Alex,
pozostawiona na werandzie przez Sam, natychmiast wbiegła do kuchni i gdy
przekroczyła jej próg, pisnęła z przerażenia. Nie sądziła, że kobieta
pozostawiona sama sobie może spowodować aż taki bałagan. Ciemno orzechowe
szafki, które jeszcze niedawno były czyste, teraz pokryte były białym pyłem z
mąki oraz pewną brązową mazią, zapewne nieupieczonym ciastem. Kilkanaście misek
oraz garnków umazanych w tym samym kolorze wypływało ze zlewu, a pani Anderson
siedziała na podłodze, masując sobie stopę. Tuz obok leżała wielka masywna
blacha, z której niemal ze wszystkich stron wylewała się brązowa substancja.
-
Przeklęte urządzenia! – Jęknęła Rose, kopiąc zdrową nogą, blachę. Pisnęła
nagle, przykładając sobie dłoń do ust, zauważając, że w progu stoi przyjaciółka
córki. – Mężczyźni twierdzą, że Bóg stworzył do gotowania kobiety, jednak
jestem innego zdania.
Alex nie komentując jej słów,
pomogła kobiecie wstać i poprosiła by ta wyjaśniła, co takiego chciała zrobić.
Pani Anderson jakby nie przejmując się swoją niedawną wpadką, opowiedziała ze
szczegółami wszystko co chciała przygotować na przyjęcie. Podzieliła się z nią
każdym swym pomysłem, a kiedy brakło jej słów by wyrazić swoją koncepcje,
chwyciła za ołówek i na papierze do pieczenia nakreśliła kulinarny pomysł na
ciasteczka, który sama wymyśliła.
-
Ale koniecznie muszą być kolorowe? – Spytała Alex, przyglądając się jej
rysunkom z różnych stron. Musiała przyznać, że matka przyjaciółki miała talent
do rysowania.
-
Muszą! Co to za potworki jeśli wszystkie są brązowe?
Alex westchnęła i razem z Rose
zabrały się za robienie listy zakupów. Angielka nie chciała się chwalić, jednak
od kiedy nagle zmarli jej rodzice i została na tym świecie sama, zdana na
własny los, nauczyła się gotować. Najważniejsze jednak, że wypieki przynosiły
jej radość, a z tego co słyszała od koleżanek z uczelni, były też dobre. Nie
pozostało jej nic innego jak pomóc biednej pani Anderson w wypiekach i chociaż
w taki sposób odwdzięczyć się za gościnę.
Właśnie
zastanawiały się nad ilością alkoholu, który muszą zakupić kiedy do kuchni,
niosąc siatki z zakupami, wkroczył Simon.
-
O w cholerę! – Powiedział, patrząc oniemiałym wzrokiem na bałagan w
pomieszczeniu. Zamrugał oczami, a jego szczęka opadła. – Przeszedł tu jakiś
huragan, kiedy byłem w sklepie?
-
Simon!
Matka grożąc synowi palcem,
upomniała go by nie używał przekleństw, co tylko wywołało uśmiech na twarzy
przysłuchującej się ich rozmowie Alex. Dziewczyna nie sądziła nawet przez
moment, że rodzina jej przyjaciółki jest tak zabawna. Z tego co opowiadała,
spodziewała się, że są strasznymi wampirami, żądnymi krwi niewinnych, a tu taka
niespodzianka.
-
Dobrze synku… - Szepnęła pani Anderson, przygładzając swe blond włosy, które i
tak, pomimo jej ruchu, nadal odstawały we wszystkie strony. Była specyficzną
kobietą, lecz bardzo zadbaną, jak na zajęcie, któremu się oddawała. Paznokcie
miała czyste i pomalowane na odcień różu, a także makijaż nie był dziełem
przypadku. Posiadała te same ciepłe, orzechowe oczy co jej syn, który większość
cech wyglądu odziedziczył właśnie po niej. – Tu masz jeszcze kilka produktów,
których potrzebujemy.
Uśmiechając się zniewalająco,
wręczyła Simonowi kartkę, a ten po jednym rzucie okiem na jej pismo, westchnął
ciężko i bez słowa wyszedł z kuchni. Po chwili ich uszu dobiegł warkot silnika
i głos kół ruszających z podjazdu.
Razem z Rose zabrały się do
ogarniania nieporządku, który sprawiła kobieta i mając już czyste naczynia oraz
blat, zabrały się do roboty. Czekało ich sporo przygotowań, a czasu było coraz
mniej, gdyż właśnie zbliżał się wieczór. Podczas pracy Alex rozluźniła się i
już bez skrępowania opowiadała matce przyjaciółki o swoim życiu, o Londynie,
studiach. Alex wyczuła w kobiecie bratnią duszę i bez jakichkolwiek zahamowań
podzieliła się z nią swoimi myślami. Ta nie pozostawała jej dłużna opowiadając
o dzieciństwie Sam oraz o różnych innych jej marzeniach, których jeszcze nie
spełniła. Po godzinie były już najlepszymi przyjaciółkami, co stwierdziła Sam,
która weszła do kuchni razem z ojcem, kiedy wstawiały do rozgrzanego piekarnika
pierwszą partie ciasteczek.
-
No widzę, że zakumplowałyście się gdy mnie nie było. – Powiedziała, mierząc
przyjaciółkę oraz matkę podejrzliwym wzrokiem.
Richard
Anderson podnosząc dłonie w obronnym geście, po tym jak przywitał się z Alex,
wycofał się do salonu, by oddać się oglądaniu telewizji. Alex usiadła na kuchennym
blacie co jakiś czas spoglądając na wypieki, a Sam zajęła krzesło przy stole.
-
Mam nadzieje, że nie opowiedziałaś jej jakiś zawstydzających faktów z mego
dzieciństwa? – Spytała, biorąc z misy na stole jabłko i odgryzając kawałek.
Alex uśmiechnęła się niewinnie, udając, że niczego się nie dowiedziała, co było
nieprawdą. Matka Sam była bardzo otwarta i opowiedziała jej najbardziej
zawstydzające fakty dotyczące przyjaciółki. Jednak Sammy znała ją bardzo dobrze
i mig załapała co jest grane. – Mamo?!
-
No już Sam! – Westchnęła Rose, przewracając dramatycznie oczami. – Przecież nie
opowiedziałam jej wszystkiego! Na przykład w ogóle nie wspomniałam o Luku!
Alex o mało nie spadła z szafki.
Czyżby matka Sam mówiła o tym samym człowieku, jakim był ich sąsiad?
-
Do jasnej cholery! – Sam wrzasnęła, ciskając jabłkiem w matkę. Ta jednak jakby
spodziewała się ataku z jej strony, bez trudu pochwyciła owoc. – Nienawidzę
twojego długiego języka!
-
Przecież nic nie powiedziałam!
Alex jeszcze przez chwile przysłuchiwała
się ich błyskawicznej wymianie zdań, jednak fakt, że Luke zajmował jakieś
miejsce w jej życiu niebywale ją zmartwił. Nie miała jej za złe, że nie
zwierzyła się przed nią, lecz to, iż na jej twarz wstąpił rumieniec w chwili
gdy matka wypowiedziała jego imię, wydał jej się zastanawiający. Myślała, że
Sam nie przepada za swoim sąsiadem. Ich namiętny pocałunek, natomiast był
nieporozumieniem, o czym ją przekonywała. Alex jednak czuła w kościach, że jest
tu jakiś większy pies pogrzebany.
Sam nigdy nie była obłudna. Kiedy
naprawdę za kimś nie przepadała, po prostu go ignorowała, a delikwent sam
orientował się w tym i zostawiał ją w spokoju, lecz w tym przypadku było
inaczej. Luke denerwował ją i sprawiał, że dziewczyna aż kipiała ze złości, co
mogła zauważyć przy ich spotkaniach. Ta jej nienawiść na pewno nie wzięła się z
niczego, a nawet jeśli musiało ją poprzedzać jakieś głębsze uczucie.
-
Sam przestań się ciskać! – Powiedziała Rose, wychodząc z kuchni, zostawiając
rozzłoszczoną Sam z przyjaciółką.
Alex uśmiechnęła się do niej,
przyciskając jeden z palców do ust, jakby chcąc jej dać znać, że to wszystko
jest tajemnicą i nikomu nie wyjawi jej sekretów. Sam pojęła ten gest ponieważ
odprężyła się odrobinę, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
-
A co wy tam w ogóle pichcicie? – Spytała Sam, zaglądając ciekawie do
piekarnika. – Niebieskie stwory?
-
Twoja mama wymyśliła takie figury. – Odpowiedziała Alex, opisując jej po krótce
wszystkie pomysły jakie Rose miała w zanadrzu. Sam uśmiechała się słuchając
pomysłów kulinarnych, lecz jej mina od razu zrzedła, gdy Alex powiedziała jej
kogo zaprosiła na jutrzejsze przyjęcie, bez porozumienia z kimkolwiek. Rose
sprosiła wielu gości w tym osobę, na której zależało Alex najbardziej, a
mianowicie przystojnego sąsiada Toma oraz cała jego rodzinę.
-
Ładnie mnie urządziła ta wariatka… - Westchnęła pod nosem, nasłuchując czy aby
matka nie podsłuchuje pod drzwiami. Gdy
po paru sekundach usłyszała jej głos w salonie, odetchnęła z ulgą. –
Przepraszam, że cię z nią zostawiłam. Czasami nie wiem czy jest moją matką, czy
karą za poprzednie życie.
Alex już chciała upomnieć
przyjaciółkę, by tak nie mówiła, lecz porzuciła ten zamiar, kiedy to Sam
wybuchła śmiechem, co oznaczało, że tylko żartowała. Angielka także się
roześmiała nie mogąc się przed tym powstrzymać. Ich melodyjne głosy przerwał
Simon, który wpadł do kuchni, dysząc głośno.
-
Sam, ratuj mnie! – Jęknął, odkładając zakupy na blat, tuż obok siedzącej tam
Alex. Chwycił siostrę za ramię i potrząsnął nim lekko. – Wykituje jeśli jeszcze
raz każe mi jechać po zakupy!
Alex miała już spojrzeć do siatki,
czy chłopak wybrał dobre składniki, kiedy to do kuchni wparowała pani Anderson
i złapała syna za ramię. Simon spojrzał błagalnie na siostrę ta jednak
odwróciła wzrok, wcale niewzruszona jego losem.
-
Choć synku, pooglądamy sobie zdjęcia, gdy robiłeś jeszcze w pieluchy! –
Zaćwierkotała Rose ciągnąc, jedno ze swych dzieci za sobą. Simon zaczerwienił
się po same uszy, zdając sobie sprawę z Alex, która patrząc prosto na niego
przysłuchiwała się głosowi jego matki. – No choć ty ośle!
Kiedy drzwi kuchni zamknęły się za
nimi, dziewczyny wybuchły niekontrolowanym śmiechem i spędziły najbliższe
minuty dławiąc się ze śmiechu i ściskając bolące od rechotu brzuchy.
-
Sam, twoja rodzina jest świetna! – Stwierdziła Alex, ledwo opanowując śmiech. –
Dziękuje, że mnie namówiłaś bym tu przyjechała. Dziękuje…
Nie mogąc się powstrzymać Angielka
uściskała swą niczego niespodziewającą się przyjaciółkę. Była bardzo
szczęśliwa, że miała ją przy sobie. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, jak
wyglądałoby jej życie, gdyby na jego ścieżce nie pojawiła się ta temperamentna
dziewczyna…
Sama jak czytam to opowiadanie, stwierdzam, zę Sam ma rodzinę jak z bajki, takich zabawnych ludzi...heh... w ogóle przez całe opowiadanie ciekawiła mnie rodzina Alex...hmmm ciekawe czy o ich też coś skrobniesz
OdpowiedzUsuń^^ Taa, Sam ma zabawną rodzinkę xD Jeśli natomiast pytasz o rodziców Alex - nie pojawią się w opowiadaniu, zostaną jedynie wspomniani, raz czy dwa.
UsuńZgadzam się z Szatanem zajebiszcza ta jej familia, ogólnie ciekawy rozdział ;)
OdpowiedzUsuńRachel
Dziękuje za miłe słowa xD Cieszy mnie, że moja "dziwna" historia zostanie uznana za ciekawą xD
Usuń