piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 11


Witam w ten jakże cudowny piątek!
Troszeczkę mi się zapomniało i nie uczciłam tego zacnego dnia, jakim jest czwartek, kolejnym rozdziałem.
Mało ważne...
Tak jak obiecałam Ci Szatanirro, nad tym rozdziałem czuwał Loki (Nasz Pan i Władca)...

Rozdział 11 



         Następnego wieczoru nie umówiłam się z Willem, chcąc trochę czasu spędzić z Tess, która zaczęła się skarżyć, że zostawiam ją samą w mieszkaniu.  Przyjaciółka nie wiedziała o naszych spotkaniach i postanowiłam trzymać je w tajemnicy jeszcze przez jakiś czas. Postanowiłyśmy urządzić sobie typowy babski wieczór – wino, popcorn i komedia romantyczna, choć w naszym przypadku często kończyło się to na jakimś horrorze czy filmie sensacyjnym. 
Kiedy wchodziłam do sklepu, moja komórka pisnęła. Wysunęłam ją z kieszeni i odczytałam wiadomość od Willa: Chciałem być romantyczny i przyszedłem z kwiatami, a Ciebie nie ma w domu. Gdzie ty się podziewasz? Z uśmiechem wystukałam szybko wiadomość i zabierając pierwsze lepsze wino, pobiegłam do kasy. Przy płaceniu o mało co nie zapomniałam o zakupionych produktach. W moich myślach znajdował się już tylko William…
Szczęśliwa wdrapałam się na czwarte piętro w błyskawicznym tempie, nie mogąc doczekać się spotkania z ukochanym. Kiedy pchnęłam drewniane drzwi, uśmiech powoli zszedł z mych ust, a siatki upadły z głośnym trzaskiem na podłogę. Wino, które kupiłam roztrzaskało się, plamiąc podłogę burgundem.
Na sofie siedział William, a na jego kolanach okrakiem siedziała Tess w krótkiej spódniczce i staniku. Namiętne pocałunki jakimi się obsypywali były nie do zniesienia, przez co odwróciłam wzrok. Czy to prawda? Moja przyjaciółka z mężczyzną, którego obdarzyłam miłością? Przytknęłam dłoń do ust by powstrzymać nadchodzące mdłości.
Para odskoczyła od siebie, zapewne nie spodziewająca się mojego powrotu. Ból w klatce piersiowej, który poczułam prawie zwalił mnie z nóg, dłonie się trzęsły, a do oczu napłynęły łzy. William podszedł do mnie i chwycił mnie mocno za ramiona. W tej chwili poczułam do niego obrzydzenie, tak wielkie, że odsunęłam się o krok strzepując jego dłonie.
- Natalia, to…
- Wyjdź. – Szepnęłam cicho, prosząc Boga by przepadł, zniknął. Nie miałam ochoty go więcej widzieć. Gdy ciągle stał w miejscu, podniosłam wilgotne oczy i wrzasnęłam z siłą, przestając powstrzymywać płacz. – Ogłuchłeś?! Wyjdź stąd!
Posłusznie wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Nie zaszczycając Tess choćby jednym spojrzeniem, minęłam porozrzucane zakupy i udałam się do swojej sypialni. Wydobyłam walizkę z pod łóżka i zaczęłam na oślep wrzucać do niej swoje rzeczy. Nie miałam zamiaru zostać w tym chorym miejscu, choćby minutę dłużej.
- Nat, posłuchaj… - Zaczęła Tess. Czułam, że jest kilka kroków za mną. – To on zaczął mnie uwodzić!
- Nie! – Wrzasnęłam, odwracając się do niej twarzą. Miałam już dość udawania dobrej, wyrozumiałej przyjaciółki. Moja dusza już dłużej nie umiałam unieść tego ciężaru. – Znam cię bardzo dobrze Tereso i wiem jaka jesteś! Zepsuta, wredna panienka z bogatej rodziny. Nie szanująca nikogo i nie wiedząca co to przyjaźń czy miłość! Jednak co mam się dziwić, jaki ojciec taka i córka!
- Co masz na myśli?
- Nie udawaj, że nie wiesz! Zdajesz sobie doskonale sprawę z tego jaki jest twój ojciec. Nie szanuje nikogo, włącznie z tobą i twoją matką. Zarzuca cię pieniędzmi byś nie przeszkadzała mu w jego romansach. Nie raz widziałam jak uprawiał seks ze swoimi asystentkami, gdy ty smacznie spałaś.
Tess milczała. Nie żałowałam słów, które wypowiedziałam. Miałam gdzieś to, czy obrazi się, czy wyrzuci mnie z mieszkania. I tak nie miałam ochoty zostać tu dłużej niż to konieczne. Ta jednak nie odezwała się ani słowem, stała ze spuszczoną głową. Otarłam wierzchem dłoni łzy i wróciłam po pakowania walizek. Gdy zasunęłam ostatni zamek i odwróciłam się w stronę drzwi, moje serce ścisnęło się z bólu. Przyjaciółka siedziała przy ścianie, z głową ukrytą pomiędzy swymi podkurczonymi nogami, jej włosy spadały kaskadą na ramiona, zakrywając twarz przed mym spojrzeniem. Przez chwile miałam ochotę podbiec do niej i wybaczyć jej wszystko, jednak szybko porzuciłam ten zamiar. Nie myślałam, że mogę być aż tak obojętna i niewzruszona. Nie mogłam jej teraz wybaczyć. Ludzie się czasem zmieniają, ale akurat byłam pewna tego, że Teresa nigdy się nie zmieni. Jednak płacz, choć było możliwe, że był to tylko pokazowy numer, wskazywał na to, że miała uczucia.
- Masz racje… - Szepnęła Tess, gdy byłam już przy drzwiach. Zatrzymałam się automatycznie na dźwięk jej zniekształconego płaczem głosu. – Nigdy nie byłam twoją prawdziwą przyjaciółką.
Zagryzając drżące usta, ścisnęłam mocniej plastikową rączkę walizki i czym prędzej wyszłam. Kiedy schodziłam po schodach, londyńskiej kamienicy, a w uszach dzwonił mi tylko miarowy dźwięk obcasów, uderzających o kamienną posadzkę, wiedziałam, że jakaś część mnie umarła i w przyszłości się odrodzi. Nastanie nowy początek. Przyszłość, w której nie będzie już miejsca dla Tess…

* * *

Długo błąkałam się po prawie pustych już ulicach Londynu. Miejskie latarnie oświetlały betonowe płyty nikłym światłem. Przechodnie śpieszyli się do swych domów, z ulic zaczęły znikać samochody, pozostawiając je opustoszałe. Coraz wyraźniej można było odczuć pustkę nocnej ciszy. Deszczowe chmury zebrały się nad miastem, przysłaniając księżyc. Przysiadłam na drewnianej ławeczce i dałam upust całej swej złości. Głośny, niekontrolowany płaczem i skowyt wydarł się ze mnie akurat w momencie, gdy z nieba spadły pierwsze krople deszczu. Miałam dość tego miasta, tego kraju, tych ludzi. Pragnęłam tylko wrócić do Polski. Do kochanej rodzinnej wioski, przytulić się do matki, wypłakać w wątłych ramionach babci. Czy naprawdę oczekiwałam zbyt wiele?
Gdy zaraz po opuszczeniu mieszkania, zadzwoniłam na lotnisko, dowiedziałam się, że samolot do Polski odlatuje dopiero o 8 rano. Kiedy uświadomiłam sobie, że będę musiała czekać dziesięć godzin, postanowiłam pokonać dystans, dzielący mnie od lotniska, na piechotę. Niestety nie uszłam zbyt daleko. Pantofelki boleśnie uciskały mi palce, przez co musiałam przysiąść i chwile odpocząć.
Podczas drogi nie myślałam absolutnie o niczym. Teraz siedząc samotnie w deszczu i wyjąc zaczęłam rozmyślać. O Williamie, o tym cudownym Williamie, który w ciągu tych kilku dni skradł moje serce, a także i potrafił je złamać, jednak to nie on zranił mnie najbardziej. Największy ból sprawiła mi przyjaciółka. W pełni akceptowałam jej wady, jak z pewnością ona moje, lecz nie sądziłam, że jest w stanie posunąć się do takiej zdrady. Oznaczało to, że nigdy naprawdę nie byłyśmy  prawdziwymi przyjaciółkami. To bolało dużo bardziej, niż zawód okazany przez osobę, którą poznałam niespełna tydzień temu.
- Kurwa! – Wrzasnęłam, mając nadzieje, że popularne polskie przekleństwo, przyniesie mi w tej chwili ukojenie, lecz po paru chwilach szeptałam już tylko pytania, na które nie mogłam znaleźć odpowiedzi. – Dlaczego Tess, dlaczego?
Jakby przewidująco, moja komórka zabrzęczała. Spojrzałam na wyświetlacz i z zaskoczeniem zobaczyłam połączenie przychodzące od Teresy. Odebrałam szybko, bojąc się, że stało się coś złego.
- Natalia… przepraszam… - Przyjaciółka szlochała w słuchawkę, jej słowa były prawie niezrozumiałe. Przycisnęłam telefon mocniej do ucha. – Jestem śmieciem i nigdy nie zasługiwałam na twoją przyjaźń.
- Tess…
- Zachowałam się jak zdzira i całkowicie cię zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała mi wybaczyć. Miałaś racje. Moje życie jest bezwartościowe. – Na chwile zapanowała cisza. Ostre krople deszczu, biły mnie po policzkach, jednak nie zwracałam na to uwagi. Chciałam wysłuchać tego, co miała mi do powiedzenia. Następne słowa przyjaciółki zmroziły mnie do żywego. – Kocham cię Natalia i zawsze będę cię kochać. Dziękuje że byłaś przy mnie.
- Teresa co ty..?
- Żegnaj. Nie będę cię już więcej denerwowała swoją obecnością…
Połączenie zostało przerwane. Siedziałam przez kilka sekund w osłupieniu ciągle wysłuchując szumu w słuchawce, po czy zerwałam się na równe nogi i zapominając całkowicie o bagażu, pobiegłam przed siebie.
W mojej głowie były najczarniejsze z myśli. Musiałam się jak najszybciej dostać do mieszkania. Serce waliło mi jak młotem w obawie o przyjaciółkę. Nigdy nie dopuściłabym do siebie myśli, że Teresa mogłaby targnąć się na swoje życie, lecz w tym momencie prosiłam Boga, bym się myliła. Z każdym krokiem było mi coraz ciężej biec, a moje nieprzyzwyczajone do takiego wysiłku nogi prawie zesztywniały, jednak nie poddałam się, wiedziałam, że w tej chwili liczyła się każda sekunda. Przez całą drogę towarzyszyła mi tylko jedna myśl: „To twoja wina, to twoja wina…”

* * *

Gdy wbiegłam na piętro, spostrzegłam, że drzwi naszego mieszkania są uchylone. W środku nie paliło się żadne światło. Ciężko dysząc, pchnęłam drewniane wrota i po omacku znalazłam włącznik światła. W pokoju panowała kompletna cisza. Na trzęsących się nogach przeszłam do sypialni Tess, jednak i tam jej nie było. Z jednaj strony uspokoiłam się, z drugiej bardziej zmartwiłam.
- Tess!
Zaczęłam nawoływać przyjaciółkę, lecz nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Uchyliłam delikatnie drzwi łazienki i zajrzałam do środka. Me serce ścisnęło się na zastany tam widok. W niedużej, białej wannie leżała Tess, z głową zanurzoną pod taflą wody. Jej długie, jasne włosy falowały, niesione cieczą, okalając jej siną twarz. Krzyknęłam z przerażenia i sekundę potem wyciągnęłam bezwiedne, mokre ciało przyjaciółki na śliską podłogę.
-Tessy, coś ty zrobiła?! – Łzy spłynęły mi po policzkach. Pogładziłam ją po zimnych policzkach, modląc się, by nie było za późno. Wyciągnęłam komórkę i drżącymi palcami wystukałam numer alarmowy. Gdy wezwałam pomoc, ponownie zaczęłam pocierać chłodne policzki Teresy. Ściągnęłam z haczyka ręczniki i opatuliłam ją, chcąc ogrzać jej ciało do przybycia karetki. Trzęsącymi dłońmi zrzuciłam kurtkę i zwijając ją w kłębek, podłożyłam przyjaciółce pod głowę. Przyłożyłam palce do tętnicy na szyi, niestety nie wyczułam pulsu. Prostując dłonie, wyszukałam mostek i w szale desperacji zaczęłam uciskać jej klatkę piersiową. – Tessy, proszę…

2 komentarze:

  1. A jednak! Nasz Loki maczał w tym nie tylko palec, ale całą rękę! Po sam łokieć...
    Choć Tess była denerwująca, to wzruszyłaś mnie do głębi, mój friendzie..
    No no...oby tak dalej, czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj wpadłam tu przypadkiem niczym Alicja do dziury i znalazłam się w Świecie "Lokiego Laufeysona"Tak sb czytam i czytam myślę i myślę kurde czemu by tu nie zostać?(wkrótce się pogubię jak bd miała tak "zostawać").Ale się nie martw tu zostaję już na stałe
    Czekam na szybki next
    Pozdrawiam R.O.A.H.
    Ps.W wolnym czasie zapraszam do mnie asgards-mirror-everybody-lies.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń