Niepewnym
krokiem wysiadła z auta Sam. Nie chciała tu być… Nie wiedziała dlaczego w ogóle
ugięła się przed prośbami Julii. Chociaż nie, wiedziała doskonale. Choć jej
miłość nie miała przyszłości, nie umiała wypiąć się na Julię. Może choć jej
uczucie będzie miało szansę się spełnić.
- Dobra… To ja będę u Luka. –
Powiedziała Sam, wciskając do kieszeni kluczyki. Kiedy nie odezwała się ani
słowem, ciągle błądząc wzrokiem po okolicy, Amerykanka spojrzała na nią
uważnie. – Wiesz już co mu powiesz?
- Nie… - Szepnęła cicho, przygryzając
delikatnie wargę.- Ale nie martw się coś wymyśle.
Sam
przytaknęła głową i poklepała jej ramię. Odeszła zostawiając ją samą na środku
podjazdu. Przez chwilę śledziła wzrokiem oddalającą się przyjaciółkę, po czym
przeniosła spojrzenie na budynki. Nie wiedziała gdzie w tej chwili jest Tom.
Musiała go jednak znaleźć. Niestety musiała…
Wczorajszy
dzień był dziwny. Chciała w smutku i samotności przetrwać te ostatnie dni,
które zostały jej do wyjazdu, jednak się to nie udało. Nie licząc Sam, która
nagle zapragnęła ją wszędzie zabierać, nic się w zasadzie nie działo. Nagle
jednak, kiedy do wyjazdu zostały jej dwa dni, wszyscy oszaleli. Simon wpadał do
niej z częstotliwością co minutę, chcąc nauczyć ją jazdy konnej, Rose jakoś
dziwnie na nią patrzyła, Sue wpadała na plotki, a do tego Julia, zapragnęła
wciągnąć ją w swe problemy. Gdyby nie to, że zrobiło jej się jej żal, za nic w
świecie by jej nie pomogła. Jednak zdenerwowało ją to, że Tom nie daje siostrze
ułożyć sobie życia. Może on chce zostać sam do końca swych dni, jego wybór. Nie
może jednak decydować za innych!
Nerwowo
zacisnęła dłonie, przypominając sobie wczorajszą złość. Ciągle była na niego
wściekła, lecz musiała powściągnąć swe zdenerwowanie. Nie chciała by Julia
miała przez nią kłopoty. Musiała dzisiaj baczniej pilnować języka, by nie wydać
kobiety.
Pokręciła
energicznie głową i ruszyła przed siebie. Parła wprost do biura Toma, w którym
to miała nadzieje go zastać. Kiedy już została jej ostatnia prosta, usłyszała
za sobą nieco drwiący męski głos.
- Kim jesteś cukiereczku?
Pewnie
poszłaby dalej, gdyby nie to, że nieznajomy złapał ją za ramię. Zagryzając
mocno szczękę, odwróciła się twarzą do natręta. Instynktownie podniosła głowę,
bacznie przyglądając się obliczu mężczyzny.
Był
to jeden z pracowników farmy Moore’ów. Widziała go nie po raz pierwszy. Rosły
mężczyzna w średnim wieku, o kasztanowych włosach, sięgających ramion. Na
czubku głowy znajdował się nieodłączny dla tutejszych mężczyzn stetson, w
kolorze brązu. Twarz miał opaloną, o mocnych rysach i orlim nosie.
- Mógłby mnie pan puścić?
- Dlaczego miałbym cię posłuchać?
Czy
to tylko ona, przyciąga beznadziejne przypadki? Peterson – blondyn z festynu, a
teraz ten… Czy może mężczyźni tu rzucali się na każdą samotną kobietę, czy może
to wina jej stroju? Fakt, spędziła dwie godziny, by przygotować się do
spotkania z Tomem, lecz bez przesady. W promieniu kilometra można było spotkać
ładniejszą od niej!
- Ponieważ proszę o to.
Szarpnęła
ramieniem, jednak uścisk mężczyzny nie zelżał. Spróbowała ponownie, jednak
zaprzestała, kiedy poczuła na ramionach czyjeś dłonie. Już miała krzyczeć,
kiedy to na uchu poczuła gorący oddech i lekko zachrypnięty głos Toma.
- Znów pakujesz się w kłopoty? –
Szepnął, wprawiając jej ciało w dziwne drżenie. Mężczyzna przed nią – jej
natręt – puścił nagle jej ramię i oddalił się o krok. Jego harde spojrzenie,
teraz zmieniło się nie do poznania. Teraz rosły facet patrzył potulnie, jak
mały chłopiec, który zrobił coś złego. W dłoniach nerwowo ściskał swój stetson.
– Wracaj do pracy.
Mężczyzna
burknął pod nosem przeprosiny i zakrywając twarz kapeluszem, oddalił się
szybkim krokiem. Alex odetchnęła z ulgą. Thomas po raz kolejny ratował jej
życie. Odwróciła się by mu podziękować, lecz mężczyzna zniknął. Tak jakby w
ogóle go tu nie było. Zamrugała parokrotnie powiekami, zastanawiając się czy to
aby nie sen i czy wszystkiego sobie nie wymyśliła.
- Tom! – Krzyknęła przeciągle,
przykładając dłonie do twarzy. Wiedziała doskonale, że wywołuje wilka z lasu.
Miała tylko nadzieje, że bestia jej nie pożre. – Thomas Moore!
- Nie drzyj się?! – Nieco poddenerwowany
głos dobiegał z niedaleka. Ciekawie rozejrzała się, dostrzegając go w jednym z
boksów stajni. Tom nie patrzył na nią. Dłonią chwycił końską paszczę i zajrzał
zwierzęciu w zęby. – Czego chcesz?
No
właśnie! – pomyślała. Przez to, że zaczepił ją ten mężczyzna nie zdążyła
opracować sobie planu działania, więc musiała improwizować.
- Obiecałeś mi coś.
Moore
wyszedł z boksu i przeniósł na nią swe znudzone spojrzenie. Ramieniem oparł się
niedbale o drewnianą zagrodę, nie spuszczając z niej wzroku.
- Niczego ci nie obiecywałem.
Jego
głos był spokojny i… zimny. Musiała szybko coś wymyślić inaczej wyjdzie w jego
oczach na jeszcze większą idiotkę. Rozejrzała się ciekawie po stajni i już
otwarła usta, by zaproponować naukę jazdy konnej, kiedy to szybko porzuciła ten
zamiar. To nie mogło być coś takiego. Musieli zniknąć z farmy, by Julia
swobodnie mogła się wymknąć.
Tom
uśmiechnął się złośliwie widząc jak nerwowo zagryza usta. Nie wiedział co
kombinuje i jaki ma w tym cel, lecz był ciekaw, co takiego jej „obiecał” i nie
dotrzymał słowa.
- Miałeś nauczyć mnie prowadzić.
Wypaliła
znienacka i gdyby nie to, że miało to wyglądać poważnie, najchętniej
przywaliłaby się dłonią w czoło. Pięknie Alex! – pomyślała – teraz zrobiłaś z
siebie kompletną idiotkę! Przecież Tom nigdy w to nie uwierzy!
- Faktycznie ci to obiecałem. – Przyznał
z powagą, nie dając po sobie poznać, że przejrzał ją od razu. Alex natomiast
uśmiechnęła się, ciesząc się w duchu, że dała radę go urobić. Szczerze nie
pamiętała, czy kiedykolwiek jej coś takiego obiecywał, lecz tonący chwyta się
brzytwy. Nie szkodziło spróbować. – Ale
przychodzisz do mnie z tak błahego powodu? Myślałem, że chcesz się raczej pożegnać.
Nie
wiedzieć czemu zrobiło jej się nagle smutno. Jego słowa w połączeniu z tym
tonem, brzmiały tak jakby nie mógł się doczekać, kiedy w końcu wyjedzie.
- Nie będę się z tobą żegnać.
To
była prawda. Nie zamierzała się z nim żegnać. Nie była zbyt dobra w mówieniu:
„Do Widzenia”, kiedy wiedziała, że już nigdy się nie spotkają. Wolała uciec.
Było to bezpieczniejsze z wyjść.
- Nie pożegnasz się ze mną? – Ruszył w
stronę wyjścia, jakby chciał od niej uciec. Alex nie myśląc ruszyła za nim, z
trudem nadganiając jego szybki krok. – A może wcale nie wyjeżdżasz?
Kiedy
wypowiadał ostatnie zdanie usłyszała w jego głosie nadzieje. Nie była jej
wprawdzie pewna, jednak zrobiło jej się ciepło na sercu, a na twarzy znów
pojawił się uśmiech.
- Wyjadę jak tylko spełnisz swą
obietnicę.
- Czyli jeśli cię tego nie nauczę, wtedy
zostaniesz?
Tom
odwrócił się nagle, a ona z rozpędu o mało co na niego nie wpadła. Zareagowała
jednak w ostatnim momencie. Zauważyła, że już nie są w budynku. Stali na
wjeździe, tak gdzie kilkanaście minut wcześniej zostawiła ją przyjaciółka. Po
jej samochodzie jednak nie było śladu.
- Nie zostanę. – Mężczyzna nie spuszczał
z niej oka. Patrzył głęboko w jej oczy, przez co nieco się speszyła. Opuściła
głowę, unikając gorącego spojrzenia. - Chcę tylko…
Mężczyzna
nie dał jej dokończyć. Jedynym sprawnym ruchem chwycił ją za dłoń i pociągnął
do swego wozu, zaparkowanego nieco na uboczu. Otworzył jego drzwi po stronie
pasażera i pchnął delikatnie jej ramię.
- Wsiadaj.
Posłusznie
zajęła miejsce, nie wiedząc już co ma o tym myśleć. Uśmiechnęła się natomiast,
gdyż właśnie spełniła się część jej planu. Przynajmniej taką miała nadzieje, bo
po cóż innego wsadzał ją do swego samochodu?
Tom
zajął miejsce kierowcy i szybko opuścił podjazd, zostawiając w tyle Lucky Farm.
Brytyjka zaśmiała się cicho, nieświadomie skupiając na sobie uwagę mężczyzny.
Jakaś jej część cieszyła się z nauki jazdy, za to druga powtarzała wciąż, że
jest to tylko wymówka, by Julia mogła spotkać się z Zack’em.
Całą
drogę pokonali w ciszy, słuchając tylko zawodzenia jakiejś popowej gwiazdy w
radiu. Alex właśnie skupiła się na podziwianiu widoków, kiedy Tom nagle
zatrzymał samochód, wyłączając radio. Rozejrzała się ciekawie po okolicy.
Znajdowali się na jakiejś piaszczystej, pustej przestrzeni, której nie
kojarzyła. Nigdy wcześniej tu nie była, lecz mogła śmiało przyznać, że ten
kawałek ziemi nadawał się dla tak niedoświadczonej uczennicy jak ona.
- Tu powinno być dobrze. – Burknął cicho,
wysiadając z auta i obchodząc go naokoło. Otwarł drzwi po jej stronie i spojrzał
na nią w wyczekiwaniu. Alex odwzajemniła mu się spojrzeniem, nie bardzo wiedząc
o co chodzi. Tom zacisnął usta, zapewne powstrzymując się przed sformułowaniem
przekleństwa, po czym warknął: - Przesuń się!
Pokiwała
głową, przesuwając się za kierownice. Nieco drżącymi dłońmi chwyciła ją, nie
bardzo wiedząc co zrobić z nogami. Widziała nieraz jak ktoś prowadzi, lecz nie
miała na ten temat żadnej wiedzy.
Thomas,
widząc zagubienie na jej twarzy, westchnął ciężko, zabierając się za
tłumaczenie obsługi pojazdu. Alex z uwagę wpatrywała się w jego postać, nie
chcąc przegapić żadnego z jego słów, ale dobrymi chęciami, piekło jest
brukowane. Zamiast wsłuchać się w znaczenie, ona skupiła się na barwie głosu. Przesuwała
wzrokiem po jego twarzy, rozważając w myślach, jaka jej część najbardziej jej
się podoba. Ten konkurs jednak nie został rozstrzygnięty, ponieważ kochała w
nim wszystko. Nawet kiedy jego brwi marszczyły się w zdenerwowaniu.
- Zrozumiałaś? – Spytał nerwowo, wiedząc
doskonale, że w ogóle nie była skupiona. Kiedy pokiwała głową, a zaraz potem
pokręciła nią przecząco, miał ochotę ją udusić. Mieląc pod nosem przekleństwo,
zaczął po raz kolejny objaśniać jej na czym polega jazda, z tym wyjątkiem, że
tym razem robił to tak, jakby była małym dzieckiem. – Teraz spróbuj odpalić.
Alex
pokiwała głową, chwytając się mocniej kierownicy. Spojrzała na trzy pedały,
zastanawiając się, który do czego służył.
- Lewy…
Uśmiechnęła
się przepraszająco, wciskając nogą sprzęgło. Nieco drżącą dłonią złapała za
kluczyk i przekręciła go. Samochód zawarczał po czym szarpnął i zgasł. Nie
czekając na jego złośliwości, spróbowała ponownie, wyciągając nogi jak
najbardziej potrafiła. Niestety nie miała tak długich nóg jak Thomas, dlatego z
niemałą trudnością udawało jej się wciśnięcie sprzęgła. Tym razem jednak jej
trud się opłacił.
- Teraz bieg, potem powoli puszczasz i
dodajesz gazu. – Powiedział Tom, kładąc dłoń na jej dłoni, pomagając Brytyjce w
wbiciu pierwszego biegu. Zadowolona, że udało jej się utrzymać nieznośny pedał,
nie sądziła, że coś jeszcze może pójść nie tak. Niestety myliła się. Ściągnęła
nogę zbyt gwałtownie, przez co samochód znów zgasł. Zmarszczyła czoło, kuląc
ramiona, gdyż spodziewała się jakiejś ostrej reprymendy z ust Toma. Mężczyzna
jednak pozostał całkowicie spokojny. – Spróbuj jeszcze raz.
Ciesząc
się, że nie puściły mu nerwy, postanowiła się nie poddawać. Spróbowała drugi
raz, potem trzeci, czwarty… Za każdym razem sytuacja się powtarzała, więc nie
było dziwne, że Thomasowi puściły nerwy.
- Co jest z tobą do cholery?! – Wrzasnął
wściekle, a Alex skuliła się na siedzeniu. Nie dziwiła się jego wściekłości.
Mężczyzna dość często wpadł w gniew, nie spodziewała się więc, że tym razem nie
obejdzie się bez krzyków. Szczerze powiedziawszy nawet święty dostałby w tej
chwili szału. - Robisz ciągle ten sam błąd!
Zamiast
udawać, że poradzi sobie ze swoimi krótkimi nogami, mogła od razu powiedzieć mu
prawdę. Może obyłoby się bez zdenerwowania, które udzieliło się i jej.
- To nie moja wina! – Powiedziała na swą
obronę. Wcisnęła pedały, chcąc pokazać mu, że jej krótkie nogi były powodem
tych niepowodzeń. - Te pedały są za daleko!
Nie
spodziewała się, że mężczyzna zareaguje tak szybko. Nic nie mówiąc, chwycił ją
za biodra, podniósł i siadł za nią. Alex pisnęła nie spodziewając się takiego
obrotu sprawy.
- Teraz lepiej?
Jedyne
co zrobiła to kiwnięcie głową, choć wcale nie było lepiej. Nawet mogłaby
powiedzieć, że było dużo, dużo gorzej… Teraz czując na plecach, jego mocną
pierś, a na szyi gorący oddech, trudniej będzie się jej skupić. Przedtem
siedział nieco dalej, przez co mogła chwilami zapomnieć o jego obecności.
- Skup się na drodze i zmianie biegów.
Ja zajmę się resztą.
Przytaknęła,
nie mogąc wydusić z siebie słowa, po czym poprosiła by wcisnął sprzęgło. Tom
posłusznie spełniał jej żądania, po czym już po chwili auto zadrżało i zaczęło
jechać.
- Jedzie! – Krzyknęła podekscytowana
tym, że wspólnymi siłami udało im się ruszyć.
- Co ty nie powiesz… - Szepnął
sarkastycznie, jednak nie popsuł jej tym zabawy. Skręciła kierownicą, po czym
zmieniła bieg na wyższy. Pewnie dalej byłaby skupiona, gdyby nie to, że poczuła
na szyi jego ciepłe palce. To całkowicie ją zaskoczyło, przez co niebezpiecznie
skręciła na bok. - Patrz na drogę!
Te
słowa przywołały ją do porządku. Przecież nie chciała ich zabić. Teraz czuła
jak wielką odpowiedzialnością są obarczeni kierowcy. Musiała się skupić, by
więcej nie dać mu powodu do złości. To było jednak szalenie trudne, gdyż Tom,
nie zaprzestał jej dotykać. Nie sądziła, by robił to przypadkowo. Skąd nagle
jego dłoń wzięła się koło ucha? Mężczyzna specjalnie musiał to robić, lecz
dlaczego?
- Tom ja…
Postanowiła
go o to zapytać, jednak nie umiała znaleźć słów. Jak miała to zrobić?
- Czego znowu?
Jego
palce na chwilę się zatrzymały, przez co poczuła się samotna. Może i
dekoncentrował ją w ten sposób, jednak to było takie przyjemne. Tak bardzo
pragnęła by ją dotykał, pragnęła nawet czegoś więcej… Nie bardzo wiedząc co
robi, rozluźniła uścisk na kierownicy i przymknęła na chwilę oczy, rozkoszując
się dotykiem męskich palców. To był jednak jej błąd, gdyż pozostawiona sama
sobie kierownica, skręciła niebezpiecznie, kierując samochód w wielkie krzaki.
- Uważaj! – Krzyknął Tom, wciskając
gwałtownie hamulec. Alex otrzeźwiła się na tyle, by znów chwycić kierownicę,
jednak nie było już takiej potrzeby. Tom przeklinając pod nosem, przekręcił
kluczyk gasząc silnik. Dopiero potem wybuchł. - Głupia chciałaś nas zabić?!
- To twoja wina! Ciągle mnie
rozpraszałeś! – Zareagowała szybko, nie widząc w tym swojej winy. Przecież
dobrze wiedział, że nie zna się na samochodach! Poza tym to on miał pilnować
tych przeklętych pedałów! W oczach wezbrały jej się zły wściekłości. Miała
dość, że zawsze ją o coś obwinia. - Mam cię dość. Idę sobie!
Jak
powiedziała tak też zrobiła. Wyrwała się spomiędzy jego ud, po czym wyskoczyła
z samochodu. Jeśli tak to wszystko miało wyglądać, miała gdzieś tę całą naukę.
I tak w Londynie na niewiele jej się przyda taka umiejętność.
- Mała…
Była
już parę metrów od samochodu, kiedy usłyszała to jedno słowo. Nigdy nie
reagowała na nie zbyt impulsywnie, lecz teraz wkurzyła się poważnie. Czy nie
wiedział jak ma na imię?!
- Nie nazywaj mnie tak! Wiesz co? Mam
dość tego jak mnie traktujesz! – Odwróciła się, nie próbując nawet powstrzymać
łez. Miała w nosie, co sobie o niej pomyśli. Zawsze traktował ją jak insekta,
którego należy zwalczyć. Nie zwracała uwagi na jego zaczepki, lecz teraz nie
potrafiła już dłużej milczeć. Miała ogromną ochotę wygarnąć mu to, co leżało
jej na sercu. - Żałuje, że cię poznałam! Kiedyś myślałam, że masz serce, jednak
teraz wiem, że jesteś zimny i nie potrafisz…
Nie
dokończyła, ponieważ mężczyzna zamykając jej małą twarz w dłoniach, wpił się
gwałtownie w jej rozchylone wargi. Początkowo stała z szeroko otwartymi oczami,
nie spodziewając się tego pocałunku, natomiast już po chwili, odpowiedziała na
niego. Choć bardzo chciała, nie potrafiła z nim walczyć, po prostu nie mogła
tego zrobić.
Tom czując, że
dziewczyna słabnie, zmienił swe pocałunki, przekształcając je w bardziej czułe.
Jednocześnie przeniósł swe dłonie na jej barki, wsuwając palce, pod materiał
jej bluzki.
- Proszę Alex… - Szepnął, odrywając się
tylko na moment od jej ust. - Nie chcę byś tak na mnie mówiła… Nie ty…
Brytyjka
jęknęła, kładąc dłoń na jego karku i przyciągając go do siebie. Nie ważne było
teraz to, że nic z tego nie będzie. Pragnęła go… wręcz rozpaczliwie. Ufnie
przywarła ustami do jego warg, przekazując mu w tym jednym pocałunku całą swą
miłość, uczucie, którym go obdarzyła. Mężczyzna ku jej radości, nie był na to
obojętny. Z równą jej żarliwością, odwzajemniał pocałunki, ciągnąc ją na powrót
do samochodu.
Może
i nie było to idealne miejsce, ani czas na seks, jednak musiało im to
wystarczyć. Żadne z nich nie miało zamiaru czekać, o czym świadczyły ich
niecierpliwe dłonie, badające nawzajem swe rozgrzane ciała.
Będąc
już przy samochodzie nie skierowali się do środka, lecz na tył samochodu. O nic
nie pytając, chwycił ją za pośladki i usadził na tyle pickupa.
- Tom… - Jęknęła, kiedy poczuła na
pośladkach twardą powierzchnie przyczepy. Nie przeszkadzało jej to, że wziąłby
ją w tym miejscu, jednak obawiała się czegoś innego. – Ktoś może nas zobaczyć…
- Nie zobaczy… - Wyszeptał, przenosząc
pocałunki na jej szyję.
Palcami błądził
pod materiałem bluzki, chcąc dobrać się do piersi. Alex uwierzył mu, choć nie
miała do tego żadnych podstaw. Wplątała palce w jego włosy, odchylając głowę.
Kiedy drżące dłonie mężczyzny nie radziły sobie z zapięciem stanika, chwyciła
brzeg swej bluzki i ściągnęła ją.
- Teraz może będzie ci łatwiej. – Powiedziała
z uśmiechem, nie mogąc powstrzymać się od tego komentarza.
Tom
roześmiał się wesoło, po czym z mocą, wpił się w rozchylone wargi dziewczyny.
Niemalże od razu, wsunął swój język pomiędzy jej usta, rozpalając jej zmysły.
Męskie dłonie nie pozostawały nieruchome. Nie mając na drodze bluzki, z
łatwością, rozpięły stanik, po czym zaczęły ugniatać piersi, uwolnione z
materiałowego więzienia.
- Tęskniłem za tobą…
Początkowo
sądziła, że się przesłyszała i pewnie żyłaby dalej w tym przeświadczeniu, jednak
Tom powtórzył to jeszcze raz, a potem ponownie, znacząc pocałunkami jej szyję,
brodę, dekolt i zamilkł, biorąc w usta sterczącą brodawkę. Dziewczyna jęknęła,
kiedy jeździł językiem po jej piersi, co jakiś czas przygryzając sutek. Zadrżała
czerpiąc niewyobrażalną przyjemność z samego dotyku.
W niedługim
czasie zapragnęła sama dotknąć jego ciała. Niezwykle, jak na siebie, sprawnie,
rozpięła guziki jego koszuli, odsłaniając męską pierś, pokrytą ciemnymi
włoskami. Przejechała dłońmi po gorącym ciele ukochanego, zmierzając do
zapięcia spodni. Tom najwyraźniej nie mogąc się tego doczekać, pomógł jej przy
pasku, po czym jęknął, gdy chwyciła dłonią jego męskość. Gładziła twardy
członek, zadowolona, że daje mu tym rozkosz.
- Alex… - Jęknął po pewnym czasie i
chwycił ją za nadgarstek. Dziewczyna podniosła wzrok na jego twarz, spotykając
się spojrzeniem z jego przepełnionymi pożądaniem oczami. - Nie mogę czekać…
Brytyjka
zaskoczyła z przyczepy i szybko pozbyła się spodni oraz bielizny. Także nie
potrafiła już dłużej czekać. Tom w tym czasie zsunął bieliznę, uwalniając swą
gotową męskość. Przez chwilę tylko mierzyli się wzrokiem, po czym przywarli do
siebie z nową mocą. Mężczyzna chwycił ją za pośladki, układając ją na powrót na
przyczepie, po czym rozchylił jej uda i wszedł w nią, jednym zdecydowanym
pchnięciem. Jęknęła, obejmując go nogami.
Nie potrafiła
teraz myśleć o niczym innym, tylko o nim i o tym jak bardzo go kocha.
Zarzucając ramiona na męskie barki, złączyła swe usta z jego, w namiętnym
pocałunku. Z każdym kolejnym pchnięciem, miała wrażenie, że zwariuje. Nie
powstrzymując swych instynktów, przygryzała co jakiś czas jego wargi, a także
wbijała paznokcie w umięśnione, męskie barki.
Kiedy chwile
spełnienia, były już bliskie, powtarzała jego imię, które wkrótce zginęło w ich
jęknięciach i krzykach. W końcu opadła na plecy, pociągając za sobą kochanka.
Przez długie minuty dyszeli, czerpiąc przyjemność ze swej bliskości.
- Jasna cholera! – Tom podniósł się
nagle, a ona poczuła zimno, mimo zachodzącego słońca, które jeszcze dawało
ciepło. Podniosła się na łokciach i obserwowała jak mężczyzna pośpiesznie się
ubiera. Chciała zapytać, co się stało, jednak nim zdążyła otworzyć usta, Thomas
wyjaśnił jej, co go tak zdenerwowało. – Zapomniałem o zabezpieczeniu!
Alex
jeszcze chwilę temu zrelaksowana, teraz poderwała się i także zaczęła się
ubierać. No jasne! Właśnie przeżyli coś wspaniałego, a on przejmował się
antykoncepcją! Zmartwiła się jednak, gdyż nie planowała macierzyństwa, a
samotne wychowywanie dziecka byłoby dla niej sporym ciężarem.
- Nie martw się, nie złapie cię na
dziecko. – Wyszeptała, patrząc w ziemię. Właśnie o to mu chodziło.
Najprawdopodobniej zaraz będzie jej robił wyrzuty, że specjalnie go uwiodła by
tylko mieć na niego haka. Nigdy w życiu nie byłaby zdolna do czegoś takiego,
lecz on myślał inaczej. – Zabezpieczam się sama.
Kłamstwo
gładko przeszło przez jej gardło. Szczerze nie myślała nawet o tabletkach, lecz
on tego nie wiedział. Chciała sobie oszczędzić jego narzekań, choć przy tym
ostatnim ich spotkaniu. Musiał się jednak czegoś domyślać, gdyż patrzył na nią
z uwagą.
- Zabezpieczasz się? Jakoś ci nie
wierzę. – Pokiwała głową, po czym podniosła na niego spojrzenie, mając
przeczucie, że napotka w jego oczach, ironiczny wyraz. Jak bardzo się myliła.
Mężczyzna patrzył na nią z powagą. – Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło.
- Wiem co o mnie myślisz. Znaczy… co
myślisz o wszystkich kobietach… Obiecuje, że nie złapię cię na dziecko.
To
była prawda. Choć miałaby dzięki temu pretekst, by mężczyzna zgodził się z nią
ożenić, nie zamierzała z niego korzystać. Nawet jeśli zaszła teraz w ciąże,
nigdy mu o tym nie powie. Woli samotnie wychowywać ich dziecko, niż widzieć go
nieszczęśliwego.
- Jeśli będziesz nosić w sobie moje
dziecko, chcę o tym wiedzieć. – Wyszeptał cicho, biorąc jej twarz w dłonie.
Przez chwilę unikała jego wzroku, lecz, gdy powtórzył zdanie po raz drugi,
spojrzała mu w twarz, na co najwyraźniej czekał. – Zrozumiałaś?
- Tak…
* * *
Thomas odwiózł
ją do domu Andersonów, nie odzywając się do niej ani słowem. Przyglądała się
ukradkiem jego profilowi i wiedziała, że ten ciągle myśli o ich rozmowie. Nie
ufał jej, kiedy zapewniała go, iż powie mu o dziecku i miał rację. Mimo tego,
że mu to obiecała, nie miała zamiaru go powiadamiać. Może nie było to zbyt
fair, wobec niego, jednak nie chciała by czuł się do czegokolwiek zmuszony.
Kiedy dojechali
w końcu na miejsce, spojrzała na niego po raz ostatni, po czym chwyciła za
klamkę. Nim jednak otworzyła drzwi, Tom chwycił ją za ramię. Nieco zaskoczone
zlustrowała go spojrzeniem.
– Jutro wyjeżdżasz prawda?
- Tak. – Powiedziała, siląc się na
naturalność.
Tak
naprawdę była potwornie zdenerwowana, gdyż w jego głosie doszukała się emocji.
Tak jakby cierpiał z powodu jej wyjazdu. Nie chciała się jednak karmić tymi
niedorzecznymi przypuszczeniami.
-
Zobaczymy się za niedługo na ślubie Sam i Luka.
Nie wiedziała dlaczego, lecz to powiedziała.
Zdecydowała, że nie przyjedzie tu już nigdy. Najgorsze w tym wszystkim było jednak
to, że chciała, by mężczyzna coś zrobił. Naiwnie myślała, że będzie chciał ją
zatrzymać. Specjalnie mówiła takie rzeczy, by choć zapewnił ją, że będzie tęsknić,
że będzie mu jej brak. Niestety widząc jego krzywy uśmiech, pożegnała się z tą
myślą. Tom nigdy by jej czegoś takiego nie powiedział.
- Tak. Kobiety
uwielbiają takie bzdury. – Zaśmiał się gardłowo, odwracając wzrok. Teraz
spoglądał przez przednią szybę. Alex w przeciwieństwie do niego, nie odwróciła
spojrzenia. Chciała napatrzeć się na jego twarz. Tylko ona wiedziała, że widzą
się po raz ostatni. – Nie mogę uwierzyć, że mój brat dał się usidlić!
- A nie pomyślałeś, że może ją kocha? – Powiedziała,
nie myśląc nad konsekwencjami, swojej wypowiedzi. Tom ponownie na nią spojrzał,
lecz teraz w jego oczach nie było już rozbawienia. Mężczyzna wpatrywał się w
nią z powagą. - Małżeństwo nie jest żadnym więzieniem.
Jego twarz
zmieniła się teraz w beznamiętną maskę. Przez chwilę tylko go obserwowała,
mając nadzieje, że obnaży on swe emocje, że pozwoli jakiejkolwiek z nich wyjść
na wierzch, pozwolić by została dostrzeżona, jednak nic takiego się nie stało.
W jej oczach wezbrały się łzy, nie tyle smutku, co wściekłości, że ten niczego
nie zrozumiał.
Miała już
wysiąść, zostawić go zagłębionego we swych myślach, kiedy poczuła nagłą
potrzebę, pocałowania go. Położyła dłoń na jego twarzy, pogładziła szorstki
policzek i delikatnie musnęła ustami, jego wąskie wargi. Mężczyzna nie
zareagował, dlatego też odsunęła się i wysiadła z samochodu.
- Może kiedyś to zrozumiesz. – Powiedziała,
nim zatrzasnęła za sobą drzwi. Dochodząc do domu, rozkleiła się. Łzy spływały
po jej twarzy strumieniami, a ona nie umiała ich pohamować. Chwytając za
klamkę, odwróciła się po raz ostatni, patrząc na znajomego pickupa. - Żegnaj
Tom…
Weszła na ganek
i chwilę potrwało nim doszła do siebie. Łkała przeszło dobre 15 minut, zanim
poczuła się na tyle pewnie, by ruszyć do pokoju. Najchętniej nie chciałaby
spotkać nikogo z domowników, jednak pora była jeszcze wczesna, a Andersonowie
dość późno kładli się spać.
Ruszyła przed
siebie, chcąc od razu skierować się na schody, jednak jej uwagę przykuło
światło, wydobywające się z pokoju po prawej. Był to gabinet Richarda. Nie
mogąc powstrzymać ciekawości, podeszła bliżej, zaglądając do pokoju.
Pan
Anderson siedział w fotelu, dłonią kołysząc szklankę, wypełnioną bursztynową
cieczą. Jego puste oczy tępo wpatrywały się w zmieniające się kolory trunku.
Początkowo myślała, że mężczyzna jej nie zauważył i już chciała się oddalić,
kiedy to odezwał się, zmuszając ją by pozostała w miejscu.
- Przyłapałaś mnie.
- Przepraszam, ja…
Mężczyzna
zaśmiał się gardłowo, wskazując jej dłonią kanapę naprzeciwko. Przygryzając usta,
podeszła cicho do mebla, usiadając delikatnie na jego brzegu. Początkowo
mężczyzna milczał, popijając co jakiś czas alkohol.
- Może napijesz się ze mną?
Choć
nie przepadała za alkoholem, zgodziła się. Może trunek pomoże jej w jakiś
sposób zapomnieć o bólu. Mówi się, że człowiek pije by zapomnieć, by nie
myśleć… Nie chciała w każdym razie topić smutków w alkoholu, lecz dzisiaj
postanowiła tego spróbować.
- A więc… - Zaczął niepewnie, kiedy
podał jej szklaneczkę whisky. Alex podziękowała mu, napotykając jego smutne
spojrzenie. W oczach mężczyzny dostrzegła przyjaciółkę. Richard posiadał ten
sam kolor tęczówek, jak i identyczne spojrzenie. - Jutro wyjeżdżasz?
Niemal
od razu pokiwała głową, przygryzając nerwowo dolną wargę. Nigdy nie robiła
żadnej tajemnicy ze swego wyjazdu. Domownicy doskonale zdawali sobie sprawę,
kiedy ich opuści. Zamiast odpowiedzieć, przechylił szklankę z trunkiem, biorąc
z niej spory łyk. Kaszlnęła, zastanawiając się, jak alkohol może mieć swych
fanów. Dla niej był zdecydowanie zbyt mocny i parzył jej przełyk. To jednak nie
powstrzymało jej przed wzięciem następnego łyku.
- Wiele się zmieniło odkąd z nami
zamieszkałaś…
Uniosła
brwi w zdziwieniu, gdyż w jego głosie usłyszała nutkę żalu. Tak jakby starszy
pan też miałby za nią zatęsknić. Nie poznała go wprawdzie zbyt dobrze, gdyż
głównie całymi dniami pracował, zjawiając się w domu wieczorami, kiedy to ona
była już w swoim pokoju. Nie mieli właściwie okazji, by się poznać. Tym
bardziej była zdziwiona tą rozmową. Podejrzewała raczej, że ojciec Sam jej nie
lubi.
- Tak. Sam już nie wojuje z Lukasem.
- Nigdy nie przypuszczałem, że tak to
się skończy. – Przyznał, a usta pod jego ciemnym wąsem, rozszerzyły się w
uśmiechu. Alex odwzajemniła mu się tym gestem, jednak w jej wykonaniu wypadł on
wyjątkowo słabo. Nie miała nastroju do śmiechu. - Zawsze sądziłem, że prędzej
się pozabijają.
Kiedy
pierwszy raz ich spotkała, także miała takie myśli, jednak nie trzeba było
czekać długo. Ci dwoje byli sobie przeznaczeni, co do tego nie było
wątpliwości.
- Podobno od miłości do nienawiści jest
tylko jeden krok.
Mężczyzna
pokiwał tylko głową, opróżniając po chwili całą swoją szklaneczkę. Alex nie
chcąc zostawać w tyle, dopiła resztki trunku, po czym odstawiła szkło na
stolik. Złożyła dłonie na kolanach, wycierając o spodnie, swe spocone dłonie.
Czuła się dość dziwnie, dlatego też strasznie się denerwowała. Kiedy milczenie
się przedłużało, postanowiła odejść.
- Pójdę się położyć. Nie jestem zbyt
dobra w pożegnaniach, więc chciałabym wyjechać zanim wstanie Sam.
Mówiąc
to podniosła się z kanapy i ruszyła do drzwi, nie słysząc żadnego protestu z
ust Richarda. W sumie nie miała żadnej nadziei na to, że położy się wcześniej,
ale im dłużej siedziała z ojcem przyjaciółki, tym bardziej żałowała tego, iż
musi ich opuścić. Do tego mężczyzna mówił takie miłe rzeczy…
Kiedy
była już przy drzwiach i właśnie miała je przekroczyć, usłyszała zza pleców,
głos Andersona.
- Alex?
Odwróciła
się, zmuszając się do pogodnego uśmiechu.
- Tak?
Na
jego twarzy także pojawił się słaby uśmiech. Dopiero, gdy na nią spojrzał,
dostrzegła, że w kącikach jego oczu pojawiły się łzy.
- Pamiętaj, że zawsze znajdzie się tu
dla ciebie miejsce.
Właśnie
takich miłych rzeczy nie chciała słyszeć. Poczuła się przez nie jak najgorszy
zwyrodnialec.
- Dziękuje. – Wyszeptała nieco łamiącym
się głosem. Nic już nie będzie takie samo. Przez ułamek sekundy chciała nagle
wszystko odwołać. Powiedzieć mu z szerokim uśmiechem na ustach, że jednak
zostaje, jednak nie mogła tego uczynić. Wakacje musiały się skończyć. Niestety.
- Do Widzenia panie Anderson…
Idąc
po schodach, wróciły do niej wszystkie wspomnienia z rodziną przyjaciółki.
Uśmiechnęła się wspominając miłe chwile. Te jednak w niedługim czasie zostały
wyparte przez osobę Toma. Nie miała się co oszukiwać, to za nim będzie naprawdę
tęsknić.