No! Podróż naszych bohaterek się zaczyna!
Miłego czytania!
Ktoś nie mógł być już sam, do swego celu biegł…
Dzierżąc
w jednej dłoni bilety, a w drugiej torbę podręczną, zbliżałam się właśnie z
Susan do odprawy. Już za chwile miałyśmy przekroczyć linie, korytarza
prowadzącego do wnętrza samolotu. Drżałam na całym ciele. Wręcz panicznie bałam
się latania i przeklinałam dzisiaj tą ułomność. Nogi trzęsły mi się jak
reumatyczce, przez co szłam nieco jak pijana, w uszach mi dzwoniło, a gardło
było wyschnięte jakbym od wieków nie miała niczego w ustach. Tuż przed linią,
zatrzymałam się a moje drżenie się wzmogło, przez co zaskoczona Sue wpadła na
mnie.
- Chris uważaj jak chodzisz! – Dostrzegając wyraz
mojej twarzy, który z pewnością był przerażający, ściszyła nieco głos,
zwracając się do mnie ze spokojem. – Dlaczego się zatrzymałaś?
- Sue… - Z mojego gardła wydobył się jęk, tak
zachrypnięty, że obawiałam się, że przyjaciółka nie zrozumie ani jednego słowa.
– Nie dam rady Sue…
- Jak to nie dasz rady?
- Zbyt się boje.
Przyjaciółka
przewracając oczami, położyła dłonie na moich plecach i z całych sił, próbowała
przepchnąć mnie do przodu. Moje stopy nieznacznie przesunęły się za linie.
- Sue, przestań! – Krzyknęłam zapierając się z
całych sił. Czy ona chciała mnie zabić?! – Daj mi chwile!
Susan, chwyciła moje ramie i obróciła mnie twarzą w
swoją stronę. Obierając dłonie na biodrach, przygryzła usta, obrzucając mnie
krytycznym wzrokiem, wyglądała jak rodzic, patrzący na niegrzeczne dziecko. Po
jej minie poznałam, że dostanie mi się niezły ochrzan.
- Chris, to ty mnie tutaj przyciągnęłaś, a teraz chcesz zwiać?! To dla ciebie zrezygnowałam ze swoich planów i jadę na tą głupią wycieczkę! Zresztą… stój tu sobie, ja wracam do domu.
- Chris, to ty mnie tutaj przyciągnęłaś, a teraz chcesz zwiać?! To dla ciebie zrezygnowałam ze swoich planów i jadę na tą głupią wycieczkę! Zresztą… stój tu sobie, ja wracam do domu.
Minęła mnie z wściekłą
miną, lecz zanim zdążyła odejść chwyciłam ją za ramię i pociągnęłam za sobą
korytarzem. Każdy kolejny krok był dla mnie torturą, jednak mój strach nie mógł
mi zepsuć tych wakacji! Miałam zrezygnować z przygody i dać satysfakcje Susan?
Nigdy w życiu!
Gdy usiadłyśmy w
fotelach, drżącymi dłońmi zapięłam pasy. Kiedy samolot wystartował, przyjaciółka
chwyciła mnie za dłoń. Ciepło jej dłoni dodało mi odrobinę otuchy.
- Wszystko będzie dobrze Chris – spojrzałam na nią.
Była spokojna w tej krytycznej dla mnie sytuacji, ja dyszałam jak pies, a serce
o mało nie przebiło mi klatki piersiowej. Podziwiałam jej odwagę. Uśmiechnęła
się przebiegle, puszczając mi oczko. – Tylko pomyśl o tych wszystkich
przystojniakach, którzy na ciebie czekają.
Miała racje! Już za
kilka godzin będziemy na miejscu, a nic złego nie powinno się wydarzyć. Maszyna
wyglądała na solidną – pomyślałam rozglądając się po wnętrzu. Postanowiłam się
nieco odprężyć jednak, gdy samolot nieznacznie się zatrząsł, moje obietnice na
nic się zdały. Wbiłam paznokcie w oparcie fotela, a mój oddech automatycznie
przyśpieszył.
Uspokoiłam się dopiero,
gdy opuściłyśmy budynek lotniska. Ziemia! – Krzyczała moja dusza. Gdyby nie ci
wszyscy ludzie, padłabym na kolana i ucałowała brudny chodnik. Zamiast tego
uściskałam z radością Susan.
- Sue, żyjemy!
W moich oczach
zakręciły się łzy wzruszenia. Byłam wdzięczna, że przyjaciółka nie zostawiła
mnie wtedy na lotnisku w Ameryce. Odsunęłam się, widząc jej minę chwyciłam z
chodnika swój bagaż i zrobiłam jeszcze kilka kroków dla bezpieczeństwa. Bez
wątpienia nie cieszyła się tak jak ja, ale nie mogłam mieć jej tego za złe.
Zapewne była zmęczona.
- Christien…
- Christien…
W tej chwili przy
chodniku zatrzymał się piękny stary samochód. Jak prawie każda kobieta, nie
znałam się na samochodach, więc nie wiedziałam, co to za model, ale maszyna
była, w moim mniemaniu, wprost przecudowna! Z pomocą niezbyt urokliwego
młodzieńca, zajęłyśmy miejsca i ruszyłyśmy w drogę.
- Czyż to autko nie jest wspaniałe? – Pogładziłam
materiał twardego oparcia, sukienka, którą miałam na sobie, wydała mi się w tej
chwili mało pasująca do wnętrza samochodu. – Takie stare…
Przyjaciółka jedynie
pokiwała głową z aprobatą. Uśmiechnęłam się szeroko widząc w jej oczach
zainteresowanie. Odsunęłam okno i prawie wysuwając głowę na zewnątrz
podziwiałam mijane krajobrazy. Wszystko było takie wspaniałe! Nawet mijana
roślinność była dla mnie inna od tej, którą znałam. Zaczerpnęłam powietrza w
płuca upajając się cudownym zapachem lasu. Przez kolejne minuty, gdy coś
przykuło moją uwagę, a było to dosłownie wszystko, krzyczałam, chcąc zwrócić
uwagę towarzyszki, by podzielić się z nią pięknym widokiem. W pewnym momencie
zobaczyłam miejsce, na widok, którego aż zaparło mi dech w piersi.
- Sue! – Krzyknęłam podniecona, podskakując z
zachwytu. Wyciągnęłam dłoń wskazując przyjaciółce piękne jezioro z wysepką na
środku. – Zobacz tam na środku jest biała altana porośnięta kwiatami! Jak
romantycznie musi być w środku…
- Na pewno jest tam sporo pająków i innych robaków!
– Krzyknęła Sue, wbijając mi palce w żebra. Jak zwykle stroiła sobie ze mnie
żarty. – Ale skoro mówisz, że to romantyczne…
Roześmiałam się
poklepując ją po ramieniu. Jakieś robactwo nie mogło zepsuć mojej chęci
odwiedzenia w drodze powrotnej tego miejsca.
*
* *
Gdy wysiadłam z maszyny i postawiłam stopy na
podjeździe wysypanym małymi kamyczkami o mało nie zemdlałam z zachwytu. Nie przypuszczałam,
że okolica będzie tak… brytyjska. Stary budynek zapierał dech w piersi. Nie
wiedziałam gdzie posiać wzrok, przesuwałam go, co chwila na coś innego. Piękne
białe balustrady, kremowe posągi i artystycznie cięte krzewy. Spojrzałam na
Susan i z rozczarowaniem stwierdziłam, że ciągle wpatruje się w czarny samochód,
zamiast rozejrzeć się dokoła. Zapewne nie była świadoma tego, że rudy chłopak,
który nas tu przywiózł, wpatruje się w nią maślanymi oczyma. Parsknęłam śmiechem,
gdy młodzieniec, przygładził swą rudą czuprynę, a na jego policzki zaczęły
wstępować, prawie bordowe rumieńce.
- Tylko mi nie mów, że szofer wpadł ci w oko – Przeszłam
obok, szturchając przyjaciółkę w bok, wyrywając ją, z jednego z jej słynnych
zamyśleń. Gdy zobaczyłam niesmak na jej twarzy postąpiłam kilka kroków naprzód,
czekając aż do mnie dołączy. Ta jednak z opuszczoną nisko głową minęła mnie i
wpadła wprost na starszą kobietę, ubraną w wzorzystą, zieloną suknie szytą na
starą modę. Jej mina świadczyła o tym, że nie jest szczególnie szczęśliwa, z
tej nagłej wylewności Sue. Przyglądając się jej wąsko ściśniętym ustom i
zmarszczonym brwiom, pomimo słonecznej pogody, poczułam nieprzyjemny, zimny
dreszcz. Wyjęknęła w jej stronę przeprosiny jednak pochmurna mina nie zmieniła
się ani trochę. Postanowiłam jak najszybciej uratować Susan z tej niezręcznej
sytuacji.
- Proszę wybaczyć mojej przyjaciółce, nie czuje się
dziś najlepiej. – Najlepszą obroną w tym wypadku będzie uprzejmość. Wygładziłam
niewidzialne fałdki swojej sukienki i skłoniłam się kobiecie. Uśmiechnęłam się,
a gdy dostrzegłam delikatne drganie jej ust, pogratulowałam sobie dyplomacji. –
Zapewne jest Pani właścicielką tego pięknego miejsca. Jestem Christien, a to
moja...
Przerwałam, słysząc
jakieś jęki z tyłu. Odwróciłam się, nie mogąc się nadziwić jak Sue mogła
spowodować tyle kłopotów przez zaledwie kilka sekund. Choć musiałam przyznać,
że widok był wprost przekomiczny. Służące po jednaj stronie, leżały
poprzewracane jak kręgle, a tuż obok Susan z przyłożoną dłonią do twarzy.
- Susan, nic ci nie jest?
- Susan, nic ci nie jest?
Wianuszek kobiet
otaczających Sue zniknął w oka mgnieniu. Przyłożyłam dłoń do ust powstrzymując
śmiech. Widząc zbliżającego się do nas eleganckiego mężczyznę, na którego
twarzy gościł szeroki uśmiech, zachichotałam cicho, mając nadzieje, że nie
doszło to do uszu Susan.
Szatyn pomógł jej
wstać. Korzystając z tego, że wpatrywał się w Sue, mogłam bez skrępowania się
mu przyjrzeć. Był wysoki i dość przystojny. Niezaprzeczalnie miał w sobie wiele
uroku. Gdy nasze spojrzenia się spotkały natychmiast odwróciłam wzrok i
odsunęłam się o kilka kroków. Sue widocznie wpadła mu w oko. Zwykle
odważniejsza ode mnie była teraz dziwnie speszona.
- Drogie panie, niezmiernie miło mi was powitać.
Jestem pułkownik Frank Wickham. Gospodarzami ośrodka jest pani Debra i jej
małżonek George Collins, proboszcz tutejszej parafii. Panie zaś to…
Miałam oddalić się i
zostawić ich samych sobie, jednak wręcz błagalne spojrzenie przyjaciółki
zatrzymało mnie.
- Panna Christien Bennet, a to moja młodsza siostra
Susan. – Podałam swą dłoń pułkownikowi. Gdy się przedstawiłam, spojrzał na mnie
z zainteresowaniem. Miałam nadzieje, że mężczyzna odejdzie, ten jednak
zaofiarował mi swe ramię. Zrobiliśmy tylko kilka kroków, kiedy dobiegł nas
piskliwy głos Pani Collins.
- Panie Wickham, pozwoli pan, że na chwilę poproszę
naszych gości do gabinetu…
To przywitanie pod koniec XD nw czemu ale chciało mi się śmiać,bosh znów mam głupawkę al;e to chyba dobrze hmm? miło mi się i szybko czytało ten rozdział. Tak szybko je z Szatanem wstawiacie że nie nadążam haha. Miło mieć co czytać, dobrze że i was wena nie opuszcza ^^
OdpowiedzUsuńWeny
Pozdrawiam
Rachel
Bardzo mnie cieszy, że oba opowiadania (a raczej jedno, tylko pisane z różnych perspektyw) przypadło Ci do gustu xD Sama się śmieje z tego co napisałam, ale czy to źle? Lepiej śmiać się niż płakać xD
UsuńPozdrawiam
hah! bombowo, łezka się kręci, gdy człowiek konfrontuje to ze swoim rozdziałem, ale mam nawet pomysł, byśmy kiedyś przysiadły i pisały jakieś opowiadanie, wymieniając rozdziały, a aby to było jedno opowiadanie, to byłoby coś...XD zamieszanie pewnie i by było, ale sama powiedz, czy nie byłoby ciekawie? jak i tutaj?
OdpowiedzUsuńpozdro
Oczywiście, że jestem za xD Musimy tylko najpierw skończyć to, co mamy rozpoczęte, by skupić wszystkie siły na tym "wspólnym" opowiadaniu. Chociaż... czemu by nie utrudnić sobie życia?
UsuńŁącze się z boharerką w bólu. Ja też boję się latać xD! Rozdział bardzo fajny, przyjemny. Podoba mi się, że tak publikujecie z Szatanem :). Dużo weny, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBoisz się latać?! To jak ty chcesz wybyć do Anglii? O.o Tom Hiddleston się sam nie poderwie xD Swoją drogą, być może i ja się boje latania? Nigdy nie miałam okazji tego sprawdzić xD
UsuńDziękuje za komentarz i pozdrawiam!