piątek, 14 sierpnia 2015

21. Nie chce kłamać…



- Na pewno nie będziemy nikomu przeszkadzać? – Spytała Sam, kiedy siedzieli w samochodzie, zmierzając ku Lucky Dream.
Luke pokiwał tylko głową, wyjaśniając krótko, że rodzice zjawią się w domu dopiero wieczorem. Sam jednak ciągle miała wątpliwości czy dom Luka jest pusty. Pomyślała o zniknięciu Alex i Toma. Co będzie jeśli się okaże, że są… zajęci? Zaraz jednak pokręciła energicznie głową. Przyjaciółka była nieśmiała, więc skąd miała takie myśli? Na pewno ciągle są na festynie, a ona tylko niepotrzebnie zajmuje sobie tym głowę.
Odprężyła się, obserwując męski profil Luka. Jaki on jest przystojny… - Pomyślała w pierwszej chwili, wodząc spojrzeniem po jego twarzy. Czarne włosy ułożone tego dnia z większą starannością niż zwykle, zawijały się na jego mocnym karku. Ciemny Zarost sprawiał, że Sam westchnęła ciężko. Najchętniej przejechała by po nim dłonią, lecz bała się wyprowadzić go z zamyślenia nad drogą. Wszyscy byli dzisiaj bardzo eleganccy, lecz Luke był w jej oczach najprzystojniejszym ze wszystkich. Ciemno-szary garnitur dodawał mu klasy. Nie raz tego dnia widziała jak parę kobiet zatrzymuje wzrok na jego pociągającej sylwetce. Na szczęście nie odstępowała go na krok i gdy tylko zaobserwowała takie spojrzenia, pokazywała harpiom, że ten facet należy do niej. Lukas wyglądał tego dnia idealnie. Właśnie tak jak powinien. Niebezpiecznie seksownie i pociągająco…  
- Jesteśmy! – Wyłączył warczący silnik i spojrzał na zaskoczoną Sam. Nie sądziła, że aż tak zatraciła się w rozmyślaniach o jego urodzie. Wyskoczyła z samochodu i stanęła obok narzeczonego. – Chyba jednak nie będziemy sami…
            Sam powędrowała za jego spojrzeniem, patrząc na niebieski terenowy wóz Toma. To znaczyło, że nie tylko oni wpadli na ten pomysł. Wzdychając pod nosem, ruszyli do wielkiego domu. Gdy tylko przekroczyli próg, stając na drewnianej podłodze, do ich uszu dobiegł kobiecy głos.
- Pomocy! – Trochę łamiący się głos, dochodził z piętra. Luke nie oglądając się na Sam pobiegł w stronę schodów, pokonując po kilka stopni naraz. Dziewczyna nie chcąc zostać sama ruszyła za nim. Głos nie wydawał jej się znajomy toteż chciała zobaczyć do kogo należy. – Jak dobrze, że to ty!
            Sam przystanęła w progu, a jej brwi uniosły się w zdumieniu. Na łóżku w pokoju leżała starsza kobieta, na oko wyglądająca na 80 lat. Siwe włosy miała dość gęste, a czujne ciemne oczy, spoglądały na nią w zdumieniu, zza szkieł grubych okularów w czerwonych oprawkach. Niebieska bluzka i długa spódnica w fioletowe motyle i czerwone kwiaty, zaciekawiły Sam, lecz nie tak kim jest ta starsza pani. Nigdy wcześniej nie widziała tej kobiecinki…
- Czyż to nie Sammy? – Spytała staruszka, poklepując Luka po kolanie. Mężczyzna tylko wzruszył ramionami i pokiwał głową. Sam natomiast wpadła w jeszcze większe zdziwienia, gdyż nie przypominała sobie jej twarzy. Kobieta skądś ją znała, lecz była pewna, że nie spotkały się wcześniej. – Wnusiu nie stój tak i przedstaw mi ją!
            Luke podniósł dłoń i pogładził nią swój kark. Sam podeszła bliżej i podała dłoń starszej pani.
- To jest Samantha Anderson. Sam to jest… - Zawahał się na chwilę, patrząc jak twarz staruszki rozjaśnia się w uśmiechu. – Moja babcia.
            Sam odwzajemniła uśmiech, we wnętrzu dostając szoku. Nigdy nie słyszała by Luke miał babcie. Jego rodzinę znała tylko z widzenia, lecz tą kobietę widziała po raz pierwszy w życiu. Nigdy także nie słyszała by ktokolwiek o niej wspomniał.
- Violet Moore! – Przedstawiła się kobieta, machając ręką na swego wnuka, który ciągle stał w milczeniu. – Wiele o tobie słyszałam Sam. Luke ciągle o tobie mówi.
