piątek, 4 grudnia 2015

37. Przedślubna gorączka


Z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku, wróciła do domu. Początkowo chciała zostać na farmie Moore’ów. Niestety nie umiała znaleźć Lukasa, który jakby zapadł się pod ziemie. Szukała go dosłownie wszędzie, pytała o niego każdą napotkaną osobę, jednak nikt nie wiedział, gdzie mężczyzna się zapodział. Pomyślała nawet, że może Luke ma kochankę. Szybko jednak zganiła się za te niepoważne myśli.
Ostatnio jakoś nie dzwonił, nie mówiąc już o spotkaniu! Brakowało jej chwil sam na sam, kiedy mogli cieszyć się swymi ciałami. Pewnego wieczoru miała ochotę się z nim spotkać i nawet chwyciła za telefon, by się umówić, jednak nie odebrał żadnego z jej telefonów. Wściekle miotała się po pokoju, rzucając przekleństwami do Bogu ducha winnego aparatu. Opanowując swą złość, postanowiła zająć się domowymi porządkami, by choć przez chwilę o nim nie myśleć. Przez kilka godzin z sukcesem zajmowała myśli, pomagając matce w sprzątaniu. Kiedy powróciła do swego pokoju, wykończona lecz szczęśliwa, od razu rzucił jej się w oczy, leżący na szafce nocnej telefon. Z ciekawości przejechała po nim palcem i zdziwiła się, dostrzegając kilka nieodebranych połączeń od narzeczonego. Spotkanie jednak nie doszło do skutku, gdyż Luke wymówił się innymi obowiązkami.
- Jesteś sama? – Nagle przed nią pojawiła się matka, w ogrodniczkach poplamionych farbą. Sam dostrzegła, że na werandzie stoi sztaluga. Matka najprawdopodobniej powróciła do swej pasji. – A gdzie Alex?
Sam wzruszyła ramionami.
- Nasza mała Brytyjka właśnie walczy o to, by tu zostać i…
            Miała powiedzieć coś jeszcze, lecz przerwał jej w tym radosny pisk matki. Sam spojrzała na nią ciekawie i uniosła kąciki ust, widząc jak twarz rodzicielki rozjaśnia się w uśmiechu.
- Czyli jednak u nas zostanie?
            Sam pokręciła delikatnie głową, nie mogąc oprzeć się zaraźliwemu uśmiechowi matki. Nie sądziła, że Angielka tak szybko zdobędzie serce jej matki. Może czułaby się zazdrosna, gdyby nie to, że chciała by Alex została z nimi dłużej. Ba! Mogłaby zamieszkać z nimi. Miałaby w końcu siostrę, o której zawsze marzyła.
- Tego nie powiedziałam. Jeśli jednak wszystko potoczy się tak jak zakładam, wtedy nie będzie chciała wyjeżdżać…
            Rose pokiwała głową, jak piesek wożony na tyle samochodu, po czym ściskając mocniej pędzel, ruszyła w stronę werandy. Sam leniwym krokiem podążyła za matką, gdyż była ogromnie ciekawa co też rodzicielka „zmalowała”.
- Będę więc dobrej myśli. – Rzekła, siadając na wysokim, drewnianym taborecie. Przez chwilę patrzyła na płótno, po czym chwyciła w dłonie paletę i umoczyła w niej pędzel. – Ostatnio coś często siedzisz w domu, czyżbyś polubiła spokojne życie?
            Wiedziała doskonale do czego pije matka. Nigdy nie umiała usiedzieć w miejscu, miała pewien rodzaj nadpobudliwości, który kazał jej działać, co skutkowało najczęściej tym, że pakowała się w kłopoty. Ostatnio jednak straciła cały swój zapał do szaleństw.
- Myślisz, że się starzeje? – Powiedziała przeciągle, usadawiając się wygodnie na huśtawce. Złożyła dłonie na karku, leniwym wzrokiem patrząc w drewniany sufit werandy. – Chyba masz rację, odrobinę dojrzałam. W końcu za kilka miesięcy będę już mężatką.
            Rose roześmiała się cicho, nie przerywając malowania.
            Każdy się zmienia na jakiś sposób. Alex z cichej, szarej myszki przeistoczyła się w kobietę. Teraz coraz rzadziej się czerwieniła i z większą swobodą nawiązywała kontakty z mężczyznami. Nie tylko w przyjaciółce zaszły zmiany. Sam zauważyła, że i ona teraz w inny sposób rozumie pewne rzeczy. Nie przejmowała się tym jednak, gdyż podobała jej się nowa Sam.
- Luke to wspaniały młodzieniec, na pewno będziesz z nim szczęśliwa.
            Sam zmarszczyła brwi w niedowierzaniu. Młodzieniec? – pomyślała z sarkazmem – na pewno nie można było go już tak nazywać. Nie musiała się czarować. Kochała tego starego dziada i nie przeszkadzała jej spora różnica wieku.
- Tak… - Szepnęła tylko i z ociąganiem podniosła się z huśtawki. Miała już skierować się do domu, kiedy jej oczy spojrzały na kolorowe płótno. Znieruchomiała, wytrzeszczając oczy w zaskoczeniu. – Co to jest?!
            Nie sądziła, że matka będzie malowała coś takiego. Zwykle zajmowała się uwiecznianiem krajobrazów, zwierząt, gdyż mówiła, że ludzie są przewidywalni i mało spontaniczni. Natura jej zdaniem podlegała ciągłym zmianom. Była spontaniczna, nie podlegająca walorom piękna i brzydoty. Tym razem sądziła, że matka maluje krajobraz, gdyż co jakiś czas spoglądała przed siebie, jakby tam szukając obiektu do uwiecznienia. Tego jednak całkowicie się nie spodziewała.
- Nie podoba ci się? – Spytała, nie potrafiąc zrozumieć szoku swej córki. – Chciałam dać wam w prezencie ślubnym coś oryginalnego.   
            Oryginalnego? To aż nazbyt oryginalne! Otrząsając się z pierwszego szoku, przebiegła wzrokiem po kolorowym płótnie. Obraz nie był dokończony, lecz bez problemu można było dostrzec znajdujące się na nim osoby. Sam wyciągnęła dłoń, lecz zaraz ją cofnęła. Jej matka miała nieprawdopodobny talent, o czym świadczyło to płótno. Malowidło przedstawiało ją oraz Lukasa. Para z obrazu obejmowała się, patrząc wprost na nią, swymi roziskrzonymi oczami.
- Mamo…
            Szepnęła nie mogąc znaleźć właściwych słów. Każde określenie jakie przyszło jej na myśl, było zbyt skromne, do określenia mieszaniny barw. Niesiona chwilą, przytuliła mocno matkę, wtulając twarz w zagłębienie jej szyi.
- Dziękuje.
            Rose uśmiechnęła się, odwzajemniając się córce, mocnym uściskiem.
            Stały tak dopóki na werandzie nie pojawił się Simon. Chłopak, drapiąc się po swych bicepsach, przyjrzał się ciekawie siostrze, wtulonej w ramiona matki. Nie często był świadkiem takich scen, także widząc ten sielankowy obraz, dał się ponieść emocjom.
- Jakie to rozkoszne! – Jęknął, obejmując swymi pokaźnymi ramionami, ściskające się kobiety. Sam prychnęła pod nosem, chcąc się wyrwać z zacieśniającego się uścisku brata, jednak ten jej na to nie pozwolił. Uśmiechnęła się więc pod nosem, nie mając innego wyjścia, niż pozostać jeszcze przez chwilę w tej krępującej pozycji. – Prawdziwa rodzinna miłość!
            Kobiety roześmiały się z tej uwagi, natomiast Simon nieco speszony ich śmiechem, uwolnił je ze swego uścisku. Na jego twarzy pojawił się delikatny rumieniec.
- Także tego… - Szepnął, a jego dłoń powędrowała do karku. Naraz jednak spojrzał z przerażeniem w oczach na swą siostrę. – Jesteś w ciąży?
            Początkowo nie wiedziała, czy aby się nie przesłyszała, jednak kiedy Simon powtórzył swe pytanie, z jej ust zszedł uśmiech, a zastąpił go grymas wściekłości.
- Co? – Wrzasnęła – Jesteś nienormalny?
- Wiem swoje! Luke nie dałby się tak łatwo usidlić. Pomyślałem więc, że to takiego masz na niego haka?
- Nie muszę mieć na niego żadnego haka!
            Kłóciliby się i kłócili, gdyby nie matka, która miała dość ich wrzasków. Zwłaszcza, że do wymiany zdań dołączyły także przekleństwa.
- Dzieci, uspokójcie się! – Krzyknęła Rose, chwytając dłońmi ich ramiona. Rodzeństwo zamilkło, teraz wymieniając się tylko nienawistnymi spojrzeniami. Matka uśmiechnęła się zadowolona, że tak dobrze jej poszło. Odprawiła swego syna, prosząc by ten poszedł sprawdzić, czy ojciec nie potrzebuje pomocy. Kiedy Simon zniknął im z oczu, kobieta objęła ramieniem swoją córkę. - Sam… Ale na pewno nie jesteś w ciąży?         
- Nie! - Tego było już za wiele! Dziewczyna wyrwała się z ramion matki i wyrzucając z siebie przekleństwa, pognała do domu. - Do jasnej cholery, dajcie mi wszyscy święty spokój!
            Nie rozumiała ich głupich domysłów. Co za diabeł ich pokusił, by myśleli w ten sposób?! Była pewna, że nie jest w ciąży. Przynajmniej nic na to nie wskazywało. Dlaczego w takim razie zareagowała tak impulsywnie? Sama nie była pewna.
            Na myśl o dziecku zrobiło jej się słabo. W sumie nie rozmawiała z Lukem na ten temat. Nie była pewna, czy mężczyzna w ogóle chciałby je mieć. A co jeśli nie lubi dzieci? Ona wprawdzie także za nimi nie przepadała, lecz teraz… Pojawiła się w jej głowie myśl, że chciała by je mieć. Może nie teraz, lecz później.
Oczami wyobraźni ujrzała małego chłopca, podobnego do Luka, mającego te same zielone oczy, z małymi brązowymi plamkami. Uśmiechnęła się, instynktownie kładąc dłoń na swym płaskim brzuchu. Nie… Nie powinna teraz nad tym rozmyślać.
Weszła do domu z zamiarem znalezienia sobie jakiegoś zajęcia, jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Od kilku dni nie umiała znaleźć sobie miejsca, a wszystkiemu winien był jej narzeczony.
Choć obiecała sobie, że będzie twarda, przemogła się, wyciągając z kieszeni dżinsów swą komórkę. Od razu wybrała właściwy numer i zadzwoniła.
Już miała się rozłączyć, kiedy usłyszała w głośniku dobrze znany głos.
- Luke! – Zaczęła, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Zdziwiła się, gdy odebrał za pierwszym razem. Zwykle musiała próbować minimum 6 razy. Postanowiła się nie bawić, tylko od razu przejść do konkretów. - Chce się spotkać!
- Dobrze.
To tyle? Na serio tak łatwo poszło? Sam oniemiała, że ten tak łatwo się zgodził. Spodziewała się jednak, odpowiedzi odmownej, lub wykrętów typu: „jestem zmęczony”, lub „teraz nie mogę.” Kilka dni temu, właśnie tak tłumaczył jej swój brak czasu. 
- Gdzie pojedziemy? – Spytała ciekawie, kiedy odzyskała zdolność mówienia.
- Znam pewne specjalnie miejsce… – Powiedział bez zastanowienia. Sam posłusznie się zgodziła, mając nadzieje, że spotkanie skończy się w sposób, którego oczekiwała.  - Chciałbym ci coś pokazać.
            Coś pokazać? – Zastanowiła się w myślach. – Co to może być? I dlaczego mężczyzna robi z tego tajemnicę? W końcu i tak się dowie. Wzruszyła ramionami i już miała się z nim pożegnać, kiedy Lukas, wszedł jej w słowo.
- Muszę z tobą poważnie porozmawiać.
            Powiedziawszy to zakończył połączenie. Sam jeszcze przez dobre parę minut stała, przyciskając do ucha komórkę. Nie raz słyszała na filmach takie teksty i nigdy, absolutnie nigdy nie zwiastowały one niczego dobrego.
Zamiast cieszyć się ze spotkania zaczęła myśleć, nad jego ostatnimi słowami. Przemierzała nerwowo korytarz, zastanawiając się co też takiego chciał jej pokazać. Nie wiedziała jak długo przemierzała pomieszczenie tam i z powrotem, lecz nagle zatrzymała się w pół kroku. Pomyślała, że najlepszym wyjściem będzie porozmawiać o tym z przyjaciółką.
Ruszyła więc na górę, przeskakując po dwa stopnie. Dopiero w pokoju Alex zdała sobie sprawę, że jej nie ma. Przyłożyła dłoń do czoła, uświadamiając sobie jak jest głupia. Przecież niedawno sama ją stąd wywiozła! Miała już wychodzić, kiedy w oczy wpadł jej mały złoty łańcuszek, leżący na nocnej szafce.
Nie mogąc poskromić ciekawości, weszła do pokoju, skradając się jak złodziej. Nie spuszczając z oczu przedmiotu, usiadła na miękkim łóżku i wzięła go w dłoń. Uśmiechnęła się ważąc go w dłoni. Nigdy wcześniej nie widziała, by Alex to nosiła, lecz nie dziwiła się, gdyż był on dość ciężki. Przez moment tylko przyglądała się biżuterii w kształcie serca i już miała go odłożyć, kiedy w drzwiach pojawił się Simon.
- Grzebiesz jej w rzeczach? – Sam pisnęła zaskoczona jego obecnością. Łańcuszek wysunął jej się z rąk po czym upadł na podłogę. – Uuu…
            Nie musiała pytać brata o co chodzi, gdyż sama doskonale wiedziała co się stało. Wpatrywała się tępo w złote serce, które w skutek upadku, rozpadło się wzdłuż. Zagryzając ze złości szczękę, spojrzała na brata, który pogroził jej palcem i zniknął nim zdążyła coś powiedzieć.
            Wzdychając ciężko, klęknęła na podłodze i drżącymi palcami podniosła serce. Najchętniej uciekłaby z miejsca zbrodni, jednak miała nadzieje, że może uda jej się poskładać biżuterię, by Alex niczego się nie domyśliła. Biorąc jedną z części, zauważyła, że nie uszkodziła wisiorka. Co więcej, to nie była zwyczajna zawieszka. Złote serce było sekretnikiem, w który znajdowało się małe zdjęcie. Przekrzywiając głowę na bok, usiadła na podłodze, nie spuszczając wzroku z fotografii.
            Kolorowa fotka przedstawiała dwie osoby. Młodą kobietę o jasnych, długich włosach i niebieskich oczach, oraz przystojnego bruneta obejmującego ją ramieniem. Nie musiała długo myśleć, by dopatrzeć się, że ta para, to rodzice Alex. Musiało być jednak bardzo stare, gdyż wyglądali na nim jakby mieli po dwadzieścia lat.  
Nigdy nie poznała jej rodziców, nie widziała także żadnego ich zdjęcia. Zastanawiała się dlaczego nigdy o nich nie rozmawiały. Zawsze sądziła, że to niebezpieczny temat, dlatego specjalnie go unikała. Cieszyła się, że ona ma oboje rodziców. Alex nie miała takiego szczęścia. Nim wkroczyła w dorosłe życie, ich już nie było.
Nie ma co… jednak była szczęściarą. Jej jedyny problem polegał na tym, iż nie umiała dostrzec tych małych rzeczy, chwil, które z pozoru wydają się być zwykłymi. W tym momencie zrozumiała jaka była głupia.
Jeszcze przez chwilę, obracała w dłoniach sekretnik, po czym zamknęła go i odłożyła tam gdzie go znalazła. Zagryzła usta, gdyż niepożądane myśli wypełniły jej głowę. Postanowiła się zmienić. Nie bardzo jeszcze wiedziała jak ma to zrobić i od czego dokładnie zacząć, lecz chciała tego. Od teraz zamierzała cieszyć się życiem. Nic nie mogło stanąć jej na drodze!
             Z głową pełną coraz to nowszych pomysłów, na spędzenie wieczoru z narzeczonym, udała się do pokoju. Wygrzebała z szafy sukienkę, którą dostała od matki. Wtedy uważała delikatny, jasno-różowy materiał za zbyt dziewczęcy, lecz teraz, kiedy stanęła w nim przed lustrem, stwierdziła, że całkiem nieźle wygląda. Okręciła się  dookoła swej osi i zaśmiała, kiedy dół, uniósł się odrobinę i rozbłysnął. Och tak! Ta sukienka na pewno mu się spodoba!

* * *

- Rozchmurz się kochanie. – dłoń mężczyzny, troskliwie pogłaskała jej zaciśnięty w gniewie policzek. Dziewczyna tylko łypnęła na niego okiem, odwracając wzrok na bawiące się w fontannie dzieci. – Przecież nie zrobiłem tego specjalnie.
            Idź do diabła! – Pomyślała, przygryzając wściekle usta.
            Miała gdzieś to co sobie obiecała. Chciała jak najszybciej wrócić do domu, by w spokoju złościć się na niego dalej.
Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie to, że od dwóch godzin chodzili po ogrodzie botanicznym, a plany uwiedzenia narzeczonego szlag trafił! Może by i przeżyła to, że potworny spacer, przeciągał się w nieskończoność, gdyby Luke nie był tak… nieśmiały? Nie do końca wiedziała, jak to nazwać.
Za każdym razem, gdy chciała go pocałować, lub też zaciągnąć do wyjścia, w wiadomym celu, ten robił jej na złość. Odwracał się nagle, ekscytując się pięknym widokiem, lub też zapragnął ni z tego zjeść popcorn, czy watę cukrową. Początkowo myślała, że robi to nieświadomie, lecz kiedy sytuacja powtarzała się raz za razem, była pewna, że ten nie chce jej całować! Nie wiedziała tylko dlaczego?
W swej uporczywości postanowiła wziąć go z zaskoczenia. Plan wydawał jej się świetny. Początkowo oczywiście, bo gdy tylko zaciągnęła go w zaciszne miejsce przy fontannie i wspięła na palce, ten zrobił jakiś dziwny unik, skutkiem czego zamiast pocałunku doświadczyła zimnej kąpieli.
Teraz, siedząc w przemoczonej sukience, ciskała pod nosem przekleństwa. Przeklęty dupek! Oczywiście, że zrobił to specjalnie! Nie przewidział tylko tego, że ona przeświadczona o swym zwycięstwie wpadnie do wody.
Naraz w jej głowie pojawiły się inne myśli. Być może Luke czuł się skrępowany ludźmi? Wcześniej, kiedy byli sami w samochodzie nie miał oporów by ją całować.
- Wstydzisz się mnie? – Spytała nim zdążyła pomyśleć.
- Na Boga! Nie! – Wrzasnął niemal natychmiast, robiąc skrzywdzoną minę. - Co też ci przyszło do głowy?!
- Od godziny dwoje się i troję, by cię pocałować, a ty robisz wszystko by do tego nie doszło.
            Mężczyzna otworzył szeroko usta, lecz po chwili je zamknął. Skrzywił usta i odwrócił wzrok, podczas gdy Sam nie spuszczała z niego spojrzenia. Złość ją opuściła, a zastąpił ją smutek.
- To… trochę trudno wytłumaczyć… - Szepnął, ciągle wpatrując się w ziemie. Sam przygryzła dolną wargę, nie mogąc uwierzyć, że ten silny z pozoru mężczyzna, aż tak coś przeżywa. – Czuje się jak przestępca. Jesteś dużo młodsza i… To nie tak, że nie chcę cię całować. Bardzo tego chce, ale czuje się nieswojo, widząc, że ci wszyscy ludzie patrzą na mnie jak na…
            Jęknęła cicho, nie wiedząc, czy potraktować to wszystko na poważnie, czy raczej się roześmiać. To prawda, był od niej starszy, ale co innym do tego? Czy ludzie nie mają nic innego do roboty?
- Sam… Czy na pewno chcesz za mnie wyjść?
            Zamrugała parokrotnie oczami, gdyż nie mogła uwierzyć, w to co słyszy. Do diabła! Luke był miłością jej życia! Nie wyobrażała sobie, by mogła wyjść za kogokolwiek innego. Nawet gdyby był starszy dwa razy tyle, nigdy nie umiałaby z niego zrezygnować!
- Luke… - Szepnęła, kładąc mu dłoń na ramieniu. Chciała by na nią spojrzał, a gdy tego nie zrobił, położyła dłoń na jego policzku, odwracając jego twarz do siebie. – Jak możesz mnie pytać o coś takiego?! Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie…
            Nachyliła się i musnęła delikatnie jego usta. Miała nadzieje, że ten gest rozwieje wszystkie jego wątpliwości, że już nigdy nie będzie musiała odpowiadać na takie idiotyczne pytania. Podziałało, gdyż twarz mężczyzny rozjaśniła się w uśmiechu. Sam natomiast odetchnęła z ulgą.
- Chodź tu do mnie mój staruszku… - Szepnęła cicho, po czym chwyciła jego twarz w dłonie i przyciągnęła do siebie. Jej usta od razu odszukały gorące wargi narzeczonego, które równie mocno jak jej były spragnione swej bliskości. Chwilę później poczuła w tali jego dłonie, przesuwające się delikatnie po jej bokach. Odrywając się od niego tylko na moment, usiadła na jego udach, by móc poczuć przyjemne ciepło męskiego ciała.  
            Pocałunek nie trwał jednak długo, gdyż chwilę potem Luke oderwał od niej swe usta i łapiąc ją za biodra, chciał ją posadzić z powrotem na ławce. Sam jednak nie dała za wygraną, chwytając się kurczowo jego karku.
- Sam proszę… Tamta staruszka dziwnie na nas patrzy…
- Niech patrzy!
            Spojrzała w kierunku, gdzie siedziała obserwująca ich starsza pani i nie bacząc na to co wywoła swym gestem, pokazała jej język. Kobieta rozszerzyła oczy w zdumieniu i prychając pod nosem, ścisnęła pasek swej torebki i oddaliła się z wysoko poniesioną głową. Sam roześmiała się po czym ponownie wydęła usta, chcąc znów poczuć pocałunki narzeczonego.
- Poczekaj Sam… – Szepnął Luke, kiedy ich twarze dzieliły milimetry. Dziewczyna zatrzymała się, a na jej twarzy odmalowało się głębokie zdziwienie. Co było z nim dzisiaj nie tak? - Musimy pogadać.
            Ciężko wzdychając, zsunęła się z jego kolan. Naprawdę miała już dość tej jego powagi. Coś ostatnimi czasy zmieniło się w jego zachowaniu, a bała się myśleć, co jest tego powodem. Zdradzieckie myśli podsuwały jej tylko jedną odpowiedź.
- Słucham. – Szepnęła, specjalnie przedłużając głoski.
            Może i to głupie, lecz Sam zwątpiła w niego. Męska twarz, była jakby wykuta w kamieniu, nie zdradzała nawet najmniejszych uczuć, emocji, przez co przez jej ciało przeszły ciarki. Zawsze umiała ocenić jego nastrój po oczach, gestach… Teraz miała z tym spory problem, dlatego też poczuła się zagrożona. Coś usuwało jej grunt spod nóg, odbierało jej spokój.
- Albo lepiej będzie gdy ci pokaże. – Powiedział nagle, wstając. Pochwycił jej dłoń i pociągnął ścieżką w głąb ogrodu. Sam zaskoczona, początkowo nie umiała zmusić swych nóg do ruchu, przez co potknęła się i gdyby nie Luke, z pewnością padłaby na ziemię. - Chodź!
            Lukas szedł szybkim krokiem, przez co miała pewne trudności z dotrzymywaniem mu kroku. Nie to jednak zajmowało teraz jej myśli. Sam przetrząsała w głowie wydarzenia ostatnich dni, kiedy to dzwoniła do narzeczonego. Szukała w nich… Właściwie nie bardzo wiedziała czego. Starała się zanalizować przebieg tamtych rozmów, doszukać się w nich czegoś niepokojącego, czegoś co by potwierdziło jej domysły.  
- Luke nie chce!
            Zatrzymała się, energicznie wyszarpując dłoń z jego uścisku. Lukas obrzucił ją zaszokowanym spojrzeniem swych zielonych oczu, po czym uśmiechnął się szeroko. Sam miała ochotę go uderzyć. W chwili, gdy ona czuła się okropnie, a jej oczy zaszły łzami, ten łajdak potrafił się tylko uśmiechać? Chciała uciec, lecz serce podpowiadało jej by została, by zmierzyła się z rzeczywistością.
Luke nie miał dla niej czasu, a zawsze kiedy chciała się z nim spotkać wykręcał się zmęczeniem, czy obowiązkami. Dzisiejsze jego zachowanie też było nadzwyczaj dziwne, tak jakby chciał jej wyperswadować, że powinni się rozstać. To oznaczało tylko jedno: Luke miał kochankę i szukał sposobu by wykręcić się od ślubu. 
- Czego nie chcesz? – Spytał, ponownie chwytając ją za dłoń. Sam nie odpowiedziała. Spuściła tylko głowę, chcąc schować przed nim swą twarz. Było jej wstyd, że nie potrafi mu powiedzieć, czego się obawia. - Chodź, musisz kogoś poznać.
            Rozszerzyła oczy w zdumieniu. Kogoś poznać?! – Krzyknęła w duchu. – Kogo do cholery?! Luke wzruszył tylko ramionami i ruszył dalej ciągnąc za sobą oniemiałą dziewczynę.
            Po paru minutach doszli do wielkiej oszklonej szklarni, którą odwiedzał czasami z ojcem. Zdziwiła się nieco, zastając tam kilkoro mężczyzn w zielonych kombinezonach, którzy trzymając w dłoniach wielkie nożyce, przycinali krzewy, obsypywali małymi, białymi kamyczkami. Nieco dalej dostrzegła kilka kobiet, szadzących nowe kwiaty.
            Spojrzała ciekawie na twarz Luka, który patrzył na nich z zadowoleniem. Sam poczuła uścisk w dołku. Był taki przystojny i do niedawna myślała, że tylko do niej należy… Zamiast się na niego złościć, zastanawiała się kimże była ta kobieta, która jej go odbiła. Nie musiała długo czekać, gdyż zza grupy mężczyzn wyłoniła się zgrabna blondynka w niebieskiej sukience, która, gdy tylko ich spostrzegła, pomachała do nich. Sam zagryzał wściekle zęby. Nie miała wątpliwości, że to ona.
- Dzień Dobry! – Wykrzyknęła blondynka, a Sam przeklęła pod nosem. Jak można mieć aż tak idealny głos? Uśmiechała się przy tym zniewalająco, ukazując rząd równych, biały zębów, których nie powstydziła się filmowa gwiazda. Kobieta zatrzymała się naprzeciwko, i po rzuceniu zalotnego spojrzenia do Luka, spojrzała na nią, uśmiechając się przy tym jeszcze szerzej. - Ty musisz być Sammy. Wiele o tobie słyszałam!
            Sam nie odwzajemniła uśmiechu, skrzywiła tylko usta i skrzyżowała ręce na piersi. Dłonie ją swędziały i musiała znaleźć w sobie wiele siły, by nie pobić blondynki. Niestety przemoc nic by tu nie załatwiła, a szkoda…
- Niestety nie mogę powiedzieć tego samego. – Przyznała szczerze, przerzucając gniewne spojrzenie na narzeczonego, który ignorując je, zaśmiał się nerwowo i zmierzwił jej włosy. - Nie wiedziałam nawet o pani istnieniu…
            Blondynka pisnęła, a Sam korzystając z okazji, przesunęła wzrokiem po jej sylwetce. Krótkie blond włosy, sięgając ramion, mieniły się różnymi kolorami złota, przy każdym jej ruchu. Szczupła sylwetka o dużych piersiach, płaskim brzuchu i zadziwiająco długich i zgrabnych nogach, sprawiały, że poczuła się jak kopciuszek. Nieznajoma nie tylko ciało miała atrakcyjne, twarz także. Duże, brązowe oczy okalane ciemnymi, gęstymi rzęsami, mały nosek i pełne usta, pomalowane czerwoną szminką. Nie było co się czarować, nie miała z nią najmniejszych szans!  
- Sam, to jest Miranda… – Głęboki głos Lukasa wyrwał ją z zamyślenia. Szybko doprowadziła się do porządku, skupiając się na tym co mówi. Niestety kilka poprzednich słów jej umknęło.  - … moja stara znajoma.
            Taa, znajoma! – Pomyślała z ironią, zagryzając usta. Musiała przez jakiś czas powstrzymać się przed wypowiedzeniem tego, co naprawdę myślała. Zależało jej na tym by Luke sam jej o tym powiedział. Przyznał się do tego, iż Miranda, jest nie tylko „znajomą”.
            Kobieta uśmiechnęła się, przerzucając spojrzenia to na Luka to na Sam i oddaliła się zostawiając parę mierzącą się dziwnym wzrokiem.
- Długo się znacie? – Spytała Sam, kiedy była pewna, że Miranda ich nie usłyszy.
            Mężczyzna wziął głęboki oddech i zapatrzył się w coś za nią. Sam nie spuszczała z niego spojrzenia, modląc się w duchu, by jej spostrzeżenia okazały się błędne. Może to tylko tymczasowe zauroczenie, które osłabnie?
- Dość długo. – Przyznał po chwili, ponownie na nią spoglądając. Kąciki jego ust uniosły się odrobinę, by po sekundzie opaść. Przeczuwała, że coś jest nie tak – Znamy się z widzenia ze szkoły. Chodziliśmy razem na zajęcia w szkole średniej, ale dopiero ostatnio, poznaliśmy się bliżej.
            Poznali się bliżej… To mogło oznaczać tylko jedno. Luke najwyraźniej niczego nie żałował skoro sam jej o tym powiedział. Dlaczego jednak był taki okrutny i poznał ją z tą kobietą? Czy nie czuł się ani trochę winny?!
            Sam nie miała siły, stać tu i biernie się temu przyglądać. Chciała zrobić mu scenę, móc wykrzyczeć wszystko co w tej chwili o nim myślała, jednak coś ją blokowało. Spuściła głowę, teraz wpatrując się w czubki swych butów.
- Powiedz mi tylko jak długo to trwa…
            Luke wyciągnął rękę po jej dłoń i splótł swe palce z jej. Chciała ją wyrwać, gdyż myślała z trudem, kiedy ją dotykał, jednak jego uścisk był silny.
- Kilka tygodni.
            Nie chciała wiedzieć nic więcej. Zacisnęła mocno powieki, gdyż oczy zaczęły ją piec. Nie, nie będziesz przy nim płakać… Nie pokażesz mu jak bardzo cię zranił… Postanowienia były silne, jednak jej ciało nie było ze stali. Kiedy zaczerpnęła powietrza, strużki łez popłynęły po jej policzkach. Lukas natychmiast puścił jej dłoń i przeniósł ją na jej twarz. Nie chciała by to robił, dlatego odtrącił jego dłoń, podnosząc na niego wypełnione łzami oczy. 
- Sam…
- Ty wstrętny draniu… - Szepnęła, marszcząc brwi. Chciała krzyczeć, kopać, bić… Nic takiego jednak nie zrobiła. Stała, drżąc ze wściekłości na całym ciele. Tak wiele słów chciała mu powiedzieć, chciała nazwać go wieśniakiem, łajzą, świnią, obrzydliwym potworem… Zamiast tego, z jej ust nie wyszła żadna z tych obelg. – Kochasz ją?
- Kogo? 
Po jego minie było widać, że ten jest całkowicie zaskoczony jej zachowaniem. Jego oczy były rozszerzone, brwi uniosły się, a usta uformowały w małą literkę „o”. Dziewczynie słowa ugrzęzły w gardle. Czyż to nie było oczywiste? Cholera…
- A to? – Wskazała krzątających się nieopodal ogrodników. Coś przeczuwała, że to całe zamieszanie, nie jest opłacane z budżetu miasta. Stara szklarnia nigdy nie doczekała się remontu. Ktoś musiał wyłożyć na to kasę i przypuszczała, że to właśnie Luke to zafundował. – Ty to opłacasz?
            Lukas, uśmiechnął się leniwie, a ona, widząc to, przygryzała mocniej wargę.    
- Tak. Było z tym trochę zamieszania, ale zobacz… - Wskazał dłonią małe krzewy i wielkiego czarnoskórego mężczyznę, który ostrożnie przycinał małe gałązki iglaka. - Miranda zatrudniła ogrodników, którzy poprzycinają te krzewy i zasadzą nowe kwiaty. Jak dobrze pójdzie będziemy mogli za dwa tygodnie wziąć ślub.
            Ślub?! Czy to uczucie było tak poważne?! Nie mogła uwierzyć w to co ją spotyka. Czy Luke każdej dziewczynie, z którą wybiera się do łóżka, proponuje małżeństwo?!
- Chcesz brać od razu ślub?!
- A po co innego bym ci się oświadczał?
            Przez to, że ona podniosła głos, Luke, tak jak i ona, niemal wykrzyczał ostatnie zdanie. Mierzyli się uważnymi spojrzeniami i pewnie robiliby to dalej, gdyby nie ciche kaszlnięcie. Automatycznie odwrócili głowy, strasząc nieświadomie Mirandę. Kobieta omal nie upuściła grubego albumu, który trzymała w dłoniach. 
- Mała przedmałżeńska kłótnia? – Zaśmiała się wesoło, jednak żadne z nich jej nie zawtórowało, dlatego też odchrząknęła, wyciągając do nich, trzymany przez siebie album. - Przygotowałam wam katalog z zaproszeniami.  – Niemal wepchnęła ich książkę w ręce i oddaliła się, lecz zanim zdążyli o niej zapomnieć, wróciła – Ahh, Sammy! Muszę wiedzieć, jakie kwiaty najbardziej lubisz…
- Orchidee… - Wyszeptała natychmiast, nie wiele o tym myśląc.
            Nie bardzo wiedziała o co tu chodzi. Miranda zachowywała się jakby nie zdawała sobie sprawy z napiętej atmosfery. Może była zbyt głupia by do tego dojść?  Do tego zwracała się do niej „Sammy”, a nie słyszała jeszcze by kochanka faceta, chciała się przypodobać swej rywalce.
- Wspaniale! – Wykrzyknęła blondynka, jakby wiadomość, że lubi Orchidee, była najwspanialszą rzeczą na świecie.
            Kobieta jeszcze przez chwilę miotała się w miejscu, mamrotając coś pod nosem, po czym odeszła, jakby pogrążona we własnym świecie. Lukas roześmiał się rozbawiony, ale jej wcale nie było do śmiechu.
            Z głupoty otworzyła album i po przeczytanie wytłuszczonego napisu na pierwszej jego stronie, katalog wypadł jej z rąk i upadł na suchą ziemię, wzniecając tuman kurzu. Jaką była idiotką…
- Co się stało?!
Usłyszała zmartwiony głos Luka, który z każdym słowem stawał się coraz mniej słyszalny, choć mężczyzna stał o krok od niej. Jego dłonie przesuwały się po jej policzkach, jednak nie reagowała na to. Patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem, a w głowie wciąż słyszała przeczytane chwilę temu słowa: Miranda Powell, Doradca ślubny…
Nigdy nie zachowała się bardziej bezmyślnie. Jak mogła go podejrzewać? Mężczyznę, który pokazał jej na wiele sposobów jak bardzo ją kocha, tego który czekał na nią 10 długich lat… Jak mogła w niego zwątpić? Naraz jednak doszła do niej najświeższa prawda. To wszystko, ci robotnicy, Miranda, kwiaty… to wszystko robił dla niej.  
            Nie myśląc już o tym ani chwili, zarzuciła mu ramiona na szyję i wtuliła się w jego kochane ciało. Teraz także do jej oczu napłynęły łzy. Nic jednak nie miały wspólnego z niedawnym smutkiem. Były powodem szczęścia.
- Przepraszam…
            Luke przycisnął ją do siebie. Całując delikatnie jej kark, szyję. Był zaskoczony i niewiele rozumiał z tej całej sytuacji. Cieszył się jednak, że Sam przyjęła wiadomości tak… uczuciowo.
- Za co kochanie? – Szepnął miękko, gładząc uspokajająco jej plecy.
            Sam pociągnęła nosem i uśmiechnęła się delikatnie. Nie zasługiwała na niego, jednak od teraz stanie się kobietą godną jego miłości.
- Posądzałam cię o straszne rzeczy…
            Było jej naprawdę głupio, że pochopnie wyciągnęła, jak się okazało, niewłaściwe wnioski. Jednak nagle przestała odczuwać skruchę, gdy Lukas znów się odezwał.
- Na przykład o takie, że Miranda jest moją kochanką?
            Błyskawicznie odskoczyła od niego, jakby cały stał w płomieniach. Luke natomiast wybuchł śmiechem, odchylając głowę. No nie! Teraz już nie miała żadnych wyrzutów sumienia! Luke wszystkiego się domyślił i nic jej nie powiedział! Nie pisnął także ani słówka, by wyprowadzić ją z błędu!
- Śmiej się ty Casanovo!
            Powiedziawszy to odwróciła się na pięcie z zamiarem wyjścia, jednak nie zdążyła zrobić kroku, gdyż Lukas pochwycił ją w swe ramiona. Wyrywała się przez chwilę, lecz przestała, kiedy poczuła na uchu jego gorące wargi.
- Nigdy nie zostawię cię dla innej kobiety…
            Czyli zostawisz mnie dla mężczyzny? – Pomyślała w pierwszej chwili, lecz nim to pytanie wyszło z jej ust, szybko je zacisnęła. Uśmiechnęła się delikatnie, przymykając powieki, rozkoszując się pieszczotą. To wszystko obudziło w niej pragnienie, to które nigdy nie przemijało.
- Luke… - odwróciła się w jego ramionach, kładąc dłonie na jego twardej piersi. Zadarła wysoko głowę, chcąc zajrzeć w zielone oczy ukochanego. - Pragnę cię…
            Mężczyzna uniósł kąciki swych warg, co spowodowało, że na jego policzkach pojawiły się pionowe, lekko zagięte zmarszczki, które dziewczyna tak uwielbiała.
- Wiem, ale od teraz chcę, by wszystko było tak jak trzeba.
            Pytanie samo cisnęło jej się na usta, lecz zanim je zadała, zastanowiła się przez chwilę. A co w ich relacjach było do tej pory nie takie jak powinno?
- Czyli jakie?
- Zero seksu, aż do nocy poślubnej.
- Co?!
            To prawda, że kiedyś chciała, a w zasadzie myślała o tym, by zachować czystość aż do nocy poślubnej, ale na Boga! Trochę za późno mu się zebrało na celibat. Pomijając kilka poprzednich tygodni, kochali się niemal codziennie, więc o co mu chodziło? Chciał ją wpędzić do grobu?
- Luke! – Jęknęła żałośnie, patrząc na niego błagalnie. Jego mina mówiła jednak, że w tej kwestii nie zniesie żadnych kompromisów. Pokręcił przecząco głową, choć prosiła i robiła najsłodsze miny jakie umiała. – Nie bądź taki…
Kiedy to nie podziałało, zapragnęła sprawdzić, jak dobrze mu pójdzie, kiedy zamieni słowa na czyny. Nie czekając zbyt długo, sprawnym ruchem odpięła dwa dolne guziki jego koszuli i błyskawicznie, by mężczyzna nie zareagował, wsunęła pod nią swe dłonie.
- Aż trudno uwierzyć, że do niedawna byłaś dziewicą… - Mruknął cicho, gdy gładziła jego brzuch, co jakiś czas wsuwając palce za pasek spodni. Widząc jak wiele daje mu to przyjemności, poczuła, że wygrała, niestety nagle tuz za nimi zjawiła się Miranda, psując cały jej plan. Luke zaczerwienił się, gdyż dokładnie wiedział jak to mogło wyglądać. Na poczekaniu wymyślił wymówkę, która potem wydała mu się idiotyczna. – Chyba już pozbyłaś się tego pająka.

- Tak, z pewnością… - Sam nie wstydząc się ani odrobiny, cofnęła swe dłonie i z uśmiechem odwróciła się do Mirandy, do której zapałała nagłą sympatią. Teraz kiedy wiedziała, że narzeczony nie zdradza ją z kobietą, mogła spokojnie odetchnąć. – To opowiedz mi jak to wszystko będzie wyglądało w dniu ślubu…

1 komentarz: