piątek, 30 października 2015

32. To co dobre… [kisiel xD]



Jeszcze tylko godzina, lub dwie i będzie po wszystkim – uspokajała się w duchu Aleksandra. Przez poprzednią godzinę miała dość. Tom siedział wyprostowany jakby połknął kij od szczotki, rozmawiając przyciszonym głosem z blondynką, która to najchętniej wlazłabym mu na głowę. Dziewczyna, do której mówiono Amber, nadskakiwała mu zabierając jego całą uwagę. Miała dziwne uczucie, że Tom na nią patrzy, jednak obawiała się spojrzeć w jego stronę. Kiedy jednak odważyła się, by to w końcu uczynić, ten spoglądał w drugą stronę jakby jej w ogóle tam nie było. Musiało jej się zdawać.
Jedyną osobą, która postanowiła dotrzymać jej towarzystwa była Julia. Dziewczyna była sympatyczna i mimo jej blond włosów nikt nie wziąłby jej za głupią. Alex poznawała siostrę Toma z przyjemnością, pomijając to, że ta była od niej kilka lat starsza, doskonale im się rozmawiało.
- Teraz widzę, że popełniłam błąd, wyjeżdżając na tak długo. – Powiedziała w którymś momencie dziewczyna. Jej rozmarzony głos i broda oparła na dłoni, zaciekawiły Alex na tyle by spojrzeć w kierunku, który ta wręcz pożera wzrokiem. Prawie się nie roześmiała, kiedy odnalazłam osobę, w którą Julia się wpatrywała. – Na Florydzie nie ma takich okazów…
            Co do tego Alex nie była pewna, gdyż nigdy nie była na wybrzeżu. Zanim tu przyjechała nie wyściubiła nosa poza Londyn! Skoro jednak dziewczyna tak twierdziła…
- To Zack. – Powiedziała nieśmiało, wyciągając dłoń, by pomachać nią do mężczyzny. Ten uśmiechnął się i ruszył w ich stronę. Julia nagle zaczęła panikować, nerwowo poprawiając swe idealne włosy. Alex uspokoiła ją mówiąc iż ta wygląda wspaniale, jednak dziewczyna jej nie dowierzała. Zack błyskawicznie zjawił się obok, zajmując krzesło przy Alex. – Znasz już Julię?
- Nie miałem tej przyjemności. – Z manierami godnymi dżentelmena, Zack schylił się nad wyciągniętą dłonią Julii i ucałował delikatnie jej wierzch. Dziewczyna zatrzepotała rzęsami, uśmiechając się nieśmiało. – Miło mi cię poznać Julio.
            Przez chwilę para tylko obdarowywała się spojrzeniami, uśmiechając się do siebie z zainteresowaniem. Alex westchnęła delikatnie. Dlaczego by nie? – Pomyślała smutno – Jeśli pomagać miłości, to takiej, która ma jakąś szansę przetrwać… lub w ogóle zakwitnąć.
            Zack uśmiechnął się do niej wysyłając jej wdzięczne spojrzenie, że poznała go z Julią. W przypływie chwili położył dłoń na jej ramieniu i pogładził nagą skórę. Otworzyła usta, by ułatwić znajomym rozmowę, kiedy to do jej uszu doszła szydercza uwaga, wypowiedziana zmysłowym, zachrypniętym, męskim głosem.
- Nie wiedziałem, że masz taką fantazję….
            Zack błyskawicznie zareagował na słowa Toma, mierząc go ponurym spojrzeniem. Alex zszokowana spojrzała na mężczyznę, który jeszcze chwile temu był znudzony i miał ich w nosie. Co więc się nagle stało?
- O co ci chodzi Moore?
            Thomas podniósł się z miejsca i stanął za Alex, która wyprężyła się jak struna. W skroniach czuła pulsowanie, a całe jej ciało ogarnęła nagła gorączka. Wiedziała, że ta mała uwaga jest tylko mały kamyczkiem, który z czasem przemieni się w lawinę.
- Nie powinieneś bawić się zabawkami, które do kogoś już należą…
            Ręka Toma, strzepnęła dłoń Zacka z jej ramienia. Jednak ciepło męskiej dłoni, którą straciła, nie zrobiło na niej jakiegokolwiek wrażenia. Brytyjka zapatrzyła się przed siebie, obdarzając niewidzącym wzrokiem przestrzeń przed nią. Nie wiedziała czy aby się nie przesłyszała. Czy Tom właśnie nazwał ją „zabawką”?
- To tylko udowadnia, że nie jesteś jej wart! – Syknął wściekle Zack, z łoskotem odsuwając swe krzesło i stając przed napiętą sylwetką Thomasa Moorea. Jednak niższy o głowę Coover nie mógł się równać z jego wysokością. – Nie powinieneś nawet…
- Przepraszam! – Miała już dość tego wszystkiego! Najlepszym co mogła zrobić, by nie być świadkiem tego przedstawienia, była ucieczka. Nie wiedziała dokąd uciekać, była jednak pewna, że chce zniknąć, najlepiej jak najdalej od tego miejsca. Na jej drodze stanęła nagle Margaret, trzymająca pustą misę po sałatce. Błyskawicznie zwęszyła pretekst do oddalenia się z salonu. – Niech pani pozwoli bym ja to zrobiła.
            Pani Moore podała jej misę, mówiąc by ta wracając przyniosła dodatkowe butelki wina. Alex przytaknęła, uśmiechając się słabo do kobiety. Dlaczego jej syn nie może być taki jak ona?
            Kiedy była już bezpieczna w kuchni, odłożywszy misę do zlewu, oparła się o kuchenne szafki i odetchnęła głęboko. Nawet nie wiedziała kiedy osunęła się po drewnianej powierzchni, siadając na podłodze. Automatycznie objęła nogi ramionami, układając czoło na kolanach. Zapomniała zupełnie o włączeniu światła i pewnie spowiła by ją ciemność, gdyby nie wpadające przez okno promienie księżyca.
            Chciało jej się płakać. Nie z powodu tego, że Tom jawnie ją ignorował, czy też zachowywał się jakby to, co razem przeżyli, nigdy się nie zdarzyło, lecz z bezsilności. Nie umiała sobie poradzić z własnymi odczuciami i to było dla niej groźne. W jednej chwili chciała go zabić, w innej natomiast kochać się z nim do ostatniego tchnienia.
Na myśl o określeniu jakim ją nazwał w oczach zebrały jej się łzy, które już sekundę później popłynęły delikatnie po jej zimnych policzkach. Także i jej ucieczka nie wynikała z tego, że postanowiła uniknąć konfrontacji, lecz dlatego, że zwyczajnie bała się jego następnych słów. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że usłyszałaby więcej obraźliwych określeń o sobie, a tego nie umiałaby zapomnieć. Nie jeżeli mówi to osoba, którą się szczerze kocha.
            Nagły dźwięk przekręcanego kluczyka w drzwiach, otrzeźwił ją na tyle, by wyrwała się z zamyślenia i spojrzała w górę. Jęknęła głucho, gdyż kilka kroków od niej stał mężczyzna, którego nie chciała tu widzieć, ten którego nie umiała wyrzucić z pamięci.
- Co tu robisz?
            Thomas westchnął pod nosem, opierając się o kuchenną szafkę niedaleko dziewczyny. Skrzyżował ramiona na piersi, patrząc na ścianę. Jego usta były zaciśnięte, a oczy lekko przymknięte. Księżycowe światło oświetlało jego twarz, przez co wydał jej się w tej chwili jeszcze bardziej pociągający.
- To chyba ja powinienem cię o to spytać. Ja tu mieszkam…
            Czyli tak się sprawy miały… Alex kaszlnęła nerwowo, po czym wstała z podłogi i otrzepała sukienkę.
- Przepraszam za najście.
            Próbowała nasączyć te słowa jadem, lecz nie bardzo jej to wyszło. Zamiast złośliwego tonu jej głos zabrzmiał nieśmiało i smutno. Spuszczając wzrok na ziemię postanowiła wyjść stąd jak najszybciej. Nie tylko z tego pomieszczenia, ale także i z tego domu.
- Alex nie o to mi chodzi! – Kiedy koło niego przeszła, mężczyzna silnie złapał jej ramię. Pisnęła, zaskoczona ciepłem jego dłoni i zaraz potem próbowała się wyrwać, jednak jego uścisk nie zelżał. - Dlaczego uciekłaś?
            Dziewczyna nie mogła się skupić, gdyż ten przysunął się bliżej tak, że czuła na skroniach jego oddech, bała się podnieść głowę, obawiając się, że straci coś więcej niż do tej pory – świadomość i rozum. Thomas wiedział jak na nią działa i umiał to wykorzystać.
- Nie uciekłam. Chciałam odnieść miskę…
- Nie teraz do cholery! – Jego wrzask spowodował, że przeszły ją ciarki. Zadrżała mimowolnie, dopiero teraz kierując na niego wzrok. O mało co nie zmiękła, kiedy spostrzegła, że w jego oczach nie ma złości, tylko ból. Czyżby uraziła wtedy jego męską dumę? – Kiedy przyszedłem już cię…
            Nie mogła dać mu dokończyć. Wolała sama mówić, nie dać mu dojść do głosy, by nie uwodził jej tym zmysłowym, lekko zachrypniętym szeptem.
- A co miałam zrobić? – Opuściła głowę, co pozwoliło jej szybciej zebrać myśli. Kiedy patrzyła w te niebieskoszare oczy nie miała nad sobą władzy. - Miałam czekać aż wrócisz i pokażesz gdzie moje miejsce?
            Kiedy Thomas zamilknął, wiedziała, że tak by się to skończyło. Niedawna nadzieja, którą się żywiła, zniknęła bezpowrotnie.
- Wiem ile dla ciebie znaczę… - Absolutnie nic! – powtarzał donośny głos w jej głowie. – W końcu to zrozumiałam…
            Ręce mężczyzny opadły, uwalniając ją o męskiego uścisku. Niewiele myśląc odwróciła się na pięcie i jak najszybciej opuściła kuchnie. Kiedy wmieszała się w tłum, przybrała maskę. Uśmiechała się radośnie, jednak w głębi jej dusza rozrywała się na kawałeczki.

* * *

- Na co się patrzysz… - Syknęła pod nosem, natrafiając na spojrzenie Toma. Mężczyzna szybko odwrócił jednak wzrok, biorąc kolejny obfity łyk ze swego kieliszka. Alex zagryzła usta obserwując scenkę, która rozgrywała się na końcu pokoju. Kiedy Thomas wrócił z kuchni nie miała już okazji z nim porozmawiać. Modliła się w duchu, by mężczyzna odpuścił i tak też się stało. Dlaczego w takim razie była nieszczęśliwa? Może to przez to, iż mężczyzna spędzał cały czas z piękną blondynką, która to usiadła na oparciu jego fotela. Nie chciała patrzeć w ich stronę, jednak nieposłuszne oczy ciągle do nich uciekały. Amber zanosiła się śmiechem, kiedy mężczyzna tylko otwarł usta, przytulała się do jego ramienia, próbowała pocałować… Wściekłość, jaką poczuła, była nie do zniesienia. – Dureń…
- Do mnie mówiłaś kochana?
            Alex pisnęła przestraszona, odwracając wzrok w stronę, z której dochodził głos. Natrafiła na czujne spojrzenie brązowych oczu, spoglądających na nią z ciekawością zza grubych szkieł w czerwonych oprawkach.
- Przepraszam! – Krzyknęła w pierwszej chwili, zastanawiając się kim była ta starsza kobieta. Kiedy przyjrzała się jej dłużej, przypomniała sobie jej imię. Była to pani Moore – matka Davida. – Nie zdawałam sobie sprawy, że ktokolwiek może mnie usłyszeć…
- Mówisz dość cicho, jednak ja słyszę nadzwyczaj dobrze. – Przyznała Violet z uśmiechem. Podjechała bliżej swym wózkiem, tak, że ich kolana się stykały. – Dlaczego jej na to pozwalasz?
            W pierwszej chwili myślała, że się przesłyszała. Czyżby babcia wiedziała więcej, niżby miała zdradzić? Rozszerzyła oczy w zdumieniu, patrząc na oblicze staruszki. Ta jednak przeniosła swoje spojrzenie na Toma i Amber.
- Słucham?
- Dlaczego do niego nie idziesz i nie wyrwiesz go z ramion tej harpii? – Powróciła do niej wzrokiem, marszcząc swe brwi. Gdyby nie te grube szkła, można by było się przestraszyć tego wzroku, jednak czerwone oprawki nadawały jej spojrzeniu zabawnego wyrazu. – Wybacz, ale nie uwierzę, że wolisz zostać tu ze mną.
            Nie wolała, jednak i tak nie mogła się zdobyć na ten krok. Zapewne zrobiłaby z siebie idiotkę, podchodząc teraz do nich. Nie, nie, nie! Tom na pewno by ją wyśmiał!
- Widać, że pasuje mu jej towarzystwo. – Wyrwało jej się niepostrzeżenie, kiedy to zobaczyła jak mężczyzna uśmiecha się do blondynki, która to hojnie wypełniła kieliszek, który chwilę temu opróżnił.
- Bzdura! Na pewno zależy mu na tobie. – Rzekła babcia, kładąc dłoń na jej skórze. Alex jęknęła pod nosem, energicznie kręcąc głową. W to na pewno nie uwierzy. – Wierz mi, znam swojego wnuka.
- Niestety zależy mu tylko na jednym…
- Każdemu mężczyźnie zależy tylko na tym! – Krzyknęła Violet po czym roześmiała się, uderzając dłonią w swe kolana. Alex uśmiechnęła się delikatnie, widząc ile ta z pozoru słaba kobieta ma jeszcze w sobie krzepy. - Mężczyźni są wprawdzie głupi, jednak nie sądzę, by mój wnuk dał się złapać po raz drugi na jej słodkie oczka.
            Kiedy to ostatnie dźwięki wydobywały się z gardła staruszki, do Alex coś doszło. Dlaczego Violet Moore jej to mówiła? Po rozmowie z nią wiedziała, że kobieta wie dużo więcej niż pozostała część ich rodziny, ale skąd? Z tego co sobie przypominała dopiero dzisiaj ją poznała. Wcześniej nawet nie zauważyła by ktokolwiek o niej wspominał.
- Dlaczego pani mi to wszystko mówi?
            Violet uspokoiła się po jej słowach i zamilkła. Opuściła wzrok na swe uda, po czym poprawiła spódnice garsonki. Kiedy Alex myślała już, że jej pytanie zostanie bez odpowiedzi, staruszka podniosła na nią swe spokojne, brązowe oczy.
-  Ta kobieta już raz go skrzywdziła…

            9 lat wcześniej…
            Violet właśnie przemierzała korytarz, ucząc się obsługi wózka inwalidzkiego, kiedy to do jej uszu doszedł słodki głosik narzeczonej jej młodszego wnuka.
- Megan? – Blondynka zaszczebiotała wesoło. Kobieta podjechała swym fotelem najbliżej drzwi jak mogła, by podsłuchać rozmowę Amber. – Zgadnij co się stało!
            Violet skrzywiła swe usta, przypominając sobie wydarzenia popołudnia. Thomas oświadczył się swej 20-letniejdziewczynie. Nigdy nie lubiła tej młodej kobiety, gdyż wiedziała, że pod uprzejmą maską, ukryła się diablica. Niby wszyscy domownicy to dostrzegli jednak Tom nigdy nie chciał ich słuchać. Poza tym nie mieli żadnych dowodów na to iż Amber jest fałszywa.
- Tak! – Krzyknęła rozanielona, zaraz potem zanosząc się śmiechem. – Tom mi się oświadczył!
            Staruszka przeklęła w myślach, zła na wnuka za to nierozsądne posunięcie. Niby znali się od młodzieńczych lat, jednak Violet od zawsze wiedziała, że nie są sobie przeznaczeni. Ona pragnęła pieniędzy, nie jego miłości, a ten był nią całkowicie zaślepiony, nie dostrzegając wielkich wad swej wybranki. 
- Już nie mogę się doczekać, aż się tu wprowadzę! – Violet wychyliła głowę, wtykając ją w szparę w drzwiach. Z ulgą stwierdziła, że dziewczyna nie będzie mogła jej dostrzec, gdyż siedziała do niej tyłem. Nagle jednak staruszka się zlękła widząc, że blondynka wstała i zaczęła przemierzać salon. – Muszę wyrzucić stąd te graty!
            Violet o mało co nie zdradziła swej obecności, kiedy dziewczyna chwyciła jej robótkę ręczną. Później podeszła do kominka, patrząc z niechęcią na ustawione tam pamiątki.
- Ohydztwo! – Jęknęła dotykając fotela jej zmarłego męża Johna. Violet zacisnęła mocno pięści, powstrzymując się przed tym by nie wparować do pokoju. – Tak kochana… Muszę się pozbyć nie tylko tych rzeczy, ale też i tej starej idiotki.
            Nie musiała myśleć, by wiedzieć, że to o nią chodziło. Violet od dawna podsłuchiwała dziewczynę i śledziła ją. Wiedziała co ma za uszami, a z każdym jej śledztwem, lista jej wad powiększała się w zawrotnym tempie. Jej wnuk jednak i tak zawsze wybielał jej wady, mówiąc babce, iż ta jest uprzedzona do jego narzeczonej.
- Ona jako jedyna wie na czym mi zależy. – Powiedziała, odrzucając do tyłu swe długie włosy. Ponownie rozsiadła się na kanapie, wyciągając przed siebie dłoń z pierścionkiem. – Tak… ma mały kamień… Muszę go naciągnąć na większy!
            Kobieta poczuła nieprzyjemny uścisk w sercu. Te zaręczyny bolały ją dlatego też, że dziewczyna nosiła na palcu jej pierścionek. Pamiętała jeszcze kiedy dostała go od Johna. Naiwnie myślała, że Tom wybierze kobietę, która będzie na niego zasługiwać.
- No co ty! Ten wieśniak jest tak we mnie zakochany, że uwierzyłby mi we wszystko.  
- Wiedziałam! – Krzyknęła nagle Violet, wparowując agresywnie do pokoju. Miarka się przebrała, teraz po tych słowach, była pewna tego, że Amber zależy tylko i wyłącznie na ich pieniądzach. - Nigdy nie pozwolę by doszło do tego ślubu!
            Amber odwróciła się zaskoczona jej wejściem i nie śpiesząc się pożegnała się ze swą rozmówczynią, wciskając telefon to swej małej torebki. Gdybym tylko nie siedziała na tym przeklętym wózku, już bym ci pokazała gdzie twoje miejsce! – Pomyślała staruszka, mierząc narzeczoną wnuka, najbardziej nieprzyjaznym wzrokiem na jaki ją było stać.
- Zobacz starucho… - Odezwała się po chwili, wyciągając w jej stronę dłoń z pierścionkiem. - Jakbyś zapomniała Tom już mi się oświadczył.
- Nigdy nie pozwolę byś tu mieszkała, ani byś coś zmieniła w moim domu!
- No to bardzo dobrze. – Roześmiała się wstając z miejsca. Z ironicznym uśmiechem na ustach podeszła do jej wózka i nachyliła się nad nią, zmuszając swój głos do szeptu. - Kiedy tylko zostanę panią Moore, poproszę Toma, by przeniósł cię do domu starców.
            Nie wiedziała czy dowierzać jej słowom, jednak zawzięta mina mówiła sama za siebie. Dziewczyna naprawdę chciała to zrobić. Teraz kiedy dowiedziała się wszystkiego, wmówi wnukowi, że jest wariatką.
- Nie zrobisz tego…
- Właśnie, że zrobię. – Przyznała z uśmiechem i odsunęła się. Przemierzyła salon, obrzucając niechętnym wzrokiem znajdujące się tam meble i przedmioty. - Jak myślisz kogo posłucha ten zakochany głupiec?
            Nie miała wątpliwości, że właśnie jej. Wielokrotnie rozmawiała o niej z Tomem, jednak ten był zaślepiony miłością do tej kobiety. Powtarzał, że jest zazdrosna i uprzedzona, co do Amber, całkowicie ignorując jej obiekcje.
- No właśnie! – Przyznała dziewczyna obracając się do niej tyłem. Stanęła przy kominku, patrząc z niechęcią na ustawione tam zdjęcia oraz jej pamiątki z młodości. - Musze jeszcze wywalić te graty. Jesteście bogaci, więc nie rozumiem dlaczego mieszkacie w takim muzeum…
            Violet zamilkła modląc się w duchu, by dziewczyna nie uszkodziła żadnej rzeczy drogiej jej sercu. Przyznała w duchu, że faktycznie była przeciwna jakimkolwiek zmianom. Jeszcze nie pogodziła się ze śmiercią ukochanego Johna i nie chciała pozbywać się jego rzeczy. Rodzina to zresztą akceptowała.
- W końcu będę bogata i nawet ty mi w tym nie przeszkodzisz.
- Zależy ci tylko na pieniądzach ty…
            Staruszka już miała wybuchnąć i powiedzieć kobiecie co o niej myśli, jednak nagle zobaczyła, że w drzwiach stoi Tom. Nie wiedziała od jak dawna był świadkiem ich rozmowy, lecz po jego zaciśniętych ustach i smutnym spojrzeniu, była pewna, że dość dużo udało mu się usłyszeć. Blondynka natomiast nieświadoma jego obecności mówiła dalej.
- A myślałaś, że na czym? – Warknęła z ironią, a po chwili roześmiała się perliście. - Och Tom, ten zakochany we mnie głupiec…
            Violet chciała jakoś uciszyć blondynkę widząc tak wielkie cierpienie na twarzy wnuka, jednak nie umiała tego zrobić. Z jednej strony wcale tego nie chciała. Może teraz Tom zrozumie z jaką kobietą się związał.
- Chłopiec z dobrego domu, myślał, że go pokocham… Bez pieniędzy byłby dla mnie nikim, nigdy bym na niego nie spojrzała ty stara…
- Wynoś się.
            Lodowaty głos Toma przeszył powietrze. Blondynka odwróciła się i pisnęła zaskoczona jego obecnością. Od razu przybrała swoją cierpiętniczą maskę.
- Kochanie…
            Amber wyrzucała z siebie pełno słów, próbujących znów urobić mężczyznę, jednak ten nawet na nią nie spojrzał. Wolnym krokiem podszedł do Violet i ukląkł przy jej wózku. Staruszka westchnęła, kładąc dłoń na jego zimnym policzku. W jego oczach było tyle cierpienia, że i ona poczuła niemal fizyczny ból.
- Przepraszam cię babciu…
            Babka uśmiechnęła się do wnuka, gładząc czule jego dłoń. Teraz żałowała, że ten był świadkiem tej rozmowy.
- Tom najdroższy! To ona mnie sprowokowała do…
- Czego nie zrozumiałaś?! – Tom poniósł się z klęczek, mierząc narzeczoną spojrzeniem swych niebieskich oczu. Chwycił dziewczynę za ramię i niemalże wywlókł ją z pokoju. – Wynoś się stąd!

            Alex przycisnęła dłoń do ust, wysłuchując opowieści babci Moore. Teraz już rozumiała w jakiejś części jego zachowanie, przynajmniej było jej łatwiej je pojąć. Nie spodziewała się czegoś takiego.
            Ukradkiem spojrzała na Toma, który jakby odgadując jej zamiary także na nią spojrzał. Pomimo, że ich oczy się spotkały nie umiała odwrócić wzroku. Teraz było jej głupio, że tak go potraktowała. Po opowieści Violet wiedziała, że Tom nie potrafił już kochać. Musiała go tego nauczyć, lecz wszystko zaprzepaściła. Mimowolnie zerknęła na Amber. Jak ta kobieta mogła być aż tak zimna? Tom był wspaniałym mężczyzną. Alex nie wiedziała jak można było go nie pokochać.
- Ta wstrętna dziewucha już wystarczająco napsuła mi krwi… - Rzekła Violet, chwytając za koła wózka, jakby chciała tam jechać, jednak Alex powstrzymała ją przed tym.
- Niech pani tego nie robi. – Przyznała, opuszczając głowę. Nie wiedziała wprawdzie co staruszka chciała zrobić, lecz była pewna tego, że musiała sama sobie z tym poradzić. – Teraz już i tak jest za późno.
- Jak to?
            Alex po krótce opowiedziała staruszce co miała na myśli. Dziwiło się sobie, dlaczego zaufała tej nieznajomej kobiecie, jednak w sercu czuła, że Violet nie jest fałszywa i miała dziwne przeczucie, że babcia chce ją zeswatać ze swoim wnukiem.
- Teraz pewnie nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Wie pani jaki jest dumny…
            Staruszka mruknęła pod nosem, drapiąc się palcem po brodzie. Brytyjka spojrzała na nią w napięciu, czując w kościach, że ta opracowuje jakiś podstępny plan. Uczepiła się tej myśli bowiem sama nie miała żadnej strategii, a może starsza pani opracuje coś genialnego.
- Przepraszam, że panią o to zapytam, ale skąd pani wie, że ja… - Spłoniła się rumieńcem, gdyż w obecności kobiety słowo „kocham” nie potrafiło przejść jej przez gardło. – No, że my… że ja…
- Mimo, że noszę okulary, nie jestem ślepa. – Powiedziała staruszka, a jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu, przez co i Brytyjka nie umiała się nie uśmiechnąć. – Poza tym wiem, że nie jesteś taka jak Amber. Ty naprawdę go kochasz.
            Alex zaczerwieniła się jeszcze mocniej słysząc jej słowa. Nie mogłaby oszukiwać w takiej sprawie. Kochała Toma i nic nie mogło tego zmienić.
            Posiedziała jeszcze chwilę z Violet, rozmawiając o jej młodości, lecz w chwili kiedy zobaczyła, że staruszka ziewa po raz któryś z kolei, postanowiła dać jej odpocząć. Pożegnała się z nią, całując ją delikatnie w pomarszczony policzek, po czym zawołała Luka by ten przeniósł swą babkę na górę. Mężczyzna przytaknął jedynie głową, biorąc w ramiona swą krewną. Kiedy narzeczony przyjaciółki zniknął na piętrze, Sam odezwała się do Brytyjki.
- Luke mówi, że bardzo cię polubiła. – Stwierdziła Sammy, klepiąc ją delikatnie w ramię. Alex przytaknęła uśmiechając się pogodnie do przyjaciółki. – Fajna z nich rodzina tylko jeden się nie udał…
            Nie musiała spoglądać w stronę w którą Sam skierowała swój wzrok. Wiedziała doskonale, że Amerykanka patrzy w tej chwili na swojego przyszłego szwagra. Może gdyby nie porozmawiała sobie z Violet, też by tak myślała, jednak teraz zmieniła zdanie.
- Nie wiesz wszystkiego…  
            Przyjaciółka uniosła brwi w zdumieniu, od razu pytając o to Brytyjkę, jednak ta nie chciała jej na razie zdradzać szczegółów. Sama musiała się uporać z tym co usłyszała.
            Na całe szczęście chwilę później u podnóża schodów zjawił się Luke, udaremniając Sam chęć dowiedzenia się prawdy.
- Opowiesz mi o tym później…
            Luke sapnął pod nosem, przyglądając się z diabelskim uśmiechem swej narzeczonej. Chwycił ją w pasie i przyciągnął do swej piersi.
- Jeszcze nie założyłem ci obrączki na palec, a ty już masz przede mną tajemnice?
            Narzeczeni gruchali sobie jak gołąbki, lecz Alex przestała ich słuchać. Odwróciła się do ściany przyglądając się niewidzącym wzrokiem, przyczepionym tam fotografiom. Tak naprawdę, gdyby nagle ktoś ją o nie zapytał, nie umiałaby o nich niczego powiedzieć. Teraz jej myśli zajmowały inne kwestie.
            Zrobiła parę kroków do przodu, wlepiając wzrok w swe buty. Musiała wymyślić, jak porozmawiać z Tomem. Domyśliła się, że mając Amber za świadka ten będzie próbował ją zbyć, lub co gorsza ośmieszyć, dlatego też ta rozmowa musiała odbyć się sam na sam. Kolejną kwestią było to co mu powiedzieć. Czy przyznać się, że wie o jego przeszłości, czy może wszystko zataić, a przynajmniej ukryć tę wiedzę na jakiś czas.  
- Tom! – Pisk blondynki doszedł zza jej pleców, przez co Brytyjka odwróciła się zaskoczona. To co ujrzała, spowodowało, że zamarła chłonąc oczami ten widok. – Jesteś za ciężki!
            Tom prawie, że leżał na drewnianej barierce schodów. Jego głowa opadała, przez co nie można było dostrzec wyrazu jego twarzy. Biedna Amber podtrzymywała jego ramię, próbując z całych sił zaciągnąć go na górę. Trzeba mu było nie dolewać… - pomyślała złośliwie Brytyjka, kiedy zrozumiała sytuację po tym jak mężczyzna się odezwał.  W prawdzie nie można było nazwać tego bełkotu słowami. Tom mamrotał coś niezrozumiałego pod nosem, co nie byłoby zrozumiane w żadnym języku.
- Ty! – Amber odezwała się z wyższością, patrząc na Angielkę. – Pomóż mi!
            Alex w pierwszym odruchu chciała jej pomóc, jednak zastanawiając się nad opryskliwym tonem kobiety, zatrzymała się w pół kroku.
- Nie powinnaś raczej poprosić?
- Proszę! Może być?!
            Mówiąc to jej różowe usta wykrzywiły się tworząc nieprzyjemny dla oka grymas. Alex westchnęła przeklinając w duchu swą uczynność. Nie mogła jej zignorować, gdyż źle by się z tym czuła. Ojciec nauczył ją, że trzeba pomagać, nawet jeśli ktoś jest nieuprzejmy. Wzdychając pod nosem, wsunęła głowę pod drugie ramię mężczyzny i z całych sił pociągnęła go w górę. Tom początkowo jakby nieświadomy, wykonywał wprawdzie ruchy, także nie było aż tak ciężko, jak przedstawiała to Amber.
            Kiedy doszły na piętro, Alex uśmiechnęła się, że pokonały połowę drogi, za to Amber zaczęła strasznie narzekać, mówiąc iż musi go ciągnąć sama. Przygryzła usta by nie odpyskować tej wrednej lampucerze, po czym zaczęła się wdrapywać na następną kondygnacje. Kobieta jej towarzysząca oczywiście nie szczędziła narzekań. W pewnej chwili Alex jednak się wyłączyła, kiedy głowa Toma opadła mu na ramię po jej stronie. Teraz nawet jeśli kobieta by krzyczała, Brytyjka i tak by jej nie słyszała. Spojrzała ukradkiem na jego opuszczone powieki i usta wykrzywione w uśmiechu. Odwróciła jednak wzrok nie chcąc się narazić blondynce. Tom jednak nawet jak był nieprzytomny, nie dał jej się skupić. Jego ciepły oddech łaskotał jej policzki i skronie, rozpraszając jej myśli.
            Po wielu lamentach ze strony Amber w końcu dotarły do jego pokoju, który pokonały błyskawicznie. Widząc te znajome wnętrze Alex zamyśliła się przez chwilę, jednak zaraz odzyskała świadomość.
- Na trzy…
            Amber odliczyła puszczając ramię mężczyzny by ten swobodnie opadł na wielkie łoże. Alex zrobiła tak samo, jednak coś poszło nie tak. Zamiast zostać na nogach, opadła na łóżko razem z Thomasem, lądując na jego szerokiej piesi. Jęknęła zaskoczona, chcąc się wyrwać z jego uścisku, jednak Tom oplótł ją ramionami przytulając ją do siebie.
- Umm…
            Z jego gardła wydał się cichy pomruk, powodując, że całe ciało Brytyjki zesztywniało. Amber stojąca nad nimi i przyglądająca się tej scenie, prychnęła ze złością, tupiąc nogą w pokrytą panelami podłogę.
- Tom! – Krzyknęła, mając zamiar obudzić mężczyznę, jednak ten jakby jej nie słyszał. Uśmiechając się sennie, wtulił twarz w włosy Alex, mrucząc coś pod nosem. Brytyjka może i by zrozumiała jego mruczenie, gdyby nie to, że była w całkowitym szoku, a przez jego uścisk nie mogła się ruszyć. – Zejdź z niego!
            Alex już chciała się jej wytłumaczyć, że to nie jej wina, kiedy Tom odszukał ustami jej usta i wycisnął na nich pocałunek. Nie trwało to jednak długo, gdyż już po kilku sekundach oderwał się od niej, przytulając swą twarz do jej.
- Moja słodka, kochana Alex…
            Brytyjka rozszerzyła oczy ze zdziwienia, zaskoczona jego słowami. Niby nie powinna wierzyć szeptom śpiącego pijaka, jednak to zabrzmiało tak prawdziwie, że się na nie złapała. Amber natomiast tak samo jak ona uwierzyła jego słowom, o czym świadczyła jej mina. Dziewczyna prychając wściekle pod nosem, wypadła z pokoju, głośno trzaskając za sobą drzwiami.
            Alex uśmiechnęła się pod nosem, z powodu złości tamtej. Spojrzała na Toma i doznała szoku. Mężczyzna patrzył na nią z uśmiechem, a jego oczy były otwarte. Jeszcze chwilę temu dałaby sobie amputować obie nogi za to, że śpi, a teraz wyglądał zupełnie normalnie.
- Wreszcie sobie poszła… - Westchnął, a jego głos był całkowicie pozbawiony niedawnego pijackiego bełkotu.
Dziewczyna odepchnęła go od siebie, nie mogąc uwierzyć, że ten to po prostu zagrał. Niewątpliwie nadawał się na aktora.
- Udawałeś?! – Krzyknęła, oburzona jego zachowaniem. Zerwała się na równe nogi, patrząc na niego oskarżycielsko. - Jak mogłeś to…
            Niedane jej było dokończyć, ponieważ Tom pociągnął ją za dłoń, przez co straciła równowagę i opadła na niego. Spróbowała się od niego uwolnić, jednak mężczyzna był szybszy. Przewrócił ją na plecy, przytrzymując jej nadgarstki za głową, kolanami ściskając kobiece uda. Zaskoczona pisnęła, kiedy zorientowała się, że została uwięziona, a wszystko zależało teraz od tego jednego mężczyzny.
- Tom nie możesz…
- Cicho.
            Zmysłowy szept, który wydobył się z jego gardła, zaciekawił ją. Nie mogła się powstrzymać by na niego nie spojrzeć. Kiedy jej oczy spotkały się z jego wzrokiem, zamarła. W jego spojrzeniu była złość, wręcz wściekłość.
- Tom…
            Mężczyzna przywarł ustami do jej warg, miażdżąc je w pośpiesznym pocałunku. Alex miała drobne opory, początkowo chcąc się wyrwać z jego uścisku, lecz szybko porzuciła ten zamiar. Kogo ona chciała oszukać? Nie mogła normalnie myśleć, kiedy nie było go w pobliżu. Kłopoty z koncentracją doskwierały jej również, kiedy go nie widziała. Z nim było jej źle, jednak bez niego jeszcze gorzej, wręcz tragicznie. Kiedy jednak Tom uwolnił jej dłonie, jednocześnie wsuwając jej do ust swój język, a dłońmi podsunął jej sukienkę, chcąc dostać się do jej piersi, jej świadomość krzyknęła: „dość!”. Jeśli teraz tego nie przerwie, już zawsze będzie tak samo. Tom będzie chciał tylko seksu, a ona w swej naiwnej miłości będzie mu na to pozwalać, myśląc, że ten nauczy się ją kochać.
- Nie! – Krzyknęła, z całych sił odtrącając mężczyznę. Tom posłusznie odpuścił, jednak patrzył na nią oskarżycielsko. Alex westchnęła ciężko, specjalnie unikając jego wzroku. Choć nic nie powiedział, było wiadomym, że jest wściekły. – Nie możemy… znaczy ja nie mogę.
            Mężczyzna nie odwracając spojrzenia, którego to ona unikała w tej chwili jak ognia, oparł się na łokciach, wyciągając swe długie nogi do przodu, obserwując jak nerwowo pociąga swą sukienkę. Alex nie umiała ,mu odmówić i właśnie prowadziła walkę, ze swym spragnionym dotyku ciałem. Jedna jej strona pożądała go rozpaczliwie, podczas gdy druga postanowiła go przetrzymać, sprawdzić. Właśnie ta druga ostatecznie zdobyła przewagę.
- To… - Wyjąkała nerwowo, prosząc o jego reakcję, jednak ten zacięcie milczał. – Nie mam ochoty się z tobą… - Prawie wyrwało jej się słowo „kochać”, lecz w porę ugryzła się w język. Tom już uświadamiał ją w tej kwestii, a nie chciała by znów powtórzyłaby się ta rozmowa. – uprawiać z tobą seksu, by zaspokoić tylko twoje potrzeby.
- Doprawdy? – Szepnął, wierzchem dłoni gładząc jej ramię. Dziewczyna zadrżała, gdyż ten niewinny z pozoru gest wzbudził jej pragnienie. Tom ewidentnie chciał ją przekonać do tego by się poddała. – Czyli zaspokajamy tylko moje potrzeby?
            Nie do cholery! – Pomyślała Alex, gdyż opatrznie to zrozumiał. Nie chodziło o to, że czuła się z nim niezaspokojona, lecz o to, że nie chciała by było to traktowane jako potrzeba czysto fizyczna. Seks z nim był czymś nadzwyczajnym, lecz naiwnie pragnęła miłości. Choć jedno jego szczere zapewnienie uspokoiłoby ją na dobre, jednak mężczyzna nie myślał o miłości. Zależało mu tylko na tym co mogła mu ofiarować w łóżku.
- Nie o to mi chodzi. – Przyznała szczerze, chcąc mu wytłumaczyć całą sytuację i targające nią wątpliwości, jednak nie umiała zebrać myśli, kiedy łaskotał jej ramię. Niechętnie odsunęła się na koniec łóżka. – Myślę, że to jakoś za szybko idzie. Nie zrozum mnie źle, po prostu powinniśmy się chyba lepiej poznać.
            Tom mruknął pod nosem, a po chwili zaśmiał się cicho. Alex nie wiedziała, czy także się roześmiać, czy może rozpłakać. Mężczyzna natomiast położył się na swym łóżku, a kiedy dziewczyna nie zareagowała poklepał pościel obok. Patrząc na niego z ciekawością, położyła się obok, starając się nie dotknąć jego ramienia. Na nic się to jednak zdało, gdyż Tom objął ją ramieniem, przyciągając do swego boku.
- To co chciałabyś wiedzieć? – Pogładził swą ciepłą dłonią jej nagie ramię. Alex podniosła spojrzenie na jego surową twarz, jednak ten uparcie wpatrywał się w sufit. - Z góry mówię, że nie będę odpowiadał na głupie pytania, więc lepiej się zastanów zanim jakieś zadasz.
            Łatwo powiedzieć – pomyślała ze złością. Każdy jego dotyk, delikatne spotkanie jego palców z jej skórą, było tak bardzo rozpraszające, że nie myślała o niczym innym, niż o tym by to wszystko odwołać i rzucić się z nim na łóżko. Jedno się zgadzało, byli na łóżku, lecz nie robili tam tego, czego oczekiwał Tom.
- Może opowiesz mi o Amber? – Spytała niepewnie, przygryzając nerwowo usta.
            Tom zanim odpowiedział, kaszlnął niespokojnie, a dłoń gładząca jej ramię się zatrzymała. Po chwili jednak ponownie wprawił ją w ruch, a z jego gardła wydarł się cichy, nie zwiastujący niczego dobrego pomruk.
- Stara, nic nie warta historia.
            Alex westchnęła ciężko, wtulając się w jego pierś. Niewątpliwie Tom uznał to jako odpowiedź na postawione przez nią pytanie, lecz z całą pewnością nie można tego było nazwać odpowiedzią. Ciężko będzie się z nim rozmawiało, a jeśli tak dalej pójdzie nie dowie się o nim niczego. Nie chciała jeszcze jednak rezygnować, dlatego też w kolejne pytania, które mu zadawała dotyczyły jego dzieciństwa, lub szkoły i przyjaciół.

            Z zaskoczeniem odkryła, że czerpie przyjemność ze wspólnego spędzania z nim czasu, nawet jeśli wieczór nie kończy się pójściem do łóżka.

piątek, 23 października 2015

31. Wychodzenie na prostą



- Coś cię boli?
            Sam zaniepokoiła się wyglądem Angielki, gdyż tamta była trupio blada. Zazwyczaj jej skóra była jasna, jednak zwykle znajdowały się na niej nieodłączne rumieńce. Teraz jednak nie było po nich śladu. Alex po prostu zlała się ze swą białą sukienką. Kiedy działo się coś złego, Brytyjka zawsze unikała jej wzroku. Tak też było i tym razem.
- Po prostu trochę boli mnie głowa.
            Kłamała. Było to czuć na kilometr. Spojrzała błagalnie na Luka, który jakby odczytując jej zamiary, także na nią spojrzał. Mimo, że znał Alex od niedawna także wyczuł, że coś jest nie tak.
- Mam w torebce bardzo dobre tabletki. – Powiedziała Julia, dotykając delikatnie ramienia Alex. Sięgnęła do oparcia krzesła i wydobyła z niej plastikowy listek. – Powinny ci pomóc.
- Dziękuje ci…
- Julia, siostra Luka. – Przedstawiła jej się, uśmiechając się do rudowłosej przyjaźnie. – No i oczywiście Toma. – Dodała po chwili.
            Alex tylko kiwnęła głową, zapominając jej się przedstawić. Sam wymieniła spojrzenia z Julią, po czym obie ponownie spojrzały na Brytyjkę.
            Sam myliła się w ocenie Julii. Niegdyś dziewczyna była nieznośną smarkulą, jednak teraz zmieniła się nie do poznania. Była miła, przyjacielsko nastawiona i szczerze ucieszyła się z ich zaręczyn. W pierwszym momencie myślała, że to tylko pozory, że Julia nałożyła jakąś maskę, chowając za nią swe prawdziwe oblicze, jednak okazało się iż samodzielne życie, bardzo ją zmieniło. Teraz młodsza siostra braci Moore, czule głaskała Alex po ramieniu, mówiąc do niej uspokajającym głosem. Sam nie uspokoiła się jednak, w głębi duszy wiedziała, że osobą, która ją zdenerwowała jest…
- Myślisz, że Tom znów jej coś powiedział? – Lukas jakby czytał w jej myślach. Przytaknęła, przygryzając mocno dolną wargę. Była tego pewna! Tylko jego brat umiał ją tak zasmucić. – Pogadam z nim…
- Nie! – Krzyknęła Sam, zwracając na nich uwagę rodziców. Chwyciła pośpiesznie za jego ramię. Ten sposób wydałby się najprostszy jednak w przypadku Toma - niezbyt skuteczny. – Muszą sami sobie z tym poradzić.
            Luke kiwnął głową, dostrzegając z uśmiechem, że Alex już czuje się lepiej. Uśmiechała się nawet, rozmawiając z Julią. Dziewczyna coś zrobiła, co znacznie poprawiło jej humor. Ten stan jednak nie trwał zbyt długo, gdyż Alex znów posmutniała, kiedy w pokoju pojawił się Thomas z uwieszoną u ramienia Amber. Stał przez chwilę koło wcześniej zajmowanego miejsca, jednak Julia odgoniła go gestem dłoni, jakby był natrętną muchą.
- Sam, czy wybraliście już miejsce na wesele? – Spytała Meredith, odciągając jej uwagę od przyjaciółki.
Amerykanka nieco zdezorientowana, przez chwilę się jąkała, szukając w myślach jakiego miejsca godnego zaproponowania. Z pomocą przyszedł Lukas.
- Staram się wynająć część ogrodu botanicznego. – Mruknął wesoło, opierając łokcie na kancie stołu, wyciągając dłoń po kieliszek. – Byliśmy tam niedawno z Sam. Prawda, że to piękne miejsce?
- Tak… - Mruknęła pod nosem, przypominając sobie chwile, które tam spędzili. Nieświadomie w jej myśli wkradły się jednak nie te dobre momenty, lecz te złe. Mianowicie ich ostatnia rozmowa, kiedy to Luke przyznał się, iż udaje. Bała się zaczynać ponownie ten temat, jednak musiała znaleźć chwilę by z nim to omówić. – To wspaniałe miejsce…

* * *

Kolejne godziny zleciały jak z bicza strzelił. Zanim się obejrzała dochodziła 23, a ona coraz lepiej się bawiła. Jedyne co ją denerwowało to córki Megan, które z racji tego, iż nie były spokrewnione z Lukiem w pierwszej linii, starały się go poderwać. Jej narzeczony zdał jednak test, kierując zainteresowanie tylko na jej osobę, z czego była niewymownie szczęśliwa.
Wracała właśnie z łazienki, kiedy to minęła ją wściekła blondynka zbiegająca po schodach. Dziewczyna rzuciła jej nienawistne spojrzenie i wybiegła z domu, głośno trzaskając drzwiami. Sam stała w miejscu nie mogąc sobie przypomnieć imienia tej kobiety. Po chwili jednak przypomniała sobie, że to była prawdopodobnie Amber – była Toma. Rozmyślając o jej niezbyt zadowolonej minie, o mało co nie roześmiała się złowieszczo. Zimny musiał czymś urazić swoją przylepę, że ta wybiegła stąd jakby się paliło.
Pogwizdując pod nosem ruszyła do salonu. Zastany tam widok sprawił, że stanęła w drzwiach, nie mogąc uwierzyć, że aż tyle mogło się zdarzyć przez kilka minut w których była nieobecna. Stół zmienił swe położenie, teraz był przysunięty do ściany, a biesiadnicy, co niektórzy upojeni alkoholem, zaczęli wywijać tyłkami po salonie, kołysząc się w takt popularnego przeboju country. Przebiegła spojrzeniem po zebranych, próbując zlokalizować Luka i dopiero po chwili go namierzyła. Tańczył z Julią, jednak gdy spostrzegł narzeczoną, przeprosił siostrę i lekko dysząc podszedł do Sam.
- Nie było mnie tylko chwilę… - Powiedziała z uśmiechem, przytulając się do męskiego boku. Kaszlnęła nerwowo widząc jak jej ojciec podskakuje w rytm muzyki. Żałowała, że nie wzięła aparatu. – Co im się stało?
- Chyba niektórzy przesadzili z alkoholem… - Roześmiał się Lukas, wskazując Margaret, która zamaszyście potrząsała brzegiem swej spódnicy. Widok nie był nadzwyczajny, gdyż prawie wszyscy tak się teraz zachowywali.
            Sam kręcąc głową w niedowierzaniu, chwyciła narzeczonego za dłoń i pociągnęła go do wyjścia. Lukas nie opierał się, posłusznie podążył za dziewczyną, mając nadzieje na małe sam na sam. Nie pomylił się zbytnio, lecz i tak spotkało go rozczarowanie, gdy zobaczył zaciśnięte usta Sam i smutne spojrzenie jej niebieskich oczu, kiedy weszli do drugiego salonu.
            Samantha przez chwilę kręciła się po pomieszczeniu mrucząc coś pod nosem. Ostatecznie podeszła do kanapy i opadła na nią, jakby przygniotło ją coś ciężkiego. Lukas stał w miejscu nie odzywając się ani słowem. 
- Luke… Chciałam o czymś z tobą porozmawiać.
            Nie mogła czekać dłużej. Odkładanie tej rozmowy nic by im nie dało. Musiała dowiedzieć się na czym stoi.
- O co chodzi?
            Sam zapragnęła na niego spojrzeć, jednak nie potrafiła tego zrobić. Uniosła delikatnie głowę, natrafiając spojrzeniem na jego zaciśnięte pięści. Nie mogła się jednak teraz wycofać, musiała jak najszybciej utwierdzić się w swych domysłach.
- Czy nie uważasz, że powinniśmy powiedzieć im prawdę?
- Jaką prawdę?
- No, że… - Dlaczego tak jej to utrudniał? Zacisnęła mocniej dłonie, gnąc granatowy materiał sukienki. - Że tylko udajemy zakochanych?  Kiedyś będziemy musieli to odwołać…
            W pomieszczeniu zapadła cisza. Sam zacisnęła powieki, czując, że te zaczynają ją piec. Z jej gardła wydarł się tępy jęk, a nogi poruszyły się niespokojnie. Spojrzała błagalnie na Lukasa, by ten w końcu się odezwał. Powiedział jej bolesną prawdę. Błyskawicznie znalazła się na nogach, chcąc uciec przed tą nieznośną ciszą. Natrafiając jednak na spojrzenie Lukasa, przytknęła dłoń do swych warg i ponownie opadła na sofę. Sam zlękła się jego spojrzenia. Zielone oczy nabrały dzikiej barwy, a usta ścisnęły się w wąską kreskę. Był wściekły
- Nie. – Cichy, lekko zachrypnięty głos wydobył się z jego gardła. Samantha zadrżała na całym ciele. To chyba właśnie tak czuje się ofiara mordercy przed śmiercią – pomyślała. Podczas gdy ona obawiała się na niego spojrzeć, mężczyzna zaczął szybkim krokiem przemierzać pokój, co jakiś czas wyrzucając z siebie przekleństwa. Sam opuściła głowę winna jego zdenerwowania. Nie wiedziała jak zareagować, co powiedzieć, by nie rozwścieczyć go jeszcze bardziej. Podniosła dłoń by otrzeć nią twarz, kiedy to poczuła na kolanie męską dłoń. Spojrzała na kucającego mężczyznę z zaskoczeniem, natrafiając na jego harde spojrzenie. - Sam… ja niczego nie udaje.
            Chciałaby żeby była to prawda, jednak tego wieczoru nie przesłyszała się, na pewno się nie myli. 
- Nie martw się, nikt nas nie słyszy…
            Lukas zaklął pod nosem i zerwał się na równe nogi. Sam także wstała, patrząc na niego wojowniczo. Dlaczego znów robił z niej idiotkę? Dlaczego nie powie jej prawdy prosto w twarz?
- Niczego nie udaje! – Krzyknął wściekle, a z jego twarzy zniknęły wszelkie ślady delikatności, jakie dostrzegała tam jeszcze kilka sekund temu.  
- Ale przecież mówiłeś, że udajesz!
- Ja?! Kiedy do cholery?!
- Po tym jak wróciliśmy z ogrodu botanicznego! Spytałam czy udajesz, a ty to potwierdziłeś!
            Zamrugał parokrotnie powiekami, przerzucając spojrzenie na ścianę za nią. Po chwili uniósł brwi w zdziwieniu, przez co Sam poczuła się jak niespełna rozumu.
- Co?!
- Teraz udajesz, że o niczym nie wiesz! Nie rób ze mnie idiotki! Ty wsiowy…
            Lukas miał już dość tej tyrady. Sam nie dała mu dojść do głosu, tak jakby jego tłumaczenia nic dla niej nie znaczyły. Postanowił ucieszyć jej krzyki w jedyny sposób jaki przyszedł mu do głowy. Chwycił z mocą jej twarz i przyciągnął kobietę do siebie, wyciskając pocałunek na jej rozwartych wargach. Nie siląc się na delikatność, wtargnął językiem do jej wnętrza, wszczynając walkę z jej językiem. Sam początkowo zaskoczona brutalnością pocałunków Luka, teraz przywarł do niego, rozbudzona mało delikatnymi pieszczotami. Dłońmi pogładziła jego szorstką szczękę po czym wplątała palce w jego długie włosy. 
- Posłuchaj mnie ty uparta oślico… - Wyszeptał Luke, odrywając usta od jej warg. Sam odetchnęła głośno, nie mogąc oderwać wzroku od głębi oczu narzeczonego. - Naprawdę cię kocham…
            Dziewczyna poczuła zbierające się w kącikach oczu łzy. Nie wiadomo dlaczego, ale naprawdę mu wierzyła. Z jego oczu biła taka szczerość, że teraz najprawdopodobniej zrobiłaby wszystko czego tylko by zapragnął.
- Kochasz mnie?
- I będę najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi, kiedy za mnie wyjdziesz.
            Sam uśmiechnęła się delikatnie i wspięła się na palce, gdyż nabrała ochoty by po raz kolejny poczuć jego pocałunki. W pieszczotę włożyła całą swą miłość i radość, spowodowaną jego wyznaniem. Kiedy oderwali się od siebie głośno dyszeli.
- Przepraszam… - Powiedziała po chwili, jednak jej twarz nie mówiła o tym by żałowała, gdyż na ustach ciągle miała uśmiech.
- Nie masz za co, to moja wina. – Przyznał szczerze, także się uśmiechając. - Myślałem wtedy o czymś innym.
            Gdyby przed chwilą nie upewniła się co do jego uczuć, szalałaby z zazdrości, jednak teraz była tylko zainteresowana, co wtedy rozproszyło jego uwagę. Dlatego też właśnie o to zapytała. Luke początkowo odmówił, wykręcając się wymówką, że powinni wrócić do towarzystwa, jednak Sam nie dawała za wygraną.
- No powiedz mi o czym myślałeś!
- W piątek są twoje urodziny… - Przyznał w końcu, a Sam dałaby sobie rękę uciąć, że na jego twarzy pojawił się delikatny rumieniec. -  Wtedy wpadł mi w oko prezent dla ciebie.
            Pokiwała głową w zrozumieniu i przez pierwsze sekundy nie chciała pytać co to takiego, jednak nie wytrzymała. Uwielbiała niespodzianki, lecz nie przeżyłaby do piątku, cierpiąc katusze, zastanawiając się co też jej kupił.
- Umrę przed piątkiem, jeśli mi nie powiesz co to takiego!
            Jego dźwięczny, donośny śmiech wypełnił pomieszczenie. Sam nie wiedziała czy traktować jego rozbawienie jako zgodę, czy jako odmowę. Jednak kiedy mężczyzna się uspokoił, wyciągnął dłoń w jej stronę, którą chętnie pochwyciła.
            Bez słowa pozwoliła mu się ciągnąć po schodach. W duchu tańczyła nie mogąc się doczekać prezentu. Nieco się zamyśliła i o mało co nie przewróciła, kiedy Luke skręcił w przeciwną stronę, niż w tą gdzie znajdował się jego pokój. Przeprosiła jedynie, z coraz większym zdziwienie krocząc za nim – o ile dobrze jej się zdawało – do pokoju jego babci.
            Była w wielkim szoku, kiedy mężczyzna wszedł do pokoju i poprosił by usiadła na starym, skrzypiącym łóżku. Posłusznie usiadła zastanawiając się dlaczego nie poszli do jego pokoju. Po chwili jednak zrozumiała wszystko, kiedy Lukas, wychodząc do drugiego pokoju, wrócił do niej trzymając na rękach małe puchate zawiniątko.
- Kiedy go zobaczyłem, od razu pomyślałem o tobie…
            Usiadł obok i położył na jej kolanach zwierzątko, które poruszyło zabawnie łebkiem i mrugnęło do niej swymi niebieskimi oczami. Sam zaniemówiła z wrażenia, gładząc delikatne futerko szarego stworka.  Kot ziewnął sennie i przysunął się bliżej jej brzucha. Ciche mruczenie kiedy go głaskała, po wieczność podbiło jej serce. Był to najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostała.
- Mam nadzieje, że to komplement…
            Lukas zmarszczył brwi, gładząc kota za uszami, co ten od razu pochwycił, przysuwając pyszczek do jego dłoni. Sam ciągle opanowując szok, patrzyła na zwierzątko szeroko otwartymi oczyma.
- Nie podoba ci się?
- Oszalałeś?! – Krzyknęła może zbyt głośno. Kocię skrzywiło uszy, a jego mruczenie ustało. Sam przeprosiła szarego stworka, po czym znów zaczęła głaskać jego sierść. Kociak zwinął się na jej kolanach i zamknął oczy, a para znów usłyszała jego uspokajające mruczenie. - To najpiękniejszy kot jakiego widziałam.
            Luke zaśmiał się gardłowo, gładząc palcem kociaka, który po tych pieszczotach przewrócił się na plecy.
- Nazwę ją Xena. – Wystrzeliła nagle dziewczyna, patrząc na swego narzeczonego. Luke natomiast skrzywił usta, wskazując jej oczami na kociaka. Sam spojrzała na zwierzę, nic nie rozumiejąc, dlatego też zaraz potem skierowała wzrok ponownie na mężczyznę. -  No co?
- To facet…
            Parsknęła śmiechem, szukając w myślach odpowiedniego imienia dla zwierzaka, jednak na myśl przychodziło jej tylko jedno odpowiednie imię.
- To może… Lukas?
- Chcesz mu dać moje imię?
            Wzruszyła ramionami i wolną dłonią przejechała po jego szorstkim zaroście.
- Dlaczego by nie? – Nie widziała problemu w nazwaniu kota jego imieniem, choć może innym wydać się to dziwne. Postanowiła później pomartwić się odpowiednią nazwą dla puchatego czworonoga. – Bez względu na imię będzie to najbardziej kochany kociak na świecie…


piątek, 16 października 2015

30. Nieporozumienie



  - Co sądzisz o tej sałatce? – Zanim Alex zdążyła zrozumieć to zdanie, pani Moore wepchnęła jej do ust majonezową potrawę. Nieco się krztusząc, przełknęła potrawę, po czy przytknęła dłoń do ust, połykając jej ostatnie części. – Nie jest za ostra?
            Energicznie pokiwała głową i podniosła kciuk, dając znać kobiecie, że ta jest wyśmienita. Margaret uśmiechnęła się rozanielona, powracając do nakładania smakołyków na talerze. Alex westchnęła, dyskretnie wyglądając przez kuchenne drzwi. Tutaj czuła się bezpiecznie. Przez kilka minut przy stole zebrało się sporo osób obu płci, których mogła zobaczyć po raz pierwszy. Z nadzieją poszukiwała wzrokiem Toma jednak ten jeszcze się nie zjawił.
- Tom powinien zaraz wrócić. Pojechał do miasta. – Powiedziała Margaret jakby odczytując jej niespokojne myśli.
 Z drugiej strony nawet ucieszyła się, że Thomasa nie ma. Wtedy na pewno byłaby jeszcze bardziej zdenerwowana. Niezbyt dobrze czuła się w tłoku, dlatego też wymówiła się, iż pomoże Margaret w kuchni, pomimo, że ta wcale nie potrzebowała już jej pomocy. Kobieta jej jednak nie wydała za co Brytyjka była jej niewymownie wdzięczna.
- Gotowe! – Powiedziała podekscytowana pani Moore, wkładając jej w dłonie, ostatnią miskę. Sama także chwyciła okrągłe naczynie z parującym mięsem, po czym pchnęła ją w stronę wyjścia. Alex poczuła panikę i małe mdłości. – Nie denerwuj się kochanie. Nikt cię nie zje.
            Chciałaby jej wierzyć. Ona nie musiała wchodzić do salonu pełnego nieznajomych sobie ludzi. Biorąc głęboki wdech, ruszyła wolno, uważając by nie wypuścić misy z rąk. Kiedy przekroczyła próg i skierowała się do stołu, by gdzieś upchnąć naczynie, głosy przycichły, co wyprowadziło ją z równowagi. Musiała podtrzymać się krzesła, by nie runąć na ziemię. Margaret nie miała takich problemów. Od razu podbiegła do niej zadbana kobieta, z twarzy podobna do pani Moore.
- Witaj Alex! – Usłyszała tuż za sobą kobiecy głos. Wzdrygnęła się przestraszona, lecz zaraz potem się rozluźniła, widząc, że to tylko Sue i Gray. – Pięknie wyglądasz!
            Susan wyciągnęła dłoń dotykając miękkiego materiału jej białej sukienki do kolan. Jęknęła smutno, mówiąc iż ona nie mogłaby sobie na taką pozwolić. Jakby na potwierdzenie faktu poklepała swój pokaźny brzuch, a jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu.
- Nie spodziewałam się was. – Wyjęczała Alex, oddychając głośno. Ciągle czuła się nieswojo i miała wrażenie, że wszyscy na nią patrzą.
- Jak to? – Spytał zagadkowo Gray, podnosząc ku górze swe ciemne brwi. – Przecież jesteśmy z rodziny.
            Brytyjka przeprosiła ich za swą głupotę, uśmiechając się nieśmiało. Zmieniła temat, wspominając o ciąży Susan, co ta od razu pochwyciła, opowiadając jej szczegółowo o jej przebiegu. Alex co jakiś czas kiwała głową, lub odzywała się zdawkowo. Tak naprawdę nie słuchała ciężarnej, tylko dyskretnie rozglądała się na boki, chcąc znaleźć jakąś znajomą twarz. Dostrzegła Zacka i Michaela, rozmawiających z jakimś starszym łysym mężczyzną. Reszta gości oprócz państwa Anderson i rodziców Toma i Luka, była jej nieznana. Kiedy tak przebiegała wzrokiem zebranych jej spojrzenie pochwyciła Margaret.
- Choć kochanie, przedstawię cię wszystkim!
            Alex jęknęła, wysyłając błagalne spojrzenie do Susan i Graya ci jednak jakby źle odczytując jej wzywanie pomocy, pomachali jej z uśmiechami na twarzach.
            Na szczęście „przedstawianie jej” nie wyszło tak źle. Alex obawiała się, że Margaret zrobi to podobnie jak Richard, oznajmiając na cały głos kim jest. Ta jednak okazała się być bardziej taktowna niż Anderson i podchodziła kolejno, do następnych grupek, przedstawiając ją osobiście kolejnej nowej osobie.
            Po niemal pół godzinie Alex czuła się nieco swobodniej. Ludzie ciągle byli jej obcy, jednak teraz choć poznała ich imiona. Jako pierwszą poznała Megan, jej męża Alana oraz dwójkę ich dzieci – Stacy i Lizzy. Dwie blondynki podobne do matki, odziedziczyły po ojcu niesamowicie ciemne oczy przez co patrząc na nie czuła się nieco dziwnie. Był jeszcze Connor, wieczny kawaler, teraz dobiegający czterdziestki, jego siostra Meredith z Ronem, rudym szkotem oraz jego pomarańczowowłose potomstwo – Evan, Kate i Christina. Trójka dzieci siostry David Moore była najmłodsza z gromady gości. Nie licząc oczywiście dzieci państwa McDowellów – sąsiadów Mooreów – Sarah i Billa. Bliźniacy Lian i Nelson także jak i najmłodsza córka Meredith – Christina – kończyli właśnie szkołę średnią. Najciekawszą osobą okazała się jednak matka Davida – Violet, która jakoś dziwnie na nią patrzyła, uśmiechając się zagadkowo. Odniosła wrażenie, że staruszka ją zna, a ona nie przypominała sobie ich spotkania.
            Rozmawiała właśnie z Christiną o studiach na Oxfordzie, która ta chciała podjąć, kiedy z drugiego końca pokoju pomachał do niej Zack, dając jej znak by podeszła. Przepraszając Chris, udała się do mężczyzny popijającego szampana z wysokiego kieliszka.
- Dawno się nie widzieliśmy. – Przywitał się z nią, składając na jej policzku przyjazny pocałunek. Alex spłoniła się rumieńcem, nieprzyzwyczajona do takich gestów. No cóż, Amerykanie byli bardziej otwarci niż Anglicy. – Wszystko dobrze? – Spytał widząc jak nerwowo przebiega wzrokiem po pomieszczeniu.
- Tak, wszystko ok. - Powiedziała wracając spojrzeniem do mężczyzny. – A u ciebie?
- Powiedź lepiej jak tam ci się układa z „Zimnym”. – Zignorował jej pytanie i uśmiechnął się pod nosem, biorąc spory łyk trunku. – Ostatnio jak go widziałem, aż kipiał z zazdrości.
            Także chciała by wtedy była to zazdrość. To by znaczyło, że coś do niej czuje, jednak myśląc o tym teraz, wiedziała, że było to tylko przelotne z jego strony. Tom widząc konkurenta w osobie Zacka, chciał go pokonać. To tylko konkurencja, nic więcej, a ona była w tej zabawie zdobyczą.
            Otwarła usta by wytłumaczyć mu jak sprawy stoją, kiedy to w salonie zjawiła się para dzisiejszego wieczoru. Musiała przyznać, że razem prezentowali się idealnie. Lukas z ciemnymi włosami, zaczesanymi palcami do tyłu, odziany w ciemne wizytowe spodnie i jasno-niebieską koszule, wyglądał bardzo przystojnie. Sam jednak nie gasła przy nim, lecz wprost promieniała, ubrana w swoją ciemno-niebieską sukienkę na ramiączkach.
            Ich pojawienie się wywołało salwę wiwatów i śmiechów, rodziny i przyjaciół, przez co Alex straciła obowiązek odpowiedzenia na pytanie Zacka. Gospodyni zaprosiła wszystkich do stołu, przekrzykując podniesione głosy towarzystwa. Zack wyciągnął ramię do Alex, która z chęcią je pochwyciła. Obeszli długi stół, zastawiony smakołykami, usadawiając się na końcu niego. Alex zmartwiła się widząc, że obok niej zostały dwa krzesła wolne. Wiedziała, że któreś z nich jest przeznaczone dla Toma.
- Wiedziałam, że Luke ci się nie oprze! – Powiedziała w którymś momencie Margaret, zawstydzając parę.
Sam spłoniła się rumieńcem, chichocząc nerwowo, a Lukas zaśmiał się donośnie, po czym uniósł dłoń narzeczonej do ust i ucałował jej wierzch. Całe towarzystwo także się roześmiało, przekrzykując się, gdyż każdy chciał coś opowiedzieć.
            Alex oparła się swobodnie na oparciu krzesła i także zachichotała. Rodzina Luka miała naprawdę sporo energii. Bliscy Sam oczywiście nie pozostawali w tyle. Brytyjka przez chwilę się rozmarzyła, żałując, że i ona nie ma takiej rodziny. Domu pełnego śmiechu, To… Stop Alex! – upomniała się w myślach. Jak na razie na ten wymarzony dom musiała poczekać.
            Pierwsze minuty podziałały na nią relaksująco. Móc słuchać opowieści o małym Lukasie, rozluźniła się. Niestety te chwilę nie trwały długo. Właśnie skubała widelcem swoją sałatkę, kiedy to w drzwiach pojawiła się dobrze jej znana wysoka sylwetka.
- Już wszyscy są… - Mruknął Thomas, drapiąc się dłonią po karku, przebiegł spojrzeniem po zebranych i zatrzymał wzrok na Alex, która to spotykając jego czujny wzrok, spuściła głowę wpatrując się teraz w talerz. Tom zacisnął wargi, lecz zaraz je rozluźnił, widząc wolne miejsce obok dziewczyny. Nie śpiesząc się, przywitał się z gośćmi po czy zajął krzesło obok Alex, specjalnie przysuwając je bliżej. – Julia chciała odwiedzić jakąś przyjaciółkę, więc zostawiłem ją w mieście. – Zwrócił się do matki, wyciągając dłoń po misę z mięsem.
            Alex skuliła się na krześle, próbując skupić wzrok na talerzu, jednak nie mogła się powstrzymać by nie zerkać na niego co chwilę. Tom chwytając misę, otarł się o nią ramieniem, powodując, że ta zadrżała na całym ciele.
- Przecież mogła to zrobić jutro. – Żachnęła się Margaret, na co Tom tylko wzruszył ramionami, dając znak, że uważa ten temat za zakończony.
Rodzina powróciła do wcześniejszych tematów, zawstydzając nieświadomie Luka. Alex jednak nie słuchała ich już z takim zapałem, czując przy sobie obecność Toma. Ten nie odezwał się do niej ani słowem. W ogóle przeważnie milczał, jednak sądziła, że powie cokolwiek, by nawiązać z nią rozmowę.
Zastanawiała się intensywnie, kim była ta tajemnicza Julia. Nigdy o niej nie słyszała. Umysł jej podpowiadał, że to jakaś „przyjaciółka” Toma, jednak nie chciała go słuchać. Mimo to czuła wszechogarniającą zazdrość na myśl o niej. Próbowała skupić się na Zacku, który o coś ją zapytał, jednak nie dosłyszała pytania, przez co musiała poprosić go by powtórzył.
- Pytałem, jak długo zostajesz u Sam. – Powiedział spokojnie, zwracając na nią swe ciemne oczy. Alex jęknęła pod nosem, nie potrafiąc zebrać myśli. Była w pełni świadoma, że nie tylko Zack czeka na jej odpowiedź. – Powinnaś zostać do świąt dziękczynienia. Nie obchodzicie ich w Anglii, nie?
- Bardzo bym chciała zostać, jednak mam pracę, z której nie mogę zrezygnować. – Powiedziała szczerze, myśląc przez chwilę o swej szefowej, która ledwo co zgodziła się na ten miesiąc. Niestety musiała zarabiać, a tak dobrej pracy, jaką miała teraz, nie znajdzie szybko. - Po koniec sierpnia muszę wrócić do Londynu.
- To już niedługo! – Jęknął Zack, a jego oczy rozszerzyły się w zdziwieniu.
- Zawsze możesz za nią jechać. – W powietrzu zrobiło się zimno od słów Toma, który niby to ich nie słuchał. Alex spojrzała na dobrze znany profil. Zaciśnięte usta i zmarszczone brwi nie zwiastowały niczego dobrego. - Pytanie tylko czy twoja miłość jest tak wielka…
            Zack syknął po nosem, zagryzając zęby. Wkurzała go ta beznamiętna mina Moorea. Zbył jednak jego słowa prychnięciem i chwytając dłoń Alex, uniósł ją do ust i ucałował.
- Z przyjemnością odwiedzę cię w Londynie. Jeszcze nigdy tam nie byłem.
            Tom tylko zaśmiał się gardłowo, po czym chwytając butelkę szampana, napełnił nią kieliszek i błyskawicznie go opróżnił. Uśmiechnął się złośliwie, patrząc teraz czujnie na Zacka, który obdarzał go równie nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Nie zapomnij kupić wcześniej pierścionka zaręczynowego…
            Po tej uwadze, Zack odpowiedział Thomasowi, denerwując go jeszcze bardziej, po czym ten przestając się hamować, wkładał coraz więcej jadu w kolejne riposty. Alex w którymś momencie przestała ich słuchać, marząc by ktokolwiek im przerwał. Jednak towarzystwo było tak zajęte sobą, że nie dostrzegło ich wymiany zdań.
- Przepraszam! – Warknęła nagle, podnosząc się z miejsca. Musiała ochłonąć z dala od tych walczących samców. W drzwiach minęła się z jakimiś blondynkami, które obrzuciły ją dziwnymi spojrzeniami. Miała to jednak w nosie. Skierowała się w głąb korytarza, szukając łazienki. Po drugim razie, kiedy weszła omyłkowo do jakiegoś schowka, w końcu natrafiła na właściwe pomieszczenie. Siadła na oparciu wanny i głośno zaczerpnęła powietrza.
            Nie wiedziała co o tym myśleć. Tom zachowywał się jak zazdrosny głupiec, a tak naprawdę wiedziała, że nie znaczy dla niego więcej niż tyle co nowa zabaweczka dla małego chłopca. Potrzebna była tylko do tego by umilić mu czas w łóżku. Chyba, że się myliła?
            Potrząsnęła energicznie głową, wprawiając w ruch swe czerwone włosy. Na pewno się nie myliła. Wiedziała jakie ma zdanie na jej temat. Obiecał je, że się nie zakocha i uprzedził, że nie powinna niczego oczekiwać. Dlaczego więc nagle zrobiło jej się ciężko na duszy? Przecież od samego początku wiedziała jak to się skończy. Nie powinna mieć do niego pretensji, że tak się zachowywał. Czuła jednak ogromny ból, na samą myśl o tym, że z końcem jej pobytu tutaj Thomas tak po prostu o niej zapomni.
            Pukanie do drzwi łazienki, uświadomiło jej, że siedzi tam stanowczo za długo. Pośpiesznie nacisnęła spłuczkę toalety, po czym ruszyła do drzwi. W nim omal nie zderzyła się z Christiną.
- Alex? – Zapytała nastolatka, przyjacielsko dotykając jej ramienia. – Wszystko w porządku?
            Brytyjka kiwnęła jej głową, a ta patrząc na nią z ciekawością, wzruszyła ramionami i zniknęła za drzwiami łazienki. Alex jeszcze przez chwilę stała w miejscu, chcąc powstrzymać drżenie rąk. Musiała się uspokoić i przede wszystkim przestać myśleć.
            Odchrząknęła pod nosem i poprawiając dół sukienki, ruszyła w stronę salonu. Kiedy miała właśnie skręcać do właściwego pokoju, doszedł do niej głos z przeciwległego pomieszczenia.
- Tom, przestań być taki zasadniczy! – Alex zamrugała parokrotnie powiekami, zbliżając się delikatnie do pomieszczenia z którego dobiegała rozmowa. - Przecież wiem, że ciągle ci na mnie zależy.
            To co zobaczyła wstrząsnęło nią do głębi. Koło skórzanej kanapy stał Thomas, trzymając w dłoniach kieliszek, a tuż obok niego znajdowała się wysoka blondynka, gładząca dłonią jego szyję. Alex musiała przyznać, że była piękna. Długie jasne włosy, układały się na jej ramionach w loki, a zgrabna sylwetka, odziana w czerwoną, obcisłą sukienkę, nie dawała wiele wyobraźni. Takiej kobiety pożąda każdy mężczyzna.
Chciała się odwrócić i odejść, lecz nie potrafiła. Przypuszczała, że teraz zobaczy coś czego nie mogłaby zaakceptować, jednak uparcie stała w miejscu, bojąc się poruszyć.
- Przeceniasz swoją rolę w moim życiu.
- Jak zwykle chłodny… - Wymruczała kobieta, przybliżając coraz to bliżej swą twarz do jego. – To, że jesteś sam, znaczy tylko, że nadal pragniesz tylko mnie.
            Nie czekając na jego reakcję, blondynka przycisnęła swe wargi do jego wąskich ust, wyciskając na nich pocałunek. Brytyjka pisnęła cicho, natychmiast przyciskając dłonią usta. Patrzyła na całe zajście szeroko otwartymi oczami, które po chwili zaczęły ją piec, a w kącikach zebrały się łzy. Nie mogła się zdradzić… Odeszła od drzwi, kierując się znów do łazienki, jednak nie mogła znów tam siedzieć. Najchętniej wyszłaby na zewnątrz i rozpłakała się jak dziecko, jednak nie mogła tego zrobić przyjaciółce. Dzisiaj były jej zaręczyny, a na pewno jej zniknięcie nie pozostanie niezauważone. Opanowując więc płacz, udała się do salonu, przybierając na twarz pogodny uśmiech.
            Z ulgą dostrzegła, że Tom i jego „przyjaciółka” jeszcze nie wrócili, dlatego też nie musiała na nich patrzeć. Usiadła na swoim miejscu i dostrzegła, że krzesło dalej siedzi ładna blondynka z wielkimi niebiesko-szarymi oczami. Dziewczyna rozmawiała z ożywieniem z Sam, dlatego też Alex tylko im się przyglądała.
- Już myślałam, że cię coś zjadło! – Powiedziała Sam rozbawiona swoją uwagą. Brytyjka uniosła głowę, uśmiechając się krzywo. Obraz całującej się pary, ciągle stał jej przed oczami. Nie umiała się skupić i wymyślić niczego błyskotliwego, dlatego też tylko się uśmiechnęła. – Wszystko dobrze?
            Alex opuściła głowę, patrząc z obrzydzeniem na jedzoną niedawno sałatkę. W gardle czuła wielką gulę. Nie przełknęłaby teraz niczego. Sam pstryknęła palcami, jakby budząc ją ze snu. Ponowiła swe pytanie, nie spuszczając jej tym razem z oczu.

- Nie najlepiej się czuje…