piątek, 29 maja 2015

10. Tylko na tym mi zależy…


Hej-ho!

Aż chce się powiedzieć: "Boom! You're pregnant! xD Niezaznajomionych z Tomaszem, ostrzegam: Nie wpatrujcie się zbyt długo! xD








         Sytuacja, która miała miejsce po tym incydencie z sałatką oraz kłótni przyjaciółki z sąsiadem, zmusiły Alex jak i resztę domowników – Simona i Rose, do zajęcia się wściekłym Lukiem. Mężczyzna ciskał się, by pobiec za Sam, lecz Alex starała się go przekonać by tego nie robił. W końcu po wielu minutach namawiania, przyznał jej rację i postanowił wrócić do domu, by się przebrać. Jednak obiecał wszystkim, że wróci, by porozmawiać z Sam.
Alex odprowadziła go do samochodu, bardziej jednak zwracając uwagę na Toma, który to nie mógł się opanować i ciągle naigrywał się z brata. Gdy milczący Luke zasiadł przed kierownicą swego auta, Tom odwrócił się w jej stronę, patrząc na nią z góry. Alex myślała, że ten powie coś, lecz tylko wpatrywał się w jej twarz, jakby chciał zapamiętać każdy jej szczegół.
- Tom, poczekaj tu na mnie, zaraz wrócę!
            Krzyk Luka z wnętrza auta, uświadomił mu, że brat postanowił odjechać bez niego. Niestety na reakcję było już za późno, ponieważ mężczyzna wcisnął pedał gazu i ryjąc kołami w piaskowym podjeździe odjechał. Tom westchnął tylko, biorąc się pod boki. Alex przyjrzała się grze uczuć jaka wymalowała się na jego twarzy. Odkąd ostatni raz rozmawiali, była smutna, lecz widząc z jakim apetytem pochłania jej ciasteczka, zobaczyła małą iskierkę, która zmotywowała ją do podjęcia działania, roztopienia serca sąsiada Sam. 
-  Dlaczego tak mi się przyglądasz? – Spytał z ciekawością, schylając swą twarz do jej. Alex zaczerwieniła się, chcąc odchylić swą głowę, gdyż jego usta niebezpiecznie zbliżyły się do jej. Oczy zwęził mu się, gdy ich spojrzenia się spotkały. – Nawet na to nie licz.
            Alex nie mogła uwierzyć, że mężczyzna odgadł jej myśli. Od paru minut rozmyślała nad pocałunkiem i gdyby nie wrodzona nieśmiałość, już dawno przyssałaby się do jego ust, nie bacząc na to, czy by się wyrywał.
- Na co mam nie liczyć? – Spytała nieśmiało, udając, że nie ma pojęcia o czym mówi. Tom prychnął po nosem, dając jej bolesny pstryczek w nos. Alex jęknęła z bólu, przecierając palcami bolące miejsce. – Zawsze musisz się tak zachowywać?
- To znaczy jak? – Spytał, naśladując jej spojrzenie gdy zadawała poprzednie pytanie.
Mężczyzna naigrywał się z niej, co wcale się jej nie spodobało. Zacisnęła usta i już miała się odwrócić i zostawić go samego, gdyby nie to, że przypomniała sobie słowa Sam: „Nie daj mu tej satysfakcji”. Zatrzymała się nagle, podnosząc dumnie głowę.
- Jesteś upierdliwa… - Rzekł, postępując kilka kroków, chcąc ją zostawić w tyle, jednak Alex nie dała za wygraną. Choć musiała robić dwa razy więcej kroków, nadganiała jego szybki krok. W pewnym momencie się zatrzymał i chwytając ją za ramię, ruszył w kierunku schodów. Pchnął ją na stopnie by usiadła i już była gotowa by się podnieść, jednak ten usiadł obok. – Czego chcesz?
            Alex uśmiechnęła się radośnie, w duchu krzycząc z radości, że wygrała ten pojedynek.
- Chce wiedzieć dlaczego jesteś taki… - Zawahała się przez moment szukając odpowiedniego określenia. Tom uniósł brwi w zdziwieniu, czekając co też dziewczyna wymyśli. Jednak jej przychodziło tylko do głowy jedno określenie. – Zimny....
            Thomas ku jej zaskoczeniu, nie wściekł się, ani nie zareagował w jakiś żywiołowy sposób. Siedział, zawieszając swe spojrzenie na gwieździstym niebie. Już myślała, że jej nie odpowie i nawet chciała szturchnąć go dłonią, chcąc sprawdzić czy aby ciągle żyje, gdy ten odezwał się nagle.
- Wcale nie jestem zimny… - Powiedział spokojnie i jakby na potwierdzenie tych słów, chwycił jej dłoń, zamykając ją w swojej. Alex pisnęła, kompletnie nie spodziewając się tego gestu. Jego kciuk, delikatnie gładził wnętrze jej dłoni i Brytyjka musiała przyznać mu rację. Jego dłoń wcale nie była zimna. Ciepło jego palców, rozchodziło się po całym jej ciele, a delikatne ruchy jego kciuka, wzbudziły w niej pragnienie. Alex zapragnęła, by nigdy jej nie cofnął. – To, że mnie tak nazywają nie oznacza, że to prawda.
            Czyli nie mówili tak za jego plecami… Tom doskonale zdawał sobie sprawę, że tak go nazywają, a Alex żałowała teraz, że użyła tego określenia. Jednak, gdy spojrzała na jego profil, doszło do niej, że mężczyzna się tym nie przejmuje. Uśmiechał się, obserwując gwiazdy, świecące nad ich głowami. Alex zapragnęła, by spojrzał tak też i na nią, jednak szybko odgoniła od siebie te myśli.
- Przepraszam… - Powiedziała nagle, przyglądając się ich złączonym dłonią. Przyjemność jaką niósł jej ten niewinny dotyk była nie do opisania. Tom zapiszę się na zawsze w jej pamięci nawet, gdy stąd wyjedzie. Ponieważ był pierwszym mężczyzną, który trzymał ją za dłoń. – Nie chciałam używać tego określenia…
            Tom wolną dłonią, puknął ją w głowę. Alex pisnęła zaskoczona, ponieważ po raz kolejny tego wieczoru, Tom ją uderzył. Nie było to mocne, jednak chodziło o sam fakt.
- Dlaczego to zrobiłeś? -  Podniosła swe spojrzenie, chcąc sprawdzić dlaczego tym razem to zrobił i o mało co nie pisnęła ponownie, ponieważ mężczyzna odsunął się od niej i nie pytając o zgodę, ułożył głowę na jej odkrytych kolanach. – Co ty robisz?!
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, chcąc wyrwać dłoń z jego uścisku, jednak ten jej nie puścił. Ścisnął ją mocniej i przyłożył ją do swej piersi. Alex zapragnęła dotknąć jego włosów wolną dłonią jednak nie znalazła w sobie dość odwagi do spełnienia zachcianki.
- Za dużo gadasz… - Szepnął pod nosem, przymykając powieki.
Dziewczyna nachyliła się nad nim, korzystając z okazji, że ten zamknął oczy. Mogła się teraz przyjrzeć z bliska jego twarzy. W blasku księżyca wydała jej się jeszcze bardziej urokliwa. Nie był typowym męskim przystojniakiem, jednak było w nim coś pociągającego, to coś nie pozwalało jej odwrócić wzroku. Posiadła dość gęste rzęsy, a kilkudniowy zarost na jego policzkach i kształtnej brodzie, przyciągał jej uwagę, jednak nie to było w jego twarzy najbardziej interesujące. To na czym dziewczyna zawiesiła oko, to jego różowawe, wąskie usta, które aż kusiły ją, by spróbować ich smaku.
- Nie gap się tak. – Spokojny głos Toma, sprawił, że drygnęła, lecz zaraz skarciła się w myślach, ponieważ nie zrobiła nic co wymagałoby skargi z jego ust. Westchnęła, ciągle studiując delikatne zmarszczki na jego twarzy i linię jego policzków, zapadających się pod kątem. Pewnie robiłaby to ciągle, gdyby nie to, że uchylił nagle powieki, nakrywając ją na gorącym uczynku. – Mówiłem byś się nie gapiła!
- Przepraszam… - Stęknęła pod nosem, czekając aż ponownie zamknie powieki, jednak nic takiego nie nastąpiło. Niebieski oczy o specyficznym szarawym odcieniu, wpatrywały się w nią czujnie. Zaczerwieniła się, pod naporem jego spojrzenia, jednak nie wycofała się. – Może opowiesz mi coś o sobie?
- Nie.
            Alex zacisnęła usta i postanowiła uruchomić plan awaryjny. Jeśli nie chciał mówić o sobie, będzie musiał wysłuchać tego co ona miała do powiedzenia.
- A może ja opowiem ci o sobie?
- Skoro musisz… - Powiedział, ponownie przymykając oczy, jakby odczuwając skrępowanie jakie odczuwała, gdy na nią patrzył. Alex zaczęła spokojnie opowiadając o uczelni, o tym jak poznała Sam i w jaki sposób znalazła się w Cheyenne. Nie miała pewności, że ten ją słucha, gdyż odkąd zaczęła nie poruszył się ani o milimetr, ani nie wypowiedział tez choćby jednego słowa. Kończąc zaczęła mówić o rodzinie i o tym co lubiła, lub nienawidziła. Nagle Tom otworzył oczy, strasząc ją intensywnością swego spojrzenia. – Także nie lubię groszku…
            Powiedział wybijając Alex z rytmu. Jego uwaga o warzywie, była nawiązaniem do tego co sama mówiła, jednak nie sądziła, że podzieli się z nią taką rzeczą. Dziewczyna roześmiała się szczerze, nie mogąc się przed tym powstrzymać. Uwaga o groszku kompletnie ją zaskoczyła.
- Lubię twój uśmiech. – Wystrzelił nagle, podnosząc dłoń i przesuwając palcem po jej policzku. Alex spoważniała w momencie, a jej twarz aż poczerwieniała z zawstydzenia. Tom powiódł palcem do jej rumieńców i uśmiechnął się delikatnie. – Mają kolor twoich włosów…
            Alex chciała odtrącić jego dłoń, gdyż doprowadzało ją to do jeszcze większego zawstydzenia, lecz jego dotyk był tak przyjemny, że nie potrafiła tego zrobić. Także pragnęła go dotknąć, jednak bała się go spłoszyć. Ich badanie, działało tylko w jedną stronę. Tom mógł bezwstydnie jej dotykać, lecz ona nie miała na to szans, gdyż pewnie by się zdenerwował.
            Nagle mężczyzna przesunął dłonią na jej usta, opuszkami palców dotykając miękkiej skóry, lecz nie trwało to zbyt długo, gdyż zaraz potem do ich uszu doszedł warkot samochodowego silnika i wielkie lampy pickupa, oświetliły ich twarze. Tom podniósł się do siadu i ku jej zawiedzeniu puścił jej dłoń.
- Jestem. – Powiedział Luke kierując się w ich stronę. Gdy był już przy nich i miał ich wyminąć, zatrzymał się i spojrzał na nich podejrzliwie. Alex podniosła dłonie do twarzy chcąc zakryć rumieńce, przez co niepotrzebnie na sobie skupiła uwagę przybyłego mężczyzny. – A wam co się stało?
- Nic - odparł Tom, podnosząc się z miejsca i rzucając jej obojętne spojrzenie, pomaszerował razem z bratem do ogrodu.
            Alex jeszcze przez chwilę siedziała na schodach, chcąc uspokoić swe galopujące serce. Kiedy Tom położył palce na jej ustach, myślała, że miał ochotę ją pocałować. Ba! Była nawet tego pewna, lecz jego brat nieświadomie zniszczył wszystko…

* * *

Gdy dotarła do miejsca, skąd dochodziły podniesione głosy, nie dostrzegła nigdzie Luka. Tom za to stał nieopodal całego zgromadzonego towarzystwa, przysłuchując się ich wymianie zdań.
- Myślicie, że ją zabije? – Jęknęła Sue, wtulając się w umięśnioną pierś swego męża. Rose była tak samo przerażona jak Susan, lecz zamiast przytulać się do Richarda, złożyła dłonie jak do modlitwy i przyciskała je do ust. Alex przez swą nieobecność nie miała pojęcia o czym mówią, lecz zamiast pytać wolała się przesłuchać ich rozmowie. – Oby tylko Sam, znów mu nie dokuczyła!
            Alex nieskrępowana niczym podeszła do Toma. Teraz pewnie i tak nikt nie zwróci na nią uwagi, więc mogła spokojnie z nim pogadać.
- O co chodzi?
- Ten krety… znaczy mój brat, poszedł się rozmówić z Sam. – Powiedział Tom, krzywiąc usta w niesmaku, lecz gdy na nią spojrzał, jego spojrzenie złagodniało i przez chwile miała wrażenie, że powróciła do nich ta sama czuła nuta co na schodach. Lecz to było tylko wrażenie. – Znowu się na mnie gapisz…
            Już miała zapytać o co mu chodzi, gdy Tom dłonią przekręcił jej głowę do przodu i wskazał towarzystwo, które nagle ruszyło w głąb ogrodu.
- Nie. – Powiedział stanowczo, gdy już miała go zapytać czy także idzie zobaczyć co się dzieje z Sam oraz Lukiem. Trochę ją niepokoiło to, że mężczyzna w mig odczytuje wszystkie jej myśli, lecz nie miała czasu się nad tym teraz zastanawiać. By nic ją nie ominęło ruszyła za rodziną przyjaciółki.
            Kiedy dogoniła całe towarzystwo, aż pisnęła ze zdziwienia. Luke oraz jej przyjaciółka byli złączeniu w miłosnym uścisku. Nigdy nie przypuszczała, że Sam mogłaby tak namiętnie całować osobę, której szczerze nienawidziła, o czym ją nie raz przekonywała. Jęknęła, czerwieniąc się po same uszy i przytykając dłoń do ust. Spojrzała do tyłu na Toma, który oddalony od nich o kilkanaście metrów, spoglądał niecierpliwie na zegarek na swym nadgarstku.
            Westchnęła cicho, bardziej z rozżalenia niż z szoku, jakiego doznała, widząc całującą się parę. Ona także chciała takiego uczucia! Chciała, by Tom ją pocałował i odsłonił przed nią swe serce, powierzając jej wszystkie troski i pragnienia. Mężczyzna był jednak mało nią zainteresowany, lub skrywał swoje uczucia tak głęboko, że powoli zaczęła wątpić by cokolwiek udało jej się zdziałać.
- Witaj w rodzinie… Synu!
            Głos Richarda, a później następująca po nim salwa okrzyków i gratulacji, uświadomiła Alex, że znowu zatopiła się w swych myślach, nie zwracając uwagi na otoczenie. Obserwowała cieszących się naokoło ludzi i zachodziła w głowę co spowodowało ich ożywienie. Odpowiedź przyszła szybko.
- Szwagrze, tylko bądź dobry dla mojej siostrzyczki! – Upojony alkoholem Simon, wrzasnął na całe gardło, wprawiając Sam w zakłopotanie. Zaraz potem Rose, ofuknęła swojego syna za ten krzyk i ku jego niezadowoleniu odebrała mu szklankę, lecz to nie powstrzymało młodego Andersona od wykrzykiwania swych myśli. – I chce mieć jak najszybciej siostrzeńca!
            Szwagrze? Siostrzeńca? – Zastanowiła się Alex i przebiegła spojrzeniem po twarzach, Luka i Sam. Luke był szczęśliwy, co wskazywał jego szerokie uśmiech, natomiast Sam miała minę jakby chciała zwiać jak najdalej stąd.
Gdy doszła do niej brutalna prawda, pisnęła głośno, nie mogąc się opanować. Te wszystkie słowa Simona wskazywały tylko na jedno – małżeństwo… Lecz dlaczego Sam nie powiedziała jej wcześniej o swoich małżeńskich planach? Choć teraz patrząc na jej wykrzywioną paniką twarz, Alex zastanowiła się czy aby to wszystko nie było dziełem przypadku. Może to wszystko stało się pod wpływem chwili, więc nie mogła mieć Sam tego za złe, że jej nie poinformowała, jeśli sama o niczym nie wiedziała. Postanowiła nie ekscytować się przedwcześnie, czy też nie smucić i poczekać aż zostaną same. Wtedy Sam z pewnością powie jej prawdę. Nawet jeśli będzie musiała ją z niej wydusić – pozna ją.
- Zbliżają się zaręczyny… - Podśpiewywała pod nosem Rose, która przemknęła jej przed oczami. Alex zamrugała parokrotnie powiekami i naraz roześmiała się rozbawiona, dobrym humorem gospodyni. – Kochanie, dlaczego płaczesz?
            Alex powiodła za jej głosem i o mało się nie roześmiała, gdy zobaczyła do kogo są skierowane jej słowa. Rose przysiadła na brzegu stołu i pogładziła swą dłonią twarz męża, który siedział za stołem i zalewał się łzami.
- Po prostu… - Pochlipywania starszego mężczyzny, kompletnie nie pasowały do jego twarzy o surowych rysach. Alex musiała wykrzesać z siebie sporo siły, by nie wybuchnąć śmiechem. – Moja mała córeczka… Za niedługo wyjdzie za mąż…
            Rose westchnęła, przytulając Richarda do swej piersi. Alex odeszła o kilka metrów i dopiero wtedy się roześmiała. Nie przejmowała się tym, że musiała wyglądać dziwnie, rechocząc jak nienormalna, lecz widok tego surowego na pierwszy rzut oka mężczyzny, zalewającego się łzami, kompletnie ją rozłożył. Widocznie przykuwała uwagę, bo chwile potem tuż przy jej boku pojawił się Zack, pytając czy aby nic jej nie jest i czy dobrze się czuje.
- Tak wszystko w porządku… - Odpowiedziała po kilku minutach, gdy rozbolał ją brzuch, a z oczu popłynęły łzy. – Po prostu, coś mnie rozbawiło!
            Zack wyciągnął dłoń i starł z jej policzka łzę. Alex sposępniała, spoglądając mu w oczy ze zdziwieniem. W jego oczach dostrzegła niepokojącą nutę, co jakby pożądanie. Przestraszyła się i odchyliła by jego dłoń zsunęła się z jej twarzy. Wydawało jej się, że każdy dotyk jest do siebie podobny, jednak jak bardzo się myliła. Dotyk Toma był delikatny i czuły, natomiast palce kuzyna przyjaciółki, nie wzbudziły w niej tej samej niepewności i ochoty na więcej, co palce Moorea.
            Goście powoli zaczęli się już rozchodzić do domów, więc Alex prawie jedyna trzeźwa, jak i Sam, były zmuszone do odprowadzenia gości na podjazd. Rose oraz jej mąż zostali przy stole, ciągle rozmawiając na temat ożenku córki, a przewidujący Simon zawinął się do domu, wymawiając się iż był zmęczony.
            Tom wyrwał się do przodu, zapewne nie mogąc się doczekać powrotu do domu, a Luke maszerował tuż przy Sam, ciągle ściskając jej dłoń. Alex natomiast przez całą drogę rozmawiała z Zack’em o przyjęciu, potrawach, które mu smakowały, gładko przechodząc tematem do jego rodzinnej restauracji, do której ją zaprosił razem z Sam. Przyjaciółka w pewnym momencie oddaliła się, a raczej została porwana przez Luka, który odciągnął ją na bok, zostawiając Aleksandrę samą z jej kuzynem.
- Alex, chciałbym cię gdzieś zaprosić. – Powiedział nagle, a na jego twarzy pojawił się rumieniec, jednak nie odwrócił wzroku. Ciągle bacznie przyglądał się jej swoimi ciemnymi oczami. Wyciągnął dłoń i pochwycił jej rękę, unosząc ją do swych ust. – Może miałabyś ochotę na kino w środę?
            Alex sapnęła cicho, zastanawiając się jakby mu tu odmówić. Wprawdzie chłopak był miły, choć na początku zbyt nachalny w swoich poczynaniach, gdy zamieniając z nią kilka słów chciał ją pocałować, lecz w głowie Brytyjki znajdował się tylko ten Zimny Tom, którego postanowiła zdobyć. Nie miała ochoty na spotykanie się z innymi i właśnie to musiała mu powiedzieć.
- Naprawdę byłoby bardzo miło, lecz…
- Jest już umówiona. – Twardy głos Toma, sprawił, że Zack puścił dłoń Alex. Dziewczyna spojrzała na Moorea i aż się przeraziła. Jego spojrzenie było zawistne i przepełnione złością, ale nie znała jego przyczyny. Nie sądziła, by ten obojętny na wszystko facet nagle zapałał do niej uczuciem i był zazdrosny o Zacka. Nie przejmując się jej zaskoczonym spojrzeniem, podszedł do Angielki i objął ją swym ramieniem, przyciskając ją do swego boku. Pochylił się i dopiero teraz zauważyła, że się uśmiecha. – Ze mną…
            Spojrzała przepraszająco na Zacka i już chciała mu wyjaśnić, że Moore tylko sobie żartuje i nie przypomina sobie by byli umówieni, lecz Tom nie dał jej na to szansy. Schylając swą głowę, wziął w posiadanie jej usta. Muskał delikatne jej wargi swoimi, a dziewczyna marzyła tylko o tym by ten całus nigdy się nie skończył. Zdobywając się na śmiałość, objęła jego twarz dłońmi i wspinając się na palce, pogłębiła pocałunek, kierując się tylko i wyłącznie instynktem, gdyż doświadczenia nie posiadała. Tom najwidoczniej rozpalony jej odpowiedzią, objął ją w pasie i uniósł odrobinę, przyciskając do siebie. Dłońmi pogładził jej plecy, zsuwając dłonie do jej tali. Alex czuła ciepło jego dłoni, jakby mężczyzna przesuwał nimi po gołej skórze, a nie delikatnym materiale sukienki. Nie zwracając uwagi na przyglądających im się ludzi, przeniosła dłonie na jego kark, wplątując ją w jego włosy. Nagle rozchyliła wargi i poczuła jego gorący język, który wdarł się do jej ust, drażniąc swym dotykiem jej język, badając wnętrze kobiecych ust. Nie spodziewała się aż takiej intensywności pocałunku oraz przyjemnego smyrania w dołku.
            Nagle Tom oderwał się od niej, co skwitowała jęknięciem i niezadowoloną miną. Pogładził dłonią jej policzek, przesuwając kciukiem po jej ustach i uśmiechnął się szeroko. Alex o mało co nie pisnęła, gdy w jego oczach dostrzegła ciepło oraz iskierki rozbawienia, te które widziała, gdy patrzył na gwiazdy.
- Jest nieźle, ale będziemy musieli jeszcze nad tym popracować… – Wyszeptał, schylając się do jej ucha i ponownie musnął jej usta, tym razem jednak krótko i powściągliwie. – Ty, zakochany, jedziemy już?

            Luke słysząc niecierpliwe wołanie brata, pożegnał się Sam, w ten sam sposób w jaki żegnała się z Thomasem i podbiegł do auta, machając wszystkim na pożegnanie. Gdy mężczyźni byli już w samochodzie, pochwyciła jeszcze złośliwe spojrzenie Toma, co skwitowała uśmiechem. Właśnie mężczyzna podarował jej najpiękniejszą chwilę na świecie i jeden jego złośliwy wyraz twarzy nie mógł tego popsuć. 

wtorek, 26 maja 2015

* 4. Więc uwierz sercu, gdy ci daje znak …





Sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat,sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, sto lat! i jeszcze milion lat więcej, mój najlepszy friendzie! Niech Ci się żyje szczęśliwie!



Więc uwierz sercu, gdy ci daje znak …

Nie wiedziałam czy cieszyć się, czy płakać. Pani Collins, jakby nie dostrzegając mojego zakłopotania, usadziła mnie pomiędzy panem Bingley’em, a panem Darcy’m, a może zrobiła to specjalnie albo, co bardziej prawdopodobne, zupełnie nieświadomie. Patrząc uważnie na właścicielkę ośrodka, niczego nie mogłam być pewna. Czego mogłam się spodziewać od kobiety tak jawnie zamroczonej alkoholem. Jej zamglone oczy błądziły po twarzach zabranych, tak bezuczuciowo jakby w ogóle nie zdawała sobie sprawy z naszej obecności.
Chciałam skorzystać z tej sposobności, że mężczyzna siedzi obok i nawiązać z nim rozmowę, lecz gdy otwierałam usta chcąc coś powiedzieć, siedząca niedaleko Lady Mery zwróciła się do Thomasa o coś go pytając. Spojrzałam na siedząca naprzeciwko Susan, która z kwaśną miną rozglądała się po stole. Poszłam w jej ślady przyglądając się produktom w poszukiwaniu odpowiedniej dla mnie strawy, zmarszczyłam brwi nie zauważając niczego wyglądającego smakowicie. W sumie nie byłam aż tak głodna.
- Powinna pani spróbować tej potrawy. – Z pomocą przyszedł mi pan Bingley, podsuwając mi jedną z mis, wypełnioną sałatką warzywną. Kiedy nakładałam ją sobie na talerzyk, podał mi także koszyczek z pieczywem. – Z pewnością będzie pani smakowała.
- Dziękuje. – Powiedziałam odbierając od niego pieczywo i nieśmiało uśmiechnęłam się w podziękowaniu, na co odpowiedział szerokim uśmiechem, ukazując równy rząd białych zębów. Doprawdy fascynujący mężczyzna, jednym uśmiechem sprawił, że moje serce przyśpieszyło swój rytm. Podniosłam do ust pierwszy kęs i z zachwytem stwierdziłam, że sałatka była wprost przepyszna. Nieświadomie położyłam dłoń na ramieniu mężczyzny, patrząc na niego z uśmiechem. – Miał pan racje, jest cudowna!
Jego ciało pod moim dotykiem zesztywniało, a uśmiech zastąpiło coś na kształt złości połączonej z zaskoczeniem. Potrząsnął ramieniem, dyskretnie strzepując moją dłoń z ramienia i zaciskając usta w wąską kreskę. Być może nie życzył sobie takich zachowań, lecz nie musiał przy tym robić aż tak kwaśnej miny! Próbowałam jakoś ponownie nawiązać z nim rozmowę jednak jakby nie zwracał na mnie uwagi i specjalnie zagadywał innych biesiadników, by uniknąć odpowiedzi na me pytania. Nie pozostało mi nic innego jak zająć się jedzeniem, jednak po wzięciu do ust kilku kęsów stwierdziłam, że potrawa nagle wydała mi się mało atrakcyjna.
Zastanawiało mnie, dlaczego pan Bingley tak jawnie mnie ignoruje. Bez wątpienia był na mnie zły lub co gorsze zniesmaczony moim zachowaniem. No tak! A może nie byłam „w guście” szanownego Pana Bingley’a, a wtedy na korytarzu pomógł mi z powodu odruchu współczucia? Nie myślałam, że zdenerwuje go zwykły dotyk w ramię. Niedotykalscy są ci angielscy mężczyźni…
Postanowiłam przetestować swą niedawno wysnutą teorię na panu Darcy’m. Odłożyłam widelczyk, który głośno stuknął o talerz i położyłam dłoń na ramieniu mojego królika doświadczalnego. Pan Darcy z zaskoczenia uniósł swe jasne brwi.
- Czy mogę coś pani podać, panno Bennet?
Nie spiesząc się, pogładziłam materiał jego kamizelki, obserwując jego reakcje. Ku mojemu zawiedzeniu nie dostrzegłam absolutnie nic, poza spokojnym spojrzeniem. Przeprosiłam go, czym prędzej cofając dłoń i umieściłam ją na padoku.
- Wygląda pani, panno Bennet, jakby w życiu nic pani nie cieszyło – doszły do mnie słowa Lady Mery, jednak były one skierowane do mojej „siostry”.
Spojrzałam na Susan, dostrzegając na jej twarzy rzadki wyraz konsternacji jakby nie wiedziała, co odpowiedzieć de Bourgh. Wredna lampucera! Już otwierałam usta by utrzeć jej nosa, gdy poczułam na dłoniach ciepły dotyk. Podskoczyłam na krześle, kiedy okazało się, że ciepło, a w zasadzie gorąco, które zalewało teraz całe moje ciało, było zasługą dotyku Pana Bingley’a.
- Czy teraz już pani wie, dlaczego taka była moja reakcja? – Chciałam wyswobodzić dłonie z silnego uścisku, lecz nadaremnie. Spojrzałam w roziskrzone oczy Thomasa i wtedy wszystko pojęłam. Mężczyzna stroił sobie ze mnie żarty! Nie chcąc wyjść na sztywną, odwzajemniłam jego uśmiech, robiąc dobrą minę do złej gry, ciągle walcząc z wzmacniającym się uściskiem. Do tej chwili myślałam, że jego spojrzenie najbardziej… destrukcyjnie na mnie wpływa, ale ono było niczym w porównaniu z dotykiem ciepłej męskiej dłoni.
- Nie mam pojęcia, o co panu chodzi, ale… - jęknęłam cicho, gdy zaczął pocierać kciukiem moje palce. Miał bardzo delikatne dłonie i miękką skórę. Ten dotyk rozpalał nie tylko moje ciało, ale także umysł. Nie potrafiłam zebrać myśli, gdy dotykał mnie w ten sposób.
- Czyż nie próbowała pani przetestować… tego – w tym momencie nasze palce splotły się w uścisku, bo wywołało rumieńce na mojej twarzy. Zdecydowanie za często się czerwieniłam. - Na biednym panu Darcy’m?
Pokiwałam lekko głową, uśmiechając się do innych, by nie wzbudzić ich zaciekawienia. Jakże byłabym skrępowana gdyby inni goście podsłuchaliby naszą niecodzienną konwersacje i wysnuliby z niej nietypowe wnioski. Bingley jednak chyba nie przejmował się spojrzeniami rzucanymi przede wszystkim przez Lady Mery i pana Collinsa, czułam, że ciągle uważnie mi się przygląda. Odchrząknęłam próbując po raz kolejny wyswobodzić dłoń z uścisku.
- Czyżbym panią krępował, panno Bennet? – Szepnął pochylając się nade mną tak, że poczułam na policzkach jego ciepły oddech. Och tak, zdecydowanie za blisko…
Przecież dobrze wiedział, że mnie krępował, nie musiał o to pytać! Spojrzałam błagalnie na Susan, szukając ratunku jednak ta morderczym wzrokiem patrzyła na lady Mery. Blondynka z podniesionymi, idealnie wyskubanymi brwiami, mierzyła moją siostrę równie nieprzyjaznym spojrzeniem. Wyłapałam słowo „spacer” z ich rozmowy i ciesząc się jak dziecko pochwyciłam ten temat dziękując bogu, za ratunek.
- To wspaniały pomysł, czy mogłabym państwu towarzyszyć? – Powiedziałam z entuzjazmem. Szczerze nie miałam teraz ochoty spacerować z obtartą nogą, ale lepsze to niż siedzieć tu w obecności tego niebezpiecznego mężczyzny. Bingley pogładził kciukiem moją dłoń, by zaraz potem ją puścić. Z jego uśmiechu wyczytałam, że nie ma zamiaru mi odpuścić.
Chwile potem przekonałam się, że miałam rację:
- O której wybieracie się panie na spacer?

* * *
Odetchnęłam z ulgą dopiero, gdy znalazłam się w przydzielonym mi pokoju. Tuż po kolacji, zerwałam się z miejsca i jakby gonił mnie sam diabeł pognałam do wyjścia. Musiałam schować się w pokoju i przemyśleć parę rzeczy, a nie chciałam, by któryś z tych szarmanckich mężczyzn odprowadzał mnie do pokoju. Usiadłam na łóżku i zrzuciłam niewygodne pantofelki. Sapnęłam głośno czując ulgę. Opadłam na plecy, i zapatrzyłam się w sufit.
- Czego chcesz Christien…
No właśnie, czego ty chcesz? Sama już nie wiedziałam. Przyjechałam tu z postanowieniem przeżycia romansu, miałam zatracić się w tym świecie razem z cudownym mężczyzną, spełnić swe marzenie romantycznej miłości, nawet gdyby potem, okazało się to tylko fikcją.
Podeszłam do toaletki i wlałam do malutkiej miseczki odrobinę wody. Przemyłam swą piętę i odszukałam w moich rzeczach odpowiedniej wielkości plaster. Westchnęłam z ulgą i zaczęłam się rozbierać.
- Thomas… - Nieopatrzenie jego imię wyrwało się z moich ust, gdy wyciągałam z włosów wsuwki.
Taki przystojny, z uwodzicielskim uśmiechem, przyjemnym lekko zachrypniętym głosem i tym brytyjskim akcentem… Takiego adoratora szukałam, a po tym wieczorze upewniłam się w tym, że nie jest on zainteresowany Susan, ani tym bardziej Lady Mery, a mną. Skarciłam się jednak zaraz potem przypominając sobie słowa pani Collins: „Każdej z panien będzie przypisany jeden z naszych mężczyzn”. Miałam nadzieje, że przydzieliła mi właśnie pana Bingley’a. Inaczej nie umiałam wytłumaczyć jego zachowania podczas kolacji.
Z jednej strony rozum podpowiadał mi, by uciec stąd czym dalej, nim niepoprawnie zadurzę się w tym mężczyźnie, a serce…
Wygrzebałam z torby zdjęcie babci i ustawiłam je na szafce nocnej. Uśmiechnięta staruszka machała do mnie ze zdjęcia. Właśnie taką ją zapamiętałam.
- Co mam robić babciu?
Gdy wtuliłam się w miękką pościel i zmorzył mnie sen w moich myślach był tylko on… Moje serce pragnęło tego mężczyzny. Chciałam z nim przebywać, przytulić się do jego piersi, poczuć smak jego ust…

* * *
- Panienko Bennet, proszę wstawać. – Szepnęła służąca, delikatnie trącając me ramię. – Już pora by panienka wstała.
Podniosła głowę z poduszki patrząc na kobietę jednym okiem, by zaraz potem ponownie je zamknąć. Przeklęta odsunęła zasłony, przez co promienie słoneczne raziły mnie w oczy.
- Dajże mi spokój! – Warknęłam, przez co kobieta pisnęła, odsuwając się odrobinę od brzegu łóżka. Przewróciłam się na drugi boku, chcą znów zasnąć. Miałam taki piękny sen właśnie stałam na polanie i zrywałam kwiaty, kiedy zbliżył się do mnie mężczyzna moich marzeń. Zamruczałam jak kotka, nieświadoma do końca obecności kobiety. - Thomas…
Biedna kilkadziesiąt razy próbowała mnie zbudzić, lecz nieskutecznie. Ciągnęła moją pościel, jednak nie dałam odebrać jej sobie tak łatwo. Uderzała mnie po ramieniu i wściekle krzyczała, co przy mojej porannej zaporze było raczej bezsensowne.
- Panno Bennet! – Krzyknęła szarpiąc z całej siły ciągnąc za przykrycie. – Pan Thomas czeka na panienkę!
Z zaskoczeniem puściłam pościel, przez co służąca padła jak długa na podłogę. Podniosłam się do pozycji siedzącej i szeroko otworzyłam oczy. Kobieta z jękiem podniosła się z podłogi, masując sobie siedzenie. Zasłużyła sobie na to, mogła mnie nie straszyć!
Uśmiechnęłam się do niej słabo, na co ona, chwytając mnie za ramię, prawie zawlekła do toaletki i zaczęła szarpać me splątane snem włosy. Spojrzałam w lustrze na jej odbicie. Zaciekle układała moje włosy, boleśnie wpinając w nie wsuwki. Straszna kobieta – pomyślałam, modląc się by nie wyszarpała mi ich wszystkich.
Gdy męczarnie się skończyły, udałam się do łazienki, a gdy powróciłam służąca z odrobinę łagodniejszą twarzą czekała na mnie w jednej ręce z gorsetem, w drugiej z długim sznurkiem. Zachichotałam uświadamiając sobie, że przypomina mi strażnika więziennego lub kobietę odzianą w skórę z pejczem. Gdy ścisnęła mocno sznurek gorsetu, prawie miażdżąc mi żebra, jęknęłam głucho próbując złapać oddech. Ten okres regencji jednak nie był tak wspaniały jak mi się wydawało, przynajmniej zakładanie tego piekielnego gorsetu. Kiedy stanęłam przy lustrze w pięknej niebieskiej sukni, trzymając w dłoni parasolkę tego samego koloru, pokiwałam z aprobatą głową i dziękując służącej za „pomoc” odprawiłam ją. Jeszcze tylko pociągnęłam usta bezbarwnym błyszczykiem i wyszłam.
Przechadzając się korytarzami i podziwiając mijane zdobienia ścienne, meble i obrazy znajdujące się na prawie każdej ze ścian, postanowiłam sprawdzić, czy Susan już wstała, jednak miałam nie mały problem w odnalezieniu jej pokoju. Błądziłam po korytarzach mając nadzieje, że w końcu przecież spotkam kogoś, kto wskaże mi odpowiednią drogę.
Przed zaśnięciem rozmyślałam nad tym, co zrobić. Teraz już dokładnie wiedziałam, czego chcę. Postanowiłam posłuchać głosu serca i nie przejmując się głosem rozsądku jak najlepiej i najpełniej wykorzystać ten wyjazd. Także, co do pana Bingley’a zdecydowałam iść za ciosem i skorzystać z nadarzającej się okazji. W duchu jednak miałam cichą nadzieje, że nasza znajomość nie skończy się wraz z wyjazdem. Może wydać się to niedorzeczne jednak nigdy wcześniej nie czułam się tak w obecności żadnego mężczyzny, co oznaczało, że Thomas jest wyjątkowy, a ja beznadziejnie nim zauroczona…
Z moich rozmyślań wyrwał mnie dotyk dłoni w zgięciu łokcia. Odwróciłam głowę z zaskoczeniem widząc Susan w nieco niecodziennym dla niej stroju. Zawsze powtarzała, że nigdy nie założy niczego różowego i śmiała się ze mnie, gdy kupowałam coś w tym kolorze, a tu taka niespodzianka. Musiałam jednak przyznać, że do twarzy było jej w różu.
- Wczesna pora ci zaszkodziła? – Wskazałam palcem na jej suknie, a widząc jej przerażenie omal się nie roześmiałam. Biedna Sue nie wiedziała którędy uciec, gdy służąca zastąpiła jej drogę, wyciągają w jej stronę różową parasolkę. Chwyciłam ją za ramię, przy okazji zgarniając także parasolkę i pociągnęłam w stronę jadalni. – Nie mamy już na to czasu Sue, lepiej chodźmy do jadalni. Zapewne wszyscy już na nas czekają.
Gdy weszłyśmy do jadalni pierwsze, co zauważyłam to lustrujące mnie spojrzenie Pana Bingley’a. Uśmiechnęłam się do niego szczęśliwa, że nie był snem i wraz z nastaniem poranku nie zniknął jak duch. Odwzajemnił mój uśmiech, podszedł do mnie i złożył na mej dłoni szarmancki pocałunek, który wprawił ciało w drżenie, co zauważył i czym prędzej wsuwając mą dłoń pod swe ramię poprowadził mnie do stołu.

* * *
- Pogoda jest wprost stworzona na spacer. – Szłam wolnym krokiem obok pana Bingley’a i nawet gdyby lało, a z nieba ciskały pioruny, nie mogłoby mi to popsuć humoru. – W odróżnieniu od mojej siostry, uwielbiam przechadzki na świeżym powietrzu.
- Tak. – Szepnął Thomas przeciągając każdą głoskę. Zawiesił spojrzenie na czymś przed sobą, dlatego nie mogłam dostrzec wyraz jego oczu. – W dobrym towarzystwie, każda z przechadzek jest wspaniała.
Nie byłam zbyt wprawną flirciarą, ale teraz miałam pewność, że pan Bingley najzwyczajniej w świecie ze mną flirtuje. Zarumieniłam się nie bardzo wiedząc, co mu odpowiedzieć, zaczęłam wędrować spojrzeniem po krajobrazie. Nie czułam się jeszcze zbyt swobodnie w jego towarzystwie i szczerze wątpiłam w to czy kiedykolwiek mi się to uda.
Uwielbiałam przyrodę, a takie spędzanie czasu, było jak najbardziej w moim guście. Trochę obawiałam się o Susan, lecz gdy zobaczyłam jak radośnie uśmiecha się spacerując z panem Darcy’m, odetchnęłam z ulgą. Wczoraj, a także i przy dzisiejszym posiłku, odniosła wrażenie, że nie jest zbytnio zachwycona tym pomysłem, ale teraz już nie miałam żadnych wątpliwości, że moja siostra cieszy się, lecz może nie tak jak ja, z tego wyjazdu.
- Czym się pan zajmuje? – Spytałam niby od niechcenia zwracając swoją twarz w stronę pana Bingley’a. – Oczywiście, mam na myśli…
- Oprócz pracy w ośrodku i podrywaniu młodych panien? – Spytał, uśmiechając się zagadkowo. Pokiwałam niechętnie głową. Przecież nie miałam tego na myśli! W każdym bądź razie nie chciałam tego powiedzieć na głos. – Jestem ściśle związany z przemysłem filmowym.
Zmarszczyłam brwi ciekawie mu się przyglądając. Przemysł filmowy…, Czyli mógłby być aktorem, scenarzystą, reżyserem, producentem, oświetleniowcem… mogłabym tak wymieniać w nieskończoność!  Na pewno nie widziałam jego twarzy na wielkim ekranie, zresztą przez ostatnie lata prawie nie oglądałam telewizji, a w kinie byłam bardzo dawno temu.
- Jestem reżyserem. – Powiedział z uśmiechem, jakby czytając w moich myślach. – Kiedyś chciałem być aktorem, lecz nie jestem zawiedziony, że nim nie zostałem.  
- Wybrał pan sobie fascynującą profesję. – Przyznałam szczerze. Reżyser! Tego to się nie spodziewałam. – Trzeba mieć sporo odwagi i talentu by zostać aktorem, czy reżyserem. Mnie nie starczyłoby pewności siebie i umiejętności.
- A czym pani się zajmuje, panno Bennet?
Zaskoczyło mnie jego pytanie. Pomyślałam, że to tylko po to, by podtrzymać konwersacje, jednak widząc ciekawość w jego oczach już niczego nie byłam pewna. 
- Jestem tylko lekarzem weterynarii.
- Tylko? – Spytał z zaskoczeniem, podnosząc swe brwi. – Panno Bennet, myślę, że w pani zajęciu potrzeba o wiele więcej odwagi i umiejętności.
Naszą rozmowę przerwały głośne jęki Lady Mery, odganiającej muchy. Roześmiałam się cicho widząc skaczącego koło niej pułkownika Wickhama. Plaga owadów zleciała się do uroczego zapachu, jaki rozsiewała de Bourgh. Jak mogła się tak wypsikać idąc na przechadzkę w lecie? Może nie wiedziała, że słodkie zapachy wabią robactwo?
- Chyba Lady Mery potrzebuje pomocy w tej walce? – Szepnęłam puszczając ramię Thomasa. Ten zrobił kilka kroków w jej stronę, lecz zaraz potem powrócił ponownie podając mi swe ramię, które chwyciłam z radością.
- Pułkownik może odprowadzić Lady Mery do pałacu, my tymczasem udamy się na przejażdżkę konną.
Słowa pana Darcy’ego niezmiernie mnie ucieszyły. Zawsze fascynowałam się tymi majestatycznymi zwierzętami, jednak nigdy nie było mnie na to stać. Teraz będę mogła rozkoszować się ich obecnością, a także, co cieszyło mnie znacznie bardziej, Thomasem…



piątek, 22 maja 2015

9. Mała zemsta



Witam!  Dzisiejszy rozdział jest krótki, ale przyjdą jeszcze czasy długich rozdziałów... Musicie być wytrwali!        Emm... tego... W tytule jest niby "mała zemsta", jednak nie będzie ona wcale taką małą... Sami zresztą zobaczycie ^^  Nie przedłużając zapraszam na kolejny rozdział "Będziesz mój!"

Ps. Drodzy czytelnicy mam do was małą prośbę! Proszę byście odwiedzili bloga, którego tworzę z Szatanirro, w ramach upierdliwego studenckiego projektu: http://yorokondeanime.blogspot.com. Fajnie by było, gdybyście zostawili na blogu ślad po sobie ^^


Sam w najlepsze śmiała się z kawałów Graya oraz narzekań Sue dotyczących jej błogosławionego stanu. Zabawa przebiegała świetnie, a jej wspaniały humor, spowodowany był tym, że znienawidzony sąsiad i jego rodzina nie pojawili się na przyjęciu. Niestety nic nie mogło się obejść tak jakby sobie tego życzyła.
- Witaj Luke! Jak miło cię widzieć!
Głos Graya i charakterystyczny odgłos poklepywania, oderwał ją od rozmowy z Sue. Spojrzała w kierunku z którego dochodził i spotkała się z wesołym spojrzeniem sąsiada. Luke trzymający już w swej dłoni szklankę, uniósł ją, nie spuszczając z niej wzroku. Przeklinając pod nosem, odwzajemniła jego gest i wzięła spory łyk palącego przełyk alkoholu.
- Co jest Sam? – Spytała Sue, odrywając się od głaskania swojego pokaźnego brzucha i podążając za jej spojrzeniem. Uśmiechnęła się, patrząc tajemniczo na ciskającą pod nosem przekleństwa Samanthe. – Ach, czy to nie Lukas?
            Sam nie odpowiedziała na jej pytanie. Susan specjalnie o to spytała, choć doskonale wiedziała, że to on. Wszyscy wiedzieli o jej młodzieńczym zauroczeniu i nieustannie robili jej z tego powodu przytyki. Nie dały nic jęki i przekonywania jak wielką nienawiścią go darzy. Rodzina i tak twierdziła, że jej niechęć jest tylko zagłuszaniem jej prawdziwego uczucia. Choć nie potwierdziła tego ani razu, Luke naprawdę, ciągle zaprzątał jej myśli. A dzień w którym go nie spotkała był niepełny. Jednak Andersonowie od pokoleń dzielili swe ziemie z Moore’ami i zawsze utrzymywali przyjazne stosunki, przez co Sam widywała go niekiedy po kilka razy dziennie. Kiedy była nastolatką uwielbiała z ojcem odwiedzać swych sąsiadów, by choć z daleka ujrzeć Luka pogrążonego w pracy. Teraz jednak była dorosła i starała się pogrzebać wszystkie cieplejsze uczucia względem jego osoby.
- To ten, o którym kiedyś mówiłaś…
- Zamknij się! – Krzyknęła Sam, gromiąc spojrzeniem ciężarną. Ta tylko wyciągnęła dłonie w obronnym geście, dając znać, że odpuszcza sobie ten temat. Sam nie spuszczała wzroku z mężczyzny, który uśmiechając się szeroko, rozmawiał z Grayem. Nagle tuż obok nich pojawił się Zimny Tom, obojętnie podając swoją rękę mężowi Sue. – A ten tu czego…
– Ten mały pasożyt nie da mi się nawet napić! - Westchnęła patrząc tęsknie na szklankę Sam wypełnioną alkoholem. Pogładziła się po brzuchu i uśmiechnęła promienie, jakby nagle wybaczyła nienarodzonemu, swoją abstynencję. Następne słowa były skierowane właśnie do dziecka siedzącego w jej łonie. – Kiedy już cię mamusia urodzi, zaleje się w trupa!
            Samantha, wyrwana nagłym zawodzeniem ciotki, oderwała spojrzenie od sąsiada, przenosząc go na nią.  Roześmiała się, słuchając jej delikatnego głosu, którym zawsze przemawiała do dziecka. Miała nadzieje, że mały ją słyszy, jednak według Sam było to niemożliwe.
- Nie zapomnij o okresie, w którym będziesz go musiała karmić. – Rzekła Sam, przerywając jej rozmyślania o planowaniu zakrapianej imprezy. Sue jęknęła pod nosem i sama tak jak nie dawno siostrzenica, zaczęła przeklinać pod nosem. Dziewczyna roześmiała się wracając spojrzeniem do sąsiada, lecz ten nagle zniknął z jej oczu. Rozejrzała się ciekawie i dostrzegła go siedzącego przy stole, zajadającego się wypiekami Alex. – Niech ci to ciasto utknie w gardle…
- Co?
            Sam machnęła tylko ręką, dając ciotce do zrozumienia, że to nie do niej skierowane były jej ostatnie słowa. Pewnie przypatrywałaby mu się dalej, gdyby nie dźwięk sztućca uderzającego o szkło. Ojciec dziewczyny podniósł się z miejsca i tym uderzaniem zwrócił na siebie uwagę wszystkich zebranych.
  - A teraz, skoro jesteśmy wszyscy w komplecie, chciałbym oficjalnie powitać Alex w swoim domu! – Richard przebiegł spojrzeniem po zebranych, szukając dziewczyny. Kiedy nie dostrzegł Brytyjki wśród towarzystwa, posłał córce zdziwione spojrzenie. – Sam, gdzie się podziała Alex?
            Sam dopiero teraz zauważyła, że przyjaciółka ciągle nie wróciła z sokiem. Zack, który poszedł za nią, już dawno wrócił do stołu, lecz Angielka ciągle była nieobecna. Podniosła się z krzesła i wyburkując przeprosiny pobiegła do domu. Nie mogła wręcz uwierzyć, że Alex chowa się przed wszystkimi, a wiedziała z jakim zapałem je przygotowywała i nie mogła się go doczekać.
            Ku swojej uldze nie musiała szukać długo, ponieważ odnalazła przyjaciółkę siedzącą na schodach z kolanami przyciśniętymi do body. Alex miała zatroskany wzrok, jakby w czasie jej wycieczki po napój, stało się coś co ją zasmuciło. W pierwszym odruchu Sam chciała zignorować jej posępną minę i zatargać ją do ogrodu, jednak jej dociekliwość zwyciężyła.
- Alex, dlaczego do nas nie dołączysz? – Spytała łagodnie, siadając na stopniu niżej. Przyjaciółka jednak nie odpowiedziała, patrząc niewidzącym wzrokiem gdzieś w przestrzeń. Sam położyła jej dłoń na ramieniu, myśląc, że ta nad czymś się zamyśliła, jednak Brytyjka nie przestraszyła się jej dotyku, co oznaczało, że ją słuchała. – Przyjęcie jest na twoją cześć, więc nie może się bez ciebie obejść.
            Alex westchnęła ciężko i pokiwała głową w zrozumieniu. Sam nagle opadły ramiona, gdyż nie wiedziała, co jeszcze mogłaby zrobić, czy powiedzieć, by ją rozruszać. Znała ją dobrze i wiedziała, że Alex wcześniej czy później powie jej co ją gnębi, a naciski i tak tego nie przyśpieszą.
- Tom jest dupkiem… - Stwierdziła sucho, spoglądając Sam prosto w oczy. Amerykanka wzięła głęboki oddech, ponieważ oczy przyjaciółki były zaczerwienione, tak jakby ta niedawno płakała. – Miałaś rację, ma serce skute lodem…
            „Wiem, że miałam rację „– odpowiedziała jej w myślach Sam, jednak na głos nigdy by jej tego nie powiedziała. Poklepała ją tylko przyjacielsko po ramieniu i pomagając jej wstać, ruszyły do ogrodu, do gniazda żmij…
            Kiedy tylko zeszły ze schodków, towarzystwo chórem uniosło swe szklanki, a niczego nie spodziewająca się Alex, została zagarnięta przez lekko wstawionego już Richarda, który uśmiechał się radośnie.
- A więc jeszcze raz! – Wykrzyknął podnosząc jak najwyżej potrafił swą szklankę, obejmując ramieniem, zawstydzoną Alex. – Chcę powitać Alex na Free Horse i mam nadzieje, że zostanie z nami jak najdłużej!
            Towarzystwo, odkrzyknęło mu, powtarzając jego gest, uniesienia szkła. Jedyną ponurą osobą przy stole był Tom, który nieznacznie podniósł szklankę, biorąc jedynie mały łyczek alkoholu. Sam widząc paniczny strach w oczach przyjaciółki, wyrwała ją w uścisku swego ojca i poprowadziła do stołu. Nie zastanowiła się jednak nad tym gdzie usadzi swą przyjaciółkę i ku swojej niewiedzy posadziła ją dokładnie naprzeciwko Toma. Alex dziękując jej za wyrwanie ze szponów Richarda, podniosła spojrzenie i zamarła, gdy jej tęczówki spotkały się z złośliwym wzrokiem młodszego Moore'a. Pośpiesznie odwróciła wzrok, a na jej twarz wstąpił ciemny rumieniec.
            Sam usiadła obok, przeklinając w duchu swą głupotę i to, że nie przewidziała iż zmierza w kierunku, gdzie siedzą jej sąsiedzi. Wprawdzie Luke oddalił się od brata i rozmawiał teraz z Simonem, lecz zajmował miejsce tuż obok brata, co oznaczało, że nie tylko Alex będzie miała ciężki orzech do zgryzienia.
- Nie daj mu tej satysfakcji… - Szepnęła Sam, nachylając się do ucha swej przyjaciółki. Spojrzała na mężczyznę naprzeciwko i z zaskoczeniem stwierdziła, że Zimny Tom nie spuszczał swego spojrzenia z Alex. Nieustannie się w nią wpatrywał, co przynosiło jej tylko jedno wytłumaczenie - Podoba mu się – pomyślała, uśmiechając się pod nosem. – Wiesz co właśnie sobie myślałam? Chyba trochę stopiłaś jego zamarznięte… Narządy…
            Alex to słysząc podniosła głowę, jednak mężczyzna, jakby się tego spodziewając, błyskawicznie odwrócił wzrok, przenosząc go na siedzącego obok Bena. Sam roześmiała się, gdy Tom wykrzywił usta i odsunął się jak najdalej od chłopaka, którego dredy, w chwili, gdy chłopak się roześmiał, upadły na jego ramię. Alex także to zauważyła i uśmiechnęła się słabo, widząc jak ten bierze opuszkami palców jeden z kołtunów i ściąga go ze swego ramienia.
- Może powinnam w końcu spróbować tych twoich wypieków? – Zagadnęła Sam, podnosząc głos, by być pewną, że siedzący niedaleko Tom je usłyszy. Ten powrócił do nich spojrzeniem, a zaraz potem przebiegł wzrokiem talerze ustawione na stole. Sam udając, że tego nie widzi sięgnęła po niebieskiego potworka i odgryzła mu głowę. Jęknęła, gdyż niebieski wypiek, sprawił, że jej kubki smakowe dostały orgazmu. – To jest przepyszne!
            Alex spłoniła się rumieńcem, głębszym niż dotychczas, dziękując za słowa pochwały z ust przyjaciółki. Sam natomiast nie zwracała uwagi na jej słowa. Robiła pewnego rodzaju test i chciała się przekonać czy jej doświadczalny szczur pochwycił przynętę. Zadowolona spostrzegła, że Tom wpadł, tak jak przewidywała. Właśnie obracał w dłoniach niebieskie ciastko, oglądając je ze wszystkich stron, jakby szukając jakieś niepokojącej skazy w cukierniczym dziele. Gdy po chwili obserwacji  odgryzł kawałek na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech. Kiedy skończył sięgnął po kolejne ciastko, zgarniając za jednym razem kilka sztuk. Alex uśmiechnęła się widząc jak mężczyźnie smakuje, lecz nie miała odwagi odezwać się do niego słowem. Sam chciała to zrobić za nią, nie po to by dowiedzieć się co myślał, lecz raczej by utrzeć mu nosa, wytykając mu to, że zjadł prawie wszystkie ciastka. Gdy już otwierała usta by to zrobić, pojawił się Luke i cały jej dobry humor uleciał, jak powietrze z przekutego balonu.
- Witaj Alex! – Powiedział ignorując jej osobę, co ją trochę zabolało. Uśmiechnął się szeroko, zajmując krzesło obok brata i klepiąc go po plecach, co sprawiło, że ten zakrztusił się wypiekiem. Luke przyjrzał się mu z ciekawością, patrząc na to co trzyma w dłoniach. – Zajadasz sobie ciastka Alex! Prawda, że są wspaniałe?
Kiedy oddech mężczyzny się uspokoił, odłożył niedojedzone ciacho na swój talerz i zanim odpowiedział, wziął spory łyk alkoholu.
- Zjadliwe… - Wyszeptał obojętnie. Sam aż nie mogła się nadziwić, że ten zimny koleś, powiedział coś takiego, skoro sama na własne oczy widziała, jak się zajada. – Jadłem lepsze…
            Uśmiech z usta Alex zniknął tak szybko jak się na niej pojawił. Dziewczyna spuściła wzrok, wpatrując się teraz w biel obrusu, a Sam powzięła decyzję, że zabiję Zimnego Toma jeśli ten nie pochwali wypieku przyjaciółki. Z tego kłopotu wyrwał ją Luke.
- Nie znasz się! – Prychnął mężczyzna, prawie połykając w całości potworka, którego zgarnął z talerza. Przegryzł go i oblizał usta, co nie uszło uwadze Sam, która automatycznie oblizała swoje wargi. – Ja nie jadłem lepszych i będę szczęśliwy, gdy dziewczyny od czasu do czasu zaproszą mnie, bym spróbował ich dzieł.
- Nawet o tym nie myśl, ty zboku! - Niekontrolowanie, słowa wyrwały się Sam z gardła i dziewczyna zdała sobie sprawę z tej wpadki, dopiero, gdy Luke spojrzał na nią ciekawie. Przez to jego machanie językiem, Sam pomyślała o nieprzyzwoitych rzeczach, gubiąc się nieświadomie w temacie rozmowy, która przecież była niewinna. – Nie będziemy ci piec ciastek, gdy tylko najdzie cię na nie ochota!
            Tom zwykle ponury, roześmiał się szczerze, widząc szok na twarzy swego brata. Alex także zaśmiała się nerwowo. Luke i Sam natomiast, prowadzili walkę na spojrzenia.
- A co widzisz zboczonego w ciastkach, kochanie?
            Jego pogodny ton, sprawił, że krew w niej zawrzała. Miała ochotę objąć jego szyję rękoma i dusić ją dopóki, uśmiech nie zniknie z jego twarzy. Znów rozpraszał jej myśli nazywając ją w ten sposób, co w zestawie z jego zmysłowym głosem doprowadzało ją do szału. Nagle rozpętała się między nimi kłótnia tak żarliwa, że osoby siedzące obok odsunęły się na bezpieczną odległość. Alex uciekła do Sue, a Tom także się gdzieś ulotnił.
- Wstrętny dupek! – Wysyczała pod nosem i nie przejmując się tym, że wszystkie głowy nagle ucichły. – Może powiesz, że sobie o tym nie pomyślałeś?!
- Skąd wiesz o czym pomyślałem?! – Luke nie ustępował jej w krzykach, tak jakby głosem, mogli się nawzajem pokonać. Nic jednak nie układało się po ich myśli. – A może to ty masz brudne myśli i o takie same mnie oskarżasz?!
            Tego było już za wiele. Luke powiedział coś co nie mogło się obejść bez ostrego komentarza z jej strony.
 - To nie ja rzuciłam się na ciebie koło strumienia! Ty niewyżyty, stary…
            Nagle zamilkła, zdając sobie sprawę jaki obrót przyniosła ich kłótnia. Powiedziała coś czego nie chciała mówić nikomu, a właściwie powiedziała to wszystkim. Spojrzała ze strachem na swojego ojca, któremu szczęka opadła w dół. Podobne miny mieli wszyscy z wyjątkiem Sue i Graya, którzy śmiali się do rozpuku. Ucichli gdy Sam zgromiła ich spojrzeniem.
- Widzisz co narobiłaś? - Szept Luka, przywołał jej spojrzenie z powrotem. Sam nie wiedziała co odpowiedzieć na jego komentarz. - Sam ty głupia…
Nie dokończył, ponieważ dziewczyna chwyciła miskę z sałatką warzywną i wysypała ją na głowę sąsiada. Nie czekając na jego reakcję, pognała do domu, chcąc się schować przed jego gniewem.
- Dobrze ci tak, ty łajzo!
Wykrzyczała na odchodnym, zamykając za sobą drzwi domu. Oparła się o nie i zsunęła na podłogę do siadu. Roześmiała się radośnie wyobrażając sobie jego minę, gdy cały w majonezie, zacznie jej szukać. Nie pomyślała nad tym co robi i wiedziała doskonale, że nie ujdzie jej to na sucho…

* * *

Po niecałej godzinie, gdy zauważyła, że samochód Moore’ów zniknął z podjazdu, zdecydowała się zejść na dół. Rozglądając się uważnie po otoczeniu, upewniła się, że Luka nie ma w pobliżu i jakby nigdy nic dołączyła do biesiadników. Chciała zagadać do ciotki, kiedy ta napomknęła o jej wyczynie.
- Naprawdę musiałaś mu to zrobić? – Westchnęła Sue, robiąc pouczającą minę. Sam wzruszyła tylko ramionami, zasiadając obok niej, szukając wzrokiem Alex. Przyjaciółki jednak nie było nigdzie w pobliżu. – Mogłaś sobie darować! Upokorzyłaś go przy wszystkich!
- Przestań! Musiałam temu wieśniakowi utrzeć nosa!
            Susan pokręciła w niedowierzaniu głową, nie mogąc rozszyfrować dziwnego charakteru ich uczucia. Widziała bardzo wyraźnie, że Sam pożądliwie patrzy na sąsiada, lecz nie chciała dopuścić do siebie myśli, że się w nim zadurzyła. Ciągle się zastanawiała co Luke musiał zrobić, że ta tak impulsywnie na niego reagowała. Jedno spojrzenie na zaciętą twarz Sam jednak uświadomiło jej, że nigdy się tego nie dowie.
- A co jeśli się na ciebie obrazi?
- A niech się obraża… Burak jeden!
            Nie drążąc więcej tego tematu, Sam zmienił temat, chcąc zabawić się na dogasającej już imprezie.
Moczyła właśnie usta w kolejnym drinku, gdy nagle pojawił się, jak z pod ziemi,  Luke i omijając zagadujących go gości, skierował się wprost do Sam. Dziewczyna widząc go, kompletnie czystego i przebranego w inne ubranie,  aż zakrztusiła się sokiem, zwracając na siebie uwagę Sue i jej męża.
- Co jest…
Gray przerwał swą wypowiedź, ponieważ tuż obok pojawił się Moore i bez jakichkolwiek ceregieli, chwycił kaszlącą Sam za ramię i odciągnął ją od stołu. Dziewczyna chciała się wyrwać, szarpała, jednak przyniosło to nieoczekiwany skutek. Zamiast ją puścić, otoczył ją ramionami i zarzucił sobie na ramię jak worek paszy. Postawił ją dopiero gdy odeszli dość daleko, by towarzystwo nie mogło ich zobaczyć. Sam nie czekając na nic rzuciła się na niego, okładając pięściami jego pierś.
- Ty mała wiedźmo! – Syknął, łapią ją za nadgarstki i przyciskając ją do drzewa. Sam zacisnęła usta, zadzierając głowę, gromiąc go spojrzeniem, swych niebieskich oczu. – Za to co zrobiłaś, powinienem cię zabić!
            W chwili, gdy jej przypomniał o tamtym incydencie, miała ochotę pozbyć się go w ten sam sposób, jednak ten jakby przewidując jej tok myślenia, przycisnął swe uda do jej, nie miała też pod ręką żadnej sałatki, której mogłaby użyć. Teraz nie mogła poruszyć nawet stopą, nie mówiąc już o użyciu kolana.
- Wsiowy głupek! – Krzyknęła, chcąc wyrwać swe dłonie, by obronić się przed nim. Jego oczy ciskały gromy i gdyby go nie znała przeraziłaby się nie na żarty tego wściekłego spojrzenia. Wiedziała jednak, że mężczyzna prędzej odrąbałby sobie dłoń niż uderzył kobietę. Coś, co dostrzegła w jego oczach, nie dawało jej jasno myśleć. – Puść mnie!
            Będąc przyciśnięta do jego męskiego ciała, czując ten dobrze jej znany zapach, odczuwając każdą z komórek jego ciepłe ciało, nie potrafiła powstrzymać się od grzesznych myśli na jego temat. Co prawda większość jej snów, była wypełniona jego osobą i rzeczami, które robili, które nigdy nie zdarzyły się w rzeczywistości, lecz teraz bardziej niż chęci wyrwania się pragnęła, pocałunku.
- Postanowiłem, że dam ci spokój. - Słowa, które wyrwały się z jego ust, kompletnie nie pasowały do jego osoby. Sam aż pisnęła pod nosem, bardziej z zawodu niż zaskoczenia. Luke zawsze ją denerwował i nadawał sens jej życiu. Gdyby nie potyczki z nim, zanudziłaby się na śmierć. – Odpuszczam ci to, że mnie kopnęłaś, lecz sałatki ci nie wybaczę!
            Sam o mało nie roześmiała się z radości. Przez chwilę myślała, że mężczyzna chce ją zostawić, a tego szczególnie nie chciała. Nienawidził sąsiada i jego ciętego języka, lecz jej ciało pragnęło go każdą cząstką. Nie znosiła tego, że nie współpracuje z jej umysłem, który często napawał się wyobrażeniami o sąsiedzie płonącym na stosie, lub rozszarpanym przez dzikie zwierzę.
- Jedno mnie tylko zastanawia… - Powiedział po chwili, pochylając swą głowę, zbliżając swe usta do jej ucha. Sam jęknęła cicho, gdy jego oddech drażnił skórę jej karku, wprawiając w ruch włosy. Przejechał swym ciemnym zarostem po jej szczęce, a ona nie mogąc się powstrzymać jęknęła. Poczuła na uchu jego miękkie usta i wiedziała, że jest zgubiona. Nie umiała się pohamować, gdy mężczyzna jej dotykał. Wyprężyła szyję, chcąc by mężczyzna ją pocałował. – Dlaczego to robisz? Czemu ze mną walczysz?
            Sam walczyła, ponieważ nie była pewna. Nie tego czy mężczyzna pragnie jej równie mocno, co ona, bo to było aż nadto widoczne, lecz tego co by było potem. Czy mężczyzna po dostaniu tego co ewidentnie chciał porzuciłby ją, czy nie. Sam marzyła o miłości i choć zaprzeczała, że nie pragnie małżeństwa i zniewolenia, chciała tego z całego serca.
- Luke… - Jęknęła, nie zdobywając się na nic innego. W jej głowie szumiało, a ból w piersiach z powodu niespełnienia pragnień, nie pozwalał jej głęboko odetchnąć. – Proszę…
            Nie czekając zbyt długo, wpił się w jej usta swoimi, z mocą pieszcząc jej spragnione wargi. Puścił jej dłonie, które ta gdy zostały uwolnione, wplotła w jego wilgotne włosy, przyciągając jego głowę bliżej. Luke położył dłonie na jej udach, zadzierając sukienkę, ułatwiając sobie dostęp do jej ciała. Ich pocałunki z sekundy na sekundę stawały się coraz bardziej namiętne. Język Luka wdarł się w jej usta, a Sam nie będąc mu dłużna wyszła mu na spotkanie, rozchylając szerzej wargi. Zajęci kompletnie sobą nie zauważyli, że rodzina Sam licznie zebrała się wokół nich. Dopiero głośne chrząknięcie Richarda, oderwało Luka od córki Andersona.
- Moja Sammy jest porządną dziewczyną więc jeśli nie masz zamiaru się z nią ożenić…
- Właśnie taki mam zamiar! – Krzyknął Luke z ochotą i splótł rękę z dłonią Sam. Dziewczyna aż pisnęła z przerażenia, słysząc jego oświadczenie. Całe towarzystwo zamarło, lecz to ona była w największym szoku. Spojrzała błagalnie na Moore'a, licząc na to, że zaraz roześmieje się, informując wszystkich, że żartuje, jednak jego poważne spojrzenie uświadomiło jej, że mówi śmiertelnie poważnie. – Możemy wziąć ślub choćby zaraz.
            Pierwszy dźwięk wydarł się z ust Sue, która aż podskakując z radości, rzuciła się w ramiona swojego męża. Richard, westchnął, a jego wąs zadrżał. Po chwili podniósł na nich swe spojrzenie. Jego oczy wypełniły się łzami, a słowa, które wypowiedział, były trochę niepewne, przez łkanie.
- W takim razie… Witamy w rodzinie… Synu!