piątek, 1 maja 2015

6. Kuchenne rewolucje



Alex, pozostawiona na werandzie przez Sam, natychmiast wbiegła do kuchni i gdy przekroczyła jej próg, pisnęła z przerażenia. Nie sądziła, że kobieta pozostawiona sama sobie może spowodować aż taki bałagan. Ciemno orzechowe szafki, które jeszcze niedawno były czyste, teraz pokryte były białym pyłem z mąki oraz pewną brązową mazią, zapewne nieupieczonym ciastem. Kilkanaście misek oraz garnków umazanych w tym samym kolorze wypływało ze zlewu, a pani Anderson siedziała na podłodze, masując sobie stopę. Tuz obok leżała wielka masywna blacha, z której niemal ze wszystkich stron wylewała się brązowa substancja.
- Przeklęte urządzenia! – Jęknęła Rose, kopiąc zdrową nogą, blachę. Pisnęła nagle, przykładając sobie dłoń do ust, zauważając, że w progu stoi przyjaciółka córki. – Mężczyźni twierdzą, że Bóg stworzył do gotowania kobiety, jednak jestem innego zdania.
            Alex nie komentując jej słów, pomogła kobiecie wstać i poprosiła by ta wyjaśniła, co takiego chciała zrobić. Pani Anderson jakby nie przejmując się swoją niedawną wpadką, opowiedziała ze szczegółami wszystko co chciała przygotować na przyjęcie. Podzieliła się z nią każdym swym pomysłem, a kiedy brakło jej słów by wyrazić swoją koncepcje, chwyciła za ołówek i na papierze do pieczenia nakreśliła kulinarny pomysł na ciasteczka, który sama wymyśliła.
- Ale koniecznie muszą być kolorowe? – Spytała Alex, przyglądając się jej rysunkom z różnych stron. Musiała przyznać, że matka przyjaciółki miała talent do rysowania.
- Muszą! Co to za potworki jeśli wszystkie są brązowe?
            Alex westchnęła i razem z Rose zabrały się za robienie listy zakupów. Angielka nie chciała się chwalić, jednak od kiedy nagle zmarli jej rodzice i została na tym świecie sama, zdana na własny los, nauczyła się gotować. Najważniejsze jednak, że wypieki przynosiły jej radość, a z tego co słyszała od koleżanek z uczelni, były też dobre. Nie pozostało jej nic innego jak pomóc biednej pani Anderson w wypiekach i chociaż w taki sposób odwdzięczyć się za gościnę.
Właśnie zastanawiały się nad ilością alkoholu, który muszą zakupić kiedy do kuchni, niosąc siatki z zakupami, wkroczył Simon.
- O w cholerę! – Powiedział, patrząc oniemiałym wzrokiem na bałagan w pomieszczeniu. Zamrugał oczami, a jego szczęka opadła. – Przeszedł tu jakiś huragan, kiedy byłem w sklepie?
- Simon!
            Matka grożąc synowi palcem, upomniała go by nie używał przekleństw, co tylko wywołało uśmiech na twarzy przysłuchującej się ich rozmowie Alex. Dziewczyna nie sądziła nawet przez moment, że rodzina jej przyjaciółki jest tak zabawna. Z tego co opowiadała, spodziewała się, że są strasznymi wampirami, żądnymi krwi niewinnych, a tu taka niespodzianka.
- Dobrze synku… - Szepnęła pani Anderson, przygładzając swe blond włosy, które i tak, pomimo jej ruchu, nadal odstawały we wszystkie strony. Była specyficzną kobietą, lecz bardzo zadbaną, jak na zajęcie, któremu się oddawała. Paznokcie miała czyste i pomalowane na odcień różu, a także makijaż nie był dziełem przypadku. Posiadała te same ciepłe, orzechowe oczy co jej syn, który większość cech wyglądu odziedziczył właśnie po niej. – Tu masz jeszcze kilka produktów, których potrzebujemy.
            Uśmiechając się zniewalająco, wręczyła Simonowi kartkę, a ten po jednym rzucie okiem na jej pismo, westchnął ciężko i bez słowa wyszedł z kuchni. Po chwili ich uszu dobiegł warkot silnika i głos kół ruszających z podjazdu.
            Razem z Rose zabrały się do ogarniania nieporządku, który sprawiła kobieta i mając już czyste naczynia oraz blat, zabrały się do roboty. Czekało ich sporo przygotowań, a czasu było coraz mniej, gdyż właśnie zbliżał się wieczór. Podczas pracy Alex rozluźniła się i już bez skrępowania opowiadała matce przyjaciółki o swoim życiu, o Londynie, studiach. Alex wyczuła w kobiecie bratnią duszę i bez jakichkolwiek zahamowań podzieliła się z nią swoimi myślami. Ta nie pozostawała jej dłużna opowiadając o dzieciństwie Sam oraz o różnych innych jej marzeniach, których jeszcze nie spełniła. Po godzinie były już najlepszymi przyjaciółkami, co stwierdziła Sam, która weszła do kuchni razem z ojcem, kiedy wstawiały do rozgrzanego piekarnika pierwszą partie ciasteczek.
- No widzę, że zakumplowałyście się gdy mnie nie było. – Powiedziała, mierząc przyjaciółkę oraz matkę podejrzliwym wzrokiem.
Richard Anderson podnosząc dłonie w obronnym geście, po tym jak przywitał się z Alex, wycofał się do salonu, by oddać się oglądaniu telewizji. Alex usiadła na kuchennym blacie co jakiś czas spoglądając na wypieki, a Sam zajęła krzesło przy stole.
- Mam nadzieje, że nie opowiedziałaś jej jakiś zawstydzających faktów z mego dzieciństwa? – Spytała, biorąc z misy na stole jabłko i odgryzając kawałek. Alex uśmiechnęła się niewinnie, udając, że niczego się nie dowiedziała, co było nieprawdą. Matka Sam była bardzo otwarta i opowiedziała jej najbardziej zawstydzające fakty dotyczące przyjaciółki. Jednak Sammy znała ją bardzo dobrze i mig załapała co jest grane. – Mamo?!
- No już Sam! – Westchnęła Rose, przewracając dramatycznie oczami. – Przecież nie opowiedziałam jej wszystkiego! Na przykład w ogóle nie wspomniałam o Luku!
            Alex o mało nie spadła z szafki. Czyżby matka Sam mówiła o tym samym człowieku, jakim był ich sąsiad?
- Do jasnej cholery! – Sam wrzasnęła, ciskając jabłkiem w matkę. Ta jednak jakby spodziewała się ataku z jej strony, bez trudu pochwyciła owoc. – Nienawidzę twojego długiego języka!
- Przecież nic nie powiedziałam!
            Alex jeszcze przez chwile przysłuchiwała się ich błyskawicznej wymianie zdań, jednak fakt, że Luke zajmował jakieś miejsce w jej życiu niebywale ją zmartwił. Nie miała jej za złe, że nie zwierzyła się przed nią, lecz to, iż na jej twarz wstąpił rumieniec w chwili gdy matka wypowiedziała jego imię, wydał jej się zastanawiający. Myślała, że Sam nie przepada za swoim sąsiadem. Ich namiętny pocałunek, natomiast był nieporozumieniem, o czym ją przekonywała. Alex jednak czuła w kościach, że jest tu jakiś większy pies pogrzebany.
            Sam nigdy nie była obłudna. Kiedy naprawdę za kimś nie przepadała, po prostu go ignorowała, a delikwent sam orientował się w tym i zostawiał ją w spokoju, lecz w tym przypadku było inaczej. Luke denerwował ją i sprawiał, że dziewczyna aż kipiała ze złości, co mogła zauważyć przy ich spotkaniach. Ta jej nienawiść na pewno nie wzięła się z niczego, a nawet jeśli musiało ją poprzedzać jakieś głębsze uczucie.
- Sam przestań się ciskać! – Powiedziała Rose, wychodząc z kuchni, zostawiając rozzłoszczoną Sam z przyjaciółką.
            Alex uśmiechnęła się do niej, przyciskając jeden z palców do ust, jakby chcąc jej dać znać, że to wszystko jest tajemnicą i nikomu nie wyjawi jej sekretów. Sam pojęła ten gest ponieważ odprężyła się odrobinę, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- A co wy tam w ogóle pichcicie? – Spytała Sam, zaglądając ciekawie do piekarnika. – Niebieskie stwory?
- Twoja mama wymyśliła takie figury. – Odpowiedziała Alex, opisując jej po krótce wszystkie pomysły jakie Rose miała w zanadrzu. Sam uśmiechała się słuchając pomysłów kulinarnych, lecz jej mina od razu zrzedła, gdy Alex powiedziała jej kogo zaprosiła na jutrzejsze przyjęcie, bez porozumienia z kimkolwiek. Rose sprosiła wielu gości w tym osobę, na której zależało Alex najbardziej, a mianowicie przystojnego sąsiada Toma oraz cała jego rodzinę.
- Ładnie mnie urządziła ta wariatka… - Westchnęła pod nosem, nasłuchując czy aby matka  nie podsłuchuje pod drzwiami. Gdy po paru sekundach usłyszała jej głos w salonie, odetchnęła z ulgą. – Przepraszam, że cię z nią zostawiłam. Czasami nie wiem czy jest moją matką, czy karą za poprzednie życie.
            Alex już chciała upomnieć przyjaciółkę, by tak nie mówiła, lecz porzuciła ten zamiar, kiedy to Sam wybuchła śmiechem, co oznaczało, że tylko żartowała. Angielka także się roześmiała nie mogąc się przed tym powstrzymać. Ich melodyjne głosy przerwał Simon, który wpadł do kuchni, dysząc głośno.
- Sam, ratuj mnie! – Jęknął, odkładając zakupy na blat, tuż obok siedzącej tam Alex. Chwycił siostrę za ramię i potrząsnął nim lekko. – Wykituje jeśli jeszcze raz każe mi jechać po zakupy!
            Alex miała już spojrzeć do siatki, czy chłopak wybrał dobre składniki, kiedy to do kuchni wparowała pani Anderson i złapała syna za ramię. Simon spojrzał błagalnie na siostrę ta jednak odwróciła wzrok, wcale niewzruszona jego losem.
- Choć synku, pooglądamy sobie zdjęcia, gdy robiłeś jeszcze w pieluchy! – Zaćwierkotała Rose ciągnąc, jedno ze swych dzieci za sobą. Simon zaczerwienił się po same uszy, zdając sobie sprawę z Alex, która patrząc prosto na niego przysłuchiwała się głosowi jego matki. – No choć ty ośle!
            Kiedy drzwi kuchni zamknęły się za nimi, dziewczyny wybuchły niekontrolowanym śmiechem i spędziły najbliższe minuty dławiąc się ze śmiechu i ściskając bolące od rechotu brzuchy.
- Sam, twoja rodzina jest świetna! – Stwierdziła Alex, ledwo opanowując śmiech. – Dziękuje, że mnie namówiłaś bym tu przyjechała. Dziękuje…

            Nie mogąc się powstrzymać Angielka uściskała swą niczego niespodziewającą się przyjaciółkę. Była bardzo szczęśliwa, że miała ją przy sobie. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, jak wyglądałoby jej życie, gdyby na jego ścieżce nie pojawiła się ta temperamentna dziewczyna…                

4 komentarze:

  1. Sama jak czytam to opowiadanie, stwierdzam, zę Sam ma rodzinę jak z bajki, takich zabawnych ludzi...heh... w ogóle przez całe opowiadanie ciekawiła mnie rodzina Alex...hmmm ciekawe czy o ich też coś skrobniesz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ^^ Taa, Sam ma zabawną rodzinkę xD Jeśli natomiast pytasz o rodziców Alex - nie pojawią się w opowiadaniu, zostaną jedynie wspomniani, raz czy dwa.

      Usuń
  2. Zgadzam się z Szatanem zajebiszcza ta jej familia, ogólnie ciekawy rozdział ;)

    Rachel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za miłe słowa xD Cieszy mnie, że moja "dziwna" historia zostanie uznana za ciekawą xD

      Usuń