delikatnie palcami po jej nagim ramieniu.
-
Spełniłaś moje marzenie…
Sam podniosła się na łokciach,
mierząc go zadziwionym spojrzeniem. Nie do końca wiedziała o czym mówi. Czyżby
uprawianie z nią seksu, należało do jego marzeń? Luke widząc głęboką
konsternację na jej twarzy postanowił wyjaśnić jej wszystko. Skończył się czas
w którym musiał się kryć z uczuciami do tej dziewczyny…
-
Pamiętasz jak spotkaliśmy się tu po raz pierwszy?
-
Nie chce tego słuchać. – Poderwała się nagle, przechodząc do siadu, chcąc
wyrwać się z jego objęć. Luke natomiast, trzymał ją mocno. Nie miała zamiaru
przypominać sobie tego upokarzającego wieczoru, w którym ją odrzucił. Fuknęła
pod nosem z wściekłości, szarpiąc się z całych sił, by się uwolnić. – Puszczaj!
-
Sam posłuchaj… - Urwał na moment, przyciągając ją do swej piersi z całych sił.
Po czym zaczął swą opowieść…
- Witaj Richard! – Krzyknął Luke,
schodząc w pośpiechu ze swego palomino. Rozejrzał się ciekawie po farmie,
dziwiąc się, że wielu z pracowników dosiadało wierzchowców, dzierżąc w dłoniach
strzelby. Zwykle spokojny Richard, teraz z twarzą, na której wymalowało się
przerażenie, wdrapywał się właśnie na swego szarego ogiera. Pewnie by go nie
zauważył, gdyby mężczyzna, nie stanął przed jego koniem i nie chwycił za cugle.
– Wpadłem nie w porę?
- Luke… - Stwierdził smutno, mrugając
wściekle oczami, jakby faktycznie dopiero teraz go dojrzał. Westchnął ciężko,
mierząc go przepraszającym spojrzeniem. – Przepraszam, ale nie mogę teraz z
tobą mówić…
Już
miał się odwrócić, kiedy Luke wykorzystując jego zdenerwowanie, wypytał go o
wszystko. Przez kilka minut Richard plótł trzy po trzy, a Moore naprawdę musiał
się wysilić, by zrozumieć cokolwiek z tego, co mówił. Nagle jednak zesztywniał,
gdy sąsiad przeszedł do konkretów.
- Koń Sam wrócił bez niej…
Dalsza
część wypowiedzi nie została dosłyszana przez Luka. Serce mu stanęło na myśl,
że dziewczynę spotkało coś złego. Sam była głównym powodem dla których
odwiedzał sąsiadów tak często. Uwielbiał patrzeć na jej uśmiech, zaczerwienione
policzki, słuchać melodyjnego tonu jej głosu… Nie mógł dopuścić do siebie
myśli, że spotkało ją coś złego. Zanim zdążył pomyśleć, już wsiadał na konia,
zatrzymując dłonią pracowników Richarda.
- Przywiozę ją. Nie ma potrzeby byś
także błądził.
Richard
posłusznie zszedł z konia, słuchając rad Luka. Sąsiad cierpiał na bardzo
poważne bóle kręgosłupa, a jazda konna z pewnością nie była dla niego miła.
Moore pogonił swojego wierzchowca i chwilę później już go nie było.
Gnał
jak szalony po pastwiskach, nawołując Sam po imieniu. Nie wiedział gdzie dziewczyna
mogła być. Kiedy Richard poinformował go, że koń wrócił bez Sam, nie wiedział
co mogło się stać. Miał tylko nadzieję, że dziewczyna nie została napadnięta.
Kiedy dojechał do lasu, grzmoty się wzmogły, a z nieba poleciały pierwsze
krople deszczu. Nie miał jednak czasu na odpoczynek, Sam pewnie była
przerażona.
Przez
długie minuty przeciągające się jakby trwało to godzinami, rozmyślał o małej
wiecznie uśmiechniętej nastolatce. Lubił ją i nie chciał by cokolwiek się jej stało.
Niekiedy nawet czuł, że mógłby pokochać ją szczerze gdyby nie to, że dziewczyna
była tak młoda. Czasami czuł się jak pedofil, kiedy na nią spoglądał, chwaląc w
myślach jej sylwetkę, uśmiech, błysk jej oczy kiedy na niego patrzyła.
