piątek, 20 listopada 2015

35. Podstępna intryga



Sam wysiadła ze swego zasłużonego już auta, ciskając się ze złości. Od paru dni, dokładnie od czasu, kiedy były na polowaniu, nie umiała znaleźć sobie miejsca. Była bezsilna wobec smutku Alex. Nie wiedziała co miałaby robić, żeby poprawić jej humor. Każda jej inicjatywa wydobycia jej z domu, kończyła się fiaskiem. Brytyjka nie była nawet zainteresowana jej pomysłami, wymawiając się bólem głowy, czy jakimkolwiek innym bólem. Miała już serdecznie dość jej chandry, gdyż sama czuła się przez nią nie do życia.
- Co tam słychać kochanie? – Powitała ją Rose od progu, uśmiechając się promiennie.
- Przestań się czepiać kobieto!
            Sam nie była w nastroju do rozmawiania o pierdołach. Kiedy minęła matkę, która to rozdziawiła usta w niedowierzaniu, stwierdziła, że może bezpodstawnie zaatakowała rodzicielkę, dlatego też odwróciła się i przytuliła do oniemiałej matki.
- Przepraszam… - Szepnęła, wtulając się w jej obojczyk. Przez tą całą sytuację coraz trudniej było jej zapanować nad nerwami. – Alex siedzi już w pokoju od kilku dni… Nie wiem co mam robić.
            Matka przytuliła córkę do piersi, głaskając delikatnie jej głowę. Dziewczyna przymknęła oczy, zastanawiając się dlaczego wcześniej tego nie robiła. W matczynych ramionach czuła się naprawdę bezpiecznie.
- Czasami nie trzeba nic robić. – Rose szepnęła, nie zaprzestając głaskania Sam. Amerykanka już chciała się sprzeciwić, lecz kiedy tylko otwarła usta, wydało jej się to dobry pomysłem. Może faktycznie musiała poczekać. Jakby na to nie spojrzeć, jej dotychczasowe próby nie zdawały egzaminu, więc co innego jej zostało? – Czas jest najlepszym lekarstwem.
            Sam jeszcze przez chwilę pozostała w matczynych ramionach, rozważając jej radę. Może faktycznie powinna poczekać, aż przyjaciółka dojdzie do siebie. Jednak im dłużej nad tym myślała w jej głowie pojawił się szatański plan.
- Może w niektórych sytuacjach trzeba poczekać, ale na pewno nie teraz! – Krzyknęła podekscytowana tym co wymyśliła, wyswobadzając się z ramion rodzicielki. Nie będzie biernie czekać, aż przyjaciółka zapomni o złamanym sercu. – Mam pewien pomysł…
            Rose spojrzała na córkę sceptycznie, nie bardzo wiedząc co o tym myśleć.
- Klin klinem?
            Sam zastanowiła się chwilę. Nie brała pod uwagę żadnego klina… Nie! Jej pomysł nie zakładał osób trzecich, przynajmniej nie w końcowych punktach planu. Musiała tylko namówić Julię do swego pomysłu.
- Wrócę wieczorem! – Krzyknęła na odchodnym, ignorując zaciekawioną minę matki i jej błagalne spojrzenia.
            Wsiadając do samochodu, poczuła jak jej serce galopuje niczym spłoszony rumak. Jeśli tylko jej plany się powiodą, nie dość, że Alex nie wyjedzie, to jeszcze będzie szczęśliwa. Całą drogę do Lucky Farm pokonała z zawrotną szybkością. Gdyby nie to, że w tamtym tygodniu liczne dziury w piaszczystej szosie zostały przysypane, zapewne straciłaby wszystkie opony. Nie to było jednak w tej chwili najważniejsze.
            Parkując na żwirowym podjeździe Moore’ów, dostrzegła Luka w towarzystwie kilku mężczyzn w stetsonach. Zapewne byli to pracownicy. Towarzystwo spojrzało w jej stronę, kiedy dziarskim krokiem zmierzała w ich stronę.
- Gdzie Julia? – Spytała gdy tylko znalazła się dostatecznie blisko. – Muszę z nią pogadać.
            Luke wydał parę poleceń kowbojom, którzy po tych zaklęciach rozeszli się zostawiając ich samych. Moore nie czekał jednak aż ostatni z nich zniknie w budynku. Przyciągnął narzeczoną do swej piersi, składając na jej ustach czuły pocałunek. Sam przywarła do niego, spragniona jego dotyku. Zarzuciła mu ramiona na barki, wplątując jedną ze swych dłoni w jego krucze włosy. Narzeczony wtargnął językiem pomiędzy jej rozchylone wargi, rozpalając do czerwoności kobiece zmysły. Nagle jednak Sam przypomniała sobie, że ma do wykonania ważną misję.
- Luke, ty zboczeńcu… - Szepnęła cicho, jeszcze niezbyt panując nad swym ciałem, które domagało się jego bliskości. Mężczyzna roześmiał się gardłowo, gładząc policzek dziewczyny. – Muszę pogadać z twoją siostrą.
- Jest z Margaret w ogrodzie.
Lukowi ciągle trudno było nazwać Margaret matką. Nie dziwiła się mu, w końcu kobieta tak naprawdę nie była jego mamą. Chciała już odejść, kiedy Luke ponownie przyciągnął ją do siebie. Straciła poczucie czasu na kolejne minuty, rozkoszując się pieszczotami Luka. Czyż nie była szczęściarą? W końcu jednak oderwała się od mężczyzny, z rozbawioną miną ciągnąc jego zarośnięty policzek.
- Przestań… - Syknęła nie mogąc opanować uśmiechu, który potęgował się, kiedy i Lukas się uśmiechnął. – Muszę załatwić coś naprawdę ważnego!
            Z trudem wyrwała się z jego ramion i czym prędzej pobiegła na tyły domu. Roześmiała się z tej całej sytuacji. Jeszcze tak niedawno temu darła z nim koty, myśląc, że Lukas nie jest nią zainteresowany, a teraz? Sama nie mogła uwierzyć w to, co zmieniło się przez ostatni miesiąc. Nie sądziła, że jej młodzieńcze uczucie do mężczyzny, będzie odwzajemnione. Bała się wprawdzie, że to, co ich łączyło pryśnie jak mydlana bańka, lecz teraz przestała się tego obawiać. Kochała Luka i nie mogła się doczekać, aż zostanie jego żoną.
            W oddali dostrzegła Julię i swoją „teściową”, które pochylały się nad krzakami. Tuż za nimi były już wypielęgnowane grządki warzyw.
- Dzień Dobry! – Postanowiła krzyczeć już z daleka, by w miarę wcześnie oznajmić kobietom swe przybycie.
Julia wyprostowała się, a jej umorusana ziemią twarz, rozjaśniła w uśmiechu. Wybiegła na spotkanie swej sąsiadce. Tuż przed tym jak ją uściskała, wytarła dłonie o jasne ogrodniczki.
- Sam, jak miło cię widzieć! – Krzyknęła nieco zbyt głośno, prawie, że ją ogłuszając. – Przyszłaś nam pomóc?
            Oderwała się od Julii, natychmiast po usłyszeniu tego pytania. Niedoczekanie… Nie była skora do pracy w swoim domu, a co dopiero w cudzym. Może to lenistwo, a może coś z goła innego, przywołało na jej twarz krzywy uśmiech.
- Tak naprawdę to ty musisz mi pomóc?
- Ja?
            Widząc tak wielkie zdziwienie Julii, zaczęła po krótce wprowadzać ją w swój plan, jednak urwała, kiedy dołączyła do nich Margaret. Plan był na razie kruchy i niepewny, więc nie chciała wtajemniczać zbyt wielu osób. Miała zaufanie do przyszłej teściowej, lecz bała się, iż ta dowiedziawszy się o ponurym nastroju Alex, spowodowanym przez jej syna, będzie chciała przemówić Thomasowi do rozumu.
