piątek, 4 września 2015

24. Artystyczne dwuznaczności



- Dupek! – Wrzasnęła Alex, zmiatając kuchenną podłogę. Rose, zajęta gotowaniem, spojrzała na nią dziwnie, lecz Brytyjka nawet tego nie spostrzegła. Wymachiwała miotłą na długim kiju, jakby ta bardzo jej się czymś naraziła. – Przeklęty gadzie!
            Od targów bydła w Cheyenne minęły trzy dni. Alex w głębi duszy miała nadzieje, że Tom porzuci swą chorą dumę i może przyjdzie do niej, lub chociażby zadzwoni. Ten jednak nie zrobił niczego takiego. Gdyby nie ciągle męczące ją obrazy jego twarzy, czy też wspomnienia jego zmysłowego głosu, posłałaby go w diabły, dając szanse Zack’owi, który był nią zainteresowany.
W głębi duszy zazdrościła Sam, która od niedzieli znikała na całe popołudnia, a czasami też na wieczory. Raz, we wtorkowy poranek, wstała skoro świt i dostrzegła, że Sam właśnie wracała. Na jej twarzy gościł radosny uśmiech, a oczy błyszczały. Niestety nie znalazła chwili, by z nią porozmawiać na osobności, lecz domyślała się jej ciągłego wybywania z domu.
- Ta miotła musiała cię strasznie zirytować… - Doszedł do niej męski głos, tuż zza jej pleców. Za nią stał Gray, uśmiechając się szeroko, obserwując jej taniec z miotłą. Alex wyrwana z rozmyślań, nie zrozumiała niczego z tego co powiedział. – Biedny ten, na którego tak pomstujesz…
            Machnięciem ręki, zbyła jego słowa, chwytając mocniej kijek i kontynuując zamiatanie. Nic tak nie zajmowało jej myśli jak praca fizyczna. Niestety tym razem  sprzątanie nie pomagało. Ciągle przed oczami majaczyła jej jego uśmiechnięta twarz. Chciała pozbyć się jej z umysłu, dlatego też z większą żarliwością, machała nią na wszystkie strony.
            Gray wzruszając ramionami i śmiejąc się cicho pod nosem, chwycił jabłko z misy na stole i wyszedł. Nie sądził, że mała, wstydliwa Alex jest zdolna do tak szewskiego przeklinania. Jeszcze bardziej zdziwiła go szwagierka, która zwykle ostro reagowała na wulgaryzmy i zapalczywie próbowała wyplenić to u swych dzieci. Teraz jednak pogrążona w kulinarnych naukach, puszczała mimo uszu słowa czerwonowłosej.
- Kochanie, mogłabyś mi pomóc? – Wrzasnęła przeraźliwie Rose, denerwując swymi piskliwymi nawoływaniami Brytyjkę. Alex rzuciła miotłę na podłogę, która upadła na nią z trzaskiem. – Chyba coś zepsułam…
            Rose wyrabiała właśnie ciasto pod szarlotkę. Kobieta uśmiechnęła się niewinnie, podnosząc otwarte dłonie, od których ciasto nie mogło się odkleić. Alex westchnęła, pomagając jej uwolnić się od  lepkiej masy. Dodała do niej odrobinę mąki i nerwowo rozrobiła ciasto.
- Dziękuje ci Alex! – Powiedziała kobieta i wypchnęła ją z kuchni, wręczając w jej dłonie kij od miotły. – Teraz już sobie poradzę…
            Brytyjka posłusznie opuściła pomieszczenie. Miała przeczucie, że matka przyjaciółki ponownie ją przywoła. Postanowiła więc oddalić się jak najdalej, by nie wysłuchiwać jej pisków. Dzierżąc w dłoniach miotłę, wyszła na zewnątrz i odstawiając przyrząd, postanowiła się przejść.
Wszystko ją dzisiaj denerwowało. Nawet najmniejsza pierdoła prowadził do wielkiej irytacji, o czym rano przekonał się Simon chcący wtargnąć do jej łazienki, bo jakoby mydło mu się skończyło. Skrzyczała go strasznie, lecz zaraz potem przeprosiła, podając kosmetyk. Liczył się sam fakt, że na niego naskoczyła. Teraz także była tego bliska przy Rose, lecz w ostatnie chwili przygryzła język. Miała nadzieje, że świeże powietrze oraz gorące słońce wpłyną na nią uspokajająco.
Zbliżając się do tyłów stajni, w oddali mignęła jej wysoka, dobrze znajoma sylwetka. Jej serce natychmiast przyśpieszyło, a myśli, które zaczęły uciekać od Toma, ponownie do niego powróciły. Sylwetka nagle zniknęła za budynkiem, co zmusiło ją do przyśpieszenia kroku, by mężczyzna nie zszedł jej z oczu. Będąc już o kilka kroków, zwolniła i podkradła się do kantu stajni. Wychyliła dyskretnie głowę, i o mało co nie pisnęła z radości, gdy jej zwidy okazały się rzeczywistością. Tom był tutaj, na Free Horse! Rozmawiał z Richardem, lecz chodziło tu o sam fakt. Musiała jakoś przekraść się do domu i udawać, że go nie dostrzegła. Ruszyła więc w przeciwną stronę do kuchenny drzwi. Nagle jednak przypomniała sobie, że Rose testowała tam swoje kulinarne wymysły. Nie chciała być znów przez nią zatrzymana, przez co ostatecznie zdecydowała się by wejść oknem. Nie przejmując się tym czy zastanie kogokolwiek w pomieszczeniu, uchyliła ramę i nieco niezdarnie wdrapała się na ścianę. Wszystko poszłoby wspaniale, gdyby szlufka jej ogrodniczek nie zaczepiła się o odstającą deskę. Alex z piskiem runęła na podłogę, lądując twarzą na dywanie. Długo leżała na nim, z nogami zaczepionymi o parapet,  z mocno zaciśniętymi powiekami. Kiedy je otwarła ujrzała przy twarzy dobrze sobie znane ciemno-czerwone wysokie kowbojki Sam.
- Co ty wyprawiasz? – Spytała przyjaciółka, kucając przy niej, z jawnym zaskoczeniem na twarzy. Alex jęknęła, a jej policzki zapłonęły z zażenowania. Z jednej strony jednak się cieszyła, że nie zrobiła z siebie idiotki przy kimś innym. Samantha westchnęła ciężko, pomagając jej się podnieść. – Nie łatwiej byłoby drzwiami?
            Aleksandra, stając już w normalnej pozycji, wyjaśniła jej szybko, co ją skłoniło do niekonwencjonalnego wejścia do domu. Uśmiechając się szeroko, wspomniała jej o Tomie, który był na farmie, co samo w sobie było już dziwne. Z tego co mówili domownicy, zwykle odwiedzał ich Luke. Thomas Moore nigdy osobiście nie zjawiał się w interesach, wysługując się bratem. Alex wzięła to za dobrą kartę, podejrzewając, że coś innego zmusiło go do odwiedzenia Free Horse. Tego samego zdania była Sam.
- Zimny Tom nas zaszczycił… - Mruknęła pod nosem, marszcząc zabawnie swe brwi. Alex aż za dobrze znała to spojrzenie – Sam zwykle patrzyła w ten sposób, kiedy obmyślała jakiś szatański plan – teraz jednak się go nie zlękła, gdyż sama nie miała żadnego. – Daj mi chwilę, a na pewno…
            Jej słowa, przerwało głośne pukanie. Dziewczyny ze strachem od razu pomyślały, że osobą stojącą za drzwiami był Tom, dlatego w pierwszej chwili spanikowały, nie wiedząc co robić. W końcu Sam, przeklinając pod nosem, ruszyła do drzwi i otwarła je jednym sprawnym ruchem.
- Zack?! – Wrzasnęła, kiedy na progu ujrzała kuzyna. Alex jęknęła, wychylając się zza ramienia przyjaciółki. – Ki diabeł cię tu przygnał?
            Mężczyzna nie zważając na niemiłe powitanie kuzynki, ominął ją, witając się z Alex, pocałunkiem w policzek. Dziewczyna znieruchomiała, nie wiedząc jak się zachować. Udawali parę na festynie, lecz teraz przed Sam, nie musieli tego robić.  
- Obiecałaś zrobić mój portret. – Powiedział, wyciągając zza pleców, wieki, twardy blok. Najbardziej zabawne było w tym to, że dziewczyna kompletnie o tym zapominała. No trudno Tom musiał zaczekać… - To gdzie idziemy? – Spytał ciekawie rozglądając się po pomieszczeniu.
            Sam natomiast gryzły inne myśli. Uznała wtargnięcie swego kuzyna jako znak od losu. Nic tak nie podziała na samca, jak obecność drugiego, podrywającego, lub przebywającego z samicą… Teraz wystarczyło się tylko o to zatroszczyć…
- Może idźcie do pokoju Alex, tam nikt wam nie będzie przeszkadzać.
            Szatynka odwróciła się na pięcie, machając im na pożegnanie. Pełne zdziwienie dostrzegalne na twarzy Brytyjki, się wzmogło. Nie wiedziała jeszcze, co oznaczał chytry uśmieszek Sam, lecz wkrótce miała się o tym przekonać.
            Pokręciła głową, odpędzając dziwne myśli i wspięła się na schody, razem z Zack’em. Wprowadziła go do swego pokoju, nakazując przy wyjściu, by się rozgościł, gdyż ona musiała się udać na dół, po farby, które kiedyś obiecała jej pożyczyć Rose. Zbiegła po schodach, kierując się od razu do kuchni.
- Pani Anderson, mogłabym pożyczyć fa… - Przerwała, a z jej ust wydobył się głuchy jęk. Matka przyjaciółki cała pokryta mąką, walczył właśnie z ciastem za pomocą wałka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, iż kobieta rozwałkowywała je po całym blacie. Teraz jednak nie miała czasu tego korygować. Chciała jak najszybciej skończyć portret Zacka i znów zastanowić się jak zaaranżować spotkanie Toma. – Chciałabym farby…
            Rose z uśmiechem, wskazała jej szafę w sypialni, w które powinna szukać tubek z olejami. Kiwając głową, podziękowała, życząc szczęścia w wypiekach i ponownie ruszyła schodami na górę. Kiedy już miała wszystko co było jej potrzebne, wróciła do pokoju. Naiwnie myślała, że mężczyzna po prostu usiądzie, a ten zrozumiał ją niestety inaczej.
- Co ty… - Jęknęła, a tubki, upadły na ziemię. Zamrugała wściekle powiekami, nie wierząc własnym oczom, w to co widzi. Zack, stał na środku jej pokoju w samych bokserkach, prężąc swe bicepsy. – Ubierz się natychmiast! – Wrzasnęła, zaczerwieniona po same uszy.
- Przecież masz mnie malować!
- Ale nie gołego!
            Przez kilka minut się przekrzykiwali, wymachując coraz mocniej ramionami. W końcu Alex zrezygnowała, gdyż jak stwierdził mężczyzna, inny portret go nie interesował. Usiadła na łóżku po turecku, robiąc pierwsze szkice, na wielkim papierze. Zack wydurniał się ciągle zmieniając pozycje, co nagle ją zirytowało.
- Przestaniesz się kręcić?! – Wrzasnęła, odrzucając blok na bok i podchodząc do mężczyzny, który wypinał brzuch, do granic możliwości i śmiał się do rozpuku, mówiąc iż jest w ciąży. Alex nerwowo uderzyła go w niego, prosząc by go wciągnął. - Zrób pozę w jakiej mam cię narysować.
            Mężczyzna, uniósł ramiona nad głową, rozpościerając je jak jakiś kulturysta. Alex zaśmiała się odchodząc kilka kroków, by ocenić jego wygląd. Surowym okiem, zlustrowała go, a po chwili pokręciła głową, krzywiąc usta.
- Ta poza jest beznadziejna! – Powiedziała, podchodząc i chwytając za jego ramiona, chcąc je dobrze ustawić. Po ułożeniu ramion, zajęła się jego umięśnionymi udami, a później zaś jego twarzą. Parę razy musiała strzelić mu klapsa, w tyłek, gdyż Zack znów się wydurniał, robiąc krzywe miny. – Przestań, bo znów dostaniesz!
            Zajęta całkowicie uspokojeniem i idealnym ułożeniem ciała Zacka, nie zdawała sobie sprawy, że ktoś im się przygląda. Tom opierał się o futrynę, a jego ramiona był skrzyżowane na piersi. Wąskie usta zacisnął, przygryzając dolną wargę, a jego oczy ciskały gromy. Pierwszym, który go zauważył był Zack. Tom właśnie na niego skierował swe groźne, wręcz mordercze spojrzenie.
- Zack… - Jęknęła Alex, gdy mężczyzna zesztywniał. Miała za mało siły by poradzić sobie bez jego pomocy. – Czemu nie współp… Ach!
            Tom w kilku krokach znalazł się przy Alex i pociągnął ją mocno za ramię. Obrzucił ją nienawistnym spojrzeniem, przez co Brytyjka się zlękła. Nigdy nie widziała w jego oczach takiej nienawiści. Moore bez słowa pchnął ją na łóżko i wskazał rozebranemu drzwi.
- Wynoś się… - Wyszeptał chrapliwym głosem, zaciskając w pięści swe dłonie.
Coover posłusznie, zebrał ubrania z podłogi i wyszedł. Kiedy był na zewnątrz, uśmiechnął się wesoło i gwiżdżąc pod nosem, ruszył na dół.
- Co ty wyprawiasz? – Spytał, patrząc na nią z góry. Jego głos był przepełniony jadem i wściekłością. Tak samo jak jego ciskające gromy spojrzenie. Alex podniosła się  na łokciach, chcąc odwdzięczyć mu się spojrzeniem, lecz na jego widok, poczuła taką radość, że jej usta same układały się w uśmiechu i nie mogła tego powstrzymać. – Jesteś naprawdę taka głupia?!
            Alex postanowiła przemilczeć jego słowa. Uznała to za dobrą strategię, gdyż mogłaby powiedzieć coś co go jeszcze bardziej zdenerwuje. Odwróciła wzrok na bok i podniosła się z materacu, stając przy nim.
- Coover dostał to na co liczył? - Szepnął pod nosem, a zaraz potem cisnął przekleństwo, łapiąc ją za ramiona i potrząsając. – Odpowiedź!
- Nie dostał! – Wykrzyknęła, wyrywając się z jego ramion i odchodząc o kilka kroków, gdyż bliskość Toma w dziwny sposób rozpraszała jej myśli, paraliżując przy okazji jej ciało. Serce galopowało jej w piersi, a nie wątpiła, że jej twarz nabrała czerwonego kolorytu. – Ale na pewno dostanie!
- Coś powiedziała?!
            W jednej chwili znalazł się przy niej i szarpiąc za jej ramię, zawlókł ją do łóżka i pchnął na poduszki. Z piskiem opadła na materac, a zaraz potem pewnie i by się podniosła, gdyby nie Tom, który przygniótł ją do niego swym ciałem. Zbierając w sobie, całą siłę woli, próbowała go odepchnąć, lecz na nic się to zdało. Męskie ramiona jej na to nie pozwoliły. Może także nie udało jej się dlatego, że wcale tego nie chciała. Zamiast go odsunąć, pragnęła go z całych sił, chciała ponownie czuć jego bliskość, pocałunki, ciepło ich splątanych w objęciach ciał.
- Zależy mu tylko na jednym…
            Tom, przewiercał ją spojrzeniem, a jego oddech przyśpieszył. Uchylone, wilgotne wargi, aż prosiły się o pocałunki. Alex zwilżyła usta językiem, co nie uszło jego uwadze. Pomimo tego, że chciała go, nie mogła tego zrobić. Mężczyzna obraził ją i powinien przeprosić, nim zgodzi się z nim dalej spotykać i co za tym szło – sypiać.
- Macie więc wiele wspólnego…
            Tymi słowami, skreśliła wszystko. Tom ciskając pod nosem, przekleństwo, zszedł z niej i nie oglądając się, wyszedł, głośno zatrzaskując drzwi. Dopiero teraz doszło do niej jak wielki błąd popełniła mówiąc te słowa. Usiadła i westchnęła cicho.
- Nie płacz Alex… - Szepnęła do siebie, lecz oczy nie chciały jej słuchać.

* * *

Wiele godzin później - wieczorem, poczuła ściskające ją uczucie głodu. Zeszła więc po schodach, kierując się do kuchni. Nie wiedziała co później stało się z Zackiem, lub Tomem, lecz najwidoczniej już ich nie było. Wskazywał na to brak jakiejkolwiek obecności ich aut, na podjeździe.
Przez cały ten czas, w którym była zamknięta w pokoju, starała się jeszcze raz przeanalizować swój plan. Nie była pewna, czy z niego nie zrezygnować, gdyż najzwyczajniej nic z tego, co założyła, nie zakończyło się sukcesem. Tom był wściekły i zamiast myśleć o pogodzeniu się z nią, miała przeczucie, że pała do niej coraz większą nienawiścią. W pierwszym odruchu chciała zadzwonić do niego i wyjaśnić mu całą sytuację, jednak zaraz z tego zrezygnowała. Takich spraw nie powinno się robić przez telefon.
Wzdychając przejrzała lodówkę, nie mogąc znaleźć żadnego z domowników. To dziwne, ale po ponad tygodniu spędzonym z tą rodziną, czuła się już jak jej część. Nie wyobrażała sobie dnia, w który skończy się jej urlop i będzie skazana wrócić, do deszczowego Londynu. Największym bólem jednak będzie rozstanie się z Tomem.
Pokręciła energicznie głową, nie myśląc o tych przykrych rzeczach. Miała jeszcze całe trzy tygodnie, które musiała w pełni wykorzystać. A zamiast cieszyć się tą miłością, ona zrażała ukochanego, próbując nieudolnie wzbudzić w nim zazdrość. Była beznadziejna…
- Co tam siostrzyczko? – Głos Simona, zaskoczył ją przez co pisnęła, o mało co nie wylewając mleka, które właśnie wyciągała z lodówki. Brat przyjaciółki, spojrzał na nią wesoło, zaśmiewając się z jej zaskoczenia. – Co będziesz jadła?
            Po tych słowach, złapał się za swój płaski brzuch i zamruczał, krzywiąc usta. Najwidoczniej też był głodny.
- A jeszcze nie wiem… - Powiedziała, zaglądając ciekawie do szafek. Tak naprawdę wiedziała na co ma ochotę, jednak chciała zobaczyć co wymyśli chłopak. – Masz jakiś pomysł?
- Zjadłbym… - Powiedział głośno, a nagle ściszył głos, do ledwo dosłyszalnego szeptu, przez co Alex musiała bardzo się wysilić by go dosłyszeć. – Budyń.
- Budyń?
            Simon z przerażeniem, podbiegł do niej, kładąc dłoń na jej ustach. Alex otwarła szeroko oczy, nie wiedząc, czy ten aby nie zwariował. Czyżby było to jakieś zakazane słowo w tym domu?
- Nie wrzeszcz tak! – Wysyczał Simon, tłumacząc jej iż Sam, wprost przepadała za budyniem, lecz nie umiała go sama przyrządzić. - Jak Sam to usłyszy, zaraz przyjdzie i wszystko nam zje…
            Alex roześmiała się, podnosząc dłonie w obronnym geście. Twarz młodego Andersona, przepełniona była strachem. Usiadł na kuchennym krześle i rozglądał się czujnie po kuchni jakby siostra miała zaraz wpaść z karabinem przez dziurę w dachu i zażądać zapłaty w formie budyniu.
Ciągle uśmiechając się pod nosem, zabrała się do przygotowywania posiłku. Kiedy wymieszała proszek i wlała miksturę do garnka z gotującym się mlekiem, Simon pojawił się zaraz przy niej, widząc, że czekoladowy pudding jest już gotowy. Wyręczając ją z podaniem posiłku, sam wziął miski i wylał do nich parującą maź. Usiedli przy stole i przez następne minuty rozkoszowali się smakiem, posiłku z torebki.
- To było świetne! – Krzyknął Simon, wylizując do czysta swoją łyżkę. Alex także skończyła jeść i zebrawszy miski, odstawiła je do zlewu. Sięgnęła po ściereczkę i zaczęła zmywać. – Dobrze, że Sam…
            W tej chwili do kuchni wpadła Samantha. Pociągnęła zabawnie nosem, patrząc na nich podejrzliwie.
- Jedliście budyń?! – Raczej stwierdziła niż zapytała, gdyż woń dania z proszku ciągle unosiła się w powietrzu, a raczej z niepozmywanego jeszcze garnka. – Jak mogliście?!
- Nie wiedzieliśmy czy jesteś. – Zaczął się tłumaczyć Simon. Podniósł dłoń i podrapał się nią po karku. – Zwykle znikasz wieczorami…
- Luke nie mógł się… - Westchnęła, przybierając smutny wyraz twarzy, lecz urwała nagle zastawiając dłonią usta. Skrzywiła twarz, patrząc na nich oskarżycielsko. – Zdrajcy…
            Towarzystwo roześmiało się rozbawione jej miną, a Sam wkrótce do nich dołączyła, puszczając w niepamięć ich samolubność. Bez jakichkolwiek próśb pomogła Alex w zmywaniu, wycierając mokre naczynie w ściereczkę. Simon natomiast po zaspokojeniu gastronomicznego głodu, oddalił się, wymawiając się iż postanowił poszukać ojca. Dziewczyny zostały same.
- Więc układa ci się z Lukiem… - Rzekła Alex po chwili, kiedy naczynia spoczęły na powrót w szafce, a one spokojnie mogły usiąść i porozmawiać. Przynajmniej Alex miała taki plan. – Nie udajecie zakochanych, a faktycznie nimi jesteście?
            Sam, zanim odpowiedziała, usiadła przy stole i nalała sobie szklankę soku marchwiowego. Alex obserwowała ją ciekawie, modląc się by przyjaciółka zachciała się z nią podzielić, swoimi uczuciami. Nigdy wprawdzie nie lubiła mówić o sobie i raczej chowała się za innymi, czy też zmieniała subtelnie temat, lecz teraz nie mogła jej odpuścić. Sama rozczarowana Thomasem i jego okropną dumą, chciała choćby posłuchać o czyimś szczęściu.
- Nie wiem… - Odparła, marszcząc brwi. Dłonią obracała szklankę, barwiąc na pomarańcz jej ścianki. – Nie wiem czy to co nas łączy nie jest tylko chwilowe.
- Dlaczego tak sądzisz? – Spytała podpierając głowę na złączonych dłoniach.
            To co mówiła przyjaciółka było dla nie niezrozumiałe. Choć słabo znała Lukasa, była stu procentowo pewna, że mężczyzna jest zakochany w przyjaciółce i z pewnością, całą ich znajomość, traktuje serio.
- Mówi, że mnie kocha, choć poza seksem… - Urwała na moment, a na jej twarzy pojawił się rumieniec. Alex uśmiechnęła się i pokiwała głową. A więc to był powód jej zniknięć… - Nie byliśmy nawet na randce.
            Brytyjka prychnęła pod nosem. No tak, ty chociaż masz jakąś szansę na randkę… Natomiast ona nie miała nawet cienia nadziei, że Tom zgodziłby się na takie spotkanie, nawet gdyby był zagrożony karą śmierci.
- Co w tym trudnego? – Spytała, nie widząc problemu, w rozterce przyjaciółki. Wyciągnęła z kieszeni komórkę i podała ją przyjaciółce. – Zadzwoń i zaproś go!
            Sam podejrzliwie spojrzała na komórkę, trzymaną przez Alex, jakby ta za chwile miała się zmienić w jadowitego węża. Po chwili pokręciła głową, nie chcąc nawet dotknąć aparatu.
- To on powinien mnie zaprosić, nie?
            Brytyjka roześmiała się i sama wykręciła numer do Lucky Farm. Nie zważając na protesty przyjaciółki, przysunęła telefon do ucha, modląc się by odebrał Luke. Nie miała ochoty…
- Słucham! – Zdenerwowany, zachrypnięty głos Toma, warknął na nią z głośnika. Na chwilę znieruchomiała, nie wiedząc co powiedzieć. Zacisnęła pięść, przeklinając niebiosa, które jakoś ostatnio robiły wszystko, by uprzykrzyć i skomplikować jej życie. – Do jasnej cholery, kto dzwoni!
- Alex…
            Tylko tyle zdołała z siebie wydukać. Jej rozmówca także nie był skory do pogaduszek, gdyż po tym jednym cicho wypowiedzianym słowie, także zamilknął. Długa cisza jeszcze długo panowała by po obu stronach linii, gdyby nie zniecierpliwiona Sam nie szturchnęła jej w ramię.
- Chciałabym pogadać z Lukiem.
            Prychnięcie w słuchawce, dało jej sygnał, że Tom nie ma zamiaru być dla niej miły. Ciągle pewnie był wściekły, za gołego Zacka w jej pokoju.
- A po co chcesz rozmawiać z moim bratem? – Wysyczał ponuro, w taki sposób, że po jej ciele przebiegł dreszcz. Tom znakomicie nadawałby się do seks-telefonu, lub jako psychol nękający telefonami swe cele. – Zaliczyłaś już Coovera i szukasz następnej ofiary?
            No nie! To, że Tom nie miał zamiaru być uprzejmym chociaż przez telefon, nie oznaczało, że i ona będzie taka sama. Teraz jednak po jego złośliwych przypuszczeniach, straciła całe chęci miłej pogawędki.
- Trudno nazwać cię ofiarą… - Szepnęła, chcąc nadać swemu tonowi, równie wiele złośliwości, jednak nie mogła mierzyć się z mistrzem i słabo jej to wyszło. – Podobało ci się, a ja jakoś nie zauważyłam byś chciał uciec!
- Alex, nie przeciągaj struny…
- Jeśli czujesz się skrzywdzony, zadzwoń na policję! – Po tych słowach, odrzuciła rozmowę, przeklinając wściekle pod nosem. Cieszyła się, że nie ma go zbyt blisko, gdyż mogła powiedzieć to co chciała, bez zająknięcia. Przeklęty dupek! Co on sobie wyobraża?! Sam pociągnęła noskiem, chcąc się zbierać. – Nie gadałam z Lukiem! – Krzyknęła od razu, a przyjaciółka, ponownie powróciła na krzesło. W jej oczach pojawiła się nadzieja. – Zaraz do niego zadzwonię…
- To z kim rozmawiałaś?
            Alex machnęła na nią dłonią, nie chcąc ujawniać, teraz przebiegu rozmowy. Wzięła kilka głębokich wdechów i ponownie wybrała numer Lucky Dream. Nie miała jakichkolwiek nadziei, że tym razem odbierze kto inny. Kiedy w słuchawce rozbrzmiał, głos Toma, nie wdawał się z nim w pogawędki.     
- Daj mi Luka. – Zażądała prędko. Tom nie nawiązał do ich poprzedniej rozmowy, tylko grzecznie jakby nic się nie stało, przeprosił ją, mówiąc iż zaraz poprosi brata. Alex nie kryjąc zdziwienia, pisnęła pod nosem, a jej oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu. Liczyła na jakąś uszczypliwą uwagę i nawet miała przygotowane parę ciętych odpowiedzi. Pewnie dalej rozmyślałaby nad jego dziwnym zachowanie, gdyby nie głos Luka, który usłyszała w słuchawce. – Nie masz ochoty na randkę?
- Kiedy?
- Dzisiaj wieczorem. – Powiedziała, patrząc na zegarek na dłoni. Dochodziła 18, więc musiała dać przyjaciółce, choć godzinę na przygotowania. – Powiedzmy o dwudziestej, co ty na to?
            W słuchawce zapanowała cisza i już była skłonna uwierzyć, że mężczyzna przegląda kalendarz, lub nie ma ochoty iść na randkę, kiedy to nagle przemówił.
- Alex, wybacz, ale nie mogę… - Powiedział ze skruchą, a czerwonowłosa westchnęła z rozczarowania. – Dlaczego nie zaprosisz Tom…Ała!
            To dało jej do zrozumienia, że brat Luka przysłuchuje się ich rozmowie. Mężczyźni zaczęli szeptać do siebie, lecz Alex umiała tylko dosłyszeć ich przekleństwa. Zagryzła usta, uświadamiając sobie jak brzmi całe to zaproszenie. Przecież mężczyzna nie zdawał sobie nawet sprawy, że to Sam chciała się z nim spotkać! Alex ty idiotko…
- Wiem, że oboje mnie słyszycie, a więc posłuchajcie… - Szepnęła, wściekła, że Luke włączył ją na głośnik. Postanowiła uczynić to samo, kładąc telefon na stole i uruchamiając tryb głośnomówiący. Sam przysunęła się bliżej, nadstawiając uch do komórki. – Nie ja chce iść z tobą na randkę, tylko Sam.
            W głośniku rozbrzmiał radosny, donośny śmiech Lukasa. Samantha ożywiła się i także zachichotała. Nie było słychać żadnej reakcji ze strony Toma, co ucieszyło Alex. Miała nadzieje, że utarła mu nosa.
- Wspaniale! – Wykrzyknął Luke, wesoło. Alex chciała już się rozłączyć, lecz następne słowa mężczyzny sprawiły, że jej dłoń znieruchomiała nad komórką. – Przyjedziemy po was o 20.
            Sam radośnie pisnęła, szeptając pod nosem „podwójna randka”. Brytyjka także chciała podzielić jej entuzjazm, ciesząc się, że Tom w końcu nie będzie miał wyboru.
- Nigdzie się nie wybieram! – Wrzasnął Tom, niszcząc cały obraz ich spotkania, który budował się przed oczami Alex. Początkowo szczęśliwa z faktu podwójnej randki, teraz była wściekła. – Mam ciekawsze rzeczy do roboty!
- On ma rację Luke! Nie zabieraj go ze sobą, jeszcze by wszystkim popsuł humor!
            Tom warknął coś niezrozumiałego pod nosem, a Alex uśmiechnęła się zadowolona. Wkurzanie go wprawiało ją w wyśmienity humor. Teraz nie dziwiła się przyjaciółce, która jeszcze niedawno darła koty ze swym narzeczonym i czerpała z tego przyjemność. Niestety poczuła taką pewność, że postanowiła dołożyć do pieca.
- Ostatecznie możemy zaprosić Zacka…
- Przyjadę! – Wrzasnął Tom, i zaraz potem w słuchawce, rozbrzmiał pisk, dając im znak, że połączenie zostało przerwane.

            Śmiejąc się pod nosem, odwróciła wzrok do miejsca w którym siedziała przyjaciółka, lecz już jej tam nie było. Musiała w pewnym momencie zniknąć, chcąc przygotować się do randki. Nie ociągając się długo, pognała na schody i z rozżaleniem przyjrzała się swym włosom. Musiała się jeszcze wykąpać…

2 komentarze:

  1. Świetne opowiadanie i żałuję, że dopiero teraz trafiłam na twojego bloga. Mam dużo rozdziałów do nadrobienia. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah ta akcja i jej zwroty...no no...

    OdpowiedzUsuń