piątek, 11 grudnia 2015

38. Ostatni pocałunek


 Następnego ranka wstała dość wcześnie. Szczerze powiedziawszy przez całą noc nie mogła zmrużyć oka, dlatego czuła się jak na kacu. Wypiła tylko jedną szklaneczkę z Richardem, więc przypuszczała, że to z powodu smutku, iż musi już wyjechać. Nie chciała tego, lecz nie mogła im się narzucać. Musiała wrócić do Anglii, do swego szarego, pustego życia. Teraz wiedziała, że po powrocie już nic nie będzie takie samo.
 Spojrzała na swoją starą walizkę stojącą przy drzwiach. Właśnie kończyła się jej przygoda… Przeciągnęła się sennie, przywołując na twarz uśmiech. Nie mogła zasmucić Andersonów. Nie chciała, by amerykańska rodzina zapamiętała ją źle.
 Udała się do łazienki, biorąc w dłonie ubrania, które przygotowała sobie poprzedniego wieczoru. Po umyciu i przebraniu się, spakowała do torby ostatnie rzeczy i posprzątała pokój. Wciskając na nogi czarne baleriny, chwyciła rączkę walizki i po raz ostatni przebiegła wzrokiem pomieszczenie.
- Pora w drogę! – Krzyknęła wesoło, lecz nic w jej duszy się nie cieszyło. Serce krwawiło jej, kiedy rozejrzała się po raz ostatni po zajmowanym przez siebie pokoju. Będzie jej tego brakowało. – Bądź dzielna Alex.
 Te słowa jej nie przekonały, jednak musiała być dzielna. Nie dla siebie, lecz dla innych. Musieli zobaczyć, że opuszcza ich szczęśliwa i z uśmiechem na ustach. W końcu zobaczą się za niedługo. Przekroczyła próg pokoju i szybko zamknęła za sobą drzwi.
 Przy pokoju Sam przystanęła na chwilę, wpatrując się w drewniane wrota. Położyła na nich dłoń i przesunęła po gładkiej powierzchni. Tak bardzo chciała się pożegnać z przyjaciółką… Wiedziała jednak, że nie obejdzie się bez płaczu, żalu, smutku. Dlatego odeszła od jej drzwi, jedynie w myślach żegnając się z przyjaciółką.
 Schodząc po schodach, spojrzała na zegarek. Dochodziła 9. Zarezerwowała bilet na południe, jednak potrzebowała tych kilku godzin, by pożegnać się z domem. Chciała jeszcze raz przejść się po farmie, po raz ostatni nasycić wzrok obrazami Free Horse.
 Ustawiła walizkę pod drzwiami i zajrzała do kuchni. Zwykle Rose krzątała się po niej, znajdując radość w przygotowywaniu posiłków, teraz jednak kuchnia była pusta. Miała nadzieje ją tu zastać, jednak się zawiodła.
 Krzyknęła chcąc sprawdzić, czy choćby jeden domownik jest teraz w budynku, jednak odpowiedziała jej cisza. Westchnęła, pociągając za klamkę. Zrobiła kilka kroków mając już postawić stopę na stopniu werandy, kiedy to przypomniała sobie jak siedziała na niej w towarzystwie Toma.
Nie mogła się oszukiwać. Nie będzie aż tak tęskniła za farmą i rodziną, która ją ugościła. Tak naprawdę najbardziej będzie jej brakowało Toma. Właśnie z jego powodu czuła ten przytłaczający smutek. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie może już tu wrócić. Co do ślubu także nie była pewna, czy pojawi się tu za dwa tygodnie. Bała się, że Tom szybko o niej zapomni, szukając pocieszenia u nowej przyjaciółki, a nie była gotowa by oglądać go w ramionach innej kobiety. Nawet jeśli miałaby możliwość znów ich odwiedzić za rok, lub dwa, musi się przed tym powstrzymać. Przez ten czas Tom może znaleźć kobietę, którą pokocha, z którą będzie miał dzieci, a ona nie chcę na to patrzeć. Nie mogłaby spojrzeć na niego bez uczuć, witając się przy następnym przyjeździe tutaj z jego żoną, poznając jego dzieci…
Otrząsając się z tych myśli, ruszyła dalej, ze zdziwieniem odkrywając, że farma jakoś wymarła. Zwykle kręciło tu się sporo porozbieranych mężczyzn, pracujących w pocie czoła, jednak teraz wszystkich gdzieś wcięło. Nie czekając długo skierowała się do stajen, mając nadzieje, że tam natrafi na jakąś duszę. Rzeczywistość przeszła jej najśmielsze oczekiwania.
Stanęła jak wryta, chłonąc oczami, rozciągnięty przed nią widok. W środku stajen stali wszyscy. Państwo Anderson, Sam, Simon, trzymający w ramionach Ann, Tim, Gray, Sue, Phil i jeszcze sporo innych pracowników, z którymi zamieniła czasami tylko kilka słów. Wszyscy spoglądali na nią z uśmiechami, tak jakby zmówili się i przyszli ją tu pożegnać. Kiedy zobaczyła nad ich głowami biały transparent głoszący: „Kochamy cię Alex!” o mało co nie uroniła łez wzruszenia. Byli dla niej tacy dobrzy…
- Piękne pożegnanie…
 Roześmiała się wesoło, a po chwili zawtórowało jej całe towarzystwo. Pociągnęła nosem, powstrzymując z całych sił cisnące się do oczu łzy.
- To nie jest pożegnanie. – Z tłumu wyłoniła się Sam. Podeszła do niej i chwyciła ją za ramiona. Przyjaciółka w odróżnieniu od niej nie hamowała łez. Płakała jak bóbr, prawie krztusząc się słonymi kroplami. - Chcemy byś została.
Alex zaniemówiła. Spodziewała się smutnych pożegnań, jednak nie tego. Nie przypuszczała, że zaproponują jej, by została trochę dłużej. W każdym razie to było niewykonalne. Musiała wracać. W Anglii miała pracę, dom… To śmieszne, lecz tutaj miała wszystko inne… To czego było jej najbardziej brak. Nie mogła jednak zostać.
- Nie mogę… - Przyznała smutno, opuszczając nisko głowę. Dłuższe wakacje naprawdę niczego nie zmienią, a jej coraz ciężej będzie wrócić do domu. – W Anglii mam pracę, muszę…
- Rzuć ją w cholerę! – Powiedział Richard, klnąc pod nosem jak szewc. Uśmiechnął się po chwili, rozkładając szeroko ramiona. – U nas zawsze znajdzie się dla ciebie jakaś praca!
 No i w jaki sposób miała z nimi rozmawiać? Z całego serca pragnęła zostać, jednak… Nie! Nie mogła tego zrobić.
- Naprawdę nie mogę zostać, jesteście dla mnie prawie jak…
- Rodzina… - Dokończyli zamiast niej, a po chwili zanieśli się śmiechem.
 Przyłożyła dłoń do piersi, czując tam głęboki uścisk. Tak, mieli całkowitą rację. Byli dla niej rodziną. Rodziną, którą nagle straciła, choć bardzo jej potrzebowała. Teraz wędrując spojrzeniem po ich uśmiechniętych twarzach, poczuła się jak w domu… Pierwszy raz od bardzo dawna.
- Wiem, że jeśli teraz cię stąd puszczę już nigdy nie wrócisz. Mam rację?
 Sam podeszła do niej, chwytając ją za ramiona. Uścisnęła je delikatnie, spoglądając przyjaciółce głęboko w oczy. Nie było sensu jej oszukiwać. Sam znała ją bardzo dobrze, więc od razu domyśliłaby się, że kłamie.
- Sam, wiesz dlaczego…
- Czy twoi rodzice chcieli byś była sama?
 Alex jęknęła cicho, gdyż Sam trafiła w jej najczulszy punkt. Kochała rodziców i nigdy nie pogodziła się z ich odejściem. Pożar, z którego tylko ona ocalała, śnił jej się po nocach. Tutaj jednak nie doświadczyła tego ani razu. To jednak nie było fair. Sam użyła jej rodziców jako karty przetargowej, wiedziała, że nie chciałaby ich zawieść.
 Wsunęła dłoń do kieszeni i wydobyła z niej sekretnik, który wcisnęła w nią dzisiejszego ranka. Zacisnęła go mocno w dłoni, przymykając powieki. Zawsze wtedy przed oczami pojawiały się twarze uśmiechniętych rodziców.
- Nie…
- Więc dlaczego chcesz wracać do Anglii?! – Krzyknęła Amerykanka, chcąc wyperswadować przyjaciółce, prawdę, która do niej nie dochodziła. Nie wierzyła w to, że Alex będzie szczęśliwa w Londynie. Poza tym ona także nie chciała się z nią rozstawać. Myśl o tym powodowała, że serce ściskało jej się z bólu. - Czy masz tam coś, czego nie mogłabyś mieć tutaj?
 Nie, nie mam… - pomyślała smutno, spuszczając głowę. Nagle poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Podniosła oczy, napotykając smutne spojrzenie Susan. Kobieta uśmiechała się do niej łagodnie, a ona nie myśląc odwzajemniła jej się.
- Pozwól nam być twoją rodziną…
 Długo powstrzymywane łzy, popłynęły po jej policzkach. Od początku starała się ukryć swe emocje, nie chciała pokazać im swego smutku. Kiedy jednak słyszała takie słowa, nie umiała ich zahamować. Chlipała coraz bardziej, nie potrafiąc się uspokoić. Głos uwiązł jej w gardle, a dłonie drżały. Jedyne co zrobiła to przytuliła ciężarną, drugą z dłoni przyciągając do siebie Sam.
Była tak bardzo wdzięczna za okazane jej dobro. Nigdy nie przypuszczała, że Andersonowie przez te kilka tygodni staną się dla niej osobami tak ważnymi. Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak puste byłoby jej życie, gdyby ich nie poznała.
- Macie rację! W Anglii mam pracę, dom po rodzicach, ale tutaj… - Oderwała się od ściskanych przez siebie kobiet i spojrzała załzawionymi oczami na oczekujących na jej decyzję. - Tutaj są osoby, które kocham!
 Zgromadzona w stajni grupa zawiwatowała. Kilka osób podbiegło do niej zamykając ją w swych ramionach. Alex roześmiała się serdecznie, odwzajemniając mocne uściski. Teraz widząc ich uradowane miny, doszło do niej jak wielki błąd chciała popełnić. Tutaj naprawdę miała wszystko czego potrzebowała.
- To może zrobimy sobie małą imprezkę? – Zagadnął Simon, klepiąc ją odrobinę zbyt mocno po plecach. Alex jęknęła głucho, a chłopak, przeprosił ją natychmiast, nie zdając sobie sprawy ze swej siły. – Skoro jesteśmy już tu wszyscy to…
 Nagle zamilkł, słysząc krzyk swej ciotki. Wszyscy podążając za jego wzrokiem spojrzeli w miejsce, z którego dochodził. Susan stała wygięta nieco do tyłu. Jedną dłonią trzymała się za pokaźny brzuch, natomiast drugą ściskała kurczowo ramię Graya. Pod jej nogami znajdowała się niewielka kałuża.
- Chyba za bardzo się wzruszyłam… - Stęknęła Sue, która ledwo stała na nogach i pewnie leżałaby już na sianie, gdyby nie silne ramię swego męża. Alex poczuła strach, że przez nią, coś może stać się dziecku. – Chyba będziesz miał swą córkę odrobinę wcześniej Gray…
 Ten silny na pozór mężczyzna, teraz wyglądał jakby zaraz miał zemdleć. Jego opalona twarz zbladła, a oczy napełniły się strachem.
Przerażenie w krótkim czasie udzieliło się wszystkim zebranym, a jedyną zachowującą spokój osobą, okazała się Sue. Nie panikując, wydała kilka poleceń, sama udając się z mężem w stronę samochodu. Alex i Sam także dostały swe zadanie, więc nie oglądając się na innych pobiegły do czerwonego pickupa.
- Ach! Walizka! – Kompletnie zapomniałaby o walizce, pozostawionej w stajni. Nagła wiadomość o zbliżających się narodzinach odebrała jej niemalże całkowicie zdolność racjonalnego myślenia. Zostawiając w samochodzie Sam, pobiegła po bagaż i w mig do niej wróciła. Kiedy tylko zamknęła drzwi, przyjaciółka, orając podjazd, wyjechała na drogę. – Wszystko będzie dobrze zobaczysz.
 Alex tymi słowami chciała dodać przyjaciółce otuchy, chciała ją uspokoić. To najwidoczniej podziałało, gdyż Sam zwolniła, a jej twarz powoli wracała do normalnego koloru. Uśmiechnęła się lekko widząc jak bardzo to nią wstrząsnęło.
 Po wielu minutach milczenia, Sam w końcu przemówiła, nieco już spokojniejszym tonem.
- Po co ci ta walizka? Przecież zostajesz.
 Faktycznie najlepiej byłoby zostać, zwłaszcza teraz, kiedy na świat przychodził kolejny członek rodziny, lecz musiała odejść. W Anglii miała niezałatwione sprawy, a nie potrafiła zostawić ich za sobą.
- Zostaje, ale i tak musze dziś lecieć. – Powiedziała, a po chwili roześmiała się widząc, że Sam groźnie marszczy brwi. – Och Sam! Przecież muszę odejść z pracy i sprzedać dom. Tak czy siak muszę tam wrócić.
 Resztę drogi do domu Susan i Graya pokonały w milczeniu. Alex wiedziała doskonale, że nie zadowoliła swą odpowiedzią przyjaciółki, lecz nie zamierzała przekładać podróży. W poniedziałek, musiała stawić się w pracy, a im szybciej załatwi tę sprawę, tym lepiej.
 Alex po raz pierwszy była w domu Sue. Musiała przyznać, że całkiem nieźle się urządzili. Ich mały z pozoru domek był jak spełnienie marzeń. Biały płotek, porośnięty krzakami różowych róż, wydał jej się zadziwiająco piękny. Piętrowa budowla, obita jasno-brązowym drzewem, wspaniale prezentowała się razem z jakąś wijącą rośliną porastającą boki domu. W niczym nie przypominał jej smutnego domu w Londynie.
 Kiedy ona zajęła się oglądaniem pomieszczeń, Sam odszukała potrzebne dokumenty i ubrania, o które prosiła ją Sue. Na niewiele przydała się jej pomoc.
- Idziemy?
 Przytaknęła tylko głową. Kiedy doszły do samochodu, wyciągnęła z niej walizkę i położyła ją na chodniku. Sam spojrzała na nią w zdziwieniu, nie wiedząc dokładnie co Brytyjka wyrabia.
- Jedź do Sue. – Powiedziała, uśmiechając się promiennie. – Dojdę sama na lotnisko.
- Ani mi się śni! – Wrzasnęła Amerykanka i z powrotem wcisnęła bagaż przyjaciółki do pickupa. – Wybij to sobie z głowy!
 Protestowała przez kilka minut, lecz Sam nie dawała za wygraną. W końcu świadoma swej porażki, wsunęła się na siedzenie pasażera. Nie chciała zbytnio nadwyrężać przyjaciółki, bo dobrze zdawała sobie sprawę, że ta o wiele bardziej wolałaby być teraz z rodziną, w szpitalu.
- Sue nie ucieknie. – Powiedziała tylko, odpalając wóz i włączając się do ruchu. – Poza tym nie mogę pozwolić, by mojej druhnie stało się coś złego.
 Jakby nie patrzeć, Sam była prawdziwym przyjacielem. Z głupoty chciała dać sobie radę, lecz nie była pewna, czy w jednym kawałku dotarłaby na lotnisko. Spojrzała z uśmiechem na twarz prowadzącej Sam. Nic nie będzie już takie jak przedtem…

* * *

- Jesteś tego pewna? – George Lancaster spojrzał na nią ciekawie, przez szkła swych modnych okularów. Alex przytaknęła energicznie głową, wycierając spocone dłonie w spódnicę. – Chciałbym wiedzieć tylko jedno… - Zrobił krótką pauzę. – Jak on ma na imię?
- Thom… Kto?
 Niestety nie ugryzła się w język odpowiednio wcześnie, przez co bezmyślnie odpowiedziała na pytanie szefa. George roześmiał się głośno, a z jego dłoni wyleciało podanie o zwolnienie.
- Pani Lancaster, praca u pana była spełnieniem moich marzeń.
- Taa? – Mężczyzna, spojrzał na nią podejrzliwie, jakby podejrzewał swą asystentkę o kłamstwo. Jednak przez te kilka miesięcy, w których u niego pracowała, wiedział doskonale, że Alex była z nim szczera. – I naprawdę jest tak jak tu napisałaś?
 Ponownie wziął do rąk papier, znów przebiegając po nim wzrokiem, mrucząc coś niewyraźnie pod nosem. Alex wchodząc dziś rano do jego gabinetu, wiedziała, że bez tego się nie obejdzie.
 Jej szef pomimo tego, że był już panem po sześćdziesiątce, nadal zachowywał się dziecinnie. Mężczyzna był ciekawski, lekkomyślny i zdecydowanie zbyt głęboko angażował się w sprawy innych. Wiedziała, że temu osobnikowi, nie wystarczy papierek, by móc zwolnić się z pracy.
 Od jej przyjazdu minął niecały tydzień. Od razu zgłosiła się więc do agencji nieruchomości, by sprzedać swój dom. Było jej przykro, że rodzinne gniazdo, przejdzie teraz w inne ręce, lecz na nic był jej dom, który stałby pusty.
Następnego dnia zaczęła natomiast uświadamiać szefowi, że odchodzi z pracy. Początkowo George nie przyjmował tego do wiadomości, doszukując się innych ukrytych motywów jej odejścia. Dzisiaj musiał jej odpuścić i przyjąć jej wypowiedzenie.
- Naprawdę się wyprowadzam. – Przyznała szczerze, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. Wciąż dostrzegając na jego twarzy niedowierzanie postanowiła wyłożyć na stół jeszcze jedną kartę. – Wczoraj nawet udało mi się sprzedać dom.
 Lancaster zmarszczył zabawnie brwi, usuwając z nosa okulary. Mężczyzna intensywnie nad czymś myślał, o czym świadczyło jego ściągnięte czoło. Alex natomiast modliła się by szef w końcu odpuścił. Wiedziała, że był z niej zadowolony co podkreślał niejednokrotnie, lecz jak mówił: „Nie ma osoby niezastąpionej.” Zapewne szybko znajdzie sobie nową asystentkę.
- No dobrze! – Jęknęła, nie mogąc dłużej wytrzymać jego przeszywającego spojrzenia. – Zakochałam się! Dlatego rezygnuje z pracy!
 Mężczyzna rozluźnił się, a na jego twarzy pojawił się rozanielony uśmiech. Dziewczyna nie odwzajemniła go, gdyż była wściekła. Ten stary pryk musiał być we wszystko wtajemniczony, inaczej złościł się jak mały chłopiec, lub co gorsza stosował te swoje psychologiczne triki niszczące jej umysł.
 Otwarła usta, by zbesztać ciekawskiego szefa, kiedy nagle w drzwiach pojawiła się wysoka brunetka w szarym kostiumie.
- Przepraszam bardzo, ale przysłano mnie tutaj z działu kadr… - Pisnęła dziewczyna, przygryzając w nerwach usta. Alex zauważyła, że całe ciało zdradzało jej skrępowanie: Kobieta trzęsła się jak osika, a jej kostki aż bielały od ściskanej na piersi teczki. – Nikogo nie było w sekretariacie, więc…
- Proszę bardzo! – Wrzasnął George, omal nie przyprawiając dziewczyny o zawał serca. Alex także odzwyczaiła się już od doniosłego głosu szefa, dlatego zaświszczało jej w uszach. Przytknęła dłonią ucho i potarła skronie,  chcąc usunąć to uczucie. – Proszę, niech pani usiądzie.
Dziewczyna chwiejnym krokiem podeszła do biurka i zajęła wskazane jej przez mężczyznę miejsce. Alex chciała się wycofać, lecz szef dał jej znak by została. Wstała jednak ze swego miejsca i podeszła do okna. Nie skupiła się na ich rozmowie, oddając się własnym myślom.
To niewiarygodne, ale stęskniła się za Ameryką. W Londynie nie czuła się już tak dobrze, jak przed wyjazdem. Denerwował ją ruch uliczny, spóźniające się autobusy, a także deszczowa pogoda. Kiedy czekała rano na przystanku, przymknęła oczy wyobrażając sobie, ciepłe słońce Wyoming. Te wspomnienia jednak zostały szybko zdominowane przez osobę Toma, który nawiedzał ją niemal nieustannie. Często łapała się na tym, że siedzi nieruchomo z zamkniętymi oczami, przywołując smak jego pocałunków. Co noc leżała w łóżku przewracając się z boku na bok, gdyż jej ciało domagało się dotyku. Thomas był obecny wszędzie: w pracy, w domu, na ulicy, w snach… Choćby nie wiadomo jak próbowała, nie potrafiła usunąć go ze swych myśli, serca…
- No i co myślisz? – Dłoń szefa, która niespodziewanie znalazła się na jej ramieniu, tak ją przestraszyła, że aż krzyknęła. Mężczyzna odruchowo odskoczył kilka kroków, unosząc dłonie w poddańczym geście. – Na Boga, Alex! Zawału dostane!
- O co pan pytał? – Westchnęła ciężko, mrugając parokrotnie powiekami. Szef ponowił pytanie, na co tylko uśmiechnęła się przepraszająco. – Przepraszam, nie słuchałam.
- Ta młoda dama, nazywa się Lydia. – Powiedział, lecz nic jej to nie mówiło. Była przekonana, że widzi ją po raz pierwszy. – Od jutra cię zastąpi.
 Wybałuszyła oczy ze zdziwienia, nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. George natomiast uśmiechnął się szeroko, biorąc się pod boki. Szef naprawdę to zrobił? Szukał innej pracownicy, nie wspominając jej o tym ani słowem? W pierwszej chwili poczuła złość, z drugiej jednak to oznaczało, że już jutro będzie mogła wyjechać!
 Zapominając kompletnie, że znajdują się w pracy, a mężczyzna jest jej szefem, rzuciła się na niego, przytulając go przyjacielsko. Lancaster początkowo zaskoczony jej gestem, po chwili uściskał ją serdecznie.
- No panienko! Mam żonę i trójkę dorosłych synów! – Zażartował mężczyzna, grożąc jej palcem. Alex nie mogąc opanować uśmiechu, oderwała się od szefa, odsuwając się o kilka kroków. George westchnął po czym jednym zamaszystym ruchem podpisał jej wypowiedzenie. – Zanieś to do kadr i odbierz wypłatę.
 Pokiwała energicznie głową, odbierając od niego kartkę i ściskając ją jakby była to najcenniejsza rzecz jaką posiada.
- Zanim jednak pojedziesz do swojego Thomasa, wprowadź to dziewczę w obowiązki. – Powiedział nim zdążyła skierować się do drzwi. Ponownie przytaknęła, posyłając szefowi wdzięczne spojrzenie. - Nie chce jutro żałować, że cię puściłem.

1 komentarz:

  1. Moje noworoczne postanowienie - być upierdliwym w komentarzach
    czas - start!!

    OdpowiedzUsuń