piątek, 6 marca 2015

Epilog

To już koniec... Dziękuje wszystkim za komentarze i opinie. Do Widzenia! 



- Nat, ja umieram… - Jęknęła Klaudia, a jej ciałem ponownie wstrząsnął dreszcz. – Dlaczego akurat musiałam urodzić się kobietą?!
            Właśnie dzisiaj był dzień, w którym Klaudia oraz Ian, mieli złożyć sobie przysięgę małżeńską. Przyjaciółka wyglądała wspaniale w białej sukni ślubnej i długim welonie opadającym na jej plecy. Szczerze zazdrościłam jej tego dnia, a raczej tej sukni i figury, którą miała. Pewnie jak dojdzie do mojego ślubu, moja ledwo dostrzegalna ciąża, stanie się już widoczna.
Ceremonia miała zacząć się już za chwilę, jednak nie sądziłam by wszystko odbyło się o określonej na zaproszeniach godzinie. Z przyjaciółką byłyśmy uwięzione w toalecie. Początkowo myślałam, że dopadł ją stres z powodu ślubu, lecz prawda była zupełnie inna…
- Ten skurwiały Ian, zrobił mi to specjalnie! – Syknęła przyjaciółka i ponownie nachyliła się nad muszlą. – Niech no tylko zostanę jego żoną… Nie zazna spokoju!
- Przestań tak mówić. – Powiedziałam spokojnie, poklepując ją po plecach, drugą z dłoni podając jej chusteczkę. – Przecież sama chciałaś tego ślubu.
            Przyjaciółka prychnęła pod nosem, tłumacząc, że nie o ślub tu chodzi. Zdumiona, przyjrzałam się jej zielonkawej twarzy i miałam pewne podejrzenia. Nie chciałam jednak jej o tym mówić, by jej nie denerwować.
- Dzieciaka mi zmajstrował! – Jęknęła, przeklinając pod nosem i po raz kolejny zwracając zawartość swojego żołądka. Podniosła głowę i wytarła usta w chusteczkę. – Niech no go tylko dorwę w swoje ręce…
         A więc jechałyśmy na tym samym wózku. Istotną różnice jednak robiło to, że nie powiedziałam przyjaciółce o ciąży, ustalając z Hyunem, że będzie to jej ślubny prezent od nas. Ian zapewne jeszcze nie wiedział o jej błogosławionym stanie i nie chciałabym być w jego skórze, gdy przyjaciółka będzie mu o tym mówić. Ba! Nie chciałabym zbliżać do nich nawet o kilometr.
- Co ty gadasz?! – Krzyknęłam, chcąc przemówić jej w ten sposób do rozumu, jednak ta uparcie, nie chciała dać się przekonać. - To jest fantastyczna wiadomość!
- Dziecko to fantastyczna wiadomość?! Drze się, nie da spać w nocy i… - Zaczerpnęła mocno powietrza, jakby brakło jej go w płucach i wytrzeszczając oczy chwyciła się za piersi. -  Jak będę wyglądały moje cycki?!
            No właśnie! Rozważyłam to samo, co przyjaciółka i powtórzyłam jej gest łapiąc się za piersi. Nie chciałam by stały się obwisłe i niekształtne!
- Ja umrę Nat!
            Głupia uwaga przyjaciółki i jej szloch, wyrwały mnie z zamyślenia o piersiach. Oparłam dłonie na biodrach i nabrałam powietrza, jakbym w ten sposób mogła, wciągnąć z okolicy siłę potrzebną mi do przekonania przyjaciółki, że to nie jest taka zła wiadomość.
- Daj spokój ciąża to nie jest wyrok śmierci! Od tego się nie umiera!
Klaudia uniosła swe zapłakane oczy i przyjrzała się mi dokładniej. Prychnęła pod nosem dając mi do zrozumienia, że nie uwierzyła moim słowom.
- Gówno wiesz! Ty nie jesteś w ciąży, więc nie wiesz, o czym mówię! To ja noszę w sobie pasożyta!
            Właśnie, że wiem… A chuj strzelił naszą niespodziankę! Musiałam powiedzieć przyjaciółce, że znajdowałam się w tej samej sytuacji, a właściwie to w gorszej, ponieważ z pewnością urodzę wcześniej. Nie wprowadzając na pole bitwy tej karty, z pewnością przegrałabym z jej argumentami.
- Właśnie, że wiem…
            Bez zbędnych uników, opowiedziałam jej o swojej ciąży, ukrywając tylko jeden, ciekawy fakt na jej temat. Myślałam, że to jakoś pocieszy koleżankę, jednak ta pogrążyła się w jeszcze większej panice i zaczęła lamentować także i nad mym stanem.
- No ładnie! Teraz obie umieramy!
            Pomimo, że kochałam ją jak siostrę, miałam już jej kompletnie dość. Podeszłam do niej chwytając ja oburącz za ramiona i potrząsając. Koniec tego użalania się nad sobą!
- Klaudia… - Zaczęłam spokojnie, patrząc jej prosto w oczy. - Właśnie tam, za tymi drzwiami czeka na ciebie Ian, osoba, która kocha cię nad życie, a ty siedzisz tu zamiast iść tam i założyć na niego sidła?
            Sidła? Kompletnie nie wiem, dlaczego powiedziałam to w taki sposób, Klaudia jednak chyba zrozumiała tą metaforę, gdyż przestała płakać i ocierając twarz ręcznikiem, podniosła się z podłogi.
- Miałaś na myśli obrączkę, tak? – Spytała uśmiechając się szatańsko, tak jakby nagle wszystko było w porządku. Wyciągnęła z torebki, małą kosmetyczkę i poprawiła rozmazany płaczem makijaż. Po kilku minutach była już gotowa, a po jej niedawnym załamaniu nie było śladu. - Dobra idziemy!
            Wyszłyśmy z łazienki i skierowałyśmy się korytarzem do sali, w którym miał być udzielany ślub. Po drodze napotkałyśmy Hyun Joong, zapewne wysłanego przez niecierpliwiącego się pana młodego.
- Wszystko w porządku? – Spytał, gdy tylko podszedł bliżej.
            Klaudia jakby w ogóle go nie zauważając, sunęła dalej, podśpiewując pod nosem wesołą piosenkę. Hyun spojrzał na mnie pytająco. Zapatrzyłam się na jego sylwetkę. Nigdy jeszcze nie widziałam go w garniturze i szczerze żałowałam, że nie nosi go na co dzień. W ciemnym, wizytowym ubraniu, wyglądał doskonale i bardzo seksownie.
- Klaudia miała małą niespodziankę.
- Powiedziałaś jej o bliźniakach?
            Zaśmiałam się, widząc zawiedzenie w jego oczach. To był jego pomysł, by odłożyć moment powiedzenia przyjaciółce o ciąży na dzień ślub, ponieważ twierdził, że Klaudia dostanie zawału, gdy się o tym dowie.
- Nie, powiedziałam jej o ciąży. – Zapewniłam go i zbliżając usta do jego wag, pocałowałam je chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu, by rozebrać go z tego garniaczka. - Bliźniaki będą naszym słodkim prezentem dla tych zakochanych głupców…
            Hyun odwzajemnił moje pocałunki, doprowadzając moje zmysły do wrzenia, wsuwając pomiędzy wargi, swój język. Oderwaliśmy się od siebie, słysząc pianistę grającego już marsz weselny.
- Poza tym Klaudia sama przed chwilą się dowiedziała, że nosi pod sercem jak to określiła… - Zawahałam się na chwilę, przypominając sobie dokładne określenie, którym przyjaciółka określiła nowe życie, które nosiła. - Pasożyta.
- Biedny Ian, nie będzie miał z nią łatwego życia…
            To powiedziawszy, przytulił mnie do swojego boku i razem ruszyliśmy po czerwonym dywanie, zastanawiając się nad imionami dla naszych dzieci…



 The End

2 komentarze:

  1. hahahha xD Biedny Ian, wszyscy mu powspółczujmy, ah te zakończenia, to takie smutne...z jednej strony człowiek cieszy sie że to koniec, ze finał okazał sie być tak zachwycająco-wspaniały, a z drugiej zaś strony brak mi będzie tego szalonego opowiadania xD
    ah...

    Wszystko,co dobre kiedyś się kończy, ale to dobrze, bowiem dzięki temu będą mogły zaczać się rzeczy jeszcze lepsze...mam taką nadzieję, że to opowiadanie nie było ostatnim. Licze na wiecej.

    Pozdrawiam mój friendzie! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam! Od pewnego czasu obserwuję Twój blog, jednak nie miałam czasu go nadrobić - obowiązki, pisanie oraz zaległości u innych blogerów nie pozwalały mi przemóc się, by wreszcie przeczytać Twoją historię. Do tego zabójcza częstotliwość, z jaką dodajesz rozdziały mnie przerażała. Dlatego dopiero teraz przeczytałam do końca Twoje pierwsze opowiadanie.
    Muszę przyznać, że od początku mi się podobało. bardzo ciekawie piszesz, bez błędów, składnie, płynnie, a rozdziały czyta się szybko.
    Niestety mam zastrzeżenia odnośnie... postaci. Nie porwały mnie. Owszem, nieraz uśmiechałam się, czytając naturalne i dowcipne dialogi, czasem jednak byłam bezbrzeżnie zirytowana, czytając o tym, jak bohaterowie zachowują się jakby mieli klapki na oczach. Rozumiem, że w wielu przypadkach chodziło tu o nadanie lekkości i miało na celu rozbawić widza, ale niestety mnie to często doprowadzało do szewskiej pasji.
    To nie znaczy, że pałam nienawiścią do twoich bohaterów. Są oni naturalni, zwyczajni i nieraz uśmiechnęłam się czytając ich przemyślenia i perypetie. Ogólna fabuła bardzo mi się podobała i mogę powiedzieć, że masz pełno pomysłów( o czym świadczą też aż 3 opowiadania na twoim blogu) i zazwyczaj one do mnie trafiają.
    A taka uwaga ode mnie na temat treści - nie wiem czemu, ale widzę jakąś tendencję, że Postać Toma pojawia się w wielu opowiadaniach, ale ostatecznie jest on odrzucany :( Moje zaślepienie nim nie pozwalało mi do końca porzucić nadziei, że jednak główna bohaterka wybaczy Williamowi :( No nie wiem, o prostu było mi go żal... Ale może faktycznie bardziej interesujące było wybranie drugiego bohatera, by opowiadanie było bardziej interesujące...
    Zaczynam teraz czytać drugie opowiadania. Może nie zawsze będę komentować, ale wiedz, że śledzę i czytam Twoje prace.
    Naprawdę podoba mi się Twój sposób pisania, piszesz naprawdę świetnie.
    Życzę Ci dużo weny i tego, żebyś się nie zniechęcała brakiem czytelników. Pisz dalej, ja na pewno tu zostanę. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń