Nie rozstaniemy się, to najpiękniejsza z prawd…
To
był najwspanialszy sen, z którego za żadne skarby świata nie chciałam się
budzić. Pokój, do którego wprowadziła mnie pani Collins był wprost przecudowny!
Ciekawe czy Susan dostała równie piękny pokój, co ja. Właśnie w ten sposób
chciałam urządzić swoje mieszkanie. Blado-różowe ściany, co jakiś czas
przyozdobione były kwiatowymi wzorami, podobnymi do tych widniejących na
zasłonach.
Z rozbiegu rzuciłam się na wielkie białe łoże
śmiejąc się głośno. Pogładziłam miękkie jedwabie pościeli, wdychając ich
zapach. Już dawno nie byłam tak szczęśliwa, jednak nie chciałabym tu zamieszkać
na stałe, po jakimś czasie mogłoby mi się to znudzić, a to byłoby potworne. Z
wielkim ociąganiem wstałam i przez chwile rozglądając się po pomieszczeniu, zastanawiając
się, co ze sobą zrobić, postanowiłam się rozpakować i przygotować do kolacji.
Otworzyłam szafę i powiesiłam w niej kilka
staromodnych sukien, które cudem udało mi się zdobyć. Przyglądając się jej w
zamyśleniu, pogładziłam swoje włosy. Poczułam, że są w całkowitym nieładzie,
zapewne to od tej łóżkowej zabawy. Chwile grzebiąc w torbie zdałam sobie
sprawę, że nie mogę znaleźć swojej szczotki. Zapewne zapomniałam jej spakować.
Często zdarzało mi się zapominać o różnych rzeczach, więc nie przejęłam się tym
zbytnio. Moje myśli zaprzątały w tej chwili zupełnie inne rzeczy.
- Ciekawe, jacy są inni mężczyźni… - szepnęłam
przyglądając się swemu odbiciu w tafli lustra. Miałam nadzieje, że znajdzie się
tu ktoś dla mnie. W odróżnieniu od Susan nie byłam w żadnym związku, więc
mogłam bez przeszkód wdać się w flirt lub nawet romans.
Uśmiechnęłam się do
swego odbicia próbując przywdziać najbardziej kuszącą, słodką czy też niewinną
minę. Wyglądałam dość komicznie, przez co nie mogłam się powstrzymać, by nie
skwitować tych grymasów chichotem, a niektórych nawet głośnym rechotem.
Z tej jakże dziwnej
zabawy wyrwało mnie pukanie do drzwi. Zaskoczona spojrzałam na zegarek. Nie sądziłam,
że zabrało mi to, aż tak wiele czasu! Otworzyłam drewniane wrota na oścież,
będąc pewną, że za nimi znajduje się Sue, jednak, gdy spostrzegłam niską
kobietę w przebraniu służącej, podniosłam swe brwi z zaciekawieniem.
- Przepraszam, że przeszkadzam panience, jednak
poszukuje pani Collins i chciałabym zapytać czy…
- Niestety nie ma jej tutaj. – Odpowiedziałam nie
dając dokończyć widocznie speszonej kobiecie, która mówiąc nie patrzyła mi w
oczy, jej spojrzenie skierowane było ku podłodze, przez co nie mogłam jej się
przyjrzeć. Dziewczyna dobrze grała swą role, posłusznej służki, więc i ja
postanowiłam także wejść w swoją. – Możliwe, że ucina sobie pogawędkę z moją
siostrą. Proszę wskazać mi pokój, który został przydzielony mej siostrze, a z
pewnością dowiem się czy znajduje się z nią pani chlebodawczyni.
Dziewczyna jedynie
skinęła głową i gestem dłoni wskazała mi kierunek, w którym musiałyśmy iść.
Pokój Susan był
niedaleko, po drugiej stronie korytarza. Podziękowałam jej i gestem dłoni
pokazałam jej, by się oddaliła. Kłaniając się mi, odeszła bez słowa. Zanim
zapukałam do drzwi pokoju przyjaciółki zatańczyłam taniec zwycięstwa. Poczułam
się jak jakaś wysoko urodzona panienka i bardzo mi się to spodobało. Robiąc
ostatnie dziwne figury, potknęłam się, przewracając dziwny posąg, stojący na
małym stoliczku obok drzwi. Na szczęście była to tylko jakaś marna plastikowa kopia,
przez co rzeźba nie ucierpiała. Z ulgą odstawiłam ją na miejsce i otarłam nieco
zwilżone czoło dłonią. Poprawiłam włosy i zastukałam do pokoju przyjaciółki…
*
* *
- Panno Christien, jakże uroczo wygląda pani w tej
sukni! – Pułkownik Wickham podszedł do mnie od razu, gdy z Susan zjawiłyśmy się
w salonie. Podniósł do ust moją dłoń, składając na niej delikatny pocałunek. –
Ten kolor idealnie uwydatnia barwę pani oczu!
Jego wzrok, który na
mnie spoczął, wydał mi się zbyt nachalny. Suknia posiadała spory dekolt, który
widocznie mu się spodobał, gdyż zamiast patrzeć mi w oczy, właśnie tam utkwił
swe spojrzenie. Zamiast speszyć, zdenerwowało mnie jego spojrzenie, jednak nie
dałam tego po sobie poznać przywdziewając na twarz radosny uśmiech.
- Doprawdy tak Pan sądzi Pułkowniku? – Odpowiedziałam
grzecznie, lecz gdy nadal wpatrywał się w mój biust, wezbrała się we mnie wściekłość,
o jaką się nie posądzałam. Postanowiłam zaatakować w iście staroangielskim
stylu. – Czy oczy według pana znajdują się poniżej szyi kobiety?
Blondyn siedzący do nas
tyłem parsknął śmiechem. Nie wiedziałam czy z powodu tego, co powiedziałam,
lecz dodało mi to odrobinę odwagi. Spojrzałam na czerwone plamy na twarzy
Wickhama, który zaszczycił w końcu spojrzeniem moją twarz. Gdy podniosłam
spojrzenie by przyjrzeć się mężczyźnie, z którym rozmawiała Sue, zdążyłam
niestety ujrzeć tylko jego odwróconą sylwetkę znikającą za drzwiami. Spojrzałam
zagadkowo na przyjaciółkę witającą się w tej chwili z ciemnowłosym blondynem.
Czyżby Susan obraziła tego drugiego?
- Kim jest ten mężczyzna, z którym stoi moja
siostra? – Spytałam Wickhama, na którego towarzystwo zostałam tymczasowo
skazana.
- To pan Vincent Darcy. Jest…
Skierowałam swój wzrok
w stronę przystojnego blondyna, przestając słuchać paplaniny pułkownika. Z
aprobatą pokiwałam głową, był przystojny, wysoki i pomimo że jego spojrzenie
wydawało mi się… zimne, to uznałam, że z pewnością byłby warty grzechu, a nieco
odstające uszy, zamiast śmieszyć, dodawały mu uroku. Spojrzałam na Wickhama,
który był równie urokliwy, jednak pierwsze wrażenie, jakie na mnie zrobił nie
było zbyt pochlebne.
Zauważyłam, że nie
dosłyszalne były jakiekolwiek dźwięki rozmowy między panem Darcy’m a Susan. Przełknęłam
ślinę modląc się, by przyjaciółka nie wywinęła jakiegoś numeru, skazując nas
tym samym na opuszczenie ośrodka. Zbliżyłam się do nich o kilka kroków, a gdy
usłyszałam śmiech koleżanki, nieco się uspokoiłam. Nie mogłam się także nie
uśmiechnąć, widząc tak wielką radość na jej twarzy.
Ten mężczyzna nic nie
mówiąc rozbawił, naburmuszoną z powodu przyjazdu, Susan. Nie miałam zamiaru
czekać, aż ktoś nas sobie przedstawi. Musiałam jak najszybciej poznać tego
tajemniczego dżentelmena.
- Jestem pod wrażeniem. – Podeszłam do blondyna,
podając mu swoją dłoń, którą ku mojemu zdumieniu, ścisnął lekko. Posłałam w
jego stronę najbardziej przyjazny uśmiech, na jaki było mnie stać. - Rozbawił
pan moją siostrę niczego nie mówiąc.
- Zapewne rozbawił ją sam mój widok. – Stwierdził
krótko, wskazując mi bym usiadła.
Zajęłam wskazane
miejsce z ochotą. Na pierwszy rzut oka wydawał się nieuprzejmy, jednak jawnie
zapraszał mnie do pogawędki. Jakże interesujący mężczyzna…
- Być może…
Pan Darcy odwrócił
wzrok w stronę okna. Usilnie myślałam nad pytaniem, jakie mu zadać, by
rozpocząć konwersacje, jednak nic, co można by rozwinąć, nie przychodziło mi do
głowy. Gdy już myślałam, że mężczyzna zapomniał o mojej obecności ten nagle się
odezwał.
- Czy jesteście panie na wycieczce, czy może pochodzicie z tych okolic? – Spytał przyglądając mi się z zainteresowaniem.
- Czy jesteście panie na wycieczce, czy może pochodzicie z tych okolic? – Spytał przyglądając mi się z zainteresowaniem.
- Bardzo bym chciała… – Stwierdziłam uśmiechając się
smutno. – Przyjechałyśmy z Ameryki.
- To dość odmienny sposób na spędzanie wolnego
czasu.
- Ma pan rację, jednak ja szczerze kocham czasy, w
których się teraz znalazłam. – Przerzuciłam swoje spojrzenie na bogate
zdobienia kominka. Poczułam na twarzy bardzo dobrze znane mi ciepło. Darcy
dosłownie przewiercał mnie swoim spojrzeniem, co niesamowicie mnie peszyło.
Mogłam wytrzymać przez jakiś czas jednak na dłuższą metę było to nie do zniesienia.
Jak zwykle w takich momentach mój mózg przestawał pracować i górę brały moje uczucia,
przez co zwyczajnie zaczęłam paplać… - Zawsze o tym marzyłam i jestem naprawdę
szczęśliwa, że nadarzyła się ta sposobność, by tu przyjechać. Ta zniewalająca
okolica, piękne wyposażenie i te suknie, a także towarzystwo… To nadzwyczajne
miejsce!
Najwidoczniej zauważył
moje skrępowanie, ponieważ chwycił w dłonie karty do gry i zaczął się im
przyglądać. Tasował je w ręku, widocznie nad czymś się zastanawiając.
- A pani siostra? – Szepnął gładząc wierzch jednej z kart. – Chyba nie jest tak szczęśliwa jak Pani?
- A pani siostra? – Szepnął gładząc wierzch jednej z kart. – Chyba nie jest tak szczęśliwa jak Pani?
Czyżby po tych
kilkunastu minutach zorientował się, że Susan przyjechała tu, wcale tego nie
pragnąc? Na pewno nie…, Chociaż? Ponownie spojrzałam w przystojną twarz
mężczyzny, który wyczekując mej odpowiedzi także odwrócił wzrok od kart,
patrząc mi prosto w oczy. Długo zastanawiałam się czy powiedzieć mu prawdę, w
końcu po kilku chrząknięciach Darcy’ego, postanowiłam odpowiedzieć.
- Być może jest trochę…
niezadowolona, dlatego, że nie pała wielką miłością do tych czasów i jeszcze
nie jest zbytnio przekonana, jednak z czasem, na pewno odkryje urok tego
miejsca. Może być nieco oschła w kontaktach, ponieważ jest już związana z
pewnym mężczyzną, lecz nie wydaje mi się, by była to miło…
Ten jedynie skinął
głową, uśmiechając się dość przebiegle. Pięknie Chris, jeśli pan Darcy ma tak
długi język jak ty, Susan bez wątpienia urwie ci głowę. Chciałam poprosić
mężczyznę o dyskrecję, gdy do pokoju wszedł kolejny dżentelmen, którego jeszcze
nie poznałam. Odchyliłam dyskretnie głowę by mu się przyjrzeć.
