-
Na pewno nie będziemy nikomu przeszkadzać? – Spytała Sam, kiedy siedzieli w
samochodzie, zmierzając ku Lucky Dream.
Luke
pokiwał tylko głową, wyjaśniając krótko, że rodzice zjawią się w domu dopiero
wieczorem. Sam jednak ciągle miała wątpliwości czy dom Luka jest pusty.
Pomyślała o zniknięciu Alex i Toma. Co będzie jeśli się okaże, że są… zajęci?
Zaraz jednak pokręciła energicznie głową. Przyjaciółka była nieśmiała, więc
skąd miała takie myśli? Na pewno ciągle są na festynie, a ona tylko
niepotrzebnie zajmuje sobie tym głowę.
Odprężyła
się, obserwując męski profil Luka. Jaki on jest przystojny… - Pomyślała w
pierwszej chwili, wodząc spojrzeniem po jego twarzy. Czarne włosy ułożone tego
dnia z większą starannością niż zwykle, zawijały się na jego mocnym karku. Ciemny
Zarost sprawiał, że Sam westchnęła ciężko. Najchętniej przejechała by po nim
dłonią, lecz bała się wyprowadzić go z zamyślenia nad drogą. Wszyscy byli
dzisiaj bardzo eleganccy, lecz Luke był w jej oczach najprzystojniejszym ze
wszystkich. Ciemno-szary garnitur dodawał mu klasy. Nie raz tego dnia widziała
jak parę kobiet zatrzymuje wzrok na jego pociągającej sylwetce. Na szczęście
nie odstępowała go na krok i gdy tylko zaobserwowała takie spojrzenia,
pokazywała harpiom, że ten facet należy do niej. Lukas wyglądał tego dnia
idealnie. Właśnie tak jak powinien. Niebezpiecznie seksownie i pociągająco…
-
Jesteśmy! – Wyłączył warczący silnik i spojrzał na zaskoczoną Sam. Nie sądziła,
że aż tak zatraciła się w rozmyślaniach o jego urodzie. Wyskoczyła z samochodu
i stanęła obok narzeczonego. – Chyba jednak nie będziemy sami…
Sam powędrowała za jego spojrzeniem,
patrząc na niebieski terenowy wóz Toma. To znaczyło, że nie tylko oni wpadli na
ten pomysł. Wzdychając pod nosem, ruszyli do wielkiego domu. Gdy tylko
przekroczyli próg, stając na drewnianej podłodze, do ich uszu dobiegł kobiecy
głos.
- Pomocy!
– Trochę łamiący się głos, dochodził z piętra. Luke nie oglądając się na Sam
pobiegł w stronę schodów, pokonując po kilka stopni naraz. Dziewczyna nie chcąc
zostać sama ruszyła za nim. Głos nie wydawał jej się znajomy toteż chciała
zobaczyć do kogo należy. – Jak dobrze, że to ty!
Sam przystanęła w progu, a jej brwi
uniosły się w zdumieniu. Na łóżku w pokoju leżała starsza kobieta, na oko
wyglądająca na 80 lat. Siwe włosy miała dość gęste, a czujne ciemne oczy,
spoglądały na nią w zdumieniu, zza szkieł grubych okularów w czerwonych
oprawkach. Niebieska bluzka i długa spódnica w fioletowe motyle i czerwone
kwiaty, zaciekawiły Sam, lecz nie tak kim jest ta starsza pani. Nigdy wcześniej
nie widziała tej kobiecinki…
-
Czyż to nie Sammy? – Spytała staruszka, poklepując Luka po kolanie. Mężczyzna
tylko wzruszył ramionami i pokiwał głową. Sam natomiast wpadła w jeszcze
większe zdziwienia, gdyż nie przypominała sobie jej twarzy. Kobieta skądś ją
znała, lecz była pewna, że nie spotkały się wcześniej. – Wnusiu nie stój tak i
przedstaw mi ją!
Luke podniósł dłoń i pogładził nią
swój kark. Sam podeszła bliżej i podała dłoń starszej pani.
-
To jest Samantha Anderson. Sam to jest… - Zawahał się na chwilę, patrząc jak
twarz staruszki rozjaśnia się w uśmiechu. – Moja babcia.
Sam odwzajemniła uśmiech, we wnętrzu
dostając szoku. Nigdy nie słyszała by Luke miał babcie. Jego rodzinę znała
tylko z widzenia, lecz tą kobietę widziała po raz pierwszy w życiu. Nigdy także
nie słyszała by ktokolwiek o niej wspomniał.
-
Violet Moore! – Przedstawiła się kobieta, machając ręką na swego wnuka, który
ciągle stał w milczeniu. – Wiele o tobie słyszałam Sam. Luke ciągle o tobie
mówi.
Szatynka spojrzała na narzeczonego
nie kryjąc zdziwienia. Bardzo była ciekawa co takiego powiedział babci na jej
temat.
-
Chciałabym powiedzieć to samo, jednak nawet nie wiedziałam o pani istnieniu. –
Przyznała szczerze, mierząc Luka nienawistnym spojrzeniem. Ten jednak odwrócił
wzrok i nie pytając o nic, wziął staruszkę w ramiona i robiąc kilka kroków,
skierował się do drzwi. – Dokąd idzi…
-
Weź koc. – Stwierdził krótko, znikając z pokoju. Sam nie tracąc czasu chwyciła
zielony materiał i wybiegła za nimi. Nie wiedziała po co był im koc, ani też po
co Luke porwał swoją babcie. Wszystko zrozumiała, gdy znaleźli się na dole. –
Pewnie już nie mogłaś wtrzymać na górze?
Sam zrobiła się głupio, gdyż
nieczęsto spotykała sparaliżowane osoby. Violet poprawiła okulary i wyciągnęła
dłoń po koc, który bez wahania jej podała. Staruszka siedziała na wózku
inwalidzkim, przez co Sam poczuła smutek.
-
Nie przejmuj się kochanie. – Szepnęła biorąc ze stolika w salonie, w którym się
znajdowali, robótkę ręczną. Wskazała jej głową kanapę, którą bez wahania
zajęła. – To, że mnie nie znasz to nic strasznego. Będziemy miały jeszcze wiele
chwil by porozmawiać.
Pokiwała głową, przywołując na twarz
uśmiech. Luke usiadł obok Sam, zamykając w dłoni jej rękę. Dziewczyna ścisnęła
ją mocno, w ten sposób przepraszając za swe wcześniejsze podejrzenia. Przez
kolejne minuty staruszka całkowicie zdominowała rozmowę. Była fantastyczną kobietą
– zabawną i pozytywnie myślącą. Sam świetnie bawiła się w jej towarzystwie.
-
Pamiętam jak jeszcze biegał z gołym tyłkiem po domu! – Krzyknęła babcia, prawie
krztusząc się ze śmiechu. Luke jęknął pod nosem, a na jego policzkach pojawił
się delikatny rumieniec. Sam roześmiała się, gdyż na tych słowach nie kończyła
się opowieść. – Straszny smyk był z tego naszego Luka. Zawsze wsadzał mi żaby
pod kołdrę.
-
Babciu…
Sam wybuchła śmiechem, słuchając
uważnie jej opowieści. Szczerze polubiła panią Moore i nie smuciła się, że
kobieta jest w domu. Nie mogli jej zostawić i pobyć przez trochę tylko ze sobą,
lecz nie była zła z tego powodu. Dobrze się bawiła słuchając o małym Luku.
Nagle do ich uszu dobiegł jakich trzask, jakby ktoś zbiegał po schodach.
Zamilkli wychylając głowy z salonu. Tuż przed ich oczami dostrzegli nagle Alex,
która niestety ich nie zauważyła. Gdy zniknęła im z oczu, pojawił się Tom,
który także nie spoglądając na salon, wybiegł w ślad za Alex. Babcia Odkładając
robótkę, podjechała wózkiem do okna i wyjrzała na zewnątrz. Sam także korciło
by podbiec i spojrzeć co dzieje się na podwórku, lecz siłą się powstrzymała by
tego nie zrobić.
-
Wcześniej… Narobili hałasu, a teraz się kłócą. - Szepnęła staruszka, cmokając
głośno, odchylając delikatnie firankę. – A specjalnie udawałam, że śpię…
Sam jęknęła pod nosem zastanawiając
się o jaki hałas chodziło staruszce. W jej myślach było tylko jedno, jak Alex
mogła hałasować z Tomem. Zaczerwieniła się, patrząc pytająco na Luka. Ten
jedynie uśmiechnął się szeroko, opadając na oparcie kanapy.
-
Ładna dziewczyna… - Szepnęła Violet, opuszczając zasłonkę i podjeżdżając
wózkiem z powrotem do stolika obok kanapy. – Mam nadzieje, że w końcu doczekam
się prawnuków.
Sam pisnęła cicho, przysłaniając
dłonią usta. Teraz wszystkie wątpliwości zostały rozwiane. Staruszka z
pewnością mówiła… Zaraz roześmiała się nie podejrzewają koleżanki o ten krok.
Musiała jak najszybciej dowiedzieć się od niej jak było.
-
Na pewno się doczekasz babciu. – Szepnął Luke, podnosząc dłoń Samanthy, na
której był pierścionek. Staruszka krzyknęła i zaczęła podskakiwać na swoim
wózku. – Sam i ja wkrótce weźmiemy ślub.
Plany weselnie całkowicie zmieniły
tą spokojną kobietę na wózku, w wulkan. Violet zaczęła opowiadać o swoim
własnym weselu z ożywieniem, licząc na to iż oni także zorganizują wspaniałe i
huczne weselisko. Sam jednak nie chciała burzyć jej planów, w milczeniu
przysłuchiwała się jej pomysłom, przytakując co jakiś czas głową. Niestety Luke
tak naprawdę nie był jej narzeczonym i nigdy nie spotkają się na ślubnym
kobiercu. Ogarnęła ją złość, której nie umiała powstrzymać.
-
Mam tego dość! – Krzyknęła podnosząc się z kanapy i kierując ku drzwiom. Luke
poderwał się z mebla nie rozumiejąc jej nagłego wybuchu. – Z nami koniec!
Wybiegła na zewnątrz, nie rozumiejąc
co ją nagle napadło. Na myśl o ślubie, który miał się nigdy nie odbyć poczuła
złość. Zachciało jej się płakać, gdyż Lukas nigdy nie będzie jej mężem. A ona
tak bardzo tego chciała…
Wybiegając na zewnątrz, myślała że
natknie się na Alex i Toma, jednak nigdzie ich nie dostrzegła. Nie było także
niebieskiego samochodu. Nie miała siły by zostać dłużej w towarzystwie kobiety,
którą tak jawnie okłamywali. Nie chciała kłamać, nie chciała ich oszukiwać…
-
Luke ty głupku… - Szepnęła, a łzy rzewnie popłynęły po jej policzkach.
Pociągnęła nosem, przytykając dłoń do drżących ust. Chciała się uspokoić, lecz
przygryzanie warg, czy powtarzanie sobie w myślach, że jest idiotką nie
pomagały. – Nienawidzę cię…
Nagle poczuła na ramionach silne
męskie ramiona, które ją objęły przyciągając do siebie. Nie musiała go widzieć
by wiedzieć kim jest.
-
Kochanie…
-
Chyba mnie z kimś pomyliłeś! – Krzyknęła, łamiącym się od płaczu głosem. Zawsze
starała się być twarda i nigdy nie pokazać nikomu swych łez. Teraz jednak coś w
niej pękło. – Jesteś największym idiotą jakiego znam!
Luke szybkim ruchem, obrócił ją
twarzą do siebie i przytulił ją mocno do swej mocnej piersi. Sam przez chwilę
chciała się wyrwać, jednak Lukas nie ustępował. Kompletnie ignorując jej
protesty, gładził ciemne włosy, całując czubek jej głowy.
-
Nie chce kłamać… - Szepnęła spokojnie, gdy się uspokoiła. Dłońmi objęła go w
pasie, wtulając się mocniej w jego tors. Luke był tak ciepły, tak ładnie
pachniał… - Nie potrafię ich tak oszukiwać.
Mężczyzna uniósł palcem jej brodę i
spojrzał głęboko w niebieskie oczy. Pogładził mokry policzek, uśmiechając się
delikatnie. W jego oczach czaiło się pożądanie.
-
Nikogo nie okłamujemy. – Stwierdził poważnie, muskając ustami jej powieki. –
Nigdy nie udawałem…
Sam zesztywniała słysząc jego słowa.
To by oznaczało, że Lukowi naprawdę na niej zależało. Uśmiechnęła się
delikatnie, wspinając się na palce, wystawiając usta do pocałunku. Brunet nie
zwlekając zbyt długo, zamknął jej twarz w dłoniach i musnął leniwie jej wargi.
Po paru delikatnych pocałunkach, Sam zapragnęła więcej. Odważnie złapała za
poły jego marynarki i przyciągnęła go bliżej. Z ukrywaną namiętnością przyssała
się do jego ust, przejeżdżając językiem po dolnej wardze mężczyzny. Luke jęknął
w jej usta i zapewne ich pocałunek tak by się nie skończył, gdyby nie nagły
warkot silnika.
-
Wszędzie cię szukałam! – Rose wyskoczyła z samochodu, miotając się ze złości.
Sam uniosła brwi w zdumieniu, lecz nie odsunęła się od Luka. Nie mogła
uwierzyć, że matka tak przejęła się jej nieobecnością. Niestety kobieta to nie
o nią się martwiła. – Alex gdzieś zniknęła! Wszędzie jej szukałam!
Sam uśmiechnęła się, widząc
przerażoną minę rodzicielki.
-
Nie martw się, Alex się nie zgubiła…
życie Sam i Luka wychodzi na prostą, najwyraźniej pokonali w końcu swe uprzedzenia odnośnie wieku i otworzyli się na siebie. Cieszę się, że są już szczesliwi, oby tak dalej xD
OdpowiedzUsuńjestem big fanem tej pary