- Wiem o co chodzi. – Szepnęła kobieta, a Sam zauważyła, że matka Lukasa wygląda wspaniale nawet w brudnych rybaczkach i starej koszulce. Zaczęła intensywnie rozmyślać o tym jak ona będzie się prezentować za kilka lat, przez co umknęło jej następne wypowiedziane przez Margaret zdanie. Na szczęście szybko powróciła do rzeczywistości, odkładając rozmyślania na inną porę. – Wybierzcie się na spacer. Ja dam sobie radę.
            Dziewczyna wzruszyła ramionami i wsuwając swe ramię pod pachę przyszłej szwagierki, pociągnęła ją w stronę polany. Kiedy oddaliły się od farmy, tak by ich rozmowa nie została podsłuchana, Julia zatrzymała się wpół kroku, odwracając się twarzą do Sam.
- Mów w czym mam ci pomóc.
            Sam wprowadziła Julię w swój plan, a kiedy z jej ust wydobyły się ostatnie słowa, misternie opracowanego działania, doznała nagłego zwątpienia, czy to aby na pewno się powiedzie. Jej zamysł zakładał, że to Julia odwali całą robotę, przekonując Toma, by zjawił się w domu Andersonów. Tylko, że teraz dostrzegła słaby punkt całego pomysłu. Thomas był najbardziej nieprzewidywalnym stworzeniem na całym świecie. Szczerze wątpiła by ten zgodził się do nich przyjechać.
- Odpada. – Stwierdziła krótko Julia, krzywiąc usta, jakby chwilę temu polizała cytrynę. – Tom w życiu się nie zgodzi. Nawet nie wiem jak miałabym się za to zabrać!
            Sam przyznała jej rację, nie wyjawiając tego, że chwilę temu myślała podobnie. To wszystko było tak zagmatwane! Dlaczego ta dwójka nie umiała współpracować? Nagle poczuła wszechogarniającą chęć przełożenia Toma przez kolano, dopóki ten nie zgodzi się pogadać z Alex.
            Mogłoby się wydawać, że ta gra była niewarta świeczki, jednak gołym okiem było widać, że zależy im na sobie, tylko żadne z nich nie chciało się wyzbyć swej dumy, by powiedzieć tej drugiej osobie co czuje. Choć nie była pewna tego, czy aby na pewno jest to wina ich obojga. Przeczucie jej mówiło, że to Zimny Tom nie potrafił się zdecydować.
- Wiem! – Krzyknęła nagle Julia, strasząc nieświadomie Sam, pogrążoną w swych myślach. Dziewczyna uśmiechnęła się przebiegle i mimo, że były na tej polanie same, nachyliła się nad jej uchem. – A więc zrobimy tak…

* * *

            Sam już od dobrych piętnastu minut stała przed drzwiami pokoju zajmowanego przez Alex i co rusz przykładała, i odstawiała swą dłoń od powierzchni. Musiała się uspokoić, wziąć się w garść! Przez jej zdenerwowanie cały plan szlag mógł trafić.
- Sam… -Szepnęła Julia, która jak ninja wspięła się po schodach. Sam już chciała krzyknąć z przerażenia, jednak nim jakikolwiek dźwięk wydobył się z jej ust, przytknęła je dłonią. Spojrzała nienawistnie na szwagierkę. – Długo jeszcze będziesz tak stać?
            Pokręciła przecząco głową, po czym biorąc głęboki wdech wtargnęła do pokoju przyjaciółki, ignorując całkowicie pukanie. Jakby na to nie patrzeć, nigdy nie szanowała cudzej prywatności i nie traciła czasu na bezsensowne pukania.
- Słuchać Alex, to co…
            Sam zatrzymała się w pół kroku i zaniemówiła. Nie sądziła, że to wszystko zaszło aż tak daleko. Alex stała przy szafie i wyciągała z niej swe ubrania, układając je starannie w walizce. Do jasnej cholery! Przecież wyjeżdżała dopiero pojutrze, dlaczego więc pakowała się już dzisiaj? Czyżby planowała uciec?
- O Sam! – Pisnęła, kiedy ją dostrzegła. Uśmiechnęła się delikatnie, nie zaprzestając pakowania. – Masz może ochotę na budyń?
            Budyń? Co ona mówiła? Sam złapała się instynktownie za brzuch. Faktycznie miała ochotę na ten deser… Nie! Teraz nie to było najważniejsze!
- Alex słuchaj… ja… - Wyjąkała z trudem, usilnie przypominając sobie, od czego to miała zacząć. Krzyknęła nagle, gdyż jej myśli oddaliły się od budyniu, kierując się w stronę planu. – No właśnie! Słuchaj. Przywiozłam Julię, jest w strasznym humorze i pomyślałam, że może tobie uda się wyciągnąć, dlaczego jest taka przybita.
- Mnie? – Brwi rudowłosej uniosły się w zdziwieniu. Sam choć wiedziała w duchu, że to jakoś słabo zabrzmiało, nie dała po sobie nic poznać. – Prawie jej nie znam, więc dlaczego miałaby mi się zwierzać?
            Sam wzruszyła tylko ramionami, gdyż nie bardzo wiedziała, co jej odpowiedzieć. Przecież nie mogła jej zdradzić prawdziwego powodu, całej tej intrygi. Zamiast mówić, postanowiła działać. Chwyciła więc swą przyjaciółkę za ramię i pociągnęła w stronę schodów. Początkowo Alex się opierała, lecz szybko odpuściła.
- Tylko z nią pogadaj. Wiesz, że nie mam talentu do pocieszania!
            Brytyjka roześmiała się, gdyż wiedziała, że to całkowicie prawdziwe stwierdzenie. Może nie nazwałaby tego talentem, a raczej brakiem cierpliwości, lecz wiedziała o co jej chodziło. Alex dała się prowadzić Sam, która w duchu tańczyła taniec radości, że choć jeden punkt z ich planu się powiedzie.
            Dotarły do salonu, w którym miała czekać Julia, w mgnieniu oka. Kiedy tylko ich oczy spoczęły na zgarbionej postaci córki sąsiadów, Alex jęknęła cicho, za to Sam zaniemówiła z wrażenia.
            Nigdy, absolutnie nigdy w życiu, nie przypuszczała, że będzie to wyglądało tak prawdopodobnie. Julia, skulona na kanapie, wyglądała jak siedem nieszczęść. Jej drobna twarz, była zaczerwieniona od płaczu, usta wykrzywione w żałosnym grymasie, a policzki zdobił szaro-czarny strumień, ślad po rozmazanym tuszu do rzęs. Dziewczyna pociągała nosem jakby faktycznie płakała.
- Julia… - Szepnęła Alex, siadając obok niej i obejmując jej drżące barki ramieniem. – Co się stało?
            Sam natomiast patrzyła na nie niewidzącym wzrokiem. Była całkowicie oszołomiona wyglądem blondynki oraz jej zachowaniem. Nie przypuszczała nawet, że dziewczyna ma tak wielkie zdolności aktorskie. Postanowiła milczeć, czekać na to jaki obrót przyniosą działania Julii. Była dobrej myśli.
- To wszystko przez Toma! – Jęknęła żałośnie blondynka, wtulając się mocniej w pierś Alex. – On jest okrutny!
            Sam o mało co się nie uśmiechnęła, kiedy Brytyjka zagryzła usta. Gołym okiem było widać, że jest wściekła. Była strasznie ciekawa co też dzieje się w jej głowie, gdyż co chwilę na jej twarzy pojawiały się coraz to nowsze emocje. Marszczyła groźnie brwi, po chwili je rozluźniając, przygryzała usta, lub też zagryzała szczękę.
            Kątem oka zauważyła, jak Julia wysyła jej dziwne spojrzenia, jednak nie odpowiedziała na nie. Rozsiadła się wygodnie w fotelu, przywołując na twarz delikatny uśmiech. Była spokojna, ponieważ Alex nawet na nią nie patrzyła.
- Chciałam umówić się z Zack’em… Pamiętasz go prawda? – Brytyjka przytaknęła twierdząco głową, wyszeptując odpowiedź. Jak by mogła go nie pamiętać… Julia natomiast nie zwracając uwagi na Sam, przybrała znów smutną minę, wchodząc w odpowiednią rolę. -  Ale Tom jak tylko o tym usłyszał, zrobił mi straszną awanturę. Mówił, że nie powinnam się z nim spotykać, a ja naprawdę go polubiłam!
            Alex milczała. Jej twarz jakby była wykuta w kamieniu, nie zdradzała teraz żadnych emocji. Jedyną ruchomą częścią jej ciała, były dłonie, które w niemalże matczyny sposób, gładziły blond sploty Julii.
- Groził, że go zastrzeli, jeśli tylko z nim wyjdę!
- Co takiego?!
            Julia przytaknęła tylko głową, a po jej zaczerwienionych policzkach, popłynęły nowe łzy. Sam nie mogła się nadziwić jak sąsiadka potrafi dobrze grać. Gdyby to było rozdanie nagród filmowych, Julia zdobyłaby wszystkie.
- Alex, pomóż mi! – Jęknęła smutno, odrywając się od rudowłosej i spoglądając jej głęboko w oczy. Po omacku odnalazła jej dłonie i uścisnęła je mocno. – Gdybyś mogła go czymś zająć, kiedy ja będę z Zack’em to…
- Przepraszam, ale to niemożliwe.
            Julia na chwilę straciła rezon, słysząc jej ponury głos. Sam już chciała się dołączyć do dyskusji, prosząc Alex by ta zmieniła zdanie, jednak kiedy tylko otwarła usta by coś powiedzieć, wyprzedziła ją sąsiadka.
- Dlaczego?! Czy nie mogłabyś się nade mną zlitować? – Zawodzenie Julii było okropne dla uszu. Gdyby to Sam stała przed wyborem czy jej pomóc, pewnie zgodziłaby się w ciemno, nawet gdyby miała umówić się z King Kongiem. Zrobiłaby wszystko by tylko blondynka przestała piszczeć. – Nie mogłabyś wspomóc miłości?
            Sam prychnęła pod nosem i już miała wybuchnąć śmiechem, jednak Alex wysłała jej karcące spojrzenie, co skłoniło ją do zamilknięcia. Dla Brytyjki wszystko to było prawdą. Nie wiedziała przecież, że to tylko podstępna intryga mająca na celu pojednanie jej z Zimnym Tomem.
            Po wielu minutach milczenia, które wypełnione były coraz to żałośniejszym jęczeniem Julii, Alex w końcu przytaknęła głową. Kobiety spojrzały na nią w wyczekiwaniu, modląc się w duchu by jej odpowiedź była twierdząca.
- Spróbuje ci pomóc, ale niczego nie obiecuje…
            Julia, z już radosnym wyrazem twarzy, rzuciła się w ramiona niczego nie spodziewającej się Alex, zanosząc się śmiechem. Po jej niedawnym smutku, nie było śladu. Jedynie ciemne strugi na policzkach wskazywały na to, że dziewczyna płakała.

            Sam uśmiechnęła się pod nosem, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z blondynką. Pierwszy punkt ich planu zakończył się sukcesem…

2 komentarze:

  1. Oby tylko ten uparty facet spostrzegł ile może tracić. Oby się ocknął, oby, oby, oby...czekam na więcej
    pozdro!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z rozpędu komentuję drugi raz...a to ten...w ogóle od końca komentowałam, bo ty razem nie czytałam...
    licze jednak, że to nie ostatni raz kiedy pisałaś tak piękne opowiadanie

    OdpowiedzUsuń