Od
czasu zaręczyn minęły cztery dni. Sam przez te całe, niekończące się, długie
dni nie widziała Lukasa, co bardzo ją irytowało. Wprawdzie rozmawiali niemalże
codziennie, jednak jej narzeczony ostatnio nie miał dla niej czasu, co nasuwało
jej wyobraźni niedorzeczne myśli. A może ma kochankę? – rozmyślała, jednak
zaraz potem karciła się za te nierozsądne gdybania. Bo jeżeli Luke miałby jakąś
inną kobietę na boku, nie wydzwaniałby do niej wieczorem, opowiadając co robił,
dlaczego się nie spotkali, a przede wszystkim nie zapewniałby jej jak bardzo mu
na niej zależy. Czy może właśnie robiłby to, by uleczyć sumienie, czy
zatuszować ten fakt?
-
Jasna cholera! – Wrzasnęła niespodziewanie, płosząc nieświadomie szarego
kociaka, któremu ciągle nie umiała wymyślić imienia. Zwierzę zamiauczało
piskliwie i biorąc nogi za pas, lekko ślizgając się po panelach, dało nura pod
komodę. Sam zerwała się z łóżka i klęknęła przy meblu. – Przepraszam kocie…
Zwierzę
jednak ani myślało, by wystawić choćby łapę spod komody. Mimo, iż Sam wołała go
uspokajającym głosem, ten ciągle tkwił pod meblem. Po kilku minutach
karkołomnego przekonywania szarego stworka, że nie musi się jej obawiać,
usiadła ciężko pod ścianą, patrząc na ścianę własnego pokoju. Jednak to nie
jasny wzór tapety zajął jej myśli.
-
Tęsknie za tobą stary dziadu… - Wyszeptała
po chwili śmiejąc się z określenia jakim nazwała narzeczonego. Fakty były
takie, że Luke był od niej starszy, lecz w żaden sposób jej to nie
przeszkadzało. Wiedziała, że pomimo upływu lat Lukas będzie zawsze jej Lukasem
i nic tego nie zmieni. W przypływie ochoty uniosła swą dłoń, przypatrując się
pierścionkowi jaki od niego dostała. Stanowczo uważała, że Luke zaszalał z tym
pierścionkiem. Gdyby miała decydować, cieszyłaby się nawet z takiego, który
byłby skręcony z drutu. Ten jednak który kupił, bardzo jej się podobał, jednak
oddała by takich milion, by móc spotkać Luka. – Bardzo tęsknie…
Opuściła głowę, przymykając zmęczone
oczy. Nie wiedziała ile tak siedziała, rozmyślając, a w zasadzie czekając kiedy
jej telefon się odezwie, gdyż właśnie dochodziła pora codziennych telefonów
Luka, kiedy na jej uda wdrapała się mała szara kulka o niebieskich oczach.
Zdziwiona omalże nie pisnęła, jednak w porę się przed tym powstrzymała, gdyż
mogłaby znów go przestraszyć. Małe ślepka wpatrywały się w nią z ciekawością.
Sam nieśmiało wysunęła dłoń i w chwili kiedy dotknęła pyszczka, rozległo się
jego mruczenie.
-
Ty jeden mnie kochasz… - Mruknęła spokojnie, patrząc biernie jak zwierzę, kręci
się niespokojnie szukając najbardziej dogodnej pozycji. Kiedy właśnie skończył,
wystawiając się do głaskania, Alex wpadła do pokoju, przyprawiając biednego
kota o zawał. Zwierzak ponownie zniknął pod komodą, sycząc ze strachu. – Ty
kłamco…
-
Kłamca? – Spytała Alex niewiele rozumiejąc z jej słów. Przyjaciółka mówiła coś
jeszcze, jednak Sam jej nie słuchała. Właśnie wymyśliła imię dla swojego
pupila! Podniosła się i podskoczyła z radości, po czym uściskała zaskoczoną
Brytyjkę. Ta jednak nie podzielała jej entuzjazmu. – Co ty robisz?
Sam uspokoiła się odrobinę i dopiero
teraz spojrzała na przyjaciółkę. Alex miała podkrążone oczy i blade policzki
bez jakichkolwiek oznak rumieńców. Amerykanka zmartwiła się jej wyglądem,
instynktownie przykładając jej dłoń do czoła.
-
Co jest?
Alex przełknęła głośno ślinę,
trzymając się za brzuch, który najwidoczniej ją rozbolał.
-
Chyba się czymś zatrułam…
Niby mogło się to zdarzyć, bo
ostatnio jej matka coraz odważniej eksperymentowała w kuchni, jednak wszyscy
żywili się jej potrawami, a ona fizycznie czuła się świetnie. Może faktycznie
coś doskwierało Alex, jednak możliwe, że nie było to wcale zatrucie. W jej
myślach od razu pojawiło się tylko jedno wytłumaczenie jej marnego wyglądu. Od
razu skojarzyła jej twarz z twarzą Susan, kiedy ta przeżywała swoje pierwsze
miesiące ciąży. Nie chciała jednak by to była prawda. Nie odezwała się więc
postanawiając, że za kilka miesięcy się okaże. Niepotrzebnie teraz by ją
denerwowała.
-
Coś mówiłaś, że wymyśliłaś?
Sam uśmiechnęła się radośnie,
klaszcząc w dłonie.
-
Imię dla kota! – Przyznała ciągle się uśmiechając. Alex także odwzajemniła jej
gest i podeszła do jej łóżka by na nim usiąść. Kiedy Sam mówiła jej o
wymyślonych wcześniej imionach, twarz przyjaciółki nabierała kolorów. Kiedy
była już na końcu swej litanii, Alex zniecierpliwiona odwróciła od niej wzrok, bawiąc
się z kotem, który zaatakował jej nogi. – Słuchasz ty mnie?
-
Oczywiście, że cię słucham, lecz nadal nie powiedziałaś na jakie się w końcu
zdecydowałaś.
Sam podniosła palec, robiąc
tajemniczą minę. Alex z kociakiem w rękach, spojrzała na nią zaciekawiona, a po
chwili zwierzak podążał wzrokiem za panią, szybko przemierzającą pokój.
-
A więc kto ci się kojarzy, kiedy mówię: kłamca?
Alex zamyśliła się, mrucząc pod
nosem. Dla Sam było to oczywiste i nie wiedziała jak można było się tak długo
zastanawiać nad odpowiedzią, gdyż była ona banalnie prosta.
-
No nie wiem… może oszust albo jakiś przestępca? – Jęknęła Alex, marszcząc w
zabawny sposób brwi. Sam warknęła na nią, zaciskając ze złością pięści. Czy
naprawdę tylko to jej się kojarzyło? Uspokajając się po chwili dała jej
wskazówkę, że chodzi o postać z książek i filmów, lecz tym razem Alex przeszła
samą siebie. Robiąc minę cierpiętnicy, wydukała patrząc w przestrzeń: -
Niewierny Tomasz? Dlaczego?
Sam wybuchła śmiechem, obserwując
jej zmieniające się co chwilę miny. Wiedziała, że ta jest zakochana do
nieprzytomności, jednak nie wiedziała, że w jej głowie znajduje się tylko Tom.
-
Loki! – Krzyknęła, wytrącając Alex z zamyślenia. – Nie nazwałabym kota Tom!
Brytyjka jeszcze chwilę siedziała z
niewyraźną miną, po czym roześmiała się serdecznie, przepraszając przyjaciółkę
za swą niedomyślność. Sam usiadła obok, odbierając jej kota, który od tych
wrzasków najchętniej ponownie schowałby się pod meblem.
Kolejne minuty spędziły na głaskaniu
szarego stworzonka, który zadowolony nadstawiał pyszczek. Sam jednak nagle
przypomniała sobie o telefonie od Luka i nerwowo pochwyciła swą komórkę. Na
niej jednak nie wyświetlało się żadne nieodebrane połączenie, dlatego też rzuciła
telefon na nocną szafkę i warknęła ze złości. Dlaczego Luke nie dzwonił? Może
mu się coś stało, lub po prostu zapomniał?
-
Właśnie miałam ci powiedzieć, że Julia zaprosiła nas do siebie. – Powiedziała
Alex, jednak zaraz potem ponowiła swą wypowiedź, gdyż przyjaciółka jej jak
zwykle nie słuchała. Sam w pierwszej chwili nie ucieszyła się z zaproszenia,
gdyż pragnęła spotkania z Lukasem, a nie jego siostrą. Skarciła się jednak za
to głupie myślenie, gdyż wizyta u Julii oznaczała spotkanie z narzeczonym, dlatego
też z entuzjazmem przyjęła tą wiadomość. Alex jednak nie podzielała jej
podekscytowania. – Mamy się spotkać w lesie obok stawów…
Sam zdziwiła trochę niechęć w jej
głosie, dlatego też postanowiła o to spytać. Może i nie będzie tam Toma,
drogiego sercu przyjaciółki, lecz zawsze można będzie odprowadzić Julię do
domu, aranżując spotkanie z jej braćmi.
