piątek, 25 grudnia 2015

40. Powroty?


- Och, to był piękny ślub! – Margaret znalazła się nagle tuz obok i chwytając ją za ramię, pociągnęła za sobą. Początkowo się upierała widząc gdzie ją ciągnie, jednak zaprzestała, zdając sobie sprawę, że nie ma na to dość siły. – Pewnie także marzysz o takiej ceremonii?
Szczerze to nigdy nie zastanawiała się jakby miał wyglądać jej ślub. Nie wybiegała nigdy tak daleko do przodu, kiedy nie było interesującego mężczyzny na horyzoncie. Mężczyzna wprawdzie się pojawił, lecz na ślub musiałaby czekać, do pięćdziesiątki, lub jeszcze dłużej.
Od zakończenia ślubu, starała się być niewidzialna. Unikała rodziny Luka, jakby byli zarazą, starając się zniknąć za rodziną panny młodej. Początkowo miała nadzieje, że jej się to uda, lecz została zagarnięta przez Margaret, która wyciągnęła ją w miejsce, w którym za żadne skarby nie chciała się znaleźć.
Kiedy się zatrzymały, nie musiała patrzeć kto stoi przed nią. Nie chciała znów spotkać się z nim wzrokiem, dlatego też uparcie patrzyła na Davida Moorea, który powitał ją przyjaźnie. W trakcie ceremonii spojrzała na Toma i omal znów nie dała mu się zahipnotyzować. Drugi raz nie chciała popełnić tego błędu.
- No to jak? Chciałabyś takiego ślubu?
Margaret uparcie dopytywała, nie dając jej wyboru. Nie mogła tak po prostu uciec, lub odpowiedzieć wymijająco.
- Nieszczególnie. – Powiedziała obojętnie, czując na sobie uważne spojrzenia rozmówców, a w szczególności jednego z nich. Jakaś wewnętrzna siła popchnęła ją dalej i zamiast powiedzieć o swym wyobrażeniu, zrobiła coś innego. - Nie wiem, czy w ogóle chce mieć męża. Z mężczyznami są tylko same problemy.
- Z kobietami oczywiście nie ma?
Lekko zachrypnięty głos Toma, na chwilę ją sparaliżował. Już dawno nie słyszała jego uwodzicielskiego głosu, tak więc, gdy ten tylko dobiegł jej uszu, instynktownie podniosła na niego spojrzenie. Znieruchomiała widząc powagę w jego oczach oraz zaciśnięte usta. Przełknęła głośno ślinę, natychmiast odwracając wzrok. Jak to możliwe, że wciąż tak silnie na nią działał? Mało tego wyglądał tak cholernie pociągająco, że miała ochotę znów ulec jego urokowi.
- Nie tak wiele, jak z mężczyznami.
Chciała uciąć ten temat, jednak Tom nie ustępował.
- To kobiety robią z nas głupców.
- Mylisz się! – Zaprotestowała, nieświadomie podnosząc głos. Ponownie podniosła wzrok, mierząc go twardym spojrzeniem. Chciała mu powiedzieć dużo więcej, wszystko co o nim myśli, jednak okoliczności temu nie sprzyjały. Państwo Moore nadstawiało uszu, przysłuchując się ich wymianie zdań. – Sami robicie z siebie głupców. Kobiety tylko się temu przyglądają.
Margaret roześmiała się, klaskając w dłonie. Tom natomiast mocniej ścisnął nóżkę swego kieliszka, po czym opróżnił całą jego zawartość. Korzystając z chwilowego milczenia, postanowiła się ulotnić.
- Państwo wybaczą!
Zaciskając pięści, odwróciła się na pięcie i ruszyła w przeciwnym kierunku. Z pewnością wygrała ten pojedynek, lecz nie sądziła by to było ich ostatnie spotkanie tego wieczoru. Potrzebowała odwagi, a nic tak nie dodaje sił jak alkohol.
Właśnie wcielała swój plan w życie, kiedy na horyzoncie pojawiła się Sue w pięknej niebieskiej sukni.
- Co się stało? – Spytała, obserwując jak dziewczyna bierze od kelnera, nie wysoki kieliszek szampana, lecz niską, szeroką szklankę whisky. Zgrabnym ruchem odebrała jej trunek i odstawiła go na stół. – Nie powinnaś pić tego świństwa! Szybko się upijesz.
- Na to liczę.
Susan uniosła brwi w zdziwieniu, nie bardzo wiedząc, co o tym myśleć. Alex rozglądała się za następnym kelnerem, gdyż tamta szklanka była już spalona. Sue strzegła jej jak córki, którą jakiś wytatuowany nastolatek, chce zabrać na przejażdżkę swym motocyklem.  Pewnie za niedługo znajdzie się w tej roli. – Pomyślała rozbawiona, gdy w ich kierunku szedł Gray, trzymając na rękach, małą Claudię.
Alex poznała małą tego samego dnia, w którym przyjechała. Dziewczynka była rozkoszna i uderzająco podobna do matki.
- Tom? – Spytała Sue, chwytając ją za dłoń, kiedy chciała chwycić kolejną szklankę. Alex z irytacją spojrzała na kobietę, modląc się by znikła jej z oczu. – Czy nie sądzisz, że upijając się tylko się ośmieszysz?
- Mam w nosie co sobie o mnie pomyśli!
- Widzisz kochanie, ciocia Alex ma cię w nosie. – Szepnął Gray, o którym zdążyła już zapomnieć. Mężczyzna w tym czasie pojawił się obok, biernie przysłuchując się ich rozmowie. Po chwili jednak zmarszczył brwi, przybierając poważną minę. – A tak na poważnie… Skoro wszystko między wami skończone, to dlaczego aż pożera cię wzrokiem?
Pomyślała od razu, że Gray stroi sobie z niej żarty. Dlaczego Tom miałby na nią patrzeć? Instynktownie jednak odwróciła się i zamarła. Mężczyzna nie kłamał… Thomas pomimo tego, że Luke mówił coś do niego z ożywieniem, patrzył prosto na nią. Nawet wtedy, kiedy ich spojrzenia się spotkały, nie odwrócił wzroku.
- Idź do niego. – Sue westchnęła teatralnie, po czym oboje z Grayem odeszli, zostawiając ją samą.
Dlaczego? – Ciągle zadawała sobie to pytanie, jednak w żadnej z jej myśli, nie pojawiała się odpowiedź. Tom nie miał powodu by tak ostentacyjnie się jej przyglądać. Nie raz, kiedy szukała go wzrokiem, dostrzegała u jego boku jakąś kobietę. Pewnie była to jego nowa zabawka, więc dlaczego nie zajmował się właśnie nią? Dlaczego wysyłając do niej te podstępne, kuszące ją spojrzenia, wciąż dawał jej nadzieję?
Warknęła niespokojnie, nie mogąc poradzić sobie z natłokiem pytań bez odpowiedzi. Najlepiej zrobi gdy sama go o to zapyta. Brakowało jej jednak odwagi, gdyż w głębi serca obawiała się tego co usłyszy. Jednak po kilku minutach zebrała się w sobie, gdyż stwierdziła, że jedyne co może ewentualnie zrobić to wyjść na skończoną kretynkę.
Od mijanego kelnera, zagarnęła szklaneczkę whisky i opróżniła ją szybko, po czym ruszyła przez salę, zmierzając do miejsca w którym stał Tom. Niestety kiedy tylko zaczęła się przepychać przez tłum ludzi na parkiecie, czyjeś silne dłonie, chwyciły ją w pasie i pociągnęły do tyłu. Pisnęła, gdyż kompletnie się tego nie spodziewała, jednak gdy zobaczyła uśmiechniętą twarz napastnika, roześmiała się.
- Co słychać Wielka Brytanio? – Zack jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha, przycisnął ja do siebie w tańcu. Po chwili jednak oderwał się od niej, okręcając ją dookoła. Kiedy znów spotkali się spojrzeniem, mężczyzna zagwizdał pod nosem. - Świetnie wyglądasz!
- Ty także prezentujesz się bardzo elegancko.
Wszyscy wyglądali dzisiaj… Inaczej. Z pewnością nie tak jak ich zapamiętała. Zack był naprawdę przystojny. Przez chwilę pomyślała jakby to było, gdyby tamtego wieczoru z nim została. Czy teraz bawiłaby się świetnie na weselu? Czy byłaby szczęśliwie zakochana?
- Widzę, że nie tylko ja chciałem z tobą zatańczyć. – Powiedział nagle, wytrącając ją z zamyślenia. Alex spojrzała na niego, niczego nie rozumiejąc. Mężczyzna wskazał głową jakiś punkt za nią. Nie musiała się nawet zastanawiać o co mu chodzi. - Twój chłopak wygląda jakby…
- To nie jest mój chłopak. – Zachrypnięty głos, który wydarł się z jej gardła, wydał jej się surowy i poważny. Tak samo odebrał go Zack, co wywnioskowała po jego zdziwionej minie. - Teraz już nic nas nie łączy.
- Odpuszczasz?! – Jego krzyk był prawie niedosłyszalny przez głośną muzykę, lecz kilka par spojrzało na nich z zaciekawieniem. - Hej mała! Nie po to tak bardzo się starałem, wzbudzić w nim zazdrość byś teraz zrezygnowała.
- Wybacz, ale na nic się to zdało.
- Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Facet, wygląda jakby chciał mnie zastrzelić, a nie robiłby tego, gdybyś faktycznie była mu obojętna.
Była… Wiedziała to od samego początku, jednak przez swą głupotę, myślała, że Tom się w niej zakocha. Dla niego ważny był tylko seks, jej uczucia go nie obchodziły. Ta jego niby zazdrość, wynikała tylko i wyłącznie z tego, że potrzebował zdobyczy. W Zacku nie raz widział konkurenta i tak też zapewne było tym razem. Ona jednak nie zamierzała być jego trofeum. Może to trochę zachłanne, ale chciała wszystko albo nic.
- Niestety tak jest.
Zack otworzył usta, najprawdopodobniej chcąc znów zaprotestować, jednak zaraz je zamknął, widząc jak wiele cierpienia przynosi jej ta rozmowa. Tańczyli dalej nie odzywając się do siebie ani słowem.
- No ładnie! Zostawiłam cię tylko na pięć minut! – Julia spojrzała na nich karcąco, kładąc dłonie na swych biodrach. Alex już chciała jej się wytłumaczyć, gdyż faktycznie poczuła się nieswojo, tańcząc z Zackiem, jednak dziewczyna roześmiała się radośnie, a chmurna mina zniknęła bezpowrotnie. – Ale macie miny! Czy nikt dzisiaj nie zna się na żartach?
Alex uśmiechnęła się nieznacznie, wychodząc z objęć kuzyna Sam. Wszystko zostaje w rodzinie… - pomyślała sarkastycznie, widząc jak Zack i Julia złączają się w miłosnym uścisku. Nie mogła uwierzyć, że wszyscy są szczęśliwi – Sam, Luke, Julia, Zack… nawet Simon miał swoją Ann! Dlaczego w promieniu kilku kilometrów tylko ona musiała zakochać się tak nieszczęśliwie?
- Alex! – Brytyjka zamrugała szybko powiekami, powracając do rzeczywistości. Siostra Toma patrzyła na nią w wyczekiwaniu. – Gdzieś odpłynęłaś.
Nie gdzieś… - usłyszała cichy głos w swej głowie. Przeklęła pod nosem, łapiąc się na tym, iż jej myśli znów skupiły się na osobie Toma. Musiała w końcu wziąć się w garść!
- Przepraszam, musze się napić!
Wydukawszy tę wymówkę, czym prędzej uciekła przed ich spojrzeniami. Julia z pewnością nie darowałaby sobie, wspomnienia swego brata, a ona nie miała już siły tego słuchać. Odkąd przyjechała wszyscy pastwili się nad nią, niby to przypadkiem kierując rozmowę na osobę Toma. Starała się zapomnieć, lecz z Andersonami się nie dało.
Uśmiechnęła się widząc, że na jej drodze wyrósł stół z napojami. W pierwszej chwili wyciągnęła rękę po niską szklankę z whisky, jednak w jej głowie zadudniły ostatnie słowa Sue. Zagryzając szczękę, sięgnęła do misy z pączem, o wiele bezpieczniejszej, niż cierpki alkohol.
Dopiero po czwartej szklaneczce poczuła, że się odpręża. Nie przepadała za weselami i najchętniej schowałaby się w tej chwili pod stołem, ale musiała jakoś to przeżyć. W końcu nie codziennie jest się na ślubie swej najlepszej przyjaciółki. Ludzie, których widziała po raz pierwszy na oczy, mijali ją, patrząc krzywym okiem na trzymaną przez nią szklankę. Uśmiechała się do nich, niby to nie zauważając dezaprobujących min.
- Jednak przyjechałaś.
Jej dłoń, która poprawiała właśnie białe kwiaty w wazonie, zamarła na jednym z pączków. Przełknęła głośno ślinę, modląc się by sobie poszedł, choć miała wielką ochotę się odwrócić.  
- Nie martw się, nie będę cię prześladowała.
Pokiwała z zadowoleniem głową, gdyż jej głos brzmiał niezwykle pewnie, jakby wcale nie była zdenerwowana. W rzeczywistości tylko po dłoniach można było poznać, jak bardzo jest skrępowana. Kiedy powróciła do układania kwiatów, palce drżały jej niespokojnie, przez co bukiet zamiast się poprawić, był w większym nieładzie.
- Co u ciebie słychać? – Spytała, wciąż czując za sobą jego obecność. Modliła się by odszedł, przestał ją krępować. - Słyszałam, że ostatnio wyjechałeś.
Tom milczał, co wydało jej się niezwykłe. Jak pamiętała zawsze miał  na języku jakąś ciętą ripostę, najczęściej taką, która brutalnie raniła jego rozmówce. Jednak coś tym razem go powstrzymywało.
Zapominając o swym postanowieniu, odwróciła się, spotykając się spojrzeniem z jego niebieskimi oczami. Westchnęła cicho, walcząc z sobą by nie pogładzić jego świeżo ogolonej twarzy. Tom był jakiś inny. Oczy zwykle wypełnione rozbawieniem, czy też złością, teraz były łagodne i… smutne. Tak jakby coś go gryzło.
- Kiedy wracasz do Anglii?
Tom nie spuszczał z niej wzroku, patrząc jej głęboko w oczy, przez co i ona nie umiała odwrócić spojrzenia. Po prostu nie umiała tego zrobić.
- Jeśli dobrze pójdzie to może już dzisiaj.
Powiedz mu! – Krzyczał jakiś wewnętrzny głos w jej głowie. – Powiedz, że zostajesz! Patrząc na jego twarz nie umiała się oszukiwać. Pragnęła go rozpaczliwie, chciała by ją dotknął, pocałował… Choć jaką miała pewność, że on nadal ją chce?
Na pewno jej nie kocha. Czy czując to do niej, przyprowadziłby na ślub brata inną kobietę? Do tego tak piękną?
- Cieszę się, że tu jesteś.
W pierwszej chwili myślała, że się przesłyszała, jednak kiedy uśmiechnął się delikatnie, wiedziała, że naprawdę to powiedział. Cieszy się?! Dlaczego? Może Tom tak jak ona tęsknił, może nie chciał rozstania, może…Uświadomiła sobie nagle, że kłamstwo o wyjeździe było błędem. Teraz żałowała, że to zrobiła i już otwierała usta, by mu to wyjaśnić, kiedy obok pojawiła się jego partnerka.
- Tom! Chciałabym zatańczyć! – Jęknęła, uwieszając się jego ramienia. Alex spojrzała na nią z zazdrością. Nie mogła się liczyć z wysoką pięknością w dopasowanej obcisłej sukience, uwydatniającej pełne piersi i wąską talie. Dlaczego mężczyzna wybrałby ją, mając u boku dziewczynę o wyglądzie modelki? Brunetka skierowała na nią swe ciemne, czujne oczy. - Kim jesteś?
- Alex. Przyjaciółka panny młodej. – Powiedziała podając dziewczynie dłoń, która zamiast ją uścisnąć, uścisnęła mocniej ramię Thomasa. Musiała z bólem przyznać, że kobieta do niego pasowała. Mimo, że wyglądała na nie więcej niż dwadzieścia lat, Alex i tak wypadała przy niej blado i bezbarwnie. - Pasujecie do siebie.
- Alex, to nie…
- Przepraszam, muszę do łazienki.
Odwracając się na pięcie, ruszyła niemalże biegiem w stronę wyjścia. Choć nie czuła potrzeby skorzystania z łazienki, tylko tam mogła się schować. Zwłaszcza, że nie umiała powstrzymać cisnących się do oczu łez. Rozkleiła się od raz, kiedy tylko zasunęła zasuwę drzwi.
Powinna się cieszyć, radować ze ślubu, z tego, że Sam wychodzi za mężczyznę, którego kocha, jednak nie umiała. Nie potrafiła robić dobrej miny do złej gry. Nie kiedy widziała Toma z inną kobietą. Najgorsze było jednak to, że to ona wszystko popsuła. Może, gdyby wciąż przy nim była, nie poznałby tej kobiety.
- Będziesz mój…
Przypomniała sobie słowa, które były obietnicą, mantrą, zgodnie z która postępowała. Chciała zdobyć Zimnego Toma, sprawić, by obdarzył ją uczuciem równie mocnym, co ona jego. Od początku miała jednak pod górkę. Nic nie układało się tak, jakby tego chciała. Teraz Tom, należał już do innej, a ona nie mogła równać się z tą kobietą.
Wydmuchując nos w papier, sięgnęła drugą dłonią do dekoltu sukni. Wyciągając złote serce, otworzyła je i spojrzała na uśmiechniętych rodziców. Zawsze myśl o rodzicach przynosiła jej ukojenie, tak też było i tym razem.
Nie wiedziała ile siedzi w kabinie, pogrążając się w myślach o przeszłości, wspominając miłe chwile, jednak potrzebowała teraz samotności. Inaczej nie umiałaby wrócić ponownie do szklarni.
- Alex! Jesteś tu?!
W pierwszej chwili myślała, że jej się zdawało, jednak kiedy nawoływanie się powtórzyło, wstała i wyjrzała z kabiny.
- Tu jestem. - Przy umywalkach stała Sam, dłońmi przytrzymując dół sukni. Przyjaciółka była czymś zdenerwowana, po można było śmiało stwierdzić, po jej zmarszczonym czole i dobrze dostrzegalnym przerażeniu w niebieskich oczach. – Coś się stało?
- Tak! Martwiłam się o ciebie! – Wrzasnęła zupełnie nad sobą nie panując. Coraz częściej jej się to ostatnio zdarzało. Alex, mimo, że nie była zbyt doświadczona domyślała się powodu tego podenerwowania. Mogła się oczywiście mylić. – Gdzieś ty do cholery była?
- Tutaj.
- Siedzisz w kiblu przez godzinę?
Godzinę? Naprawdę straciła kontakt z rzeczywistością. Zdawało jej się, że nie zniknęła na dłużej niż dziesięć minut.
- Musiałam o czymś pomyśleć. – Przyznała szczerze, chowając złote serce z powrotem za dekolt. Uśmiechnęła się także, chcąc uspokoić pannę młodą, która wciąż miała niezbyt przyjazną minę. – W każdym razie, wybaczysz mi jak wcześniej wrócę do domu?
- Już idziesz?! – Krzyknęła z zaskoczeniem, przyglądając się uważniej jej twarzy. – Czy to przez Toma?
- Nie! Do jasnej cholery, daj mi spokój! – Zwykle umiała zachować spokój, lecz teraz nie potrafiła nie podnieść głosu. Właśnie teraz przebrała się miarka. Tom to, Tom tamto… Miała już tego powyżej uszu! - Odkąd przyjechałam nie robisz nic innego, tylko ciągle o nim mówisz! Czy nie możesz przyjąć do wiadomości, że to co między nami było jest już skończone!
- Przestań pieprzyć! Dobrze wiesz, że ani ty, ani on nie uważa tego za skończony rozdział!
- Ja tak uważam… i Tom także. – Pewność w jej głosie, uciszył Sam, która znając ją, mogłaby się wykłócać godzinami, nie przyjmując do wiadomości, że ktoś inny może mieć rację. - Poprosisz Simona by mnie odwiózł? Będę czekała przy samochodzie.
  Posyłając przyjaciółce ostatnie wściekłe spojrzenie, wyszła pewnym krokiem z łazienki i skierowała się do wyjścia z ogrodu. Parking znajdował się dość daleko, przez co miała odrobinę czasu, by się uspokoić, nim Simon dotrze do samochodu.
Sam miała rację, że ucieka, że nie potrafi wrócić do szklarni i znów biernie przyglądać się Thomasowi. Dlaczego jednak miała to robić? Sytuacja była zbyt jasna, by znów ją roztrząsać. Tom nie był mężczyzną dla niej, nie kochał jej, a ona potrzebowała miłości.
Będąc już o krok od czerwonego pickupa, usłyszała szybkie kroki i odwróciła się z uśmiechem. Jak wielkie było jej zdziwienie, gdy zamiast uśmiechniętego, dobrze zbudowanego Simona, na podjeździe dostrzegła Toma. Mężczyzna dyszał, jakby pokonał całą drogę biegiem.
- Samo mówiła, że…
- Gdzie Simon? – Spytała bez ogródek, mrugając wściekle powiekami, gdyż sądziła początkowo, że zaczyna mieć halucynacje. – Miał mnie..
- Te chłopak ledwie stoi na nogach! – Wrzasnął, zaciskając szczękę. – Nie doszedł by tu o własnych siłach!
Alex uśmiechnęła się delikatnie, gdyż to był właśnie Tom, którego pamiętała. Zdenerwowany, czy zirytowany, ciągle zaciskający swe wąskie usta. Nie wiedząc dlaczego na sercu zrobiło jej się cieplej.
Nie pytając o nic więcej, odszukała wzrokiem jego wóz i ruszyła w tamtym kierunku. Sam znów knuła. Mogła przecież poprosić zupełnie kogoś innego o podwózkę do domu, a wybrała mężczyznę, który był najmniej odpowiedni. Nie sprzeciwiła się jednak, gdyż jakoś musiała się dostać na Free Horse. Piesza wycieczka przez zalesioną drogę nie wchodziła w grę. Zbyt by się bała, jakiegoś rabunku, czy ataku dzikiego zwierzęcia.
Jej oczekiwania, co do powrotu, okazały się słuszne. Tom skupił się na prowadzeniu, za to ona włączyła radio, słuchając speakera, opowiadającego o jakimś koncercie znanej kapeli country. Tom nie zawracał sobie głowy rozmową, a jej to nie przeszkadzało. Szczerze powiedziawszy wolała to, niż dyskusje o pogodzie. Odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy, dopuszczając do siebie tylko głos z radia.
Tak bardzo się zasłuchała, że ocknęła się dopiero, kiedy Tom stanął na podjeździe i wyłączył radio. Spojrzała na niego ukradkiem i odchrząkając pod nosem, chwyciła za klamkę.  
- Dziękuje za podwiezienie. Do widze…
Zamiast typowego pożegnania, z jej gardła wydobyło się przeciągane: „aaa..!”, gdyż Tom, chwycił ją niespodziewanie za ramię. Jego uścisk był stanowczy, dlatego też nie szarpała się, bo wiedziała, że i tak nie ma z nim szans. Spojrzała tylko na niego, nie kryjąc zaskoczenia.
- Alex zostań!
Choć znajdowała się na wyciągnięcie dłoni, krzyknął, czym spotęgował tylko jej zaskoczenie. Miała już zapytać o co mu chodzi, jednak nagle postanowiła zagrać w jego grę.
- Dlaczego miałabym zostać? – Spytała z kpiną, naśladując ton jego zirytowanego głosu. – Jestem zmęczona i chciałabym…
- Ciotka Sam, to twoja przyjaciółka, prawda? – Pokiwała głową, nie rozumiejąc po co o to pyta. Aż chciałoby się powiedzieć: Co ma piernik do wiatraka? - Ostatnio urodziła dziecko. Zostawisz ją w takiej ważnej chwili?
Prawda, że sam miała teraz dziecko, jednak w czym ona miałaby się jej przydać? Nie znała się na dzieciach, bo też nigdy nie miała z nimi styczności. Nie sądziła jednak aby Gray, odmówił sobie opieki nad swą małą córeczką, która od razu po porodzie stała się oczkiem w głowie taty.
Ciekawszy było to, do czego mężczyzna zmierzał. Po co mówił jej o Sue i małej Claudii? Co chciał tym osiągnąć?
- Tom, o czym ty…
- Poza tym moja sekretarka się zwolniła i potrzebowałbym kogoś kto przejąłby jej obowiązki. Wiem, że się na tym znasz, więc…
Dobrze powiedziane… Zwolniła się. Pewnie uciekła nie mogąc go znieść! Tom nie był łatwym człowiekiem o czym przekonała się nie raz. Teraz jednak w końcu pojęła o co mu chodzi. Potrzebował siły roboczej, a doskonale wiedział, że ona potrafiłaby to robić. Jednak co z tego? Nie umiałaby z nim pracować. Nie po tym co ich łączyło.
- Dziękuje, ale mam już pracę.
- Ile ci tam płacą? – Chciała odmówić, rzucić jakąś zmyśloną sumę, by się odczepił, jednak wyczekiwanie w jego spojrzeniu, zaczęło ją krępować, przez co bez ogródek przyznała się do miesięcznej wypłaty u Lancastera. - Dam ci więcej. Trzy razy więcej!
Wciągnęła szybko powietrze nie mogąc uwierzyć w to co mówi. Proponując jej tak wysoką stawkę musi być naprawdę zdesperowany.
- Tom, tu nie chodzi o pieniądze.
Jego twarz powiedziała jej, że niczego nie rozumie. To smutne, wiedząc, że nie wszystko da się załatwić pieniędzmi.
- Więc czego chcesz?
Spuściła wzrok, nie wiedząc jaki wymyślić powód. Przecież nie mogła mu powiedzieć, że wszystko co chce, czego potrzebuje to on. Odkąd go poznała, nie łaknęła jego pieniędzy, pozycji… Chciała tylko jego miłości.
- Niczego nie potrzebuje. – Z jej ściśniętego gardła wydobył się lekko zachrypnięty głos. Szarpnęła się lekko, sprawdzając czy zdoła uwolnić ramię z jego ręki, jednak to było głupie. Jego uścisk nie zelżał, a nawet umocnił się. - Mam prawie wszystko.
- Prawie wszystko?
To głupie, ale pomyślała, że bez niego wszystko wydaje się niepotrzebne. To by oznaczało, że nie ma niczego, co miałoby teraz jakąkolwiek wartość. Jednak nie miała zamiaru się do tego przyznać.
- I tak nie potrafiłbyś mi dać tego, czego mi brakuje. – Czując, że jego uścisk zelżał, wyszarpnęła ramię, błyskawicznie wyskakując z samochodu. Nim zamknęła drzwi, spojrzała na niego z wyrzutem, nie mogąc sobie darować wspomnienia o jego partnerce. - Lepiej zajmij się swoją nową dziewczyną. Do Widzenia!
Ruszyła przed siebie, jednak po chwili się zatrzymała. Wystarczył jej jeden rzut oka na dom, by zorientowała się, że Tom ją oszukał. Nie znajdowali się na Free Horse, lecz na Lucky Dream! Odwróciła się chcąc go ochrzanić, zażądać by odwiózł ją do domu Andersonów.
- Dlaczego mnie tu przywiozłeś?! – Fuknęła, kiedy tylko wysiadł z auta i postąpił krok. – Jaki masz cel w ciągłym robieniu mi na złość?! Czy traktujesz tak wszystkich, czy tylko mnie? Domyślam się, że twoja dziewczyna musi…
- Stella to moja kuzynka.
Zamarła z otwartymi szeroko ustami. Po usłyszeniu tego jednego zdania, zapomniała kompletnie co jeszcze chciała mu powiedzieć. Zamiast robić mu wyrzuty, spojrzała na niego jak na szaleńca, który nie zdaje sobie sprawy z tego, co mówi.
- Kuzynka?
W paru pewnych krokach doszedł do niej i zamknął jej oniemiałą twarz w dłoniach. Alex jąkała się nie bardzo wiedząc, co miała w takiej sytuacji zrobić. Jeżeli ta Stella była tą samą kobietą w czerwonej sukience, tą samą, która mu towarzyszyła, to co to oznaczało?
- Alex, proszę…
Schylił głowę i szepnął to ponownie w jej rozchylone wargi. Alex zdrętwiała nie mogąc zmusić ciała do jakiegokolwiek ruchu. Tom widząc jej zagubienie, musnął delikatnie jej usta, po czym przeniósł pocałunki na jej policzki, szyję, łaskotał wargami jej ucho.
Brytyjka po raz pierwszy od tak wielu dni poczuła się wspaniale. Nic nie równało się z jego pocałunkami i też nie umiała go odepchnąć. Odchyliła głowę, udostępniając mu swą szyję. Rozkoszowała się jego dotykiem, miękkością jego warg, choć musiała toczyć ze sobą batalie. Wiedziała doskonale, czym się to skończy jeśli i tym razem mu ulegnie. Zbierając w sobie wszystkie siły, położyła dłonie na jego ramionach i odepchnęła go od siebie. Choć nie włożyła w to dużo siły, Tom oderwał usta od jej skóry i spojrzał na nią nieco zamglonymi oczami.
- Nie mogę… – Jęknęła, przygryzając mocno dolną wargę. Zrobiła krok w tył i schowała ręce za siebie, gdyż kiedy tylko pozbawiła się ciepła męskiego ciała, walczyła z pokusą, by znów do niego przywrzeć. Długo zbierała myśli, kiedy znów się odezwała i specjalnie nawiązała do jego ostatnich słów w aucie. - Mam już pracę. Może powinieneś dać ogłoszenie albo…
- Do jasnej cholery, nie mówię o pracy!
Jego oczy rzucały w tej chwili groźne błyski, a mięśnie twarzy naprężyły się, jakby mężczyzna bardzo silnie zagryzał zęby. W pierwszej chwili jej serce wypełniło się ciepłem, gdyż pomyślała, że może Tom… Nim jednak uwierzyła swym rozmyślaniom, rozum podsunął jej inne wytłumaczenie. Przypomniała sobie jak mężczyzna reagował na „miłosne wyznania” i teraz była już pewna tego, że jedyne czego by od niej chciał, to ciało.
- Tom… Nie zostanę twoją kochanką. – Szepnęła z wielkim trudem, zaciskając mocno powieki. Oczy szczypały ją, a twarz Toma zaczęła jej się rozmazywać. - Ja chcę kogoś kto mnie pokocha, a tobie chodzi tylko o seks…
- Kochanką? – Roześmiał się gardłowo, jak gdyby był to wielki żart. Jej natomiast zachciało się płakać. - Nie chce byś była moją kochanką!
Przygryzła usta, odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Po raz kolejny zrobiła z siebie idiotkę, a mężczyzna tylko się z niej śmiał. Miała w nosie, czy coś ją napadnie, czy zabije. Nie miała ochoty zostać z nim ani chwili dłużej, pozwalając mu by z niej szydził. Nie doszła jednak daleko, ponieważ Tom, chwycił ją za ramiona, zatrzymując w miejscu. Dłońmi oplótł jej talie, ramionami blokując jej ramiona.
- Puszczaj… - Jęknęła, chcąc wyrwać się ze stalowego uścisku.
Mężczyzna był głuchy na jej protesty, a jego uścisk zacieśniał się coraz bardziej. Pocieszała się jedynie tym, że stojąc do niego tyłem, nie może dostrzec jej napełnionych łzami oczu.
- Źle mnie zrozumiałaś! – Warknął, po czym przeklął pod nosem, kiedy udało jej się trafić długim obcasem w jego stopę. - Nie chce byś była „tylko” moją kochanką…
Słowo „tylko” zaakcentował, jakby chciał je podkreślić, cos nim zaznaczyć. Jeśli nie chciał jej jako kochanki, czego od niej chciał? Może obawiał się, że zaszła z nim w ciąże i to nie pozwalało mu odpuścić?
- Daruj sobie. Nie jestem w ciąży. – Jęknęła, starając się by jej ton zabrzmiał lekceważąco.
Nie była w ciąży. Przynajmniej tak jej się zdawało. Robiła wprawdzie test, lecz negatywny wynik podobno nie dawał stu procentowej pewności. W każdym razie nie zamierzała go powiadomić, gdyby nawet to się zdarzyło. Nie miała zamiaru być jego więźniem. Sama doskonale da sobie radę!
Podniosła nogę i po raz kolejny – celnie – trafiła w jego stopę. Tym razem jednak włożyła w to o wiele więcej siły. Tom znów przeklął puścił ją, ale ona zbyt wcześnie zaczęła cieszyć się sukcesem, gdyż mężczyzna złapał ja za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Alex z głuchym jękiem przywarła do twardego torsu.
- Przestań do cholery! – Pochylił się nad jej twarzą, patrząc na nią ze złością. - Wiesz, że nie chodzi mi o dziecko!
- W takim razie czego jeszcze chcesz?! – Spytała, zirytowana całą tą rozmową.
Thomas zamilkł, a jego twarz złagodniała. Brwi nie były już wrogo zmarszczone, oczy nie rzucały gniewnych błysków, a usta, wcześniej zaciśnięte w wąską kreskę, teraz były delikatnie rozchylone. Alex uwiódł ten widok, przez co i ona milczała, czekając z niecierpliwością na jego odpowiedź. W najśmielszych snach nie przypuszczała, że to co usłyszy zmieni jej pogląd na całą sytuację.
- Chcę… - Zaczął nieco niepewnie. Jego szept zadrżał, jakby mężczyznę krępowało jej natarczywe spojrzenie. Mogło wprawdzie tak być, gdyż ani na moment nie odwróciła spojrzenia od jego twarzy, tak jakby starała się zapamiętać każdy jej szczegół. – Chcę… ciebie…
- Co?!
Słowa Toma ciągle odbijały się echem w jej głowie. Nie… nie mogę się znów na to nabrać! – powtarzała sobie jak mantrę, lecz jej serce nie chciało słuchać. Zabiło mocniej, wręcz galopowało na myśl o tym, że mężczyzna może ją kochać.
Biorąc głęboki oddech, chwyciła się mocno jego ramienia, by nie upaść. Cięgle jednak patrzyła w jego niebieskie oczy, próbując się w nich doszukać kpiny, czy żartu. Nic jednak takiego nie dostrzegła, co przyśpieszyło tylko, i tak już szybki, rytm serca.
- Wiem, że robię to w trochę pokrętny sposób, ale chciałbym ci powiedzieć, że… zależy mi na tobie.
To co powiedział było tak piękne, takie wzruszające, ale… coś, ciągle ją blokowało, niedowierzała jego słowom. Bała się zareagować zbyt śmiało, gdyż obawiała się upokorzenia. Zamiast okazać emocje, stała, wspierając się jego ramienia i przyglądała się podejrzliwie jego twarzy. Tom najprawdopodobniej to wyczuł, gdyż westchnął cicho.
- Nie wierzysz mi, prawda? – Spytał smutno, na co ona lekko pokiwała głową. Czego innego się spodziewał? To, że rzuci mu się w ramiona? - Kiedy wyjechałaś, nie umiałem znaleźć sobie miejsca. Zamiast pracować, siedziałem godzinami, zastanawiając się co robisz, z kim się spotykasz…
To akurat wiedziała. Luke, kiedy tylko bywał na farmie Andersonów, opowiadał, że jego brat zaniedbuje prace. Myślała, że może narzeczony przyjaciółki nieco koloryzuje sprawę, lecz widocznie nie przesadzał.  
- Tom…
Chciała mu wyjaśnić, że wszystko wie, jednak mężczyzna uciszył ją gestem dłoni. Kiedy znów otwarła usta, wszedł jej w słowo.
- Proszę, pozwól mi powiedzieć… - Posłusznie zgodziła się, ponieważ Tom wyglądał jakby to sprawiało mu wielką trudność. Sama najlepiej wiedziała, jak to jest, gdy się komuś przerywa. Sam notorycznie przekrzykiwała ją, gdy chciała coś powiedzieć. Dlatego zamilkła, pozwalając mu mówić. - Tydzień temu pojechałem do Anglii, jednak twój sąsiad powiedział, że się wyprowadziłaś…
- Byłeś w Londynie?!
Krzyknęła z przerażeniem, nie mogąc się przed tym powstrzymać. Tom był w Anglii? Po co? Dlaczego… Czyżby naprawdę mu na niej zależało?
- Tak… - Przyznał uśmiechając się delikatnie. Podniósł dłoń i pogładził nią jej zarumieniony policzek. Później przeniósł dłoń na kark dziewczyny, kciukiem ciągle pieszcząc skórę. - Chciałem cię przeprosić i dać ci to…
Drugą dłonią sięgnął do kieszeni swych wizytowych spodni i wyciągnął z niej małe, ciemnozielone pudełeczko. Dziewczyna wpatrywała się w nie, jakby było zrobione z czystego złota. W filmach widziała co zwykle kobieta dostaje w takim pudełku, lecz nie mogła uwierzyć w to, że to nie był film. To było jej życie!
- Nie… nie chcę go. – Powiedziała spanikowana, kiedy Tom chwycił palcami wieczko.
Dziewczyna odskoczyła jak oparzona, lecz nie potrafiła odwrócić wzroku od zawartości pudełka, która zalśniła w świetle księżyca. Jęknęła, ponieważ pierścionek, który znajdował się w białej satynie, był piękny. Szmaragd, lśnił głęboką zielenią, a białe złoto wiło się wokół sporego kamienia niczym wąż. Na pierwszy rzut oka było widać, że kamień nie jest podróbką, a co za tym idzie z pewnością nie był tani.
- Nie chcę… – Jęknęła z żalem. Nie mogła przyjąć tego pierścionka, choć bardzo tego chciała. - Znów robisz sobie ze mnie żarty i na pewno…
Nie dokończyła, ponieważ przyciągnął ją do siebie, zamykając jej usta pocałunkiem. Alex jęknęła, czując jak jego język delikatnie wsuwa się pomiędzy jej wargi. Ta przyjemna pieszczota nie trwała jednak długo, gdyż Tom, oderwał od niej swe usta, lecz nie odsunął się. Pochylił się nad nią, zamykając jej twarz w dłoniach i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Niczego nie odwołam. Chcę być z tobą, lecz nie tak jak do tej pory. Chcę cię w domu, w moim łóżku… Chcę cię widzieć, gdy zasypiam i gdy otwieram oczy. Alex… wyjdź za mnie.
Zamrugała energicznie powiekami, bojąc się, że stała się ofiarą halucynacji. Tom nie tylko chciał z nią być, lecz także proponował jej małżeństwo! To… to była umowa na całe życie… Uśmiechnęła się delikatnie, spoglądając na niego z miłością. Teraz nie miała żadnych wątpliwości, co do jego uczuć. Czekała tylko aż usłyszy to na co czekała cały miesiąc.
- A nie boisz się że cię oskubię z ostatniego dolara? – Zażartowała, teraz uśmiechając się już szeroko. - Albo zabiorę ci cały majątek przy rozwodzie?
Tom roześmiał się głośno, a potem na jego twarzy zagościł, dobrze jej znany, ironiczny uśmieszek. Wyciągnął pierścionek z pudełeczka i wsunął go szybkim ruchem na jej palec. Przyjrzał się z zadowoleniem jej dłoni po czym ucałował jej wierzch.
- Nawet o tym nie myśl! Nigdy się ze mną nie rozwiedziesz!
Przytulił ją do swej piersi, wtulając twarz w jej długie włosy. Alex ufnie przywarła do jego ciała, wtulając policzek w jego koszule.
- Jesteś dupkiem… –  Wyszeptała, gładząc dłońmi jego bok. Podniosła głowę, chcąc zajrzeć mu w oczy. Niebieskie tęczówki nie miały w sobie nic zimnego, wręcz przeciwnie: widziała w nich ciepło. – Jak mogłabym ci odmówić? Przecież pragnę tylko ciebie.
- Alex… - Szepnął, gdy wspięła się na palce, by go pocałować. - Czy ciągle mnie… kochasz?
Znieruchomiała, rozchylając usta. Wchodzili na grząski grunt. Tom najprawdopodobniej chciał usłyszeć miłosne wyznanie, ale czy on sam odpowie jej tym samym? Czy będzie umiał się do tego przyznać? Postanowiła zaryzykować.
- Nigdy nie przestałam cię kochać.
Tom szepnął coś pod nosem, po czym przycisnął usta do jej warg, nieco natarczywie. Jej to jednak nie przeszkadzało. Położyła dłonie na jego karku, przyciągając go bliżej, chcąc każdą komórką poczuć jego ciało. Nic nie mogło się równać z jego ciepłem, pośpiesznymi, rozpalającymi ją pocałunkami.
Po długich minutach, oderwali się od siebie, głośno dysząc. Alex nie umiała powstrzymać już uśmiechu, który automatycznie wkradał się jej na usta. Była taka szczęśliwa.
Thomas, pocałował czubek jej nosa, po czym spojrzał jej prosto w oczy.
- Kocham cię Alex i przepraszam, że tak późno to zrozumiałem…
Zamiast oczekiwanej po sobie radości, Alex poczuła, że w kącikach oczu zbierają się jej łzy. Nim otworzyła usta, by odpowiedzieć mu wyznaniem, głos uwiązł jej w gardle, a po policzkach popłynęły długo wstrzymywane łzy.
Tom parsknął śmiechem, ale kiedy Alex coraz bardziej się rozklejała, zirytował się. Położył dłonie na jej ramionach i potrząsnął nią delikatnie.
- Głupia kobieto! Właśnie mówię ci, że cię kocham a ty płaczesz?!
Zaśmiała się cicho widząc, że Tom nie umie pocieszać. Duże wrażenie jednak zrobiło na nie jego przejęcie, które odmalowało się na jego twarzy.
- To, że szczęścia… - Wyjaśniła, stanowczym ruchem ocierając mokre policzki. - Myślałam, że jestem ci obojętna.
- Nie jesteś. – Odparł niemal od razu i pochylając się scałował resztki jej słonych łez. Dziewczyna nieco skrępowana, jego poczynaniami, odepchnęła go delikatnie. Tom uśmiechnął się zagadkowo i odwrócił się przodem do swego domu. Po zrobieniu kroku, ponownie na nią spojrzał, jednocześnie wyciągając do niej dłoń.  - I właśnie mam zamiar ci udowodnić jak bardzo się za tobą stęskniłem…
Alex pochwyciła jego rękę i posłusznie ruszyła za nim do domu. Także chciała mu to pokazać…


piątek, 18 grudnia 2015

39. I ślubuje ci


Sam już od dawna nie była aż tak wkurzona. Siedziała właśnie na werandzie, gdyż matka uważała, że powinna złapać trochę słońca, by nie zlewała się z białą suknią ślubną. Niestety nienawidziła się opalać, co zwykle szło w parze z bezczynnością. A bezruch był dla niej nie do wytrzymania. To tak jakby umarła ciągle żyjąc. Nie to jednak wyprowadziło ją z równowagi.
- Niech cię szlag… - Syknęła, ściskając z całych sił swą komórkę. Od godziny próbowała dodzwonić się do Alex, jednak jej komórka była stale nieosiągalna. Nie zamierzała się jednak poddawać. Wydzwoni jej dziurę w tej zakichanej Anglii! Ponowni wybrała numer, przyciskając telefon do ucha. – Lepiej byś teraz odebrała…
- Dzwonisz do Alex?
            Tuż obok pojawiła się Rose, która delikatnymi ruchami głaskała trzymanego w dłoniach szarego kota. Loki wykrzywił uszy, gdyż nie przepadał za takimi pieszczotami. Zwierzę było dzikie i pomimo tego, że odrobinę podrosło ciągle nie znosiło głaskania. Rose jednak się tym nie przejmowała. Sam miała nadzieje, że nie zagłaska go na śmierć.
- Taa… - Szepnęła, a po chwili warknęła jak kotka, odrzucając telefon na huśtawkę, o mało co go nie tłukąc. – Nie odbiera!
            Matka nie przejmując się jej wybuchem złości, usiadła obok, układając zwierzę na swych kolanach. Sam spojrzała tęsknie na kociaka i zgrabnym ruchem wyjęła go z dłoni matki. Przycisnęła go do piersi, wplątując palce w jego miękkie futro.
- Nie panikuj! Może jej się rozładowała.
            Jakoś nie chciało jej się w to wierzyć. Codziennie o tej porze rozmawiała z przyjaciółką. W każdym razie Alex doskonale wiedziała, kiedy się spodziewać jej telefonu. Dlaczego w takim razie jej komórka milczała od dwóch dni? Rzadko kiedy przed oczami stawał jej straszny scenariusz, lecz teraz… Zaczęła się obawiać, że stało się coś złego. Ta myśl nie opuszczała jej dopóki na podjeździe nie pojawił się dobrze jej znany samochód.
            Sam nie musiała nawet na niego patrzeć, by ocenić, że jak zwykle wygląda idealnie. Nie mogłaby sobie jednak darować, rzucenia na niego okiem. Biała koszula, rozpięta na piersi, ukazywała opalony, umięśniony tors. Długie nogi poruszały się z gracją, krocząc po piaszczystym podjeździe. Choć jego twarz była skryta pod brązowym stetsonem, wiedziała, że mężczyzna się uśmiecha. I pomyśleć, że ten fantastyczny mężczyzna już za niedługo stanie się jej mężem.
- Dzień Dobry pani Anderson! – Krzyknął Lukas, gdy znalazł się dość blisko werandy. Rose odpowiedziała mu przyjaznym powitaniem, po czym zniknęła w domu, chcąc dać swobodę narzeczonym. – Co masz taką minę? Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
            Lukas rozsiadł się wygodnie, w miejscu które chwile przedtem zajmowała Rose. Schylił głowę, składając na jej ustach delikatny pocałunek. Sam zapragnęła jednak więcej. Puściła trzymanego na kolanach kota, zrzuciła jego kapelusz, po czym wplątała palce w jego ciemne włosy. Zwierzę skorzystało z okazji dając nogę, a Sam pogłębiła pocałunek. Jej ciało pulsowało, stęsknione jego dotyku, jednak Luke od ich rozmowy w szklarni, nie dał jej się zaciągnąć do łóżka. Musiała przyznać, że ogromnie mu na tym zależy. Nie raz widziała jak jego oczy płoną pożądaniem, a dłonie drżą, jednak oczy mówiły jedno, usta niestety coś przeciwnego. Tak też było i tym razem.
- Sam, proszę… - Szepnął Luke, odrywając od niej swe usta. Położył dłonie na jej ramionach chcąc ją odepchnąć, jednak nie robił tego zbyt przekonująco. Gdyby tylko chciała, bez ociągania znów zamknąłby ją w swych ramionach.
            Uśmiechnęła się przebiegle i właśnie na powrót zbliżała się do narzeczonego, kiedy jej uwaga została rozproszona przez zbliżającą się białą taksówkę. Przewoźnik zbliżał się, a ona zachodziła w głowę, kogo diabeł przyciągnął na ich farmę. W prawdzie siostra matki wyprowadziła się dawno temu na Florydę i z tego co słyszała była obrzydliwie bogata, jednak nie sądziła, aby ciotka Sheila nagle pojawiła się w miejscu, gdzie diabeł mówi dobranoc. Rodzice szczerze jej nie znosili, a tylko ona jedna przychodziła jej na myśl.
- Spodziewacie się gości?
            Pokręciła jedynie głową i nie spuszczając wzroku z białego samochodu podniosła się z miejsca. Miała w tej chwili mieszane uczucia, gdyż przez przyciemniane szyby nie potrafiła dostrzec osoby, która się w niej znajdowała. Samochód zatrzymał się gwałtownie, po czym wyskoczył z niej rudy mężczyzna, prawie biegiem podchodząc do bagażnika. Tylne drwi ciągle pozostawały zamknięte.
- Sam?
            Luke był zmartwiony jej niewyraźną miną. Wiedział, że narzeczona musi być zdenerwowana, widokiem taksówki. Chwycił ją mocno za dłoń i pociągnął w stronę samochodu. Im wcześniej dowiedzą się, kto zjawił się na Free Horse tym lepiej.
            Zatrzymali się dopiero kilka kroków od mężczyzny, który to ustawiał na piachu ostatnią walizkę. Luke obrzucił bagaże krytycznym wzrokiem, stwierdzając, że jest tego dość sporo, jak na zwykłe odwiedziny. Dziwne było to, że właściciel bagaży ciągle tkwił w samochodzie, lecz nie wykluczone, że w ogóle go tam nie było. Właśnie myślał o tym by spytać rudzielca o to kogo wiózł, kiedy drzwi taksówki otworzyły się powoli, a na podjeździe pojawiła się dobrze znana im osoba.
- Alex?
            Brytyjka uśmiechnęła się delikatnie, odgarniając do tyłu swe długie, kasztanowe włosy. Sam ze zdziwienia nie była w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu. Stała przed swą przyjaciółką jak sparaliżowana, mierząc ją wzrokiem od stóp do głów, jakby nie mogąc uwierzyć, że ta przed nią stoi.
            Musiała przyznać, że kompletnie się jej nie spodziewała. Poza tym dostrzegła w niej jakąś zmianę, którą teraz trudno jej było nazwać. Niby co mogło się zmienić przez ostatni tydzień?
- Przepraszam, że przyjechałam bez uprzedzenia, ale…
            Jej słowa urwały się, kiedy pochwyciła Alex w ramiona i przytuliła mocno do siebie. Obawiała się, że spotkało ją coś złego, że nie odbiera telefonu, a tak wyglądała na całą i zdrową. Jej widok wywołał w niej nieopanowane uczucie szczęścia. Zaraz jednak poczuła wszechogarniającą złość. Mogła jej chociaż napisać, że przylatuje! Wtedy przyjechałaby na lotnisko, odebrałaby ją, wszystko przygotowała! Jak śmiała nie pisnąć jej o przyjeździe ani słówka?!
- Myślałem, że przyjedziesz dopiero na ślub…
            Mężczyzna uśmiechnął się, widząc na twarzy ukochanej błogie zadowolenie. Jednak uśmiech zszedł mu z ust, kiedy dziewczyna nagle oderwała się od koleżanki i uderzyła ją w ramię.
- Jak śmiesz tak mnie denerwować?! – Brytyjka złapała się za bolące miejsce, jednak Sam nie przejął ten widok, ani jej wykrzywiona w ból twarz. Była na nią wściekła i postanowiła wyładować swą frustrację. – Wydzwaniam do ciebie od paru godzin i martwię się, że coś ci się stało, a ty… Idź do diabła!
            Nagle odwróciła się na pięcie i rzucając co jakiś czas przekleństwa, ruszyła w stronę domu. Luke i Alex całkowicie oszołomieni jej zachowaniem, przez chwilę wymieniali się zdziwionymi spojrzeniami, po czym wybuchli nieopanowanym śmiechem.
- Przeklęte łajzy… - Sam nie szczędziła im ostrzejszych epitetów. Usiadła naburmuszona na schodach werandy, patrząc na narzeczonego, który pomaga Brytyjce taszczyć bagaże.
            Sama nie wiedziała co ostatnio się z nią dzieje. Była jakoś dziwnie pobudzona i sama się sobie dziwiła, dlaczego reaguje tak impulsywnie. W głębi cieszyła się, że Alex w końcu przyjechała, gdyż przez ten tydzień zdążyła się za nią stęsknić, jednak musiała jej dać nauczkę. Nie powinna jej robić takich niespodzianek!
- Och Sam… - Szepnęła, kiedy znalazła się tuż prze nią. – Przepraszam.
- Nawet nie wiesz jak się martwiłam, kiedy nie mogłam się do ciebie dodzwonić. – Wyszeptała, gniewnie nadymając policzki. Dłuższe udawanie naburmuszonej nie miało sensu, dlatego po chwili uśmiechnęła się do przyjaciółki. – No dobrze! Wybaczam ci.
            Luke wybuchnął śmiechem, ustawiając przyniesione bagaże na werandę. Spoglądając na nie ukradkiem, zastanawiał się po co Brytyjka przytachała ze sobą cztery torby. Nie zamierzał jednak o to pytać.
- Zrobię herbaty! – Krzyknęła nagle Sam i z prędkością światła zniknęła im z oczu. Zanim zamknęła za sobą drzwi, do ich uszu doszło jeszcze jedno zdanie. – Luke, nie daj jej nigdzie uciec!
            Uniósł kącik ust i zasiadł na huśtawce. Musiał przyznać, że Sam nie umiała zbyt długo się gniewać, chyba, że chodziło o niego. Wtedy stoczyłaby walkę z górą, by tylko pokazać, jak bardzo jest zła.
- Co u ciebie słychać? – Zatopiony w swych myślach, początkowo nie dosłyszał pytania Brytyjki, która zasiadła na przeciwnym końcu huśtawki. To dziwne, że ciągle czuła się skrępowana w jego obecności. – Dopadł cię przedślubny stres?
- Może się zdziwisz, ale nie. – Odpowiedział po chwili, patrząc na mężczyzn uwijających się przy stajniach. - To tak jakby spełniało się moje marzenie, więc tak jakby nie mogę się doczekać.
            Mimo tego, że obserwował kowbojów, zerkał na nią katem oka. Był ciekaw, kiedy zdobędzie się na odwagę i zapyta o to, co faktycznie ją interesuje. Nie był głupi, także w mig odczytał jej zdenerwowanie. Może sama tego nie wiedziała, lecz kiedy zapadło milczenie, dziewczyna zaciskała nerwowo dłonie, a na jej policzkach pojawiał się rumieniec. Luke nie chciał jej peszyć, dlatego czekał.
- A co u T.. – Zająknęła się, lecz zaraz szybko poprawiła. - Twojej mamy?
            Z uśmiechem opowiedział jej o pomysłach Margaret. Początkowo nie zamierzali urządzać tak hucznego wesela, jednak macocha uparła się, mówiąc, że pierwszy ślub jej dziecka musi być wydarzeniem. Sam nie protestowała, tak więc i on nie miał zamiaru się  nią spierać. Gdyby spróbował mógłby ją niechcący obrazić, a tego by nie chciał.
- Tak więc, jak widzisz… Szaleje, co rusz wymyślając coś nowego. 
            W trackie opowieści potwierdziły się jego obawy co do szykującej się ceremonii. Alex nie była nią zainteresowana w takim stopniu, by z niecierpliwości, nie móc usiedzieć w miejscu. Kiedy mówił, odwracała wzrok, bądź też zawieszała spojrzenie na jego twarzy, lecz z pewnością nie słuchała. Nie miał jej tego za złe, wiedząc, że to jego brat zajmuje jej myśli. Swoją drogą, nie sądził, że ta dwójka ma tak ciążki charakter, by nie dostrzec najprostszych rzeczy.
- Daj spokój Alex, dobrze wiem o kogo chcesz zapytać. – Warknął zniecierpliwiony, kiedy dziewczyna znów chciała mu zamydlić oczy, pytając o jego siostrę. Miał już dość tej zabawy w kotka i myszkę, zwłaszcza, że Brytyjka robiła się coraz bardziej skrępowana. – Od początku to wiem.
            Początkowo była zaskoczona, tak jakby nie domyślała się o co chodzi, lecz wystarczyło jedno karcące spojrzenie, by porzuciła pomysł, grania idiotki.
- Przejrzałeś mnie.
- Nie tak trudno to zrobić. – Uśmiechnął się delikatnie, widząc, że dziewczyna się rozluźnia. Tak jak przypuszczał, to Tom był powodem jej dziwnego skrępowania. - Nie wiem co ci powiedzieć. Ostatnio rzadko go widuje. Kilka dni temu wyjechał z miasta.
- Wyjechał?!
            Powiedziała to takim tonem, jakby przeraziła ją ta wiadomość, co wydało mu się strasznie komiczne. Roześmiał się rozbawiony jej cierpiętniczą miną.  
- Tak, do Denver. – Opowiedział jej o planach Toma, które wiązały się z zakupem kilku koni czystej krwi. Jednak te fakty nie zmieniły wyrazu jej twarzy. - Przestań robić taką minę! Przecież wróci!
- Kto wróci?
- Tom…
            W drzwiach pojawiła się Sam, niosąc przed sobą tacę z trzema filiżankami, talerzykiem z ciasteczkami i pojemnikiem na cukier. Luke przysunął mały stolik, pomagając narzeczonej w rozłożeniu herbaty. Kiedy już zasiedli, wyciągając dłonie po napoje, Sam wzięła filiżankę, patrząc na przyjaciółkę w niedowierzaniu. Zwykle rumiana Alex, była blada. Siedziała teraz naprężona jak struna, jakby usłyszała coś złego. Szturchnęła Luka ramieniem, lecz ten  wzruszył tylko ramionami, przystawiając brzeg filiżanki do ust.
            Pierwsze słyszy, że jej przyszły szwagier wyjechał. Luke nie wspomniał jej o tym ani słowem, jednak nie miała zamiaru się tym przejmować. Diabeł i Thomas Moore zawsze wrócą. Co do tego nie miała wątpliwości. 
- Jeszcze zapragniesz by znów zniknął. – Powiedziała lekceważąco, szturchając przyjaciółkę ramieniem. Alex otwarła usta, zapewne po to, by zaprotestować, jednak Sam była szybsza. Wcisnęła jej w usta okrągłe ciastko, skutecznie udaremniając jej protesty. - Lepiej powiedź jak szef przyjął rezygnację.
            Zanim się odezwała przełknęła kawałek ciastka, którym została „poczęstowana”.  
- Stosunkowo dobrze, choć jak powiedziałam, że się zwalniam, nie był zadowolony. Mieszkanie udało mi się szybko sprzedać, tak więc nie mam już powodu wracać do Anglii.
- Nie wracasz do Anglii? – Spytał Luke, unosząc w zdziwieniu brwi.
- Nie. Pokochałam… to miejsce. – Urwała jakby chciała powiedzieć coś zupełnie innego. Narzeczeni jednak nie dali się oszukać. Wymienili tylko porozumiewawcze spojrzenia i wybuchli śmiechem. - Poza tym przez ten tydzień czułam się strasznie samotna.
- Chyba nie tylko „to miejsce”.
            Na, do tej pory bladej twarzy, pojawił się głęboki rumieniec. Kogo ona chciała oszukać? Przecież wszystko było wypisane wyraźnie w jej oczach. 
- To już nieważne… - Powiedziała pewnie, nie przejmując się żartującą parą zakochanych. Najgorsze było to, że naprawdę tak uważała. Nie łudziła się, że po powrocie coś się nagle zmieni. - Luke? Chciałabym cię prosić byś nie mówił… bratu, że tu zostaje.
            Mężczyzna przestał się uśmiechać i przybrał poważny wyraz twarzy. Nie wiedział wprawdzie co Brytyjka chciała tym osiągnąć, jednak nie zamierzał ich uszczęśliwiać na siłę. Wiedział doskonale, że w tych sprawach muszą sobie poradzić sami.   
- Skoro tego chcesz…
            Sam nie miała jednak tego samego zdania co Luke i chciała jakoś im pomóc. Protestowała przez chwilę, mówiąc, iż sama do niego zadzwoni, jednak po chwili doszło do niej, że to beznadziejne. Może faktycznie Tom musi myśleć, że Alex wyjeżdża… Kto wie? Może właśnie to pobudzi go do działania.

* * *

- Kto by przypuszczał, że tydzień zleci tak szybko! – Julia uśmiechnęła się bawiąc się falbanami sukni ślubnej. – Prawda, że wygląda wspaniale?
            To pytania nie było jednak skierowane do niej, lecz do Alex.
            Sam stała właśnie przed dużym lustrem, zaplecza zaimprowizowanego w tylnej części szklarni. Patrzyła na siebie krytycznym okiem, nie podzielając radości przyjaciółek. Jak mogła wpuścić się w takie bagno? – Zapytała samą siebie, podwijając dłońmi rozkloszowany dół. W pierwszej chwili zupełnie nie poznała swego odbicia, mając wrażenie, że to nie ona. Kiedy jednak pierwszy szok minął, chciała uciec. Kobieta, z delikatnymi rumieńcami na twarzy, która patrzyła na nią z lustra, zupełnie jej nie przypominała. Była piękna… A ona nigdy się za taką nie uważała.
- Mój braciszek odpadnie jak cię zobaczy! – Wrzaski Julii nie miały końca. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że Julia dużo pewniej czułaby się w tej roli. Dziewczyna kręciła się jak szalona, zapewne nie mogąc się doczekać, aż ruszą na parkiet. Zaraz jednak zatrzymała się i skierowała do wyjścia. – Pójdę zobaczyć czy wszyscy już są!
            Sam spojrzała za nią tęsknie. Także chciałaby być tak wyluzowana jak szwagierka. Na Boga! Pragnęła dostać choć kawałek tego luzu.   
- Mam nadzieje, że nie dostanie zawału… - Szepnęła nieświadomie, przypominając sobie ostatnie słowa Julii. Nawet teraz, w takiej chwili, nie potrafiła się powstrzymać od złośliwości. - Stary dziad…
            Brytyjka zachichotała, stając obok przyjaciółki. Chwyciła za jej dłoń, ściskając ją mocno. Sam poczuła się nieco pewniej, kiedy patrząc w lustro, widziała uśmiech na twarzy Alex. Ona także jak i Julia wyglądała dzisiaj pięknie. Szmaragdowa suknia druhny, wyjątkowo dobrze wyglądała na przyjaciółce. Sam nie bez powodu wybrała właśnie taki kolor, wiedząc doskonale, że Alex będzie w nim do twarzy. Teraz patrząc na jej odbicie nie żałowała swego wyboru.
            Była dumna z tej małej Brytyjki, że pomimo tego, że jej romans z Tomem się skończył, ta potrafi się uśmiechać. Wiedziała, że Alex kocha tego skończonego drania i modliła się by jej historia skończyła się równie szczęśliwie jak jej, jednak chyba było już na to za późno.
- Kocham cię Alex.
            Brytyjka uśmiechnęła się jeszcze szerzej, odwracając spojrzenie od lustra, przerzucając je na twarz Sammy.
- I ja ciebie kocham Sam. – Przyznała, a po chwili chwyciła przyjaciółkę za ramiona i spojrzała jej głęboko w oczy. – Gotowa usidlić Luka?
            Może w innych okolicznościach to zdanie wydałoby się jej zabawne, jednak teraz znów poczuła chęć ucieczki.
- Alex, ja… ja nie wiem! – Jęknęła ze strachem, rozglądając się za drogą ucieczki. - Chyba się boję.
- To coś nowego. – Mimo, że rudowłosa się zaśmiała, także jak Sam strasznie się denerwowała. Jednak jej stres nie dotyczył ślubu, a raczej pewnego drużby, którego spotka po raz pierwszy od wyjazdu. - Jeszcze wczoraj musiałam cię siłą ściągać z Draculi, byś się nie połamała, a teraz się boisz, choć wiesz, że nie idziesz na ścięcie.
            Zwykle czująca się dobrze w kłótniach, czy też szybkiej wymianie zdań, zaniemówiła. Po chwili jednak otrząsając się, rzuciła Brytyjce mordercze spojrzenie i warknęła:
- Jaka ty się pyskata zrobiłaś odkąd wróciłaś z tej Anglii!
            Alex nie odpowiedziała, wiedziała, że nic nie przyjdzie z wszczynania kłótni. Sam doceniła to, że zamilkła. Pewnie zdenerwowałaby się jeszcze bardziej, a to nie było wskazane.
Zbliżała się chwili, w której musiała opuścić, zasłonięte kotarą pomieszczenie i udać się do ołtarza. Jak na życzenie w szczelinie materiału pojawiła się głowa Rose.
- Sam, musisz wyjść. Ojciec już czeka.
            Po tych słowach, zniknęła, na całe szczęście, gdyż nie dostrzegła strachu na twarzy córki. Sam oddychała głośno, machając w nerwach rękoma.
- Sam… - Alex podeszła do niej i przytuliła ją do siebie. Sam poczuła, nagle, że cały strach odchodzi gdzieś daleko. – Luke to mężczyzna twych marzeń, czy nie czekałaś na ten dzień?
            Czekała… Wręcz nie mogła się doczekać! Słowa przyjaciółki sprawiły, że poczuła się pewniej. Oderwała się od niej i podtrzymując suknie, wyszła zza kotary. Po przejściu parku kroków, napotkała czekającego ojca i Simona. Zaśmiała się cicho, gdyż nie podejrzewała, że ma tak przystojnego brata. Obaj prezentowali się wspaniale w ciemnych garniturach oraz odświętnych stetsonach na głowach.
- Och! Wreszcie jesteś! – Jęknął Simon, kiedy tylko ją spostrzegł.
            Brat obrzucił ją ciekawym spojrzeniem i mrugnął do niej okiem. Odwzajemniła mu się uśmiechem, wsuwając dłoń pod ramię ojca. Simon nieco zniecierpliwiony, wystawił swe ramię przywołując do siebie Alex. Dziewczyna machając na pożegnanie przyjaciółce, podbiegła do jej brata i chwytając go za ramię, ruszyli do części szklarni, przeznaczonej na ślub.
- Gotowa?
            Przytaknęła głową, czując w podbrzuszu mrowienie. Bardziej już gotowa nie będzie. Kiedy pierwsze takty marsza, doleciały do ich uszu, ruszyli wolnym krokiem w stronę ołtarza.
- Trzymaj mnie mocno tato, bym…
            Słowa zamarły jej w gardle, gdyż napotkała spojrzeniem na wysoką sylwetkę znajdującą się na końcu drogi. Wszystko inne przestało nagle istnieć i gdyby nie silne ramię ojca, Sam zapewne zatrzymałaby się w pół kroku. Ciągle jednak szła, widząc coraz wyraźniej ukochaną twarz.
            Luke zawsze wyglądał dobrze, jednak nic tak nie dodaje uroku mężczyźnie jak garnitur. Idealnie skrojony, dodawał mu jakiejś niebezpiecznej nuty, czegoś dzikiego, magnetyzującego. Przesuwając spojrzenie ku górze, natrafiła na dobrze sobie znany, równo przycięty wąs, którego zabroniła mu się pozbywać, gdyż tak podobał jej się najbardziej, oraz nieco dłuższe włosy, zawijające się koło uszu, które także w nim uwielbiała.

            Wielbiła w nim wszystko, a szczególnie jego zielone, przenikliwe oczy, które teraz patrzyły na nią z miłością. 

piątek, 11 grudnia 2015

38. Ostatni pocałunek


 Następnego ranka wstała dość wcześnie. Szczerze powiedziawszy przez całą noc nie mogła zmrużyć oka, dlatego czuła się jak na kacu. Wypiła tylko jedną szklaneczkę z Richardem, więc przypuszczała, że to z powodu smutku, iż musi już wyjechać. Nie chciała tego, lecz nie mogła im się narzucać. Musiała wrócić do Anglii, do swego szarego, pustego życia. Teraz wiedziała, że po powrocie już nic nie będzie takie samo.
 Spojrzała na swoją starą walizkę stojącą przy drzwiach. Właśnie kończyła się jej przygoda… Przeciągnęła się sennie, przywołując na twarz uśmiech. Nie mogła zasmucić Andersonów. Nie chciała, by amerykańska rodzina zapamiętała ją źle.
 Udała się do łazienki, biorąc w dłonie ubrania, które przygotowała sobie poprzedniego wieczoru. Po umyciu i przebraniu się, spakowała do torby ostatnie rzeczy i posprzątała pokój. Wciskając na nogi czarne baleriny, chwyciła rączkę walizki i po raz ostatni przebiegła wzrokiem pomieszczenie.
- Pora w drogę! – Krzyknęła wesoło, lecz nic w jej duszy się nie cieszyło. Serce krwawiło jej, kiedy rozejrzała się po raz ostatni po zajmowanym przez siebie pokoju. Będzie jej tego brakowało. – Bądź dzielna Alex.
 Te słowa jej nie przekonały, jednak musiała być dzielna. Nie dla siebie, lecz dla innych. Musieli zobaczyć, że opuszcza ich szczęśliwa i z uśmiechem na ustach. W końcu zobaczą się za niedługo. Przekroczyła próg pokoju i szybko zamknęła za sobą drzwi.
 Przy pokoju Sam przystanęła na chwilę, wpatrując się w drewniane wrota. Położyła na nich dłoń i przesunęła po gładkiej powierzchni. Tak bardzo chciała się pożegnać z przyjaciółką… Wiedziała jednak, że nie obejdzie się bez płaczu, żalu, smutku. Dlatego odeszła od jej drzwi, jedynie w myślach żegnając się z przyjaciółką.
 Schodząc po schodach, spojrzała na zegarek. Dochodziła 9. Zarezerwowała bilet na południe, jednak potrzebowała tych kilku godzin, by pożegnać się z domem. Chciała jeszcze raz przejść się po farmie, po raz ostatni nasycić wzrok obrazami Free Horse.
 Ustawiła walizkę pod drzwiami i zajrzała do kuchni. Zwykle Rose krzątała się po niej, znajdując radość w przygotowywaniu posiłków, teraz jednak kuchnia była pusta. Miała nadzieje ją tu zastać, jednak się zawiodła.
 Krzyknęła chcąc sprawdzić, czy choćby jeden domownik jest teraz w budynku, jednak odpowiedziała jej cisza. Westchnęła, pociągając za klamkę. Zrobiła kilka kroków mając już postawić stopę na stopniu werandy, kiedy to przypomniała sobie jak siedziała na niej w towarzystwie Toma.
Nie mogła się oszukiwać. Nie będzie aż tak tęskniła za farmą i rodziną, która ją ugościła. Tak naprawdę najbardziej będzie jej brakowało Toma. Właśnie z jego powodu czuła ten przytłaczający smutek. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie może już tu wrócić. Co do ślubu także nie była pewna, czy pojawi się tu za dwa tygodnie. Bała się, że Tom szybko o niej zapomni, szukając pocieszenia u nowej przyjaciółki, a nie była gotowa by oglądać go w ramionach innej kobiety. Nawet jeśli miałaby możliwość znów ich odwiedzić za rok, lub dwa, musi się przed tym powstrzymać. Przez ten czas Tom może znaleźć kobietę, którą pokocha, z którą będzie miał dzieci, a ona nie chcę na to patrzeć. Nie mogłaby spojrzeć na niego bez uczuć, witając się przy następnym przyjeździe tutaj z jego żoną, poznając jego dzieci…
Otrząsając się z tych myśli, ruszyła dalej, ze zdziwieniem odkrywając, że farma jakoś wymarła. Zwykle kręciło tu się sporo porozbieranych mężczyzn, pracujących w pocie czoła, jednak teraz wszystkich gdzieś wcięło. Nie czekając długo skierowała się do stajen, mając nadzieje, że tam natrafi na jakąś duszę. Rzeczywistość przeszła jej najśmielsze oczekiwania.
Stanęła jak wryta, chłonąc oczami, rozciągnięty przed nią widok. W środku stajen stali wszyscy. Państwo Anderson, Sam, Simon, trzymający w ramionach Ann, Tim, Gray, Sue, Phil i jeszcze sporo innych pracowników, z którymi zamieniła czasami tylko kilka słów. Wszyscy spoglądali na nią z uśmiechami, tak jakby zmówili się i przyszli ją tu pożegnać. Kiedy zobaczyła nad ich głowami biały transparent głoszący: „Kochamy cię Alex!” o mało co nie uroniła łez wzruszenia. Byli dla niej tacy dobrzy…
- Piękne pożegnanie…
 Roześmiała się wesoło, a po chwili zawtórowało jej całe towarzystwo. Pociągnęła nosem, powstrzymując z całych sił cisnące się do oczu łzy.
- To nie jest pożegnanie. – Z tłumu wyłoniła się Sam. Podeszła do niej i chwyciła ją za ramiona. Przyjaciółka w odróżnieniu od niej nie hamowała łez. Płakała jak bóbr, prawie krztusząc się słonymi kroplami. - Chcemy byś została.
Alex zaniemówiła. Spodziewała się smutnych pożegnań, jednak nie tego. Nie przypuszczała, że zaproponują jej, by została trochę dłużej. W każdym razie to było niewykonalne. Musiała wracać. W Anglii miała pracę, dom… To śmieszne, lecz tutaj miała wszystko inne… To czego było jej najbardziej brak. Nie mogła jednak zostać.
- Nie mogę… - Przyznała smutno, opuszczając nisko głowę. Dłuższe wakacje naprawdę niczego nie zmienią, a jej coraz ciężej będzie wrócić do domu. – W Anglii mam pracę, muszę…
- Rzuć ją w cholerę! – Powiedział Richard, klnąc pod nosem jak szewc. Uśmiechnął się po chwili, rozkładając szeroko ramiona. – U nas zawsze znajdzie się dla ciebie jakaś praca!
 No i w jaki sposób miała z nimi rozmawiać? Z całego serca pragnęła zostać, jednak… Nie! Nie mogła tego zrobić.
- Naprawdę nie mogę zostać, jesteście dla mnie prawie jak…
- Rodzina… - Dokończyli zamiast niej, a po chwili zanieśli się śmiechem.
 Przyłożyła dłoń do piersi, czując tam głęboki uścisk. Tak, mieli całkowitą rację. Byli dla niej rodziną. Rodziną, którą nagle straciła, choć bardzo jej potrzebowała. Teraz wędrując spojrzeniem po ich uśmiechniętych twarzach, poczuła się jak w domu… Pierwszy raz od bardzo dawna.
- Wiem, że jeśli teraz cię stąd puszczę już nigdy nie wrócisz. Mam rację?
 Sam podeszła do niej, chwytając ją za ramiona. Uścisnęła je delikatnie, spoglądając przyjaciółce głęboko w oczy. Nie było sensu jej oszukiwać. Sam znała ją bardzo dobrze, więc od razu domyśliłaby się, że kłamie.
- Sam, wiesz dlaczego…
- Czy twoi rodzice chcieli byś była sama?
 Alex jęknęła cicho, gdyż Sam trafiła w jej najczulszy punkt. Kochała rodziców i nigdy nie pogodziła się z ich odejściem. Pożar, z którego tylko ona ocalała, śnił jej się po nocach. Tutaj jednak nie doświadczyła tego ani razu. To jednak nie było fair. Sam użyła jej rodziców jako karty przetargowej, wiedziała, że nie chciałaby ich zawieść.
 Wsunęła dłoń do kieszeni i wydobyła z niej sekretnik, który wcisnęła w nią dzisiejszego ranka. Zacisnęła go mocno w dłoni, przymykając powieki. Zawsze wtedy przed oczami pojawiały się twarze uśmiechniętych rodziców.
- Nie…
- Więc dlaczego chcesz wracać do Anglii?! – Krzyknęła Amerykanka, chcąc wyperswadować przyjaciółce, prawdę, która do niej nie dochodziła. Nie wierzyła w to, że Alex będzie szczęśliwa w Londynie. Poza tym ona także nie chciała się z nią rozstawać. Myśl o tym powodowała, że serce ściskało jej się z bólu. - Czy masz tam coś, czego nie mogłabyś mieć tutaj?
 Nie, nie mam… - pomyślała smutno, spuszczając głowę. Nagle poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Podniosła oczy, napotykając smutne spojrzenie Susan. Kobieta uśmiechała się do niej łagodnie, a ona nie myśląc odwzajemniła jej się.
- Pozwól nam być twoją rodziną…
 Długo powstrzymywane łzy, popłynęły po jej policzkach. Od początku starała się ukryć swe emocje, nie chciała pokazać im swego smutku. Kiedy jednak słyszała takie słowa, nie umiała ich zahamować. Chlipała coraz bardziej, nie potrafiąc się uspokoić. Głos uwiązł jej w gardle, a dłonie drżały. Jedyne co zrobiła to przytuliła ciężarną, drugą z dłoni przyciągając do siebie Sam.
Była tak bardzo wdzięczna za okazane jej dobro. Nigdy nie przypuszczała, że Andersonowie przez te kilka tygodni staną się dla niej osobami tak ważnymi. Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak puste byłoby jej życie, gdyby ich nie poznała.
- Macie rację! W Anglii mam pracę, dom po rodzicach, ale tutaj… - Oderwała się od ściskanych przez siebie kobiet i spojrzała załzawionymi oczami na oczekujących na jej decyzję. - Tutaj są osoby, które kocham!
 Zgromadzona w stajni grupa zawiwatowała. Kilka osób podbiegło do niej zamykając ją w swych ramionach. Alex roześmiała się serdecznie, odwzajemniając mocne uściski. Teraz widząc ich uradowane miny, doszło do niej jak wielki błąd chciała popełnić. Tutaj naprawdę miała wszystko czego potrzebowała.
- To może zrobimy sobie małą imprezkę? – Zagadnął Simon, klepiąc ją odrobinę zbyt mocno po plecach. Alex jęknęła głucho, a chłopak, przeprosił ją natychmiast, nie zdając sobie sprawy ze swej siły. – Skoro jesteśmy już tu wszyscy to…
 Nagle zamilkł, słysząc krzyk swej ciotki. Wszyscy podążając za jego wzrokiem spojrzeli w miejsce, z którego dochodził. Susan stała wygięta nieco do tyłu. Jedną dłonią trzymała się za pokaźny brzuch, natomiast drugą ściskała kurczowo ramię Graya. Pod jej nogami znajdowała się niewielka kałuża.
- Chyba za bardzo się wzruszyłam… - Stęknęła Sue, która ledwo stała na nogach i pewnie leżałaby już na sianie, gdyby nie silne ramię swego męża. Alex poczuła strach, że przez nią, coś może stać się dziecku. – Chyba będziesz miał swą córkę odrobinę wcześniej Gray…
 Ten silny na pozór mężczyzna, teraz wyglądał jakby zaraz miał zemdleć. Jego opalona twarz zbladła, a oczy napełniły się strachem.
Przerażenie w krótkim czasie udzieliło się wszystkim zebranym, a jedyną zachowującą spokój osobą, okazała się Sue. Nie panikując, wydała kilka poleceń, sama udając się z mężem w stronę samochodu. Alex i Sam także dostały swe zadanie, więc nie oglądając się na innych pobiegły do czerwonego pickupa.
- Ach! Walizka! – Kompletnie zapomniałaby o walizce, pozostawionej w stajni. Nagła wiadomość o zbliżających się narodzinach odebrała jej niemalże całkowicie zdolność racjonalnego myślenia. Zostawiając w samochodzie Sam, pobiegła po bagaż i w mig do niej wróciła. Kiedy tylko zamknęła drzwi, przyjaciółka, orając podjazd, wyjechała na drogę. – Wszystko będzie dobrze zobaczysz.
 Alex tymi słowami chciała dodać przyjaciółce otuchy, chciała ją uspokoić. To najwidoczniej podziałało, gdyż Sam zwolniła, a jej twarz powoli wracała do normalnego koloru. Uśmiechnęła się lekko widząc jak bardzo to nią wstrząsnęło.
 Po wielu minutach milczenia, Sam w końcu przemówiła, nieco już spokojniejszym tonem.
- Po co ci ta walizka? Przecież zostajesz.
 Faktycznie najlepiej byłoby zostać, zwłaszcza teraz, kiedy na świat przychodził kolejny członek rodziny, lecz musiała odejść. W Anglii miała niezałatwione sprawy, a nie potrafiła zostawić ich za sobą.
- Zostaje, ale i tak musze dziś lecieć. – Powiedziała, a po chwili roześmiała się widząc, że Sam groźnie marszczy brwi. – Och Sam! Przecież muszę odejść z pracy i sprzedać dom. Tak czy siak muszę tam wrócić.
 Resztę drogi do domu Susan i Graya pokonały w milczeniu. Alex wiedziała doskonale, że nie zadowoliła swą odpowiedzią przyjaciółki, lecz nie zamierzała przekładać podróży. W poniedziałek, musiała stawić się w pracy, a im szybciej załatwi tę sprawę, tym lepiej.
 Alex po raz pierwszy była w domu Sue. Musiała przyznać, że całkiem nieźle się urządzili. Ich mały z pozoru domek był jak spełnienie marzeń. Biały płotek, porośnięty krzakami różowych róż, wydał jej się zadziwiająco piękny. Piętrowa budowla, obita jasno-brązowym drzewem, wspaniale prezentowała się razem z jakąś wijącą rośliną porastającą boki domu. W niczym nie przypominał jej smutnego domu w Londynie.
 Kiedy ona zajęła się oglądaniem pomieszczeń, Sam odszukała potrzebne dokumenty i ubrania, o które prosiła ją Sue. Na niewiele przydała się jej pomoc.
- Idziemy?
 Przytaknęła tylko głową. Kiedy doszły do samochodu, wyciągnęła z niej walizkę i położyła ją na chodniku. Sam spojrzała na nią w zdziwieniu, nie wiedząc dokładnie co Brytyjka wyrabia.
- Jedź do Sue. – Powiedziała, uśmiechając się promiennie. – Dojdę sama na lotnisko.
- Ani mi się śni! – Wrzasnęła Amerykanka i z powrotem wcisnęła bagaż przyjaciółki do pickupa. – Wybij to sobie z głowy!
 Protestowała przez kilka minut, lecz Sam nie dawała za wygraną. W końcu świadoma swej porażki, wsunęła się na siedzenie pasażera. Nie chciała zbytnio nadwyrężać przyjaciółki, bo dobrze zdawała sobie sprawę, że ta o wiele bardziej wolałaby być teraz z rodziną, w szpitalu.
- Sue nie ucieknie. – Powiedziała tylko, odpalając wóz i włączając się do ruchu. – Poza tym nie mogę pozwolić, by mojej druhnie stało się coś złego.
 Jakby nie patrzeć, Sam była prawdziwym przyjacielem. Z głupoty chciała dać sobie radę, lecz nie była pewna, czy w jednym kawałku dotarłaby na lotnisko. Spojrzała z uśmiechem na twarz prowadzącej Sam. Nic nie będzie już takie jak przedtem…

* * *

- Jesteś tego pewna? – George Lancaster spojrzał na nią ciekawie, przez szkła swych modnych okularów. Alex przytaknęła energicznie głową, wycierając spocone dłonie w spódnicę. – Chciałbym wiedzieć tylko jedno… - Zrobił krótką pauzę. – Jak on ma na imię?
- Thom… Kto?
 Niestety nie ugryzła się w język odpowiednio wcześnie, przez co bezmyślnie odpowiedziała na pytanie szefa. George roześmiał się głośno, a z jego dłoni wyleciało podanie o zwolnienie.
- Pani Lancaster, praca u pana była spełnieniem moich marzeń.
- Taa? – Mężczyzna, spojrzał na nią podejrzliwie, jakby podejrzewał swą asystentkę o kłamstwo. Jednak przez te kilka miesięcy, w których u niego pracowała, wiedział doskonale, że Alex była z nim szczera. – I naprawdę jest tak jak tu napisałaś?
 Ponownie wziął do rąk papier, znów przebiegając po nim wzrokiem, mrucząc coś niewyraźnie pod nosem. Alex wchodząc dziś rano do jego gabinetu, wiedziała, że bez tego się nie obejdzie.
 Jej szef pomimo tego, że był już panem po sześćdziesiątce, nadal zachowywał się dziecinnie. Mężczyzna był ciekawski, lekkomyślny i zdecydowanie zbyt głęboko angażował się w sprawy innych. Wiedziała, że temu osobnikowi, nie wystarczy papierek, by móc zwolnić się z pracy.
 Od jej przyjazdu minął niecały tydzień. Od razu zgłosiła się więc do agencji nieruchomości, by sprzedać swój dom. Było jej przykro, że rodzinne gniazdo, przejdzie teraz w inne ręce, lecz na nic był jej dom, który stałby pusty.
Następnego dnia zaczęła natomiast uświadamiać szefowi, że odchodzi z pracy. Początkowo George nie przyjmował tego do wiadomości, doszukując się innych ukrytych motywów jej odejścia. Dzisiaj musiał jej odpuścić i przyjąć jej wypowiedzenie.
- Naprawdę się wyprowadzam. – Przyznała szczerze, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. Wciąż dostrzegając na jego twarzy niedowierzanie postanowiła wyłożyć na stół jeszcze jedną kartę. – Wczoraj nawet udało mi się sprzedać dom.
 Lancaster zmarszczył zabawnie brwi, usuwając z nosa okulary. Mężczyzna intensywnie nad czymś myślał, o czym świadczyło jego ściągnięte czoło. Alex natomiast modliła się by szef w końcu odpuścił. Wiedziała, że był z niej zadowolony co podkreślał niejednokrotnie, lecz jak mówił: „Nie ma osoby niezastąpionej.” Zapewne szybko znajdzie sobie nową asystentkę.
- No dobrze! – Jęknęła, nie mogąc dłużej wytrzymać jego przeszywającego spojrzenia. – Zakochałam się! Dlatego rezygnuje z pracy!
 Mężczyzna rozluźnił się, a na jego twarzy pojawił się rozanielony uśmiech. Dziewczyna nie odwzajemniła go, gdyż była wściekła. Ten stary pryk musiał być we wszystko wtajemniczony, inaczej złościł się jak mały chłopiec, lub co gorsza stosował te swoje psychologiczne triki niszczące jej umysł.
 Otwarła usta, by zbesztać ciekawskiego szefa, kiedy nagle w drzwiach pojawiła się wysoka brunetka w szarym kostiumie.
- Przepraszam bardzo, ale przysłano mnie tutaj z działu kadr… - Pisnęła dziewczyna, przygryzając w nerwach usta. Alex zauważyła, że całe ciało zdradzało jej skrępowanie: Kobieta trzęsła się jak osika, a jej kostki aż bielały od ściskanej na piersi teczki. – Nikogo nie było w sekretariacie, więc…
- Proszę bardzo! – Wrzasnął George, omal nie przyprawiając dziewczyny o zawał serca. Alex także odzwyczaiła się już od doniosłego głosu szefa, dlatego zaświszczało jej w uszach. Przytknęła dłonią ucho i potarła skronie,  chcąc usunąć to uczucie. – Proszę, niech pani usiądzie.
Dziewczyna chwiejnym krokiem podeszła do biurka i zajęła wskazane jej przez mężczyznę miejsce. Alex chciała się wycofać, lecz szef dał jej znak by została. Wstała jednak ze swego miejsca i podeszła do okna. Nie skupiła się na ich rozmowie, oddając się własnym myślom.
To niewiarygodne, ale stęskniła się za Ameryką. W Londynie nie czuła się już tak dobrze, jak przed wyjazdem. Denerwował ją ruch uliczny, spóźniające się autobusy, a także deszczowa pogoda. Kiedy czekała rano na przystanku, przymknęła oczy wyobrażając sobie, ciepłe słońce Wyoming. Te wspomnienia jednak zostały szybko zdominowane przez osobę Toma, który nawiedzał ją niemal nieustannie. Często łapała się na tym, że siedzi nieruchomo z zamkniętymi oczami, przywołując smak jego pocałunków. Co noc leżała w łóżku przewracając się z boku na bok, gdyż jej ciało domagało się dotyku. Thomas był obecny wszędzie: w pracy, w domu, na ulicy, w snach… Choćby nie wiadomo jak próbowała, nie potrafiła usunąć go ze swych myśli, serca…
- No i co myślisz? – Dłoń szefa, która niespodziewanie znalazła się na jej ramieniu, tak ją przestraszyła, że aż krzyknęła. Mężczyzna odruchowo odskoczył kilka kroków, unosząc dłonie w poddańczym geście. – Na Boga, Alex! Zawału dostane!
- O co pan pytał? – Westchnęła ciężko, mrugając parokrotnie powiekami. Szef ponowił pytanie, na co tylko uśmiechnęła się przepraszająco. – Przepraszam, nie słuchałam.
- Ta młoda dama, nazywa się Lydia. – Powiedział, lecz nic jej to nie mówiło. Była przekonana, że widzi ją po raz pierwszy. – Od jutra cię zastąpi.
 Wybałuszyła oczy ze zdziwienia, nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. George natomiast uśmiechnął się szeroko, biorąc się pod boki. Szef naprawdę to zrobił? Szukał innej pracownicy, nie wspominając jej o tym ani słowem? W pierwszej chwili poczuła złość, z drugiej jednak to oznaczało, że już jutro będzie mogła wyjechać!
 Zapominając kompletnie, że znajdują się w pracy, a mężczyzna jest jej szefem, rzuciła się na niego, przytulając go przyjacielsko. Lancaster początkowo zaskoczony jej gestem, po chwili uściskał ją serdecznie.
- No panienko! Mam żonę i trójkę dorosłych synów! – Zażartował mężczyzna, grożąc jej palcem. Alex nie mogąc opanować uśmiechu, oderwała się od szefa, odsuwając się o kilka kroków. George westchnął po czym jednym zamaszystym ruchem podpisał jej wypowiedzenie. – Zanieś to do kadr i odbierz wypłatę.
 Pokiwała energicznie głową, odbierając od niego kartkę i ściskając ją jakby była to najcenniejsza rzecz jaką posiada.
- Zanim jednak pojedziesz do swojego Thomasa, wprowadź to dziewczę w obowiązki. – Powiedział nim zdążyła skierować się do drzwi. Ponownie przytaknęła, posyłając szefowi wdzięczne spojrzenie. - Nie chce jutro żałować, że cię puściłem.