czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 9

Witam w kolejny, jakże piękny czwartek! Właśnie w ostatniej chwili tego dnia, przypomniałam sobie, że jeszcze nie wstawiłam kolejnego rozdziału. Mój mózg działa troszeczkę inaczej i wyrzuca informacje, które powinny być dla mnie istotne.
Rozdział 9. Hmm... aż normalnie nie chce mi się wierzyć! Już w następny czwartek dobije rozdziału 10! Nie sądziłam, że stać mnie na takie poświęcenie, jakim jest prowadzenie bloga, a tu już prawie 10 ( jakże zobowiązująca liczba) XD
Dzisiaj udało mi się odnieść sukces. Może i mały, ale i tak jestem z siebie dumna. ^o^ I właśnie od tego momentu pragnę ogłosić nową tradycję, która z pewnością zapiszę się na kartach historii i będzie przekazywana następnemu pokoleniu (przynajmniej przeze mnie): Pijcie mleko truskawkowe, a w lecie nie wyrzekajcie się zjedzenia soczystej truskawki prosto z krzaka, albowiem to nada właściwy sens waszemu życiu! (Wielka zawiła filozofia Nat) 

Rozdział dedykuje najlepszemu przyjacielowi. Dziękuję, że ciągle we mnie wierzysz i może nie
zasłużyłam na przyjaciela jakim jesteś, ale z pewnością będę się mocno starać, by w przyszłości poczuć, że na to zasłużyłam! Dziękuje, że mnie jeszcze nie zabiłaś i ciągle ze mną jesteś (wytrzymałaś ze mną przez 6 lat - podziwiam Cię!)