-
Tom nie chce mnie widzieć! – Krzyknęła, kiedy Sam chciała ją zapytać o ten
sceptycyzm co do spotkania. Brytyjka opuściła głowę, kładąc dłonie na twarzy. –
Od zaręczyn próbuje się z nim spotkać, lecz ciągle mi odmawia!
-
Coś ty mu zrobiła? – Spytała z ciekawością, gdyż w dzień ich zaręczyn odniosła
wrażenie, że Tom ciągle patrzy na przyjaciółkę, jakby chciał z nią spędzić czas
sam na sam. Teraz jednak nie była tego pewna, usłyszawszy to co powiedziała jej
przyjaciółka. – Zainstalowałaś sobie pas cnoty?
Alex pokręciła energicznie głową i
opowiedziała przyjaciółce co zdarzyło się tego wieczoru. Sam słuchała jej nie
przerywając, wiedząc, że na pytania od publiczności nadejdzie jeszcze pora.
-
Rozmawialiśmy, a potem, kiedy zeszliśmy na dół, dopiliśmy szampana i twoi
rodzice zaczęli się zbierać…
Sam pokiwała głową teraz rozumiejąc
całą sytuację. Alex po prostu ochłodziła ich relację, zachowując
wstrzemięźliwość. Z jednej strony cieszyła się tym, ponieważ nie sądziła, że
Alex ze swą dobrocią potrafiła mu tak utrzeć nosa, jednak z innej ta cała niedostępność
mogłaby go tylko zdenerwować, przez co unikałby jej, właśnie tak jak robił to w
tym momencie.
Ewidentnie Brytyjka była tym
zmartwiona, a Sam nie wiedziała dokładnie jak ją pocieszyć. Nie znała
przyszłego szwagra zbyt dobrze, dlatego też nie wiedziała w co ten pogrywa.
Miała jednak nadzieje, że wizyta u Mooreów będzie wspaniałą okazją by wszystko
sobie wyjaśnili.
*
* *
-
Po jaką cholerę musiałam wstawać tak wcześnie? – Po raz setny tego poranka
powiedziała Alex. Sam tylko westchnęła, ziewając, gdyż także i jej nie podobała
się wczesna pora spotkania z Julią. – Sam musiałaś?!
Powiedziawszy to Brytyjka szeroko
ziewnęła, nie zadając sobie trudu, by zasłonić usta dłonią. Amerykanka także
ziewnęła, zastanawiając się dlaczego jest to aż tak bardzo zaraźliwe.
Fakty były takie, że zakwitały tu od
piętnastu minut, a Julii jeszcze nie było. Ciekawie spojrzała na zegarek, chcąc
sprawdzić czy aby nie pomyliły godziny, jednak okazało się, że są w samą porę.
Las o piątej rano, wydawał jej się
jeszcze straszniejszy niż za dnia. Nie obawiała się lasu, jednak przez sporą
mgłę smagającą nad ziemią, poczuła ciarki, a nie były one spowodowane porannym
ochłodzeniem. Ta sceneria była jakby z jakiegoś horroru.
-
Jesteś pewna, że mówiła o piątej? – Spytała zamyśloną Alex, która rozglądała
się za blondynką. Pokiwała jedynie głową, mrucząc coś niezrozumiałego pod
nosem. – No dobra…
Sam odszukała wystający pieniek i
usiadła na nim. Pomyślała przez chwilę, że może Brytyjka pomyliła dni, a
szczerze powiedziawszy nie chciała być w jej skórze, kiedy okaże się, że jednak
tak zrobiła. Jednak jeśli to dobry dzień i godzina, gdzie podziewała się Julia?
Czyżby się zgubiła? W sumie od ładnych paru lat nie odwiedzała Spring Creek.
Całe to zaproszenie było jakąś jedną
wielką niewiadomą. Przecież mogły się wyspać jak ludzie i spotkać o jakiejś
dogodniejszej godzinie. Nikt chyba nie lubi spacerować rano po lesie. Brytyjka
wiedziała niewiele co do zamiarów panny Moore, lecz Sam miała małą nadzieję, że
może łączy się z tym jakiś piknik, gdyż zaczynała odczuwać głód.
-
Sam dlaczego ja muszę to trzymać? – Spytała nagle Alex, wskazując palcem
trzymaną pod pachą broń. – Boje się, że to coś wystrzeli!
-
Przestań narzekać! – Jęknęła dziewczyna ze złością. Brytyjka musiała chociaż ją
trzymać. Tak było sprawiedliwie, bo w przypadku zagrożenia to Sam będzie
musiała jej użyć. Amerykanka zastanowiła się przez chwilę, patrząc podejrzliwie
na przyjaciółkę. – Może chcesz się nauczyć strzelać?
Rudowłosa rozszerzyła oczy w
zdumieniu. Już po minie było widać, że odmówi, dlatego Sam nie czekała na jej
odpowiedź. Podeszła do dziewczyny i wyrwała jej z rąk starą strzelbę ojca.
-
Musisz ją złapać w ten sposób, przymierzyć… - Poinstruowała przyjaciółkę,
kładąc dłoń na spuście, drugą umieszczając na kolbie i dla zademonstrowania
postawy wymierzyła przed siebie. – I bang! Strzelasz! Tylko musisz pamiętać…
-
Sam!
Męski głos dobiegający z lewej tak
ją przestraszył, że spanikowana odwróciła kolbę w stronę z której dobiegał i
nacisnęła spust. To co działo się potem, zostało w jej pamięci niczym sen,
zamazany, niezbyt wyraźny koszmar.
-
Luke! – Głos Julii doszedł do niej, jakby znajdowała się za jakąś grubą szybą.
Za żadne skarby nie potrafiła się poruszyć. Wpatrywała się tępo w miejsce, w
którym jeszcze chwilę temu stał jej narzeczony. – Luke! Powiedz coś na Boga!
-
Nawet go nie trafiło… - Wyszeptał Tom, przewracając oczami.
Kiedy usłyszała głuchy jęk, tak
dobrze znanego jej głosu, ruszyła się z miejsca. Nie wiedziała kto był tam
jeszcze. Dla niej liczył się tylko Lukas, jej kochany, do którego to
własnoręcznie strzeliła. Inni coś do niej mówili, jednak nie potrafiła
zrozumieć ich słów, ani rozpoznać widzianych twarzy.
-
Luke… - Szeptała łamiącym się głosem, wprawiając swe ciało w bieg. Kiedy była
już o krok, upadła na kolana, potykając się o wystającą gałąź. – Luke…
Mężczyzna leżał na ziemi. Z oczu
cisnęły jej strumienie łez, a serce krwawiło tak jakby i jej ktoś w nie
strzelił. Zabiła go… Zabiła osobę, którą kochała… przykładała dłonie do jego
ramion, brzucha, piersi szukając jakiegoś śladu po kuli, czy kleistej, ciepłej
krwi, jednak jej dłonie na nic takiego nie natrafiły. Dlaczego w takim razie
jego twarz była nienaturalnie jasna, ciało nieruchome, a oczy zamknięte?
Opadła na jego pierś zanosząc się
płaczem. Nie umiała sobie darować tego co zrobiła. Co teraz będzie? Nie umiała
bez niego żyć! Lukas jęknął, na co Sam błyskawicznie spojrzała na jego twarz. Jego
oczy wciąż pozostawały zamknięte, co najbardziej ją denerwowało. Chciała by
spojrzał na nią, by jednym błyskiem zielonych oczu, przekazał jej, że nic mu
nie jest, że wybacza jej tą zbłąkaną kulę.
-
Staruchu, jeszcze nie czas… jeszcze nie powiedziałam ci wszystkiego! – Łkała
nie zadając sobie trudu by pomyśleć o tym co wychodziło przez jej usta. Potoki
łez oraz słowa głęboko z jej serca wylewały się na wierzch. – Pomyślałeś o
naszych dzieciach? Kto je wychowa? Nauczy jak…
-
My przecież nie mamy dzieci…
-
Cicho bądź! – Wrzasnęła, spotykając się spojrzeniem z zielonymi tęczówkami
Lukasa. Mężczyzna podniósł się na łokciach i ze zmarszczonymi brwiami
przyglądał się narzeczonej. – Teraz zamierzasz umierać, kiedy w końcu masz się
ze mną ożenić?! Nienawidzę cię ty…
Nagle umilkła, patrząc na niego
szeroko otwartymi oczami. Luke wcale nie wyglądał na umierającego… Ba! Nie było jakichkolwiek oznak tego, że cokolwiek
mogło mu się stać. Do tego uśmiechał się szeroko, a osoba, która dostała kulkę,
nie szczerzy się jak głupi do sera! Ramiona jej opadły, kiedy zdała sobie sprawę, że Lukas nie
umiera, tylko robi sobie z niej żarty.
Warcząc ze złości, zerwała się na
równe nogi, patrząc na niego z góry. Drżała ze złości, że ten nikczemnik
zechciał ją tak oszukać. Rozejrzała się także, chcąc sprawdzić, czy pozostali
byli świadkiem tego jak zrobiła z siebie idiotkę, jednak Julia i Alex, oddaliły
się z Tomem w głąb lasu, najprawdopodobniej nie chcąc być świadkami ich prawie
że małżeńskiej kłótni.
-
Sam to…
-
Wstrętna łajzo! Jak mogłeś mnie tak przestraszyć!– Krzyknęła, zaciskając dłonie
w pieści. Kiedy mężczyzna podszedł, zaczęła go nimi okładać, wkładając w każdy
cios sporo siły. Luke natomiast stał niewzruszony z pokorą przyjmując jej
oskarżenia. Nie miał żadnego wytłumaczenia tego co zrobił. Nie sądził, że
dziewczyna weźmie to na poważnie. – Nienawidzę cię ty stary dziadu!
Słysząc jej ostatnią obelgę,
roześmiał się wesoło. Był od niej starszy jednak to nie powód by wyzywać go od
staruchów. Jednak w chwili kiedy to powiedziała zrobiło mu się jakoś ciężko,
tak jakby w tej chwili się zestarzał. Zdecydowanie wolał, kiedy nazywała go
„wieśniak”.
-
Naprawdę cię przepraszam… Zachowałem się jak dupek i…
Przerwał gdyż Sam, jeszcze chwilę
temu okładająca go swymi małymi piąstkami, teraz wtulała się w jego pierś. Po
cichych jękach poznał, że dziewczyna szlocha, więc nie czekając długo, objął
jej drżące ciało ramionami. Delikatnie pogładził jej plecy, chcąc by się
uspokoiła. Nie znosił kiedy kobiety płakały, szczególnie kiedy były mu tak
bliskie jak Sam.
-
Nigdy więcej tego nie rób. – Wyszeptała, wsuwając swe dłonie pod jego rozpiętą
kurtkę. – Myślałam, że cię zabiłam…
Teraz kiedy cała złość za ten
przykry kawał jej przeszła, potrzebowała jego ciepła. Tak bardzo się bała, że
umiera. Miała najstraszniejsze myśli. Wiedziała, że nie poradziłaby sobie bez
niego. Razem z nim umarłaby jej dusza. Jednak Luke nie umierał. Stał tu cały i
zdrowy. Mogła rozkoszować się jego przyjemnym męskim zapachem i ciepłem ciała.
-
Obiecuje. – Przyznał, całując czubek jej głowy. Nie wiedział co go podkusiło do
zrobienia sobie żartu. Teraz jest pewien tego, że Sam kocha go szczerze i nigdy
nie wzięłaby takich scen za nieprawdziwe. – Nie umrę dopóki nie wychowamy
naszych dzieci.
Sam zaśmiała się cicho, wspominając
wypowiedziane przez siebie słowa. Nie myślała wtedy racjonalnie i jakoś wyrwało
jej się to niepostrzeżenie. Naraz jednak pomyślała, iż zapragnęła mieć z nim
dzieci. Mimo, że zwykle nie myślała o życiu przyszłościowo i racjonalnie,
chciała mieć syna podobnego do Lukasa, małego chłopca z zielonymi oczami i
kruczoczarnymi włosami…
-
Te zakochany! – Donośny głos Toma, zmusił ich do tego by się od siebie
odsunęli. Od razu, kiedy męski ramiona ją puściły, Sam znienawidziła szwagra,
że ten pozbawił ją ich ciepła. – Całe ptactwo ci ucieknie!
Luke wzdychając pod nosem, chwycił
za dłoń narzeczoną i razem dołączyli do grupy. Julia z Tomem wypatrywali
jakiego celu do ustrzelenia, podczas gdy Alex stała nieco na uboczu,
przyglądając im się z ciekawością. Sam domyśliła się od razu, że ich niedawny
niby postrzał nieźle ją nastraszył.
-
Jeśli ucieknie to tylko przez te twoje wrzaski. – Stwierdził Luke, odbierając
od brata swoją broń.
Julia
widząc, że Luke podchodzi do kucającego w krzakach Toma, postanowiła dotrzymać
towarzystwa dziewczynom. Oddaliły się nieco nie chcąc przeszkadzać w polowaniu
na ptaki.
-
Przepraszam, że nie uprzedziłam was, że przyjdę z braćmi. – Powiedziała ze
skruchą, na co przyjaciółki tylko pokiwały jej głowami, jakby nie miały jej
tego za złe. Sam oczywiście nie była na nią zła. To nawet lepiej, gdyż ostatnio
nie miała szczęścia się z nim spotkać. Nie wiedziała tylko czy Alex jest z tego
zadowolona. – Tak dawno tu nie byłam, że pewnie bym się zgubiła.
Dziewczyny nie odezwały się, lecz na
ich twarzach pojawił się słaby uśmiech. Julia za to roześmiała się wesoło,
ukazując swe śnieżnobiałe uzębienie.
-
Chciałam zabrać tylko Luka, ale Tom się uparł. – Powiedziała, patrząc błagalnie
na Alex. Brytyjka uniosła brwi, rozszerzając oczy w zdumieniu. – Mam nadzieje,
że nie masz mi tego za złe?
Sam prychnęła pod nosem,
powstrzymując się przed tym by nie parsknąć śmiechem. Nie sądziła by Alex miała
cokolwiek przeciwko Thomasowi. Zaprzedałaby duszę diabłu, by móc tylko na niego
popatrzeć.
-
Dlaczego miałabym być na ciebie zła? -
Spytała nieśmiało, co chwile rzucając spojrzenia w stronę mężczyzn, zapewne
obawiała się, że tamci mogą ją usłyszeć.
Julia przygryzła usta i przez chwilę
jąkała się nie mogąc dobrać odpowiednich słów. Sam domyślała się dlaczego
siostra mężczyzn ma taki a nie inny pogląd. Na zaręczynach nie zachowywali się
jak kochankowie, którymi się stali, lecz jak śmiertelni wrogowie.
-
Przecież nie lubisz mojego brata. – Powiedziała w końcu bez ogródek. Alex
zakrztusiła się, gdyż pewnie nie spodziewała się, że tak to musiało wyglądać.
Sam przyznała, że gdyby nie wiedziała wcześniej z pewnością także wzięłaby ich
za osoby, które nieszczególnie za sobą przepadają. W rozumowaniu Julii nie było
błędów. – Początkowo myślałam, że jesteś w nim zakochana, jednak teraz…
-
Dobrze myślałaś.
Sam dopiero kiedy ostatnie głoski
opuściły jej gardło, zdała sobie sprawę co palnęła. Przysłoniła usta dłonią,
jednak na takie gesty było stanowczo za późno. Dlaczego ty ostatnio nie
myślisz? – zbeształa się w myślach, unikając spojrzenia obu dziewczyn. Julia
pewnie chciałaby się dowiedzieć czegoś więcej, a Alex, gdyby nie jej dobre
serduszko, już ostrzyłaby sobie na nią kosę.
-
Czyli będę miała jeszcze jedną szwagierkę?
-
Sam jesteś okrutna! – Wrzasnęła Brytyjka, uderzając dłonią ramię przyjaciółki.
Sam poczuła ból, jednak nie ten fizyczny. Była zła sama na siebie za to, że ją
wydała. – Julio nie wszystko jest takie, jak ci się wydaje. Twój brat… on…
-
Jest w tobie zakochany.
Julia zabiła je tym tekstem.
Niestety tylko ona żyła w przekonaniu, że jej brat aż pała żądzą i wieczną
miłością do Brytyjki. Co do żądzy by się zgadzało, jednak co do miłości…
Wiedziały, że nic z tego nie będzie. Sam jednak patrząc teraz na Alex nie była
o tym przekonana.
-
Raczej wątpię. – Przyznała, krzywiąc usta w lekkim uśmiechu. – Raczej chodzi mu
tylko… o łóżko…
-
Myślę, że raczej nie masz racji…
Powiedziawszy to wskazała głową na
Toma, który patrzył w ich kierunku, a ściślej mówiąc wprost na Alex. Dziewczyna
jednak przez swą opuszczoną głowę, niczego nie zauważyła. Sam natomiast była
zdziwiona tym spojrzeniem. Zdecydowanie nie tak patrzy mężczyzna chcący od
kobiety tylko seksu.
Julia jest niezła xD już się ciesze na jej pojawienie się. Ta postać coś w sobie ma takiego, ze wzbudza zaufanie. Choć można było i się jej obawiać... ^^
OdpowiedzUsuń