-
Nie kocham cię! – Warknął Luke, kompletnie nie zdając sobie sprawy, że wokół
nich zgromadziło się sporo ludzi. Aż kipiał ze złości w odróżnieniu od Sam,
która z trudem powstrzymywała rozbawienie. – Nie jestem gejem!
Nigdy nie bawiła się tak dobrze. Tim
– pracownik rancza jej ojca, który zawsze wydawał jej się zainteresowany
wyłącznie kobietami - okazał się być homoseksualistą i właśnie w tej chwili
zarywał jej narzeczonego. Wszystko traktowałaby poważnie gdyby Luke nie był tak
skrępowany jego oświadczynami, a jego policzków nie zdobił wielki, bordowy rumieniec.
Tim podniósł się z kolan i próbując
chwycić Luka za dłoń, przekonywał go, żeby dał mu szanse. Moore natomiast jakby
spodziewając się kroku mężczyzny, przyciągnął do siebie rozbawioną dziewczynę,
splątując ręce z jej dłońmi. Sam pisnęła, lecz nawet nie próbowała się wyrwać,
widząc jakim błagającym spojrzeniem ją obdarzył.
-
Posłuchaj… - Szepnął, wzdychając ciężko. Jego czoło zmarszczyło się w
zastanowieniu, a brwi powędrowały do góry. – Nie pociągają mnie… Mężczyźni…
Tim jęknął przeraźliwie, a jego
ramiona opadły.
-
Nie wierzę ci…
Luke spodziewał się takiej
odpowiedzi. Przyciągnął zaśmiewającą się Sam, wpijając się brutalnie w jej
usta. Nie kusząc się o delikatny pocałunek, od razu wtargnął językiem do jej
ust. Sam spodobała się ta pieszczota, gdyż miała dość już tych delikatnych
muśnięć, którą obdarzał ją Luke, kiedy spotkali się z jakimś znajomym.
Przywarła do niego, napawając się każdą sekundą przyjemności jaką niósł
pocałunek. Nie mogąc powstrzymać pragnących dotyku dłoni, wsunęła palce między
dół jego koszuli. Gorący, męski język, pozbawił ją logicznego myślenia, przez
co najchętniej zdarłaby z niego ubranie teraz, zaraz i chciałaby się z nim
kochać.
Niedawno obiecali sobie, że zostaną
kochankami, lecz Luke ani razu od tej rozmowy nie próbował jej uwieść. Sam
miała dosyć tego oczekiwania. Nocami rzucała się po łóżku nie mogąc się
doczekać przeżycia namiętności jaką niosło za sobą współżycie. Sporo czytała na
ten temat i jak najprędzej chciała się przekonać, jak bardzo teoria różni się
od praktyki.
- Teraz
wierzysz? – Sapnął, odrywając się od Sam, odchodząc o dwa kroki. Dziewczyna
jęknęła rozczarowana. Najchętniej udusiłaby go, gdyż przerwał w takim momencie,
lecz zaraz podziękowała mu za to w myślach. Zdecydowanie było tu za dużo ludzi…
- Gdzie on się podział?
Luke rozejrzał się po okolicy jednak
po Timie nie było nawet śladu. Sam nieprzejęta nieobecnością zakochanego geja,
rozejrzała się w poszukiwaniu przyjaciółki, jednak widząc, że Tom także gdzieś
przepadł, uśmiechnęła się pod nosem.
-
Alex i Tom, też gdzieś zniknęli… - Szepnął brunet, ciągle przesuwając
spojrzeniem po tłumie ludzi. Nigdzie jednak nie dostrzegł zagubionych. – Może
powinniśmy ich poszukać?
Sam pokręciła głową, machając dłonią
przed nosem, jakby odpędzała od siebie uciążliwe muchy. Uśmiechnęła się
radośnie i chwyciła za jego dłoń. Luke nie kryjąc zdziwienia jej dziwnym
zachowaniem, uniósł brwi w zdumieniu.
Szatynka doskonale wiedziała, gdzie
ta para zniknęła. Według przeczucia przez najbliższe godziny będą zajęci sobą i
w żadnym razie nie należało ich teraz szukać.
Jej początkowa niechęć do Zimnego Toma,
jakoś minęła. Zauważyła, że brat Luka w jakiś dziwny sposób reaguje na jej
nieśmiałą przyjaciółkę. Nie była oczywiście żadnym telepatą i nie wiedziała co
siedzi mu w głowie (a nawet nie chciałaby tego wiedzieć), lecz jej nos mówił
jej, że tych dwoje coś połączyło. Wiedziała, że protesty oraz przeświadczanie
przyjaciółki, że mężczyzna nigdy jej nie pokocha, nie miały sensu. Może w tej
całej sprawie właśnie ona się myliła? Postanowiła chwilowo zająć się Lukiem.
Zamiast siedzieć na tym festynie, którym już na początku straciła
zainteresowanie, wolała uciec, jednak jej mało kapujący, fałszywy narzeczony,
nie odczytywał jej niemych znaków.
-
Luke? – Spytała cicho, kładąc dłoń na jego umięśnionym ramieniu, gładząc miękki
materiał jego koszuli. – Może darujemy sobie festyn i zajmiemy się ciekawszymi
rzeczami?
Moore przekrzywił głowę na bok,
niczym szczeniak, a później roześmiał się głośno. Objął ją ramieniem i ruszył w
głąb tłumu. Sam posłusznie szła obok, patrząc tęsknie w stronę niedalekiego
parkingu. Szli teraz w przeciwnym kierunku, co tylko utwardziło ją w
przekonaniu, że Luke jest kretynem. Jak mógł nie zrozumieć tej jawnej
seksualnej propozycji?
Kiedy z oddali zobaczyła jego rodziców
jej domysły się potwierdziły. Luke opatrznie zrozumiał jej słowa… Przywołała na
twarz pogodny uśmiech. Z tak kwaśną miną nie mogła witać się z państwem Moore.
-
Jak miło, że w końcu was widzimy! – Powiedziała radośnie Margaret, wyciągając
do nich swą wypielęgnowaną dłoń, która Sam pochwyciła od razu. – Dawno nie
rozmawiałyśmy Samantho… Ostatni raz chyba wtedy jak Luke wziął cię za złodz…
-
Mnie także miło panią widzieć! – Wykrzyknęła, potrząsając energiczne jej dłoń.
Ostatnią rzeczą jaką sobie teraz życzyła było wspominanie o tym przykrym
incydencie. – Dzień dobry panie Moore!
Margaret jak i jej mąż David, było
parą po sześćdziesiątce, lecz ich wygląd nie zdradzał ich rzeczywistego wieku.
Margaret jak zawsze pokryta dużą ilością makijażu, wyglądała dużo młodziej. Ta
kobieta ciągle była piękna, a w zielonej dopasowanej sukience i ciemnym
kapeluszu wyglądała olśniewająco. Pan Moore także, jak na swój wiek, całkiem
nieźle się trzymał. Włosy już dawno pozbawione koloru, lecz ciągle gęste, były
pokryte siwizną, a twarz mimo wielu zmarszczek i surowego wyglądu, nadal była
przystojna. Elegancki garnitur dopełniał wrażenia eleganckości starszego pana,
przed którym zawsze czuła mały strach.
-
Witaj Samantho! – Przywitał ją David, uśmiechając się szeroko. Jego twarz się
wygładziła, a Sam poczuła spokój. Moore przyciągnął swą żonę do ramienia i
spojrzał na nich podejrzliwie. – Syn dopiero wczoraj powiedział nam o tym, że
ci się oświadczył.
Wczoraj? – Zastanowiła się Sam,
patrząc na „ukochanego”. To nie zwłoka z poinformowaniem rodziców ją zdziwiła,
lecz powiedzenie, że jej się oświadczył, co było kłamstwem. Luke nigdy nie
pytał czy za niego wyjdzie… Z jednej strony była zła, z drugiej zaś szczęśliwa.
-
Kochanie jak mogłeś? – Spytała, chwytając palcami za jego policzek i
rozciągając go. Zagryzła wargi, przydeptując jego stopę. Myślała, że Luke
odezwie się, a ten postanowił zostawić ją z tym samą. Należała mu się za to
kara… - Jestem twoją narzeczoną od tygodnia, a ty dopiero wczoraj powiedziałeś
o tym rodzicom?
-
Po prostu chciałem najpierw…
-
Ten Luke jest taki… - Przerwała mężczyźnie, udając obrażoną damę. Urwała
szukając odpowiedniego określenia narzeczonego, lecz do jej głowy przychodziły
tylko negatywne, obraźliwe określenia. – Zapominalski…Powinna sama państwu o
tym powiedzieć.
Państwo Moore wymieniło spojrzenia,
przyglądając im się z ciekawością. Margaret przytknęła dłoń do ust w pewnym
momencie, jednak Sam na razie nie wiedziała dlaczego. Ciągle patrzyła na
teściów, skarżąc się na niezdarność Luka.
-
Nawet nie powiedział, że mnie kocha… - Jęknęła dramatycznie jakby to
najbardziej teraz zajmowało jej myśli. Wyciągnęła w ich stronę prawą dłoń i
wskazała pozbawione biżuterii palce. – Nawet nie pokusił się by…
Zamilkła, gdyż w tym momencie, duża
męska dłoń chwyciła ją za nadgarstek. Z przyzwyczajenia spojrzała w górę,
jednak napotkała pustą przestrzeń. Powoli przesunęła wzrokiem w dół i o mało co
nie upadła. Luke klęczał przed nią w jednej ze swych dłoni trzymając pudełko z
subtelnym, błyszczącym pierścionkiem z dość sporym kamieniem.
-
Kocham cię Sam… - Szepnął Luke delikatnie gładząc kciukiem jej dłoń. Sam
dostrzegła w jego ciemno-zielonych tęczówkach powagę, jakby te słowa, w które
nie uwierzyła, były prawdziwe. Wiedziała, że brunet jej nie kocha i tylko udaje,
lecz na te słowa serce podeszło jej do gardła, a nogi zdrętwiały. – Wyjdź za
mnie.
Dziewczyna nie wiedząc co ma zrobić
i jak się zachować przez chwilę, stała bez ruchu niedowierzając całej tej
sytuacji. Jedyne na co się zdobyła to słaby uśmiech i delikatne potakiwanie
głowy. Luke powolnie wsunął pierścionek na jej palec, a później podniósł się z
klęczek i musnął ustami jej lekko rozchylone wargi. Margaret pisnęła radośnie i
w chwili, gdy dłonie bruneta ją puściły, rzuciła się na nią, przytulając poufale.
-
Tak się cieszę moje dzieci! – Krzyknęła pani Moore. David także dał się ponieść
chwili i zaraz po jej słowach poczuła na ramionach także i jego dłonie. – O
takiej synowej marzyłam!
Sam sapnęła pod nosem, przyjmując w
ciszy wszystkie słowa Margaret. Teraz nie pozostało jej nic innego jak cieszyć
się z zaręczyn i tego, że Luke zostanie jej mężem. Zaraz! – Pomyślała
natychmiast – przecież sąsiad był tylko jej udawanym narzeczonym, nie było
nawet mowy by chciał naprawdę się z nią ożenić. Nie wiedzieć czemu nagle
zrobiło jej się przykro, gdyż zapragnęła by te oświadczyny, które niemal
zwaliły ją z nóg, okazały się prawdziwe.
W
zadumie wyciągnęła dłoń przed siebie, przyglądając się pierścieniowi. Po jego
kształcie i wielkości brylantu stwierdziła, że musiał kosztować majątek.
Dlaczego Luke nie kupił jakiegoś mniej skromnego? To pytanie towarzyszyło jej
przez kolejne minuty.
-
Już dawno zauważyłam, że się kochacie! - Sam uniosła brwi w zdumieniu, gdyż
słowa Margaret wyrwały ją z zamyślenia. Luke zaśmiał się, przytulając ją
ponownie do swego boku.
-
Jakby Thomas także znalazł taką wspaniałą dziewczynę jak Sam, mogłabym umierać!
-
Nie mów tak kochanie! – Jęknął David, kręcąc głową z uśmiechem.
Sam zaśmiała się cicho a jej myśli
uciekły do Alex. Może marzenia Margaret spełnią się szybciej niż sądzi…
-
Tom ma już kogoś takiego… - Szepnęła Sam, a zaraz potem przytknęła dłoń do ust.
Jej oczy zrobiły się okrągłe, gdyż znów zaczęła ujawniać nieświadomie swe
myśli. Widząc przerażone spojrzenia Moore’ów starała się wytłumaczyć, że się
przejęzyczyła, lecz starsze małżeństwo nie ustępowało. Luke chrząknął pod
nosem, dając jej sygnał by nie puściła farby. – Znaczy… Chyba widziałam go
ostatnio z jakąś dziewczyną, ale nie wiem kim była!
-
Jak wyglądała? – Spytała Margaret, przewiercając ją wzrokiem. Sam zająknęła się
nie wiedząc co odpowiedzieć. Spojrzała błagalnie na Luka ten jednak był równie
zmieszany co ona. – Blondynka?
-
Absolutnie nie blondynka!
Nie sądziła, że po tej jednej małej
wskazówce, państwo Moore odetchną z ulgą. Czyżby Tom miał jakiś zakaz umawiania
się z blondynkami? Nie miałam jednak zamiaru ich o to pytać by po raz kolejny
nie wpaść pod ostrzał ich twardych spojrzeń i wielu pytań. Jednak ta sprawa
wydała jej się dość dziwna i nurtowała ją przez kolejne minuty. W końcu po
wymienieniu jeszcze paru uwag z teściami, pożegnali się z nimi i ruszyli w
przeciwnym kierunku, postanowiła wypytać o to Luka.
-
Dlaczego twoi rodzice się uspokoili, gdy powiedziałam, że to nie była blondynka?
Mężczyzna długo nie odpowiadał, szli
wolno, trzymając się za dłonie. W końcu Sam nie mogąc wytrzymać jego milczenia
ponownie zadała mu pytanie, ściskając mocniej jego rękę.
-
Tom spotykał się kiedyś z blondynką. – Odpowiedział w końcu, a Sam po tych
słowach miała ochotę go zabić. Tyle to sama się domyśliła! Niespodziewanie
odezwał się ponownie, gdy chciała już go zbesztać za ukrywanie prawdy. – Ta
kobieta go oszukała, dlatego jest taki jaki jest…
Sam pisnęła. Nie sądziła, że jest
jakikolwiek powód chłodu jego brata. Teraz przynajmniej wiedziała, że „Zimny
Tom”, nie zawsze był Zimnym. Była ciekawa co zrobiła ta kobieta, jednak gdy
chciała zadać mu pytanie, Luke przyciągnął ją do siebie, miażdżąc jej usta
pocałunkiem.
-
To o jakich ciekawszych rzeczach myślałaś wcześniej? – Spytał uwodzicielsko,
unosząc swą jedną brew. W jego oczach tańczyły wesołe iskierki, a usta
rozszerzyły się w szerokim uśmiechu. Sam nie zaprzątając sobie dłużej głowy
Tomem, wspięła się na palce i szepnęła mu swoje oczekiwania. Luke zamruczał
przeciągle, ponownie złączając ich usta w pocałunku. – Chyba nie wypada
odmówić…
Z Lukiem to już tak jest, ze ciągle irytuje Sam, ale no prosze, tu wyszedł dziewczynie na przeciw. bohaterka z zaskoczeniem przyjeła jego oświadczyny, jak wspaniale, że się kochają, związek im tu już kwitnie XD
OdpowiedzUsuń