Nat-chan

Rozdział 9

Ostre płomienie słoneczne wkradły się do pokoju, rażąc mnie w oczy. Podniosłam dłoń i położyłam ją na czole. Moją głowę rozsadzał ogromny ból, a dzwonienie w uszach uniemożliwiały jakąkolwiek prace mózgu. Podniosłam się jednak zaraz potem ponownie się położyłam czując przewracanie w brzuchu. Przymknęłam powieki próbując odtworzyć wydarzenia wczorajszego wieczoru. Jedyne, co sobie przypomniałam to obraz flirtującej Tess z mężczyzną o imieniu William. Ponownie poczułam mdłości jednak w porę, podniosłam dłoń do ust, na jakiś czas hamując wymioty. Nagle wszystko do mnie wróciło. Nie ma co, zaszalałam wczoraj. Przed oczami zobaczyłam miliony obrazów, wyświetlanych jak pokaz slajdów. Załamana wyszłam z łazienki z postanowieniem pijańskiego szaleństwa. Chodziłam po galerii odważnie krytykując obraz i śmiejąc się a tworzących je artystów. Chwyciłam się za głowę uświadamiając sobie, jaką idiotkę z siebie zrobiłam. Moje wspomnienia urwały się w momencie, gdy pijana prawie do nieprzytomności ukradłam pełną butelkę rumu z baru i udałam się do ogródka znajdującego się przy tylnym wyjściu galerii. Nie miałam pojęcia, co było dalej i szczerze powiedziawszy nie chciałam tego wiedzieć. Jednak był jeden plus tego wszystkiego – jakimś cudem trafiłam do domu.
Pogładziłam miękką pościel zastanawiając się, od kiedy moje łóżko jest takie duże, a poduszki tak delikatne. Podniosłam głowę i z przymrużonymi oczyma zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Cichy krzyk, z powodu przepalonego alkoholem przełyku, wydobył się z mego gardła. Przetarłam powieki sprawdzając czy to aby nie sen. Niestety to nie był sen. Nie byłam w swoim mieszkaniu! Chwyciłam się za brzuch i doszedł do mnie jeszcze jeden fakt. Byłam całkiem naga! Miałam na sobie tylko koronkową bieliznę, która i tak niewiele zakrywała. Co za wstyd!
Musiałam się jak najszybciej zorientować gdzie się znajduje. Rozejrzałam się uważnie po pomieszczeniu. Pokój był całkiem spory, z ścianami pomalowanymi w odcieniu delikatnej, załamanej bieli i błękitu. Po prawej stronie znajdowały się duże drzwi, podobne do tych od garderoby, które sama miałam w sypialni, a tuż obok nich stał niewielki stolik z jakąś dziwną rzeźbą. Na wprost znajdowały się kolejne drzwi lekko uchylone, a tuż obok niewielki regał z książkami. Po lewej stała piękna skórzana sofa a na niej kolorystycznie dobrane brązowe poduszki. Za nią znajdowało się duże okno, do połowy zasłonięte żaluzją, z długą zasłonką w kolorze morskich fal. Nie było to jakieś super eleganckie mieszkanko, ale w innych okolicznościach mogłabym powiedzieć, że jest przytulne. W każdym bądź razie muszę stąd jak najszybciej zwiać. Nie chciałam przeżywać kolejnego upokorzenia. Wysunęłam stopy z łóżka i postawiłam je na panelowej podłodze, akurat w momencie gdy drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem.  
- Widzę, że już się obudziłaś. – Powiedział Will, uśmiechając się do mnie lekko. Na jego widok poczułam, że moja twarz robi się czerwona. Chwyciłam brzeg kołdry i jak najszybciej przykryłam swe obnażone ciało. Nie zwracając uwagi na moje zawstydzenie, usiadł obok i przyłożył mi dłoń do czoła. Zauważyłam, że on także delikatnie się zarumienił. – Jak się czujesz?
- Gzie ja jestem? – Spytałam ignorując jego pytanie. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu mojej sukienki jednak nigdzie jej nie dostrzegłam. – Gdzie moja ubranie?
- Jesteś w moim mieszkaniu, a twoja sukienka jest w łazience. – Powiedział wskazując palcem drzwi po prawej stronie.
W tej chwili doszła do mnie brutalny fakt. Znajdowałam się w jego mieszkaniu i byłam prawie naga. Czy on mógłby mnie wykorzystać?
- Czy my czasem nie… - Spytałam jeszcze bardziej się czerwieniąc. – No wiesz…
- Czy co my czasem? – Uśmiechnął się szeroko, co jeszcze bardziej mnie speszyło. – Chodzi ci o to, czy spędziliśmy razem noc?
- Tak! Właśnie o to pytam.
Uśmiech na jego twarzy zastąpiła powaga. Prawą ręką pogładził moje zarumienione policzki. W myślach prosiłam Boga, by to jednak nie była prawda. William skinął głową, kładąc palec na moich ustach.
- Tak.
Czyli to jednak prawda. Co za wstyd! Najgorsze było jednak to, że niczego nie pamiętałam! Jak mogłam być aż tak głupia żeby przespać się z tym mężczyzną! Był bardzo męski, pociągający i w ogóle, ale jak mogłam przeżyć swoją pierwszą noc z osobą, której kompletnie nie znałam, a na dodatek nie mieć żadnych wspomnień?! Z drugiej strony to nie była moja wina. Przecież byłam kompletnie schlana. To on nie miał skrupułów, by mnie wykorzystać. 
- Jak mogłeś?! – Zacisnęłam dłonie w pięści i uderzyłam go w ramię. – Wykorzystałeś mnie!
- Natalia…
- Nawet się nie tłumacz ty wstrętny dupku! Byłam dziewicą, a ty potraktowałeś mnie jak zwykłą dziwkę! Nie ma dla Ciebie usprawiedliwienia, sczeźniesz w piekle ty…
Nagle poczułam na ustach jego ciepłe wargi. Położył dłonie na moich ramionach i przyciągnął mnie do siebie. W pierwszej chwili chciałam go odepchnąć lecz jego usta był tak czułe, tak delikatne… że nie potrafiłam się oprzeć tej słodyczy. Objęłam jego kark i z namiętnością odwzajemniłam jego pocałunki. Zapomniałam gdzie się znajduje. Pierwszy raz doświadczyłam takiego uczucia i chciałam się nim cieszyć jak najdłużej. Gdy nagle oderwał się ode mnie, jęknęłam cicho w geście protestu.
- Nie dałaś mi szansy na wyjaśnienia. – Sapnął, głośno dysząc. Spojrzałam w jego oczy i gdy napotkałam jego niebiskie tęczówki, w których dostrzegłam smutek, nie mogłam nie ulec jego prośbie. Próbowałam zrozumieć czy zależało mu tylko na przerwaniu listy moich oskarżeń, czy na czymś więcej. – Pozwól mi wszystko wytłumaczyć.
Chciałam zachować się tak jak podpowiadało mi sumienie. Wyjść, trzaskając drzwiami i nie słuchając żadnych tłumaczeń tego napaleńca, jednak ciekawość zwyciężyła. Skinęłam tylko głową, nie spuszczając z niego uważnego spojrzenia.
Wstał i przez chwile przemierzał pokój szybkim krokiem. Zapewne zastanawiał się, od czego zacząć, lub wymyślał jakąś wydymaną historyjkę, by nie wyjść na kompletnego drania. Nie znałam go zbyt dobrze, ale przeczucie mi podpowiadało, że nie mógłby mnie oszukać. Niedługo potem usiadł na kanapie pod oknem i w końcu na mnie spojrzał.
- Powiedziałem wcześniej, że spędziliśmy razem noc, ale przysięgam ci, że do niczego między nami nie doszło. Nigdy nie wykorzystałbym… - Zawahał się, szukając odpowiedniego słowa by nie nazwać mnie zapewne „pijana”. Delikatnie się uśmiechnęłam doceniając jego takt. – Nieświadomej kobiety.
- Dobrze, powiedzmy, że ci wierzę. – Przekrzywiłam głowę, patrząc na niego z ciekawością. Musiałam się dowiedzieć, co się ze mną wczoraj działo. – Ale czy mógłbyś mi powiedzieć, co robiłam gdy spotkałeś mnie już… W tym stanie?
- Siedziałaś na drzewie i wykrzykiwałaś, że jesteś panią wszechświata, a faceci to świnie i nadają się tylko na niewolników. – Rzekł bez zastanowienia, uśmiechając się lekko pod nosem. – A gdy zobaczyłaś, że do ciebie idę, postanowiłaś mnie zabić butelką.
Z szoku nie mogłam się ruszyć. Wytrzeszczyłam oczy, a moja szczęka opadła w dół. No ładnie Nat, naprawdę zaszalałaś tego wieczoru! Nic tylko pogratulować głupoty!
- Co? – Szepnęłam prawie niedosłyszalnie. Opuściłam głowę, unikając jego spojrzenia. Policzki paliły mnie żywym ogniem. Nigdy wcześniej nie czułam się aż tak głupio. Następne słowa wypowiedziałam już nieco głośniej. – Przepraszam. Naprawdę nie chciałam.
- Jak widzisz nie udało ci się mnie zabić, więc wszystko jest w porządku. – Roześmiał się głośno, przez co poczułam jeszcze większe zażenowanie. – Chcesz wiedzieć co było dalej?
Podniosłam głowę i pokiwałam nią energicznie, by zaraz potem ponownie umknąć przed spojrzeniem jego niebieskich tęczówek. Miałam tylko nadzieje, że nie dostrzegł moich zaczerwienionych policzków.
- A więc gdy zamach na moje życie się nie powiódł, a ty zamiast trafić we mnie, rzuciłaś w niewinną rzeźbę i utraciłaś resztki alkoholu, zeszłaś z drzewa i płacząc zasnęłaś w moich ramionach. – Will przerwał na chwile swoją opowieść, a do moich uszy doszedł tłumiony śmiech. Śmiał się ze mnie niegodziwiec! Moje zawstydzenie zastąpiła złość. W tym momencie miałam ochotę udusić tego drania. – Nie wiedziałem gdzie mieszkasz, więc pomyślałem, że najlepiej będzie jak zawiozę cię do mojego mieszkania, a rano…
- A Tess?
- Co za Tess? – Spytał niewinnym tonem, a gdy podniosłam głowę i napotkałam jego spojrzenie, zrozumiałam, że nie żartuje. Naprawdę jej nie pamiętał!
- Moja przyjaciółka. Wysoka, blondynka. Była wczoraj ze mną jak oblałam cię szampanem. Flirtowałeś z nią, więc jak możesz jej nie pamiętać?
Spojrzał w górę i zmarszczył brwi, jakby odszukiwał w pamięci obrazu Teresy. Trochę nie chciało mi się w to wierzyć ponieważ Tess nie jest osobą, którą łatwo zapomnieć. Wszędzie gdzie się pojawiała łamała serca mężczyznom, a kobiety na jej widok czuły się mało atrakcyjne i niepotrzebne.
- Teraz pamiętam. – Powiedział, przywracając mnie do rzeczywistości. – Rozmawiałem z nią chwile, ale gdy zobaczyłem, że gdzieś zniknęłaś postanowiłem cię poszukać. Niestety nigdzie cię nie znalazłem.
- Po co mnie szukałeś?
- Pod wieloma względami, wydałaś mi się interesująca. – Wypowiadał słowa wolno, zmysłowo obniżając przy tym ton głosu. Ciarki przeszły przez całe moje ciało. - I myślę, że się nie pomyliłem.

Nie wiedziałam co myśleć o tej całej sytuacji. Czyżbym pomyliła się w ocenie tego mężczyzny? Z tego by wynikało, że naprawdę był mną zainteresowany, co było dla mnie niezwykłym zaskoczeniem. Nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry, przez co postanowiłam przyjrzeć mu się dokładniej. Stwierdziłam, że miał nie więcej niż 30 lat. Męska twarz, posiadała niewielkie zmarszczki, lecz, nie działały one na mnie odpychająco, wręcz przeciwnie, dodawały mu uroku i magnetycznej siły przyciągania. Niewielki zarost sprawiał, że zapragnęłam wyciągnąć dłoń i pogładzić szorstkie policzki, jednak najdłużej moje spojrzenie zatrzymało się na niesamowitych, niebieskich oczach z niewielkimi szarawymi plamkami i wąskich wargach. 
- Nie rób tego... – Ostrzegł mnie William, nieco zachrypniętym głosem.
Doskonale wiedziałam o co mu chodzi. Nie zamierzałam jednak stracić okazji, by dowiedzieć się o przyjemności, do której może dojść między kobietą, a mężczyzną. Od 17. urodzin z pasją zaczytywałam się w literaturze kobiecej, nieraz płacząc godzinami, mocząc karty książek. Teraz także mi się to zdarzało, lecz tamte powieści atrakcyjne dla nastolatki nie były już ukojeniem dla niespełnionej kobiety. Zamiast o tym przeczytać chciałam to przeżyć i rozkoszować się tym, w każdej minucie.  
- Pocałuj mnie… - Poprosiłam cicho i z wielkim trudem zdobyłam się na odwagę, by opuścić ramię, którym zakrywałam swe ciało. Śliski materiał zsunął się powoli, zatrzymując się na mych udach. Zadrżałam delikatnie, kładąc dłonie na szorstkich policzkach Williama, spełniając swoja zachciankę. – Will…
- Nat… - Szepnął, z namiętnością przyciągając mnie do siebie i składając na mych ustach najbardziej namiętny pocałunek o jakim mogłam tylko śnić.

czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 8



 Witam serdecznie w święto Thora! Zdążyłam dosłownie w ostatnim momencie XD Na moim zegarku już 23:38, a więc... prawie w ostatniej chwili. Ciągle obiecuje, że następny rozdział będzie dłuższy od poprzedniego, ale jakoś nie udaje mi się spełnić tej groźby lecz (oto nastąpiła podniosła chwila) Zaręczam, że rozdział 8 jest dłuższy od rozdziału 7. W końcu mi się udało ^o^


Rozdział 8

- Cały oddział kosmetyczek i fryzjerów? – Klaudia zaśmiała się mierząc mnie podejrzliwie wzrokiem. – Znając ciebie, pewnie byłaś nieźle wkurzona.
- Byłam wściekła!
Wstałam i nastawiłam wodę na kawę. Klaudia okazała się wyrozumiałym słuchaczem. Nie krytykowała ani nie chwaliła, po prostu słuchała. Gdy ustawiłam na blacie dwie filiżanki gorącego naparu, kontynuowałam swą opowieść.
- Na początku nie byłam zadowolona z tego, że Tess tak ze mną postąpiła, ale gdy tylko zobaczyłam swoje odbicie, natychmiast wszystko jej wybaczyłam.
- Aż tak ładnie wyglądałaś?
Przełknęłam gorący napój, parząc sobie język. Metamorfoza okazała się lepsza niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
- Kobieta, którą ujrzałam w żadnym stopniu mnie nie przypominała…

2 lata wcześniej

- Już nie mogę się doczekać! – Pisnęła z podekscytowania Tess, odrzucając do tyłu swe złociste włosy. – Tylko nie wyrwij mi całego towaru!
Roześmiałam się widząc szczęście na twarzy przyjaciółki. Mimo, że nie czułam się sobą w skórze, którą miałam na sobie dzisiejszego wieczoru, byłam bardzo zadowolona. Gdy niespełna godzinę temu stanęłam przed lustrem mało brakowało, a dostałabym zawału. Z tafli lustra spojrzała na mnie kompletnie inna kobieta. Krótkie włosy okalały jej doskonałą twarz, w świetle lampy mieniąc się wieloma odcieniami czerwieni. Niebieskie oczy, uwolnione od grubych oprawek, błyszczały, a fioletowa suknia opinała ciało, uwydatniając jej pełny biust i smukłe biodra. To nie mogłam być ja. Przeraziłam się kładąc swoją dłoń na tafli lustra, mając nadzieję, że to tylko złudzenie, że to tylko nierealny sen, z którego zaraz się zbudzę.
- Nie przypuszczałam, że możesz być aż tak piękna! – Szepnęła Teresa, przyglądając mi się podejrzliwie. – Mogłabym uznać cię za moją rywalkę.
Ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie, po czym podeszłam do szafy wyjmując moje codzienne ubrania. Sięgnęłam do zapięcia na plecach, powoli rozpinając każdy z guziczków. Gdy byłam w połowie Tess chwyciła moje dłonie i odwróciła mnie twarzą do siebie.
- Co ty robisz? Przecież zaraz wychodzimy.
- Teresa… - Zaczęłam, celowo używając pełnego imienia przyjaciółki. – Przecież ta kobieta to nie jestem ja!
- Właśnie, że dopiero teraz to jesteś ty! – Krzyknęła, puszczając moje ręce i ponownie zapinając guziczki, które udało mi się rozpiąć. – Tamta dziewczyna to tylko ciało, do którego się przyzwyczaiłaś.
- Ale ja nie chce być nią! – Stęknęłam żałośnie, próbując się rozpłakać, lecz z powodu soczewek było to dość trudne. – Nie czuje się w tym dobrze. Ta sukienka mnie peszy. Mam wrażenie jakbym była goła, a te szpilki wymyślił chyba jakiś sadysta!
Tess bez chwili namysłu przyciągnęła mnie do siebie. Położyła swoją głowę na moim ramieniu, przyjacielsko głaszcząc moje włosy.
- Jesteś naprawdę piękna Natalia. – Szepnęła, kompletnie zbijając mnie z tropu. – Czemu nie chcesz zaszaleć? To tylko jedna noc, przecież za niedługo wracamy do Polski. Nie chciałabyś zaszaleć?
Ze smutkiem stwierdziłam, że przyjaciółka ma racje. Dlaczego nie miałabym zaszaleć? Poczuć się jak kopciuszek, przecież to tylko jedna noc! Odsunęłam się od Tess, podchodząc do toaletki i chwytając torebkę. Spojrzałam w jej stronę, przybierając najładniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać.
- No co tak stoisz! – Zbeształam Teresę, wojowniczo zadzierając podbródek. – Londyn czeka!
No właśnie, Londyn – pomyślałam, przypominając sobie niedawne wydarzenia. Stałyśmy właśnie przed wysokim budynkiem galerii sztuki, w którym miało się odbyć przyjęcie. Poczułam wielki strach patrząc na eleganckie osoby wysiadające z limuzyn. Uwodzicielskie i pełne wdzięku kobiety i przystojni mężczyźni. Stanowczo nie pasowałam do tego towarzystwa i gdy już miałam powiedzieć o swoich obawach przyjaciółce ta chwyciła mnie za rękę, ciągnąc za sobą. Weszłyśmy do dużej Sali prawie po brzegi wypełnionej ludźmi. Od przechodzącego obok kelnera wzięłyśmy po kieliszku szampana i zaczęłyśmy spacerować oglądając obrazy. Niektóre były aż tak powydziwiane, że nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
- Zobacz jaki bazgroł! – Krzyknęła Tess wskazując obraz przedstawiający umięśnionego mężczyznę z głową żyrafy. – Ten malarz musi być wielkim artystą!
Roześmiałam się głośno i zamknęłam oczy robiąc kilka kroków naprzód. Krzyknęłam zaskoczona, gdy poczułam na swoich nagich ramionach czyjeś dłonie. Jednak było już za późno. Cała zawartość mojego kieliszka wylała się na białą koszule jakiegoś mężczyzny. Z wielkim strachem powoli zadarłam wysoko głowę. Moje tęczówki natrafiły na gniewne spojrzenie błękitnych oczu. Z wrażenia objęło mi mowę. Może nie był to najprzystojniejszy mężczyzna jakiego widziałam, ale było w nim coś tak pociągającego, że nie potrafiłam oderwać od niego spojrzenia. Uśmiechnęłam się przepraszająco, mając nadzieje, że trochę załagodzi to sytuacje. Mężczyzna zabrał dłonie z moich ramion i wcisnął je do kieszeni swoich, niewątpliwie drogich, spodni wizytowych. Opuściłam głowę wpatrując się w mokrą plamę jego koszuli. Jak mogłam być aż taką niezdarą!
- Bardzo przepraszam – Szepnęłam ze skruchą. Byłam bardzo ciekawa reakcji nieznajomego, lecz nie miałam na tyle odwagi by spojrzeć mu w twarz. – Naprawdę nie chciałam.
- Nie przejmuj się. To chyba najmilsza rzecz, jaka mnie dzisiaj spotkała.
Podniosłam głowę nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałam. Stwierdziłam, że mężczyzna uśmiecha się szeroko, jakby nic się nie stało. Niepoprawny optymista, lub szaleniec. Sama nie wiedziałam co gorsze.
- To nie zabije mnie Pan za tą koszule?
- Zabije? – Roześmiał się ukazując szereg śnieżnobiałych zębów. – No nie jestem pewny czy śmierć to nie za mało.
Zachichotałam, kręcąc głową z niedowierzaniem. Myślałam, że zostanę powieszona lub co najmniej ochrzaniona, a tu trafiam na mężczyznę, który jest szczęśliwy z powodu mokrej koszuli. Tego się nie spodziewałam.
- Jestem William. – Powiedział mężczyzna, wyciągając do mnie dłoń.
Już miałam ją uścisnąć, lecz poczułam na ramieniu uścisk. To była Tess, o której kompletnie zapomniałam. Lecz postanowiła to w porę naprawić. Podała swoją wypielęgnowaną dłoń mężczyźnie. Wiedziałam co teraz się stanie i najchętniej odeszłabym jak najdalej, lecz powstrzymało mnie przed tym ramie przyjaciółki.
- Ja jestem Tess, a to Natalia. – Powiedziała uśmiechając się słodko i trzepocząc rzęsami. – Jestem szczęśliwa, że mogę cię poznać Williamie. Naprawdę przepraszam cię za niezdarność mojej przyjaciółki.
- Przecież nic się nie stało. Gdyby nie to, pewnie bym was nie poznał.
Tess roześmiała się perliście. Puściła moje ramie przylegając do mężczyzny jak mucha do lepu. Miałam cichą nadzieje, że może chociaż on zainteresuje się mną, mając obok Tess, jednak bardzo się myliłam. Po kilku minutach to oni zapomnieli o mojej obecności flirtując ze sobą. Oczy zaczęły mnie piec. Musiałam jak najszybciej wyjść by nie rozpłakać się na oczach tych wszystkich ludzi. Po raz ostatni spojrzałam na Williama, odwróciłam się i prawie biegiem ruszyłam do wyjścia. Gdy stałam już na ulicy zdałam sobie sprawę, że klucze zostały w torebce Tess. Nie pozostawało mi więc nic innego niż wrócić i znów przyglądać się jak… Nie! Nigdy w życiu!
Kilkanaście minut potem siedziałam na muszli klozetowej wypłakując wszystkie swoje żale. Najbardziej zła byłam na siebie. W głowie słyszałam tylko jedną myśl: Myślisz, że jak się umalujesz i ładnie ubierzesz, to będziesz mogła dorównać Tess? Ocierając ostatnią z łez stwierdziłam, że nigdy mi się to nie uda. Wyszłam z kabiny i prawie zemdlałam widząc się w lustrze. Moja cała twarz była czerwona i spuchnięta od płaczu a pod oczami zrobił mi się czarny tuszowy wodospad. Otworzyłam torebkę i wygrzebałam z niej kosmetyki, wysypując je na blat koło umywalki. Umyłam twarz, nakładając na nowo, tym razem, delikatny makijaż. Nie miałam w tym wprawy, dlatego udało mi się to dopiero za trzecim razem. Poprawiłam włosy uśmiechając się do swego odbicia, zrozumiałam co mam robić. Wyszłam z łazienki z dumnie podniesioną głową i skierowałam się od razu do baru. Usiadłam na wysokim barowym krześle, zamawiając najmocniejszy alkohol jaki był. Przełknęłam spory łyk rumu, który rozpalił mój przełyk.
- Czas się w końcu zabawić…   

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 7

Witam! Dzisiaj Walentynki i z tej okazji (oraz z powodu szantażu EMOcjonalnego) wystawiam nowy rozdział. Wiem, że miał być dłuższy, ale... niestety SESJA mnie przytłoczyła... T_T


Rozdział 7


- Co ci się udało? – Spytała przyjaciółka w śmieszny sposób przechylając głowę w bok. – Byłaś już kiedyś zakochana?
Przełknęłam ślinę. W tej chwili żałowałam, że w ogóle zaczęłam tą rozmowę. Uwolniłam się z uścisku Klaudii i usiadłam na krześle po drugie stronie blatu. Przyjaciółka nie spuszczając ze mnie wzroku zajęła miejsce naprzeciwko. Dopiero po kilku chwilach wpatrywania się w swoje blade dłonie, zebrałam w sobie odwagę.
- Tak. – Stwierdziłam, przenosząc spojrzenie na Klaudie. - Byłam wtedy taka młoda i głupia. Kiedy po ukończeniu studiów moja przyjaciółka zaproponowała mi byśmy wyjechały z Polski bez zastanowienia się zgodziłam. Postanowiłyśmy wyjechać do Anglii. Przez pół roku pracowałam jak szalona by zarobić na bilet i móc wynająć tam mieszkanie. Teresa nie musiała. Jej rodzina była obrzydliwie bogata, a tatuś kochał ją tak bardzo, że dawał jej tyle pieniędzy ile tylko zażądała.
- Nigdy mi o tym nie mówiłaś. – Powiedziała Klaudia, a na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech.  – Nie wiedziałam, że także jesteś Polką. Myślałam, że jesteś Angielką.
- Nie, nie jestem. – Powiedziałam, zastanawiając się dlaczego nie powiedziałam jej tego wcześniej. – Przepraszam, że wcześniej nie wyprowadziłam cię z błędu.
Przyjaciółka jednak oparła tylko głowę na złączonych dłoniach i zapytała:
- Co było dalej?
- Kiedy już zebrałam całą sumę pieniędzy, którą ustaliła Tess. Pojechałyśmy na lotnisko i wykupiłyśmy bilety na najbliższy samolot i tak się zaczęła nasza przygoda w Londynie…
***

2 lata wcześniej

- Widziałaś te cuda?! – Pisnęła Teresa prawie przyklejając się do witryny sklepowej jakiegoś drogiego sklepu.
Nigdy nie interesowałam się modą, więc zachwyt przyjaciółki był dla mnie niezrozumiały. O wiele ciekawsi byli ludzie i te piękne budynki. Z przyjemnością zadarłam wysoko głowę oglądając liczne zdobienia nad wejściem jakiegoś muzeum. Poczułam nagłą chęć by wejść i pooglądać eksponaty, lecz wiedziałam, że Teresa wyśmieje mnie jak zawsze. Znałyśmy się od liceum. Teresa była chodzącą pięknością, z długimi blond włosami, ogromnymi niebieskimi oczami i nienaganną sylwetką. Ja natomiast byłam tak jakby niewidzialna. Moja figura może i przypominała figurę koleżanki, ale moje Szaro-niebieskie oczy schowane były zawsze pod szkłami okularów, a włosy równo ścięte do ramion. Ubierałam się tez raczej skromnie, próbując ukryć to, co Teresa chciała wyróżnić. Wiele razy koleżanka mówiła przydałaby mi się zmiana wyglądu i, że wyglądam jak bibliotekarka lub jej 70-letnia ciotka stara panna, lecz nie chciałam się zmieniać. Lubiłam to kim byłam i nie miałam zamiaru tego zmieniać.
- Tess chodźmy już. – Powiedziałam ciągnąc przyjaciółkę za jej nową torebkę od Gucci. – Nie chcesz się chyba spóźnić na przyjęcie?
Teresa uśmiechnęła się do mnie, odgarniając swe złociste włosy. Dobrze wiedziałam co oznacza ten jej uśmieszek.
- Nat! Dlaczego nie chcesz tam ze mną iść?
- Bo… - zaczęłam, próbując szybko wymyślić jakąś wymówkę. Nie mogłam jednak znaleźć żadnego sensownego powodu i powiedziałam to co naprawdę o tym myślałam. – To nie mój świat! Będę tam pasować jak wół do karety!
- Nie gadaj głupot! – Zbeształa mnie Tess, groźnie wymachując palcem w moją stronę. – Wystarczy tylko trochę makijażu, jakieś ekstra ciuchy i żaden mężczyzna nie będzie mógł ci się oprzeć.
- Tu nie chodzi o mężczyzn. Źle się tam będę czuła.
Teresa westchnęła, patrząc na mnie w ten swój oryginalny gniewny sposób. Pokręciła głową chwytając mnie za ramie i ciągnąc za sobą jak nieznośne dziecko. Próbowałam się wyrwać i protestować lecz gdy przyjaciółka nie reagowała na moje jęki, zrezygnowana postanowiłam odpuścić.
Przeszłyśmy kilka przecznic w nieznanym mi kierunku. Wiedziałam, że Tess nie ma zbytniej orientacji w terenie i tylko czekałam, aż skruszona poprosi mnie o pomoc w znalezieniu drogi do mieszkania, które wynajmowałyśmy. Uśmiechnęłam się gdy przyjaciółka nagle stanęła.
- Czy coś się stało Tess? – Spytałam zadowolona z swojej dedukcji. – Dlaczego się zatrzymałaś?
Nie zaszczycając mnie spojrzeniem, przyjaciółka podniosła ramię przywołując taksówkę. Cholera! Tego nie przewidziałam!
- Po prostu zmieniłam zdanie.
Odwróciła się do mnie bym mogła zobaczyć wyraz jej twarzy. Była bardzo z siebie zadowolona. Gdy samochód zatrzymał się tuż przy krawężniku wsiadłyśmy do niego, a gdy Tess podała adres taksówkarzowi, odetchnęłam z ulgą. Podała adres naszego mieszkania więc mogłam być spokojna. Bałam się, że dziewczyna wymyśliła jakieś drogie salony piękności, wizażystów, stylistów i… Bóg raczy wiedzieć co jeszcze! Zamiast słuchać flirtu Tess z nawet przystojnym kierowcą, wyjrzałam za okno podziwiając piękne widoki. Zawsze marzyłam by przyjechać do Londynu lecz nie sądziłam, że spełni się to tak szybko. Mijane budynki przyśpieszały bicie mego serca. Musiałam przyznać, że to wszystko dzięki Teresie. To ona zmotywowała mnie do ciężkiej pracy i miliona wyrzeczeń. Byłam jej za to bardzo wdzięczna. Odwróciłam się do niej z przyjaznym uśmiechem na ustach jednak nie zauważyła tego, ponieważ rozmawiała z kimś przez telefon.
W niespełna 30 minut później stałyśmy przed naszą kamienicą. Tess wręczyła taksówkarzowi kilka dolarów i nie mówiąc absolutnie nic, pociągnęła mnie na schody. Weszłam do mieszkania i omal nie dostałam zawału. Na naszym metrażu znajdowała się niewiarygodna liczba dziwnych osób z wielkimi skrzyniami. Wszyscy patrzyli na mnie jak na jakiś obiekt eksperymentu. Spojrzałam na uśmiechniętą twarz przyjaciółki i nagle wszystko zrozumiałam. Chciałam uciec lecz zastąpiła mi drogę, zamykając szybko drzwi.
- Nigdzie nie uciekniesz kochana…

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 6


 Witam jak zwykle w czwartek! (Święto Thora) Dzisiejszy post jest ciut krótki jak dla mnie, ale nie mogłam go przedłużyć. Obiecuje, że następny będzie dwa razy dłuższy ^^
Jako szczęśliwy student mam teraz wiele wolnego czasu i chciałabym robić milion rzeczy na raz lecz jak to w praktyce bywa ostatecznie nie zrobię nic jednak ciesze się, że udało mi się wydać nowy rozdział XD



Rozdział  6

Stałam na środku chodnika nie spuszczając wzroku z Hyun Joong i jego uroczej partnerki. Pomimo, że na dworze nie było zimno, całym moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Jak mogłam myśleć, że taki facet nie ma dziewczyny?! Kompletna ze mnie idiotka. Najgorsze jednak było to, że zamiast iść dalej, obserwowałam ich poczynania. W sumie nie robili niczego gorszącego, ale z daleka było widać, że są w sobie zakochani. Śmiali się, przytulali…
Gdy Hyun Joong położył ramię na barkach swojej towarzyszki a ona objęła go w pasie, miałam dość tej cukierkowej scenki. Zacisnęłam dłonie w pięści i nie spoglądając w ich kierunku ruszyłam prosto do sklepu. Jak szalona, wrzucałam do koszyka rzeczy nie patrząc na cenę ani datę przydatności, co zwykle robiłam. Ty gadzie! A ja chciałam iść z tobą do łóżka! Gdy po kilkunastu minutach zakupów podeszłam do kasy, zdałam sobie sprawę, że wzięłam kompletnie inne rzeczy niż zaplanowałam, jednak stałam już w kolejce i nie miałam chęci ani energii by ponownie przeciskać się pomiędzy sklepowymi regałami. Widok sąsiada i jego partnerki nie odszedł jednak złość nieco mi przeszła. Mają trochę racji mówiąc, że zakupy poprawiają humor. Sięgnęłam do lodówki na napoje, lecz zamiast złapać butelkę, chwyciłam za czyjąś dłoń. Już miałam się odwrócić i przeprosić gdy tuż przy uchu poczułam ciepły oddech.
- Ja to mam szczęście.
- Hyun Joong! – odwróciłam się zaskoczona, puszczając natychmiast jego dłoń. Serce zabiło mi mocniej na jego widok. Oczywiście z głupoty musiałam spojrzeć na jego usta. Idiotko! Przestań! Odchrząknęłam chowając dłonie za sobą.
- Czy to nie przeznaczenie? – spytał zalotnie się uśmiechając.
- Przeznaczenie? – prychnęłam odwracając wzrok. – Nie bądź śmieszny.
Podniósł dłoń i chwycił mnie za brodę, zmuszając bym na niego spojrzała. Z zaskoczeniem zauważyłam, że uśmiech zniknął z jego twarzy, a zastąpił go pełen powagi wyraz.
- Nat, posłuchaj. – zaczął, cofając swoją dłoń. – Wiem, że to nie jest odpowiednie miejsce, ale musimy poważnie porozmawiać o tym co się wczoraj zdarzyło.
O tym co się zdarzyło? Chyba się nie zdarzyło! Zastanawiałam się tylko co on do cholery chciał wyjaśniać. Według mnie wszystko było aż nadto jasne. Jeżeli chciał mnie przepraszać i mówić mi, że jestem wspaniała, ale nie tak żeby pójść ze mną do łóżka to ja absolutnie nie miałam ochoty tego słuchać i właśnie to musiałam mu teraz powiedzieć.
- Nie mamy o czym… - zaczęłam spokojnym tonem, ale przerwałam gdy obok sąsiada pojawiła się ta sama dziewczyna z którą tak czule przytulał się niedaleko mojego domu. Chociaż pojawiła się to mało powiedziane, raczej zawisła na jego ramieniu uroczo się przy tym szczerząc.
- Hyun, wzięłam tylko ciasto. – powiedziała słodko wydymając usta, co nie uszło mojej uwadze. – Nie mogłam znaleźć stoiska z popcornem.
- Nic nie szkodzi. – odparł nie spuszczając ze mnie wzroku.
Ja natomiast przyjrzałam się dokładnie dziewczynie i stwierdziłam z żalem, że nie miałam z nią szans. Była mniej więcej mojego wzrostu lecz dużo szczuplejsza, a moje nogi w porównaniu z jej nogami, wyglądały na pulchne i sporo krótsze. Długie kasztanowe włosy sięgające pasa, spływały swobodnie na ramiona, a duże ciemno-brązowe oczy okalane były gęstymi, ciemnymi rzęsami. Jedyne co mogłam uznać w swoim wyglądzie za lepsze to biust. Dziewczyna była prawie płaska w porównaniu z moją miseczką D.
- Nat… - zwrócił się do mnie Hyun Joong lecz nie dane mu było skończyć ponieważ kasjerka chrząknęła głośno dają znak, że czeka aż w końcu podejdę.
- Przepraszam! – krzyknęłam, robiąc najbardziej skruszoną minę na jaką było mnie stać. – Ile płacę?
Podałam sprzedawczyni odpowiednią ilość gotówki i chwytając siatki wybiegłam ze sklepu. Musiałam się jak najszybciej ulotnić. Nie miałam ochoty o niczym z nim rozmawiać. Wystarczająco mnie upokorzył. W drodze do mieszkania ułożyłam w głowie plan działania. Postanowiłam ograniczyć do minimum kontakty z nowym sąsiadem, a gdy zdarzy się już taka sytuacja i zmuszeni będziemy rozmawiać, utrzymam między nami dystans, zanudzając go rozmową chociażby o nowych trendach czy zmienności w pogodzie. Gdy pchnęłam drzwi i zaczęłam wykładać zakupy zdałam sobie sprawę, że mój plan… był po prostu niemożliwy! Na oślep zaczęłam wrzucać wszystko do lodówki. Byłam tak zajęta swoimi myślami, że nie zauważyłam podchodzącej do mnie przyjaciółki.
- Nat, co ty robisz? – Wrzasnęła na mnie, wyrywając mi z rąk pudełko płatków śniadaniowych. – Może i ty lubisz mrożone płatki, ale ja za takimi nie przepadam. Co się z tobą ostatnio dzieje? Poważnie zaczynam się obawiać, że oszalałaś.
Klaudia odepchnęła mnie i sama zajęła się zakupami. Przeprosiłam ją, upadając ciężko na krzesło. Miała racje, oszalałam kompletnie, a przyczyna mojej choroby mieszkała dwa piętra wyżej. Jeżeli po kilkunastu dniach znajomości z wirusem Hyun Joong wyrabiałam takie rzeczy to bała się nawet pomyśleć co będzie za miesiąc.
- Powiedz mi lepiej co cię tak zdenerwowało – powiedziała Klaudia zamykając lodówkę. Otworzyłam usta by odpowiedzieć wymijająco jednak przyjaciółka przejrzała moje zamiary – Tylko mi tu nie ściemniaj, że nic się nie stało. Dobrze widzę, że jesteś zdenerwowana.
Westchnęłam opuszczając głowę. Chyba nie mam innego wyboru jak powiedzieć prawdę. Opowiedziałam jej o spotkaniu z sąsiadem nie pomijając żadnych najmniejszych szczegółów. Nie chciałam zatajać przed nią absolutnie niczego. Dochodząc do wątku z dziewczyną, wściekle uderzyłam w blat, wyrzucając z siebie wszystkie myśli które krążyły mi po głowie. Klaudia w ciągu mojej opowieści nie odezwała się ani razu. Gdy skończyłam spojrzałam na nią wyczekująco, lecz dopiero po chwili się odezwała, zadziwiając mnie swoją odpowiedzią.
- Nat… - zaczęła patrząc na mnie z uśmiechem. – Ty się w nim zakochałaś!
- Nie! – krzyknęłam próbując zagłuszyć głośne bicie serca. – Nie zakochałam się w nim!
- Nie oszukuj się. – powiedziała rzeczowo Klaudia, krzyżując przedramiona na piersiach. – Kochasz go i to jest powodem twojego szaleństwa. Jest zarazem twoim wirusem jak i lekarstwem. Zabawne!
- Przepraszam cię pani doktor, ale twoja diagnoza jest błędna, a ja nie mam zamiaru jej słuchać.
Wstałam kierując się do sypialni. Przyjaciółka w ostatniej chwili chwyciła mnie za ramie zmuszając do tego bym została na miejscu.
- Nie uciekniesz przed tym. – powiedziała Klaudia poważnym tonem. – Nie dasz rady jej w sobie zdusić, zamienić, ukryć ani całkowicie zabić. Przed miłością nie da się uciec.
Uśmiechnęłam się słabo. Podniosłam głowę patrząc prosto w oczy przyjaciółki. Stwierdziłam, że to odpowiedni moment by zdradzić jej całą prawdę.
- Już raz mi się udało…