poniedziałek, 30 marca 2015

2. Na końcu drogi…


Witam!

    Początkowo miałam wielki plan wydawania rozdziałów w poniedziałki co dwa tygodnie. Teraz jednak sądzę, że tego jest tyle, że spokojnie mogę wydawać, co tydzień. Tak więc zmiany...

Rozdział będzie się pojawiał w każdy piątek.

Obiecuje... xD

Nie przedłużając zapraszam na kolejny rozdział...



- Dlaczego Sam?! – Jęknęła Alex, chcąc przez prawię całą drogę przekonać swą przyjaciółkę, by zawróciła. Nie miała pojęcia kim był ten Lukas Moore, o którym wspomniała i nie chciała tego wiedzieć. – Nie chcę skończyć w więzieniu!
      Zacięta mina Sam, jasno dawała jej do zrozumienia, że dziewczyna nie zawróci, choćby nie wiadomo co powiedziała. Była zdecydowana, a krzyki i lamentowania nic i tak nie pomogą.
        Wzdychając pod nosem i modląc się, by strzelba leżąca na tylnym siedzeniu samochodu okazała się atrapą, zapatrzyła się w widok za oknem. Teraz w tej chwili żałowała, że tu przyjechała. Naiwnie myślała, że przyniosła pecha na przyjaciółkę, zjawiając się w jej domu.
      Kiedy tylko przekroczyła próg domu koleżanki wszystko wydawało jej się idealne jak z sielskiego filmu. Kwiaty w ogrodzie jej matki, biedny Vincent, który śmiertelnie
ją wystraszył, przystojni kowboje, świecący swymi muskularnymi ciałami, peszący ją niezmiernie, wydawały jej się fantastyczne i sama żałowała, że urodziła się w mieście, lecz teraz… Obawiała się o siebie i swoją przyjaciółkę, która wnioskując po jej wąsko zaciśniętych ustach, była zdecydowana odstrzelić mężczyznę, nie zważając na to, że resztę życia może spędzić w więzieniu.
         Nagle doszło do niej coś jeszcze. Dlaczego Sam aż tak się zdenerwowała? Czyżby kochała tego mężczyznę, a ten ją zdradził? Nie chciała o to pytać, gdyż nie wiadomo było jak tamta zareaguje. Miała wybuchowy charakter, a nie było niczego gorszego niż stawanie na minie. Jeszcze koleżanka zechce i ją odstrzelić.
- Sam, wytłumacz… - Zaczęła Alex, lecz po chwili przerwała, gdyż przyjaciółka zatrzymała wóz. Spojrzała w okno, widocznie już dojechały do farmy Moore. – O cholera…
      Ciągle pożerając wzrokiem, widok, który rozciągał się przed jej oczyma, otwarła drzwi i na chwiejących się nogach postąpiła kilka kroków w przód. To faktycznie była farma? W mniemaniu Alex wszystkie takie miejsca w tym stanie wyglądały podobnie – budynki mieszkalne, zagrody, stajnie, parę wybiegów dla koni, ale farma Moore wcale nie pokrywała się z jej wyobrażeniami. Myślała, że będzie tu tak swojsko jak na farmie przyjaciółki, lecz Lucky Dream, faktycznie było snem, snem z którego nie chciała się budzić.
       Na podjeździe, na którym przyjaciółka zatrzymała swojego czerwonego pickupa, stało jeszcze kilkanaście samochodów, idealnie wyglądających w słońcu, o głębokich kolorach. Droga wysypana została ciemnym, drobnym żwirem, a tam gdzie go nie było znajdowała się krótko ścięta trawa, połyskująca zielenią. Wokół zagród, pomalowanych w brązowych barwach, stały wielkie donice, porośnięte różnokolorowymi kwiatami, a bliżej budynków rosły wysokie, stare drzewa. Budynki, może i starego budownictwa, wyglądały jak świeżo pomalowane. Białe ściany z nielicznymi zdobieniami, ciągły się aż po granatowe sklepienie dachu, pokrytego dachówką. W takiej tonacji kolorystycznej zostały zachowane wszystkie budowle, znajdujące się w promieniu wzroku Brytyjki.
- Zaczekaj tu… - Szepnęła Sam, która w chwili gdy koleżanka oglądała farmę, naładowała broń. Nałożyła na głowę brązowy kapelusz i ściskając w dłoni strzelbę, ruszyła do stajen, znajdujących się na prawo. Alex chciała zatrzymać przyjaciółkę, jednak ta pomachała jej tylko dłonią i zniknęła w głębi jednej z końskich domów.
       Alex westchnęła pod nosem, szukając wzrokiem, na tej zadbanej farmie, jakiejś żywej duszy, która mogłaby jej pomóc ocalić pana Moore'a, kimkolwiek on był. Niestety na horyzoncie nie dostrzegła ani jednej osoby, co skłoniło ją do skorzystania z ławki, która znajdowała się niedaleko. Wzięła patyk, znaleziony po drodze i siadając na białym meblu, zaczęła rysować kółka w nawierzchni podjazdu.
        Dlaczego Sam była taka lekkomyślna? Dziewczyna wiedziała, że przyjaciółka nie będzie zdolna strzelić do nikogo, przynajmniej taką miała nadzieję. Z drugiej jednak strony Ameryka sporo różniła się od Anglii, może tutaj można strzelać do ludzi. Postanowiła dzisiejszej nocy dowiedzieć się, jak to wygląda w kwestii prawnej. Jak to dobrze, że wzięłam swojego laptopa – pomyślała Alex, uśmiechając się nieśmiało, kontynuując rysowanie w żwirze. Zajęta rozmyślaniem nad kolejnym kształtem, nie usłyszała końskich kopyt, uderzających o zimie, które zatrzymały się o kilka metrów od niej.
- Co to za rysunki? – Przestraszona tym pytaniem dziewczyna pisnęła i odrzuciła kij za siebie. Podniosła zaskoczone spojrzenie, lecz przez słońce padające na jej twarz, nie mogła dostrzec niczego oprócz zarysu jeźdźca oraz potężnej sylwetki konia. - Och, to ty…
Ciemnowłosy mężczyzna, zeskakując z gracja z siodła i chwytając za cugle swego wierzchowca, roześmiał się. Przysłoniła dłonią oczy i już myślała, że odejdzie, ten jednak podszedł bliżej, mierząc dziewczynę ciekawym spojrzeniem. – Jesteś sama?
           Alex dopiero, gdy jego postać zasłoniła światło, zlustrowała go wzrokiem. Zdała sobie sprawę, że go zna. Przecież to on siedział na lotnisku i zepsuł humor Sammy!
Alex spłoniła się rumieńcem, zdając sobie sprawę, że jest jeszcze przystojniejszy, niż mogłoby jej się wydawać. Po pierwsze był sporo wyższy od niej i musiała wysoko zadrzeć głowę, by spojrzeć mu w oczy. Ciemne włosy gładko zaczesane w tył, podtrzymywane jedynie przez kapelusz, okalały jego męską, nieco surową twarz, nadając jej niebezpiecznego wyrazu. Alex spodziewała się, jakiś groźnych ciemnych oczu, rzucających groźne błyski, a tu spotkała ja miła niespodzianka. Oczy nieznajomego były… Ciepłe, w kolorze ciemnej zieleni. Mężczyzna nie był młodzieniaszkiem, o czym świadczyły liczne zmarszczki, lecz sporo mu było jeszcze do zdziadzienia. 
- Niech pan mi pomoże! – Jęknęła Alex, wstając i chwytając zaskoczonego mężczyznę, za biceps. Rozważała przez chwilę, chęć ucieczki, lecz życie koleżanki było zdecydowanie ważniejsze niż jej wstyd i obawa, że zostanie źle zrozumiana, gdy bez zahamowań, chwyta obcego mężczyznę. – Sam, przyjechała tu zabić pana Moore'a!
- Davida Moore'a? – Spytał, unosząc brwi w zdumieniu.
Alex nie mogąc uwierzyć, że ten nie reaguje, jakby zabójstwa były chlebem powszednim w tym stanie, puściła jego ramie i odchodząc parę kroków, zagryzła usta i pociągnęła nosem, zbierało jej się na płacz, gdy myślała o przyjaciółce, która parę chwil temu pobiegła do wielkiego gospodarstwa, zastrzelić jej właściciela. Miała nadzieję, że ucinając sobie pogawędkę z ciemnowłosym mężczyzną, nie dojdą do jej uszu strzały. 
- Mówiła raczej o jakimś Luku…
- Nie martw się, jeśli chodzi o Luka, nie zabije go. – Wystrzelił nagle, po czym roześmiał się wesoło, odchylając głowę do tyłu. Nagle jednak jakby zdając sobie sprawę ze zdenerwowania dziewczyny, spoważniał, jednak z jego oczu nie znikło rozbawienie. - Powiedz lepiej jak ci na imię.
- Jestem Alex. Dlaczego pan myśli, że go nie zabije?
            Dziewczyna już kompletnie nie rozumiała, amerykanów. Czy oni żartują sobie w ten dziwny sposób? – Zastanowiła się przez chwilę, po czym wzruszyła ramionami, postanawiając poczekać na dalszy przebieg wydarzeń.
- Sam jest nieprzewidywalna i trochę… - Zawahał się zawieszając swe spojrzenie w jakimś punkcie za jej głową. - Dzika, lecz nie umiałaby zabić kogoś, kogo kocha.
- Kocha?
         Podniosła dłoń i podrapała się po czole. Czyżby przegapiła ten moment w którym przyjaciółka mówiła jej, że się zakochała? Z pewnością zwróciłaby na to uwagę, lecz była jeszcze sprawa jej ciągłego zamyślenia, w które od jakiegoś czasu wpadała notorycznie. Jednak znając Sam, ta zamęczyłaby ją na śmierć, opowiadając o ukochanym, dlatego słowa mężczyzny wydały jej się dziwne.
- Skąd wiesz, że Sam go kocha? Mówiła o nim raczej szczur, albo łajza, a… – Stwierdziła otwarcie, nieświadomie porzucając formę oficjalną, przechodząc z nieznajomym na „ty”. – Nigdy nie wspominała mi, że jest w kimś zakochana…
        Po wypowiedzeniu tych słów, mężczyzna obdarzył ją zaskoczonym spojrzeniem, jakby to co mówiła, wydawało mu się niedorzecznością. Alex spłoniła się, opuszczając nisko głowę. Nigdy w życiu nie powiedziała do mężczyzny aż tylu słów naraz. Nie mogła się nadziwić co przełamało jej wiecznie skamieniały język, do wypowiedzenia pełnych zdań, bez ani jednego zająknięcia. Widocznie wakacje już wpływały na nią pozytywnie.
        Ich rozmowę przerwał nagle, podchodzący do nich mężczyzna w ciemnej koszuli, który nic nie mówiąc wziął od niego cugle, i oddalił się z koniem w stronę stajen.
- A ty na pewno jesteś jej przyjaciółką? – Spytał, ciekawie, chwytając ja za brodę, zmuszając by na niego spojrzała. Zaskoczona tym gestem nie wiedziała czy udałoby jej się odpowiedzieć teraz na pytanie jak się nazywa, nie mówiąc już o udzieleniu mu odpowiedzi.
      Mężczyzna uśmiechał się promiennie, ukazując przy tym całe swe uzębienie. Dziewczyna nie wiedziała, czy to było możliwe, lecz ogarnęło ją jeszcze większe zawstydzenie. Chciała się właśnie odsunąć, gdy mężczyzna cofnął swą dłoń i przeniósł ją na jej głowę, mierzwiąc jej włosy.
-  Wydaje mi się mała, że…
            Mężczyzna urwał, gdyż do naszych uszu dobiegł wystrzał. Zaskoczeni odwróciliśmy swe głowy w stronę z której dobiegł huk. Alex pisnęła widząc swą przyjaciółkę o kilkanaście kroków, od nich. Dziewczyna stała w rozkroku, dłońmi ściskając strzelbę, z lufą skierowaną ku górze z której można było dostrzec delikatny dym, co świadczyło o tym, że to ona strzeliła.
Nawet z takiej odległości Alex mogła dostrzec, że przyjaciółka aż kipi ze złości.
- Następna kulka jest dla ciebie gnido… - Wykrzyczała i ruszyła szybkim krokiem w ich stronę.
Jej płomienne spojrzenie i zaciśnięta szczęka nie zwiastowały niczego dobrego, to też Alex niesiona impulsem, schowała się za potężną postacią mężczyzny, chcąc się uchronić od kulki. Kiedy jej kroki ucichły, Alex wychyliła się zza ramienia mężczyzny. Przysłoniła dłonią usta, ponieważ myślała na początku, że słowa skierowane były do niej, jednak ta całkowicie była pochłonięta wpatrywaniem się w oblicze nieznajomego. Przez chwilę podejrzewała, że jest on wspomnianym Lukasem Moorem, lecz szybko odpędziła od siebie te myśli.
- Alex… - Wysyczała Sam, nie odwracając spojrzenia od faceta, który jak zauważyła Alex uśmiechał się jakby nie wzruszony, morderczym wzrokiem amerykanki. Na pewno jest obłąkany… - Pomyślała dziewczyna, przechodząc za przyjaciółkę. – Poczekaj w samochodzie.
     Alex jednak nie spełniła jej prośby, chcąc na własne oczy zobaczyć, co chce zrobić przyjaciółka i gdyby okazało się to niedorzeczne, powstrzymać przed tym krokiem, temperamentną dziewczynę. Nie spodziewała się jednak, że Sam ma co do nieznajomego zupełnie inne plany…   

4 komentarze:

  1. Świetne opowiadanie, wyciskasz mi łzy ze śmiechu, no masakra totalna xD
    zmieniasz osobę narratora i chwilami rzucasz takimi słówkami jak: zdziadzieje - aż chce się paść na podłogę i kwiczeć xD - centralnie, tworzysz cudeńko, choć czytam to już drugi raz, sikam ze śmiechu równie mocno.

    Pozdro!

    PS. Obłąkany Luke XD muahahahah

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuje za te miłe słowa xD To bardzo budujące rozśmieszać Cię swoimi błędami.

      Ps. Luke jest obłąkany... Przekonasz się o tym w następnych rozdziałach XD

      Usuń
  2. Zgadzam się ;) To idealne opowiadanie na poprawę humoru. Nie czułam się zbyt dobrze, ale wchodząc tu dzisiaj dokonałam najlepszego z możliwych wyborów. Potrafisz rozbawić( i zabawić) czytelnika, czego Ci bardzo gratuluję i też po cichu zazdroszczę, bo ja chyba nigdy nie umiałam takiego czegoś xD.
    Naprawdę jestem pod wrażeniem lekkiego stylu i fajnych bohaterów. Brawo, oby tak dalej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż tak? XD Cieszę się zatem, że poprawiłam Ci humor. Bardzo miło usłyszeć, że nieświadomie zrobiłam dzisiaj jakiś dobry uczynek xD

      Usuń