Nic
tak dobrze nie uspokaja, jak wypoczynek na łonie natury… - przypomniała sobie
słowa z jakiegoś niecnego przewodnika. Jak się teraz okazało dość puste słowa,
gdyż jej nastrój w żaden sposób nie mógłby być porównany z nirvaną, nad którą
zachwycał się autor. Dlaczego nie umiała jej znaleźć? Podsumowując: kwiatki,
drzewka, zwierzątka – inaczej łono natury – jest! Piękna pogoda – tak! Doborowe
towarzystwo? Tu mogłaby się spierać…
Nie
uważała wprawdzie amerykanów za nieodpowiednich, jednak teraz wolałaby przebywać
w swej ukochanej Anglii, wśród powściągliwych anglików, stroniących od cudzego
dotyku. Taki układ byłby wspaniały, gdyby nie było jej tak cholernie
niezręcznie.
-
Przestań się wiercić! – Zbeształ ją Thomas, śmiało kładąc dłonie na jej
biodrach, przysuwając ją bliżej siebie. – Jeśli spadniesz, zostawię cię.
Nie
wątpię, że tak zrobisz! – pomyślała ze złością. Westchnęła tylko, starając się
już nie poruszyć ani o milimetr, by nie wprawić go w większą irytację. Zapewne
też nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy.
Poprzednie
godziny zleciały im stosunkowo szybko. Kiedy to mężczyźni ustrzelili trzy
dorodne ptaki, których nazwy nie znała, urządzili sobie piknik. Nie wiedziała
czy przypadkowo, czy też zupełnie specjalnie została posadzona obok Toma, lecz
nie sądziła, że to będzie aż takie trudne.
Początkowo
nieźle sobie radziła, starając się niego nie patrzeć, czy też siedząc najdalej
jak się dało. Niestety Julia nagle zapragnęła usiąść między nią a Sam, przez co
była wręcz zmuszona dotykać jego ramienia, a udem ocierać się o męskie udo.
Thomas jednak zdawał się tego nie zauważać, ciągle prowadząc ożywioną
konwersację ze swym bratem. Mężczyzna był spokojny podczas gdy ona szalała w
duchu, rozpalając się za każdym razem, kiedy to niby przypadkiem otarł się o
jej ramię.
To wszystko
byłoby niczym, gdyby nie to, iż „koleżanki” uznały, że są już znudzone lasem i
najchętniej wróciłyby do domu. Alex zerwała się wtedy na równe nogi, myśląc
naiwnie, że w końcu uwolni się od Thomas, który jakby wypełniał sobą całą jej
przestrzeń. Sam jednak wypowiadając te słowa nie miała na myśli swego domu,
lecz oddalony o kilka kilometrów więcej, dom Moore’ów. Gdyby nie to, że nie
umiała jeździć konno, najprawdopodobniej przybyłyby tu na koniach Andersonów,
tak jednak się składało, że pokonały odległość na pieszo, a Moore’owie
dysponowali trzema końmi.
Tylko ślepy los
chciał, by zasiadała teraz na grzbiecie jednego z nich, czując przy każdym
stąpnięciu końskiego kopyta, męskie ciało, siedzącego za nią jeźdźca. Alex
spojrzała tęsknie za Julią, która wysłała w jej stronę porozumiewawcze
spojrzenie. Z oddali widziała szerokie plecy Lukasa, który wraz z Sam zostawili
ich na szarym końcu. Zresztą została na nim z własnej woli. Tak długo spierała
się z Tomem, który chciał ją przerzucić przez siodło jakby była workiem
ziemniaków, że pozostali wyruszyli już w drogę powrotną.
- Nie ruszaj się do cholery! – Warknął,
kiedy poruszyła biodrami by nie spaść z siodła.
Ponownie złapał
ją za biodra i przyciągnął do swej piersi. Wszystko działo się dlatego, że
starała się od niego odsunąć. Czuła się niezręcznie, mając świadomość, że
siedzi tuż za nią, nie mówiąc już o tym, że ich ciała stykały się ze sobą,
wywołując w niej jakieś seksualne napięcie.
- Nie rozumiem o co ci chodzi! –
Poskarżyła się, gdyż właśnie znów czuła, że osuwa się z siodła. Nawet zostając
nieruchomo i tak groziło jej spadnięcie z końskiego grzbietu. Konie były już
tak skonstruowane, że grzbiet miały ruchomy. – Jeśli będę siedziała jak kłoda,
spadnę z tego cholernego konia!
Rzadko
kiedy przeklinała, lecz teraz nie umiała sobie tego odmówić. Thomas irytował ją
swą obecnością i chyba nawet ucieszyłaby się gdyby nagle porzucił ją na środku
lasu. Miała dość jego obecności, gdyż czuła, że jej wola słabnie. Chciała go…
Wręcz rozpaczliwie pożądała jego ciała i nie umiała już sobie z tym poradzić.
Cała ta wstrzemięźliwość, doprowadzała ją do szału!
- Tom? - Mężczyzna tylko mruknął pod
nosem. Pewnie według jego kategorii to pytanie nie zasługiwało na odpowiedź.
Zastanowiła się przez chwilę chcąc ułożyć w myślach odpowiednie zdanie i nawet
przyszło jej do głowy jedno, które usłyszała kiedyś w jakimś łzawym romansie,
jednak nie wydało jej się to nazbyt odpowiednie. Z Tomem trzeba prosto z mostu.
– Chcę uprawiać z tobą seks.
Błyskawicznie
spiął nogami konia, który tuż po tym znaku zatrzymał się w miejscu. Alex miała
wielką ochotę się odwrócić, by zobaczyć jego twarz, jednak bała się tego co
mogłaby w niej ujrzeć. Nie przypuszczała jednak by mężczyzna zamilknął, co
właśnie się stało. Minuty mijały, a on ciągle milczał, co wprawiło ją w
zdenerwowanie. Nad czym się zastanawiasz?
- Nie. – Jedno krótkie słowo sprawiło,
że omalże nie zakrztusiła się śliną, którą nerwowo przełykała. Koń zadrżał i
ruszył dalej po pociągnięciu lejcy. Na jej twarzy natomiast pojawił się
rumieniec zawstydzenia, gdyż została odrzucona. To było upokarzające… - Nie mam
ochoty.
Przełknęła
ślinę, przez resztę drogi zastanawiając się nad jego odmową. Nie umiała
właściwie ocenić całej sytuacji. Czyżby to co powiedział było jakiegoś rodzaju
zemstą, za to, iż ona ostatnio mu odmówiła? Thomas był chłodny w obyciu, lecz
nie zdawał się być mściwy. Na pewno nie mściłby się w ten sposób. Jednakże
umysł podsunął jej jeszcze jedno wytłumaczenie. Może Tom znalazł nową zabawkę?
Ten przykry scenariusz nie opuścił jej nawet kiedy byli już na miejscu.
- Alex.
Potrząsnęła
głową, wychodząc ze świata rozmyślań i spojrzała na mężczyznę, który stał przy
koniu, z wyciągniętą w jej stronę dłonią. Niewiele myśląc chwyciła ją,
pozwalając by jej pomógł. Niestety jej niedoświadczenie w jeździe konnej dało o
sobie znać. Wsunęła nogę w strzemiono, chcąc się podeprzeć, podczas gdy drugą
nogę opuściła myśląc, że w ten sposób zgrabnie zeskoczy na ziemię. Niestety nic
nie poszło po jej myśli. Zamiast gracji o mało co się nie zabiła, gdyż jej but
ugrzęzł w strzemionie. Pewnie runęłaby na ziemię, gdyby nie silne męskie
ramiona, które ją przed tym uchroniły.
Tom
szybko przyciągnął ją do siebie, a ona instynktownie oplotła go ramionami. Ich
twarze dzieliły milimetry i gdyby tylko przysunęła ją bliżej, ich usta
spotkałyby się w pocałunku. Nie zrobiła jednak niczego, będąc pod władzą jego
niebiesko-szarego spojrzenia.
- Dziękuje… - Szepnęła, nie mogąc
oderwać oczu od jego tęczówek.
Gorący
oddech owiał jej policzki, w chwili kiedy Tom rozchylił usta. Wiedziała, że
chciał jej o coś powiedzieć, jednak tuż przed tym jak z jego ust wydobył się
pierwszy dźwięk, usłyszeli za sobą piskliwy głos Margaret.
- Już myślałam, że się zgubiliście. Inni
już dawno przyjechali. – Mężczyzna błyskawicznie postawił ją na ziemi,
oddalając się od niej o kilka kroków. Alex poczuła nagłe zimno, pomimo tego, że
letnie promienie słoneczne prażyły dość mocno. – Witaj Alex!
Margaret
uściskała ją serdecznie, zbyt poufale jak sądziła. Nie były wprawdzie rodziną,
lecz kobieta chyba liczyła na to, iż zwiąże się z jej synem. Nie miałaby
oczywiście nic przeciwko, szczerze go kochała i byłaby szczęśliwa mogąc tu z
nim zostać, lecz niestety Tom nie miał tego w planach. Pewnie z
niecierpliwością oczekiwał jej wyjazdu. Wcześniej miała atut, który go od niej
uzależniał, lecz teraz… nie chciał nawet z nią sypiać.
- Dzień Dobry pani Moore!
Przywitała ją,
zdobywając się na najbardziej wesołe powitanie. Średnio jej to wyszło w czym to
upewniła ją mina pani domu. Margaret ściągnęła swe brwi, przyglądając jej się z
ciekawością. Później spojrzała również na swego syna tyle, że ostrzej, jakby
jej oczy właśnie wystawiały mu naganę.
Margaret uśmiechnęła
się promiennie, po czym ruszyła w stronę domu. Po kilku krokach odwróciła się
jednak, czując, że ani syn, ani Brytyjka za nią nie idą. Alex uświadomiła sobie
to dopiero, kiedy kobieta się do niech zwróciła.
- Zrobiłam kawy, może się napijecie?
- Alex nie pije kawy.
Brytyjka
jęknęła głucho, patrząc w przerażeniu na Toma. Skąd on o tym wiedział? Nie
przypominała sobie by kiedykolwiek mu o tym mówiła. Kiedy Margaret zadała
pytanie miała zamiar przyjąć zaproszenie. Nie chciała być niegrzeczna.
Przełknęłaby gorzki napar tylko z grzeczności, jednak teraz… Co miała zrobić?
- Nie przepadam za kawą, lecz chętnie…
- Nie teraz.
Alex
jęknęła zaskoczona, ponieważ Tom chwycił ją za ramię i wręcz powlókł w
przeciwną stronę. Jego matka natomiast uśmiechnęła się radośnie i nie oglądając
się za nimi weszła do domu. Dziewczyna z trudem podążała za nim, przebierając
szybko nogami.
- Co ty robisz? – Spytała, zdenerwowana
jego dziwnym zachowaniem. Pomyślała o tym by może wyrwać się z jego uścisku,
lecz szybko zdała sobie sprawę, że byłoby to bezsensu. Miała stanowczo za mało
siły by mu się przeciwstawić. – Tom, puść mnie!
Mężczyzna
jednak szedł dalej, kierując się do szerokiego korytarza stajni. Mijane przez
nich konie rzucały swymi łbami, jakby zastanawiały się co wyprawia ich pan.
- Nigdy.
Tym
jednym słowem zgasił jej zapał do wzniecenia kłótni. Przyjrzała się z
ciekawością jego plecom, zastanawiając się co właściwie mogły oznaczać te
słowa. Obiecywała sobie, że nie będzie naiwna i nie dopuści do siebie myśli, że
zmienił zdanie co do zakochania się. Teraz tylko w ten sposób odczytała jego
wypowiedź. Prawie się uśmiechnęła, czując w środku przyjemne ciepło rozchodzące
się po każdej komórce jej ciała. Naraz jednak przypomniała sobie, że mężczyzna
obiecał, że nigdy się w niej nie zakocha.
- Siadaj. – Nakazał, kiedy wciągnął ją
do swego biura. Zanim jednak spełniła jego prośbę rozejrzała się po
pomieszczeniu. Nic się tu nie zmieniło. Biurko ciągle było zawalone papierami,
w kubku na blacie stała niedopita kawa, gdzieniegdzie walały się zmięte kartki.
Tom podszedł do biurka siadając na jego końcu po czym ponownie nakazał jej
usiąść w fotelu, znajdującym się naprzeciwko niego. Posłusznie zajęła wskazane
jej miejsce, gdyż była ogromnie ciekawa po co ją tu przyciągnął. – Teraz sobie
wszystko wyjaśnimy…
Zamrugała
kilkakrotnie powiekami nie bardzo wiedząc o co mu chodzi. Z kamiennym wyrazem
twarzy, pokiwała głową, po czym utkwiła wzrok na ścianie za nim.
- Możesz na mnie spojrzeć?! – Warknął i
jakby przeczuwając, że tego nie zrobi, chwycił dłonią jej brodę. Dziewczyna
spojrzała na niego wojowniczo, ukrywając swe prawdziwe uczucia za tą maską. - W
co ty grasz?
O
czym on do cholery mówił? Nie rozumiała dlaczego mężczyzna patrzy na nią wrogo,
taksując ją swym niebiesko-szarym spojrzeniem. Nie zasłużyła sobie na to by ją
o coś oskarżał.
- Ja w coś gram?
- Nie udawaj idiotki! – Warknął,
puszczając jej brodę. Alex od razu wykorzystała to by odwrócić wzrok. - Dobrze
wiesz o czym mówię!
To
była prawda. Nie miała pojęcia skąd te jego wyrzuty. Nie domyślała się nawet o
co może chodzić. Tak, prowadziła początkowo małą grą by wzbudzić w nim
zazdrość, lecz teraz z wszystkiego zrezygnowała. Thomas nie był mężczyzną z
którym można by było pogrywać. Nigdy nie wiedziała jak zareaguje, więc
zrezygnowała z planów.
- Nie mam pojęcia o czym…
- Mówiłaś, że nie chcesz seksu, a
dzisiaj mnie uwodzisz!
O
mało co się nie zaśmiała. Ona go uwodziła? Ciekawe kiedy… Zawiesiła wzrok na
jego twarzy, szukając w myślach chwili, kiedy to go podrywała. Może chodziło mu
o to, że co chwilę ześlizgiwała się z siodła, przez co musiał ją łapać za
biodra? Nie, na pewno nie o to mu chodziło. Przecież nie robiła tego
specjalnie!
- Nie uwodziłam cię! – Małe kłamstewko…
Jeśli chodziło jednak o dzisiaj, nie starała się go uwodzić. Powiedziała po
prostu, że chce seksu. Czy to o to ta cała afera? – Co do tamtego…chciałam cię lepiej
poznać, zanim…
- Zanim znów pozwolisz mi ze sobą
sypiać? – Wszedł jej w słowo. Nie chciała tego powiedzieć… Przynajmniej nie w
ten sposób. Tom natomiast sprawiał wrażenie osoby, której jest to kompletnie
obojętne. Jego chłodne oblicze pozbawione było jakichkolwiek oznak uczuć. - Nie
sądzisz, że trochę na to za późno?
Faktycznie
było za późno… Może nie postępowali zgodnie z określonym modelem, lecz chyba
nie wszystko miało być idealne? Alex pomyślała, że to stanowczo jej wina. Zbyt
mocno wierzyła w miłość, myślała, że zimne serce Moore’a w końcu stopnieje.
Teraz natomiast było widać, że znów jest na początku drogi. Tom już zawsze
zostanie Zimnym Tomem i nawet jej uczucie tego nie zmieni.
- Chcę by wszystko pozostało jasne
zanim… - Zanim wyjadę? – Pomyślała smutno, przygryzając mocno swą dolną wargę.
Od początku wszystko było jasne, tylko dlaczego tego nie widziała? - Chciałem tylko
powiedzieć, żebyś wybiła sobie z tej główki, że złapiesz mnie tą gierką.
Opuściła
głowę, czując nabiegające do oczu łzy. Była taka głupia! Oddała serce i ciało
mężczyźnie, który z niecierpliwością czekał aż stąd zniknie. Pomimo tego, że
traktował ją tak podle, ona ciągle go kochała. Pokochała go całego, takiego
jakim był. Akceptowała jego wady, wiedząc, że mężczyzna potrafi być też czuły.
- To, że mi odmówisz… niczego nie
zmieni.
Dopiero
teraz to do niej doszło. Była naiwna. Naiwność: dwadzieścia, w skali dziesięcio
stopniowej. Przecież niczego jej nie obiecał… Dlaczego w takim razie czuła się
jakby nagle ktoś wyrwał jej z piersi serce?
- Nie martw się, nie będę cię
prześladowała. – Odezwała się, kiedy Tom długo milczał. Zacisnęła boleśnie
dłoń, wbijając paznokcie w jej wnętrze. Miała nadzieje, że to powstrzyma łzy,
które czuła już w kącikach oczu, lecz było jeszcze trudniej je zatrzymać. - Niedługo
już mnie tu nie będzie.
Mężczyzna
kaszlnął cicho, jakby ta wiadomość zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie. Może i
zrobiła, ponieważ ton jego głosu złagodniał, a usta do tej pory zaciśnięte,
nieco się rozluźniły. Nie musiała na niego patrzeć, doskonale wiedziała, że nie
spuszcza z niej wzroku.
- Wyjeżdżasz?
- Tak. Wracam do domu. – Podniosła się z
fotela, instynktownie wygładzając spodnie. Przywołała na twarz słaby uśmiech,
by pokazać mu, że on także nic dla niej nie znaczy. Nie było to jednak proste.
Kiedy tylko spojrzała w jego twarz, na policzki wstąpił jej rumieniec. - Nic
mnie tu nie trzyma.
Teraz
to Tom odwrócił wzrok, patrząc w okno. Spoglądała uważnie na jego profil, chcąc
zapamiętać każdy szczegół, utrwalić jego obraz w pamięci. Obraz mężczyzny,
którego będzie kochała do końca swych dni. Jej pierwszej prawdziwej miłości.
- Szerokiej drogi…
Powiedziawszy
to, usiadł za biurkiem biorąc w dłonie jakieś dokumenty. Alex przez chwilę
miała nadzieje, że jednak da jej jakiś znak, poprosi by została, czy choćby
pocałuje na pożegnanie. Do diabła! Gdyby tylko spojrzał, zostałaby z nim nie
bacząc na to, że będzie tylko jego kochanką, lub zabawką. Upokorzyłaby się
przed nim… Ten jednak zajął się pracą, dając jej znak by sobie poszła.
- Żegnaj.
Odwróciła
się na pięcie, chcąc uciec jak najszybciej, kiedy tylko zamknęła drzwi, oparła
się o ściankę obok i osunęła na ziemię. Z oczu trysnęły jej łzy, które wkrótce
potem skapywały z jej twarzy, mocząc materiał jej bluzki.
* * *
Nieco później,
kiedy wróciła do salonu, gdzie Sam, w towarzystwie Julii, Luka oraz ich matki,
prowadziła ożywioną dyskusje z domownikami. Z tego co udało jej się usłyszeć,
rozmowa dotyczyła jakiś ślubnych dodatków, które to podobały się przyjaciółce. Alex
nie miała ochoty rozmawiać o ślubie oraz patrzeć na miłość, którą to zakochani
okazywali sobie niemal co chwilę, jednak nie miała wyboru. Musiała siedzieć w
domu Moore’ów, choć najchętniej uciekła by na Free Horse. Tam schowałaby się
pod kołdrą i nie wychodziła spod niej aż do dnia wyjazdu.
Usadowiła się
więc na końcu sofy, spoglądając na kominek pełen pamiątek. Nie śledziła
przebiegu rozmowy domowników, gdyż jej to najzwyczajniej w świecie nie
interesowało. Ktoś mógłby pomyśleć, że jest złą przyjaciółką, lecz ona nie
chciała tego słuchać. Była szczęśliwa, że Sam znalazła miłość, o której
marzyła. Spojrzała ukradkiem na przyjaciółkę, która to mówiła coś do Lukasa,
uśmiechając się radośnie. Dlaczego ona nie mogła tak się uśmiechać?
- Coś się stało kochanie?
Troskliwy głos Margaret
najprawdopodobniej nie byłby przez nią dosłyszany, gdyby nie to, że kobieta
dotknęła delikatnie jej ramienia. Alex poruszyła się niespokojnie, kręcąc
głową, dając znać pani Moore, że wszystko jest w porządku. Opuściła głowę,
wiedząc, że domownicy dziwnie się jej przyglądają. Nie potrafiłaby uśmiechać
się, kiedy była smutna. Nigdy nie potrafiła ukryć swych uczuć.
Wszystkiemu
winna była ona. Naiwnie zakochała się w mężczyźnie, dla którego była tylko
tymczasową zabawką. Niby niektóre jego zachowania wskazywały, że darzy ją
jakimś uczuciem, lecz nie chciała o tym myśleć. Nie umiałaby sobie z tym
poradzić, gdyby w sercu tliła się jej nadzieja, że historia skończy się happy
endem.
- Alex… - Szepnęła Sam, domyślając się,
dlaczego Brytyjka ma taki podły nastrój. Nie musiała zgadywać, żeby wiedzieć,
że Tom znów coś spieprzył. – Może powinnyśmy już wracać do domu.
Alex
podniosła głowę, chcąc odmówić. Niestety z jej gardła wydarł się tylko
zachrypnięty skrzek. Nie chciała przecież niszczyć innym humoru i zmuszać Sam
by wróciła do domu, kiedy było aż nadto widać, że chce tu zostać.
- Nie zostaniecie na obiedzie?! – Pani
domu zerwała się na równe nogi, a kiedy nikt nie odpowiedział, kaszlnęła
głośno, mierząc syna karcącym spojrzeniem. Luke niestety nie miał zamiaru
ulegać matce. Wiedział doskonale co się święci. – Zostańcie! Za niedługo
będziemy rodziną, więc…
- Odwiozę was. – Szepnął Luke, nie dając
dokończyć matce. Alex wysłała mu dziękujące spojrzenie. Ostatnią rzeczą na jaką
miała ochotę, było zasiadanie przy wspólnym stole wraz z Moore’ami. –
Poczekajcie na mnie.
Powiedziawszy
to wręczył Sam kluczyki do swego wozu i podprowadził je do wyjścia. Alex
została pociągnięta przez przyjaciółkę do auta i prawie, że wepchnięta do jego
wnętrza.
Kiedy
Sam zajęła miejsce z przodu, odwróciła się do niej. Miała poważną minę, a jej
brwi zmarszczyły się nieprzyjaźnie.
- Co ci powiedział?
Brytyjka
opuściła głowę, nie mogąc wytrzymać spojrzenia Sam. Zacisnęła boleśnie dłonie,
myśląc, że to w jakiś sposób powstrzyma łzy cisnące się do oczu. Zadawanie
sobie bólu, nie miało zamierzonego skutku. Już po kilku sekundach, obraz kolan
i zaciśniętych dłoni, rozmazał się jej przed oczami.
- Co ci powiedział?!
Amerykanka
nie ustępowała. Widząc, że Brytyjka wbija w skórę paznokcie, przykryła dłonią
jej dłonie, wciskając pomiędzy jej palce, swoje. Alex rozluźniła uścisk i
przetarła czerwone ślady na kostkach. Nie chciała płakać, tak bardzo tego nie
chciała…
- Życzył mi szerokiej drogi…
Tom, ty durniu! Miałeś wyznać jej miłość, a nie mówić tak dziarsko "adios" niech go...
OdpowiedzUsuńJakże mi szkoda teraz Alex, oby odnalzała szczescie!
XD