Wiedział, że nastolatka była w nim zakochana, lecz nie miał sumienia by
odpowiedzieć na jej uczucia. To co czuł było mało ważne. Ta 9-letnia różnica
nie dawała mu spokoju. Parę razy miał ochotę ją pocałować, czy przytulić, lecz
w ostatniej chwili się przed tym powstrzymywał. Była stanowczo za młoda…
Kiedy
opady się wzmogły, pomyślał by przejechać drogą do starej chatki rybaka, by
przeczekać i kontynuować poszukiwania właśnie z niej. Zawrócił niechętnie
konia, modląc się by Sam także skryła się przed deszczem. Kiedy dojechał do
małego, drewnianego domku, zauważył, że z małej kominnej rury się kopci, co
tylko skojarzyło mu się z obecnością rybaka. Mając nadzieję w sercu postanowił
spytać czy może mężczyzna nie widział Sam i po chwili odpoczynku, postanowił
ruszyć w dalszą drogę.
Nie
siląc się na powitanie, ani pukanie, otworzył mocno drzwi…
-
Później uciekłaś do domu… - Powiedział Luke i przeszedł do dalszej części
opowieści…
Kiedy wściekła
dziewczyna skryła się w domu, Luke uśmiechnął się do siebie. Tak bardzo się
cieszył, że dziewczyna jest już bezpieczna.
- Och Sam…
Szepnął
pod nosem, wspinając się na swego konia. Sam była diablicą. Ciągle czuł na
ustach jej nieśmiałe pocałunki oraz jej ciało, które tak mocno na niego
oddziaływało. Posłuchał głosu rozsądku, który podpowiedział mu by nie ulec uczuciom.
Był mężczyzną i od prawie dwóch miesięcy nie miał kobiety. Ciało nastolatki
wydało mu się pociągające i gdyby nie znał jej wieku z pewnością skorzystałby z
okazji. Niestety Sam była jego sąsiadką. Uważał, że zasługuje na miłość, na
kogoś kto zaproponuje jej małżeństwo… Luke nie bardzo widział się w roli męża
dziewczyny, przynajmniej nie teraz…
- Wyrośnij na piękną kobietę… - Szepnął
po nosem, uśmiechając się coraz szerzej. – I kochaj tylko mnie…
-
Czekałeś na mnie? – Spytała Sam, dłonią gładząc jego nagi tors. Luke spojrzał
na kochankę, która w trakcie opowieści, uspokoiła się i ufnie przytuliła do
jego piersi. To co powiedział wyjaśniało sytuację z przeszłości, przez którą
przez tyle lat miała do niego żal. – To znaczy, że mnie kochasz?
Na jej ustach zagościł szeroki
uśmiech, a palec kołem obwodził jego sutek. Luke zagryzł usta, mając ochotę
nigdy nie wypuszczać kobiety z ramion. Sam musiała być jego, zwłaszcza po tym
co wykrzykiwała w chwilach spełnienia.
-
Kocham.
Jego wyznanie zbiło ją trochę z
tropu i sprawiło, że na jej twarzy zagościł rumieniec. Po dłuższej chwili,
kiedy to milczał, zastanawiała się czy aby teraz on nie powinien spytać, czy
jej także na nim zależy, jednak Luke nigdy nie postępował według jej planów… W końcu nie wytrzymując postanowiła
przemówić.
-
A ty nie spytasz, czy cię kocham?
-
A po co? – Spytał od niechcenia, wzbudzając w dziewczynie gniew. Miała ochotę
teraz go zabić, za ten ton. Przeklęty dupek! Co on sobie wyobraża?! – Wiem co
czujesz…
-
A nie chcesz tego usłyszeć?! – Krzyknęła wściekle, uderzając z mocą w męskie
ramię. Luke roześmiał się przewracając ją na plecy i muskając wargami jej
skrzywione usta. – Wstrętna łajza!
Luke pochylił się nad jej uchem
powtarzając słowa, które wydobywały się z ust kobiety w chwilach spełnienia.
Sam słuchając jego spokojnego tonu, z każdym słowem, czerwieniła się coraz
bardziej, gdyż nie panowała nad tym co mówiła, myśląc, że Luke nie zapamięta
jej słów. On zapamiętał je wszystkie…
-
Kocham cię…
Wyszeptała, ufnie przyciągając go do
siebie. Bardzo chciała powtórzyć ich niedawne wyczyny, a widząc przebiegły
uśmiech Lukasa, wiedziała, że nie tak szybko wróci dzisiaj do domu…