piątek, 13 listopada 2015

34. Jak ślepy z głuchym



Nic tak dobrze nie uspokaja, jak wypoczynek na łonie natury… - przypomniała sobie słowa z jakiegoś niecnego przewodnika. Jak się teraz okazało dość puste słowa, gdyż jej nastrój w żaden sposób nie mógłby być porównany z nirvaną, nad którą zachwycał się autor. Dlaczego nie umiała jej znaleźć? Podsumowując: kwiatki, drzewka, zwierzątka – inaczej łono natury – jest! Piękna pogoda – tak! Doborowe towarzystwo? Tu mogłaby się spierać…
Nie uważała wprawdzie amerykanów za nieodpowiednich, jednak teraz wolałaby przebywać w swej ukochanej Anglii, wśród powściągliwych anglików, stroniących od cudzego dotyku. Taki układ byłby wspaniały, gdyby nie było jej tak cholernie niezręcznie.
- Przestań się wiercić! – Zbeształ ją Thomas, śmiało kładąc dłonie na jej biodrach, przysuwając ją bliżej siebie. – Jeśli spadniesz, zostawię cię. 
            Nie wątpię, że tak zrobisz! – pomyślała ze złością. Westchnęła tylko, starając się już nie poruszyć ani o milimetr, by nie wprawić go w większą irytację. Zapewne też nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy.
            Poprzednie godziny zleciały im stosunkowo szybko. Kiedy to mężczyźni ustrzelili trzy dorodne ptaki, których nazwy nie znała, urządzili sobie piknik. Nie wiedziała czy przypadkowo, czy też zupełnie specjalnie została posadzona obok Toma, lecz nie sądziła, że to będzie aż takie trudne.
Początkowo nieźle sobie radziła, starając się niego nie patrzeć, czy też siedząc najdalej jak się dało. Niestety Julia nagle zapragnęła usiąść między nią a Sam, przez co była wręcz zmuszona dotykać jego ramienia, a udem ocierać się o męskie udo. Thomas jednak zdawał się tego nie zauważać, ciągle prowadząc ożywioną konwersację ze swym bratem. Mężczyzna był spokojny podczas gdy ona szalała w duchu, rozpalając się za każdym razem, kiedy to niby przypadkiem otarł się o jej ramię.
To wszystko byłoby niczym, gdyby nie to, iż „koleżanki” uznały, że są już znudzone lasem i najchętniej wróciłyby do domu. Alex zerwała się wtedy na równe nogi, myśląc naiwnie, że w końcu uwolni się od Thomas, który jakby wypełniał sobą całą jej przestrzeń. Sam jednak wypowiadając te słowa nie miała na myśli swego domu, lecz oddalony o kilka kilometrów więcej, dom Moore’ów. Gdyby nie to, że nie umiała jeździć konno, najprawdopodobniej przybyłyby tu na koniach Andersonów, tak jednak się składało, że pokonały odległość na pieszo, a Moore’owie dysponowali trzema końmi.
Tylko ślepy los chciał, by zasiadała teraz na grzbiecie jednego z nich, czując przy każdym stąpnięciu końskiego kopyta, męskie ciało, siedzącego za nią jeźdźca. Alex spojrzała tęsknie za Julią, która wysłała w jej stronę porozumiewawcze spojrzenie. Z oddali widziała szerokie plecy Lukasa, który wraz z Sam zostawili ich na szarym końcu. Zresztą została na nim z własnej woli. Tak długo spierała się z Tomem, który chciał ją przerzucić przez siodło jakby była workiem ziemniaków, że pozostali wyruszyli już w drogę powrotną.
- Nie ruszaj się do cholery! – Warknął, kiedy poruszyła biodrami by nie spaść z siodła.
Ponownie złapał ją za biodra i przyciągnął do swej piersi. Wszystko działo się dlatego, że starała się od niego odsunąć. Czuła się niezręcznie, mając świadomość, że siedzi tuż za nią, nie mówiąc już o tym, że ich ciała stykały się ze sobą, wywołując w niej jakieś seksualne napięcie.
- Nie rozumiem o co ci chodzi! – Poskarżyła się, gdyż właśnie znów czuła, że osuwa się z siodła. Nawet zostając nieruchomo i tak groziło jej spadnięcie z końskiego grzbietu. Konie były już tak skonstruowane, że grzbiet miały ruchomy. – Jeśli będę siedziała jak kłoda, spadnę z tego cholernego konia!
            Rzadko kiedy przeklinała, lecz teraz nie umiała sobie tego odmówić. Thomas irytował ją swą obecnością i chyba nawet ucieszyłaby się gdyby nagle porzucił ją na środku lasu. Miała dość jego obecności, gdyż czuła, że jej wola słabnie. Chciała go… Wręcz rozpaczliwie pożądała jego ciała i nie umiała już sobie z tym poradzić. Cała ta wstrzemięźliwość, doprowadzała ją do szału!
- Tom? - Mężczyzna tylko mruknął pod nosem. Pewnie według jego kategorii to pytanie nie zasługiwało na odpowiedź. Zastanowiła się przez chwilę chcąc ułożyć w myślach odpowiednie zdanie i nawet przyszło jej do głowy jedno, które usłyszała kiedyś w jakimś łzawym romansie, jednak nie wydało jej się to nazbyt odpowiednie. Z Tomem trzeba prosto z mostu. – Chcę uprawiać z tobą seks.
            Błyskawicznie spiął nogami konia, który tuż po tym znaku zatrzymał się w miejscu. Alex miała wielką ochotę się odwrócić, by zobaczyć jego twarz, jednak bała się tego co mogłaby w niej ujrzeć. Nie przypuszczała jednak by mężczyzna zamilknął, co właśnie się stało. Minuty mijały, a on ciągle milczał, co wprawiło ją w zdenerwowanie. Nad czym się zastanawiasz?
- Nie. – Jedno krótkie słowo sprawiło, że omalże nie zakrztusiła się śliną, którą nerwowo przełykała. Koń zadrżał i ruszył dalej po pociągnięciu lejcy. Na jej twarzy natomiast pojawił się rumieniec zawstydzenia, gdyż została odrzucona. To było upokarzające… - Nie mam ochoty.
            Przełknęła ślinę, przez resztę drogi zastanawiając się nad jego odmową. Nie umiała właściwie ocenić całej sytuacji. Czyżby to co powiedział było jakiegoś rodzaju zemstą, za to, iż ona ostatnio mu odmówiła? Thomas był chłodny w obyciu, lecz nie zdawał się być mściwy. Na pewno nie mściłby się w ten sposób. Jednakże umysł podsunął jej jeszcze jedno wytłumaczenie. Może Tom znalazł nową zabawkę? Ten przykry scenariusz nie opuścił jej nawet kiedy byli już na miejscu.
- Alex.
            Potrząsnęła głową, wychodząc ze świata rozmyślań i spojrzała na mężczyznę, który stał przy koniu, z wyciągniętą w jej stronę dłonią. Niewiele myśląc chwyciła ją, pozwalając by jej pomógł. Niestety jej niedoświadczenie w jeździe konnej dało o sobie znać. Wsunęła nogę w strzemiono, chcąc się podeprzeć, podczas gdy drugą nogę opuściła myśląc, że w ten sposób zgrabnie zeskoczy na ziemię. Niestety nic nie poszło po jej myśli. Zamiast gracji o mało co się nie zabiła, gdyż jej but ugrzęzł w strzemionie. Pewnie runęłaby na ziemię, gdyby nie silne męskie ramiona, które ją przed tym uchroniły.
            Tom szybko przyciągnął ją do siebie, a ona instynktownie oplotła go ramionami. Ich twarze dzieliły milimetry i gdyby tylko przysunęła ją bliżej, ich usta spotkałyby się w pocałunku. Nie zrobiła jednak niczego, będąc pod władzą jego niebiesko-szarego spojrzenia.
- Dziękuje… - Szepnęła, nie mogąc oderwać oczu od jego tęczówek.
            Gorący oddech owiał jej policzki, w chwili kiedy Tom rozchylił usta. Wiedziała, że chciał jej o coś powiedzieć, jednak tuż przed tym jak z jego ust wydobył się pierwszy dźwięk, usłyszeli za sobą piskliwy głos Margaret.
- Już myślałam, że się zgubiliście. Inni już dawno przyjechali. – Mężczyzna błyskawicznie postawił ją na ziemi, oddalając się od niej o kilka kroków. Alex poczuła nagłe zimno, pomimo tego, że letnie promienie słoneczne prażyły dość mocno. – Witaj Alex!
            Margaret uściskała ją serdecznie, zbyt poufale jak sądziła. Nie były wprawdzie rodziną, lecz kobieta chyba liczyła na to, iż zwiąże się z jej synem. Nie miałaby oczywiście nic przeciwko, szczerze go kochała i byłaby szczęśliwa mogąc tu z nim zostać, lecz niestety Tom nie miał tego w planach. Pewnie z niecierpliwością oczekiwał jej wyjazdu. Wcześniej miała atut, który go od niej uzależniał, lecz teraz… nie chciał nawet z nią sypiać.
- Dzień Dobry pani Moore!
Przywitała ją, zdobywając się na najbardziej wesołe powitanie. Średnio jej to wyszło w czym to upewniła ją mina pani domu. Margaret ściągnęła swe brwi, przyglądając jej się z ciekawością. Później spojrzała również na swego syna tyle, że ostrzej, jakby jej oczy właśnie wystawiały mu naganę.
Margaret uśmiechnęła się promiennie, po czym ruszyła w stronę domu. Po kilku krokach odwróciła się jednak, czując, że ani syn, ani Brytyjka za nią nie idą. Alex uświadomiła sobie to dopiero, kiedy kobieta się do niech zwróciła.
- Zrobiłam kawy, może się napijecie?
- Alex nie pije kawy.
            Brytyjka jęknęła głucho, patrząc w przerażeniu na Toma. Skąd on o tym wiedział? Nie przypominała sobie by kiedykolwiek mu o tym mówiła. Kiedy Margaret zadała pytanie miała zamiar przyjąć zaproszenie. Nie chciała być niegrzeczna. Przełknęłaby gorzki napar tylko z grzeczności, jednak teraz… Co miała zrobić?
- Nie przepadam za kawą, lecz chętnie…
- Nie teraz.
            Alex jęknęła zaskoczona, ponieważ Tom chwycił ją za ramię i wręcz powlókł w przeciwną stronę. Jego matka natomiast uśmiechnęła się radośnie i nie oglądając się za nimi weszła do domu. Dziewczyna z trudem podążała za nim, przebierając szybko nogami.
- Co ty robisz? – Spytała, zdenerwowana jego dziwnym zachowaniem. Pomyślała o tym by może wyrwać się z jego uścisku, lecz szybko zdała sobie sprawę, że byłoby to bezsensu. Miała stanowczo za mało siły by mu się przeciwstawić. – Tom, puść mnie!
            Mężczyzna jednak szedł dalej, kierując się do szerokiego korytarza stajni. Mijane przez nich konie rzucały swymi łbami, jakby zastanawiały się co wyprawia ich pan.
- Nigdy.
            Tym jednym słowem zgasił jej zapał do wzniecenia kłótni. Przyjrzała się z ciekawością jego plecom, zastanawiając się co właściwie mogły oznaczać te słowa. Obiecywała sobie, że nie będzie naiwna i nie dopuści do siebie myśli, że zmienił zdanie co do zakochania się. Teraz tylko w ten sposób odczytała jego wypowiedź. Prawie się uśmiechnęła, czując w środku przyjemne ciepło rozchodzące się po każdej komórce jej ciała. Naraz jednak przypomniała sobie, że mężczyzna obiecał, że nigdy się w niej nie zakocha.
- Siadaj. – Nakazał, kiedy wciągnął ją do swego biura. Zanim jednak spełniła jego prośbę rozejrzała się po pomieszczeniu. Nic się tu nie zmieniło. Biurko ciągle było zawalone papierami, w kubku na blacie stała niedopita kawa, gdzieniegdzie walały się zmięte kartki. Tom podszedł do biurka siadając na jego końcu po czym ponownie nakazał jej usiąść w fotelu, znajdującym się naprzeciwko niego. Posłusznie zajęła wskazane jej miejsce, gdyż była ogromnie ciekawa po co ją tu przyciągnął. – Teraz sobie wszystko wyjaśnimy…
            Zamrugała kilkakrotnie powiekami nie bardzo wiedząc o co mu chodzi. Z kamiennym wyrazem twarzy, pokiwała głową, po czym utkwiła wzrok na ścianie za nim.
- Możesz na mnie spojrzeć?! – Warknął i jakby przeczuwając, że tego nie zrobi, chwycił dłonią jej brodę. Dziewczyna spojrzała na niego wojowniczo, ukrywając swe prawdziwe uczucia za tą maską. - W co ty grasz?
            O czym on do cholery mówił? Nie rozumiała dlaczego mężczyzna patrzy na nią wrogo, taksując ją swym niebiesko-szarym spojrzeniem. Nie zasłużyła sobie na to by ją o coś oskarżał.
- Ja w coś gram?
- Nie udawaj idiotki! – Warknął, puszczając jej brodę. Alex od razu wykorzystała to by odwrócić wzrok. - Dobrze wiesz o czym mówię!
            To była prawda. Nie miała pojęcia skąd te jego wyrzuty. Nie domyślała się nawet o co może chodzić. Tak, prowadziła początkowo małą grą by wzbudzić w nim zazdrość, lecz teraz z wszystkiego zrezygnowała. Thomas nie był mężczyzną z którym można by było pogrywać. Nigdy nie wiedziała jak zareaguje, więc zrezygnowała z planów.  
- Nie mam pojęcia o czym…
- Mówiłaś, że nie chcesz seksu, a dzisiaj mnie uwodzisz!
            O mało co się nie zaśmiała. Ona go uwodziła? Ciekawe kiedy… Zawiesiła wzrok na jego twarzy, szukając w myślach chwili, kiedy to go podrywała. Może chodziło mu o to, że co chwilę ześlizgiwała się z siodła, przez co musiał ją łapać za biodra? Nie, na pewno nie o to mu chodziło. Przecież nie robiła tego specjalnie!
- Nie uwodziłam cię! – Małe kłamstewko… Jeśli chodziło jednak o dzisiaj, nie starała się go uwodzić. Powiedziała po prostu, że chce seksu. Czy to o to ta cała afera? – Co do tamtego…chciałam cię lepiej poznać, zanim…
- Zanim znów pozwolisz mi ze sobą sypiać? – Wszedł jej w słowo. Nie chciała tego powiedzieć… Przynajmniej nie w ten sposób. Tom natomiast sprawiał wrażenie osoby, której jest to kompletnie obojętne. Jego chłodne oblicze pozbawione było jakichkolwiek oznak uczuć. - Nie sądzisz, że trochę na to za późno?
            Faktycznie było za późno… Może nie postępowali zgodnie z określonym modelem, lecz chyba nie wszystko miało być idealne? Alex pomyślała, że to stanowczo jej wina. Zbyt mocno wierzyła w miłość, myślała, że zimne serce Moore’a w końcu stopnieje. Teraz natomiast było widać, że znów jest na początku drogi. Tom już zawsze zostanie Zimnym Tomem i nawet jej uczucie tego nie zmieni. 
- Chcę by wszystko pozostało jasne zanim… - Zanim wyjadę? – Pomyślała smutno, przygryzając mocno swą dolną wargę. Od początku wszystko było jasne, tylko dlaczego tego nie widziała? - Chciałem tylko powiedzieć, żebyś wybiła sobie z tej główki, że złapiesz mnie tą gierką.
            Opuściła głowę, czując nabiegające do oczu łzy. Była taka głupia! Oddała serce i ciało mężczyźnie, który z niecierpliwością czekał aż stąd zniknie. Pomimo tego, że traktował ją tak podle, ona ciągle go kochała. Pokochała go całego, takiego jakim był. Akceptowała jego wady, wiedząc, że mężczyzna potrafi być też czuły.
- To, że mi odmówisz… niczego nie zmieni.
            Dopiero teraz to do niej doszło. Była naiwna. Naiwność: dwadzieścia, w skali dziesięcio stopniowej. Przecież niczego jej nie obiecał… Dlaczego w takim razie czuła się jakby nagle ktoś wyrwał jej z piersi serce?
- Nie martw się, nie będę cię prześladowała. – Odezwała się, kiedy Tom długo milczał. Zacisnęła boleśnie dłoń, wbijając paznokcie w jej wnętrze. Miała nadzieje, że to powstrzyma łzy, które czuła już w kącikach oczu, lecz było jeszcze trudniej je zatrzymać. - Niedługo już mnie tu nie będzie.
            Mężczyzna kaszlnął cicho, jakby ta wiadomość zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie. Może i zrobiła, ponieważ ton jego głosu złagodniał, a usta do tej pory zaciśnięte, nieco się rozluźniły. Nie musiała na niego patrzeć, doskonale wiedziała, że nie spuszcza z niej wzroku.
- Wyjeżdżasz?
- Tak. Wracam do domu. – Podniosła się z fotela, instynktownie wygładzając spodnie. Przywołała na twarz słaby uśmiech, by pokazać mu, że on także nic dla niej nie znaczy. Nie było to jednak proste. Kiedy tylko spojrzała w jego twarz, na policzki wstąpił jej rumieniec. - Nic mnie tu nie trzyma.
            Teraz to Tom odwrócił wzrok, patrząc w okno. Spoglądała uważnie na jego profil, chcąc zapamiętać każdy szczegół, utrwalić jego obraz w pamięci. Obraz mężczyzny, którego będzie kochała do końca swych dni. Jej pierwszej prawdziwej miłości.
- Szerokiej drogi…
            Powiedziawszy to, usiadł za biurkiem biorąc w dłonie jakieś dokumenty. Alex przez chwilę miała nadzieje, że jednak da jej jakiś znak, poprosi by została, czy choćby pocałuje na pożegnanie. Do diabła! Gdyby tylko spojrzał, zostałaby z nim nie bacząc na to, że będzie tylko jego kochanką, lub zabawką. Upokorzyłaby się przed nim… Ten jednak zajął się pracą, dając jej znak by sobie poszła.
- Żegnaj.
            Odwróciła się na pięcie, chcąc uciec jak najszybciej, kiedy tylko zamknęła drzwi, oparła się o ściankę obok i osunęła na ziemię. Z oczu trysnęły jej łzy, które wkrótce potem skapywały z jej twarzy, mocząc materiał jej bluzki.

* * *

Nieco później, kiedy wróciła do salonu, gdzie Sam, w towarzystwie Julii, Luka oraz ich matki, prowadziła ożywioną dyskusje z domownikami. Z tego co udało jej się usłyszeć, rozmowa dotyczyła jakiś ślubnych dodatków, które to podobały się przyjaciółce. Alex nie miała ochoty rozmawiać o ślubie oraz patrzeć na miłość, którą to zakochani okazywali sobie niemal co chwilę, jednak nie miała wyboru. Musiała siedzieć w domu Moore’ów, choć najchętniej uciekła by na Free Horse. Tam schowałaby się pod kołdrą i nie wychodziła spod niej aż do dnia wyjazdu.
Usadowiła się więc na końcu sofy, spoglądając na kominek pełen pamiątek. Nie śledziła przebiegu rozmowy domowników, gdyż jej to najzwyczajniej w świecie nie interesowało. Ktoś mógłby pomyśleć, że jest złą przyjaciółką, lecz ona nie chciała tego słuchać. Była szczęśliwa, że Sam znalazła miłość, o której marzyła. Spojrzała ukradkiem na przyjaciółkę, która to mówiła coś do Lukasa, uśmiechając się radośnie. Dlaczego ona nie mogła tak się uśmiechać?
- Coś się stało kochanie?
            Troskliwy głos Margaret najprawdopodobniej nie byłby przez nią dosłyszany, gdyby nie to, że kobieta dotknęła delikatnie jej ramienia. Alex poruszyła się niespokojnie, kręcąc głową, dając znać pani Moore, że wszystko jest w porządku. Opuściła głowę, wiedząc, że domownicy dziwnie się jej przyglądają. Nie potrafiłaby uśmiechać się, kiedy była smutna. Nigdy nie potrafiła ukryć swych uczuć.
Wszystkiemu winna była ona. Naiwnie zakochała się w mężczyźnie, dla którego była tylko tymczasową zabawką. Niby niektóre jego zachowania wskazywały, że darzy ją jakimś uczuciem, lecz nie chciała o tym myśleć. Nie umiałaby sobie z tym poradzić, gdyby w sercu tliła się jej nadzieja, że historia skończy się happy endem.
- Alex… - Szepnęła Sam, domyślając się, dlaczego Brytyjka ma taki podły nastrój. Nie musiała zgadywać, żeby wiedzieć, że Tom znów coś spieprzył. – Może powinnyśmy już wracać do domu.
            Alex podniosła głowę, chcąc odmówić. Niestety z jej gardła wydarł się tylko zachrypnięty skrzek. Nie chciała przecież niszczyć innym humoru i zmuszać Sam by wróciła do domu, kiedy było aż nadto widać, że chce tu zostać.   
- Nie zostaniecie na obiedzie?! – Pani domu zerwała się na równe nogi, a kiedy nikt nie odpowiedział, kaszlnęła głośno, mierząc syna karcącym spojrzeniem. Luke niestety nie miał zamiaru ulegać matce. Wiedział doskonale co się święci. – Zostańcie! Za niedługo będziemy rodziną, więc…
- Odwiozę was. – Szepnął Luke, nie dając dokończyć matce. Alex wysłała mu dziękujące spojrzenie. Ostatnią rzeczą na jaką miała ochotę, było zasiadanie przy wspólnym stole wraz z Moore’ami. – Poczekajcie na mnie.
            Powiedziawszy to wręczył Sam kluczyki do swego wozu i podprowadził je do wyjścia. Alex została pociągnięta przez przyjaciółkę do auta i prawie, że wepchnięta do jego wnętrza.
            Kiedy Sam zajęła miejsce z przodu, odwróciła się do niej. Miała poważną minę, a jej brwi zmarszczyły się nieprzyjaźnie.
- Co ci powiedział?
            Brytyjka opuściła głowę, nie mogąc wytrzymać spojrzenia Sam. Zacisnęła boleśnie dłonie, myśląc, że to w jakiś sposób powstrzyma łzy cisnące się do oczu. Zadawanie sobie bólu, nie miało zamierzonego skutku. Już po kilku sekundach, obraz kolan i zaciśniętych dłoni, rozmazał się jej przed oczami.
- Co ci powiedział?!
            Amerykanka nie ustępowała. Widząc, że Brytyjka wbija w skórę paznokcie, przykryła dłonią jej dłonie, wciskając pomiędzy jej palce, swoje. Alex rozluźniła uścisk i przetarła czerwone ślady na kostkach. Nie chciała płakać, tak bardzo tego nie chciała…

- Życzył mi szerokiej drogi…

1 komentarz:

  1. Tom, ty durniu! Miałeś wyznać jej miłość, a nie mówić tak dziarsko "adios" niech go...
    Jakże mi szkoda teraz Alex, oby odnalzała szczescie!
    XD

    OdpowiedzUsuń