            Szatynka spojrzała na narzeczonego nie kryjąc zdziwienia. Bardzo była ciekawa co takiego powiedział babci na jej temat.
- Chciałabym powiedzieć to samo, jednak nawet nie wiedziałam o pani istnieniu. – Przyznała szczerze, mierząc Luka nienawistnym spojrzeniem. Ten jednak odwrócił wzrok i nie pytając o nic, wziął staruszkę w ramiona i robiąc kilka kroków, skierował się do drzwi. – Dokąd idzi…
- Weź koc. – Stwierdził krótko, znikając z pokoju. Sam nie tracąc czasu chwyciła zielony materiał i wybiegła za nimi. Nie wiedziała po co był im koc, ani też po co Luke porwał swoją babcie. Wszystko zrozumiała, gdy znaleźli się na dole. – Pewnie już nie mogłaś wtrzymać na górze?
            Sam zrobiła się głupio, gdyż nieczęsto spotykała sparaliżowane osoby. Violet poprawiła okulary i wyciągnęła dłoń po koc, który bez wahania jej podała. Staruszka siedziała na wózku inwalidzkim, przez co Sam poczuła smutek.
- Nie przejmuj się kochanie. – Szepnęła biorąc ze stolika w salonie, w którym się znajdowali, robótkę ręczną. Wskazała jej głową kanapę, którą bez wahania zajęła. – To, że mnie nie znasz to nic strasznego. Będziemy miały jeszcze wiele chwil by porozmawiać.
            Pokiwała głową, przywołując na twarz uśmiech. Luke usiadł obok Sam, zamykając w dłoni jej rękę. Dziewczyna ścisnęła ją mocno, w ten sposób przepraszając za swe wcześniejsze podejrzenia. Przez kolejne minuty staruszka całkowicie zdominowała rozmowę. Była fantastyczną kobietą – zabawną i pozytywnie myślącą. Sam świetnie bawiła się w jej towarzystwie.
- Pamiętam jak jeszcze biegał z gołym tyłkiem po domu! – Krzyknęła babcia, prawie krztusząc się ze śmiechu. Luke jęknął pod nosem, a na jego policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Sam roześmiała się, gdyż na tych słowach nie kończyła się opowieść. – Straszny smyk był z tego naszego Luka. Zawsze wsadzał mi żaby pod kołdrę.
- Babciu…
            Sam wybuchła śmiechem, słuchając uważnie jej opowieści. Szczerze polubiła panią Moore i nie smuciła się, że kobieta jest w domu. Nie mogli jej zostawić i pobyć przez trochę tylko ze sobą, lecz nie była zła z tego powodu. Dobrze się bawiła słuchając o małym Luku. Nagle do ich uszu dobiegł jakich trzask, jakby ktoś zbiegał po schodach. Zamilkli wychylając głowy z salonu. Tuż przed ich oczami dostrzegli nagle Alex, która niestety ich nie zauważyła. Gdy zniknęła im z oczu, pojawił się Tom, który także nie spoglądając na salon, wybiegł w ślad za Alex. Babcia Odkładając robótkę, podjechała wózkiem do okna i wyjrzała na zewnątrz. Sam także korciło by podbiec i spojrzeć co dzieje się na podwórku, lecz siłą się powstrzymała by tego nie zrobić.
- Wcześniej… Narobili hałasu, a teraz się kłócą. - Szepnęła staruszka, cmokając głośno, odchylając delikatnie firankę. – A specjalnie udawałam, że śpię…
            Sam jęknęła pod nosem zastanawiając się o jaki hałas chodziło staruszce. W jej myślach było tylko jedno, jak Alex mogła hałasować z Tomem. Zaczerwieniła się, patrząc pytająco na Luka. Ten jedynie uśmiechnął się szeroko, opadając na oparcie kanapy.
- Ładna dziewczyna… - Szepnęła Violet, opuszczając zasłonkę i podjeżdżając wózkiem z powrotem do stolika obok kanapy. – Mam nadzieje, że w końcu doczekam się prawnuków.
            Sam pisnęła cicho, przysłaniając dłonią usta. Teraz wszystkie wątpliwości zostały rozwiane. Staruszka z pewnością mówiła… Zaraz roześmiała się nie podejrzewają koleżanki o ten krok. Musiała jak najszybciej dowiedzieć się od niej jak było.
- Na pewno się doczekasz babciu. – Szepnął Luke, podnosząc dłoń Samanthy, na której był pierścionek. Staruszka krzyknęła i zaczęła podskakiwać na swoim wózku. – Sam i ja wkrótce weźmiemy ślub. 
            Plany weselnie całkowicie zmieniły tą spokojną kobietę na wózku, w wulkan. Violet zaczęła opowiadać o swoim własnym weselu z ożywieniem, licząc na to iż oni także zorganizują wspaniałe i huczne weselisko. Sam jednak nie chciała burzyć jej planów, w milczeniu przysłuchiwała się jej pomysłom, przytakując co jakiś czas głową. Niestety Luke tak naprawdę nie był jej narzeczonym i nigdy nie spotkają się na ślubnym kobiercu. Ogarnęła ją złość, której nie umiała powstrzymać.
- Mam tego dość! – Krzyknęła podnosząc się z kanapy i kierując ku drzwiom. Luke poderwał się z mebla nie rozumiejąc jej nagłego wybuchu. – Z nami koniec!
            Wybiegła na zewnątrz, nie rozumiejąc co ją nagle napadło. Na myśl o ślubie, który miał się nigdy nie odbyć poczuła złość. Zachciało jej się płakać, gdyż Lukas nigdy nie będzie jej mężem. A ona tak bardzo tego chciała…
            Wybiegając na zewnątrz, myślała że natknie się na Alex i Toma, jednak nigdzie ich nie dostrzegła. Nie było także niebieskiego samochodu. Nie miała siły by zostać dłużej w towarzystwie kobiety, którą tak jawnie okłamywali. Nie chciała kłamać, nie chciała ich oszukiwać…
- Luke ty głupku… - Szepnęła, a łzy rzewnie popłynęły po jej policzkach. Pociągnęła nosem, przytykając dłoń do drżących ust. Chciała się uspokoić, lecz przygryzanie warg, czy powtarzanie sobie w myślach, że jest idiotką nie pomagały. – Nienawidzę cię…
            Nagle poczuła na ramionach silne męskie ramiona, które ją objęły przyciągając do siebie. Nie musiała go widzieć by wiedzieć kim jest.
- Kochanie…
- Chyba mnie z kimś pomyliłeś! – Krzyknęła, łamiącym się od płaczu głosem. Zawsze starała się być twarda i nigdy nie pokazać nikomu swych łez. Teraz jednak coś w niej pękło. – Jesteś największym idiotą jakiego znam!
            Luke szybkim ruchem, obrócił ją twarzą do siebie i przytulił ją mocno do swej mocnej piersi. Sam przez chwilę chciała się wyrwać, jednak Lukas nie ustępował. Kompletnie ignorując jej protesty, gładził ciemne włosy, całując czubek jej głowy.
- Nie chce kłamać… - Szepnęła spokojnie, gdy się uspokoiła. Dłońmi objęła go w pasie, wtulając się mocniej w jego tors. Luke był tak ciepły, tak ładnie pachniał… - Nie potrafię ich tak oszukiwać.
            Mężczyzna uniósł palcem jej brodę i spojrzał głęboko w niebieskie oczy. Pogładził mokry policzek, uśmiechając się delikatnie. W jego oczach czaiło się pożądanie.
- Nikogo nie okłamujemy. – Stwierdził poważnie, muskając ustami jej powieki. – Nigdy nie udawałem…
            Sam zesztywniała słysząc jego słowa. To by oznaczało, że Lukowi naprawdę na niej zależało. Uśmiechnęła się delikatnie, wspinając się na palce, wystawiając usta do pocałunku. Brunet nie zwlekając zbyt długo, zamknął jej twarz w dłoniach i musnął leniwie jej wargi. Po paru delikatnych pocałunkach, Sam zapragnęła więcej. Odważnie złapała za poły jego marynarki i przyciągnęła go bliżej. Z ukrywaną namiętnością przyssała się do jego ust, przejeżdżając językiem po dolnej wardze mężczyzny. Luke jęknął w jej usta i zapewne ich pocałunek tak by się nie skończył, gdyby nie nagły warkot silnika.
- Wszędzie cię szukałam! – Rose wyskoczyła z samochodu, miotając się ze złości. Sam uniosła brwi w zdumieniu, lecz nie odsunęła się od Luka. Nie mogła uwierzyć, że matka tak przejęła się jej nieobecnością. Niestety kobieta to nie o nią się martwiła. – Alex gdzieś zniknęła! Wszędzie jej szukałam!
            Sam uśmiechnęła się, widząc przerażoną minę rodzicielki.
- Nie martw się, Alex się nie zgubiła…


1 komentarz:

  1. życie Sam i Luka wychodzi na prostą, najwyraźniej pokonali w końcu swe uprzedzenia odnośnie wieku i otworzyli się na siebie. Cieszę się, że są już szczesliwi, oby tak dalej xD

    jestem big fanem tej pary

    OdpowiedzUsuń