Witam!
Tu miał być opis, czy coś takiego... niestety jestem zbyt naj**bana by wymyślić coś fajnego... Tak więc, trzymając się dywanu (Szatan kocham Cię! ;*) zapraszam was na kolejny rozdział!
-
Moore! Ty obślizgły szczurze! – Wrzasnęła wściekle Sam, chcąc tymi słowami
wyrazić całą swą złość na Luka, który to jakby był jasnowidzem nie znajdował
się na farmie, kiedy ta w szale przemierzała kolejne stajnie w poszukiwaniu
Amerykanina. – Zawsze mnie wkurzałeś, ale teraz przegiąłeś!
Nie
sądziła, że tak szybko spotka znów mężczyznę. Kiedy go szukała, miała już
ochotę odstrzelić kilku zaskoczonych jej widokiem kowbojów, kiedy jeden z nich
stwierdził, że pan Moore udał się na lotnisko i jeszcze nie wrócił. Jego
przystojna twarz zawsze działała na nią w niezwykły sposób, porażając jej
zmysły, sprawiając, że nie mogła się skupić w jego obecności.
-
Jak miło cię widzieć kochanie. – Rzekł uśmiechając się zniewalająco i nie
zważając na broń, którą trzymała, zmniejszył dzielącą ich odległość. - Nie wiedziałem
że spotka mnie taki zaszczyt i sama mnie odwiedzisz.
-
Zamknij się i przestań mnie tak nazywać! – Wrzasnęła, podnosząc broń, celując
lufę na jego pierś. Ten nie przestraszył się jednak, nie wahając się ani
sekundę, stawiał swe kroki dalej. Sam poczuła na ciele dreszcz, który przeszył
całe jej ciało. Jej serce przyśpieszyło swój rytm, a do nozdrzy doszedł ją jego
męski zapach. Pachniał mężczyzną, w każdym tego słowa znaczeniu, gdzie woń
mocnych perfum, mieszała się z zapachem jego rozgrzanego słońcem ciała. –
Zatrzymaj się, albo pociągnę za spust!
Mężczyzna prychnął pod nosem.
Zatrzymał się dopiero, na kilka kroków przed nią, gdy lufa strzelby dotknęła
jego koszuli. Sam zadrżała, zdając sobie sprawę, że już nigdy mężczyzna nie
znajdował się tak blisko. Kiedyś może żebrałaby o każdą minutę, by spędzić z
nim czas, ale nie teraz, nie w tej chwili.
-
Teraz chociaż jestem pewny, że nie spudłujesz… - Powiedział, chwytając za lufę
i przesuwając ją na swe gołe ciało, w miejscu gdzie kraciasta koszula
odsłaniała jego pierś. Sam zawahała się przez chwilę i odsunęła palec od
spustu. – Strzelaj jeśli chcesz.
Angielka pisnęła w przerażeniu i
chwyciła za ramię swą przyjaciółkę. Sam natomiast, strzepnęła jej dłoń ze swego
ramienia, upominając ją by odsunęła się o kilka metrów. Alex posłusznie
oddaliła się, ufając, że przyjaciółka nie popełni głupstwa.
Tak
naprawdę nie chciała go zabijać, chciała jedynie przemówić mu do rozsądku, a że
nie umiała tego zrobić normalnie, w desperacji pojawiła się w jego domu z
bronią. Szukając w myślach dnia, w którym zaczęła go nienawidzić, przypomniała
sobie, że postanowiła, iż mężczyzna już nigdy z niej nie zadrwi, a ich rozmowy
nie będą przyjazne. Pragnęła wtedy by mężczyzna umarł, lecz to było aktualne
gdy była nastolatką, a sporo od tego czasu się zmieniło. Nie chciała, by zginął
z jej ręki, bo kto by się z nią spierał i denerwował ją tak jak on?
-
Tak bardzo chcesz dzisiaj zginąć? – Spytała zawadiacko, unosząc kącik swych ust
w złośliwym uśmiechu. Pchnęła strzelbę, mocniej dociskając ją do jego piersi.
Nieświadomie powiodła spojrzeniem do jego torsu i to ją zgubiło. Zaczęła wodzić
spojrzeniem, po wspaniałej, umięśnionej piersi Luka, wyobrażając sobie jakby
było gdyby zamiast lufy znajdowała się tam jej dłoń. Przymknęła na chwilę oczy,
a jej wyobraźnia zaczęła nakreślać obrazy. Otrząsnęła się szybko, uświadamiając
sobie, że Moore jest jej wrogiem. – Już nie możesz się doczekać, co?
-
Z twojej ręki kochanie, byłby to prawdziwy zaszczyt. – Powiedział zniżając
głos, zmieniając jego barwę na bardziej zmysłowy.
Sam
nie wiedziała czy zrobił to specjalnie, czy zupełnie nieświadomie, jednak
walczyła ze sobą by nie ulec czarowi, jaki wokół siebie roztaczał. Uśmiech
mężczyzny działa na nią niszcząco o czym przekonała się już w przeszłości,
jednak pomimo tego, że myślała, iż dorosłość oraz rozłąka uwolni ją od uczuć
jakie w niej wzbudzał, bardzo się myliła. Musiała naprawdę mocno zagryźć usta,
by się nie uśmiechnąć, zapominając dlaczego w ogóle się tu znalazła.
Długi
czas, w którym studiowała w Anglii, zawsze wydawał jej się katorgą. Nie
tęskniła tak za krajem, co za roześmianą twarzą bruneta. Czasami łapała się na
tym, że spoglądała na zdjęcie w telefonie, które kiedyś, przypadkowo udało jej
się mu zrobić. Chociaż zmieniała komórki, w ciągu tych kilku lat, zdjęcie nadal
pozostawało. Lubiła patrzeć na nie nocą, gdy było jej smutno, czy źle. Ten
uśmiech zawsze dodawał jej sił, pozwolił podnieść się z najgorszej depresji i
na nowo przywołać radość w jej sercu.
-
Sam… - Szepnął, podnosząc dłoń i ściskając metalową lufę. Gdyby nie jej mocny
uścisk, mężczyzna z łatwością wyrwałby jej broń. Walczyła sama z sobą by nie
ulec jego miękkiemu szeptowi, który porażał jej zmysły i zabierał możliwość
logicznego myślenia. – Przecież oboje doskonale wiemy, że nie chcesz mnie
zabić.
Nie chciała i tutaj miał świętą
rację. Nie zamierzała jednak pozwolić mu by nią po raz kolejny zawładnął. Z
bronią w ręku czuła się bezpieczniej.
-
Nie bądź taki pewny! – Krzyknęła, choć stał zaledwie kilka kroków przed nią,
jakby chcąc zagłuszyć głos serca i reakcję własnego ciała na mężczyznę. –
Zawsze musisz robić coś co mnie złości?! Dlaczego chcesz nas wykupić, mało ci
swojej ziemi?!
Spojrzenie Luka zmieniło się.
Uśmiech zszedł z jego ust, a oczy miałby, jak dziwny na niego poważny wyraz.
Serce Sam ścisnęło się z bólu, gdyż to właśnie jej słowa sprawiły jego
zniknięcie.
-
Nie powinnaś najpierw spytać ojca, dlaczego chce sprzedać ziemie? – Spytał,
unosząc swe ciemne brwi w zdumieniu. Sam przez chwile, poczuła się jak idiotka,
która wpada do niego z awanturą nie dowiadując się o co chodzi w całej sprawie.
Jej temperament, jak zwykle wybuchowo, odebrał jej resztki rozsądku, przez co
działała pod wpływem chwili nie zastanawiając się nad swymi działaniami. – Nie
chcę kupować waszej ziemi i szczerze zdziwiło mnie, gdy Richard wystąpił z tą
propozycją.
-
Znam cię Moore! – Wrzasnęła, nie wierząc w ani jedno z jego słów. - Wiem, że
tobie jest wiecznie mało i to pewnie ty złożyłeś mu taką propozycję! Jesteś
pazernym, pozbawionym dumy…
Mężczyznę widocznie zdenerwowały jej
słowa, ponieważ, chwytając za lufę, wyrwał dłoń z jej rąk i odrzucił ją w bok.
Zaskoczona Sam ego nagłym gestem, pisnęła, gdyż w mgnieniu oka pokonał dzielącą
ich odległość i chwytając ją za ramiona przyciągnął do siebie, zbliżając twarz
do jej twarzy.
-
Posłuchaj ty mała złośnico… - Jęknął przeciągle, gromiąc ją swym spojrzeniem.
Przez chwile miała nadzieje, że Luke chce ją pocałować, jednak sądząc po jego
twardym wzroku, nie miał na to ochoty, co jeszcze bardziej ją rozwścieczyło. –
Nie mam zamiaru przekonywać cię, że nie obchodzi mnie wasza ziemia i rozumiem
twoje wzburzenie, ale jeśli jeszcze raz mnie obrazisz, uduszę cię do jasnej
cholery, jak Boga kocham!
Przez chwile nie wiedziała, co tak
mogło go zdenerwować. Z tego co sobie przypominała zawsze go przezywała, jednak
nigdy nie zareagował na to w taki sposób. Starała sobie przypomnieć słowa,
które wypowiedziała zaledwie minutę temu jednak
zupełnie nie umiała się skupić. Powodowała to bliskość mężczyzny, ciepło
jego spoconego ciała, a szczególnie gorący oddech owiewający jej policzki.
-
Nienawidzę cię!
Spojrzenie Moorea złagodniało i
przesunęło się z jej oczu, na rozchylone usta. Mężczyzna uśmiechnął się,
delikatnie kręcąc głową. Widząc jego uśmiech pomyślała, że to z niej się śmieje
i szarpnęła się, chcąc się wyrwać z jego uścisku, lecz Luke miał co do niej
inne plany…
-
Nie ładnie tak kłamać…
Sam uchyliła usta, by go zwymyślać,
wyzwać od najgorszych drani jakich spotkała, lecz uniemożliwiły jej to usta,
które gwałtowanie wpiły się w jej wargi. Choć w przeszłości całowali się tylko
raz,, było to niczym w porównaniu z gwałtownym pocałunkiem, jakim obdarzył ją
Luke. Kapelusz zsunął jej się z głowy i wylądował pod ich stopami. Na początku
chciała się wyrwać, gdyż pieszczota nie przynosiła jej przyjemności, jednak gdy
nieświadomie jej usta same się poruszyły, jego pocałunki złagodniały,
zmieniając się w ułamku sekundy z gwałtownych w delikatne muskanie warg, przez
co Sam porzuciła zamiar wyrwania się z jego uścisku.
Właśnie te same usta śniły jej się
po nocach. Zwykle marzyła o tej chwili i wyobrażała sobie wspaniałość tej
chwili, jednak rzeczywistość je przerosła. Luke wziął w posiadania jej usta w
cudowny sposób, stykając je ze sobą, rozpalając zmysły. Sam jęknęła nagle, gdy
jego żarliwy, pragnący więcej język, wślizgnął się do jej ust, rozpoczynając
walkę z jej. Nie był to jej pierwszy pocałunek, lecz nigdy nie doznała aż tak
wielkiej przyjemności. Po chwili mężczyzna oderwał się od dziewczyny, a na jego
twarzy pojawił się triumfalny uśmiech.
-
Jeśli wszystkich swoich wrogów, całujesz z taką pasją, ciekawy jestem jak to
robisz, gdy się zakochasz…
To jedno, krótkie zdanie całkowicie
ją otrzeźwiło. Było jak kubeł zimnej wody. Sam skrzywiła się w obrzydzeniu, że
też dała się pocałować temu podstępnemu bazyliszkowi.
-
Łajza… - Syknęła pod nosem, przecierając usta wierzchem dłoni, jakby ten gest
mógł zmazać smak jego warg. Niestety wiedziała już teraz, że kolejną noc spędzi
nad rozmyślaniem o stojącym przed nią mężczyźnie. – Nienawidzę cię z całego serca…
-
Z całego serca? – Roześmiał się, pokazując Sam jak wielką pomyłkę popełniła. Po
jaką cholerę dodałam do tego serce? – Skarciła się w myślach, czując, że jest
największą idiotka na całej kuli ziemskiej. – A więc jest w tym jakieś uczucie…
Podniósł dłoń, gładząc w zamyśleniu
swój zarost. Przez chwile, mierzyła go wzrokiem, po czym westchnęła i chwytając
kapelusz, wcisnęła go na głowę. Podeszła także do swej strzelby, poniosła ją z
ziemi i skierowała się w stronę samochodu. Gdy już była koło wozu, odwróciła
się zaskoczona, przypominając sobie o przyjaciółce.
-
Alex! – Wrzasnęła, rozglądając się po okolicy, jednak nie dostrzegła nigdzie
jej sylwetki. Przestraszyła się nie na żarty. Koleżanka z pewnością nie ruszyłaby
się z miejsca sama, nie znając otoczenia. Nie miała orientacji w terenie, więc
mogłaby się łatwo zgubić. Automatycznie spojrzała na Luka, który nie ruszył się
z miejsca. Podeszła bliżej i szturchnęła go w ramię. – Coś z nią zrobił?!
Luke wyrwany z zamyślenia, popatrzył
na nią zaskoczony i dopiero po chwili pojął znaczenie jej słów. Rozejrzał się
po farmie, poszukując małej osóbki, jednak jej nie zlokalizował.
-
Chyba widziałem jak odchodzi z Tomem… - Powiedział, ściągając swój kapelusz i
poprawiając niesforny kosmyk, który osunął mu się na twarz. Sam jęknęła pod
nosem.
Thomas
Moore był młodszym bratem Luka. Chociaż łączyły ich więzy krwi, braci stanowili
swoje przeciwieństwa. Może to miało coś wspólnego z tym, że posiadali inne
matki. Jeśli nieśmiała Alex przebywała w jego towarzystwie, Sam musiała ją jak
najszybciej odnaleźć. „Zimny Tom” jak nazywała go w dzieciństwie, nienawidził
ludzi, a w szczególności kobiet. Ciągle pamiętała jak jej zakochana
przyjaciółka Hanna, wyznała mu swe uczucia. Ten ją wyśmiał, po czym stwierdził,
że jest pusta i nie ma zamiaru tracić czasu na jej osobę. Jak teraz o tym
myślała, doszukała się wspólnych cech u obu braci Moore. Oboje byli skończonymi
draniami.
-
Sam, gdzie idziesz?
Dziewczyna ruszyła szybkim krokiem,
kierując się do budynku, w którym znajdowało się biuro farmy, całkowicie
ignorując podążającego za nią bruneta. Bała się tego, co zastanie, gdy
przekroczy próg budynku. Była jednak święcie przekonana, że bez tony chusteczek
higienicznych się nie obejdzie.
hahahahah! Lukas zachował się jak moja Łajza - więc znacząco - zacnie. Kocham to!! Świetna scena pocałunku, jak się tak zastanawiam to nie wiem czy nie najlepsza ze wszystkich, jakie stworzyłaś. Sam i Luke to przebojowa para, szybko jednak stracą na znaczeniu...hmm...czekam jednak na pierwsze starcie kogoś innego i szczerze...już sie doczekać nie mogę twej własnej masakry ! XD
OdpowiedzUsuńZgadzam się, pocałunek wyszedł Ci bajecznie. Wczułam się, oj wczułam xD. Lukas jest świetny, bardzo przypadł mi do gustu, lubię w jaki sposób go przestawiasz... hmmm. jest taki... taki fajny, po prostu.
OdpowiedzUsuńZresztą z powodu Łajzy u Szatana bardzo, ale to bardzo za nim szaleję, w jakiej odsłonie by się nie ukazał xD.