Witam!
Teraz, z perspektywy czasu, ten rozdział zaczyna mi się podobać... Przyznam się bez bicia, że kiedy to pisałam, nie byłam pewna, czy to opowiadanie będzie miało "ręce i nogi".
Cóż... tak szczerze powiedziawszy ciągle tego nie wiem, a wy, drodzy czytelnicy, nie jesteście na razie w stanie mi tego powiedzieć...
A szkoda!
Nie przedłużając, zapraszam na kolejny rozdział "Będziesz mój"!
Następnego
dnia rano, Sam obudziła się dziwnie wyspana. Czasami lubiła sobie pospać prawie
do południa, jednak teraz patrząc na zegarek, stwierdził, że jest dopiero
dziesiąta. Niezbyt chętnie zwlekła się z łóżka i stając bosymi stopami w swym
puchatym dywanie, przeciągnęła się jak kot, ziewając parokrotnie. Spojrzała
tęsknie na łóżko, lecz nie uległa jego błaganiom, by powylegiwać się dłużej.
-
To było piękne! – Jęknęła, przypominając sobie swój sen, w którym to była
wielkim kotem, bodajże tygrysem i goniła po pastwiskach swego uciekającego
sąsiada. Luke upadł w pewnym momencie na ziemię, a ona nie hamując swoich
instynktów, rozszarpała jego ciało na drobne kawałeczki. – Och, jak wspaniale!
Zachichotała i udała się do łazienki
w drodze do niej, tańcząc i pogwizdując pod nosem. Kiedy wzięła już prysznic i
ubrała się zeszła po schodach, kierując się do razu do kuchni. Otworzyła drzwi,
z zaskoczeniem widząc swoją matkę oraz przyjaciółkę pogrążoną przy pracy.
-
A wy już się bawicie w gotowanie? – Stwierdziła uśmiechając się radośnie.
Otwarła lodówkę i wyciągając z niej mleko, oraz sięgając po miskę oraz płatki
zasiadła do stołu. – Jak wam idzie?
Alex uśmiechnęła się, odrywając na
chwile wzrok od krojenia sałatki i spojrzała na przyjaciółkę. Wydało jej się
podejrzane, że jest w tak dobrym humorze, o co nie omieszkała się spytać.
-
A wiesz…. – Sam roześmiała się, przegryzając kolejną porcję płatek
śniadaniowych. – Miałam wspaniały sen!
Amerykanka ciągle miała przed oczami
jego przerażoną twarz, co ją cieszyło. Gdyby nie to, że zwykle śnił jej się
jako namiętny kochanek, polubiłaby sny z nim. Jednak te drugie wprawiały ją w
zły humor i denerwowały swą wyrazistością. Nie mogła się pozbyć ich potem
miesiącami ze swojego umysłu, choć bardzo tego chciała.
-
Sam dobrze się czujesz? – Troskliwy głos przyjaciółki, przywrócił ją do
rzeczywistości. Myśli o sąsiedzie zawsze sprawiały, że przestawała zwracać
uwagę na otoczenie. – Jesteś dzisiaj jakaś taka radosna…
Sam zbyła przyjaciółkę machnięciem
ręki i już w milczeniu dokończyła posiłek. Gdy skończyła jeść, oddała się
pracom porządkowym na farmie. Nie była zbyt dobra w gotowaniu, czy pieczeniu,
więc tylko by zawadzała w kuchni. Postanowiła strawę zostawić w rękach matki i
przyjaciółki.
Skierowała
się do stajni i wchodząc do pierwszego boksu, przywitała się ze swym koniem.
Wielki kary wierzchowiec, stał dumnie, łypiąc na nią swym okiem. Sam przytuliła
twarz do jego pyska i pogładziła jego twardą szyję.
-
Wiem kochany, ze jesteś na mnie zły. Przyjechała Alex i musiałam się nią zająć.
– Szepnęła cicho do końskiego ucha. Zwierzę prychnęło, w swój koński sposób,
pokazując właścicielce swoje niezadowolenie. Ta tylko zaśmiała się i chwyciła
za szczotkę, chcąc go ułaskawiać. Mustang uwielbiał, gdy jeździła mu nią po
grzbiecie. – A teraz dasz się pańci wygłaskać…
Sam
uśmiechnęła się pod nosem wspominając burzliwe początki ich miłości. Dracula
był jej pierwszym koniem, którego dostała na osiemnaste urodziny. Przez
pierwszy miesiąc bała się wielkiego zwierzęcia i gdy miała ochotę na
przejażdżki, wybierała klacz mamy - Crystal. Jednak zawsze przechodząc obok
jego boksu, zatrzymywała się chcąc się do niego przyzwyczaić. Zwierzę było
temperamentne i nie pozwalało się nikomu dosiadać. Nawet Gray miał z nim pewne
problemy. Sam natomiast powzięła decyzję, że zaprzyjaźni się z mustangiem i
upłynęło wiele dni i nocy, gdy oboje nawiązali porozumienie. Oczywiście w
trakcie początkowych jazd, nie obyło się bez siniaków oraz obolałych mięśni,
gdyż zwierzę było nieprzyzwyczajone, do jeźdźca, lecz ten trud się opłacił.
Teraz gdy galopowali po polach, stawali się jednością, dopasowali się do siebie
idealnie. Sam nie chciała nawet myśleć o tym by mogła wyjechać na innym koniu
niż na Draculi.
-
Widzę, że jak zwykle go rozpieszczasz. – Melodyjny głos Graya, wyrwał ją z
zamyślenia. Mężczyzna wszedł do boksu wrzucił do niego marchewki oraz odrobinę
siana. Od razu widząc jak koń trzepie swym ogonem, wycofał się za drewnianą
barierkę. – Ciągle nie mogę się nadziwić, że oswoiłaś tego drania!
Sam roześmiała się kończąc
dopieszczanie swojego pupila i wychodząc z boksu.
-
Dużo miłości i twarda ręka! – Krzyknęła, łapią się prawą ręką za lewy biceps.
Gray tylko pokiwał głową w niedowierzaniu, wrzucając do innych boksów, ten sam
zestaw jedzenia. – Dracula jest do mnie bardzo podobny…
-
Nieufny… - Wyszeptał Gray, zatrzymując się na chwile i upominając jednego z
pracowników, by poroznosił wodę do boksów. Gdy mężczyzna wyszedł, wolnym
krokiem ruszyli dalej. – Ale nie zawsze taka byłaś. Pamiętam, gdy jako szesnastolatka
latałaś za starszym Moorem.
-
Wcale za nim nie latałam! – Krzyknęła oburzona, uderzając najmocniej jak
potrafiła w jego ramię. Ten jednak niewzruszony, jakby jego cios był tylko
słabym dotknięciem, roześmiał się widząc jej wściekłą twarz. – Poza tym on mnie
już nie obchodzi.
-
Skoro tak mówisz…
Jego
tajemniczy ton zastanowił Sam, lecz nie miała odwagi go o to spytać. Jeszcze
pomyślałby sobie, że jednak ciągle jest w nim zadurzona, co wydawało jej się
niedorzeczne. To, że facet ją pociągał, ponieważ wyglądał jak demon seksu, nie
oznaczało jeszcze, że się w nim zakochała! Pokiwała energicznie głową i odeszła
nie zwracając uwagi na wołającego za nią Graya. Odkąd wdarł się do ich rodziny,
denerwował ją coraz bardziej.
Wyszła
ze stajni i rozejrzała się dookoła, zastanawiając się, co mogła ze sobą zrobić.
Miała jeszcze parę godzin, zanim zejdą się goście. Pomoc przy przygotowywaniu
posiłków odrzuciła natychmiast, gdy tylko o tym pomyślała. Także i przy
rozstawianiu stołu oraz krzeseł, odrzuciła, gdyż wiedziała, że męskie ramiona
nadają się do tego lepiej. Poprawiła swój kapelusz, po czym wróciła pod boks
Draculi i osiodłała swego konia. Skoro nie mogła się przydać, przynajmniej
zniknie im z oczu. Szczerze powiedziawszy mogłaby znaleźć sobie jakieś zajęcie,
jednak lenistwo, kazało jej uciec gdzie pieprz rośnie, by ojciec lub ktokolwiek
inny nie zagonił jej do roboty.
-
Wiem, że tego nie lubisz, ale muszę ci to założyć! – Jęknęła próbując wepchać
do końskiego pyska wędzidło. Zwierzę zarżało i kopnęło swymi kopytami o podłogę
boksu. Sam westchnęła i gdy koń troszkę się uspokoił, spróbowała ponownie. Tym
razem jednak odniosła sukces i zadowolona pociągnęła pupila do wyjścia ze
stajni. – Spokojnie Dracula, jeszcze nie…
Zwierzę stukało swymi kopytami o
beton, chcąc już zacząć galopować. Sam także jak najszybciej chciała się
ulotnić, jednak musiała najpierw sprawdzić czy w okolicy nie kręci się jej
ojciec lub brat, którzy niezbyt przychylnie patrzeli na jej poranne przejażdżki.
Woleliby raczej by pomogła im przy bydle, lub zajęła się jakąś papierkową
robotą. Na razie jednak miała dwa dni wolności do nieuchronnie zbliżającego się
poniedziałku i postanowiła je wykorzystać. Rozglądając się parokrotnie,
dosiadła swego pupila i poprowadziła go wolno na ścieżkę. Gdy dostali się
niezauważeni na ścieżkę, Sam pognała Draculę do galopu, co koń uwielbiał.
Zostawiając za sobą osłonę z wzburzonego piasku, pognali na pastwiska.
Przez
wiele minut ścigali się z wiatrem, płosząc bażanty, rywalizując z ptakami w
gonitwie. Sam czując się pewniej puściła lejce i rozłożyła ramiona, przymykając
oczy. Odetchnęła pełną piersią, świeżym powietrzem, zapachem traw i zakwitłych
drzew, wystawiając swą twarz na grzejące promienie amerykańskiego słońca. Teraz
czuła się prawdziwie wolna, nie myślała o niczym, wszystkie problemy, czy obawy
znikały natychmiast, gdy tylko dosiadała swego wierzchowca. Stawała się wtedy
jednością ze swym koniem. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Chciałaby
zostać tak na wieczność, lecz życie nie było takie proste.
Chwyciła
za wodze i skierowała swego konia w miejsce, które nagle zapragnęła zobaczyć.
Ostatni raz była tam, zaraz przed tym jak wyjeżdżała do Londynu. Była ciekawa
czy malowniczy zakątek choć trochę się zmienił. Po paru minutach zaskoczyła z
grzbietu konia i przywiązała go nad brzegiem, spokojnego strumienia.
Łapiąc
się pod boki, ogarnęła spojrzeniem otaczający ją widok. Roześmiała się, gdyż
miejsce było takie jak zapamiętała. Obok szerokiego strumienia, przetykanego co
parę metrów wielkim kamieniem, pałka wodna licznie porastała jego brzegi.
Wysokie jasno zielone trawy, mogły wspaniale służyć za kryjówkę, a białe
stokrotki stanowiły dywan, wspólnie z błyszczącą zieloną trawą, która aż
prosiła się by się w niej położyć. Sam nie mogąc się powstrzymać rzuciła się na
kwiaty, a jej włosy rozsypały się na zielonościach. Roześmiała się, zaczynając
turlać się po białym kwiatowym podłożu. Zajęta sobą nie zauważyła, ciemno
zielonych oczu, wpatrujących się w jej osobę, z nieukrywaną ciekawością.
-
Jaki uroczy widok! – Do jej uszu doszedł, dobrze jej znany męski głos.
Błyskawicznie podniosła się do siadu i rozejrzała się w poszukiwaniu
właściciela niskiego barytonu. Mężczyzna roześmiał się, jakby chcąc pomóc jej w
poszukiwaniach. – Przepraszam, że przeszkadzam ci w zabawie!
Powiodła
spojrzeniem do strumienia i wtedy go zobaczyła. Luke stał po łydki w wodzie.
Jego ciemne podwinięte spodnie, ukazywały owłosione, umięśnione uda. Przesunęła
spojrzeniem w górę i jęknęła cicho, gdyż mężczyzna od pasa w górę była nagi.
Nagi i mokry. Sam przełknęła ślinę, wodząc pożądliwym wzrokiem po dobrze
zbudowanej klatce piersiowej i idealnie wyrzeźbionym brzuchu. Śledziła krople
spływające po jego piersiach, zagryzając usta, gdy te wpływały na jego twarde
brodawki. Chciała ich dotknąć, jak i pogładzić jego mocną pierś. Bała się
spojrzeć w jego twarz, lecz w końcu i to uczyniła. Gdy jej spojrzenie spotkało
się z zielonym wzrokiem mężczyzny, Sam przeklęła w myślach. Mokry sąsiad
wyglądał jeszcze bardziej pociągająco niż zazwyczaj.
-
Zniknij! – Krzyknęła Sam, zamykając oczy i zatykając dłońmi swe uszy. Próbowała
w ten sposób, zmienić bieg swych myśli, które zajęte były wyłącznie postacią
sąsiada jak i jego seksownym ciałem. – Niech cię piekło pochłonie Moore!
Sam nie dopuszczając do swych oczu
widoku oraz chroniąc uszy przed dźwiękiem nie usłyszała jak Luke wychodzi ze
strumienia i kuca obok niej. Dopiero gdy jego dłonie chwyciły ją za nadgarstki,
a na czole poczuła jego gorący oddech, uchyliła powieki.
-
Na pewno tego właśnie chcesz? – Spytał, zniżając swój głos, do bardziej
zmysłowego. Ewidentnie się z nią droczył, lecz Sam nie była teraz zdolna do
wykonania jakiegokolwiek ruchu nie wspominając już o odpyskowaniu mężczyźnie.
Jego mokre włosy, zwijały się w strąki, z których żywo ciekły krople chłodnej
wody, a wilgotne usta, rozchyliły się w prowokujący sposób. Jęknęła, gdy Luke, nie doczekawszy się odpowiedzi, przewrócił ją na plecy, unieruchamiając jej
dłonie tuż za głową. Okroczył ją nogami, zbliżając swą wilgotną twarz do jej. –
Kłamczucha…
Sam, słysząc obrazę z jego ust,
spróbowała się wyrwać lecz mocny uściska męskich dłoni, skutecznie jej to
uniemożliwiał. Bądź przeklęta męska siło! – Pomyślała ze złością i wzdychając
pod nosem, opadła z powrotem na miękką trawę. Nie dość, że była bezsilna w tym
momencie, to jeszcze nie mogła się powstrzymać przed wdychaniem przyjemnej,
lekko piżmowej woni jego ciała.
-
Puść mnie, ty gorylu! – Jęknęła, zaczynając obrzucać go przezwiskami, mając
cichą nadzieje, że mężczyzna się obrazi i zostawi ją w spokoju. Ten jednak
ciągle uśmiechał się szeroko jakby jej nie słuchał jej słów. Po paru minutach,
gdy jego uściska się rozluźnił, spróbowała ponownie się wyrwać, jednak
bezskutecznie. – Do jasnej cholery… Czego chcesz?
Luke roześmiał się, a Sam słysząc tą
przyjemną barwę, jęknęła głucho. Serce waliło jej jak młotem, a szum w uszach
był wręcz nieznośny. Moore przekrzywił nieznacznie głowę i powiódł spojrzeniem
po jej twarzy. Sam bała się, że tarzając się w trawie, przypadkowo umazała się
jakimś błotem, lub co gorsza łajnem. To by w każdym razie tłumaczyło jego
rozbawienie.
-
O tutaj… - Szepnął, puszczając jej dłonie i sięgając jedną z nich do jej
włosów. Wyciągnął z nich stokrotkę i ciągle się uśmiechając, połaskotał nią jej
nos. Sam oniemiała z wrażenia. Patrzyła szeroko otwartymi oczami, zastanawiając
się po jaką cholerę to zrobił. Jej serce zabiło gwałtownie, gdy palcami zaczął
wodzić po jej policzkach. – Sam…
Miał rację, była kłamczuchą, która
za wszelką cenę chciała zataić przed całym światem swe uczucia. Okłamywała
wszystkich, nawet siebie. Myślała, że z czasem, wszystkie uczucia znikną, lecz
widocznie wystarczyło jego jedno skinienie palce a ona robiła wszystko na co
miał ochotę.
-
Wiesz na co mam ochotę? – Spytał, schylając swe usta i musnął nimi jej
zarumienione policzki. Przesunął językiem, smakując skórę jej skroni, po czym
odsunął się by odszukać jej usta. – Och, Sam, tak długo…
Jego wypowiedź została przerwana, a
raczej zastąpił ją jęk bólu. Sam korzystając z jego nieuwagi, podniosła kolano
i zdzieliła go nim w samo krocze. Mężczyzna zsunął się z niej, szepcząc pod
nosem przekleństwa, łapiąc się dłońmi za, z pewnością bolące, przyrodzenie. Zerwała
się na równe nogi i spojrzała na mężczyznę z politowaniem.
-
Och, jak mi przykro! – Głos, który wyrwał się z jej gardła, był pełen fałszywej
litości. Z uśmiechem triumfu na twarzy, przetarła dłonią swe kolano, jakby
chcąc strzepać z niego nieistniejący brud. – Wystarczy jeden dobrze wymierzony
cios, by nawet największy macho, wił się z bólu…
Luke faktycznie wił się w trawie,
stękając cicho. Pogwizdując pod nosem, swoją ulubioną piosenkę, ruszyła do
swego konia. Gdy wdrapała się na siodło i chwyciła za wodze, Moore uniósł głowę
i spojrzał na nią. Jego oczy wypełnione były nienawiścią.
-
Czarownica! – Jęknął, próbując wstać. Poczerwieniała ze złości twarz, wzbudziła
w Sam śmiech, a także i poczucie winy. Bała się, że kopnęła go za mocno,
dlatego też postanowiła poczekać by sprawdzić, czy mężczyzna stanie na własnych
nogach. – Niech no ja cię tylko dorwę, przeklęta babo!
Kiedy podniósł się i wolnym krokiem
zaczął przemierzać dzielącą ich odległość, Sam wyciągnęła dłoń i całując swe
palce, posłała mu pocałunek. Widząc ten gest, splunął na ziemię i przyśpieszył.
Nie czekając długo Sam, ścisnęła stopami boki Draculi i pognała go na pole. Z
oddali jeszcze słyszała jego podniesiony głos.
Kiedy jego krzyki były już
niedosłyszalne, odetchnęła z ulgą. Z trudem, zmusiła się do tego kopnięcia.
Odkryła, że wcale nie chciała, by mężczyzna był na nią wściekły. Najchętniej
oddałaby mu się nad tą rzeczką, gdyby nie głos rozsądku, który jakimś cudem,
przebił się przez nawoływania jej serca, każące jej zostać pod jego wpływem.
Niestety nie mogła tego zrobić, Luke skrzywdził ją i należała mu się za to
kara. Nie sądziła także, by sąsiadowi chodziło o coś innego niż seks. Nie
umiałaby wrócić z nim na porządek dzienny, gdyby faktycznie zależało mu tylko
na zaspokojeniu pożądania.
Choć
miała wiele okazji do spróbowania współżycia, ten przeklęty Luke zawsze
pojawiał się w jej myślach. Po paru próbach, porzuciła zamiar zrobienia mu na
złość i przespania się z przypadkowym kolegą z uczelni, gdyż nie umiała się
przemóc, by zrobić to z kimkolwiek. Nie oszukując się, pragnęła tylko i wyłącznie
jego, lecz po tym jak ją potraktował, poprzysięgła, że zostanie niepokalaną
dziewicą, do końca swych dni. Chyba, że… - Zastanowiła się, lecz zaraz potem,
potrząsnęła swą głową energicznie. Nigdy więcej nie pozwoli mu się zranić,
nigdy…
Muahahahah....to chyba moja najbardziej ulubiona scena w twoim opowiadaniu, zmysły pracowały mi na najwyższych obrotach, gdy czytałam opis mokrego Luka xD i jak obserwowałam reakcję Sam. Nie powiem, że Moore mnie nie zaskoczył, kiedy się na nią rzucił, myślałam nawet, że już do czegoś dojdzie, a ty tu tak całkiem niespodziewanie zdzieliłaś go kolanem w krocze! xD
OdpowiedzUsuńdoskonałe działanie, daję miliony plusów, oby było tego wiecej!
pozdro
Prawda, że to było niespodziewane? xD Nie chciałam by wszystko było, aż nadto przewidywalne. Tak to można czytelnika przyprawić o szybsze bicie serca XD
UsuńUwaga Spam!
OdpowiedzUsuń„Raven Wiliams jest zwyczajną dziewczyną mieszkającą w małym miasteczku Rivenscar. Jej życie nie jest usłane różami. Zmaga się z romansem ojca i kłopotami w szkole, a do tego dochodzi jeszcze nieodwzajemniona miłość. Jest całkowicie przekonana o tym, że ma po całości przerąbane i gorzej już być nie może, gdy nieoczekiwanie lądując na cmentarzu poznaje tajemniczego Nicka Donovana.
Od tamtej pory nic nie jest już takie samo… …
Jak zachowa się Raven, gdy odkryje iż jej życie od początku do końca było kłamstwem?
Czy poradzi sobie z nową rzeczywistością w jakiej przyjdzie jej żyć?
Jaką decyzje podejmie, kiedy okaże się, że to właśnie od niej zależą losy całego świata?
Czy w takiej sytuacji miłość ma jakąś szansę na zaistnienie?
Jeżeli jesteście ciekawi zapraszam serdecznie na nowe opowiadanie pt „Granice uczucia” na adres blog: www.mrok-wyobrazni.blogspot.com!
Autorka życzy przyjemnej lektury, a jeżeli Twe opowiadanie również ją zainteresuje z przyjemnością stanie się czytelniczką.
LUKE LUKE LUKE LOFF THIS XD uwielbiam tego gościa XD mokry Luke mrrr jak to wcześniej stwierdziła Szatan SCENA NAJ NAJ NAJ LOFF I WGL XD (znów się podjarałam tw opo super ;-;). Niec dodać nic ująć moja wypowiedź mówi sama za sb XDD
OdpowiedzUsuńWeny
Pozdrawiam Rachel
Muahahaha XD Dziękuje. Miło, że mokry Lukas Ci się spodobał xD Będzie jeszcze scena z "mokrym Lukasem", więc oczekuj jej z niecierpliwością xD
UsuńPozdrawiam!