A Więc powróciłam ^o^ Sama jeszcze nie jestem pewna na jak długo, ale tym razem postaram się już wytrzymać do końca bloga. Oczywiście na razie się nie zapowiada, lecz może kiedyś do tego dożyje xD
Wiele razy powtarzałam sobie, że kontynuowanie opowiadania, jak i samo pisanie czegokolwiek jest bez sensu i niepotrzebnie tracę na to swój czas, jednak odkryłam, że jest mi z tym dobrze. Jest to takiego rodzaju terapia, która przynosi mej duszy spełnienie... Nat-chan
Rozdział 10
- Nat? – Spytała Klaudia, gdy urwałam
swą opowieść, chcąc jak najlepiej odtworzyć wspomnienia. Przyjaciółka zagryzła
usta, mrużąc zabawnie powieki. – Czegoś tu nie rozumiem.
- Czego?
- Dlaczego się wycofałaś? – Spytała,
odstawiając pusty już kubek na boku. Splotła dłonie i powoli wykrzywiała palce.
Robiła tak zwykle, gdy była zdenerwowana lub zawstydzona. – Z tego co mi opowiedziałaś,
pomiędzy wami była jakaś taka… magia, więc dlaczego?
- Tego poranka, do niczego między nami
nie doszło, nie dlatego, że nie chciałam. Bardzo tego chciałam... – Odchyliłam
głowę do tyłu, próbując w miarę zrozumiale wytłumaczyć to Klaudii. – Tego
wieczoru zewnętrznie zmieniłam się w inną kobietę, ale w środku pozostałam jeszcze tą
nieśmiałą wiejską dziewczyną.
Z perspektywy czasu uważałam, że dobrze
się stało. Mogłabym cierpieć jeszcze bardziej, gdy jak kopciuszek zbudziłam się
z mojego snu…
2 lata wcześniej…
- Nie uwierzysz co ci zaraz powiem! –
Krzyknęła Tess, wchodząc do mieszkania z naręczem toreb, ze znanych na całym
świecie, ekskluzywnych butików. – Pogratulujesz mi dyplomacji!
Tego popołudnia siedziałam na kanapie w
dresie i czytałam książkę, która dostałam od mamy na święta. Spojrzałam
ciekawie na blondynkę i widząc jak marszczy swój zgrabny nosek, pośpiesznie
odłożyłam ją na stolik i skupiłam całą uwagę na przyjaciółce.
- Dlaczego znów wyglądasz jak kloszard?
Pomimo moich protestów, Tess zabrała
mnie poprzedniego dnia na zakupy i kupiła kilka drogich ubrań, w których jak to
określiła: „wyglądałam jak żyleta”, niestety nie czułam się w nich zbyt dobrze
i skoro Teresa wybrała się na zakupy sama, postanowiłam poczekać na nią w domu.
Dzisiaj wieczorem miałyśmy samolot do Polski. Zamiast siedzieć z książką
wolałam pospacerować jeszcze po Londynie, jednak sama pewnie bym zabłądziła.
- Przecież nigdzie nie wychodziłam! –
Próbowałam się obronić, lecz i tak było to skazane na porażkę. Tess ruszyła w
moją stronę, patrząc na mnie morderczym wzrokiem. Wiedziałam doskonale co było
jej celem. Wyciągnęłam dłoń chcą ochronić okulary, w porę jednak zaświtał mi w
głowie pewien pomysł. – Tess o czymś chciałaś mi powiedzieć?
- Właśnie! – Przyjaciółka zatrzymała się
w pół kroku i na jej twarzy pojawił się, dobrze mi znany, triumfalny uśmiech.
Wiedziałam, że taka gaduła jak Teresa nie będzie się mogła powstrzymać, by nie
opowiedzieć co się stało. Uśmiechnęłam się z ulgą, gratulując sobie, że po raz
kolejny udało mi się ochronić okulary. – Nie uwierzysz jak ci powiem!
- No powiedz wreszcie! – Ponagliłam ją,
udając, że naprawdę jestem tym zainteresowana. Pomyślałam, że pewnie znowu
dostała jakąś zniżkę na ubranie czy torebkę. Jak zwykle nawet taką nic nie
znaczącą wiadomością musiała się ze mną podzielić. Przyjaźń niestety wymagała
pewnej wyrozumiałości. – Co się stało?