Zamrugałam parokrotnie
powiekami sprawdzając, czy to, aby nie sen. Jeśli wcześniej stwierdziłam, że
pan Wickham i pan Darcy są przystojni, to zabrakło mi słów na określenie uroku
tego mężczyzny. Posturą przewyższał pozostałych panów, co działało na wielki
plus w jego wypadku, ponieważ także nie byłam niska, więc wzrost miał dla mnie
duże znaczenie.
Gdy podszedł do Sue, wyciągając w jej stronę szklankę, uśmiechnął się z najbardziej zniewalający sposób, jaki kiedykolwiek widziałam. Chyba poczuł, że mu się przyglądam, ponieważ podniósł wzrok i nasze spojrzenia się spotkały.
Gdy podszedł do Sue, wyciągając w jej stronę szklankę, uśmiechnął się z najbardziej zniewalający sposób, jaki kiedykolwiek widziałam. Chyba poczuł, że mu się przyglądam, ponieważ podniósł wzrok i nasze spojrzenia się spotkały.
Niesamowicie niebieskie
oczy wpatrywały się we mnie z nieukrywanym zaciekawieniem. Mężczyzna zapewne
rozbawiony moją niezbyt dyskretną obserwacją, wyprostował się i puścił w moją
stronę oczko, pesząc mnie niezmiernie. Szybko odwróciłam się na krześle, prawie
z niego spadając. Plułam sobie w brodę, zastanawiając się jak mogłam mu się tak
ostentacyjnie przyglądać. Przecież to nie było w duchu epoki! Panienka powinna
być nieśmiała i czerwienić się w takiego typu sytuacjach. Jedno w każdym bądź
razie się zgadzało. Policzki paliły mnie żywym ogniem. Opuściłam głowę najniżej
jak potrafiłam by siedzący obok pan Darcy nie dostrzegł czerwonych plam, jednak
on ciągle spoglądał w okno, myśląc zapewne o czymś innym niż moje zakłopotanie.
Dziękowałam Bogu, za jego zamyślenie. Wyczuwałam na sobie czyjeś spojrzenie
jednak nie miałam odwagi, by się odwrócić. Byłam stuprocentowo pewna, że to blondyn
przewiercał mnie wzrokiem.
Gdy w drzwiach stanęła
gospodyni zapraszając nas na posiłek, wyrwałam się pierwsza, modląc się, by
żaden z nich nie wpadł na pomysł, by mi towarzyszyć. Potrzebowałam czasu by nad
wszystkim się spokojnie zastanowić. Szłam dość szybkim krokiem przez korytarz,
wypełniony różnymi obrazami, rzeźbami i innymi staroangielskimi bibelotami,
jednak kompletnie nie zwracałam na nie uwagi.
Dlaczego ten mężczyzna
wywarł na mnie aż takie wrażenie? Musiałam przyznać, że był nadzwyczaj
przystojny. Nie był chłopcem o delikatnych rysach twarzy i pięknie ułożonych
włosach, och nie! Był mężczyzną w każdym tego słowa znaczeniu! Przez te kilka chwil,
kiedy studiowałam jego twarz i sylwetkę, dostrzegłam w nim coś… magicznego, coś,
czemu nie łatwo było się oprzeć. Cholera, czyż nie tego właśnie pragnęłaś, nie
marzyłaś by spotkać tu kogoś takiego? Gdyby nie moja nieśmiałość, która pojawiała
się w najbardziej niechcianych momencie, zapewne nie odwróciłabym wzroku.
Pewnie teraz myśli, że jestem jakąś niezrównoważonym dziewczęciem. Brawo
Christien, spieprzyłaś najważniejsze, pierwsze wrażenie! Teraz na pewno nie
będzie mną zainteresowany.
Niewygodne pantofelki
zaczęły ocierać moje pięty, przez co zwolniłam kroku, aż w końcu się
zatrzymałam czując wilgoć. Oparłam się o ścianę i zadzierając materiał sukni,
zsunęłam but, oglądając skaleczoną skórę. Doprawdy, tego mi brakowało.
- Ten szybki spacer chyba nie służy zbawiennie pani stopom. – Głęboki, lekko zachrypnięty głos doszedł mych uszu w chwili, gdy na powrót zakładałam pantofel. Odwróciłam się błyskawicznie. Mężczyzna zaskoczył mnie i gdyby nie ściana, której się podtrzymywałam zapewne padłabym jak długa na piękną posadzkę. Wysunął w moją stronę dłoń patrząc na mnie pytająco. – Czy mógłbym służyć pani ramieniem?
- Ten szybki spacer chyba nie służy zbawiennie pani stopom. – Głęboki, lekko zachrypnięty głos doszedł mych uszu w chwili, gdy na powrót zakładałam pantofel. Odwróciłam się błyskawicznie. Mężczyzna zaskoczył mnie i gdyby nie ściana, której się podtrzymywałam zapewne padłabym jak długa na piękną posadzkę. Wysunął w moją stronę dłoń patrząc na mnie pytająco. – Czy mógłbym służyć pani ramieniem?
Z jego oczu biła powaga,
lecz, nie dało się nie zauważyć, że kąciki jego ust delikatnie drgały.
Najzwyklej w świecie śmiał się ze mnie! Chrząknęłam, podnosząc głowę wysoko,
chwyciłam jego wyciągniętą dłoń, którą natychmiast wsunął pod swoje ramię.
Zaskoczył mnie dotyk jego dłoni, nawet przez materiał rękawiczki wyczułam
bijące od niego ciepło.
- Przepraszam, że nie przedstawiłem się pani wcześniej. Jestem Thomas Bla… Bingley, a pani to zapewne Christien Bennet?
- Przepraszam, że nie przedstawiłem się pani wcześniej. Jestem Thomas Bla… Bingley, a pani to zapewne Christien Bennet?
- Tak… - Prychnęłam, próbując powstrzymać śmiech,
spowodowany gafą, jaką popełnił. Czyżby nie nauczył się jeszcze swojej roli? – To
wspaniałomyślne z pana strony, że postanowił pan zadośćuczynić temu pominięciu.
Jakoś udało mi się
wypowiedzieć całą kwestie bez zająknięcia. Może pomógł mi fakt, że idąc obok
pana Bingley’a, nie musiałam na niego patrzeć, jednak ciągle czułam
zakłopotanie, porównywalnie zdecydowanie większe, ponieważ nasze ciała
znajdowały się dość blisko siebie. Dłoń, którą trzymałam ramię Thomasa,
zwilgotniała, w gardle pojawiła się wielka gula, a serce omal nie wyskoczyło mi
z piersi. To pierwszy raz, kiedy sam dotyk, czy widok mężczyzny działam na mnie
tak silnie…
Widzisz piszesz takie zajebiszcze rozdziały że już jestem ^^. Jak zwykle rozdział zaje***(z czystej kultury nie będę kończyć) końcówka najbardziej mi się spodobała . . . te końcówki one zawsze mają w sobie to coś szczególnie u cb ;)
OdpowiedzUsuńWeny
Pozdrawiem
Rachel
A zawsze miałam przeczucie, że kończę w nieodpowiednich momentach xD Jeśli jednak mówisz, że jest dobrze, mogę dzisiaj iść spokojnie spać xD
Usuńah... akcja wre. Thomas się przedstawił, no to teraz będzie się działo, no to czekam ^^
OdpowiedzUsuńEee... tam. Na razie będzie nudno, dopiero potem zaczyna się robić ciekawie xD
UsuńUwielbiam opisy Toma, aż samą mnie wtedy zatyka, jakbym widziała go na żywo xD. Świetnie Ci wyszło przedstawienie go, myśle, że zareagowałabym podobnie. Ahh, co ten Thomas robi z kobietami? XD dużo weny życzę i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń