Z poczuciem
dobrze wykonanego obowiązku, wróciła do domu. Początkowo chciała zostać na
farmie Moore’ów. Niestety nie umiała znaleźć Lukasa, który jakby zapadł się pod
ziemie. Szukała go dosłownie wszędzie, pytała o niego każdą napotkaną osobę,
jednak nikt nie wiedział, gdzie mężczyzna się zapodział. Pomyślała nawet, że
może Luke ma kochankę. Szybko jednak zganiła się za te niepoważne myśli.
Ostatnio jakoś
nie dzwonił, nie mówiąc już o spotkaniu! Brakowało jej chwil sam na sam, kiedy
mogli cieszyć się swymi ciałami. Pewnego wieczoru miała ochotę się z nim
spotkać i nawet chwyciła za telefon, by się umówić, jednak nie odebrał żadnego
z jej telefonów. Wściekle miotała się po pokoju, rzucając przekleństwami do
Bogu ducha winnego aparatu. Opanowując swą złość, postanowiła zająć się domowymi
porządkami, by choć przez chwilę o nim nie myśleć. Przez kilka godzin z
sukcesem zajmowała myśli, pomagając matce w sprzątaniu. Kiedy powróciła do
swego pokoju, wykończona lecz szczęśliwa, od razu rzucił jej się w oczy, leżący
na szafce nocnej telefon. Z ciekawości przejechała po nim palcem i zdziwiła
się, dostrzegając kilka nieodebranych połączeń od narzeczonego. Spotkanie
jednak nie doszło do skutku, gdyż Luke wymówił się innymi obowiązkami.
- Jesteś sama? – Nagle przed nią
pojawiła się matka, w ogrodniczkach poplamionych farbą. Sam dostrzegła, że na
werandzie stoi sztaluga. Matka najprawdopodobniej powróciła do swej pasji. – A
gdzie Alex?
Sam wzruszyła
ramionami.
- Nasza mała Brytyjka właśnie walczy o
to, by tu zostać i…
Miała powiedzieć coś jeszcze, lecz
przerwał jej w tym radosny pisk matki. Sam spojrzała na nią ciekawie i uniosła
kąciki ust, widząc jak twarz rodzicielki rozjaśnia się w uśmiechu.
- Czyli jednak u nas zostanie?
Sam
pokręciła delikatnie głową, nie mogąc oprzeć się zaraźliwemu uśmiechowi matki.
Nie sądziła, że Angielka tak szybko zdobędzie serce jej matki. Może czułaby się
zazdrosna, gdyby nie to, że chciała by Alex została z nimi dłużej. Ba! Mogłaby
zamieszkać z nimi. Miałaby w końcu siostrę, o której zawsze marzyła.
- Tego nie powiedziałam. Jeśli jednak
wszystko potoczy się tak jak zakładam, wtedy nie będzie chciała wyjeżdżać…
Rose
pokiwała głową, jak piesek wożony na tyle samochodu, po czym ściskając mocniej
pędzel, ruszyła w stronę werandy. Sam leniwym krokiem podążyła za matką, gdyż
była ogromnie ciekawa co też rodzicielka „zmalowała”.
- Będę więc dobrej myśli. – Rzekła, siadając
na wysokim, drewnianym taborecie. Przez chwilę patrzyła na płótno, po czym
chwyciła w dłonie paletę i umoczyła w niej pędzel. – Ostatnio coś często
siedzisz w domu, czyżbyś polubiła spokojne życie?
Wiedziała
doskonale do czego pije matka. Nigdy nie umiała usiedzieć w miejscu, miała
pewien rodzaj nadpobudliwości, który kazał jej działać, co skutkowało
najczęściej tym, że pakowała się w kłopoty. Ostatnio jednak straciła cały swój
zapał do szaleństw.
- Myślisz, że się starzeje? –
Powiedziała przeciągle, usadawiając się wygodnie na huśtawce. Złożyła dłonie na
karku, leniwym wzrokiem patrząc w drewniany sufit werandy. – Chyba masz rację,
odrobinę dojrzałam. W końcu za kilka miesięcy będę już mężatką.
Rose
roześmiała się cicho, nie przerywając malowania.
Każdy
się zmienia na jakiś sposób. Alex z cichej, szarej myszki przeistoczyła się w
kobietę. Teraz coraz rzadziej się czerwieniła i z większą swobodą nawiązywała
kontakty z mężczyznami. Nie tylko w przyjaciółce zaszły zmiany. Sam zauważyła,
że i ona teraz w inny sposób rozumie pewne rzeczy. Nie przejmowała się tym
jednak, gdyż podobała jej się nowa Sam.
- Luke to wspaniały młodzieniec, na
pewno będziesz z nim szczęśliwa.
Sam
zmarszczyła brwi w niedowierzaniu. Młodzieniec? – pomyślała z sarkazmem – na
pewno nie można było go już tak nazywać. Nie musiała się czarować. Kochała tego
starego dziada i nie przeszkadzała jej spora różnica wieku.
- Tak… - Szepnęła tylko i z ociąganiem
podniosła się z huśtawki. Miała już skierować się do domu, kiedy jej oczy
spojrzały na kolorowe płótno. Znieruchomiała, wytrzeszczając oczy w
zaskoczeniu. – Co to jest?!
Nie
sądziła, że matka będzie malowała coś takiego. Zwykle zajmowała się
uwiecznianiem krajobrazów, zwierząt, gdyż mówiła, że ludzie są przewidywalni i
mało spontaniczni. Natura jej zdaniem podlegała ciągłym zmianom. Była
spontaniczna, nie podlegająca walorom piękna i brzydoty. Tym razem sądziła, że
matka maluje krajobraz, gdyż co jakiś czas spoglądała przed siebie, jakby tam
szukając obiektu do uwiecznienia. Tego jednak całkowicie się nie spodziewała.
- Nie podoba ci się? – Spytała, nie
potrafiąc zrozumieć szoku swej córki. – Chciałam dać wam w prezencie ślubnym
coś oryginalnego.
Oryginalnego?
To aż nazbyt oryginalne! Otrząsając się z pierwszego szoku, przebiegła wzrokiem
po kolorowym płótnie. Obraz nie był dokończony, lecz bez problemu można było
dostrzec znajdujące się na nim osoby. Sam wyciągnęła dłoń, lecz zaraz ją
cofnęła. Jej matka miała nieprawdopodobny talent, o czym świadczyło to płótno.
Malowidło przedstawiało ją oraz Lukasa. Para z obrazu obejmowała się, patrząc
wprost na nią, swymi roziskrzonymi oczami.
- Mamo…
Szepnęła
nie mogąc znaleźć właściwych słów. Każde określenie jakie przyszło jej na myśl,
było zbyt skromne, do określenia mieszaniny barw. Niesiona chwilą, przytuliła
mocno matkę, wtulając twarz w zagłębienie jej szyi.
- Dziękuje.
Rose
uśmiechnęła się, odwzajemniając się córce, mocnym uściskiem.
Stały
tak dopóki na werandzie nie pojawił się Simon. Chłopak, drapiąc się po swych
bicepsach, przyjrzał się ciekawie siostrze, wtulonej w ramiona matki. Nie
często był świadkiem takich scen, także widząc ten sielankowy obraz, dał się
ponieść emocjom.
- Jakie to rozkoszne! – Jęknął,
obejmując swymi pokaźnymi ramionami, ściskające się kobiety. Sam prychnęła pod
nosem, chcąc się wyrwać z zacieśniającego się uścisku brata, jednak ten jej na
to nie pozwolił. Uśmiechnęła się więc pod nosem, nie mając innego wyjścia, niż
pozostać jeszcze przez chwilę w tej krępującej pozycji. – Prawdziwa rodzinna
miłość!
Kobiety
roześmiały się z tej uwagi, natomiast Simon nieco speszony ich śmiechem,
uwolnił je ze swego uścisku. Na jego twarzy pojawił się delikatny rumieniec.
- Także tego… - Szepnął, a jego dłoń
powędrowała do karku. Naraz jednak spojrzał z przerażeniem w oczach na swą
siostrę. – Jesteś w ciąży?
Początkowo
nie wiedziała, czy aby się nie przesłyszała, jednak kiedy Simon powtórzył swe
pytanie, z jej ust zszedł uśmiech, a zastąpił go grymas wściekłości.
- Co? – Wrzasnęła – Jesteś nienormalny?
- Wiem swoje! Luke nie dałby się tak
łatwo usidlić. Pomyślałem więc, że to takiego masz na niego haka?
- Nie muszę mieć na niego żadnego haka!
Kłóciliby
się i kłócili, gdyby nie matka, która miała dość ich wrzasków. Zwłaszcza, że do
wymiany zdań dołączyły także przekleństwa.
- Dzieci, uspokójcie się! – Krzyknęła
Rose, chwytając dłońmi ich ramiona. Rodzeństwo zamilkło, teraz wymieniając się
tylko nienawistnymi spojrzeniami. Matka uśmiechnęła się zadowolona, że tak
dobrze jej poszło. Odprawiła swego syna, prosząc by ten poszedł sprawdzić, czy
ojciec nie potrzebuje pomocy. Kiedy Simon zniknął im z oczu, kobieta objęła
ramieniem swoją córkę. - Sam… Ale na pewno nie jesteś w ciąży?
- Nie! - Tego było już za wiele!
Dziewczyna wyrwała się z ramion matki i wyrzucając z siebie przekleństwa,
pognała do domu. - Do jasnej cholery, dajcie mi wszyscy święty spokój!
Nie
rozumiała ich głupich domysłów. Co za diabeł ich pokusił, by myśleli w ten
sposób?! Była pewna, że nie jest w ciąży. Przynajmniej nic na to nie
wskazywało. Dlaczego w takim razie zareagowała tak impulsywnie? Sama nie była
pewna.
Na
myśl o dziecku zrobiło jej się słabo. W sumie nie rozmawiała z Lukem na ten
temat. Nie była pewna, czy mężczyzna w ogóle chciałby je mieć. A co jeśli nie
lubi dzieci? Ona wprawdzie także za nimi nie przepadała, lecz teraz… Pojawiła
się w jej głowie myśl, że chciała by je mieć. Może nie teraz, lecz później.
Oczami wyobraźni
ujrzała małego chłopca, podobnego do Luka, mającego te same zielone oczy, z
małymi brązowymi plamkami. Uśmiechnęła się, instynktownie kładąc dłoń na swym płaskim
brzuchu. Nie… Nie powinna teraz nad tym rozmyślać.
Weszła do domu z
zamiarem znalezienia sobie jakiegoś zajęcia, jednak nic nie przychodziło jej do
głowy. Od kilku dni nie umiała znaleźć sobie miejsca, a wszystkiemu winien był
jej narzeczony.
Choć obiecała
sobie, że będzie twarda, przemogła się, wyciągając z kieszeni dżinsów swą
komórkę. Od razu wybrała właściwy numer i zadzwoniła.
Już miała się
rozłączyć, kiedy usłyszała w głośniku dobrze znany głos.
- Luke! – Zaczęła, nie bardzo wiedząc co
powiedzieć. Zdziwiła się, gdy odebrał za pierwszym razem. Zwykle musiała
próbować minimum 6 razy. Postanowiła się nie bawić, tylko od razu przejść do konkretów.
- Chce się spotkać!
- Dobrze.
To tyle? Na
serio tak łatwo poszło? Sam oniemiała, że ten tak łatwo się zgodził.
Spodziewała się jednak, odpowiedzi odmownej, lub wykrętów typu: „jestem
zmęczony”, lub „teraz nie mogę.” Kilka dni temu, właśnie tak tłumaczył jej swój
brak czasu.
- Gdzie pojedziemy? – Spytała ciekawie,
kiedy odzyskała zdolność mówienia.
- Znam pewne specjalnie miejsce… –
Powiedział bez zastanowienia. Sam posłusznie się zgodziła, mając nadzieje, że
spotkanie skończy się w sposób, którego oczekiwała. - Chciałbym ci coś pokazać.
Coś
pokazać? – Zastanowiła się w myślach. – Co to może być? I dlaczego mężczyzna
robi z tego tajemnicę? W końcu i tak się dowie. Wzruszyła ramionami i już miała
się z nim pożegnać, kiedy Lukas, wszedł jej w słowo.
- Muszę z tobą poważnie porozmawiać.
Powiedziawszy
to zakończył połączenie. Sam jeszcze przez dobre parę minut stała, przyciskając
do ucha komórkę. Nie raz słyszała na filmach takie teksty i nigdy, absolutnie
nigdy nie zwiastowały one niczego dobrego.
Zamiast cieszyć
się ze spotkania zaczęła myśleć, nad jego ostatnimi słowami. Przemierzała
nerwowo korytarz, zastanawiając się co też takiego chciał jej pokazać. Nie
wiedziała jak długo przemierzała pomieszczenie tam i z powrotem, lecz nagle
zatrzymała się w pół kroku. Pomyślała, że najlepszym wyjściem będzie
porozmawiać o tym z przyjaciółką.
Ruszyła więc na
górę, przeskakując po dwa stopnie. Dopiero w pokoju Alex zdała sobie sprawę, że
jej nie ma. Przyłożyła dłoń do czoła, uświadamiając sobie jak jest głupia.
Przecież niedawno sama ją stąd wywiozła! Miała już wychodzić, kiedy w oczy
wpadł jej mały złoty łańcuszek, leżący na nocnej szafce.
Nie mogąc
poskromić ciekawości, weszła do pokoju, skradając się jak złodziej. Nie
spuszczając z oczu przedmiotu, usiadła na miękkim łóżku i wzięła go w dłoń.
Uśmiechnęła się ważąc go w dłoni. Nigdy wcześniej nie widziała, by Alex to
nosiła, lecz nie dziwiła się, gdyż był on dość ciężki. Przez moment tylko
przyglądała się biżuterii w kształcie serca i już miała go odłożyć, kiedy w
drzwiach pojawił się Simon.
- Grzebiesz jej w rzeczach? – Sam
pisnęła zaskoczona jego obecnością. Łańcuszek wysunął jej się z rąk po czym
upadł na podłogę. – Uuu…
Nie
musiała pytać brata o co chodzi, gdyż sama doskonale wiedziała co się stało.
Wpatrywała się tępo w złote serce, które w skutek upadku, rozpadło się wzdłuż.
Zagryzając ze złości szczękę, spojrzała na brata, który pogroził jej palcem i
zniknął nim zdążyła coś powiedzieć.
Wzdychając
ciężko, klęknęła na podłodze i drżącymi palcami podniosła serce. Najchętniej
uciekłaby z miejsca zbrodni, jednak miała nadzieje, że może uda jej się
poskładać biżuterię, by Alex niczego się nie domyśliła. Biorąc jedną z części,
zauważyła, że nie uszkodziła wisiorka. Co więcej, to nie była zwyczajna
zawieszka. Złote serce było sekretnikiem, w który znajdowało się małe zdjęcie.
Przekrzywiając głowę na bok, usiadła na podłodze, nie spuszczając wzroku z
fotografii.
Kolorowa
fotka przedstawiała dwie osoby. Młodą kobietę o jasnych, długich włosach i
niebieskich oczach, oraz przystojnego bruneta obejmującego ją ramieniem. Nie
musiała długo myśleć, by dopatrzeć się, że ta para, to rodzice Alex. Musiało
być jednak bardzo stare, gdyż wyglądali na nim jakby mieli po dwadzieścia lat.
Nigdy nie poznała
jej rodziców, nie widziała także żadnego ich zdjęcia. Zastanawiała się dlaczego
nigdy o nich nie rozmawiały. Zawsze sądziła, że to niebezpieczny temat, dlatego
specjalnie go unikała. Cieszyła się, że ona ma oboje rodziców. Alex nie miała
takiego szczęścia. Nim wkroczyła w dorosłe życie, ich już nie było.
Nie ma co…
jednak była szczęściarą. Jej jedyny problem polegał na tym, iż nie umiała
dostrzec tych małych rzeczy, chwil, które z pozoru wydają się być zwykłymi. W
tym momencie zrozumiała jaka była głupia.
Jeszcze przez
chwilę, obracała w dłoniach sekretnik, po czym zamknęła go i odłożyła tam gdzie
go znalazła. Zagryzła usta, gdyż niepożądane myśli wypełniły jej głowę.
Postanowiła się zmienić. Nie bardzo jeszcze wiedziała jak ma to zrobić i od
czego dokładnie zacząć, lecz chciała tego. Od teraz zamierzała cieszyć się życiem.
Nic nie mogło stanąć jej na drodze!
Z głową pełną coraz to nowszych pomysłów, na
spędzenie wieczoru z narzeczonym, udała się do pokoju. Wygrzebała z szafy
sukienkę, którą dostała od matki. Wtedy uważała delikatny, jasno-różowy
materiał za zbyt dziewczęcy, lecz teraz, kiedy stanęła w nim przed lustrem,
stwierdziła, że całkiem nieźle wygląda. Okręciła się dookoła swej osi i zaśmiała, kiedy dół,
uniósł się odrobinę i rozbłysnął. Och tak! Ta sukienka na pewno mu się spodoba!
* * *
- Rozchmurz się kochanie. – dłoń
mężczyzny, troskliwie pogłaskała jej zaciśnięty w gniewie policzek. Dziewczyna
tylko łypnęła na niego okiem, odwracając wzrok na bawiące się w fontannie
dzieci. – Przecież nie zrobiłem tego specjalnie.
Idź
do diabła! – Pomyślała, przygryzając wściekle usta.
Miała
gdzieś to co sobie obiecała. Chciała jak najszybciej wrócić do domu, by w
spokoju złościć się na niego dalej.
Wszystko byłoby
wspaniale, gdyby nie to, że od dwóch godzin chodzili po ogrodzie botanicznym, a
plany uwiedzenia narzeczonego szlag trafił! Może by i przeżyła to, że potworny
spacer, przeciągał się w nieskończoność, gdyby Luke nie był tak… nieśmiały? Nie
do końca wiedziała, jak to nazwać.
Za każdym razem,
gdy chciała go pocałować, lub też zaciągnąć do wyjścia, w wiadomym celu, ten
robił jej na złość. Odwracał się nagle, ekscytując się pięknym widokiem, lub
też zapragnął ni z tego zjeść popcorn, czy watę cukrową. Początkowo myślała, że
robi to nieświadomie, lecz kiedy sytuacja powtarzała się raz za razem, była
pewna, że ten nie chce jej całować! Nie wiedziała tylko dlaczego?
W swej
uporczywości postanowiła wziąć go z zaskoczenia. Plan wydawał jej się świetny.
Początkowo oczywiście, bo gdy tylko zaciągnęła go w zaciszne miejsce przy
fontannie i wspięła na palce, ten zrobił jakiś dziwny unik, skutkiem czego
zamiast pocałunku doświadczyła zimnej kąpieli.
Teraz, siedząc w
przemoczonej sukience, ciskała pod nosem przekleństwa. Przeklęty dupek! Oczywiście,
że zrobił to specjalnie! Nie przewidział tylko tego, że ona przeświadczona o
swym zwycięstwie wpadnie do wody.
Naraz w jej
głowie pojawiły się inne myśli. Być może Luke czuł się skrępowany ludźmi?
Wcześniej, kiedy byli sami w samochodzie nie miał oporów by ją całować.
- Wstydzisz się mnie? – Spytała nim
zdążyła pomyśleć.
- Na Boga! Nie! – Wrzasnął niemal
natychmiast, robiąc skrzywdzoną minę. - Co też ci przyszło do głowy?!
- Od godziny dwoje się i troję, by cię
pocałować, a ty robisz wszystko by do tego nie doszło.
Mężczyzna
otworzył szeroko usta, lecz po chwili je zamknął. Skrzywił usta i odwrócił
wzrok, podczas gdy Sam nie spuszczała z niego spojrzenia. Złość ją opuściła, a
zastąpił ją smutek.
- To… trochę trudno wytłumaczyć… -
Szepnął, ciągle wpatrując się w ziemie. Sam przygryzła dolną wargę, nie mogąc
uwierzyć, że ten silny z pozoru mężczyzna, aż tak coś przeżywa. – Czuje się jak
przestępca. Jesteś dużo młodsza i… To nie tak, że nie chcę cię całować. Bardzo
tego chce, ale czuje się nieswojo, widząc, że ci wszyscy ludzie patrzą na mnie
jak na…
Jęknęła
cicho, nie wiedząc, czy potraktować to wszystko na poważnie, czy raczej się
roześmiać. To prawda, był od niej starszy, ale co innym do tego? Czy ludzie nie
mają nic innego do roboty?
- Sam… Czy na pewno chcesz za mnie
wyjść?
Zamrugała
parokrotnie oczami, gdyż nie mogła uwierzyć, w to co słyszy. Do diabła! Luke
był miłością jej życia! Nie wyobrażała sobie, by mogła wyjść za kogokolwiek
innego. Nawet gdyby był starszy dwa razy tyle, nigdy nie umiałaby z niego
zrezygnować!
- Luke… - Szepnęła, kładąc mu dłoń na
ramieniu. Chciała by na nią spojrzał, a gdy tego nie zrobił, położyła dłoń na
jego policzku, odwracając jego twarz do siebie. – Jak możesz mnie pytać o coś
takiego?! Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie…
Nachyliła
się i musnęła delikatnie jego usta. Miała nadzieje, że ten gest rozwieje
wszystkie jego wątpliwości, że już nigdy nie będzie musiała odpowiadać na takie
idiotyczne pytania. Podziałało, gdyż twarz mężczyzny rozjaśniła się w uśmiechu.
Sam natomiast odetchnęła z ulgą.
- Chodź tu do mnie mój staruszku… -
Szepnęła cicho, po czym chwyciła jego twarz w dłonie i przyciągnęła do siebie.
Jej usta od razu odszukały gorące wargi narzeczonego, które równie mocno jak
jej były spragnione swej bliskości. Chwilę później poczuła w tali jego dłonie,
przesuwające się delikatnie po jej bokach. Odrywając się od niego tylko na
moment, usiadła na jego udach, by móc poczuć przyjemne ciepło męskiego ciała.
Pocałunek
nie trwał jednak długo, gdyż chwilę potem Luke oderwał od niej swe usta i
łapiąc ją za biodra, chciał ją posadzić z powrotem na ławce. Sam jednak nie
dała za wygraną, chwytając się kurczowo jego karku.
- Sam proszę… Tamta staruszka dziwnie na
nas patrzy…
- Niech patrzy!
Spojrzała
w kierunku, gdzie siedziała obserwująca ich starsza pani i nie bacząc na to co
wywoła swym gestem, pokazała jej język. Kobieta rozszerzyła oczy w zdumieniu i
prychając pod nosem, ścisnęła pasek swej torebki i oddaliła się z wysoko
poniesioną głową. Sam roześmiała się po czym ponownie wydęła usta, chcąc znów
poczuć pocałunki narzeczonego.
- Poczekaj Sam… – Szepnął Luke, kiedy
ich twarze dzieliły milimetry. Dziewczyna zatrzymała się, a na jej twarzy
odmalowało się głębokie zdziwienie. Co było z nim dzisiaj nie tak? - Musimy
pogadać.
Ciężko
wzdychając, zsunęła się z jego kolan. Naprawdę miała już dość tej jego powagi.
Coś ostatnimi czasy zmieniło się w jego zachowaniu, a bała się myśleć, co jest
tego powodem. Zdradzieckie myśli podsuwały jej tylko jedną odpowiedź.
- Słucham. – Szepnęła, specjalnie
przedłużając głoski.
Może
i to głupie, lecz Sam zwątpiła w niego. Męska twarz, była jakby wykuta w
kamieniu, nie zdradzała nawet najmniejszych uczuć, emocji, przez co przez jej
ciało przeszły ciarki. Zawsze umiała ocenić jego nastrój po oczach, gestach…
Teraz miała z tym spory problem, dlatego też poczuła się zagrożona. Coś usuwało
jej grunt spod nóg, odbierało jej spokój.
- Albo lepiej będzie gdy ci pokaże. – Powiedział
nagle, wstając. Pochwycił jej dłoń i pociągnął ścieżką w głąb ogrodu. Sam
zaskoczona, początkowo nie umiała zmusić swych nóg do ruchu, przez co potknęła
się i gdyby nie Luke, z pewnością padłaby na ziemię. - Chodź!
Lukas
szedł szybkim krokiem, przez co miała pewne trudności z dotrzymywaniem mu
kroku. Nie to jednak zajmowało teraz jej myśli. Sam przetrząsała w głowie wydarzenia
ostatnich dni, kiedy to dzwoniła do narzeczonego. Szukała w nich… Właściwie nie
bardzo wiedziała czego. Starała się zanalizować przebieg tamtych rozmów,
doszukać się w nich czegoś niepokojącego, czegoś co by potwierdziło jej
domysły.
- Luke nie chce!
Zatrzymała
się, energicznie wyszarpując dłoń z jego uścisku. Lukas obrzucił ją
zaszokowanym spojrzeniem swych zielonych oczu, po czym uśmiechnął się szeroko.
Sam miała ochotę go uderzyć. W chwili, gdy ona czuła się okropnie, a jej oczy
zaszły łzami, ten łajdak potrafił się tylko uśmiechać? Chciała uciec, lecz
serce podpowiadało jej by została, by zmierzyła się z rzeczywistością.
Luke nie miał
dla niej czasu, a zawsze kiedy chciała się z nim spotkać wykręcał się
zmęczeniem, czy obowiązkami. Dzisiejsze jego zachowanie też było nadzwyczaj
dziwne, tak jakby chciał jej wyperswadować, że powinni się rozstać. To
oznaczało tylko jedno: Luke miał kochankę i szukał sposobu by wykręcić się od
ślubu.
- Czego nie chcesz? – Spytał, ponownie
chwytając ją za dłoń. Sam nie odpowiedziała. Spuściła tylko głowę, chcąc
schować przed nim swą twarz. Było jej wstyd, że nie potrafi mu powiedzieć,
czego się obawia. - Chodź, musisz kogoś poznać.
Rozszerzyła
oczy w zdumieniu. Kogoś poznać?! – Krzyknęła w duchu. – Kogo do cholery?! Luke
wzruszył tylko ramionami i ruszył dalej ciągnąc za sobą oniemiałą dziewczynę.
Po
paru minutach doszli do wielkiej oszklonej szklarni, którą odwiedzał czasami z
ojcem. Zdziwiła się nieco, zastając tam kilkoro mężczyzn w zielonych
kombinezonach, którzy trzymając w dłoniach wielkie nożyce, przycinali krzewy,
obsypywali małymi, białymi kamyczkami. Nieco dalej dostrzegła kilka kobiet,
szadzących nowe kwiaty.
Spojrzała
ciekawie na twarz Luka, który patrzył na nich z zadowoleniem. Sam poczuła
uścisk w dołku. Był taki przystojny i do niedawna myślała, że tylko do niej
należy… Zamiast się na niego złościć, zastanawiała się kimże była ta kobieta,
która jej go odbiła. Nie musiała długo czekać, gdyż zza grupy mężczyzn wyłoniła
się zgrabna blondynka w niebieskiej sukience, która, gdy tylko ich spostrzegła,
pomachała do nich. Sam zagryzał wściekle zęby. Nie miała wątpliwości, że to
ona.
- Dzień Dobry! – Wykrzyknęła blondynka,
a Sam przeklęła pod nosem. Jak można mieć aż tak idealny głos? Uśmiechała się
przy tym zniewalająco, ukazując rząd równych, biały zębów, których nie
powstydziła się filmowa gwiazda. Kobieta zatrzymała się naprzeciwko, i po
rzuceniu zalotnego spojrzenia do Luka, spojrzała na nią, uśmiechając się przy
tym jeszcze szerzej. - Ty musisz być Sammy. Wiele o tobie słyszałam!
Sam
nie odwzajemniła uśmiechu, skrzywiła tylko usta i skrzyżowała ręce na piersi.
Dłonie ją swędziały i musiała znaleźć w sobie wiele siły, by nie pobić
blondynki. Niestety przemoc nic by tu nie załatwiła, a szkoda…
- Niestety nie mogę powiedzieć tego
samego. – Przyznała szczerze, przerzucając gniewne spojrzenie na narzeczonego,
który ignorując je, zaśmiał się nerwowo i zmierzwił jej włosy. - Nie wiedziałam
nawet o pani istnieniu…
Blondynka
pisnęła, a Sam korzystając z okazji, przesunęła wzrokiem po jej sylwetce.
Krótkie blond włosy, sięgając ramion, mieniły się różnymi kolorami złota, przy
każdym jej ruchu. Szczupła sylwetka o dużych piersiach, płaskim brzuchu i
zadziwiająco długich i zgrabnych nogach, sprawiały, że poczuła się jak
kopciuszek. Nieznajoma nie tylko ciało miała atrakcyjne, twarz także. Duże,
brązowe oczy okalane ciemnymi, gęstymi rzęsami, mały nosek i pełne usta,
pomalowane czerwoną szminką. Nie było co się czarować, nie miała z nią
najmniejszych szans!
- Sam, to jest Miranda… – Głęboki głos
Lukasa wyrwał ją z zamyślenia. Szybko doprowadziła się do porządku, skupiając
się na tym co mówi. Niestety kilka poprzednich słów jej umknęło. - … moja stara znajoma.
Taa,
znajoma! – Pomyślała z ironią, zagryzając usta. Musiała przez jakiś czas
powstrzymać się przed wypowiedzeniem tego, co naprawdę myślała. Zależało jej na
tym by Luke sam jej o tym powiedział. Przyznał się do tego, iż Miranda, jest
nie tylko „znajomą”.
Kobieta
uśmiechnęła się, przerzucając spojrzenia to na Luka to na Sam i oddaliła się
zostawiając parę mierzącą się dziwnym wzrokiem.
- Długo się znacie? – Spytała Sam, kiedy
była pewna, że Miranda ich nie usłyszy.
Mężczyzna
wziął głęboki oddech i zapatrzył się w coś za nią. Sam nie spuszczała z niego
spojrzenia, modląc się w duchu, by jej spostrzeżenia okazały się błędne. Może
to tylko tymczasowe zauroczenie, które osłabnie?
- Dość długo. – Przyznał po chwili,
ponownie na nią spoglądając. Kąciki jego ust uniosły się odrobinę, by po
sekundzie opaść. Przeczuwała, że coś jest nie tak – Znamy się z widzenia ze
szkoły. Chodziliśmy razem na zajęcia w szkole średniej, ale dopiero ostatnio,
poznaliśmy się bliżej.
Poznali
się bliżej… To mogło oznaczać tylko jedno. Luke najwyraźniej niczego nie
żałował skoro sam jej o tym powiedział. Dlaczego jednak był taki okrutny i
poznał ją z tą kobietą? Czy nie czuł się ani trochę winny?!
Sam
nie miała siły, stać tu i biernie się temu przyglądać. Chciała zrobić mu scenę,
móc wykrzyczeć wszystko co w tej chwili o nim myślała, jednak coś ją blokowało.
Spuściła głowę, teraz wpatrując się w czubki swych butów.
- Powiedz mi tylko jak długo to trwa…
Luke
wyciągnął rękę po jej dłoń i splótł swe palce z jej. Chciała ją wyrwać, gdyż
myślała z trudem, kiedy ją dotykał, jednak jego uścisk był silny.
- Kilka tygodni.
Nie
chciała wiedzieć nic więcej. Zacisnęła mocno powieki, gdyż oczy zaczęły ją
piec. Nie, nie będziesz przy nim płakać… Nie pokażesz mu jak bardzo cię zranił…
Postanowienia były silne, jednak jej ciało nie było ze stali. Kiedy zaczerpnęła
powietrza, strużki łez popłynęły po jej policzkach. Lukas natychmiast puścił
jej dłoń i przeniósł ją na jej twarz. Nie chciała by to robił, dlatego odtrącił
jego dłoń, podnosząc na niego wypełnione łzami oczy.
- Sam…
- Ty wstrętny draniu… - Szepnęła,
marszcząc brwi. Chciała krzyczeć, kopać, bić… Nic takiego jednak nie zrobiła.
Stała, drżąc ze wściekłości na całym ciele. Tak wiele słów chciała mu
powiedzieć, chciała nazwać go wieśniakiem, łajzą, świnią, obrzydliwym potworem…
Zamiast tego, z jej ust nie wyszła żadna z tych obelg. – Kochasz ją?
- Kogo?
Po jego minie
było widać, że ten jest całkowicie zaskoczony jej zachowaniem. Jego oczy były
rozszerzone, brwi uniosły się, a usta uformowały w małą literkę „o”.
Dziewczynie słowa ugrzęzły w gardle. Czyż to nie było oczywiste? Cholera…
- A to? – Wskazała krzątających się nieopodal
ogrodników. Coś przeczuwała, że to całe zamieszanie, nie jest opłacane z
budżetu miasta. Stara szklarnia nigdy nie doczekała się remontu. Ktoś musiał
wyłożyć na to kasę i przypuszczała, że to właśnie Luke to zafundował. – Ty to
opłacasz?
Lukas,
uśmiechnął się leniwie, a ona, widząc to, przygryzała mocniej wargę.
- Tak. Było z tym trochę zamieszania,
ale zobacz… - Wskazał dłonią małe krzewy i wielkiego czarnoskórego mężczyznę,
który ostrożnie przycinał małe gałązki iglaka. - Miranda zatrudniła ogrodników,
którzy poprzycinają te krzewy i zasadzą nowe kwiaty. Jak dobrze pójdzie
będziemy mogli za dwa tygodnie wziąć ślub.
Ślub?!
Czy to uczucie było tak poważne?! Nie mogła uwierzyć w to co ją spotyka. Czy
Luke każdej dziewczynie, z którą wybiera się do łóżka, proponuje małżeństwo?!
- Chcesz brać od razu ślub?!
- A po co innego bym ci się oświadczał?
Przez
to, że ona podniosła głos, Luke, tak jak i ona, niemal wykrzyczał ostatnie
zdanie. Mierzyli się uważnymi spojrzeniami i pewnie robiliby to dalej, gdyby
nie ciche kaszlnięcie. Automatycznie odwrócili głowy, strasząc nieświadomie
Mirandę. Kobieta omal nie upuściła grubego albumu, który trzymała w
dłoniach.
- Mała przedmałżeńska kłótnia? – Zaśmiała
się wesoło, jednak żadne z nich jej nie zawtórowało, dlatego też odchrząknęła,
wyciągając do nich, trzymany przez siebie album. - Przygotowałam wam katalog z
zaproszeniami. – Niemal wepchnęła ich
książkę w ręce i oddaliła się, lecz zanim zdążyli o niej zapomnieć, wróciła –
Ahh, Sammy! Muszę wiedzieć, jakie kwiaty najbardziej lubisz…
- Orchidee… - Wyszeptała natychmiast,
nie wiele o tym myśląc.
Nie
bardzo wiedziała o co tu chodzi. Miranda zachowywała się jakby nie zdawała
sobie sprawy z napiętej atmosfery. Może była zbyt głupia by do tego dojść? Do tego zwracała się do niej „Sammy”, a nie
słyszała jeszcze by kochanka faceta, chciała się przypodobać swej rywalce.
- Wspaniale! – Wykrzyknęła blondynka,
jakby wiadomość, że lubi Orchidee, była najwspanialszą rzeczą na świecie.
Kobieta
jeszcze przez chwilę miotała się w miejscu, mamrotając coś pod nosem, po czym
odeszła, jakby pogrążona we własnym świecie. Lukas roześmiał się rozbawiony,
ale jej wcale nie było do śmiechu.
Z
głupoty otworzyła album i po przeczytanie wytłuszczonego napisu na pierwszej
jego stronie, katalog wypadł jej z rąk i upadł na suchą ziemię, wzniecając
tuman kurzu. Jaką była idiotką…
- Co się stało?!
Usłyszała
zmartwiony głos Luka, który z każdym słowem stawał się coraz mniej słyszalny,
choć mężczyzna stał o krok od niej. Jego dłonie przesuwały się po jej
policzkach, jednak nie reagowała na to. Patrzyła przed siebie niewidzącym
wzrokiem, a w głowie wciąż słyszała przeczytane chwilę temu słowa: Miranda
Powell, Doradca ślubny…
Nigdy nie
zachowała się bardziej bezmyślnie. Jak mogła go podejrzewać? Mężczyznę, który
pokazał jej na wiele sposobów jak bardzo ją kocha, tego który czekał na nią 10 długich
lat… Jak mogła w niego zwątpić? Naraz jednak doszła do niej najświeższa prawda.
To wszystko, ci robotnicy, Miranda, kwiaty… to wszystko robił dla niej.
Nie
myśląc już o tym ani chwili, zarzuciła mu ramiona na szyję i wtuliła się w jego
kochane ciało. Teraz także do jej oczu napłynęły łzy. Nic jednak nie miały
wspólnego z niedawnym smutkiem. Były powodem szczęścia.
- Przepraszam…
Luke
przycisnął ją do siebie. Całując delikatnie jej kark, szyję. Był zaskoczony i
niewiele rozumiał z tej całej sytuacji. Cieszył się jednak, że Sam przyjęła
wiadomości tak… uczuciowo.
- Za co kochanie? – Szepnął miękko,
gładząc uspokajająco jej plecy.
Sam
pociągnęła nosem i uśmiechnęła się delikatnie. Nie zasługiwała na niego, jednak
od teraz stanie się kobietą godną jego miłości.
- Posądzałam cię o straszne rzeczy…
Było
jej naprawdę głupio, że pochopnie wyciągnęła, jak się okazało, niewłaściwe
wnioski. Jednak nagle przestała odczuwać skruchę, gdy Lukas znów się odezwał.
- Na przykład o takie, że Miranda jest
moją kochanką?
Błyskawicznie
odskoczyła od niego, jakby cały stał w płomieniach. Luke natomiast wybuchł
śmiechem, odchylając głowę. No nie! Teraz już nie miała żadnych wyrzutów
sumienia! Luke wszystkiego się domyślił i nic jej nie powiedział! Nie pisnął
także ani słówka, by wyprowadzić ją z błędu!
- Śmiej się ty Casanovo!
Powiedziawszy
to odwróciła się na pięcie z zamiarem wyjścia, jednak nie zdążyła zrobić kroku,
gdyż Lukas pochwycił ją w swe ramiona. Wyrywała się przez chwilę, lecz
przestała, kiedy poczuła na uchu jego gorące wargi.
- Nigdy nie zostawię cię dla innej
kobiety…
Czyli
zostawisz mnie dla mężczyzny? – Pomyślała w pierwszej chwili, lecz nim to
pytanie wyszło z jej ust, szybko je zacisnęła. Uśmiechnęła się delikatnie,
przymykając powieki, rozkoszując się pieszczotą. To wszystko obudziło w niej
pragnienie, to które nigdy nie przemijało.
- Luke… - odwróciła się w jego
ramionach, kładąc dłonie na jego twardej piersi. Zadarła wysoko głowę, chcąc
zajrzeć w zielone oczy ukochanego. - Pragnę cię…
Mężczyzna
uniósł kąciki swych warg, co spowodowało, że na jego policzkach pojawiły się
pionowe, lekko zagięte zmarszczki, które dziewczyna tak uwielbiała.
- Wiem, ale od teraz chcę, by wszystko
było tak jak trzeba.
Pytanie
samo cisnęło jej się na usta, lecz zanim je zadała, zastanowiła się przez
chwilę. A co w ich relacjach było do tej pory nie takie jak powinno?
- Czyli jakie?
- Zero seksu, aż do nocy poślubnej.
- Co?!
To
prawda, że kiedyś chciała, a w zasadzie myślała o tym, by zachować czystość aż
do nocy poślubnej, ale na Boga! Trochę za późno mu się zebrało na celibat.
Pomijając kilka poprzednich tygodni, kochali się niemal codziennie, więc o co
mu chodziło? Chciał ją wpędzić do grobu?
- Luke! – Jęknęła żałośnie, patrząc na
niego błagalnie. Jego mina mówiła jednak, że w tej kwestii nie zniesie żadnych
kompromisów. Pokręcił przecząco głową, choć prosiła i robiła najsłodsze miny
jakie umiała. – Nie bądź taki…
Kiedy to nie
podziałało, zapragnęła sprawdzić, jak dobrze mu pójdzie, kiedy zamieni słowa na
czyny. Nie czekając zbyt długo, sprawnym ruchem odpięła dwa dolne guziki jego
koszuli i błyskawicznie, by mężczyzna nie zareagował, wsunęła pod nią swe
dłonie.
- Aż trudno uwierzyć, że do niedawna
byłaś dziewicą… - Mruknął cicho, gdy gładziła jego brzuch, co jakiś czas
wsuwając palce za pasek spodni. Widząc jak wiele daje mu to przyjemności,
poczuła, że wygrała, niestety nagle tuz za nimi zjawiła się Miranda, psując
cały jej plan. Luke zaczerwienił się, gdyż dokładnie wiedział jak to mogło
wyglądać. Na poczekaniu wymyślił wymówkę, która potem wydała mu się idiotyczna.
– Chyba już pozbyłaś się tego pająka.
- Tak, z pewnością… - Sam nie wstydząc
się ani odrobiny, cofnęła swe dłonie i z uśmiechem odwróciła się do Mirandy, do
której zapałała nagłą sympatią. Teraz kiedy wiedziała, że narzeczony nie
zdradza ją z kobietą, mogła spokojnie odetchnąć. – To opowiedz mi jak to
wszystko będzie wyglądało w dniu ślubu…
Jacy wszyscy są słodcy... xD
OdpowiedzUsuń