- A więc dzwoniłam dzisiaj do ojca… -
Automatycznie skrzywiłam usta. Tatulko Tess był największym snobem, jakiego
kiedykolwiek spotkałam. Był obrzydliwie bogaty i egoistyczny. Nie sądziłam by
Teresa kiedykolwiek usłyszała od niego jakieś miłe słowo. – Przesłał nam sporą
sumę pieniędzy i powiedział byśmy jeszcze zostały w Londynie.
To było do przewidzenia. Pewnie nowa
kobieta Artura Wieniawskiego była tak namiętną kochanką, że jeszcze się nią nie
nasycił i lepiej by córka nie była świadkiem tego jak zdradza jej matkę. Nie mogłam
jednak powiedzieć tego Tess, ona o niczym nie wiedziała.
Kiedy byłam małą
dziewczynką spałam w jej domu. Zawsze w pierwszą noc, w obcym miejscu nie mogłam usnąć,
więc zamiast leżeć wolałam zwiedzić ogromną posiadłość Wieniawskich. Słabe
światło lamp, wychodzące z gabinetu jej ojca zaprowadziło mnie tam jak ćmę.
Uchyliłam ciekawie drzwi i prawie pisnęłam, gdy ujrzałam scenę jaka działa się w
pokoju. Ojciec Tess leżał prawie nagi na miękkim dywanie, czule ściskając
wielkie piersi swej sekretarki. Nie chcąc być przyłapaną pobiegłam szybko na
górę i cicho wsunęłam się w pościel. To była najgorsza noc w moim życiu.
- Nat? – Spytała przyjaciółka,
przyglądając mi się z zaciekawieniem. – Nie cieszysz się?
- Cieszę się, że będziesz mogła tu
zostać. – Powiedziałam, uśmiechając się pogodnie. Niestety ja nie byłam bogata,
więc czekał mnie samotny powrót do domu. – Ale odprowadzisz mnie na lotnisko
prawda?
- O czym ty gadasz, na jakie lotnisko? –
Tess wyciągnęła dłoń i pogłaskała mnie przyjaźnie po ramieniu. – Nigdzie się
nie wybierasz! Mam cieszyć się Londynem bez najlepszej przyjaciółki?
Sumienie podpowiadało mi by odmówić i
unieść się honorem, jednak tak bardzo chciałam tu zostać, choćby te kilka dni
dłużej. Poza tym miałam wielką ochotę spotkać się jeszcze z Willem.
* * *
Następnego popołudnia
stałam przy oknie z telefonem w ręku i przeklinałam w duchu swą nieśmiałość. Od
prawie godziny zbierałam w sobie odwagę by zadzwonić do Williama. Niestety nie
bardzo wiedziałam od czego zacząć. „Cześć to ja Nat! Ta pijana laska, którą
musiałeś przenocować i która była na ciebie napalona…”, nie to bez sensu...
Niewiele myśląc nacisnęłam zieloną słuchawkę i przytknęłam ją do ucha. Dłuższe
wahania byłyby bezsensowne, przez co pewnie nie zadzwoniłabym do niego w ogóle.
- Tak,
słucham?
Już miałam
odłożyć słuchawkę, gdy usłyszałam po drugiej stronie zmysłowy głos Willa. Przez
głowę przewinęła mi się okropna myśl by cisnąć telefonem, lecz szybko ją
porzuciłam.
- William? –
Pacnęłam się w czoło. Zachowujesz się jak idiotka, przecież wiadomo, że to on!
Takiego głosu nie da się łatwo zapomnieć. – To ja, Natalia. Pamiętasz mnie?
- Jak mógłbym
cię zapomnieć. Nie często kobiety próbują mnie zabić butelką z rumem. –
Odpowiedział niemal natychmiast po czym roześmiał się, jakbym opowiedziała mu
jakiś świetny żart. – Czekałem aż zadzwonisz.
Czekał? W
okolicy serca poczułam przyjemne ciepło. Bałam się, że mnie nie pamięta, a on
pamiętał doskonale. Po raz pierwszy tego dnia na moich ustach zagościł radosny
uśmiech.
- Chciałam się
z tobą spotkać. Co powiesz na Audley St., w Moscos Cafe o szóstej?
Po drugiej
stronie zapanowała cisza, słychać było tylko szelest telefonicznej linii. Kiedy
już myślałam, że połączenie zostało przerwane, mężczyzna przemówił.
- Już nie mogę
się doczekać.
Odłożyłam
słuchawkę, podskoczyłam i krzyknęłam radośnie. Jak to dobrze, że Tess nie było
w mieszkaniu. Nie mogłam uwierzyć, że William także chce się ze mną zobaczyć.
Nie zdziwiłabym się gdyby po naszym ostatnim spotkaniu posłałby mnie na drzewo.
W podskokach
podbiegłam do szafy i wydobyłam z niej torby z ostatniego wypadu na zakupy.
Pogwizdując pod nosem, wyciągnęłam z białej torby czarną sukienkę i dopasowany
jasno beżowy płaszcz. Z drugiej, wydobyłam czarne szpilki.
Czułam w
kościach, że to nie będzie zwykły wieczór.
*
* *
Dokładnie
piętnaście minut przed czasem siedziałam w kawiarni Moscos i ze zdenerwowaniem
spoglądałam na zegarek. Mogłam przyjść później, lecz już nie mogłam usiedzieć w
mieszkaniu.
Gdy Teresa
weszła do mieszkania już byłam gotowa do wyjścia. Spotkałyśmy się przy
drzwiach.
- W końcu
wyglądasz jak człowiek – Rzuciła bez ogródek. Każda inna kobieta może by się
obraziła, lecz nie ja. Znałam ją od dziecka i już się przyzwyczaiłam do jej
szczerych, często bolesnych słów. – Wybierasz się gdzieś?
- Idę na kawę.
- Sama?
Wiedziałam, że
nie powinnam jej mówić o Williamie. Od
razu wysnułaby jakieś dziwne wnioski. Nie potrafiłam jednak zbyt dobrze kłamać,
więc czym prędzej opuściłam głowę i odburkując pod nosem odpowiedź, wyszłam.
Teraz
żałowałam, że nie powiedziałam koleżance o spotkaniu. Nie miałam dużego
doświadczenia w kontaktach z mężczyznami, więc może pomyliłam się w jego ocenie. Może jest jakimś zboczeńcem, co zwabia młode kobiety i potem
sprzedaje je ruskiej mafii. Nie bądź kretynką, Nat! Zaczynasz gadać jak własna
babcia, która widzi przestępcę, czyhającego za każdym rogiem.
- Czy mogę się
dosiąść? - Dobrze znany, lekko zachrypnięty głos wyrwał mnie z zamyślenia. Zamrugałam
kilkakrotnie powiekami. Moje serce automatycznie przyśpieszyło swój rytm. Will
był jeszcze przystojniejszy niż go zapamiętałam. Miał na sobie czarny, idealnie skrojony garnitur, włosy przeczesane
wiatrem i lekko zaróżowione policzki. Podwinął mankiet i spojrzał na zegarek. –
Myślałem, że będę pierwszy.
- Już nie
mogłam się doczekać…
William
roześmiał się głośno, zwracając na nas uwagę, przez co moje policzki
spąsowiały. Usiadł naprzeciwko mnie i zaczął mi się bacznie przyglądać.
Instynktownie podniosłam dłoń i przygładziłam swoje krótkie włosy.
- Dlaczego tak
na mnie patrzysz?
Mężczyzna
uśmiechnął się delikatnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Już otwierał usta,
gdy tuż obok nas pojawiła się kelnerka z kartami. Dziewczyna, bez skrępowania,
przyglądała się pożądliwie mojemu towarzyszowi.
- W czym
mogłabym pomóc?
Jedno
spojrzenie wiele mówiło o człowieku, a już szczególnie o takim. Wysoka,
szczupła dziewczyna o intensywnie zielonych oczach i kruczych włosach
spadających na jej kształtne piersi, zalotnie uśmiechała się do Willa, zupełnie
mnie nie zauważając. Taka kobieta to marzenie wielu mężczyzn.
- Czego się
napijesz skarbie? – William spojrzał na mnie wyczekująco. Skarbie? Czy to aby
na pewno było do mnie? – Natalia, kochanie?
- Chętnie
napije się herbaty…
Will podał
dziewczynie karty i złożył zamówienie. Kobieta przed odejściem zlustrowała mnie
nienawistnym spojrzeniem i przygryzając swe pełne, czerwone wargi, oddaliła
się. Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy wściekła dziewczyna sunęła po sali,
głośno stukając obcasami swych czarnych szpilek.
Przez pierwsze
minuty nie mogłam się przełamać i na pytania mężczyzny odpowiadałam
lakonicznie, ciągle mając przed oczami ten poranek, gdy prawie naga obudziłam
się w jego łóżku, lecz gdy kelnerka podała nam herbatę, zapomniałam o
wcześniejszych lękach i czułam się już odrobinę swobodniej.
- Już
myślałem, że nigdy się nie uśmiechniesz. – Powiedział, gdy uśmiechnęłam się
radośnie, opowiadając o rodzinie. Chciał wiedzieć dosłownie wszystko, nawet
najdrobniejszy szczegół. Nie było to tylko i wyłącznie uprzejme zainteresowanie,
było w tym coś więcej i szalenie mi się to podobało. – Powinnaś to robić
częściej.
Zbyłam jego
uwagę machnięciem ręki, co wywołało i jego uśmiech. Spojrzałam ciekawie na
zegarek, tuż za jego głową. Wskazówki wskazywały 17.30. Odchyliłam się na
krześle i zaśmiałam cicho. Jak to szybko leci czas w dobrym towarzystwie…
* * *
- Will,
proszę... - Jęknęłam żałośnie, chwytając dłońmi jego ramię, jak mała
dziewczynka prosząca ojca o lizaka. – Dlaczego nie?
Od spotkania w
kawiarni minął tydzień. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że nasza znajomość aż
tak szybko się rozwinie. Widywaliśmy się codziennie, głównie wieczorami. Spacerowaliśmy po parku lub siedzieliśmy godzinami w kawiarni. Trochę byłam
zawiedziona, gdyż przez ten cały tydzień, mężczyzna nie pocałował mnie ani razu.
Parę razy odniosłam wrażenie, że miał ochotę to zrobić, jednak w ostatniej
chwili się wycofywał. Nie wiedziałam, co było tego powodem i nawet zastanawiałam
się, czy czasem nie traktuje naszej znajomości jako przyjaźni, ale szybko
porzuciłam tą myśl. Przyjaciel się tak nie zachowuje, nie komplementuje, nie
patrzy z zainteresowaniem, nie przytula… Zwykłe pocałunki w policzki, czy
dłonie także były miłe, lecz powoli zaczynało mnie to denerwować. Pragnęłam
czegoś więcej. Właśnie dlatego obmyśliłam sobie cały ten plan…
Patrzyłam z
zachwytem na wejście do wesołego miasteczka. Wybrałam akurat to miejsce,
ponieważ to było pierwsze co przyszło mi na myśl.
- Nie uważasz,
że jestem na to trochę za stary? – Spytał sceptycznie spoglądając na grupę
nastolatków jedzących watę cukrową. – Poza tym nie ubrałem się odpowiednio.
No tak! Jak
tak na to spojrzeć to zawsze widywałam go w garniturze. Był właścicielem biura
reklamowego, więc stosowny ubiór był wymogiem pełnionego stanowiska. Uważałam,
że świetnie się w nim prezentował, ale marzyłam, że pewnego dnia ubierze się
bardziej swobodnie, tak domowo…
- Nie przesadzaj,
wyglądasz wspaniale!
Złożyłam
dłonie jak do modlitwy i zrobiłam najbardziej skrzywdzoną minę jaką potrafiłam.
William uśmiechnął się szelmowsko i pogładził mnie po włosach. Pochylił się i biorąc moją twarz w dłonie, złożył na mych ustach czuły pocałunek. Odwzajemniłam go przysuwając się bliżej, co skłoniło go do pogłębienia pocałunku. Po kilku minutach odsunął ode mnie swe usta i obejmując się ramionami, ruszyliśmy w stronę kas. W pewnym momencie zatrzymał się i wyciągnął dłoń, wskazując na różową karuzele z białymi jednorożcami.
- Uprzedzam,
że nie mam zamiaru na to wsiadać…
Mój najlepszy przyjacielu,
OdpowiedzUsuńPrzez ostatnie, jakże ciężkie dla mnie, dla ciebie i wszystkich innych studentów, dni...Nie było czasu na prowadzenie bloga, jednakże Ty swojego zawiesiłaś nijako już wcześniej, co nie ukrywam, bardzo mnie zasmuciło. Na szczęście [cokolwiek zrobiłeś o wielki Loki, królu, bóstwie kłamstw - wielkie ci składam pokłony] powróciłaś...
Mam nadzieję, że teraz pozostaniesz tu w świecie blogów, a jeśli nie, to będziesz m gdzieś na boku podrzucała teksty związane z tą jakże interesującą powieścią, która już bije wszystko na głowę.
Nie znajdę słów, choć w mym słowniku jest ich niezliczona ilość, na to, by wyrazić, jak bardzo podobają mi się zabiegi, jakimi poddajesz swój tekst. Ot pierwszy... Przejścia czasowe wytworzone dzięki opowieści jaką snuje główna bohaterka. Ktoś [jak ja nienawidzę naszego promotora] mógłby powiedzieć, że to iście banalne, że to nic nowego, jednak ja... Twój s[z]atanistyczny przyjaciel pozwalam sobie zwrócić na to uwagę, gdyż...sama nie potrafiłabym tego zrobić lepiej.
Fantastyczne przejścia między poszczególnymi scenami sprawiają, że czuję się, jakbym była jedna z bohaterek twego opowiadania! [Oh! Ah! Jakież to cudowne]
Nie! Nie, nie nabijam się wcale! Otóż jestem pod jak najszczerszym wrażeniem twego kunsztu pisarskiego. To się nigdy nie zmieni.
Kolejna rzecz, to historia ta ma ukryty romantyzm, czytam i chłonę nauki mistrzu. Jednakże nie będę w stanie tego zastosować u siebie, nie jestem tak romantyczna, jak twoje opowiadanie, a szczególnie jak ta historia, koleje losu, jakie "torturują" twych bohaterów.
Mam nadzieję, że w niedługim czasie wydasz kolejny rozdział, a potem następny i następniejszy? [kolejniejszy?]
Niech wspaniały bóg Loki, ma cię w swej opiece/ pisz kiedy patrzy w inną stronę, bo znając życie, on by zbyt wiele namieszał i chciał ingerować w twe opowiadanie, za pewne wtrąciłby tu swą chęć mordu albo i poszedł o krok dalej do próby zawładnięcia światem.../
Tak więc do następnego^^
A mówiłam Ci byś nie komentowała tego badziewia, ale ty jak zwykle swoje XD Co do twojego pytania/wątpliwości/stwierdzenia (niepotrzebne skreślić), to postaram się tu pozostać, jednak nieznane są wyroki Pana (Lokiego) i zawsze wiesz ile jeszcze czasu ci pozostało. W każdym razie Ty - jako wierny czytelnik, ZAWSZE będziesz dostawała kolejne części opowiadania, nawet jeśli w sieci się nie pojawią.
UsuńPrzejście czasowe jest banalne, a cała tajemnica jego zastosowania jest prosta - po prostu nie chciało mi się opisywać jak to główna bohaterka snuje opowieść jak to jej było źle i w ogóle XD
Co do siebie nie bądź taka skromna - zrobiłabyś to bez porównania lepiej.
Następny rozdział będzie w czwartek, więc bądź cierpliwa i czekaj *o* Niestety nie zdołałam pisać gdy patrzył w inną stronę. Loki ma całkowitą władzę nad kolejnym rozdziałem XD
Śmiesz mi...Szatanowi Swemu zabraniać komentowania
Usuńnonononononoon....
Nie ładnie...
Jednak cię uspokoję, nie zamierzam zaprzestawać komentowania. Namiętnie czytam Twe opowiadanie i uważam, że komentarze też maja prawo sie pojawiać, ot co!
A wiesz ja lubię czasem dużo gadać, więc i pisać lubię...a komentować jeszcze bardziej
OOOOoooooo!!!!!!!!! Jakże dobre wieści. Czyli jednak Loki macza w tym palce - wiedziałam!