piątek, 3 lipca 2015

15. Książe na białym rumaku…



Sam aż kipiała ze złości, kiedy znalazła się w swoim pokoju. Jak Alex mogła powiedzieć, że lubi tego idiotę?! Nienawidziła go, a to, że o nim ciągle myślała, nic nie znaczyło. Miała po prostu manie natręctw i wszystko co złe kojarzyło się właśnie z jego osobą.
Usiadła na łóżku i chwytając swoją białą maskotkę, przytuliła ją do piersi. Jedno wciąż nie dawało jej spokoju. Naprawdę się ucieszyła, kiedy mężczyzna do niej zadzwonił. Chciała tego uczucia, lecz się go bała. Raczej nie samego w sobie, lecz tego, że znów zostanie odrzucona. Ciągle nie dawało jej spokoju tamto wydarzenie. Choć nigdy nikomu o tym nie wspomniała, czuła się skrzywdzona tamtego wieczoru i nic nie mogło tego naprawić. Nawet to nagłe zainteresowanie Luka jej osobą.
Nie podejrzewała by mężczyzna chciał się nią jedynie zabawić, lecz nie sądziła by w głębi duszy ją kochał. Dlaczego w takim razie do tej pory się nie ożenił? W miasteczku było wiele niezamężnych kobiet, który padłyby mu do stóp, gdyby tylko kiwnął palcem. Nie był młodzieniaszkiem, lecz ta 9 – letnia różnica między nimi była nieważna, uważała, że był przystojny i jeszcze sporo czasu minie, nim się zestarzeje. Ojciec zaakceptował go jako przyszłego zięcia, więc co stało na przeszkodzie? Tylko jej pokręcone umysł, który w jednej sekundzie pragnął kochać się z nim dziko, aż do utraty tchu, lecz w następnej kazałby jej go zabić.
Spojrzała na zegarek i ziewnęła leniwie. Należało kłaść się spać, by jutro wstać przed południem. Udała się więc do łazienki i oddała się przyjemnej kąpieli, na którą od rana miała ochotę. Spędziła w wannie ponad godzinę, lecz wyszła z niej odprężona. Rozścielała swoje łóżko i wsunęła się pod pościel, gasząc nocną lampkę. Rozmyślała jeszcze o Alex i Tomie, gdy nagle coś trzasnęło w jej okno.
- Sam! – Głośny, męski krzyk wyrwał ją z zamyślenia. Zmarszczyła brwi, początkowo nie poznając tego głosu, lecz kiedy mężczyzna krzyknął po raz któryś, podniosła się z łóżka i otwarła okno, wyglądając na zewnątrz. Zamrugała parokrotnie powiekami, gdyż na podjeździe stał Luke, ku jej zdumieniu ubrany w garnitur, trzymający w prawej dłoni cięte róże, zwinięte w bukiecie. – Idziemy na randkę!
            Sam zacisnęła mocno szczękę, gdyż mężczyzna wydzierał się w niebogłosy i na pewno każdy w promieniu kilku kilometrów, wiedział już o ich randce.
- Zamknij się ty idioto… - Syknęła, zastanawiając się po jaką cholerę przyszedł. Przecież pamiętała wyraźnie, że mówił o piątku. Dzisiaj natomiast był poniedziałek. – Zaraz do ciebie zejdę!
            Sam zamknęła okno i pokręciła się po pokoju, próbując zlokalizować jakiś sweter, którym mogłaby przykryć swą koszulkę. Naraz jednak zrezygnowała z tego, gdyż nie mogła zlokalizować ubrania. Przeklinając pod nosem zbiegła po schodach i wyszła na werandę.
- Co tu robisz? – Spytała bez ogródek, gdy tylko podszedł bliżej. Sam aż przełknęła ślinę, gdyż na jej widok uśmiechnął się uwodzicielsko i wyciągnął przed siebie bordowe róże. Sam jednak nie znosiła ciętych kwiatów, a w szczególności róż. – Nie chce tych chwastów!
            Luke zachwiał się na nogach i przyjrzał kwiatom. Sam uniosła brwi i przyjrzała się jego powolnym ruchom oraz lekko przymkniętym powiekom. Stała stanowczo zbyt daleko by móc poczuć czy ma rację, lecz gesty Luka oraz jego chwiejny krok, przekonały ją do swych domysłów.
- Jesteś pijany! – Stwierdziła, a mężczyzna roześmiał się wesoło, odchylając głowę. Nie sądziła, że Luke w ogóle pije. Pierwszy raz widziała go w takim stanie. – Jak tu przyjechałeś?
            Nerwowo rozejrzała się za samochodem, nie dopuszczając do siebie myśli, że mężczyzna przyjechał tu autem, choć ledwo stał na nogach. Odetchnęła jednak z ulgą nie widząc nigdzie znajomego pickupa Moorea.
- Przyjechałem do ciebie jak książe! – Krzyknął zadowolony z siebie, odwrócił się i zagwizdał niemrawo. Nagle na podjeździe pojawił się biały koń z czarnymi cętkami na zadzie. Sam dopiero widząc białego rumaka zrozumiała dlaczego nazwał siebie księciem. – Oto mój biały ogier!
- Twój ogier jest klaczą, mój książe!
            Stwierdziła Sam, od razu rozpoznając płeć konia. Choć liczył się sam gest, teraz zrobiło jej się żal tego osła, który na trzeźwo potrafił poznać konia po uszach, lecz po pijaku dosiadał klaczy myśląc, że to ogier.
- Niemożliwe! – Powiedział, zginając się w pół, chcąc zajrzeć pomiędzy nogi konia. Sam roześmiała się widząc jego niedowierzający wyraz twarzy. Może i Luke był durniem, lecz ta jego głupota ją rozśmieszyła. – A Tom mówił, że to ogier!
            Sam zaśmiała się jeszcze głośniej, wprawiając pijaka w zaskoczenie. Nie sądziła by Thomas nie znał się na koniach, domyśliła się, że brat specjalnie wskazał mu innego konia, chcąc zrobić z niego durnia. Czasami nie wiedziała, czy był jego bratem, czy może raczej dręczycielem. Jednak ci przyrodni bracia, dogadywali się świetnie. Może w młodości mieli ze sobą parę spięć, lecz jeden kochał drugiego i dałby się za niego pokroić.
- Ale ze mnie kretyn!
- Nie da się ukryć. – Powiedziała z uśmiechem, zastanawiając się co z nim zrobić. Wiedziała, że nie da mu w tym stanie wsiąść na konia. To, że dojechał tu na nim było cudem, lecz, powrót mógłby się skończyć dla niego siniakami, lub co gorsza śmiercią, gdyby niefortunnie z niego spadł. – Po co w ogóle przyjechałeś?
- Chciałem iść na randkę…
            Sam uśmiechnęła się krzywo i spojrzała na czarny zegarek, który zawsze tkwił na jej nadgarstku.
- O 11 w nocy? – Spytała podejrzliwie na co Luke przeklął pod nosem i wspiął się na schody. Opadł na drewniane stopnie, zaczynając ją przepraszać, jednak Sam i tego nie była pewna, gdyż jego język plątał się, a z jego słów wyszła tylko pijacka, niezrozumiała paplanina. Usiadła obok niego i poklepała go po ramieniu. – No dobrze, dobrze, wybaczam ci.
            Nie mogąc się powstrzymać objęła go ramieniem i przytuliła do swej piersi. Mężczyzna oparł się o nią, dłońmi oplątując ją w pasie.
- Dlaczego się tak spiłeś?
            Jęknęła pod nosem, gdyż doszła do niej mocna woń alkoholu. Zamrugała powiekami, zastanawiając się ile butelek whisky opróżnił, iż jechało od niego jakby się nią spryskał.
- To tylko tak na odwagę…
            Sam nie mogła uwierzyć w to co mówił. To ten sam facet, którego znała? Ten sam który kiedyś z zimną krwią zastrzelił grzechotnika, który wdarł się do ich kuchni, kiedy jadła sobie płatki? Pamiętała, że nie dość, że sprzątnął gada, to jeszcze pocieszał ją niemalże godzinę, gdyż była tak przestraszona iż zginie.
- Bałem się do ciebie przyjść… - Wyznał, wzdychając ciężko. Sam słuchała jego narzekań, móc bezkarnie go obmacać, z czego skorzystała. Gładziła jego mocne ramiona, barki, a teraz wplątała palce w jego ciemne jak noc włosy i bawiła się poskręcanymi pasmami. – No i nie wiedziałem co sobie o mnie pomyślisz…
- Nie rozumiem.
            Naprawdę nie rozumiała jego rozterek. Może i były to tylko dziwne ujadania upojonego alkoholem faceta, lecz z tego co mówili. Pijani nie panowali nad tym co mówią i do kogo, więc co jej szkodziło trochę pociągnąć go za język. Pewnie jutro i tak nie będzie pamiętał większości ich rozmowy.
- Chodzi o garnitur… - Sapnął, mocniej wtulając się w jej pierś. Dziewczyna poczuła gorąco na całym ciele, gdy jego nos ocierał się o jej obojczyk, a broda opierała się o jej lewą pierś. – Ostatnio często mówisz, że jestem wieśniakiem i pomyślałem sobie, że tym cię zagnę. Nie możesz już o mnie tego powiedzieć!
- Mogę ty wsiowy głupku!
            Luke oderwał swą głowę od jej ciała i spojrzał na nią spod wpół przymkniętych powiek. Gdy się przysunął miała nadziej, że ją pocałuje jednak nic takiego się nie stało.
- Jesteś jeszcze gorsza niż mój brat! Kiedy mu się pokazałem powiedział, że choćbym założył smoking to ciągle będę wieśniakiem.
            Sam roześmiała się, dziękując Lukowi za jego upojenie alkoholowe. Mogła się z niego nabijać do woli, a ten nie będzie w stanie tego zrozumieć.
- Tom ma rację. – Przyznała, gładząc jego zarost. – Zawsze będziesz wieśniakiem.
            Luke odsunął się nieznacznie i złapał za jej nadgarstek, mrużąc zabawnie powieki i marszcząc swe brwi.
- Chodzi o zarost?
            Sam pokręciła głową. Nie chciała by zgolił swe wąsy i te ciemne włoski porastające jego twarz. Ta jego zarośnięta szczęka oraz fryzjersko ułożone włosie na górnej wardze wydawało jej się bardzo męskie. W młodości nie nosił zarostu i choć również wtedy jej się podobał, teraz myślała, że z zarostem jest dużo przystojniejszy i o wiele bardziej pociągający.
 - Twój zarost bardzo mi się podoba. – Powiedziała przytulając drugą dłoń do jego twarzy. Przyjechała nią po szorstkich policzkach i zadrżała czując ich dotyk na jaj wnętrzu. – Nawet nie wiesz jak bardzo…
            Sam zapragnęła nagle go pocałować. Może i było to z jej strony głupie działanie, lecz tak bardzo tego potrzebowała. Musnęła delikatnie jego usta, wsuwając palce w jego miękkie włosy. Poczuła na jego ustach smak alkoholu, lecz nie odsunęła się. Kiedy mężczyzna nie reagował na jej nieśmiałe pocałunki mające na celu pobudzenie do działania, odsunęła się. W tej chwili Luke przyciągnął ją do siebie i wpił się w jej ust, wargami je rozchylając i pogłębił pocałunek. Sam jęknęła wtulając się w niego cały ciałem. Z żarem wyszła na spotkanie jego językowi, wdając się z nim w namiętną walkę. Po chwili znieruchomiała, gdyż jego zapał osłabł, a usta się zatrzymały.
- Luke?
            Ciekawie uniosła powieki i zobaczyła, że mężczyzna usnął. Zaśmiała się cicho i pchnęła jego ramiona, by ułożyć go na drewnianej podłodze. Wstała i podnosząc koc z huśtawki przykryła nim śpiącego pijaka. Przez chwilę patrzyła na jego odprężoną snem twarz. Przez chwilę była zła, że usnął, kiedy ona straciła całą ochotę na sen, lecz teraz wydało jej się to zabawne.
- Kretyn…
            Cichy szept wyrwał się z jej gardła. Luke faktycznie był idiotą, lecz to był jej ukochany idiota. Niewiele myśląc, przytuliła się do jego piersi, chcąc przez chwile wsłuchać się  w miarowe bicie jego serca, lecz wkrótce i ją zmorzył sen.

* * *

- Sam… - Dziewczyna zbudziła się, lecz nie od razu chciała otworzyć oczy. Czuła przyjemne ciepło i nie chciała go stracić. – Obudź się!
            Sam wymacała dłonią jego twarz i przytknęła palce do jego ust, które ten niemalże natychmiast ucałował. Zarechotał, gdy mocniej objęła jego pierś i przytuliła się go niego, przerzucając swe udo przez męskie biodra.
- Jeszcze nie chce wstawać…
            Jej senne narzekanie wydało mu się słodkie, a udo tkwiące pomiędzy jego udami, pobudziło go, lecz teraz nie było na to czasu.
- Wstawaj Sam.
            Dziewczyna  podniosła się energicznie i rozejrzała po okolicy. Już chciała ofuknąć mężczyznę, że psuje tą chwilę, jednak w porę się powstrzymała, ponieważ niedaleko stał jej ojciec, który mierzył ich wściekłym spojrzeniem. Sam instynktownie chwyciła za koc i przykryła nim swoje piersi, lecz nie zaszła taka potrzeba, ponieważ miała na sobie ubranie. Luke także ciągle był w swoim garniturze, więc nie wiedziała co tak zdenerwowało ojca.
- Nie podoba mi się wasze zachowanie… - Syknął, a jego wąs zadrżał niespokojnie. Dziewczyna wiedziała, że ten jego delikatny ruch nie zwiastował niestety niczego dobrego. – Wiem, że jesteście młodzi i ręce was świerzbią, ale… Uszanujcie mój dom!
- Tato…
            Sam chciała wytłumaczyć ojcu, że nic się przecież nie stało. Zasnęli na werandzie, przecież to nie było nic zdrożnego. Nie miała siły przenieść tego śpiącego durnia, więc co innego miała zrobić? Co innego jakby nakrył ich nago, ale w tej sytuacji…
- Przepraszam panie Anderson. – Szepnął Luke podnosząc się ze schodów. Otrzepał swój garnitur i podszedł do Richarda. – To już więcej się nie powtórzy.
            Richard chwile mierzył ich wzrokiem, lecz w końcu odpuścił o czym zaświadczył jego delikatny uśmiech oraz to, że poklepał zięcia po plecach.
- Samantho! – Ojciec zwrócił się do niej, obdarzając ją swym surowym wzrokiem. Wskazał palcem drzwi wejściowe i skinął jej głową. – Idź do domu dziecko, nim ktoś cię zobaczy.
            Sam przytaknęła i szybko zebrała się ze schodów, znikając za drzwiami domu. Richard miał świętą rację. Skoro był już na nogach, to znaczyło, że za niedługo zaczną się zjeżdżać pracownicy farmy, a ona byłaby niemile zawstydzona, gdyby któryś z tych mężczyzn ujrzał ją w piżamie. Nie wspominając już o tych docinkach, które przez długi czas nie chciałyby się od niej odczepić. Ludzie mówili, że kobiety są plotkarami, jednak Sam nie była tego zdania. Według niej największymi plotkarzami byli mężczyźni, a ci którzy u nich pracowali byli idealnym tego przykładem.
            Słysząc na górze cichy dźwięk wody puszczanej z kranu, który automatycznie skojarzył jej się z wstającym bratem, popędziła do swojego pokoju. Simon pewnie też zaczął już przygotowania do kolejnego ciężkiego dnia pracy farmera.
            Spojrzała na łóżko, ale pomimo, że spała na deskach nie czuła się zmęczona. Mogła nawet stwierdzić, że jest nadzwyczaj wyspana, więc zrezygnowała ze snu, udając się od razu do łazienki. 
            Rozebrała się i wskoczyła do wanny, która już w pełni napełniła się wodą. Zakręciła kurki i westchnęła, opierając głowę na białym pojemniku. Jej myśli uciekły do osoby sąsiada. Luke zdziwił ją tą nocną wizytą, lecz była szczęśliwa, że przyszedł. Dawno się tak dobrze nie bawiła i nawet teraz szeroki uśmiech nie schodził z jej ust. Zauważyła u siebie istotną zmianę. Zaczęła inaczej na niego patrzeć i kiedyś to, co by ją zdenerwowało, teraz sprawiało, że była szczęśliwa… Nawet nie spostrzegła kiedy znów zaczęła zatapiać się w jego spojrzeniu, z ochotą reagować na jego dotyk i po prostu świetnie się czuć w jego towarzystwie. 
- Przepraszam!
            To nagłe słowo wyrwało ją z jej zamyślenia. Spojrzała ciekawie na drzwi, lecz dojrzała w nich tylko znikającą sylwetkę, swej przyjaciółki i jej błyszczące, kasztanowe włosy.
- Alex? – Szepnęła bardziej do siebie niż do niej i szybko nie tracąc czasu na rozmyślania dokończyła toaletę. Przeszła do pokoju i już myślała, że przyjaciółka czeka w nim na nią jednak nigdzie jej nie dostrzegła. Zaraz zaczęła się zastanawiać czy aby jej się przewidziało. Dziewczyna miała przecież skręconą kostkę, więc jak by się tu dostała? Sam, uznając to za fatamorganę ubrała się i przeczesując dłońmi swe włosy, wyszła kierując się do pokoju przyjaciółki. – Alex, chciałam cię o coś…
            Zamilkła, gdy spostrzegła, że Angielka siedzi na swym łóżku i delikatnie wciera w swą kostkę maść. Nie była już tak spuchnięta jak wczoraj, lecz pozostał jeszcze spory obrzęk. Zamrugała kilkakrotnie powiekami, zastanawiając się czy aby kompletnie nie oszalała.
- Bardzo cię przepraszam, że nie zapukałam… - Jęknęła Alex, a Sam kojarząc fakty odetchnęła z ulgą. Przynajmniej obraz przyjaciółki jej się nie przewidział jednak jak… - Twój brat mi je dał i chciałam je przetestować.
            Alex podniosła dwie drewniane uchwyty dla inwalidów. Ach, kule! – Pomyślała Sam, o mało co nie waląc się pięścią w czoło. Teraz faktycznie przypominała sobie, że widziała zarys jednej z nich w swojej łazience.
- To bardzo miłe z jego strony… - Wyszeptała, zastanawiając się skąd u Simona tyle życzliwości dla małej Brytyjki. Nie sądziła by brat zadurzył się w niej, gdyż Alex widziała tylko Zimnego Toma, lecz wszystko było prawdopodobne. – Wychodzę na jakąś złą przyjaciółkę… Te kule należały do mojego dziadka i nie sądziłam, że jeszcze się na coś przydadzą.
- Nigdy mi o nim nie opowiadałaś… Jaki był?
            Sam uśmiechnęła się pod nosem, odwracając wzrok na bok. Zawsze lubiła wspominać dziadka, gdyż posiadała z nim wiele wesołych wspomnień.
- Wspaniały… - Powiedziała Sam, ponieważ to właśnie określenie pasowało do niego najlepiej. – Pamiętam, że zawsze, nawet gdy był zajęty miał dla mnie czas. Czasami, gdy wybierał się na pastwiska, kładł mnie przed sobą w siodle i dawał przymierzyć swój kapelusz. Był wspaniałym człowiekiem… To on nauczył mnie wszystkiego o koniach.
- Dawno umarł? – Spytała Alex nieco niepewnym, łamiącym się głosem.
- Kiedy miałam 14 lat…
            Po paru minutach milczenia, Sam stwierdziła, że pora zmienić temat. Kochała dziadka i nie raz zdarzało jej się za nim tęsknić, lecz rozmyślaniami nie przywróci go do życia.
- Odkąd przyjechałaś nie miałyśmy czasu, pobawić się jak za studenckich czasów, ale teraz musimy to nadrobić.
            Alex uśmiechnęła się pod nosem i poklepała poduszki każąc przyjaciółce usiąść obok. Sam rozwaliła się na jej łóżku, wyciągając przed siebie nogi i skradła Alex poduszkę podsuwając ją sobie pod głowę.
- Mówisz, że planujesz jakąś imprezkę?
            Sam spojrzała na przyjaciółkę, w mig odgadując jej wszystkie myśli. To było wiadome o czym myśli Brytyjka. Jej twarz na którą wpłynął rumieniec i błyszczące z podniecenia oczy świadczyły tylko o jednym.
- Niestety nie możesz zaprosić Toma! – Powiedziała uderzając poduszką w jej purpurową twarz. Alex zaczęła się tłumaczyć, że wcale o nim nie myślała, lecz Sam nie dała się zwieść. Jej miłość do tego drania była aż nadto widoczna. – Nie wykręcaj się, przecież wiem jak jest!
            Alex jeszcze po chwili zaprzeczania w końcu przyznała się, że właśnie o nim w pierwszej kolejności pomyślała, wywołując na twarzy przyjaciółki szeroki uśmiech. Z rozczarowanie w oczach, spytała ją dlaczego nie można go zaprosić, na co Sam natychmiast spoważniała. Przysunęła się do Brytyjki i zaczęła szeptać jakby to, co teraz mówiła, było największą tajemnicą tego świata.
- To będzie babska impreza… - Szepnęła, przesuwając powolnie swoją wyprostowaną dłoń w powietrzu. – Piżama party o jakim jeszcze ci się nie śniło…


1 komentarz:

  1. pidżama party z najlepszymi ludźmi...ah!ale się szykuje akcja...
    Co prawda szkoda, że Alex Toma nie mogła zaprosić, już ja widze oczami wyobraźni jego zmieszaną minę xD

    OdpowiedzUsuń