piątek, 27 listopada 2015

36. Z dupą w mrowisku


Niepewnym krokiem wysiadła z auta Sam. Nie chciała tu być… Nie wiedziała dlaczego w ogóle ugięła się przed prośbami Julii. Chociaż nie, wiedziała doskonale. Choć jej miłość nie miała przyszłości, nie umiała wypiąć się na Julię. Może choć jej uczucie będzie miało szansę się spełnić.
- Dobra… To ja będę u Luka. – Powiedziała Sam, wciskając do kieszeni kluczyki. Kiedy nie odezwała się ani słowem, ciągle błądząc wzrokiem po okolicy, Amerykanka spojrzała na nią uważnie. – Wiesz już co mu powiesz?
- Nie… - Szepnęła cicho, przygryzając delikatnie wargę.- Ale nie martw się coś wymyśle.
            Sam przytaknęła głową i poklepała jej ramię. Odeszła zostawiając ją samą na środku podjazdu. Przez chwilę śledziła wzrokiem oddalającą się przyjaciółkę, po czym przeniosła spojrzenie na budynki. Nie wiedziała gdzie w tej chwili jest Tom. Musiała go jednak znaleźć. Niestety musiała…
            Wczorajszy dzień był dziwny. Chciała w smutku i samotności przetrwać te ostatnie dni, które zostały jej do wyjazdu, jednak się to nie udało. Nie licząc Sam, która nagle zapragnęła ją wszędzie zabierać, nic się w zasadzie nie działo. Nagle jednak, kiedy do wyjazdu zostały jej dwa dni, wszyscy oszaleli. Simon wpadał do niej z częstotliwością co minutę, chcąc nauczyć ją jazdy konnej, Rose jakoś dziwnie na nią patrzyła, Sue wpadała na plotki, a do tego Julia, zapragnęła wciągnąć ją w swe problemy. Gdyby nie to, że zrobiło jej się jej żal, za nic w świecie by jej nie pomogła. Jednak zdenerwowało ją to, że Tom nie daje siostrze ułożyć sobie życia. Może on chce zostać sam do końca swych dni, jego wybór. Nie może jednak decydować za innych!
            Nerwowo zacisnęła dłonie, przypominając sobie wczorajszą złość. Ciągle była na niego wściekła, lecz musiała powściągnąć swe zdenerwowanie. Nie chciała by Julia miała przez nią kłopoty. Musiała dzisiaj baczniej pilnować języka, by nie wydać kobiety.
            Pokręciła energicznie głową i ruszyła przed siebie. Parła wprost do biura Toma, w którym to miała nadzieje go zastać. Kiedy już została jej ostatnia prosta, usłyszała za sobą nieco drwiący męski głos.
- Kim jesteś cukiereczku?
            Pewnie poszłaby dalej, gdyby nie to, że nieznajomy złapał ją za ramię. Zagryzając mocno szczękę, odwróciła się twarzą do natręta. Instynktownie podniosła głowę, bacznie przyglądając się obliczu mężczyzny.
            Był to jeden z pracowników farmy Moore’ów. Widziała go nie po raz pierwszy. Rosły mężczyzna w średnim wieku, o kasztanowych włosach, sięgających ramion. Na czubku głowy znajdował się nieodłączny dla tutejszych mężczyzn stetson, w kolorze brązu. Twarz miał opaloną, o mocnych rysach i orlim nosie.
- Mógłby mnie pan puścić?
- Dlaczego miałbym cię posłuchać?
            Czy to tylko ona, przyciąga beznadziejne przypadki? Peterson – blondyn z festynu, a teraz ten… Czy może mężczyźni tu rzucali się na każdą samotną kobietę, czy może to wina jej stroju? Fakt, spędziła dwie godziny, by przygotować się do spotkania z Tomem, lecz bez przesady. W promieniu kilometra można było spotkać ładniejszą od niej!
- Ponieważ proszę o to.
            Szarpnęła ramieniem, jednak uścisk mężczyzny nie zelżał. Spróbowała ponownie, jednak zaprzestała, kiedy poczuła na ramionach czyjeś dłonie. Już miała krzyczeć, kiedy to na uchu poczuła gorący oddech i lekko zachrypnięty głos Toma.
- Znów pakujesz się w kłopoty? – Szepnął, wprawiając jej ciało w dziwne drżenie. Mężczyzna przed nią – jej natręt – puścił nagle jej ramię i oddalił się o krok. Jego harde spojrzenie, teraz zmieniło się nie do poznania. Teraz rosły facet patrzył potulnie, jak mały chłopiec, który zrobił coś złego. W dłoniach nerwowo ściskał swój stetson. – Wracaj do pracy.
            Mężczyzna burknął pod nosem przeprosiny i zakrywając twarz kapeluszem, oddalił się szybkim krokiem. Alex odetchnęła z ulgą. Thomas po raz kolejny ratował jej życie. Odwróciła się by mu podziękować, lecz mężczyzna zniknął. Tak jakby w ogóle go tu nie było. Zamrugała parokrotnie powiekami, zastanawiając się czy to aby nie sen i czy wszystkiego sobie nie wymyśliła.
- Tom! – Krzyknęła przeciągle, przykładając dłonie do twarzy. Wiedziała doskonale, że wywołuje wilka z lasu. Miała tylko nadzieje, że bestia jej nie pożre. – Thomas Moore!
- Nie drzyj się?! – Nieco poddenerwowany głos dobiegał z niedaleka. Ciekawie rozejrzała się, dostrzegając go w jednym z boksów stajni. Tom nie patrzył na nią. Dłonią chwycił końską paszczę i zajrzał zwierzęciu w zęby. – Czego chcesz?
            No właśnie! – pomyślała. Przez to, że zaczepił ją ten mężczyzna nie zdążyła opracować sobie planu działania, więc musiała improwizować. 
- Obiecałeś mi coś.
            Moore wyszedł z boksu i przeniósł na nią swe znudzone spojrzenie. Ramieniem oparł się niedbale o drewnianą zagrodę, nie spuszczając z niej wzroku.
- Niczego ci nie obiecywałem.
            Jego głos był spokojny i… zimny. Musiała szybko coś wymyślić inaczej wyjdzie w jego oczach na jeszcze większą idiotkę. Rozejrzała się ciekawie po stajni i już otwarła usta, by zaproponować naukę jazdy konnej, kiedy to szybko porzuciła ten zamiar. To nie mogło być coś takiego. Musieli zniknąć z farmy, by Julia swobodnie mogła się wymknąć.
            Tom uśmiechnął się złośliwie widząc jak nerwowo zagryza usta. Nie wiedział co kombinuje i jaki ma w tym cel, lecz był ciekaw, co takiego jej „obiecał” i nie dotrzymał słowa.
- Miałeś nauczyć mnie prowadzić.
            Wypaliła znienacka i gdyby nie to, że miało to wyglądać poważnie, najchętniej przywaliłaby się dłonią w czoło. Pięknie Alex! – pomyślała – teraz zrobiłaś z siebie kompletną idiotkę! Przecież Tom nigdy w to nie uwierzy!
- Faktycznie ci to obiecałem. – Przyznał z powagą, nie dając po sobie poznać, że przejrzał ją od razu. Alex natomiast uśmiechnęła się, ciesząc się w duchu, że dała radę go urobić. Szczerze nie pamiętała, czy kiedykolwiek jej coś takiego obiecywał, lecz tonący chwyta się brzytwy. Nie szkodziło spróbować.  – Ale przychodzisz do mnie z tak błahego powodu? Myślałem, że chcesz się raczej pożegnać.
            Nie wiedzieć czemu zrobiło jej się nagle smutno. Jego słowa w połączeniu z tym tonem, brzmiały tak jakby nie mógł się doczekać, kiedy w końcu wyjedzie.
- Nie będę się z tobą żegnać.
            To była prawda. Nie zamierzała się z nim żegnać. Nie była zbyt dobra w mówieniu: „Do Widzenia”, kiedy wiedziała, że już nigdy się nie spotkają. Wolała uciec. Było to bezpieczniejsze z wyjść.
- Nie pożegnasz się ze mną? – Ruszył w stronę wyjścia, jakby chciał od niej uciec. Alex nie myśląc ruszyła za nim, z trudem nadganiając jego szybki krok. – A może wcale nie wyjeżdżasz?
            Kiedy wypowiadał ostatnie zdanie usłyszała w jego głosie nadzieje. Nie była jej wprawdzie pewna, jednak zrobiło jej się ciepło na sercu, a na twarzy znów pojawił się uśmiech.
- Wyjadę jak tylko spełnisz swą obietnicę.
- Czyli jeśli cię tego nie nauczę, wtedy zostaniesz?
            Tom odwrócił się nagle, a ona z rozpędu o mało co na niego nie wpadła. Zareagowała jednak w ostatnim momencie. Zauważyła, że już nie są w budynku. Stali na wjeździe, tak gdzie kilkanaście minut wcześniej zostawiła ją przyjaciółka. Po jej samochodzie jednak nie było śladu.
- Nie zostanę. – Mężczyzna nie spuszczał z niej oka. Patrzył głęboko w jej oczy, przez co nieco się speszyła. Opuściła głowę, unikając gorącego spojrzenia. - Chcę tylko…
            Mężczyzna nie dał jej dokończyć. Jedynym sprawnym ruchem chwycił ją za dłoń i pociągnął do swego wozu, zaparkowanego nieco na uboczu. Otworzył jego drzwi po stronie pasażera i pchnął delikatnie jej ramię.
- Wsiadaj.
            Posłusznie zajęła miejsce, nie wiedząc już co ma o tym myśleć. Uśmiechnęła się natomiast, gdyż właśnie spełniła się część jej planu. Przynajmniej taką miała nadzieje, bo po cóż innego wsadzał ją do swego samochodu?
            Tom zajął miejsce kierowcy i szybko opuścił podjazd, zostawiając w tyle Lucky Farm. Brytyjka zaśmiała się cicho, nieświadomie skupiając na sobie uwagę mężczyzny. Jakaś jej część cieszyła się z nauki jazdy, za to druga powtarzała wciąż, że jest to tylko wymówka, by Julia mogła spotkać się z Zack’em.
            Całą drogę pokonali w ciszy, słuchając tylko zawodzenia jakiejś popowej gwiazdy w radiu. Alex właśnie skupiła się na podziwianiu widoków, kiedy Tom nagle zatrzymał samochód, wyłączając radio. Rozejrzała się ciekawie po okolicy. Znajdowali się na jakiejś piaszczystej, pustej przestrzeni, której nie kojarzyła. Nigdy wcześniej tu nie była, lecz mogła śmiało przyznać, że ten kawałek ziemi nadawał się dla tak niedoświadczonej uczennicy jak ona.
- Tu powinno być dobrze. – Burknął cicho, wysiadając z auta i obchodząc go naokoło. Otwarł drzwi po jej stronie i spojrzał na nią w wyczekiwaniu. Alex odwzajemniła mu się spojrzeniem, nie bardzo wiedząc o co chodzi. Tom zacisnął usta, zapewne powstrzymując się przed sformułowaniem przekleństwa, po czym warknął: - Przesuń się!
            Pokiwała głową, przesuwając się za kierownice. Nieco drżącymi dłońmi chwyciła ją, nie bardzo wiedząc co zrobić z nogami. Widziała nieraz jak ktoś prowadzi, lecz nie miała na ten temat żadnej wiedzy.
            Thomas, widząc zagubienie na jej twarzy, westchnął ciężko, zabierając się za tłumaczenie obsługi pojazdu. Alex z uwagę wpatrywała się w jego postać, nie chcąc przegapić żadnego z jego słów, ale dobrymi chęciami, piekło jest brukowane. Zamiast wsłuchać się w znaczenie, ona skupiła się na barwie głosu. Przesuwała wzrokiem po jego twarzy, rozważając w myślach, jaka jej część najbardziej jej się podoba. Ten konkurs jednak nie został rozstrzygnięty, ponieważ kochała w nim wszystko. Nawet kiedy jego brwi marszczyły się w zdenerwowaniu.
- Zrozumiałaś? – Spytał nerwowo, wiedząc doskonale, że w ogóle nie była skupiona. Kiedy pokiwała głową, a zaraz potem pokręciła nią przecząco, miał ochotę ją udusić. Mieląc pod nosem przekleństwo, zaczął po raz kolejny objaśniać jej na czym polega jazda, z tym wyjątkiem, że tym razem robił to tak, jakby była małym dzieckiem. – Teraz spróbuj odpalić.
            Alex pokiwała głową, chwytając się mocniej kierownicy. Spojrzała na trzy pedały, zastanawiając się, który do czego służył.
- Lewy…
            Uśmiechnęła się przepraszająco, wciskając nogą sprzęgło. Nieco drżącą dłonią złapała za kluczyk i przekręciła go. Samochód zawarczał po czym szarpnął i zgasł. Nie czekając na jego złośliwości, spróbowała ponownie, wyciągając nogi jak najbardziej potrafiła. Niestety nie miała tak długich nóg jak Thomas, dlatego z niemałą trudnością udawało jej się wciśnięcie sprzęgła. Tym razem jednak jej trud się opłacił.
- Teraz bieg, potem powoli puszczasz i dodajesz gazu. – Powiedział Tom, kładąc dłoń na jej dłoni, pomagając Brytyjce w wbiciu pierwszego biegu. Zadowolona, że udało jej się utrzymać nieznośny pedał, nie sądziła, że coś jeszcze może pójść nie tak. Niestety myliła się. Ściągnęła nogę zbyt gwałtownie, przez co samochód znów zgasł. Zmarszczyła czoło, kuląc ramiona, gdyż spodziewała się jakiejś ostrej reprymendy z ust Toma. Mężczyzna jednak pozostał całkowicie spokojny. – Spróbuj jeszcze raz.
            Ciesząc się, że nie puściły mu nerwy, postanowiła się nie poddawać. Spróbowała drugi raz, potem trzeci, czwarty… Za każdym razem sytuacja się powtarzała, więc nie było dziwne, że Thomasowi puściły nerwy.
- Co jest z tobą do cholery?! – Wrzasnął wściekle, a Alex skuliła się na siedzeniu. Nie dziwiła się jego wściekłości. Mężczyzna dość często wpadł w gniew, nie spodziewała się więc, że tym razem nie obejdzie się bez krzyków. Szczerze powiedziawszy nawet święty dostałby w tej chwili szału. - Robisz ciągle ten sam błąd!
            Zamiast udawać, że poradzi sobie ze swoimi krótkimi nogami, mogła od razu powiedzieć mu prawdę. Może obyłoby się bez zdenerwowania, które udzieliło się i jej.
- To nie moja wina! – Powiedziała na swą obronę. Wcisnęła pedały, chcąc pokazać mu, że jej krótkie nogi były powodem tych niepowodzeń. - Te pedały są za daleko!
            Nie spodziewała się, że mężczyzna zareaguje tak szybko. Nic nie mówiąc, chwycił ją za biodra, podniósł i siadł za nią. Alex pisnęła nie spodziewając się takiego obrotu sprawy.
- Teraz lepiej?
            Jedyne co zrobiła to kiwnięcie głową, choć wcale nie było lepiej. Nawet mogłaby powiedzieć, że było dużo, dużo gorzej… Teraz czując na plecach, jego mocną pierś, a na szyi gorący oddech, trudniej będzie się jej skupić. Przedtem siedział nieco dalej, przez co mogła chwilami zapomnieć o jego obecności.
- Skup się na drodze i zmianie biegów. Ja zajmę się resztą.
            Przytaknęła, nie mogąc wydusić z siebie słowa, po czym poprosiła by wcisnął sprzęgło. Tom posłusznie spełniał jej żądania, po czym już po chwili auto zadrżało i zaczęło jechać.
- Jedzie! – Krzyknęła podekscytowana tym, że wspólnymi siłami udało im się ruszyć.
- Co ty nie powiesz… - Szepnął sarkastycznie, jednak nie popsuł jej tym zabawy. Skręciła kierownicą, po czym zmieniła bieg na wyższy. Pewnie dalej byłaby skupiona, gdyby nie to, że poczuła na szyi jego ciepłe palce. To całkowicie ją zaskoczyło, przez co niebezpiecznie skręciła na bok. - Patrz na drogę!
            Te słowa przywołały ją do porządku. Przecież nie chciała ich zabić. Teraz czuła jak wielką odpowiedzialnością są obarczeni kierowcy. Musiała się skupić, by więcej nie dać mu powodu do złości. To było jednak szalenie trudne, gdyż Tom, nie zaprzestał jej dotykać. Nie sądziła, by robił to przypadkowo. Skąd nagle jego dłoń wzięła się koło ucha? Mężczyzna specjalnie musiał to robić, lecz dlaczego?
- Tom ja…
            Postanowiła go o to zapytać, jednak nie umiała znaleźć słów. Jak miała to zrobić?
- Czego znowu?
            Jego palce na chwilę się zatrzymały, przez co poczuła się samotna. Może i dekoncentrował ją w ten sposób, jednak to było takie przyjemne. Tak bardzo pragnęła by ją dotykał, pragnęła nawet czegoś więcej… Nie bardzo wiedząc co robi, rozluźniła uścisk na kierownicy i przymknęła na chwilę oczy, rozkoszując się dotykiem męskich palców. To był jednak jej błąd, gdyż pozostawiona sama sobie kierownica, skręciła niebezpiecznie, kierując samochód w wielkie krzaki.
- Uważaj! – Krzyknął Tom, wciskając gwałtownie hamulec. Alex otrzeźwiła się na tyle, by znów chwycić kierownicę, jednak nie było już takiej potrzeby. Tom przeklinając pod nosem, przekręcił kluczyk gasząc silnik. Dopiero potem wybuchł. - Głupia chciałaś nas zabić?!
- To twoja wina! Ciągle mnie rozpraszałeś! – Zareagowała szybko, nie widząc w tym swojej winy. Przecież dobrze wiedział, że nie zna się na samochodach! Poza tym to on miał pilnować tych przeklętych pedałów! W oczach wezbrały jej się zły wściekłości. Miała dość, że zawsze ją o coś obwinia. - Mam cię dość. Idę sobie!
            Jak powiedziała tak też zrobiła. Wyrwała się spomiędzy jego ud, po czym wyskoczyła z samochodu. Jeśli tak to wszystko miało wyglądać, miała gdzieś tę całą naukę. I tak w Londynie na niewiele jej się przyda taka umiejętność.
- Mała…
            Była już parę metrów od samochodu, kiedy usłyszała to jedno słowo. Nigdy nie reagowała na nie zbyt impulsywnie, lecz teraz wkurzyła się poważnie. Czy nie wiedział jak ma na imię?!
- Nie nazywaj mnie tak! Wiesz co? Mam dość tego jak mnie traktujesz! – Odwróciła się, nie próbując nawet powstrzymać łez. Miała w nosie, co sobie o niej pomyśli. Zawsze traktował ją jak insekta, którego należy zwalczyć. Nie zwracała uwagi na jego zaczepki, lecz teraz nie potrafiła już dłużej milczeć. Miała ogromną ochotę wygarnąć mu to, co leżało jej na sercu. - Żałuje, że cię poznałam! Kiedyś myślałam, że masz serce, jednak teraz wiem, że jesteś zimny i nie potrafisz…
            Nie dokończyła, ponieważ mężczyzna zamykając jej małą twarz w dłoniach, wpił się gwałtownie w jej rozchylone wargi. Początkowo stała z szeroko otwartymi oczami, nie spodziewając się tego pocałunku, natomiast już po chwili, odpowiedziała na niego. Choć bardzo chciała, nie potrafiła z nim walczyć, po prostu nie mogła tego zrobić.
Tom czując, że dziewczyna słabnie, zmienił swe pocałunki, przekształcając je w bardziej czułe. Jednocześnie przeniósł swe dłonie na jej barki, wsuwając palce, pod materiał jej bluzki.   
- Proszę Alex… - Szepnął, odrywając się tylko na moment od jej ust. - Nie chcę byś tak na mnie mówiła… Nie ty…
            Brytyjka jęknęła, kładąc dłoń na jego karku i przyciągając go do siebie. Nie ważne było teraz to, że nic z tego nie będzie. Pragnęła go… wręcz rozpaczliwie. Ufnie przywarła ustami do jego warg, przekazując mu w tym jednym pocałunku całą swą miłość, uczucie, którym go obdarzyła. Mężczyzna ku jej radości, nie był na to obojętny. Z równą jej żarliwością, odwzajemniał pocałunki, ciągnąc ją na powrót do samochodu.
            Może i nie było to idealne miejsce, ani czas na seks, jednak musiało im to wystarczyć. Żadne z nich nie miało zamiaru czekać, o czym świadczyły ich niecierpliwe dłonie, badające nawzajem swe rozgrzane ciała.
            Będąc już przy samochodzie nie skierowali się do środka, lecz na tył samochodu. O nic nie pytając, chwycił ją za pośladki i usadził na tyle pickupa.
- Tom… - Jęknęła, kiedy poczuła na pośladkach twardą powierzchnie przyczepy. Nie przeszkadzało jej to, że wziąłby ją w tym miejscu, jednak obawiała się czegoś innego. – Ktoś może nas zobaczyć…
- Nie zobaczy… - Wyszeptał, przenosząc pocałunki na jej szyję.
Palcami błądził pod materiałem bluzki, chcąc dobrać się do piersi. Alex uwierzył mu, choć nie miała do tego żadnych podstaw. Wplątała palce w jego włosy, odchylając głowę. Kiedy drżące dłonie mężczyzny nie radziły sobie z zapięciem stanika, chwyciła brzeg swej bluzki i ściągnęła ją.
- Teraz może będzie ci łatwiej. – Powiedziała z uśmiechem, nie mogąc powstrzymać się od tego komentarza.
            Tom roześmiał się wesoło, po czym z mocą, wpił się w rozchylone wargi dziewczyny. Niemalże od razu, wsunął swój język pomiędzy jej usta, rozpalając jej zmysły. Męskie dłonie nie pozostawały nieruchome. Nie mając na drodze bluzki, z łatwością, rozpięły stanik, po czym zaczęły ugniatać piersi, uwolnione z materiałowego więzienia.    
- Tęskniłem za tobą…
            Początkowo sądziła, że się przesłyszała i pewnie żyłaby dalej w tym przeświadczeniu, jednak Tom powtórzył to jeszcze raz, a potem ponownie, znacząc pocałunkami jej szyję, brodę, dekolt i zamilkł, biorąc w usta sterczącą brodawkę. Dziewczyna jęknęła, kiedy jeździł językiem po jej piersi, co jakiś czas przygryzając sutek. Zadrżała czerpiąc niewyobrażalną przyjemność z samego dotyku.
W niedługim czasie zapragnęła sama dotknąć jego ciała. Niezwykle, jak na siebie, sprawnie, rozpięła guziki jego koszuli, odsłaniając męską pierś, pokrytą ciemnymi włoskami. Przejechała dłońmi po gorącym ciele ukochanego, zmierzając do zapięcia spodni. Tom najwyraźniej nie mogąc się tego doczekać, pomógł jej przy pasku, po czym jęknął, gdy chwyciła dłonią jego męskość. Gładziła twardy członek, zadowolona, że daje mu tym rozkosz.
- Alex… - Jęknął po pewnym czasie i chwycił ją za nadgarstek. Dziewczyna podniosła wzrok na jego twarz, spotykając się spojrzeniem z jego przepełnionymi pożądaniem oczami. - Nie mogę czekać…
            Brytyjka zaskoczyła z przyczepy i szybko pozbyła się spodni oraz bielizny. Także nie potrafiła już dłużej czekać. Tom w tym czasie zsunął bieliznę, uwalniając swą gotową męskość. Przez chwilę tylko mierzyli się wzrokiem, po czym przywarli do siebie z nową mocą. Mężczyzna chwycił ją za pośladki, układając ją na powrót na przyczepie, po czym rozchylił jej uda i wszedł w nią, jednym zdecydowanym pchnięciem. Jęknęła, obejmując go nogami.
Nie potrafiła teraz myśleć o niczym innym, tylko o nim i o tym jak bardzo go kocha. Zarzucając ramiona na męskie barki, złączyła swe usta z jego, w namiętnym pocałunku. Z każdym kolejnym pchnięciem, miała wrażenie, że zwariuje. Nie powstrzymując swych instynktów, przygryzała co jakiś czas jego wargi, a także wbijała paznokcie w umięśnione, męskie barki.
Kiedy chwile spełnienia, były już bliskie, powtarzała jego imię, które wkrótce zginęło w ich jęknięciach i krzykach. W końcu opadła na plecy, pociągając za sobą kochanka. Przez długie minuty dyszeli, czerpiąc przyjemność ze swej bliskości.
- Jasna cholera! – Tom podniósł się nagle, a ona poczuła zimno, mimo zachodzącego słońca, które jeszcze dawało ciepło. Podniosła się na łokciach i obserwowała jak mężczyzna pośpiesznie się ubiera. Chciała zapytać, co się stało, jednak nim zdążyła otworzyć usta, Thomas wyjaśnił jej, co go tak zdenerwowało. – Zapomniałem o zabezpieczeniu!
            Alex jeszcze chwilę temu zrelaksowana, teraz poderwała się i także zaczęła się ubierać. No jasne! Właśnie przeżyli coś wspaniałego, a on przejmował się antykoncepcją! Zmartwiła się jednak, gdyż nie planowała macierzyństwa, a samotne wychowywanie dziecka byłoby dla niej sporym ciężarem.
- Nie martw się, nie złapie cię na dziecko. – Wyszeptała, patrząc w ziemię. Właśnie o to mu chodziło. Najprawdopodobniej zaraz będzie jej robił wyrzuty, że specjalnie go uwiodła by tylko mieć na niego haka. Nigdy w życiu nie byłaby zdolna do czegoś takiego, lecz on myślał inaczej. – Zabezpieczam się sama.
            Kłamstwo gładko przeszło przez jej gardło. Szczerze nie myślała nawet o tabletkach, lecz on tego nie wiedział. Chciała sobie oszczędzić jego narzekań, choć przy tym ostatnim ich spotkaniu. Musiał się jednak czegoś domyślać, gdyż patrzył na nią z uwagą.
- Zabezpieczasz się? Jakoś ci nie wierzę. – Pokiwała głową, po czym podniosła na niego spojrzenie, mając przeczucie, że napotka w jego oczach, ironiczny wyraz. Jak bardzo się myliła. Mężczyzna patrzył na nią z powagą. – Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło.
- Wiem co o mnie myślisz. Znaczy… co myślisz o wszystkich kobietach… Obiecuje, że nie złapię cię na dziecko.
            To była prawda. Choć miałaby dzięki temu pretekst, by mężczyzna zgodził się z nią ożenić, nie zamierzała z niego korzystać. Nawet jeśli zaszła teraz w ciąże, nigdy mu o tym nie powie. Woli samotnie wychowywać ich dziecko, niż widzieć go nieszczęśliwego.
- Jeśli będziesz nosić w sobie moje dziecko, chcę o tym wiedzieć. – Wyszeptał cicho, biorąc jej twarz w dłonie. Przez chwilę unikała jego wzroku, lecz, gdy powtórzył zdanie po raz drugi, spojrzała mu w twarz, na co najwyraźniej czekał. – Zrozumiałaś?
- Tak…          

* * *

Thomas odwiózł ją do domu Andersonów, nie odzywając się do niej ani słowem. Przyglądała się ukradkiem jego profilowi i wiedziała, że ten ciągle myśli o ich rozmowie. Nie ufał jej, kiedy zapewniała go, iż powie mu o dziecku i miał rację. Mimo tego, że mu to obiecała, nie miała zamiaru go powiadamiać. Może nie było to zbyt fair, wobec niego, jednak nie chciała by czuł się do czegokolwiek zmuszony.
Kiedy dojechali w końcu na miejsce, spojrzała na niego po raz ostatni, po czym chwyciła za klamkę. Nim jednak otworzyła drzwi, Tom chwycił ją za ramię. Nieco zaskoczone zlustrowała go spojrzeniem.
– Jutro wyjeżdżasz prawda?
- Tak. – Powiedziała, siląc się na naturalność.
            Tak naprawdę była potwornie zdenerwowana, gdyż w jego głosie doszukała się emocji. Tak jakby cierpiał z powodu jej wyjazdu. Nie chciała się jednak karmić tymi niedorzecznymi przypuszczeniami.
 - Zobaczymy się za niedługo na ślubie Sam i Luka.
             Nie wiedziała dlaczego, lecz to powiedziała. Zdecydowała, że nie przyjedzie tu już nigdy. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że chciała, by mężczyzna coś zrobił. Naiwnie myślała, że będzie chciał ją zatrzymać. Specjalnie mówiła takie rzeczy, by choć zapewnił ją, że będzie tęsknić, że będzie mu jej brak. Niestety widząc jego krzywy uśmiech, pożegnała się z tą myślą. Tom nigdy by jej czegoś takiego nie powiedział.
- Tak. Kobiety uwielbiają takie bzdury. – Zaśmiał się gardłowo, odwracając wzrok. Teraz spoglądał przez przednią szybę. Alex w przeciwieństwie do niego, nie odwróciła spojrzenia. Chciała napatrzeć się na jego twarz. Tylko ona wiedziała, że widzą się po raz ostatni. – Nie mogę uwierzyć, że mój brat dał się usidlić!
- A nie pomyślałeś, że może ją kocha? – Powiedziała, nie myśląc nad konsekwencjami, swojej wypowiedzi. Tom ponownie na nią spojrzał, lecz teraz w jego oczach nie było już rozbawienia. Mężczyzna wpatrywał się w nią z powagą. - Małżeństwo nie jest żadnym więzieniem.
Jego twarz zmieniła się teraz w beznamiętną maskę. Przez chwilę tylko go obserwowała, mając nadzieje, że obnaży on swe emocje, że pozwoli jakiejkolwiek z nich wyjść na wierzch, pozwolić by została dostrzeżona, jednak nic takiego się nie stało. W jej oczach wezbrały się łzy, nie tyle smutku, co wściekłości, że ten niczego nie zrozumiał.
Miała już wysiąść, zostawić go zagłębionego we swych myślach, kiedy poczuła nagłą potrzebę, pocałowania go. Położyła dłoń na jego twarzy, pogładziła szorstki policzek i delikatnie musnęła ustami, jego wąskie wargi. Mężczyzna nie zareagował, dlatego też odsunęła się i wysiadła z samochodu. 
- Może kiedyś to zrozumiesz. – Powiedziała, nim zatrzasnęła za sobą drzwi. Dochodząc do domu, rozkleiła się. Łzy spływały po jej twarzy strumieniami, a ona nie umiała ich pohamować. Chwytając za klamkę, odwróciła się po raz ostatni, patrząc na znajomego pickupa. - Żegnaj Tom…
Weszła na ganek i chwilę potrwało nim doszła do siebie. Łkała przeszło dobre 15 minut, zanim poczuła się na tyle pewnie, by ruszyć do pokoju. Najchętniej nie chciałaby spotkać nikogo z domowników, jednak pora była jeszcze wczesna, a Andersonowie dość późno kładli się spać.
Ruszyła przed siebie, chcąc od razu skierować się na schody, jednak jej uwagę przykuło światło, wydobywające się z pokoju po prawej. Był to gabinet Richarda. Nie mogąc powstrzymać ciekawości, podeszła bliżej, zaglądając do pokoju.
            Pan Anderson siedział w fotelu, dłonią kołysząc szklankę, wypełnioną bursztynową cieczą. Jego puste oczy tępo wpatrywały się w zmieniające się kolory trunku. Początkowo myślała, że mężczyzna jej nie zauważył i już chciała się oddalić, kiedy to odezwał się, zmuszając ją by pozostała w miejscu. 
- Przyłapałaś mnie.
- Przepraszam, ja…
            Mężczyzna zaśmiał się gardłowo, wskazując jej dłonią kanapę naprzeciwko. Przygryzając usta, podeszła cicho do mebla, usiadając delikatnie na jego brzegu. Początkowo mężczyzna milczał, popijając co jakiś czas alkohol.
- Może napijesz się ze mną?
            Choć nie przepadała za alkoholem, zgodziła się. Może trunek pomoże jej w jakiś sposób zapomnieć o bólu. Mówi się, że człowiek pije by zapomnieć, by nie myśleć… Nie chciała w każdym razie topić smutków w alkoholu, lecz dzisiaj postanowiła tego spróbować.    
- A więc… - Zaczął niepewnie, kiedy podał jej szklaneczkę whisky. Alex podziękowała mu, napotykając jego smutne spojrzenie. W oczach mężczyzny dostrzegła przyjaciółkę. Richard posiadał ten sam kolor tęczówek, jak i identyczne spojrzenie. - Jutro wyjeżdżasz?
            Niemal od razu pokiwała głową, przygryzając nerwowo dolną wargę. Nigdy nie robiła żadnej tajemnicy ze swego wyjazdu. Domownicy doskonale zdawali sobie sprawę, kiedy ich opuści. Zamiast odpowiedzieć, przechylił szklankę z trunkiem, biorąc z niej spory łyk. Kaszlnęła, zastanawiając się, jak alkohol może mieć swych fanów. Dla niej był zdecydowanie zbyt mocny i parzył jej przełyk. To jednak nie powstrzymało jej przed wzięciem następnego łyku.
- Wiele się zmieniło odkąd z nami zamieszkałaś…
            Uniosła brwi w zdziwieniu, gdyż w jego głosie usłyszała nutkę żalu. Tak jakby starszy pan też miałby za nią zatęsknić. Nie poznała go wprawdzie zbyt dobrze, gdyż głównie całymi dniami pracował, zjawiając się w domu wieczorami, kiedy to ona była już w swoim pokoju. Nie mieli właściwie okazji, by się poznać. Tym bardziej była zdziwiona tą rozmową. Podejrzewała raczej, że ojciec Sam jej nie lubi.
- Tak. Sam już nie wojuje z Lukasem.
- Nigdy nie przypuszczałem, że tak to się skończy. – Przyznał, a usta pod jego ciemnym wąsem, rozszerzyły się w uśmiechu. Alex odwzajemniła mu się tym gestem, jednak w jej wykonaniu wypadł on wyjątkowo słabo. Nie miała nastroju do śmiechu. - Zawsze sądziłem, że prędzej się pozabijają.
            Kiedy pierwszy raz ich spotkała, także miała takie myśli, jednak nie trzeba było czekać długo. Ci dwoje byli sobie przeznaczeni, co do tego nie było wątpliwości.
- Podobno od miłości do nienawiści jest tylko jeden krok.
            Mężczyzna pokiwał tylko głową, opróżniając po chwili całą swoją szklaneczkę. Alex nie chcąc zostawać w tyle, dopiła resztki trunku, po czym odstawiła szkło na stolik. Złożyła dłonie na kolanach, wycierając o spodnie, swe spocone dłonie. Czuła się dość dziwnie, dlatego też strasznie się denerwowała. Kiedy milczenie się przedłużało, postanowiła odejść. 
- Pójdę się położyć. Nie jestem zbyt dobra w pożegnaniach, więc chciałabym wyjechać zanim wstanie Sam.
            Mówiąc to podniosła się z kanapy i ruszyła do drzwi, nie słysząc żadnego protestu z ust Richarda. W sumie nie miała żadnej nadziei na to, że położy się wcześniej, ale im dłużej siedziała z ojcem przyjaciółki, tym bardziej żałowała tego, iż musi ich opuścić. Do tego mężczyzna mówił takie miłe rzeczy…
            Kiedy była już przy drzwiach i właśnie miała je przekroczyć, usłyszała zza pleców, głos Andersona.
- Alex?
            Odwróciła się, zmuszając się do pogodnego uśmiechu.
- Tak?
            Na jego twarzy także pojawił się słaby uśmiech. Dopiero, gdy na nią spojrzał, dostrzegła, że w kącikach jego oczu pojawiły się łzy.
- Pamiętaj, że zawsze znajdzie się tu dla ciebie miejsce.
            Właśnie takich miłych rzeczy nie chciała słyszeć. Poczuła się przez nie jak najgorszy zwyrodnialec.
- Dziękuje. – Wyszeptała nieco łamiącym się głosem. Nic już nie będzie takie samo. Przez ułamek sekundy chciała nagle wszystko odwołać. Powiedzieć mu z szerokim uśmiechem na ustach, że jednak zostaje, jednak nie mogła tego uczynić. Wakacje musiały się skończyć. Niestety. - Do Widzenia panie Anderson…

            Idąc po schodach, wróciły do niej wszystkie wspomnienia z rodziną przyjaciółki. Uśmiechnęła się wspominając miłe chwile. Te jednak w niedługim czasie zostały wyparte przez osobę Toma. Nie miała się co oszukiwać, to za nim będzie naprawdę tęsknić.  

piątek, 20 listopada 2015

35. Podstępna intryga



Sam wysiadła ze swego zasłużonego już auta, ciskając się ze złości. Od paru dni, dokładnie od czasu, kiedy były na polowaniu, nie umiała znaleźć sobie miejsca. Była bezsilna wobec smutku Alex. Nie wiedziała co miałaby robić, żeby poprawić jej humor. Każda jej inicjatywa wydobycia jej z domu, kończyła się fiaskiem. Brytyjka nie była nawet zainteresowana jej pomysłami, wymawiając się bólem głowy, czy jakimkolwiek innym bólem. Miała już serdecznie dość jej chandry, gdyż sama czuła się przez nią nie do życia.
- Co tam słychać kochanie? – Powitała ją Rose od progu, uśmiechając się promiennie.
- Przestań się czepiać kobieto!
            Sam nie była w nastroju do rozmawiania o pierdołach. Kiedy minęła matkę, która to rozdziawiła usta w niedowierzaniu, stwierdziła, że może bezpodstawnie zaatakowała rodzicielkę, dlatego też odwróciła się i przytuliła do oniemiałej matki.
- Przepraszam… - Szepnęła, wtulając się w jej obojczyk. Przez tą całą sytuację coraz trudniej było jej zapanować nad nerwami. – Alex siedzi już w pokoju od kilku dni… Nie wiem co mam robić.
            Matka przytuliła córkę do piersi, głaskając delikatnie jej głowę. Dziewczyna przymknęła oczy, zastanawiając się dlaczego wcześniej tego nie robiła. W matczynych ramionach czuła się naprawdę bezpiecznie.
- Czasami nie trzeba nic robić. – Rose szepnęła, nie zaprzestając głaskania Sam. Amerykanka już chciała się sprzeciwić, lecz kiedy tylko otwarła usta, wydało jej się to dobry pomysłem. Może faktycznie musiała poczekać. Jakby na to nie spojrzeć, jej dotychczasowe próby nie zdawały egzaminu, więc co innego jej zostało? – Czas jest najlepszym lekarstwem.
            Sam jeszcze przez chwilę pozostała w matczynych ramionach, rozważając jej radę. Może faktycznie powinna poczekać, aż przyjaciółka dojdzie do siebie. Jednak im dłużej nad tym myślała w jej głowie pojawił się szatański plan.
- Może w niektórych sytuacjach trzeba poczekać, ale na pewno nie teraz! – Krzyknęła podekscytowana tym co wymyśliła, wyswobadzając się z ramion rodzicielki. Nie będzie biernie czekać, aż przyjaciółka zapomni o złamanym sercu. – Mam pewien pomysł…
            Rose spojrzała na córkę sceptycznie, nie bardzo wiedząc co o tym myśleć.
- Klin klinem?
            Sam zastanowiła się chwilę. Nie brała pod uwagę żadnego klina… Nie! Jej pomysł nie zakładał osób trzecich, przynajmniej nie w końcowych punktach planu. Musiała tylko namówić Julię do swego pomysłu.
- Wrócę wieczorem! – Krzyknęła na odchodnym, ignorując zaciekawioną minę matki i jej błagalne spojrzenia.
            Wsiadając do samochodu, poczuła jak jej serce galopuje niczym spłoszony rumak. Jeśli tylko jej plany się powiodą, nie dość, że Alex nie wyjedzie, to jeszcze będzie szczęśliwa. Całą drogę do Lucky Farm pokonała z zawrotną szybkością. Gdyby nie to, że w tamtym tygodniu liczne dziury w piaszczystej szosie zostały przysypane, zapewne straciłaby wszystkie opony. Nie to było jednak w tej chwili najważniejsze.
            Parkując na żwirowym podjeździe Moore’ów, dostrzegła Luka w towarzystwie kilku mężczyzn w stetsonach. Zapewne byli to pracownicy. Towarzystwo spojrzało w jej stronę, kiedy dziarskim krokiem zmierzała w ich stronę.
- Gdzie Julia? – Spytała gdy tylko znalazła się dostatecznie blisko. – Muszę z nią pogadać.
            Luke wydał parę poleceń kowbojom, którzy po tych zaklęciach rozeszli się zostawiając ich samych. Moore nie czekał jednak aż ostatni z nich zniknie w budynku. Przyciągnął narzeczoną do swej piersi, składając na jej ustach czuły pocałunek. Sam przywarła do niego, spragniona jego dotyku. Zarzuciła mu ramiona na barki, wplątując jedną ze swych dłoni w jego krucze włosy. Narzeczony wtargnął językiem pomiędzy jej rozchylone wargi, rozpalając do czerwoności kobiece zmysły. Nagle jednak Sam przypomniała sobie, że ma do wykonania ważną misję.
- Luke, ty zboczeńcu… - Szepnęła cicho, jeszcze niezbyt panując nad swym ciałem, które domagało się jego bliskości. Mężczyzna roześmiał się gardłowo, gładząc policzek dziewczyny. – Muszę pogadać z twoją siostrą.
- Jest z Margaret w ogrodzie.
Lukowi ciągle trudno było nazwać Margaret matką. Nie dziwiła się mu, w końcu kobieta tak naprawdę nie była jego mamą. Chciała już odejść, kiedy Luke ponownie przyciągnął ją do siebie. Straciła poczucie czasu na kolejne minuty, rozkoszując się pieszczotami Luka. Czyż nie była szczęściarą? W końcu jednak oderwała się od mężczyzny, z rozbawioną miną ciągnąc jego zarośnięty policzek.
- Przestań… - Syknęła nie mogąc opanować uśmiechu, który potęgował się, kiedy i Lukas się uśmiechnął. – Muszę załatwić coś naprawdę ważnego!
            Z trudem wyrwała się z jego ramion i czym prędzej pobiegła na tyły domu. Roześmiała się z tej całej sytuacji. Jeszcze tak niedawno temu darła z nim koty, myśląc, że Lukas nie jest nią zainteresowany, a teraz? Sama nie mogła uwierzyć w to, co zmieniło się przez ostatni miesiąc. Nie sądziła, że jej młodzieńcze uczucie do mężczyzny, będzie odwzajemnione. Bała się wprawdzie, że to, co ich łączyło pryśnie jak mydlana bańka, lecz teraz przestała się tego obawiać. Kochała Luka i nie mogła się doczekać, aż zostanie jego żoną.
            W oddali dostrzegła Julię i swoją „teściową”, które pochylały się nad krzakami. Tuż za nimi były już wypielęgnowane grządki warzyw.
- Dzień Dobry! – Postanowiła krzyczeć już z daleka, by w miarę wcześnie oznajmić kobietom swe przybycie.
Julia wyprostowała się, a jej umorusana ziemią twarz, rozjaśniła w uśmiechu. Wybiegła na spotkanie swej sąsiadce. Tuż przed tym jak ją uściskała, wytarła dłonie o jasne ogrodniczki.
- Sam, jak miło cię widzieć! – Krzyknęła nieco zbyt głośno, prawie, że ją ogłuszając. – Przyszłaś nam pomóc?
            Oderwała się od Julii, natychmiast po usłyszeniu tego pytania. Niedoczekanie… Nie była skora do pracy w swoim domu, a co dopiero w cudzym. Może to lenistwo, a może coś z goła innego, przywołało na jej twarz krzywy uśmiech.
- Tak naprawdę to ty musisz mi pomóc?
- Ja?
            Widząc tak wielkie zdziwienie Julii, zaczęła po krótce wprowadzać ją w swój plan, jednak urwała, kiedy dołączyła do nich Margaret. Plan był na razie kruchy i niepewny, więc nie chciała wtajemniczać zbyt wielu osób. Miała zaufanie do przyszłej teściowej, lecz bała się, iż ta dowiedziawszy się o ponurym nastroju Alex, spowodowanym przez jej syna, będzie chciała przemówić Thomasowi do rozumu.
- Wiem o co chodzi. – Szepnęła kobieta, a Sam zauważyła, że matka Lukasa wygląda wspaniale nawet w brudnych rybaczkach i starej koszulce. Zaczęła intensywnie rozmyślać o tym jak ona będzie się prezentować za kilka lat, przez co umknęło jej następne wypowiedziane przez Margaret zdanie. Na szczęście szybko powróciła do rzeczywistości, odkładając rozmyślania na inną porę. – Wybierzcie się na spacer. Ja dam sobie radę.
            Dziewczyna wzruszyła ramionami i wsuwając swe ramię pod pachę przyszłej szwagierki, pociągnęła ją w stronę polany. Kiedy oddaliły się od farmy, tak by ich rozmowa nie została podsłuchana, Julia zatrzymała się wpół kroku, odwracając się twarzą do Sam.
- Mów w czym mam ci pomóc.
            Sam wprowadziła Julię w swój plan, a kiedy z jej ust wydobyły się ostatnie słowa, misternie opracowanego działania, doznała nagłego zwątpienia, czy to aby na pewno się powiedzie. Jej zamysł zakładał, że to Julia odwali całą robotę, przekonując Toma, by zjawił się w domu Andersonów. Tylko, że teraz dostrzegła słaby punkt całego pomysłu. Thomas był najbardziej nieprzewidywalnym stworzeniem na całym świecie. Szczerze wątpiła by ten zgodził się do nich przyjechać.
- Odpada. – Stwierdziła krótko Julia, krzywiąc usta, jakby chwilę temu polizała cytrynę. – Tom w życiu się nie zgodzi. Nawet nie wiem jak miałabym się za to zabrać!
            Sam przyznała jej rację, nie wyjawiając tego, że chwilę temu myślała podobnie. To wszystko było tak zagmatwane! Dlaczego ta dwójka nie umiała współpracować? Nagle poczuła wszechogarniającą chęć przełożenia Toma przez kolano, dopóki ten nie zgodzi się pogadać z Alex.
            Mogłoby się wydawać, że ta gra była niewarta świeczki, jednak gołym okiem było widać, że zależy im na sobie, tylko żadne z nich nie chciało się wyzbyć swej dumy, by powiedzieć tej drugiej osobie co czuje. Choć nie była pewna tego, czy aby na pewno jest to wina ich obojga. Przeczucie jej mówiło, że to Zimny Tom nie potrafił się zdecydować.
- Wiem! – Krzyknęła nagle Julia, strasząc nieświadomie Sam, pogrążoną w swych myślach. Dziewczyna uśmiechnęła się przebiegle i mimo, że były na tej polanie same, nachyliła się nad jej uchem. – A więc zrobimy tak…

* * *

            Sam już od dobrych piętnastu minut stała przed drzwiami pokoju zajmowanego przez Alex i co rusz przykładała, i odstawiała swą dłoń od powierzchni. Musiała się uspokoić, wziąć się w garść! Przez jej zdenerwowanie cały plan szlag mógł trafić.
- Sam… -Szepnęła Julia, która jak ninja wspięła się po schodach. Sam już chciała krzyknąć z przerażenia, jednak nim jakikolwiek dźwięk wydobył się z jej ust, przytknęła je dłonią. Spojrzała nienawistnie na szwagierkę. – Długo jeszcze będziesz tak stać?
            Pokręciła przecząco głową, po czym biorąc głęboki wdech wtargnęła do pokoju przyjaciółki, ignorując całkowicie pukanie. Jakby na to nie patrzeć, nigdy nie szanowała cudzej prywatności i nie traciła czasu na bezsensowne pukania.
- Słuchać Alex, to co…
            Sam zatrzymała się w pół kroku i zaniemówiła. Nie sądziła, że to wszystko zaszło aż tak daleko. Alex stała przy szafie i wyciągała z niej swe ubrania, układając je starannie w walizce. Do jasnej cholery! Przecież wyjeżdżała dopiero pojutrze, dlaczego więc pakowała się już dzisiaj? Czyżby planowała uciec?
- O Sam! – Pisnęła, kiedy ją dostrzegła. Uśmiechnęła się delikatnie, nie zaprzestając pakowania. – Masz może ochotę na budyń?
            Budyń? Co ona mówiła? Sam złapała się instynktownie za brzuch. Faktycznie miała ochotę na ten deser… Nie! Teraz nie to było najważniejsze!
- Alex słuchaj… ja… - Wyjąkała z trudem, usilnie przypominając sobie, od czego to miała zacząć. Krzyknęła nagle, gdyż jej myśli oddaliły się od budyniu, kierując się w stronę planu. – No właśnie! Słuchaj. Przywiozłam Julię, jest w strasznym humorze i pomyślałam, że może tobie uda się wyciągnąć, dlaczego jest taka przybita.
- Mnie? – Brwi rudowłosej uniosły się w zdziwieniu. Sam choć wiedziała w duchu, że to jakoś słabo zabrzmiało, nie dała po sobie nic poznać. – Prawie jej nie znam, więc dlaczego miałaby mi się zwierzać?
            Sam wzruszyła tylko ramionami, gdyż nie bardzo wiedziała, co jej odpowiedzieć. Przecież nie mogła jej zdradzić prawdziwego powodu, całej tej intrygi. Zamiast mówić, postanowiła działać. Chwyciła więc swą przyjaciółkę za ramię i pociągnęła w stronę schodów. Początkowo Alex się opierała, lecz szybko odpuściła.
- Tylko z nią pogadaj. Wiesz, że nie mam talentu do pocieszania!
            Brytyjka roześmiała się, gdyż wiedziała, że to całkowicie prawdziwe stwierdzenie. Może nie nazwałaby tego talentem, a raczej brakiem cierpliwości, lecz wiedziała o co jej chodziło. Alex dała się prowadzić Sam, która w duchu tańczyła taniec radości, że choć jeden punkt z ich planu się powiedzie.
            Dotarły do salonu, w którym miała czekać Julia, w mgnieniu oka. Kiedy tylko ich oczy spoczęły na zgarbionej postaci córki sąsiadów, Alex jęknęła cicho, za to Sam zaniemówiła z wrażenia.
            Nigdy, absolutnie nigdy w życiu, nie przypuszczała, że będzie to wyglądało tak prawdopodobnie. Julia, skulona na kanapie, wyglądała jak siedem nieszczęść. Jej drobna twarz, była zaczerwieniona od płaczu, usta wykrzywione w żałosnym grymasie, a policzki zdobił szaro-czarny strumień, ślad po rozmazanym tuszu do rzęs. Dziewczyna pociągała nosem jakby faktycznie płakała.
- Julia… - Szepnęła Alex, siadając obok niej i obejmując jej drżące barki ramieniem. – Co się stało?
            Sam natomiast patrzyła na nie niewidzącym wzrokiem. Była całkowicie oszołomiona wyglądem blondynki oraz jej zachowaniem. Nie przypuszczała nawet, że dziewczyna ma tak wielkie zdolności aktorskie. Postanowiła milczeć, czekać na to jaki obrót przyniosą działania Julii. Była dobrej myśli.
- To wszystko przez Toma! – Jęknęła żałośnie blondynka, wtulając się mocniej w pierś Alex. – On jest okrutny!
            Sam o mało co się nie uśmiechnęła, kiedy Brytyjka zagryzła usta. Gołym okiem było widać, że jest wściekła. Była strasznie ciekawa co też dzieje się w jej głowie, gdyż co chwilę na jej twarzy pojawiały się coraz to nowsze emocje. Marszczyła groźnie brwi, po chwili je rozluźniając, przygryzała usta, lub też zagryzała szczękę.
            Kątem oka zauważyła, jak Julia wysyła jej dziwne spojrzenia, jednak nie odpowiedziała na nie. Rozsiadła się wygodnie w fotelu, przywołując na twarz delikatny uśmiech. Była spokojna, ponieważ Alex nawet na nią nie patrzyła.
- Chciałam umówić się z Zack’em… Pamiętasz go prawda? – Brytyjka przytaknęła twierdząco głową, wyszeptując odpowiedź. Jak by mogła go nie pamiętać… Julia natomiast nie zwracając uwagi na Sam, przybrała znów smutną minę, wchodząc w odpowiednią rolę. -  Ale Tom jak tylko o tym usłyszał, zrobił mi straszną awanturę. Mówił, że nie powinnam się z nim spotykać, a ja naprawdę go polubiłam!
            Alex milczała. Jej twarz jakby była wykuta w kamieniu, nie zdradzała teraz żadnych emocji. Jedyną ruchomą częścią jej ciała, były dłonie, które w niemalże matczyny sposób, gładziły blond sploty Julii.
- Groził, że go zastrzeli, jeśli tylko z nim wyjdę!
- Co takiego?!
            Julia przytaknęła tylko głową, a po jej zaczerwienionych policzkach, popłynęły nowe łzy. Sam nie mogła się nadziwić jak sąsiadka potrafi dobrze grać. Gdyby to było rozdanie nagród filmowych, Julia zdobyłaby wszystkie.
- Alex, pomóż mi! – Jęknęła smutno, odrywając się od rudowłosej i spoglądając jej głęboko w oczy. Po omacku odnalazła jej dłonie i uścisnęła je mocno. – Gdybyś mogła go czymś zająć, kiedy ja będę z Zack’em to…
- Przepraszam, ale to niemożliwe.
            Julia na chwilę straciła rezon, słysząc jej ponury głos. Sam już chciała się dołączyć do dyskusji, prosząc Alex by ta zmieniła zdanie, jednak kiedy tylko otwarła usta by coś powiedzieć, wyprzedziła ją sąsiadka.
- Dlaczego?! Czy nie mogłabyś się nade mną zlitować? – Zawodzenie Julii było okropne dla uszu. Gdyby to Sam stała przed wyborem czy jej pomóc, pewnie zgodziłaby się w ciemno, nawet gdyby miała umówić się z King Kongiem. Zrobiłaby wszystko by tylko blondynka przestała piszczeć. – Nie mogłabyś wspomóc miłości?
            Sam prychnęła pod nosem i już miała wybuchnąć śmiechem, jednak Alex wysłała jej karcące spojrzenie, co skłoniło ją do zamilknięcia. Dla Brytyjki wszystko to było prawdą. Nie wiedziała przecież, że to tylko podstępna intryga mająca na celu pojednanie jej z Zimnym Tomem.
            Po wielu minutach milczenia, które wypełnione były coraz to żałośniejszym jęczeniem Julii, Alex w końcu przytaknęła głową. Kobiety spojrzały na nią w wyczekiwaniu, modląc się w duchu by jej odpowiedź była twierdząca.
- Spróbuje ci pomóc, ale niczego nie obiecuje…
            Julia, z już radosnym wyrazem twarzy, rzuciła się w ramiona niczego nie spodziewającej się Alex, zanosząc się śmiechem. Po jej niedawnym smutku, nie było śladu. Jedynie ciemne strugi na policzkach wskazywały na to, że dziewczyna płakała.

            Sam uśmiechnęła się pod nosem, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z blondynką. Pierwszy punkt ich planu zakończył się sukcesem…