piątek, 25 września 2015

27. Długa noc



- Myślisz, że się pogodzili?
Wychodzili właśnie z włoskiej knajpki jej kuzynów, kiedy Sam zadała pytanie Lukowi. Mężczyzna wzruszył ramionami, wyciągając rękę po jej dłoń. Zamknął ją w swym uścisku, gładząc kciukiem delikatną skórę. Sam uśmiechnęła się szeroko, nie mogąc się powstrzymać, by nie spojrzeć na ich złączone dłonie.
Wszystko wydawało jej się takie dziwne. Wcześniej nie miała okazji trzymać jego dłoni. Uczucie było… miłe, ciepło przyjemnie rozchodziło jej po jej ciele. Opuściła wzrok, przyglądając się ich palcom. Jej były o wiele krótsze niż jego, a także masywniejsze i pokryte małymi, ciemnymi włoskami. Opalenizna także była większa, ale Sam nigdy jakoś nie zwracała uwagi na opalanie. Będąc nastolatką starała się przypalić swe ciało na kolor brązu. Cierpliwość jednak nigdy nie była jej mocną stroną. Po kilku minutach chciała oszaleć od tej bezczynności i zaprzysięgła wtedy, że już nigdy nie będzie tego robić. Teraz na tle palców Luka jej dłoń wyglądała blado, jednak miała to w nosie. Najważniejszy nie był przecież wygląd. Gdyby nie liczyły się uczucia, Sam nigdy nie zdecydowałaby się na Lukasa, gdyż był od niej sporo starszy i bałaby się, że zdziadzieje, kiedy ona dopiero zacznie być dojrzałą kobietą. Nie było jednak sensu się tym teraz zamartwiać.
- O czym myślisz?
Słysząc jego pytanie, zadane z wielką ciekawością w głosie, prychnęła, opanowując się by nie roześmiać się na głos. Z pewnością nie chciałbyś wiedzieć…
- Myślałam o tym jaki jesteś przystojny. – Wymyśliła odpowiedź na poczekaniu. W sumie nie skłamała, jakby na to patrzeć, myślała o jego urodzie. – I zastanawiałam się dokąd idziemy. – dodała szybko widząc niemałe zakłopotanie na jego twarzy.
            To było słuszne pytanie, gdyż od jakiegoś czasu przechadzali się uliczkami, zmierzając nie wiadomo gdzie. Przynajmniej nie wiedziała tego Sam, gdyż śmiało można było się domyślić, że mężczyzna nie błądzi bez celu, tylko ma jakiś pomysł. Wrażenie potęgowały jego usta rozciągnięte w chytrym uśmieszku.
- Zobaczysz jak dojdziemy.
            Tajemniczość z jego strony trochę ją zadziwiła. Jednak nie przejmowała się tym zbytnio, a raczej cieszyła, ponieważ bardzo lubiła niespodzianki. Przynajmniej jego pomysły nie okazywały się zagrożeniem dla życia. W każdym razie miała taką nadzieje.
            Po wielu krokach straciła jednak cierpliwość. Luke co chwilę skręcał w jakieś uliczki, mącąc jej myśli, w których próbowała skojarzyć dokąd zmierzają. Pomimo tego, że dobrze znała miasto, teraz miała wrażenie, że jest tu po raz pierwszy. Lukas knuł coś niecnego, dałaby sobie za to uciąć rękę.
            Po niecałych dziesięciu minutach Luke zatrzymał się i puścił jej dłoń. Sam jęknęła pod nosem, gdyż tak przyjemnie było czuć ciepło jego palców.
- A więc jak ci się podoba? – Spytał mężczyzna, odwracając się do niej plecami i rozpościerając ramiona. Sam ciekawie rozejrzała się po okolicy, jednak nie dostrzegła tu nic zachwycającego. – Prawda, że to idealne miejsce?
            Skrzywiła usta, próbując znaleźć tu coś pięknego co widział Luke, a czego ona nie dostrzegała. Zwykły ogród botaniczny. W dzieciństwie przychodziła tu z rodzicami na pikniki. W miejscu którym teraz stali znajdował się okrężny chodnik z wielką rabatą kwiatową pośrodku niego. Wokół zewnętrznej części koła stały drewniane ławki, a tuż za nimi zakwitłe pnącza nieznanych jej kwiatów, wspartych na drewnianych drabinkach. Wysokie sosny i iglaki robiły z tego miejsca zaciszne miejsce, zamykając obraz.
- Idealne na co? – Spytała ciekawie, podnosząc dłoń i drapiąc się nią po czole. Przy wieczornym, nikłym świetle latarni wydawało się, że nikt by nie dostrzegł tu pary kochanków. – Masz na myśli… igraszki na łonie natury?
            Luke w końcu się do niej odwrócił, a na jego twarzy pojawił się podstępny uśmieszek. Co za tym idzie jego jedna brew uniosła się nieco wyżej niż druga, a oczy rozszerzyły się w zdumieniu.  
- Sam! – Warknął pod nosem, uśmiechając się szelmowsko. Podszedł do niej i złożył na jej nosie delikatny pocałunek.
            Samantha roześmiała się wesoło, podnosząc wzrok na zachodzące słońce. Za niedługo powinny pojawić się gwiazdy. Chciała by ten spokój ducha i wszechogarniające ją szczęście trwało wiecznie.
- Sam? – Luke chwycił ja za dłoń i pociągnął między drzewa.
Dziewczyna warknęła wściekle, gdy w czasie tego przedzierania się przez iglaki, dwukrotnie zarobiła gałęzią w ramię, jednak na końcu czekała ją nagroda. Luke przyciągnął ją do siebie, wpijając się ustami w jej wargi. Ufnie przylgnęła do niego, nie mogąc powstrzymać dłoni, przed dotknięciem umięśnionego brzucha. Uwielbiała jego ciało, jego pocałunki, zmysłowy głos, gorący oddech na policzkach. Kochała w nim wszystko. Nieświadomie znalazła się nagle na ziemi, przygnieciona przyjemnym ciężarem Moorea. Objęła jego szyję, przygryzając namiętnie jego dolną wargę. Mężczyzna jęknął wsuwając dłonie pod materiał sukienki, palcami muskając delikatną skórę uda.
Sam miała gdzieś, że weźmie ją tu wśród drzew. Rozpaczliwie pragnęła jego dotyku, dlatego też jej dłonie przesunęły się na zapięcie koszuli i powoli uwalniały jego pierś od materiału. W pewnym momencie Lukas oderwał się od narzeczonej i głośno oddychając przewrócił się na plecy. Sam podniosła się do siadu, lecz nie została w tej pozycji zbyt długo, gdyż Luke objął ją ramieniem i ułożył na swej piersi. Z przyjemnością przytuliła głowę do męskiego torsu, wsłuchując się w miarowe bicie jego serca.
Przez wiele minut leżeli w milczeniu, rozkoszując się ciepłem swych ciał. Sam nie potrzebowała rozmowy. Byłaby szczęśliwa do końca życia, zostając z nim w tej pozycji. Nagle jednak przypomniała sobie o czymś, co zastanawiało ją od jakiegoś czasu.
- Sue mówiła, że skończyłeś jakieś studia… - Zaczęła ogólnie, naiwnie myśląc, że Luke dokończy ten jednak uparcie milczał, i gdyby nie jego dłoń, która głaskała jej plecy i bijące serce, pomyślałaby, że ten umarł. – Powiesz mi co to było?
            Narzeczony zawzięcie milczał, nieświadomie ją tym denerwując. Potrafiła zrozumieć to, że nie chce o tym opowiadać, jednak mógłby się wysilić choć trochę, skoro ma z nim spędzić resztę życia. Podniosła się odrobinę i na niego spojrzała. Z błogim wyrazem twarzy przyglądał się niebu, które z każdą minutą stawało się coraz ciemniejsze, a na granacie pojawiały się błyszczące punkciki.
- Luke! – Wrzasnęła zbyt głośno, chwytając dłonią za nieogoloną szczękę. Moore spojrzał na nią z uśmiechem, jakby nie widział jak bardzo ją zdenerwował. – Powiesz mi wreszcie?
- Nie lubię o tym mówić. – Powiedział w końcu, chwytając jej dłoń i przykładając ją sobie do brzucha. Ponownie odwrócił spojrzenie na niebo, uznając ten temat za skończony. Niestety Sam nie miała zamiaru tak szybko odpuścić. – Sam, przestań… - Jęknął, kiedy po raz któryś uderzyła go w ramię. – Po co chcesz to wiedzieć?
- To takie dziwne, że chciałabym wiedzieć? – Spytała z ironią, krzywiąc usta w niesmaku. – W końcu masz zostać moim mężem. Czy taka wiedza nie należy się żonie?
            Luke sposępniał jakby rozważał, czy ciągle chce się z nią ożenić po czym westchnął widząc jej gorliwe spojrzenie nie zstępujące ani na moment z jego twarzy.
- Skończyłem prawo na Harvardzie. Zadowolona?
            Sam o mało co nie trzepnęło po tym wyznaniu. Luke i Harvard? To było jakieś nierealne. Zawsze myślała, że jej sąsiad jest tępym gamoniem, który skończyła jakąś tam uczelnie, lecz nigdy by nie przypuszczała, że to było właśnie prawo. I jeszcze w Massachusetts! Kiedy przeszło zaskoczenie, pojawiło się kolejne pytanie: Dlaczego wrócił do ich pięknego Wyoming, kiedy miał cały świat u stóp? Każdy przecież wolałby być szanowanym prawnikiem w stolicy, niż prowadzić farmę.
- Dlaczego wróciłeś?
- Słucham?
            Sam nie do końca wiedziała jak zadać mu to pytanie. Przez chwilę milczała próbując zebrać się w sobie, lecz nieskutecznie. Nadal była pod wielkim wrażeniem, że absolwent Harvardu, hoduje bydło. Z takimi możliwościami mógł osiągnąć naprawdę wiele.
- Mogłeś osiągnąć wszystko. – Powiedziała w końcu, podnosząc się do siadu i odwracając się do niego plecami. Teraz kiedy wiedziała, że mężczyzna ma łeb na karku, było jej głupio. Była dumna z ukończenia Oksfordu, jednak w dzisiejszych czasach znaczyło to i tak mniej niż Harvard. – Pewnie teraz stałbyś na szczycie swojego Penthousu i z długonogą blondynką popijałbyś kieliszek szampana…
            Luke podniósł się i przytulił Sam do swej piersi, układając głowę na jej ramieniu. Odgarniając ciemne sploty ucałował jej obojczyk, przesuwając usta ku górze.
- Wolę szatynki… - Szepnął jej do ucha, po czym ucałował także małżowinę. – Zwłaszcza jedną specjalną szatynkę…
            Sam odchyliła głowę, ułatwiając mu dostęp, na chwilę przestając myśleć o jego wykształceniu. Ważny był tylko Luke, mężczyzna o którym zawsze marzyła.  
- Pamiętasz, że pojutrze są nasze zaręczyny, prawda? – Wypalił nagle, odrywając usta od kobiecej szyi. Sam robiąc dobrą minę do złej gry, uśmiechnęła się i wymruczała iż pamięta. Tak naprawdę wypadło jej to kompletnie z głowy. – Margaret zadzwoniła do Julii.
- Julia? – Spytała, nie mogąc uwierzyć, że dziewczyna się zjawi. – To chyba dobrze. W końcu jesteście rodziną.
- Taa…
            Julia była najmłodszym dzieckiem państwa Moore. Sam nie pamiętała jej zbyt dokładnie, gdyż Julia nie znosiła wsi – jak określała farmę Moorów. Odkąd odrosła od ziemi, ubłagała rodziców, by ci pozwolili jej zamieszkać u babci na Florydzie. Ojciec nie chciał więzić tu swojego dziecka więc posłusznie zgodził się by tamta wyjechała. Julia odwiedzała ich tylko raz do roku, a przypominając sobie ostatnie lata, nawet rzadziej. Kilka lat temu matka Margaret zmarła, jednak Julia nie zamierzała wracać. Na Florydzie miała swoich przyjaciół i pracę z której nie chciała rezygnować. Była mniej więcej w wieku Sam, lecz te jakoś nigdy nie przypadły sobie do gustu. Julia była zarozumiała, złośliwa i nieprzyjemna. Sam miała szczerą nadzieje, iż tamta się zmieniła.
- Co u niej? – Spytała, lecz nie bardzo interesowało ją jej życie. Teraz jednak czy chce czy nie będzie z nią rodziną. – Dalej pracuje jako modelka?
- Nie. – Luke westchnął, przytulając mocniej narzeczoną. – Teraz podobno jest asystentką w jakiejś dużej firmie.
            I nawet domyślam się, jak sobie to załatwiła – pomyślała Sam ze złością. Musiała jednak przeboleć pojawienie się siostry Luka, choć szczerze jej nie znosiła. Drżała z wściekłości przypominając sobie czasy podstawówki.
            Odchyliła głowę i przymknęła oczy, chcąc wyrzucić z pamięci tamte przykre chwile. Z pomocą Luka udało jej się o tym zapomnieć. Pojawiła się jednak inna myśl. Chciała usłyszeć, że ten ją kocha. Niby powiedział to kilkakrotnie, jednak albo było to przy obecności innych, lub też w chwilach kiedy się kochali, a wtedy mogłoby mu się to wyrwać niepostrzeżenie.
            Po jakimś czasie podnieśli się z zimnej ziemi i otrzepując ubrania z igieł, ruszyli do samochodu, trzymając się za dłonie. Drogę powrotną, do zaparkowanego samochodu, pokonali szybciej. Nim się spostrzegła byli już koło wozu. Spojrzała na Luka z nadzieją, chcąc skłonić go do wyznania, ten jednak zapatrzył się w coś przed sobą.
- Luke? – Spytała cicho, odwracając wzrok, wlepiając go w płyty chodnikowe. - Czy naprawdę chcesz się ze mną ożenić, czy tylko udajesz?
            Lukas nie zareagował, przez co kaszlnęła delikatnie. Mężczyzna odwrócił się do niej, uśmiechając się szeroko. Widząc jej zmarszczone brwi zająknął się po czym powiedział z przekonaniem:
- Tak.
            Co tak? – Zastanowiła się Sam i już otwarła usta by spytać o to narzeczonego, jednak ten ponownie się odwrócił. Dziewczyna powędrowała za jego spojrzeniem. Rozejrzała się ciekawie, nie wiedząc co tak przyciągnęło jego uwagę. Luke patrzył w kierunku, gdzie była pizzeria, zegarmistrz i sklep zoologiczny. Nie mogło chodzić naturalnie o ludzi, gdyż w promieniu kilkunastu metrów nie było żywej duszy. 
- Udajesz?
- Co? – Otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał na nią nieco podstępnie. Wsadził dłonie w kieszenie, a Sam zapewne skakałaby z radości, że ten się z nią zaręczył, gdyby z jego ust nie wydobyło się zdanie, które zasiało w niej wątpliwości – Oczywiście, że tak!

* * *

            Sam podniosła się na łokciach, chcąc dostrzec tarcze podświetlanego zegara. Właśnie dochodziła trzecia w nocy, a ona ciągle przewracała się z boku na bok. Nie umiała zasnąć ciągle rozpamiętując jego ostatnie słowa. To pieprzone „oczywiście, że tak!” powtarzało się w jej głowie jak refren natrętnej piosenki.
            Miała nadzieje, że narzeczony całkowicie odwoła to co powiedział, zwracając jej spokój ducha, ten jednak przez całą drogę do jej domu, nie odezwał się ani słowem. Chciała wierzyć, że to jakiś okropny żart, który jej zrobił, jednak kiedy pożegnawszy się z nim, stała na werandzie obserwując odjeżdżającego pickupa, straciła nadzieje.
- Do jasnej cholery! – Jęknęła przeciągle, przyciskając poduszkę do twarzy.
            Była o krok do szaleństwa! Nie potrafiła się uspokoić. Bała się, że to co uważała za miłość, z jego strony może okazać się tylko zabawą. Przecież umówili się, że będą udawać. Luke mówił wprawdzie, że mu na niej zależy, lecz wyznania mogły być wymuszone, czyjąś obecnością, lub pożądaniem. Miała szczerą ochotę porozmawiać o tym z przyjaciółką, jednak ta nie wróciła do domu. Z pewnością powiodło jej się lepiej niż mnie – pomyślała, owijając się szczelnie kołdrą, pomimo tego, że był upał.

            Zapowiadała się naprawdę długa noc…

piątek, 18 września 2015

26. Nieoczekiwany zwrot akcji



Przekraczając próg damskiej łazienki, nie zwracała kompletnie uwagi na to czy ktokolwiek w niej jest. Obraz zamazywał jej się przed oczami, ponieważ łzy nieposłusznie pociekły po jej policzkach, w chwili gdy wstała z kanapy. Cicho pochlipując zamknęła się w kabinie i usiadła na desce klozetowej.
Nie sądziła, że Tom okaże się aż takim dupkiem. Fakt faktem przez cały wieczór jawnie mu dokuczała, lecz miała nadzieje, że ten w końcu da spokój i przeprosi. Sama nie miała takiego zamiaru, lecz naiwnie sądziła, że uszypliwości dają mu do myślenia. Jakże była głupia! Ten świetnie się bawił, podrywając kelnerkę na jej oczach.
Cicho szlochając, próbowała się uspokoić i przekonać serce, by go znienawidzić, lecz wiedziała, że nic z tego nie wyjdzie. Mogłaby wściekać się na niego, przeklinać, kopać, dokuczać mu, a jednak ciągle ją do niego ciągnęło, nieustannie chciała na niego patrzeć, słuchać jego zmysłowego głosu, czuć jego dotyk… Nie umiała go znienawidzić. Choć nigdy nie kochała żadnego mężczyzny, wiedziała, że to jest to. Tę iskrę, którą czuła w jego obecności z pewnością mogła nazwać miłością.
- Alex! – Męski, dobrze znany, zachrypnięty głos, doszedł do jej uszu. Początkowo myślała, że doznała jakiś omamów słuchowych, lub kompletnie zwariowała, jednak gdy ponownie usłyszała Toma, przymknęła dłonią usta, modląc się by sobie poszedł. – Wiem, że tam jesteś!   
Drzwi sąsiedniej kabiny uderzyły o boczną ściankę. Szybko sięgnęła do zamknięcia swojej, a w pomieszczeniu rozległ się charakterystyczny dźwięk zasuwy. Jego obcasy zagrały na marmurowej podłodze łazienki. Alex podwinęła stopy, nie chcąc by ten dojrzał je pod drzwiami. Rozległo się pukanie do jej drzwi.
- Wiem, że tam siedzisz… - Powiedział, nie przerywając pukania, które z każdym kolejnym uderzeniem palców o drewnianą ściankę, stawało się coraz to silniejsze. – Masz natychmiast stamtąd wyjść!
- Idź sobie! – Jęknęła, czując, że w oczach zbierają jej się kolejne porcję łez. Jego pojawienie się w damskiej łazience, było zastanawiające, lecz Alex była pewna, że nie przyszedł tu z własnej woli. Pewnie Sam kazała mu sprawdzić co się z nią dzieje. – Zajmij się sobą, a mnie zostaw w spokoju.
            Pukanie ucichło, a Alex z rozżaleniem, pomyślała, że ten jej posłuchał. Podciągając kolana bliżej brody, zagryzła usta i opuściła głowę, dając łzom, swobodnie spłynąć.
- Zanim wyjdę, chcę zobaczyć, czy faktycznie nic ci nie jest.
            Jej serce zabiło mocno, a z gardła wydarł się cichy jęk. A więc jednak sobie nie poszedł… Przetarła twarz dłońmi, pociągając głośno nosem. Nie miała zamiaru wychodzić, gdyż na pewno nie wyglądała teraz dobrze. Jej makijaż na pewno się rozmazał, a twarz była napuchnięta i czerwona od płaczu.
- Nic mi nie jest. – Powiedziała pewnie, wydmuchując nos w papier toaletowy. – Możesz już iść.
            Na posadzce, rozbrzmiały jego kroki, a zaraz potem doszedł do jej uszu dźwięk zamykanych drzwi. Poszedł sobie, a w pomieszczeniu było słychać tylko ciche skapywanie wody z niedokręconego kranu. Zachlipała, upuszczają ostatnie łzy żalu. Na pewno nie mógł się doczekać, aż wróci do pięknej kelnerki. Nie widziała kim była dziewczyna, lecz szczerze ją znienawidziła. Przed jej oczami nagle stanął niedawno widziany obraz, kiedy to mężczyzna pocałował dziewczynę w rękę. Jej wyobraźnia, nieczuła na cierpienie serca, zaczęła podsuwać jej obrazy, w który Tom całuje nie tylko jej rękę, ale także ramię, szyje, usta…
            Przyłożyła dłoń do piersi, ponieważ poczuła ogromny ciężar, który uciskał jej klatkę, powodując ból. Nie sądziła by z medycznego punkt widzenia serce mogło boleć, lecz nie umiała z niczym innym skojarzyć swego cierpienia.
            Wydmuchując mocno nos, wrzuciła mokry papier do kosza i odryglowała drzwi, chcąc przemyć twarz. Podeszła do umywalek i biorąc w dłonie zimną wodę, chlusnęła nią kilkakrotnie oczy, pocierając ją by zmyć z pewnością rozmazany tusz. Kiedy skończyła spojrzała na swe obicie w lustrze i mimowolnie się skrzywiła. Wyglądała okropnie, jak to dobrze, że nikt nie musiał jej oglądać.
            Odwróciła się do drzwi, święcie przekonana, że nikogo tam nie będzie. Jak wielkie jednak było jej zaskoczenie, kiedy kilka kroków przed sobą ujrzała dobrze jej znaną męską sylwetkę.
- Tom?! – Krzyknęła przerażona, a ich spojrzenia się spotkały. Automatycznie opuściła głowę, wiedząc, że nic z tego. Thomas na pewno ją widział i teraz, znając jego złośliwą naturę, będzie z niej szydził. – Proszę bardzo. Możesz się ze mnie śmiać.
            Mentalnie przygotowała się na złośliwości, jednak nic takiego nie nastąpiło. Tom nie odzywał się, ani nawet nie poruszył. Chciała spojrzeć mu w twarz, gdyż za pierwszym razem nie przyjrzała się jej wyrazowi, lecz nie potrafiła tego zrobić. Miała przeczucie, że jego oczy pełne są rozbawienia, a usta skrzywione w uśmiechu zwycięstwa. Ciągle wpatrując się w podłogę, starała się go ominąć, lecz na niewiele się to zdało.
Nagle na ramionach poczuła mocny, męski uścisk. Podniosła spojrzenie, nie bardzo wiedząc co Tom chce z nią zrobić. Nie miała wiele czasu na zastanowienie, gdyż Moore zaciągnął ją do kabiny, tej samej, którą niedawno opuściła i zamykając drzwi, przyciągnął ją do siebie.
- Nigdy więcej tego nie rób. – Złapał dłońmi za jej pośladki, uniósł ją, przyciskając do ścianki kabiny. Alex nie zastanawiając się nad tym co robi, oplotła jego biodra nogami. Zajrzała mu w oczy i o mało co nie pisnęła ze strachu. W oczach Toma dostrzegła cierpienie. Serce ścisnęło jej się z bólu, gdyż to ona była jego powodem. – Nie sprawiaj bym był zazdrosny…
            Brytyjka otwarła usta by mu to obiecać, jednak mężczyzna z jękiem wpił się w jej usta. Nieco twarde pocałunki jednak jej nie przeszkadzały. Tęsknota z jaką smagał jej wargi, wydała jej się w tej chwili najpiękniejsza. Zarzuciła mu ramiona na szyję, z żarliwością odpowiadając na jego pocałunki. To, że Tom był o nią zazdrosny, znaczyło, że zależało mu na niej. Była taka szczęśliwa.
            Głodne dłonie Thomasa spoczęły na jej pośladkach, chcąc pozbyć się, niepotrzebnej w tej chwili, bielizny. Alex zsunęła stopy na podłogę, zdejmując koronki i ciskając je pod nogi. Złapała za pasek przy jego dżinsach , nerwowo rozpinając jego rozporek.
- Mała… - Szepnął Tom, z ustami tuż przy jej ustach. Złapał jej uda i jednym zdecydowanym ruchem, wtargnął w jej wnętrze. Zduszony jęk wyrwał się z jej gardła, jednak zaraz potem został stłumiony przez jego wargi. – Moja słodka…
            Czułych słówek, które wypowiadał mężczyzna, było więcej, lecz Alex nie umiała ich przyjąć. Ruchy bioder Toma, dawały jej nieopisaną rozkosz. Chciała krzyczeć, wić się, drapać. To ostatnie spełniła, gdyż dłonie, które trzymała na jego barkach, zaciskały się, orając paznokciami materiał jego koszuli. Kiedy męski biodra przyśpieszyły, nie móc doczekać się spełnienia, dłonie ugniatały mocno jej pośladki, a usta przeniosły się w zagłębienie jej szyi, obsypując pocałunkami miękką skórę.
            Tom brał ją szybko, mocno. Kompletnie zapomnieli gdzie się znajdują. Dla nich liczyło się tylko wzajemne ciepło ich płonących ciał, zespolenie w którym się złączali. Z ostatnimi pchnięciami, jęczeli coraz głośniej, a dreszcz wstrząsnął ich ciałami, kiedy przyszło spełnienie. Mężczyzna nie od razu wysunął się z niej. Objął dłońmi jej plecy, przytulając ją do siebie i przymykając oczy, ułożył ją na kobiecym ramieniu. Głośne, szybkie oddechy wypełniały pomieszczenie.
- Kocham cię. - Wyrwało się niepostrzeżenie Alex. Dziewczyna przytknęła dłonią usta, modląc się by Tom zajęty uspokajaniem oddechu, jednak tego nie dosłyszał. Właściwie dlaczego tego chciała? Pragnęła by ten się o tym dowiedział, dlatego też nie bacząc na irytację, które może w nim zasiać, powtórzyła wyznanie tym razem głośniej. – Kocham cię!
- Wiem mała, wiem…
            To by było na tyle jeśli chodzi o wyznania. Alex posmutniała w pierwszej chwili, jednak zaraz potem, uśmiechnęła się. Nie od razu Rzym zbudowano… Powinna się cieszyć, iż nie uciekł, lub co gorsza nie powiedział jej tego co ostatnio, że jej się „zdaje, iż się zakochała”. Poruszyła biodrami, chcąc zejść z Toma, który w międzyczasie usiadł na desce klozetowej, nie odrywając jej bioder od swoich. Z zdziwieniem, poczuła, że jego męskość ciągle się w niej znajduje, co uszło jakoś jej uwadze wcześniej. Spojrzała w oczy kochanka, doszukując się w nich odpowiedzi na pytanie. Wystarczyło jedna sekunda by domyślić się co mu chodzi po głowie.
- Jesteś nie… - Słówko „niewyżyty” cisnęło jej się na usta, jednak w porę urwała, chcąc zmienić je na inne, bardziej łagodne. – niezaspokojony…
            Nie sądziła, że ta jedna uwaga będzie mogła aż tak go rozbawić. Tom odchylił głowę do tyłu i zaśmiał się wesoło w swój charakterystyczny sposób. Dźwięk jego głosu był zaraźliwy, przez co ona nie umiała się powstrzymać od śmiechu, lecz tym razem, zamiast śmiechu jęknęła cicho, czując jak jej serce podchodzi do gardła. Już tak dawno nie widziała jego uśmiechu. Pożerała wzrokiem każdy milimetr jego twarzy rozjaśnionej wesołością.
- Nie tutaj. – Szepnął Tom, zsadzając ją ze swych kolan, wysuwając z niej męskość. Podniósł jej bieliznę z podłogi i wsadził ją w jej dłoń. Alex przez chwilę przyglądała się jak ten uporządkowuje swoje ubranie, po czym nie tracąc czasu sama zaczęła się ogarniać. – Ty mała piranio…
            Jęknął gładząc dłonią swe barki, Alex z zaciekawienie, spojrzała na jego plecy i pisnęła z przerażenia. Jego koszula była rozdarta tuż przy kołnierzyku, a z cienkich dziurek w materiale prześwitywała jego skóra.
- Przepraszam! – Jęknęła z żalem, zastanawiając się co też się z nią stało iż dała się tak ponieść, by nie pamiętać, że zniszczyła męską koszulę. Zaczerwieniła się ze wstydu, odwracając do niego plecami. – Odkupię ci ją!
            Tom machnął lekceważąco dłonią, poprawiając marynarkę, chcąc zakryć dziury. Kiedy skończył powstał i przyciągnął ją do siebie, całując delikatnie jej szyje.
- Nie sądziłem, że jesteś taka niewyżyta…
            Alex sapnęła, gdyż mężczyzna użył słowa, przed którym ona się powstrzymała. Znów wychodził z niego ten złośliwiec, którym był na co dzień.
- Biedaku… - Szepnęła, odchylając głowę, gdyż Tom ponownie przyssał się do dziewczęcej szyi, mącąc jej zmysły. – Teraz też czujesz się ofiarą?
- Nigdy się tak nie czułem… - Przyznał, zaznaczając mokry ślad na jej szyi. Alex położyła dłonie na jego rękach, obejmujących jej brzuch i pogładziła jego długie palce. – A ty?
- Co ja?
- Czujesz się jakbym cię wykorzystywał?
            Zastanowiła się przez chwilę, zanim mu odpowiedziała. Z jednej strony czuła się wykorzystana, lecz nie mogła powiedzieć, że ona także na tym nie skorzystała. Kochała się z mężczyzną, w którym się zakochała. Nie było tutaj mowy a jakimkolwiek wykorzystywaniu.
- Nie. – Powiedziała pewnie, odwracając do niego spojrzenie. Wspięła się na palce i musnęła delikatnie jego wargi. Tom znieruchomiał, nie odpowiadając na pocałunek. Spłoszona odsunęła się do niego, jednak nie spuściła go z oczu. Barwa tęczówek Thomasa, była dzisiaj jakoś dziwnie niebieska. Zazwyczaj widziała w nich tylko szarości, z niewielkimi elementami niebieskich plamek, lecz teraz błyszczące tęczówki, miały w sobie tyle ciepła i czułości, że o mało co się nie rozpłakała ze szczęścia. Nie umiała oderwać wzroku przez co znów została zgromiona przez Toma, iż „znowu się gapi”. – Przepraszam!
            Mężczyzna zaśmiał się cicho, a Alex sposępniała. Tom chwycił ją za dłoń i wyszli z kabiny. Jednak została jeszcze jedna kwestia, którą musiał mu wyjaśnić. Należała mu się ta wiedza.
- Ja tylko go rysowałam! – Krzyknęła nerwowo, nie wiedząc jak zacząć temat. – Zacka! On jest tylko moim kolegą!
- Doprawdy? – Spytał, podnosząc jedną brew. Zatrzymał się w pół kroku i spojrzał ciekawie w jej zaczerwienioną twarz. – A wtedy na festynie to…
- Udawaliśmy… - Przyznała ze skruchą. Cały jej plan i tak szlag trafił, przez to co stało się w kabinie, więc co jej pozostało poza powiedzeniem całej prawdy? – Udawałam, bo chciałam byś był zazdrosny.
            Tom westchnął, kręcąc głową. Po chwili wyciągnął dłoń i pogładził nią jej zaczerwieniony policzek. Dziewczyna zadała sobie tyle trudu, by sprawić by był zazdrosny i musiał przyznać, że aż go szlag jasny trafił, kiedy widział ją w towarzystwie Coovera. Ostatnie trzy dni były katorgą, gdyż nie wiedział, czego ma się spodziewać. Teraz jednak odetchnął z ulgą, będąc pewny sytuacji, w której się znajdował. Alex kochała go, nie było co do tego wątpliwości.
- Przepraszam. – Powiedział szczerze, całując czule jej czoło. Mór za którym zwykł się zawsze chować, zaczął się rozsypywać. Sprawiła to mała angielka, która od chwili, kiedy pojawiła się w jego gabinecie, przewróciła jego ułożony świat do góry nogami. – Zachowałem się jak dupek.
            Alex pisnęła, gdyż nie spodziewała się takich słów. Uśmiechnęła się pod nosem, ponieważ właśnie jej plan zakończył się sukcesem. Thomas przeprosił ją za tamto, co było jej głównym zamysłem. Teraz spokojnie mogła się cieszyć tą miłością, która ją spotkała.
            Trzymając się za dłonie ruszyli do wyjścia i rzucając tylko krótkie spojrzenia w stronę randkujących przyjaciół, skierowali się do wyjścia. Musieli jeszcze wiele nadrobić. Zadośćuczynić chwilom w których byli rozdzieleni.

* * *

Dopiero gdy znaleźli się przed restauracją, doszło do niej, że nie przemyśleli jednego. Przyjechali do miasta wozem Luka, więc teraz zostali bez transportu. Na szczęści nie musieli zbyt długo myśleć jak dostać się na Lucky Dream, gdyż tuż przy nich zatrzymała się taksówka, z której wysiadł mężczyzna w eleganckim garniturze, w towarzystwie wysokiej blondynki. Zapakowali się więc do taksówki, dziwiąc tym starszego mężczyznę z długą brodą. 
- A ja się martwiłem, że nie będę miał kursu! – Krzyknął zadowolony, patrząc na nich z radością, z wstecznego lusterka. – Gdzie jedziemy?
            Thomas podał mu adres swojego domu, tłumacząc gdzie ma jechać. Alex nie protestowała. Wiedziała, co będą robić, nie sądziła jednak, że pojadą do niego. Obawiała się czy jego rodzina nie będzie obecna w domu, o co go spytała. Ten jedynie machnął dłonią, przyciągając ją do swojego boku. Ufnie ułożyła głowę na jego ramieniu, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że taksówkarz nadstawia ucha, jakby chcąc podsłuchać ich rozmowy. Niestety musiał się rozczarować, gdyż milczeli przez całą drogę.
            Zapłaciwszy mu za przejazd, wysiedli, bez słowa łapiąc się za dłonie i ruszając w stronę wielkiego domu. Jej przewidywania, że rodzice są obecni od razu się wyjaśniły, gdyż państwo Moore, których pierwszy raz mogła zobaczyć, siedzieli na werandzie, bujając się na huśtawce.
- Randka się udała? – Spytała Pani Moore, patrząc na Alex ciekawym okiem. Zdawała sobie sprawę, że musieli wyglądać dziwnie. On wysoki, ona prawie dziecięco niska. Spuściła głowę, przystając obok mężczyzny, który zatrzymał się przy rodzicach. – Miło mi cię poznać! Jestem Margaret, a to mój mąż David.
            Matka Toma, podniosła się z miejsca i podała swą zadbaną dłoń Alex. Dziewczyna uścisnęła ją nieśmiało, nie wiedząc właściwie jak się zachować.
- Jestem Alex… - Wyjąkała, czerwieniąc się zawstydzona i kiwnęła głową siwemu mężczyźnie o surowej twarzy. Ten odwzajemnił jej tym samym, nie spuszczając z niej czujnego oka. – Cieszę się, że państwo poznałam.
- Nie mamy czasu… - Mruknął Tom, chcąc wejść do domu, jednak Margaret ciągle ściskała dłoń dziewczyny i coś jej mówiło, że nie prędko ją puści. – Mamo…
- Usiądźcie z nami. – Odparła, całkowicie ignorując syna. Wyrwała ją z chwytu Toma i podprowadziła do wiklinowego fotela. Alex posyłając mężczyźnie przepraszające spojrzenie, posłusznie usiadła we wskazanym krześle. Tom z westchnięciem, podszedł do niej i oparł się o rzeźbiony płotek werandy tuż obok jej krzesła. – Wiele o tobie słyszeliśmy!
            Alex zakrztusiła się powietrzem, a jej oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu. Czyżby Tom im o niej opowiadał? Jednak nadal jej naiwność była wielka…
- Lukas wspominał, że jesteś śliczna. – Pisnęła wesoło Margaret, składając dłonie jak do modlitwy. Alex westchnęła, czując, że rumieni się jeszcze bardziej. Nie była przygotowana na taką bezpośredniość. – Mam nadzieje, że zmienisz tego mruka!
            Kiedy wcześniej myślała o otwartości i bezpośredniości, to wszystko było niczym, kiedy matka Toma powiedziała coś takiego. Alex odkaszlnęła nerwowo, zastanawiając się nad odpowiedzią, lecz nic nie przychodziło jej do głowy. W końcu czując na sobie czujne, prawie przewiercające ją na wskroś spojrzenie Toma, postanowiła się odezwać, gdyż najwidoczniej liczyli na jej odpowiedź.
- Nie mam zamiaru go zmieniać. – Odparła nieśmiało.
            To krótkie zapewnienie, wywarło na starszym małżeństwie szok. Margaret wściekle mrugała oczami, a jej mąż rozszerzył oczy w zdumieniu, marszcząc swe czoło. Tylko Thomas ucieszył się jej odpowiedzią, ponieważ rechotał zadowolony, nie wiadomo czy śmiejąc się z reakcji rodziców czy z niej. Szturchnęła go w ramię, by się opanował, ten jednak zaśmiewał się jeszcze bardziej.
- Jesteś pewna? – Spytał David, do tej pory milczący. Uśmiechnął się pod nosem, a Alex pomyślała, że Lukas jest do niego bardzo podobny. Oczy natomiast miał stalowo-szare, prawie identyczne co tęczówki Toma. – Na pewno mówimy o nim? – Zapytał wskazując palcem, na zaśmiewającego się syna.
            Alex przytaknęła głową, uśmiechając się delikatnie. Szczerze powiedziawszy zmieniłaby co nieco w jego charakterze, ale to już nie byłby ten sam Thomas Moore, nie ten którego pokochała, pomimo jego złośliwej natury i ciętego języka. Wprawdzie nikt nie był bez wad. Świat byłby zbyt idealny i… nudny.
            Przez kolejną godzinę, w której rodzice ukochanego zarzucali ją pytaniami, na które chętnie odpowiadała, świetni się bawiła. Polubiła Mooreów i miała nadzieje, że oni ją także. Thomas mało się odzywał, lecz uważnie przysłuchiwał się jej odpowiedziom, co jakich czas wzdychając lub szepcząc coś pod nosem.
- Na mnie już pora! – Jęknął David Moore, podnosząc się z huśtawki. Zanim stanął na równych nogach złapał się za plecy, a jego twarz się wykrzywiła. Musiał cierpieć na bóle kręgosłupa. – Cieszę się, że cię poznałem Aleksandro.
            Moore schylił się na nią i poklepał ojcowsko jej dłoń, po czym podszedł do syna i położył mu dłoń na ramieniu, patrząc na niego z uśmiechem. Nie powiedziawszy nic więcej, ruszył do domu, lecz w progu się zatrzymał, wskazując żonie uchylone drzwi.
- Ach tak! – Wrzasnęła Margaret, błyskawicznie podnosząc się z miejsca. Uśmiechnęła się do nich promiennie i machając im na pożegnanie, zniknęła za drzwiami wraz z mężem. Thomas westchnął ciężko, przepraszając Alex za natarczywość i bezpośredniość rodziców. Kiedy dziewczyna chciała mu odpowiedzieć, w drzwiach pojawiła się głowa Margaret. – Synku proszę cię, nie zwal tego!
- Do widzenia! – Wrzasnął wściekle, machając matce zaciśniętą dłonią, co Alex uznała za bardzo śmieszne w jego wykonaniu. Roześmiała się radośnie, wstając z miejsca i bez wahania przytuliła się do Toma. – Muszę się wyprowadzić…
- Nie przesadzaj, twoi rodzice są naprawdę mili. – jak prawie każda sierota, zazdrościła Thomasowi rodziców. Ona już nigdy ich nie zobaczy… Nienawidziła gdy ktokolwiek narzekał, że ma rodziców, mówiąc, że są tacy, a nie inni. Jej także mieli sporo za uszami, jednak nigdy nie pragnęła by zniknęli. – Powinieneś się cieszyć, że ich masz.
            Tom zamilknął nagle, obejmując ją ramionami. Złożył na jej czole pocałunek, gładząc delikatnie plecy dziewczyny. Powieki zrobiły jej się nagle ciężkie i zaczęły opadać. Było jej tak dobrze, móc się przytulać do ukochanego, czuć bicie jego serca. Nie zamieniłaby tej chwili na żadną inną.
- Opowiedz mi o swoich rodzicach.
            Przez chwilę zastanawiała się, czy aby dobrze usłyszała. Moore naprawdę chciał to wiedzieć, czy zadał to pytanie tylko i wyłącznie z litości. Zaraz jednak upomniała się w duchu. Musiało go to interesować, gdyż Tom nigdy nie zapytałby o coś, co miał w nosie. Tego była pewna.
- Moja matka była niską blondynką o niebieskich oczach – Powiedziała szczerze. Przywołała w myślach wygląd rodziców, który zapamiętała. Pomimo, że odeszli dawno temu ciągle ich twarze były bardzo wyraźne. – To po niej odziedziczyłam wzrost, a raczej jego brak…
            Tom zaśmiał się cicho, pociągając ją w stronę huśtawki. Zbierało się na dłuższą opowieść, co dawało się wyczuć, po jej rozwlekłych wypowiedziach.
- Poznała mojego ojca na wakacjach. Odwiedzała przyjaciółkę z Londynu i przypadkowo na ulicy natknęła się na mojego ojca. Z tego co mi opowiadali zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia… - Powiedziała z uśmiechem, widząc oczami duszy uśmiechniętą matkę, która jej o tym opowiadała. – Mój ojciec – Aleksander Ward, pracował jako dziennikarz w The Times. Był wysokim brunetem o zielonych oczach…
            Thomas przytaknął głową, biorąc w palce pasmo jej czerwonych włosów, przyglądając im się z ciekawością.
- Byli wspaniałymi rodzicami… Mogłam na nich liczyć. Ojciec był zawsze surowy, lecz matka, umiała go złagodzić.
            Pomyślała nagle, że i to po niej odziedziczyła. Skłonność do kierowania mężczyznami. Spojrzała na Toma, który ciągle obracał pasmo jej włosów w palcach i westchnęła. Patrząc na tego, który dla wszystkich innych był nieprzyjemny, złośliwy, starał się ich od siebie odgrodzić, w stosunku do niej umiał wykrzesać z siebie czułość. Zimny Tom, któremu wystarczyła odrobina ciepła, by rozpalić jego zmarznięte serce i przemienić go w słodkiego kochanka.
- Przestań. – Jęknął pod nosem, nawet na nią nie patrząc. Alex roześmiała się zadowolona, gdyż zawsze umiał ją przejrzeć. Nic nie uszło jego uwadze. – Znowu to robisz.
- Nie lubisz, gdy na ciebie patrzę?
- Nie o to chodzi… - Wyszeptał, krzywiąc usta w podstępnym uśmiechu. Dziewczyna także nauczyła się z niego czytać, tak więc nie musiał niczego mówić, by w mig odczytała co ma na myśli. – Jeśli chcesz wrócić dzisiaj do domu - przestań.
            Powrót do domu był wprawdzie kuszący, gdyż to był ciężki dzień i czuła się odrobinę zmęczona, lecz tęsknota za jego ramionami nie dałaby jej z pewnością zasnąć. Wybrała niemal natychmiast. Podniosła się z huśtawki i wyciągnęła dłoń do mężczyzny. Tom nie od razu pochwycił jej rękę. Spojrzał na nią z żalem, jakby spodziewając się iż wybierze powrót do domu.
            Pociągnęła go wolno w stronę wejścia do domu. Tom widząc, gdzie kierują się jej kroki, zaśmiał się zwycięsko i teraz już z ochotą pozwolił jej się ciągnąć. Niemalże biegiem pokonali schody, a kiedy znaleźli się na poddaszu, dyszeli jak psy. Przekraczając próg od razu rzucili się sobie w ramiona, nie mogąc się doczekać pocałunków.
- Ty razem tak szybko stąd nie wyjdziesz. – Szeptał Tom w przerwach pomiędzy pocałunkami. Alex niestety nie słuchała go zbyt pilnie, gdyż walczyła z zapięciem koszuli. Szło jej lepiej niż za pierwszym razem, co ją uszczęśliwiło, gdyż nie mogła się doczekać aż ujrzy jego nagi tors. – Całkiem nieźle!
            Pochwała z ust mężczyzny rozochociła ją jeszcze bardziej, przez co postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Kiedy stali nad łóżkiem w samej już bieliźnie, pchnęła Toma na miękką pościel, okrakiem siadając na jego biodrach. Z uśmiechem, odrzuciła włosy do tyłu, łapiąc za jego nadgarstki.
- Nie licz na to, że będę łaskawa… - Szepnęła, okrywając pocałunkami jego twarz. Niezgolony zarost, drapał jej policzki, wzniecając bardziej jej pragnienie. Tom także nie był obojętny na jej pieszczoty, co potwierdzał sztywny członek, sterczący z jego bokserek. Powędrowała spojrzeniem do jego męskości i zaśmiała się cicho, karcąc mężczyznę spojrzeniem. – Zboczeniec…
            Tom roześmiał się głośno, nie dając jej tym razem przejąć kontroli. Przewrócił ją na plecy, złączając ich usta w długim pocałunku.
            Choć teraz nie pozwolił jej na dominację, z pewnością będzie jeszcze miała do tego okazję. Wszakże noc dopiero się rozpoczęła…

piątek, 11 września 2015

25. Czekałam właśnie na ciebie



Punktualnie o 20, stały na werandzie, oczekując przyjazdu Moore’ów. Sam uśmiechała się nie mogąc się doczekać, aż w końcu zobaczy narzeczonego, a Alex, co chwile, przeskakiwała z nogi na nogę, jakby całe to spotkanie było dla niej najgorszą rzeczą jaka jej się przytrafiła.
Westchnęła ciężko, nie spuszczając wzroku w miotającej się Angielki. Ostatnio strasznie zaniedbała swojego gościa, znikając na całe popołudnia, a nawet i wieczory i noce. Nie mogła jednak z tego zrezygnować, gdyż tęsknota za Lukiem, była tak nieznośna, a każda noc, bez ciepła jego ramion – wstrętna. Nie wiedziała czy coś zdarzyło się między Tomem, a przyjaciółką, lecz widząc ponurą minę Angielki, nie sądziła, że było to coś dobrego. Myślała, że wczoraj dołożyła ręki do tego by ich zbliżyć, jednak chyba nic jej z tego nie wyszło. Alex była wściekła, a Tom aż syczał ze złości, kiedy południem wybiegał z ich domu. Obawiała się zaglądać do przyjaciółki, myśląc iż ta sama do niej przyjdzie. Niestety pomyliła się. Aleksandra Ward zmieniła się…
Klakson czarnego samochodu Luka, otrzeźwił ją z zamyślenia. Łapiąc przyjaciółkę za ramię, pobiegła do pickupa. Wdrapała się na miejsce pasażera, a Alex nie pozostało nic innego poza zajęciem tylnego siedzenia, obok Toma. Przeklęła pod nosem zanim otwarł drzwi, a później uśmiechnęła się sztucznie do mężczyzny. Sam natomiast nie komentując jej zachowania, przywitała się pocałunkiem z narzeczonym. Pewnie ich czułe powitanie trwałoby dłużej, gdyby nie odchrząkiwania, naburmuszonej pary z tyłu.
- Możemy już jechać? – Warknął Tom, nie spuszczając wzroku z Alex.
Dziewczyna także rzucała mu spojrzenia, na przemian zaciskając usta, a potem je oblizując. Sam oderwała się od Lukasa, dając mu spokojnie prowadzić.
Przez całą drogę, siedzieli w milczeniu. Co jakiś czas tylko Sam, coś powiedziała, chcąc uruchomić innych. Siedzący z tyłu tylko odmrukiwali, lub w ogóle się nie odzywali. Na szczęście Luke był skory do rozmowy, przez co nie musiała mówić do siebie. Kilkanaście minut później Lukas zatrzymał samochód, parkując go przy krawężniku, obok restauracji. Kiedy wszyscy stali już na chodniku, przed wejściem, Tom jęknął pod nosem, gdyż parę kroków od nich pojawił się Michael – brat Zacka.
- Wybieracie się do nas? – Spytał, lecz nie czekał na ich odpowiedź. Klepiąc Luka po plecach, wciągnął go do restauracji, na którą wisiał wielki szyld głoszący jej nazwę. – Mam akurat wolny stolik, dla czwórki!
            Sam uśmiechnęła się do kuzyna i złapała Luka za dłoń. Była szczęśliwa, że w końcu mogą się spotkać na randce.
- Siadajcie!
            Michael wskazał im miejsce przy oknie z dwuosobową kanapą po obu stronach stołu. Sam nie chcąc zostać rozdzieloną z Lukasem, zajęła miejsce po prawej, wpychając pod okno, zaskoczonego jej werwą zielonookiego. Alex nie mając wielkiego wyboru usiadła na drugiej kanapie, przysuwając się jak najbliżej okna. Tom natomiast, nie próbował się od niej odsunąć. Śmiało usiadł i choć miał jeszcze dużo miejsca, przysunął się do dziewczyny, tak by jego ramie dotykało jej. Sam kątem oka obserwowała ich posępne miny, lecz wkrótce potem z tego zrezygnowała. Niestety musieli dać sobie radę.
            Spojrzała na narzeczonego, który z prawie, ze cieknącą ślinką przeglądał kartę dań, wręczoną im przez śliczną, młodą kelnerkę. Sam pomachała jej gdy dziewczyna z rumieńcem na twarzy odchodziła. Nagle jednak sposępniała, mając nadzieje, że to nie Lukas jej się spodobał.
- Na co masz ochotę? – Spytał Luke, wskazując jej palcem, włoską potrawę:  Filetto di manzo… Dobrze, że danie miało swój angielski odpowiednik nazwy. Sam przebiegła wzrokiem kartę. Zdecydowała się na ravioli z dynią. – Dobrze, Tom może…
            Lukas chciał wręczyć bratu kartę, ten jednak był pogrążony w kłótni z czerwonowłosą, której twarz była aż zaczerwieniona z wściekłości.
- Nikt cię nie błagał, byś tu przyjeżdżał… - Wysyczała Alex, odbierając kartę od Luka i skupiając na niej swój wzrok. – W każdej chwili możesz wyjść.
            Para nie przysłuchiwała się ich rozmowie długo, bojąc się, że i oni zostaną wplątani w ich pojedynek. Miła dziewczyna znów pojawiła się przy ich stoliku i trzymając notatnik, przebiegła po ich twarzach wzrokiem, zbyt długo zatrzymując spojrzenie na osobie Thomasa. Sam ucieszyła się, gdyż tej nie podobał się jej chłopak. Nie miała się też o co martwić jeśli chodziło o „Zimnego”, gdyż ten był tak zaabsorbowany kłótnią z Angielką, że nawet nie spostrzegł dziewczyny.
- Coś już państwo wybrali?
            Luke wskazał kelnerce co wybrała Sam, mówią także o swoim wyborze. Sam odchrząknęła, dając znać Alex, że wypadałoby gdyby coś powiedziała. Ta jakby obudziła się z głębokiego snu, zamrugała parokrotnie powiekami, dopiero teraz dostrzegając kelnerkę.
- Poproszę… - Urwała zaglądając pośpiesznie do karty, a po chwili ją zamykając i podając mężczyźnie obok. – Mini calzone.
- To samo… - Odparł Tom, nawet nie spoglądając w kartę.  
- Proponuje ciemnoczerwone wino półsłodkie.
            Pokiwali zgodnie głowami, przez chwilę milcząc, czekając zapewne aż dziewczyna się oddali. Ta rumieniąc się jeszcze bardziej, gdyż jej palce syknęły się z palcami Thomasa, zapisała coś pośpiesznie w notesiku i oddaliła się szybko.
- Dziewczyna na ciebie leci… - Westchnęła Alex, patrząc groźnie za oddalającą się kelnerką. Sam uniosła brwi, nie spodziewając się tej uwagi z jej ust. Tom spojrzał na dziewczynę ciekawie i westchnął pod nosem. – Idź i zagadaj, może ci się poszczęści!
            Zdanie byłoby całkowicie zachęcające i popierające to by mężczyzna poderwał kelnerkę, lecz towarzysząca Alex mina - oburzenia i niechęci, całkowicie uzewnętrzniła jej uczucia. Tom nie wiadomo czy chcąc zrobić jej na złość, spojrzał z zaciekawieniem na kobietę i uśmiechnął się krzywo. Nie ruszył się jednak z miejsca, co uspokoiło ich wszystkich.
            Sam powróciła spojrzeniem do Lukasa, który równie ciekawie przyglądał się bratu i przyjaciółce. Klepnęła go w ramię, zmuszając by ten na nią spojrzał.
- Stęskniłam się… - Szepnęła, gładząc dłonią jego policzek, zwilżając językiem usta. Choć byli w miejscu publicznym, miała ochotę go pocałować. – Nawet bardzo…
            Ugaszone przez Luka pragnienie, ponownie się wzmogło, dając jej o sobie znać. Ucisk w podbrzuszu, dokuczał je i jego powodem nie był głód, który także odczuwała. Pragnęła go każdą komórką swego ciała. Nie sądziła, że pożądanie może być tak wszechogarniające, że nie będzie umiała go powstrzymać. Wystarczyło tylko jedno czułe spojrzenie jego zielonych oczu, by poczuła, że płonie.
- Sam, nie kuś… - Powiedział zniżając swój głos do szeptu. Nie musiał wprawdzie tego robić, gdyż ich towarzystwo, pochłonięte sobą, nie zwracało na nich najmniejszej uwagi. – Sama chciałaś randki…
- Ale liczę, że po randce, będzie coś jeszcze…
            Pogrążeni w flircie, nie spodziewali się nadejścia kelnerki z zamówionymi daniami. Sam pociągnęła nosem, wzdychając cudowną woń potrawy. Wszyscy byli zadowoleni z zamówień, tylko Tom jakoś podejrzanie spoglądał na swój talerz. Sam zaśmiała się widząc jak krzywi usta. Zapewne nawet nie wiedział co zamówił. Obdarzył Alex morderczym spojrzeniem jakby to wszystko było jej winą.
- Wspaniałe! – Rzekła Brytyjka, odgryzając kawałek swego pierożka. Tom przyjrzał jej się spod zmarszczonych brwi, jakby sprawdzając, czy calzone nie było zatrute. Kiedy Alex sięgała po drugi z mini pierożków, ten sięgnął po swój, odgryzając kawałek, a zaraz potem się zakrztusił. – Idealne na twój niewyparzony język.
            Calzone zamówione przez Alex, było piekielnie ostre. Brytyjka przepadała za ostrymi potrawami, jednak, co było aż nadto widoczne, potrawa nie zdobyła uznania Thomasa. Mężczyzna, nie odpowiadając czerwonowłosej Angielce, cisnął pierożek na talerz i odsunął go od siebie, zajmując się winem, które im podano. Sam posłała przyjaciółce, spojrzenie pełne nagany, jednak ta tylko wzruszyła ramionami, kontynuując zajadanie dania, z uśmiechem na ustach.
- Od kiedy to się nie lubią? – Spytał Luke, schylając się nad uchem dziewczyny. Sam nie miała jednak zamiaru mu teraz o tym opowiadać. Zajęła się swą potrawą, nie chcąc nawet na nich patrzeć. Dwójka przed nimi zachowywała się jak para rozkapryszonych dzieciaków. Najbardziej jednak rozczarowała ją przyjaciółka, która niby to opowiadała jak bardzo kochała Toma, teraz jednak zamiast go do siebie przekonać, zrażała go każdym swoim słowem. – Sam?
            Wzdychając pod nosem, wyjaśniła Lukowi, że jego brat okazał się być, draniem i czymś obraził Alex. Czarnowłosy mężczyzna, pokiwał głową jakby chcąc uciąć temat.
- Dasz mi spróbować swojego? – Spytał, patrząc łakomie na jej pierożki. Sam z szerokim uśmiechem, podsunęła bliżej swój talerz, wskazując go dłonią. Lukowi jednak nie o to chodziło. Podniósł palec do ust i położył go na swych rozchylonych wargach. – To co, nakarmisz mnie?
            Sam roześmiała się widząc tego, na pozór groźnie wyglądającego mężczyznę, który czasami zachowywał się tak słodko. Bez ociągania, nałożyła pierożek na widelec i robiąc dziubek swymi ustami, podała go mężczyźnie. Luke pochwycił go zębami, mrucząc z zadowolenia.
- Teraz moja kolej! – Rzekł, postępując tak samo jak przed chwilą Sam, tyle, że teraz to on miał karmić. Sammy nie była jednak do końca przekonana. Zanim otworzyła usta, by przyjąć kęs potrawy, rozejrzała się ciekawie po restauracji. Odetchnęła, gdyż nikt nie patrzył w ich stronę. – Kochanie powiedz: a!
            Posłusznie rozchyliła wargi przyjmując potrawę. Rumieniąc się, pochwyciła w zęby kawałek mięsa i odwróciła się zawstydzona tymi wygłupami.
- Nie było tak strasznie, prawda?
            Luke przysunął się do jej ucha i pocałował delikatnie jej skroń. Chciała go upomnieć, by nie zawstydzał jej jeszcze bardziej, kiedy Tom nagle podniósł się z miejsca i ruszył do baru. Alex, która do tej pory udawała, że nie zwraca na niego uwagi, spojrzała na niego tęsknie, a na jej twarzy pojawił się smutek.
- Dlaczego się tak zachowujesz? – Spytał niespodziewanie Luke, patrząc za odchodzącym bratem. Tom stał przy barze i rozmawiał z jakimś niskim mężczyzną. – Słyszałem, że czymś cię obraził, lecz…
- Zaproponował mi pieniądze… - Powiedziała spuszczając nisko głowę. Sam wyciągnęła dłoń, chcąc sięgnąć do jej ręki, jednak Angielka szybko schowała ją pod stół. – W zamian za… Seks…
            Sam pisnęła, a Luke znieruchomiał, mrugając wściekle oczami. Gdyby nie Samantha, która trzymała go za ramię, najchętniej podszedłby do brata i wbił mu trochę rozumu do głowy. Nie mieściło mu się w głowie, jak Thomas mógł się tak zachować. Amerykanka, także była w szoku, że Alex zdobyła się na to by im o tym powiedzieć. Myślała, że wie już wszystko, jednak o tym nie miała pojęcia. Aleksandra specjalnie zataiła przed nią tą część prawdy. Nie wiedziała tylko dlaczego.
- Nie wypominajcie mu tego. Sama dam sobie z nim… – Urwała po chwili, patrząc nieśmiało za Tomem, przy którym znalazła się młoda kelnerka. Dziewczyna rumieniąc się, wręczyła mu jakąś kartkę, co Sam odebrała jako zapewne numer jej telefonu. Tom z szerokim uśmiechem, złapał za jej dłoń i podnosząc ją do ust, ucałował jej wierzch, spoglądając ukradkiem w stronę ich stolika. Alex przełknęła ślinę i zamrugała powiekami. Odwróciła wzrok do talerza i chwytając serwetkę, podniosła się z miejsca. – Przepraszam…
            To powiedziawszy prawie biegiem ruszyła w stronę łazienki. Sam podniosła się chcąc ruszyć za przyjaciółką, lecz powstrzymał ją przed tym Luke, który dłonią wskazał jej swego brata. Tom puszczając dziewczynę, pognał do łazienki. Zapewne widział jak ta do niej uciekała.
- Twój brat jest draniem! – Krzyknęła, opadając na kanapę. Po tym co powiedziała im przyjaciółka, miała ochotę, chwycić bladą szyję Toma i dusić go nim by nie zdechł. Potraktował ją jak panienkę, której wystarczy zapłacić, by ta obdarzyła go swoimi wdziękami. – Jeśli jej nie przeprosi, będę musiała go zastrzelić!
            Luke wyszeptał przekleństwo, obejmując narzeczoną ramieniem. Sam miał ochotę go zastrzelić po tym co usłyszał. Z całą pewności nie przeszkodziłby Sammy, gdyby ta faktycznie chciała to zrobić.
- Co chciałabyś jeszcze dzisiaj robić? – Spytał po chwili milczenia, dziwiąc tym dziewczynę. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Raczej wiedziała, ale nie chciała go zszokować swą propozycją, gdyż miała wielką ochotę, znaleźć się z nim sam na sam i poczuć jego ciało tuż przy jej ciele. – Może wybierzemy się na spacer?
            Luke był romantyczny, co w tym momencie wydało jej się niepotrzebne. Ale to chyba dobrze. Ona nie umiała wykrzesać z siebie romantyzmu. Z uśmiechem zgodziła się na jego propozycję.
- Z przyjemnością wybiorę się na spacer. – Odrzekła, wystawiając usta do pocałunku.

Lukas roześmiał się, kładąc dłoń na jej policzku. Przez chwilę, patrzył w jej niebieskie oczy, po czym wolno schylił się do jej ust i złożył na nich leniwy pocałunek. Sam była pewna. Przekonana o tym, że właśnie na niego czekała przez całe życie. 

piątek, 4 września 2015

24. Artystyczne dwuznaczności



- Dupek! – Wrzasnęła Alex, zmiatając kuchenną podłogę. Rose, zajęta gotowaniem, spojrzała na nią dziwnie, lecz Brytyjka nawet tego nie spostrzegła. Wymachiwała miotłą na długim kiju, jakby ta bardzo jej się czymś naraziła. – Przeklęty gadzie!
            Od targów bydła w Cheyenne minęły trzy dni. Alex w głębi duszy miała nadzieje, że Tom porzuci swą chorą dumę i może przyjdzie do niej, lub chociażby zadzwoni. Ten jednak nie zrobił niczego takiego. Gdyby nie ciągle męczące ją obrazy jego twarzy, czy też wspomnienia jego zmysłowego głosu, posłałaby go w diabły, dając szanse Zack’owi, który był nią zainteresowany.
W głębi duszy zazdrościła Sam, która od niedzieli znikała na całe popołudnia, a czasami też na wieczory. Raz, we wtorkowy poranek, wstała skoro świt i dostrzegła, że Sam właśnie wracała. Na jej twarzy gościł radosny uśmiech, a oczy błyszczały. Niestety nie znalazła chwili, by z nią porozmawiać na osobności, lecz domyślała się jej ciągłego wybywania z domu.
- Ta miotła musiała cię strasznie zirytować… - Doszedł do niej męski głos, tuż zza jej pleców. Za nią stał Gray, uśmiechając się szeroko, obserwując jej taniec z miotłą. Alex wyrwana z rozmyślań, nie zrozumiała niczego z tego co powiedział. – Biedny ten, na którego tak pomstujesz…
            Machnięciem ręki, zbyła jego słowa, chwytając mocniej kijek i kontynuując zamiatanie. Nic tak nie zajmowało jej myśli jak praca fizyczna. Niestety tym razem  sprzątanie nie pomagało. Ciągle przed oczami majaczyła jej jego uśmiechnięta twarz. Chciała pozbyć się jej z umysłu, dlatego też z większą żarliwością, machała nią na wszystkie strony.
            Gray wzruszając ramionami i śmiejąc się cicho pod nosem, chwycił jabłko z misy na stole i wyszedł. Nie sądził, że mała, wstydliwa Alex jest zdolna do tak szewskiego przeklinania. Jeszcze bardziej zdziwiła go szwagierka, która zwykle ostro reagowała na wulgaryzmy i zapalczywie próbowała wyplenić to u swych dzieci. Teraz jednak pogrążona w kulinarnych naukach, puszczała mimo uszu słowa czerwonowłosej.
- Kochanie, mogłabyś mi pomóc? – Wrzasnęła przeraźliwie Rose, denerwując swymi piskliwymi nawoływaniami Brytyjkę. Alex rzuciła miotłę na podłogę, która upadła na nią z trzaskiem. – Chyba coś zepsułam…
            Rose wyrabiała właśnie ciasto pod szarlotkę. Kobieta uśmiechnęła się niewinnie, podnosząc otwarte dłonie, od których ciasto nie mogło się odkleić. Alex westchnęła, pomagając jej uwolnić się od  lepkiej masy. Dodała do niej odrobinę mąki i nerwowo rozrobiła ciasto.
- Dziękuje ci Alex! – Powiedziała kobieta i wypchnęła ją z kuchni, wręczając w jej dłonie kij od miotły. – Teraz już sobie poradzę…
            Brytyjka posłusznie opuściła pomieszczenie. Miała przeczucie, że matka przyjaciółki ponownie ją przywoła. Postanowiła więc oddalić się jak najdalej, by nie wysłuchiwać jej pisków. Dzierżąc w dłoniach miotłę, wyszła na zewnątrz i odstawiając przyrząd, postanowiła się przejść.
Wszystko ją dzisiaj denerwowało. Nawet najmniejsza pierdoła prowadził do wielkiej irytacji, o czym rano przekonał się Simon chcący wtargnąć do jej łazienki, bo jakoby mydło mu się skończyło. Skrzyczała go strasznie, lecz zaraz potem przeprosiła, podając kosmetyk. Liczył się sam fakt, że na niego naskoczyła. Teraz także była tego bliska przy Rose, lecz w ostatnie chwili przygryzła język. Miała nadzieje, że świeże powietrze oraz gorące słońce wpłyną na nią uspokajająco.
Zbliżając się do tyłów stajni, w oddali mignęła jej wysoka, dobrze znajoma sylwetka. Jej serce natychmiast przyśpieszyło, a myśli, które zaczęły uciekać od Toma, ponownie do niego powróciły. Sylwetka nagle zniknęła za budynkiem, co zmusiło ją do przyśpieszenia kroku, by mężczyzna nie zszedł jej z oczu. Będąc już o kilka kroków, zwolniła i podkradła się do kantu stajni. Wychyliła dyskretnie głowę, i o mało co nie pisnęła z radości, gdy jej zwidy okazały się rzeczywistością. Tom był tutaj, na Free Horse! Rozmawiał z Richardem, lecz chodziło tu o sam fakt. Musiała jakoś przekraść się do domu i udawać, że go nie dostrzegła. Ruszyła więc w przeciwną stronę do kuchenny drzwi. Nagle jednak przypomniała sobie, że Rose testowała tam swoje kulinarne wymysły. Nie chciała być znów przez nią zatrzymana, przez co ostatecznie zdecydowała się by wejść oknem. Nie przejmując się tym czy zastanie kogokolwiek w pomieszczeniu, uchyliła ramę i nieco niezdarnie wdrapała się na ścianę. Wszystko poszłoby wspaniale, gdyby szlufka jej ogrodniczek nie zaczepiła się o odstającą deskę. Alex z piskiem runęła na podłogę, lądując twarzą na dywanie. Długo leżała na nim, z nogami zaczepionymi o parapet,  z mocno zaciśniętymi powiekami. Kiedy je otwarła ujrzała przy twarzy dobrze sobie znane ciemno-czerwone wysokie kowbojki Sam.
- Co ty wyprawiasz? – Spytała przyjaciółka, kucając przy niej, z jawnym zaskoczeniem na twarzy. Alex jęknęła, a jej policzki zapłonęły z zażenowania. Z jednej strony jednak się cieszyła, że nie zrobiła z siebie idiotki przy kimś innym. Samantha westchnęła ciężko, pomagając jej się podnieść. – Nie łatwiej byłoby drzwiami?
            Aleksandra, stając już w normalnej pozycji, wyjaśniła jej szybko, co ją skłoniło do niekonwencjonalnego wejścia do domu. Uśmiechając się szeroko, wspomniała jej o Tomie, który był na farmie, co samo w sobie było już dziwne. Z tego co mówili domownicy, zwykle odwiedzał ich Luke. Thomas Moore nigdy osobiście nie zjawiał się w interesach, wysługując się bratem. Alex wzięła to za dobrą kartę, podejrzewając, że coś innego zmusiło go do odwiedzenia Free Horse. Tego samego zdania była Sam.
- Zimny Tom nas zaszczycił… - Mruknęła pod nosem, marszcząc zabawnie swe brwi. Alex aż za dobrze znała to spojrzenie – Sam zwykle patrzyła w ten sposób, kiedy obmyślała jakiś szatański plan – teraz jednak się go nie zlękła, gdyż sama nie miała żadnego. – Daj mi chwilę, a na pewno…
            Jej słowa, przerwało głośne pukanie. Dziewczyny ze strachem od razu pomyślały, że osobą stojącą za drzwiami był Tom, dlatego w pierwszej chwili spanikowały, nie wiedząc co robić. W końcu Sam, przeklinając pod nosem, ruszyła do drzwi i otwarła je jednym sprawnym ruchem.
- Zack?! – Wrzasnęła, kiedy na progu ujrzała kuzyna. Alex jęknęła, wychylając się zza ramienia przyjaciółki. – Ki diabeł cię tu przygnał?
            Mężczyzna nie zważając na niemiłe powitanie kuzynki, ominął ją, witając się z Alex, pocałunkiem w policzek. Dziewczyna znieruchomiała, nie wiedząc jak się zachować. Udawali parę na festynie, lecz teraz przed Sam, nie musieli tego robić.  
- Obiecałaś zrobić mój portret. – Powiedział, wyciągając zza pleców, wieki, twardy blok. Najbardziej zabawne było w tym to, że dziewczyna kompletnie o tym zapominała. No trudno Tom musiał zaczekać… - To gdzie idziemy? – Spytał ciekawie rozglądając się po pomieszczeniu.
            Sam natomiast gryzły inne myśli. Uznała wtargnięcie swego kuzyna jako znak od losu. Nic tak nie podziała na samca, jak obecność drugiego, podrywającego, lub przebywającego z samicą… Teraz wystarczyło się tylko o to zatroszczyć…
- Może idźcie do pokoju Alex, tam nikt wam nie będzie przeszkadzać.
            Szatynka odwróciła się na pięcie, machając im na pożegnanie. Pełne zdziwienie dostrzegalne na twarzy Brytyjki, się wzmogło. Nie wiedziała jeszcze, co oznaczał chytry uśmieszek Sam, lecz wkrótce miała się o tym przekonać.
            Pokręciła głową, odpędzając dziwne myśli i wspięła się na schody, razem z Zack’em. Wprowadziła go do swego pokoju, nakazując przy wyjściu, by się rozgościł, gdyż ona musiała się udać na dół, po farby, które kiedyś obiecała jej pożyczyć Rose. Zbiegła po schodach, kierując się od razu do kuchni.
- Pani Anderson, mogłabym pożyczyć fa… - Przerwała, a z jej ust wydobył się głuchy jęk. Matka przyjaciółki cała pokryta mąką, walczył właśnie z ciastem za pomocą wałka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, iż kobieta rozwałkowywała je po całym blacie. Teraz jednak nie miała czasu tego korygować. Chciała jak najszybciej skończyć portret Zacka i znów zastanowić się jak zaaranżować spotkanie Toma. – Chciałabym farby…
            Rose z uśmiechem, wskazała jej szafę w sypialni, w które powinna szukać tubek z olejami. Kiwając głową, podziękowała, życząc szczęścia w wypiekach i ponownie ruszyła schodami na górę. Kiedy już miała wszystko co było jej potrzebne, wróciła do pokoju. Naiwnie myślała, że mężczyzna po prostu usiądzie, a ten zrozumiał ją niestety inaczej.
- Co ty… - Jęknęła, a tubki, upadły na ziemię. Zamrugała wściekle powiekami, nie wierząc własnym oczom, w to co widzi. Zack, stał na środku jej pokoju w samych bokserkach, prężąc swe bicepsy. – Ubierz się natychmiast! – Wrzasnęła, zaczerwieniona po same uszy.
- Przecież masz mnie malować!
- Ale nie gołego!
            Przez kilka minut się przekrzykiwali, wymachując coraz mocniej ramionami. W końcu Alex zrezygnowała, gdyż jak stwierdził mężczyzna, inny portret go nie interesował. Usiadła na łóżku po turecku, robiąc pierwsze szkice, na wielkim papierze. Zack wydurniał się ciągle zmieniając pozycje, co nagle ją zirytowało.
- Przestaniesz się kręcić?! – Wrzasnęła, odrzucając blok na bok i podchodząc do mężczyzny, który wypinał brzuch, do granic możliwości i śmiał się do rozpuku, mówiąc iż jest w ciąży. Alex nerwowo uderzyła go w niego, prosząc by go wciągnął. - Zrób pozę w jakiej mam cię narysować.
            Mężczyzna, uniósł ramiona nad głową, rozpościerając je jak jakiś kulturysta. Alex zaśmiała się odchodząc kilka kroków, by ocenić jego wygląd. Surowym okiem, zlustrowała go, a po chwili pokręciła głową, krzywiąc usta.
- Ta poza jest beznadziejna! – Powiedziała, podchodząc i chwytając za jego ramiona, chcąc je dobrze ustawić. Po ułożeniu ramion, zajęła się jego umięśnionymi udami, a później zaś jego twarzą. Parę razy musiała strzelić mu klapsa, w tyłek, gdyż Zack znów się wydurniał, robiąc krzywe miny. – Przestań, bo znów dostaniesz!
            Zajęta całkowicie uspokojeniem i idealnym ułożeniem ciała Zacka, nie zdawała sobie sprawy, że ktoś im się przygląda. Tom opierał się o futrynę, a jego ramiona był skrzyżowane na piersi. Wąskie usta zacisnął, przygryzając dolną wargę, a jego oczy ciskały gromy. Pierwszym, który go zauważył był Zack. Tom właśnie na niego skierował swe groźne, wręcz mordercze spojrzenie.
- Zack… - Jęknęła Alex, gdy mężczyzna zesztywniał. Miała za mało siły by poradzić sobie bez jego pomocy. – Czemu nie współp… Ach!
            Tom w kilku krokach znalazł się przy Alex i pociągnął ją mocno za ramię. Obrzucił ją nienawistnym spojrzeniem, przez co Brytyjka się zlękła. Nigdy nie widziała w jego oczach takiej nienawiści. Moore bez słowa pchnął ją na łóżko i wskazał rozebranemu drzwi.
- Wynoś się… - Wyszeptał chrapliwym głosem, zaciskając w pięści swe dłonie.
Coover posłusznie, zebrał ubrania z podłogi i wyszedł. Kiedy był na zewnątrz, uśmiechnął się wesoło i gwiżdżąc pod nosem, ruszył na dół.
- Co ty wyprawiasz? – Spytał, patrząc na nią z góry. Jego głos był przepełniony jadem i wściekłością. Tak samo jak jego ciskające gromy spojrzenie. Alex podniosła się  na łokciach, chcąc odwdzięczyć mu się spojrzeniem, lecz na jego widok, poczuła taką radość, że jej usta same układały się w uśmiechu i nie mogła tego powstrzymać. – Jesteś naprawdę taka głupia?!
            Alex postanowiła przemilczeć jego słowa. Uznała to za dobrą strategię, gdyż mogłaby powiedzieć coś co go jeszcze bardziej zdenerwuje. Odwróciła wzrok na bok i podniosła się z materacu, stając przy nim.
- Coover dostał to na co liczył? - Szepnął pod nosem, a zaraz potem cisnął przekleństwo, łapiąc ją za ramiona i potrząsając. – Odpowiedź!
- Nie dostał! – Wykrzyknęła, wyrywając się z jego ramion i odchodząc o kilka kroków, gdyż bliskość Toma w dziwny sposób rozpraszała jej myśli, paraliżując przy okazji jej ciało. Serce galopowało jej w piersi, a nie wątpiła, że jej twarz nabrała czerwonego kolorytu. – Ale na pewno dostanie!
- Coś powiedziała?!
            W jednej chwili znalazł się przy niej i szarpiąc za jej ramię, zawlókł ją do łóżka i pchnął na poduszki. Z piskiem opadła na materac, a zaraz potem pewnie i by się podniosła, gdyby nie Tom, który przygniótł ją do niego swym ciałem. Zbierając w sobie, całą siłę woli, próbowała go odepchnąć, lecz na nic się to zdało. Męskie ramiona jej na to nie pozwoliły. Może także nie udało jej się dlatego, że wcale tego nie chciała. Zamiast go odsunąć, pragnęła go z całych sił, chciała ponownie czuć jego bliskość, pocałunki, ciepło ich splątanych w objęciach ciał.
- Zależy mu tylko na jednym…
            Tom, przewiercał ją spojrzeniem, a jego oddech przyśpieszył. Uchylone, wilgotne wargi, aż prosiły się o pocałunki. Alex zwilżyła usta językiem, co nie uszło jego uwadze. Pomimo tego, że chciała go, nie mogła tego zrobić. Mężczyzna obraził ją i powinien przeprosić, nim zgodzi się z nim dalej spotykać i co za tym szło – sypiać.
- Macie więc wiele wspólnego…
            Tymi słowami, skreśliła wszystko. Tom ciskając pod nosem, przekleństwo, zszedł z niej i nie oglądając się, wyszedł, głośno zatrzaskując drzwi. Dopiero teraz doszło do niej jak wielki błąd popełniła mówiąc te słowa. Usiadła i westchnęła cicho.
- Nie płacz Alex… - Szepnęła do siebie, lecz oczy nie chciały jej słuchać.

* * *

Wiele godzin później - wieczorem, poczuła ściskające ją uczucie głodu. Zeszła więc po schodach, kierując się do kuchni. Nie wiedziała co później stało się z Zackiem, lub Tomem, lecz najwidoczniej już ich nie było. Wskazywał na to brak jakiejkolwiek obecności ich aut, na podjeździe.
Przez cały ten czas, w którym była zamknięta w pokoju, starała się jeszcze raz przeanalizować swój plan. Nie była pewna, czy z niego nie zrezygnować, gdyż najzwyczajniej nic z tego, co założyła, nie zakończyło się sukcesem. Tom był wściekły i zamiast myśleć o pogodzeniu się z nią, miała przeczucie, że pała do niej coraz większą nienawiścią. W pierwszym odruchu chciała zadzwonić do niego i wyjaśnić mu całą sytuację, jednak zaraz z tego zrezygnowała. Takich spraw nie powinno się robić przez telefon.
Wzdychając przejrzała lodówkę, nie mogąc znaleźć żadnego z domowników. To dziwne, ale po ponad tygodniu spędzonym z tą rodziną, czuła się już jak jej część. Nie wyobrażała sobie dnia, w który skończy się jej urlop i będzie skazana wrócić, do deszczowego Londynu. Największym bólem jednak będzie rozstanie się z Tomem.
Pokręciła energicznie głową, nie myśląc o tych przykrych rzeczach. Miała jeszcze całe trzy tygodnie, które musiała w pełni wykorzystać. A zamiast cieszyć się tą miłością, ona zrażała ukochanego, próbując nieudolnie wzbudzić w nim zazdrość. Była beznadziejna…
- Co tam siostrzyczko? – Głos Simona, zaskoczył ją przez co pisnęła, o mało co nie wylewając mleka, które właśnie wyciągała z lodówki. Brat przyjaciółki, spojrzał na nią wesoło, zaśmiewając się z jej zaskoczenia. – Co będziesz jadła?
            Po tych słowach, złapał się za swój płaski brzuch i zamruczał, krzywiąc usta. Najwidoczniej też był głodny.
- A jeszcze nie wiem… - Powiedziała, zaglądając ciekawie do szafek. Tak naprawdę wiedziała na co ma ochotę, jednak chciała zobaczyć co wymyśli chłopak. – Masz jakiś pomysł?
- Zjadłbym… - Powiedział głośno, a nagle ściszył głos, do ledwo dosłyszalnego szeptu, przez co Alex musiała bardzo się wysilić by go dosłyszeć. – Budyń.
- Budyń?
            Simon z przerażeniem, podbiegł do niej, kładąc dłoń na jej ustach. Alex otwarła szeroko oczy, nie wiedząc, czy ten aby nie zwariował. Czyżby było to jakieś zakazane słowo w tym domu?
- Nie wrzeszcz tak! – Wysyczał Simon, tłumacząc jej iż Sam, wprost przepadała za budyniem, lecz nie umiała go sama przyrządzić. - Jak Sam to usłyszy, zaraz przyjdzie i wszystko nam zje…
            Alex roześmiała się, podnosząc dłonie w obronnym geście. Twarz młodego Andersona, przepełniona była strachem. Usiadł na kuchennym krześle i rozglądał się czujnie po kuchni jakby siostra miała zaraz wpaść z karabinem przez dziurę w dachu i zażądać zapłaty w formie budyniu.
Ciągle uśmiechając się pod nosem, zabrała się do przygotowywania posiłku. Kiedy wymieszała proszek i wlała miksturę do garnka z gotującym się mlekiem, Simon pojawił się zaraz przy niej, widząc, że czekoladowy pudding jest już gotowy. Wyręczając ją z podaniem posiłku, sam wziął miski i wylał do nich parującą maź. Usiedli przy stole i przez następne minuty rozkoszowali się smakiem, posiłku z torebki.
- To było świetne! – Krzyknął Simon, wylizując do czysta swoją łyżkę. Alex także skończyła jeść i zebrawszy miski, odstawiła je do zlewu. Sięgnęła po ściereczkę i zaczęła zmywać. – Dobrze, że Sam…
            W tej chwili do kuchni wpadła Samantha. Pociągnęła zabawnie nosem, patrząc na nich podejrzliwie.
- Jedliście budyń?! – Raczej stwierdziła niż zapytała, gdyż woń dania z proszku ciągle unosiła się w powietrzu, a raczej z niepozmywanego jeszcze garnka. – Jak mogliście?!
- Nie wiedzieliśmy czy jesteś. – Zaczął się tłumaczyć Simon. Podniósł dłoń i podrapał się nią po karku. – Zwykle znikasz wieczorami…
- Luke nie mógł się… - Westchnęła, przybierając smutny wyraz twarzy, lecz urwała nagle zastawiając dłonią usta. Skrzywiła twarz, patrząc na nich oskarżycielsko. – Zdrajcy…
            Towarzystwo roześmiało się rozbawione jej miną, a Sam wkrótce do nich dołączyła, puszczając w niepamięć ich samolubność. Bez jakichkolwiek próśb pomogła Alex w zmywaniu, wycierając mokre naczynie w ściereczkę. Simon natomiast po zaspokojeniu gastronomicznego głodu, oddalił się, wymawiając się iż postanowił poszukać ojca. Dziewczyny zostały same.
- Więc układa ci się z Lukiem… - Rzekła Alex po chwili, kiedy naczynia spoczęły na powrót w szafce, a one spokojnie mogły usiąść i porozmawiać. Przynajmniej Alex miała taki plan. – Nie udajecie zakochanych, a faktycznie nimi jesteście?
            Sam, zanim odpowiedziała, usiadła przy stole i nalała sobie szklankę soku marchwiowego. Alex obserwowała ją ciekawie, modląc się by przyjaciółka zachciała się z nią podzielić, swoimi uczuciami. Nigdy wprawdzie nie lubiła mówić o sobie i raczej chowała się za innymi, czy też zmieniała subtelnie temat, lecz teraz nie mogła jej odpuścić. Sama rozczarowana Thomasem i jego okropną dumą, chciała choćby posłuchać o czyimś szczęściu.
- Nie wiem… - Odparła, marszcząc brwi. Dłonią obracała szklankę, barwiąc na pomarańcz jej ścianki. – Nie wiem czy to co nas łączy nie jest tylko chwilowe.
- Dlaczego tak sądzisz? – Spytała podpierając głowę na złączonych dłoniach.
            To co mówiła przyjaciółka było dla nie niezrozumiałe. Choć słabo znała Lukasa, była stu procentowo pewna, że mężczyzna jest zakochany w przyjaciółce i z pewnością, całą ich znajomość, traktuje serio.
- Mówi, że mnie kocha, choć poza seksem… - Urwała na moment, a na jej twarzy pojawił się rumieniec. Alex uśmiechnęła się i pokiwała głową. A więc to był powód jej zniknięć… - Nie byliśmy nawet na randce.
            Brytyjka prychnęła pod nosem. No tak, ty chociaż masz jakąś szansę na randkę… Natomiast ona nie miała nawet cienia nadziei, że Tom zgodziłby się na takie spotkanie, nawet gdyby był zagrożony karą śmierci.
- Co w tym trudnego? – Spytała, nie widząc problemu, w rozterce przyjaciółki. Wyciągnęła z kieszeni komórkę i podała ją przyjaciółce. – Zadzwoń i zaproś go!
            Sam podejrzliwie spojrzała na komórkę, trzymaną przez Alex, jakby ta za chwile miała się zmienić w jadowitego węża. Po chwili pokręciła głową, nie chcąc nawet dotknąć aparatu.
- To on powinien mnie zaprosić, nie?
            Brytyjka roześmiała się i sama wykręciła numer do Lucky Farm. Nie zważając na protesty przyjaciółki, przysunęła telefon do ucha, modląc się by odebrał Luke. Nie miała ochoty…
- Słucham! – Zdenerwowany, zachrypnięty głos Toma, warknął na nią z głośnika. Na chwilę znieruchomiała, nie wiedząc co powiedzieć. Zacisnęła pięść, przeklinając niebiosa, które jakoś ostatnio robiły wszystko, by uprzykrzyć i skomplikować jej życie. – Do jasnej cholery, kto dzwoni!
- Alex…
            Tylko tyle zdołała z siebie wydukać. Jej rozmówca także nie był skory do pogaduszek, gdyż po tym jednym cicho wypowiedzianym słowie, także zamilknął. Długa cisza jeszcze długo panowała by po obu stronach linii, gdyby nie zniecierpliwiona Sam nie szturchnęła jej w ramię.
- Chciałabym pogadać z Lukiem.
            Prychnięcie w słuchawce, dało jej sygnał, że Tom nie ma zamiaru być dla niej miły. Ciągle pewnie był wściekły, za gołego Zacka w jej pokoju.
- A po co chcesz rozmawiać z moim bratem? – Wysyczał ponuro, w taki sposób, że po jej ciele przebiegł dreszcz. Tom znakomicie nadawałby się do seks-telefonu, lub jako psychol nękający telefonami swe cele. – Zaliczyłaś już Coovera i szukasz następnej ofiary?
            No nie! To, że Tom nie miał zamiaru być uprzejmym chociaż przez telefon, nie oznaczało, że i ona będzie taka sama. Teraz jednak po jego złośliwych przypuszczeniach, straciła całe chęci miłej pogawędki.
- Trudno nazwać cię ofiarą… - Szepnęła, chcąc nadać swemu tonowi, równie wiele złośliwości, jednak nie mogła mierzyć się z mistrzem i słabo jej to wyszło. – Podobało ci się, a ja jakoś nie zauważyłam byś chciał uciec!
- Alex, nie przeciągaj struny…
- Jeśli czujesz się skrzywdzony, zadzwoń na policję! – Po tych słowach, odrzuciła rozmowę, przeklinając wściekle pod nosem. Cieszyła się, że nie ma go zbyt blisko, gdyż mogła powiedzieć to co chciała, bez zająknięcia. Przeklęty dupek! Co on sobie wyobraża?! Sam pociągnęła noskiem, chcąc się zbierać. – Nie gadałam z Lukiem! – Krzyknęła od razu, a przyjaciółka, ponownie powróciła na krzesło. W jej oczach pojawiła się nadzieja. – Zaraz do niego zadzwonię…
- To z kim rozmawiałaś?
            Alex machnęła na nią dłonią, nie chcąc ujawniać, teraz przebiegu rozmowy. Wzięła kilka głębokich wdechów i ponownie wybrała numer Lucky Dream. Nie miała jakichkolwiek nadziei, że tym razem odbierze kto inny. Kiedy w słuchawce rozbrzmiał, głos Toma, nie wdawał się z nim w pogawędki.     
- Daj mi Luka. – Zażądała prędko. Tom nie nawiązał do ich poprzedniej rozmowy, tylko grzecznie jakby nic się nie stało, przeprosił ją, mówiąc iż zaraz poprosi brata. Alex nie kryjąc zdziwienia, pisnęła pod nosem, a jej oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu. Liczyła na jakąś uszczypliwą uwagę i nawet miała przygotowane parę ciętych odpowiedzi. Pewnie dalej rozmyślałaby nad jego dziwnym zachowanie, gdyby nie głos Luka, który usłyszała w słuchawce. – Nie masz ochoty na randkę?
- Kiedy?
- Dzisiaj wieczorem. – Powiedziała, patrząc na zegarek na dłoni. Dochodziła 18, więc musiała dać przyjaciółce, choć godzinę na przygotowania. – Powiedzmy o dwudziestej, co ty na to?
            W słuchawce zapanowała cisza i już była skłonna uwierzyć, że mężczyzna przegląda kalendarz, lub nie ma ochoty iść na randkę, kiedy to nagle przemówił.
- Alex, wybacz, ale nie mogę… - Powiedział ze skruchą, a czerwonowłosa westchnęła z rozczarowania. – Dlaczego nie zaprosisz Tom…Ała!
            To dało jej do zrozumienia, że brat Luka przysłuchuje się ich rozmowie. Mężczyźni zaczęli szeptać do siebie, lecz Alex umiała tylko dosłyszeć ich przekleństwa. Zagryzła usta, uświadamiając sobie jak brzmi całe to zaproszenie. Przecież mężczyzna nie zdawał sobie nawet sprawy, że to Sam chciała się z nim spotkać! Alex ty idiotko…
- Wiem, że oboje mnie słyszycie, a więc posłuchajcie… - Szepnęła, wściekła, że Luke włączył ją na głośnik. Postanowiła uczynić to samo, kładąc telefon na stole i uruchamiając tryb głośnomówiący. Sam przysunęła się bliżej, nadstawiając uch do komórki. – Nie ja chce iść z tobą na randkę, tylko Sam.
            W głośniku rozbrzmiał radosny, donośny śmiech Lukasa. Samantha ożywiła się i także zachichotała. Nie było słychać żadnej reakcji ze strony Toma, co ucieszyło Alex. Miała nadzieje, że utarła mu nosa.
- Wspaniale! – Wykrzyknął Luke, wesoło. Alex chciała już się rozłączyć, lecz następne słowa mężczyzny sprawiły, że jej dłoń znieruchomiała nad komórką. – Przyjedziemy po was o 20.
            Sam radośnie pisnęła, szeptając pod nosem „podwójna randka”. Brytyjka także chciała podzielić jej entuzjazm, ciesząc się, że Tom w końcu nie będzie miał wyboru.
- Nigdzie się nie wybieram! – Wrzasnął Tom, niszcząc cały obraz ich spotkania, który budował się przed oczami Alex. Początkowo szczęśliwa z faktu podwójnej randki, teraz była wściekła. – Mam ciekawsze rzeczy do roboty!
- On ma rację Luke! Nie zabieraj go ze sobą, jeszcze by wszystkim popsuł humor!
            Tom warknął coś niezrozumiałego pod nosem, a Alex uśmiechnęła się zadowolona. Wkurzanie go wprawiało ją w wyśmienity humor. Teraz nie dziwiła się przyjaciółce, która jeszcze niedawno darła koty ze swym narzeczonym i czerpała z tego przyjemność. Niestety poczuła taką pewność, że postanowiła dołożyć do pieca.
- Ostatecznie możemy zaprosić Zacka…
- Przyjadę! – Wrzasnął Tom, i zaraz potem w słuchawce, rozbrzmiał pisk, dając im znak, że połączenie zostało przerwane.

            Śmiejąc się pod nosem, odwróciła wzrok do miejsca w którym siedziała przyjaciółka, lecz już jej tam nie było. Musiała w pewnym momencie zniknąć, chcąc przygotować się do randki. Nie ociągając się długo, pognała na schody i z rozżaleniem przyjrzała się swym włosom. Musiała się jeszcze wykąpać…