Następnego
ranka, otworzyła oczy i sennym wzrokiem zlustrowała pomieszczenie w którym się
znajdowała. Podniosła się do siadu, mrugając wściekle oczami. Przez wielkie
okno dachowe wpadało światło poranka, a ona jeszcze się wylegiwała. Dlaczego
Sam jej nie obudziła! Myśli które uciekły nagle do jej przyjaciółki,
sparaliżowały jej zmysły. Wyskoczyła z pościeli, lecz z krótkim krzykiem,
ponownie pod nią wróciła. Nakryła swe nagie ciało ciemno-niebieską kołdrą po
same oczy.
Trzeźwym już wzrokiem, rozejrzała
się po pomieszczeniu i dopiero teraz zorientowała się, że nadal znajduje się w
pokoju Thomasa. Jak mogła aż tak się zasiedzieć? Mężczyzna z pewnością był zły,
kiedy odkrył, że nie tak łatwo ją zbudzić. Nagle zrobiło jej się głupio, gdyż
przypomniała sobie jak za ich pierwszym razem, chciał by jak najszybciej
wróciła do domu. Teraz nastał ranek, co oznaczało, że spędziła tu całą noc.
Uśmiechnęła się znad kołdry i
wyciągając dłoń, pogłaskała wgłębienie w poduszce obok. Nigdy nie sądziła, że
aż tak spodoba jej się przebywanie z mężczyzną. Zwykle czerwieniła się i
chciała jak najszybciej uciec, ale nie wczoraj. Wczoraj wstąpił w nią demon.
Wielokrotnie powtarzające się fizyczne zbliżenia, nie ugaszały jej pragnień.
Wręcz przeciwnie potęgowały je, a jej ciało wręcz błagało o więcej. Thomas
także był nienasycony, gdyż ona przez swą nieśmiałość, nie proponowała
następnych razów, głównie to mężczyzna uspokajając oddech, wzniecał w niej
płomień, prosząc o więcej. Nie wiedziała, o której położyli się spać, wiedziała
tylko, że wyczerpanie sprawiło, że zasnęła niemal natychmiast, czując przy
sobie przyjemne ciepło piersi Toma.
-
Widzę, że już wstałaś. – Alex pisnęła przeraźliwie, gdyż nie spodziewała się,
matki Toma i to jeszcze tak blisko. Kobieta stała dokładnie kilka kroków od niej,
a Brytyjka była tak pogrążona w swych myślach, że nie zauważyła jej wejścia.
Margaret usiadła na łóżku, stawiając w nogach drewnianą tacę, z talerzem
parujących naleśników i kubkiem różowego naparu. – Mam nadzieje, że lubisz
naleśniki.
-
Uwielbiam! – Krzyknęła nie chcąc robić kobiecie przykrości. Od razu po tym
zaczerwieniła się zawstydzona swym krzykiem, jak i tym, że pod kołdrą nie ma
absolutnie nic. – Znaczy… przepraszam, ale…
Wskazała dłonią na pokój,
przejeżdżając palcem w powietrzu, wskazując na łóżko i na swoje ubrania, które
wisiały na oparciu krzesła kilka metrów od łóżka.
-
Daj spokój kochana! – Margaret zaśmiała się, klepiąc ją po ramieniu. To
sprawiło, że pościel zsunęła się z jej szyi, ukazując nagi bark. Alex
oczywiście, ponownie nasunęła materiał na ramie, zawstydzając się jeszcze
bardziej. - Nie jestem dzieckiem! – Ciekawym wzrokiem spojrzała na jej rumieńce
i pisnęła jakby wpadła nagle na jakiś pomysł. Podeszła do krzesła i podała jej
sukienkę. – Chcesz się ubrać?
Alex kiwnęła głową i podziękowała
kobiecie. Przez chwilę siedziała nie wiedząc co zrobić, gdyż Margaret nie miała
zamiaru sobie pójść. Wymieniając z kobietą spojrzenia, starała się ją zmusić by
ta zostawiła ją na chwilę samą, jednak nic z tego nie wyszło. Pani Moore jakby
nie widziała jej zawstydzenia, przyjrzała się jej sukience i skrzywiła usta.
Podeszła do wysokiej komody, która mogła być równie dobrze nazwana szafą z
szufladami i wydobyła z najwyższej z nich, białą koszulkę z wielkim nadrukiem.
-
Załóż to. – Powiedziała z uśmiechem podając jej materiał. Alex nie była pewna,
gdyż po kroju jak i wielkości odgadła, że to koszulka Toma. Nie wiedziała jak
ten zareaguje widząc iż nosi jego rzeczy. Margaret widząc jej rozterkę,
machnęła dłonią, uśmiechając się promiennie. – Tom i tak w niej nie chodzi.
Myślę, że popełniłam błąd z nadrukiem…
Alex przyjrzała się nadrukowi i
roześmiała rozbawiona. Bardzo chciałaby zobaczyć mężczyznę w tej koszulce. Na
środku niej znajdowało się wielkie ciastko z oczami, na czubku, którego sterczała
wielka wisienka. Naprawdę, gdyby ją założył, ten widok byłby niezapomnianym.
-
Zostaniesz na obiedzie? – Wystrzeliła nagle, kiedy Alex próbowała założyć na
siebie koszulkę. Trzymanie jedną dłonią kołdry i jednocześnie zakładanie
koszulki nie było łatwą rzeczą, a tu jeszcze kobieta tak śmiertelnie ją
straszyła. – Albo zostań do kolacji! Zrobię indyka! Prawda, że lubisz indyki,
Tom aż…
-
Pani Moore? – Powiedziała nieśmiało, nie chcąc robić nadziei kobiecie.
Ostatecznie Tom, był z nią jeśli chodziło o łóżko, ale nie powiedział nic o tym,
by chciał również jej obecności w życiu prywatnym. Alex zapragnęła by tego
zechciał, jednak nie zamierzała go irytować, nie pytając go najpierw, co o tym
sądzi. – Bo my z Tomem… To znaczy… On może… nie wiem… czy będzie chciał…
-
Nie wygaduj głupstw kochanie! – Krzyknęła Margaret, wyciągając dłoń po tace i
stawiając ją na jej kolanach. Alex na chwilę, straciła kontakt z
rzeczywistością, gdyż naleśniki pani Moore pachniały tak smakowicie, że dopiero
teraz poczuła, jak bardzo jest głodna. – Mój syn na pewno będzie szczęśliwy,
gdy zostaniesz dłużej! – Powiedziała radośnie, a zaraz potem schyliła się do
niej i poszturchała ją ramieniem, zwężając powieki i uśmiechając się
przebiegle. – A pewnie nie będzie miał nic przeciwko jak będziesz chciała
zostać aż do rana…
Alex odwróciła wzrok, zawstydzona bezpośredniością
tej kobiety. Sam mówiła jej tylko, że matka Toma jest miła i przyjazna, nic nie
wspominała o tym, że kobieta jest niespełna rozumu.
Nie powiedziawszy nic więcej,
chwyciła za widelec, zajmując się naleśnikami. Pierwsze kęsy były nieśmiałe,
lecz gdy tylko poczuła na języku cudowność posiłku, w błyskawicznym tempie
pożerała naleśniki.
-
Cieszę się, bo już zaczynałam myśleć, że mój syn jest gejem. – Alex zakrztusiła
się, słysząc to oświadczenie. Odkaszlnęła, a jej oczy zrobiły się prawie
okrągłe. Margaret wcale nie zmartwiła się jej stanem i tym, że Brytyjka prawie,
że schodziła z tego świata. Ciągle siedziała w miejscu, skubiąc się w szyje i
patrząc gdzieś w przestrzeń. - Bałam się, że któregoś dnia przyprowadzi do domu
chłopca!
-
Nie jestem chłopcem… - Wydusiła z siebie, po czym ponownie zaczęła kaszleć.
Kobieta tym razem zauważyła jej niespokojny oddech i pomogła jej dojść do
siebie, kilkoma silnymi uderzeniami w plecy. Odetchnęła z ulgą, kiedy Brytyjka
oddychała już spokojnie. – Przysięgam, że jestem kobietą.
-
Wiem… - Powiedziała rozmarzona, klepiąc ją po kolanie. Spojrzała w jej twarz z
napięciem, przygryzając swą dolną wargę. - Słyszałam i widziałam…
Alex będąc w połowie drogi do ust, z
kolejnym kawałkiem naleśnika, nagle się zatrzymała. Co słyszała? – Zmartwiła
się, nie wiedząc czego to może się spodziewać, po tej kobiecie. Czyżby matka
Toma słyszała jej krzyki? Odwróciła pośpiesznie wzrok, mając w głębi nadzieje,
że Margaret chodzi o coś zupełnie innego. Zaraz jednak doszło do niej coś
zupełnie innego – Co widziała? Czyżby kobieta ich podglądała? Co za wstyd…
-
Widziałam cię na festynie w sobotę. – Powiedziała spokojnie, a Alex odetchnęła
ze spokojem. – Miałaś śliczną sukienkę. Rozmawiałam o tobie z Rose.
Matka przyjaciółki nic jej o tym nie
wspomniała. Zmartwiła się nieco, gdyż myślała, że zbliżyły się z kobietą, przez
to gotowanie, jednak nawet ona miała przed nią tajemnice. Alex była bardzo
ciekawa co też Rose o niej powiedziała kobiecie, przed którą, nie czarujmy się,
chciała się dobrze zaprezentować. Na szczęście matka Toma jakby przeczuwała jej
rozterkę i nie czekając aż zapyta, opowiedziała jej o wszystkim.
Alex słuchając każdego następnego
słowa, relacjonującego rozmowę sąsiadek, przybierała na twarz coraz to szerszy
uśmiech. Rose mówiła o niej w samych superlatywach, wychwalając jej zdolności
kucharskie, mówiąc jaka to jest miła, uprzejma, dobrze wychowana. Oczywiście była
taka i tu nie mogła zarzucić kobiecie kłamstwa, lecz co innego wiedzieć co
nieco o sobie, a co innego móc słuchać tych miłych rzeczy. Co do jednego miała
tylko obiekcje. Nie wiedziała dlaczego matka Toma przyjmuje ją tak ciepło,
wiedząc, że zostając tu na noc, nie grała z nim w scrabble.
Rozkoszując się smakiem naleśników,
na których skupiła teraz całą swoją uwagę, całkowicie przestała słuchać pani
Moore. Próbowała skupić myśli na jej słowach, lecz głód zapanował nie tylko nad
jej dłońmi, łapczywie wsuwającym każdy kolejny kęs w usta, lecz także i nad
umysłem.
-
Jesteś idealna dla naszego Toma! – Krzyknęła Margaret, unosząc dłonie w
zachwycie i tylko siłą woli powstrzymując się przed serdecznym wyściskaniem
dziewczyny. Naraz jednak spoważniała i przybliżyła się do Alex, zniżając głos
do szeptu jakby chciała jej zdradzić bardzo wielką tajemnicę. – Odkąd rozstał
się z Amber, z nikim się nie spotykał.
Brytyjka odstawiła widelec i
przełknąwszy ostatni kęs spojrzała z ciekawością na Margaret. Ostatnie zdanie
doszło do jej uszu, zasiewając w niej niepokój. Nie wiedziała, że była jakaś
Amber… W sumie jednak skąd mogła o tym wiedzieć? Tom nie opowiadał jej o sobie
zbyt wiele, a zastanawiając się nad tym głębiej, wszystko co o nim wiedziała,
brało się z wiedzy innych. Najczęściej jej informatorem była Sam, lub też Rose,
która od chwili gdy przyłapała ich w jej sypialni, wysyłała w jej stronę dziwne
spojrzenia.
-
Amber? – Spytała nieśmiało, mając nadzieję, że Margaret podejmie temat, a ona
będzie miała okazję dowiedzieć się czegokolwiek o byłej ukochanego. Kobieta
jednak milczała, przyglądając się jej z uśmiechem, podczas gdy Alex szalała w
duchu. Po kilku sekundach niezręcznego milczenia, podjęła kolejną próbę. – Czy
Tom… ją kochał?
Margaret westchnęła ciężko i jedyne
co zrobiła to wzruszenie ramionami. Dlaczego nagle ucichła? Przedtem trajkotała
jak nakręcona, a teraz nic? Alex miała ochotę ją udusić, a raczej wydusić z
niej całą prawdę.
-
Tom nie lubi o tym mówić. – Powiedziała w końcu, zabierając tacę i układając ją
na swych kolanach. – Własnej matce powinien powiedzieć o co poszło, jednak jak
tylko próbuje coś z niego wyciągnąć, zmienia temat, lub mnie unika! Myślałam,
że tobie coś powiedział…
-
Niestety wiem mniej niż pani. Nie miałam nawet pojęcia, że istniała jakaś
Amber… - Przyznała ze smutkiem, podszczypując brzeg kołdry.
Margaret westchnęła i chwytając za
rączki tacy podniosła się, i zniknęła z pokoju, pozostawiając po sobie mocny
zapach swych perfum. Alex zapatrzyła się w materiał rozmyślając intensywnie o
tym czego właśnie się dowiedziała. Bała się spytać Toma o jego poprzedni
związek. W końcu przecież nic jej nie obiecywał. Tylko przeprosił. W tej
kwestii nic się nie zmieniło.
Jęknęła, wściekle uderzając
poduszkę. Była największą idiotką jaka chodzi po tej ziemi! Po raz drugi dała
się zaciągnąć do łóżka, naiwnie myśląc, że tym razem skończy się to inaczej.
Choć najchętniej rozryczałaby się jak mała dziewczynka, postanowiła być twarda.
Wyskoczyła z łóżka, miotając się przez chwilę po pokoju, chcąc znaleźć swoją
torebkę. Nie mogła czekać aż Tom się tu pojawi, musiała zniknąć, unikając
upokorzenia. Kiedy ją odnalazła, wydobyła z niej telefon i wykręciła numer
przyjaciółki.
-
Sam? – Załkała w słuchawkę, gdy usłyszała głos przyjaciółki po drugiej stronie.
Niespodziewanie po jej policzkach popłynęły łzy. Przez chwilę wahała się czy
aby dobrze robi, jednak nie mogła tu zostać. Nie chciała być znów uświadamiana
w tym, że jest głupia. – Przyjedziesz po mnie?
Przyjaciółka milczała i gdy Brytyjka
myślała już, że połączenie zostało przerwane, ta się odezwała.
-
Będę za 10 minut!
Kiwając głową w zrozumieniu,
wcisnęła komórkę na powrót do torebki i zebrała ubranie. Korzystając z łazienki
doprowadziła się do porządku i już miała wychodzić, kiedy to zapragnęła po raz
ostatni spojrzeć na jego łóżko. W jej głowie pojawiły się obrazy minionej nocy.
Rozpamiętując ich wspólne chwilę, odpłynęła do innego świata i dopiero klakson
wozu przyjaciółki wyrwał ją z zamyślenia. Pokręciła energicznie głową,
odpędzając od siebie wspomnienia, po czym zerknęła czy aby na pewno zabrała
wszystkie swoje rzeczy i udała się do wyjścia.
*
* *
Nastał
wieczór. Siedziała właśnie na łóżku szykując się do spania, kiedy po raz
kolejny tego dnia zaczęła niepotrzebnie rozmyślać.
Kiedy Sam przywiozła ją na farmę,
przez kilka godzin nie potrafiła znaleźć sobie miejsca, skutkiem czego kręciła
się z kąta w kąt. Próbowała zająć czymś ręce, tak by jej myśli skupiły się na
czym innym jednak nawet sprzątanie brudnych stajen, czy plotkowanie z matką
przyjaciółki nie pozwoliły jej zapomnieć o nocy z Tomem. Wiedziała, że jest to
beznadziejne, lecz nie potrafiła o tym nie myśleć.
Spod poduszki wydobyła komórkę,
chcąc utwierdzić się w przekonaniu, że Tom zapomniał o niej i na pewno nie
rozpamiętywał ich nocy. Tu jednak spotkało ją zaskoczenie. Mrugając parokrotnie
powiekami starała się przekonać czy to co widzi, aby na pewno nie jest snem.
Niestety wzrok jej nie zawodził. Przesunęła palcem po ekranie, odblokowując go,
a następnie kliknęła na słuchawkę, sprawdzając połączenia. Pomimo, że w
licznych połączeniach wyświetlał się nieznany numer, dziewczyna wiedziała do
kogo należał. Tom do niej dzwonił… i to mniej więcej co godzinę.
Alex jęknęła cicho i odrzuciła
telefon na łóżko, po czym opadła bezsilnie na pościel. Nie mogła uwierzyć, że
ten do niej dzwonił… Nie wiedziała nawet skąd ma numer jej komórki, nie
przypominała sobie by kiedykolwiek mu go dała. To jednak nie było teraz
najważniejsze. Najważniejsze było to, że obawiała się do niego oddzwonić. Możliwe,
że chciał wyjaśnień, dlaczego tak nagle zniknęła, nie mówiąc mu o tym ani
słowa, a co bardziej prawdopodobne chciał się z nią umówić w wiadomej sprawie.
Nie miała pojęcia, czy godzić się na ten układ, czyli pozostać jego kochanką,
do czasu aż mu się znudzi, czy może uciąć znajomość, by nie zatapiać się w tym
bagnie jeszcze głębiej. Wiedziała, że z końcem sierpnia wróci do domu z
pękniętym sercem. Nie miała już co do tego żadnych wątpliwości.
Nagłe pukanie otrzeźwiło ją na tyle,
że podniosła się do siadu i poprawiając włosy, poprosiła by gość wszedł.
Przybyszem okazała się być przyjaciółka. Lekko uniosła brwi, gdyż nie
podejrzewała Sam by ta umiała pukać. Jednak od jej przyjazdu tutaj, a raczej od
chwili, gdy była narzeczoną Moorea, amerykanka diametralnie się zmieniła.
-
Mogę? – W uchylonych drzwiach pojawiła się uśmiechnięta twarz przyjaciółki.
Alex odwzajemniła jej uśmiech i zaprosiła ją do środka ruchem dłoni. Sam
wcisnęła się do pokoju, podbiegając do łóżka i siadając blisko Angielki. Przez
chwilę patrzyła na nią ciekawie, marszcząc brwi, po czym na jej twarzy pojawiło
się zastanowienie. – Czy myślisz, że Luke mnie kocha?
Alex roześmiała się nerwowo, klepiąc
przyjaciółkę po ramieniu i przytakując jej głową. Co do zakochania starszego
Moorea nie miała wątpliwości. Widziała jak ten patrzy na przyjaciółkę. Chciała
być tak pewna co do drugiego z Mooreów…
-
Jesteś pewna, że nie robię błędu? – Sam, spytała nieco drżącym głosem. – Niby jest
fajnie… ale co będzie jak się okaże, że on to robi tylko dla żartu?
-
Na pewno cię kocha. – Powiedziała z przekonaniem. Nie okłamywała przyjaciółki.
Tego, że mężczyzna wprost za nią szaleje, była całkowicie pewna.
Twarz Sammy rozjaśniła się w
uśmiechu. Podniosła się z miejsca, lecz zaraz na nie powróciła, niespodziewanie
przytulając przyjaciółkę.
-
Dziękuje ci Alex. – Szepnęła tuż do jej ucha, po czym wyswobodziła się z jej
ramion i błyskawicznie pokonała drogę do drzwi. – Jesteś moją najlepszą
przyjaciółką.
Brytyjka z cichym westchnieniem
odpowiedziała jej smutnym uśmiechem, po czym ponownie opadła na łóżko. Patrząc
w biel sufitu, przypomniała sobie o Tomie. Ciągle nie wiedziała co zrobić. Nie
chciała też martwić nikogo swoimi problemami. Byłoby zbrodnią zamęczać nimi
Sam, podczas gdy ta była w tak wyśmienitym humorze.
-
Zmieniłaś się Sam… - Westchnęła, nieświadomie zatrzymując przyjaciółkę w
drzwiach. Samantha odwróciła się, patrząc na Brytyjkę w zdumieniu, jednak jej
dłoń ciągle ściskała klamkę. – Nawet nie wiesz jak bardzo…
-
A może zawsze taka byłam…
Może i tak – pomyślała Alex – a może
to ja się zmieniłam…
*
* *
Nazajutrz,
kiedy tylko pierwsze promienie słońca wpadły do jej pokoju, zerwała się z łóżka
i pobiegła do łazienki. Nie poświęcając dużo czasu układaniu włosów, związała
je w ciasny węzeł, nie oglądając się w lustrze.
Przed
zaśnięciem podjęła decyzję. Wiedziała już co ma robić. Po pierwsze postanowiła
nie przejmować się dłużej tym co ją gryzło. Jeśli Tom chce z nią tylko sypiać,
z chęcią mu to ułatwi, gdyż nagłe oziębienie ich stosunków nic nie da. Tak czy
inaczej powróci do kraju ze złamanym sercem, a to czy będzie cierpieć teraz czy
za dwa tygodnie, było bez różnicy.
Podchodząc
do szafy wydobyła z niej pierwsze lepsze dżinsy i spraną koszulkę. Dzisiaj
miała wielką ochotę na pracę. Najlepiej w dużych ilościach, by mogła wyłączyć
umysł. Robiąc najmniej hałasu, zbiegła po schodach, w pierwszym momencie
kierując się do kuchni. Z zaskoczeniem ujrzała tam już wszystkich domowników z
wyjątkiem Sam.
-
Dzień Dobry Alex. – Mruknął Richard, spod wąsa. Wszystkie oczy skierowały się
na nią, a chwilę później posypały się powitania. Rose zaprosiła ją do stołu,
napełniła kawą niebieski kubek i podała go dziewczynie. Jedyną osobą w złym
humorze był pan Anderson. – Samantha już wstała?
-
Nie wiem. – Przyznała szczerze, parząc sobie usta gorącą cieczą. – Nie
zaglądałam do jej pokoju.
-
Świetnie. – Mruknął wściekle i przechylając kubek do góry nogami, opróżnił jego
zawartość. Chwytając stetson, wcisnął go na głowę i prawie, że wyrywając drzwi
z zawiasów, opuścił dom, szepcząc coś pod nosem.
Alex z jawnym zaskoczeniem,
spojrzała wymownie na Simona, lecz ten jedynie machnął ręką i odstawiając kubek
do zlewu, wybiegł tuż za ojcem.
-
Czy zrobiłam coś złego?
Brytyjka naprawdę czuła się winna i
miała cichą nadziej, że to nie ona zdenerwowała ojca przyjaciółki. Na całe
szczęście Rose szybko wytłumaczyła jej, że mąż jest wściekły od wczoraj i to
nie jej wina. Alex odetchnęła z ulgą, jednak dziwny humor pana domu nie dawał
jej spokoju, dlatego też spytała się o jego przyczynę.
-
Żaden ojciec nie lubi, kiedy mu się zabiera jego małą córeczkę. – Szepnęła
dyplomatycznie Rose, wycierając kubki w szmatkę. Kiedy skończyła usiadła przy
dziewczynie, tłumacząc jej jak wielką utratą jest wydanie za mąż pierwszego
dziecka. – Richard po prostu ją kocha.
Alex pokiwała głową w zrozumieniu,
kodując w pamięci by czasem nie wspominać o zamążpójściu Sam przy jej ojcu.
Posiedziała jeszcze chwilę z panią Anderson, rozmawiając o przepisach i
technikach malowania, po czym przeprosiła ją grzecznie chcąc zająć się pracą.
Nie wiedząc dlaczego poczuła się już
częścią tego domu. Naprawdę trudno będzie jej opuścić to miejsce.
-
Alex!
Usłyszała swoje imię, kiedy tylko
przekroczyła próg stajni. Nie musiała rozszyfrowywać właściciela głosu, gdyż
ten właśnie do niej podbiegł.
-
Dzisiaj pomagasz nam przy boksach? – Tim jak zwykle w mig potrafił znaleźć jej
robotę. Dziewczyna uśmiechnęła się wesoło, przypominając mu ich ostatnie
wspólne prace. Wtedy niby niewinne sprzątanie, skończyło się skręconą kostką. –
Może to nie był najprzyjemniejszy początek, ale teraz z pewnością pójdzie ci
lepiej.
Wszyscy obecni trzymający w dłoniach
widły spojrzeli na nią z nadzieją. Może nie znała ich zbyt długo jednak
błyskawicznie pojęła o co im chodzi. Mężczyźni to jednak przebiegłe lisy…
-
Miałabym wam zabierać taką ekscytująca pracę? – Powiedziała smutno, nie chcąc
się zdradzać, że przejrzała ich podchody.
Na
pewno chcieli się wymigać od sprzątania łajna. Była tego pewna. Roześmiała się
widząc smutne miny i już chciała im powiedzieć, że ich rozszyfrowała, kiedy to
tuż za nią pojawił się Gray.
-
Do roboty chłopaki! – Wrzasnął rozbawiony, kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny.
– Alex dzisiaj zajmie się czymś innym.
Czymś innym? Była szalenie ciekawa
jaka to wyczerpująca robota jej się trafiła.
Naprawdę szkoda mi Alex, widać, ze męczy się ze swymi uczuciami coraz bardziej,...eh, ten Tom, niech się ocknie!niech powie jej co czuje!
OdpowiedzUsuń