Witam!
W razie gdyby przybył tu czasem zbłąkany wędrowiec, który zapragnął czytać to "coś", co pisze, chciałabym powiedzieć, że każdy rozdział jest pisany z perspektywy innej z dziewczyn. Poprzedni rozdział był o Alex, ten natomiast jest o Sam...
-
Tu jest fantastycznie!
Zwykle
cicha Alex wykrzykiwała na całe gardło, pochlebstwa na temat jej rodzinnej
farmy. Zaskoczeni kowboje oderwali się od swoich prac, z ciekawością
przyglądając się nowo-przybyłej. Sam uśmiechnęła się od nosem, widząc jak wielką
radość sprawiła przyjaciółce zapraszając ją do siebie.
-
Słuchajcie wszyscy! – Wrzasnęła, ściągając na siebie, uwagę mężczyzn. Widziała,
że jest tu panią i właśnie tak zawsze się zachowywała. – To jest Alex, moja
najlepsza przyjaciółka. Gdyby potrzebowała jakiejś pomocy niezwłocznie macie
jej pomóc!
Kowboje posłusznie pokiwali głowami,
zanosząc się śmiechem. Zawsze tak reagowali na jej polecenia i w jakiś sposób
uodporniła się na ich rechoty. Nie wiedziała tylko jak całe towarzystwo,
zaakceptuje pojawienie się nowej kobiety na farmie. Obecnie sto procent pracowniczej
załogi stanowili mężczyźni. Aż bała się zostawiać, nieśmiałą przyjaciółkę, sam
na sam z jakimkolwiek z nich. Wiedziała doskonale, po ich spojrzeniach, że nie
jeden z nich ma chrapkę zabawić się z rudowłosą angielką.
Sam przyglądając się ciągle, umierającej
w zachwycie przyjaciółce, dostrzegła małą zmianę w jej wyglądzie, a także i
zachowaniu. Długie włosy sięgające pasa, które zwykle miała związane, teraz
rozpuściła. Co dziwne Sam nigdy nie przypuszczała, że jej włosy się kręcą.
Wprawdzie delikatnie, lecz nigdy nie zwróciła na to uwagi. Jej jasna cera,
uwielbiająca czerwienić się przy wielu sytuacjach, teraz aż płonęła szkarłatem,
a brązowo-zielone tęczówki błyszczały z podniecenia.
-
Nie sądziłam, że aż tak ci się tu spodoba… - Szepnęła Sam, podchodząc do
rozpływającej się przyjaciółki i chwytając za jej ramie, skierowała się w
stronę domu. Nie chciała by gorące słońce spaliło jej bladą skórę. – Choć,
przedstawię cię moim rodzicom.
Alex posłusznie ruszyła za
przyjaciółką. Samantha otworzyła drzwi i zaczęła nawoływać rodzinę, niestety
odpowiedziała jej cisza. Gdzie oni znowu poleźli? – spytała w myślach samą
siebie, po czym zastanawiając się, gdzie mogłaby spotkać matkę, skierowała się
do tylnego wyjścia. Zbiegając po schodkach na zewnątrz, rozejrzała się po
wielkim ogródku, ogrodzonym białym drewnianym płotkiem.
-
Mamo, jesteś tu?! – Krzyknęła, sprawdzając czy przyjaciółka nie zagubiła się po
drodze, jednak ta oglądała kwitnące kwiaty, wystające z płotu. – Przyjechała
Alex!
Matka Sammy, wyskoczyła nagle z
krzaków, strasząc córkę jak i jej przyjaciółkę, która przytuliła się mocniej do
ramienia amerykanki.
-
Witaj kochanie! Sammy wiele nam o tobie opowiadała!
Alex wrzasnęła, rzucając jedno
spojrzenie na matkę koleżanki. Nie dlatego, że kobieta, pojawiła się nagle, ani
też, że ubrana była w swoje poplamione różnymi kolorami rybaczki i niebieską
bluzkę, pamiętającą lepsze czasy, lecz dlatego, że trzymała w dłoniach
czerwono-czarnego węża, jakby był to zwykły kawałek sznurka.
-
Mamo… Dlaczego znów to robisz? – Spytała Sam, mierząc matkę nieprzyjaznym
spojrzeniem. Chyba właśnie przez tą zakręconą istotę nie miała w podstawówce
koleżanek. – Przecież mówiłam ci, że przywiozę Alex. Nie mogłaś tego przełożyć?
Kobieta,
którą nazywała matką, była znaną lokalnie malarką. Rose Anderson zwykle
spędzała czas, nie jak typowe matki, piecząc ciasteczka, lecz poszukując nowych
rzeczy, które mogłaby uwiecznić. Córka rozumiała jej artystyczne wydziwiania,
ponieważ czasami sama wpadła w szał, gdy nie umiała napisać, ani słowa do swych
opowiadań, lecz nowego hobby nawet nie potrafiła zrozumieć.
-
Kochanie, Vincent uciekł i musiałam go złapać! – Syknęła kobieta, wsadzając
stworzenie do wiaderka i ściągając rękawice, podała swą dłoń Alex. Ta widząc,
że kobieta nie trzyma już w swych dłoniach gada, chętnie uściskała jej dłoń. –
Witam cię na Free Horse Farm, Alex!
Sam wywróciła oczami, gdy matka,
szczebiotała słodko do jej przyjaciółki chcąc zmyć to pierwsze złe wrażenie.
Wiedziała doskonale, że strachliwa Alex, która pewnie pierwszy raz w życiu
widziała węża z tak bliska, nigdy nie zapuści się w stronę ogrodu sama.
Niestety te gady pojawiały się bardzo często i nie sposób było ich uniknąć.
Dziewczyna uśmiechnęła się w swój
podstępny sposób, zastanawiając się jakiego to psikusa urządzić przyjaciółce w
pierwszą noc. Nie mogło to być nic bardzo przerażającego, bo bała się, że Alex
wyzionie ducha, lub zbierze się i choćby na pieszo wróci do Londynu. Właśnie
opracowywała w głowie szatański plan, gdy matka szturchnęła ją delikatnie w
ramię.
-
Sammy, ojciec cię szukał. – Powiedziała wprost, zapewniając przy okazji, że
zajmie się Alex, w czasie gdy ta będzie rozmawiała z rodzicem. Dziewczyna
spytała jeszcze o co może mu chodzić jednak matka nic jej nie chciała
powiedzieć. – Idź kochanie, a z pewnością się dowiesz!
Alex wraz z Rose oddaliły się i
chwile potem zniknęły z oczu wściekłej Sam. Dlaczego nie mogę mieć normalnej
matki? – Pomyślała z goryczą, szurając swymi butami, kierując się w stronę
stajen, gdzie Richard Anderson, miał swoje biuro. Mijając paru kowbojów,
machających do niej i wychwalających jej urodę, przypomniała sobie mężczyznę
spotkanego przed lotniskiem.
-
Przeklęty Luke! – Wrzasnęła, podkopując butem kawałki siana, rozsypanego w
stajniach. Dlaczego akurat dzisiaj musiała trafić na tego zarozumiałego faceta?
Ostatnio miała niebywałe szczęście i nie spotykała go na swej drodze. Nawet gdy
przyjeżdżał na ich farmę, kryła się w swoim pokoju, nie chcąc go widzieć. To
jednak jej nie powstrzymywało od przesiadywania pod oknem i obserwowania jego
sylwetki przez firany. Ciągle zastanawiała się na kogo czekał ten podrywacz i
nie dawało jej to spokoju. Musiała przyznać, że wzbudzał w niej jakieś dziwne
niezrozumiałe uczucia, lecz nie wiedziała, czy to nie dlatego, że tak bardzo go
nienawidzi. – A może to coś innego… - Szepnęła, będąc już o kilka kroków od
biura ojca. Pokiwała energicznie głową, jakby ten gest mógł odpędzić
niepożądane myśli i pociągnęła za klamkę.
-
Witaj Tato! – Obcasy u jej butów, zastukały o drewnianą podłogę. Usiadła
wygodnie w jednym z krzeseł znajdujących się naprzeciwko biurka ojca i
przyjrzała się jego surowemu profilowi. Mężczyzna stał odwrócony bokiem do
okna, obserwując przez szklaną barierę, poczynania na farmie. Ostatnio cała
robota spadła na niego. Chciała wprawdzie pomóc, lecz ojciec nie darzył jej
takim zaufaniem jak jej brata, który przez rezygnację ze studiów udowodnił mu
swą lojalność. – Mama mówiła, że chciałeś ze mną pomówić.
Ciche westchnięcie Richarda
Andersona, zdziwiło Sam, gdyż nie często słyszała by ojciec wzdychał. Zmartwiła
się nie na żarty, obawiając się w duchu, że faktycznie jest coś co go martwi i
wcale się nie myliła.
-
Lucky Dream, chcą nas wykupić i poważnie zastanawiam się czy się na to zgodzić.
– Powiedział beznamiętnie, jakby to było coś błahego. Sam obruszyła się,
wstając gwałtownie i uderzając dłonią w powierzchnie biurka. Anderson podniósł
na nią zaskoczone spojrzenie, jakby nie spodziewając się tak żywiołowej reakcji
córki. - Sam…
-
Nie możesz na to pozwolić! – Wrzasnęła, myśląc, że tym uda jej się przekonać
ojca by tego nie robił. – Ta farma jest wszystkim co mamy!
Była naprawdę wściekła, że ojciec
chce sprzedać wszystko to co udało im się zdobyć. Ziemia należała jeszcze do
dziadka i Sam nawet nie chciała dopuszczać do siebie myśli, że wszystko to
zostanie przekazane farmie Moore. Zaraz wspominając swych sąsiadów, w jej
głowie pojawił się obraz ich najstarszego syna Lukasa. Mężczyzna od kilku lat
zarządzał stajniami i bydłem więc to na pewno on był wszystkiemu winien. Nawet
przez chwilę, nie podejrzewała biednego pana Davida Moore'a o tak haniebne
czyny.
-
Sammy, uspokój się i daj mi wszystko wytłumaczyć!
Samantha jednak nie chciała dłużej
go słuchać. Ogarnięta chęcią mordu, chciała jak najszybciej rozmówić się z
Moorem. Wybiegła z gabinetu, nie bacząc na nawołujące ją głosy ojca, a także
zaczepki pracowników, chcących ją zatrzymać na polecenie szefa. Puściła się
biegiem w stronę domu i wbiegając po kilka stopni na piętro, udała się do
sypialni rodziców, gdzie wyciągając w szafy strzelbę ojca, wrzuciła do kieszeni
kilka naboi.
-
Sammy to ty?
Zatroskany głos rodzicielki, dobiegł
z salonu, gdy Sam właśnie pokonywała ostatnie stopnie w dół. Dostrzegła na
kanapie, popijającą herbatę Alex i chwytając zaskoczoną dziewczynę, wybiegła na
zewnątrz, kierując się w stronę swego wozu.
-
Sam?! – Krzyknęła Alex, próbując wyrwać ramię z uścisku, wściekłej szatynki. –
Co się stało i po co ci ta strzelba?!
Sam prawie wlokąc przyjaciółkę za
sobą, wepchnęła ją do auta, a sama zajęła miejsce za kierownicą. Odpaliła
silnik i biorąc ostry zakręt wyjechała na drogę, zostawiając za sobą tumany
kurzu. Dopiero gdy minęły tablicę z nazwą jej rodzinnej farmy, postanowiła
odpowiedzieć przyjaciółce na pytanie.
-
Jedziemy sprzątnąć tą przeklęta łajzę z famy Lucky Dream…
"Gdyby potrzebowała jakiejś pomocy niezwłocznie macie jej pomóc!" - Ahahahhahaha.... Sama popatrz, jakież to powtórzenie zawarłaś w jednym zdaniu, a ostatnio sama sie ze mnie śmiałaś, ze zrobiłam coś podobnego w Masakrze. Teraz mogę się wreszcie odkuć xD
OdpowiedzUsuń[Lepiej brzmiałoby: "Gdyby czegoś potrzebowała, macie niezwłocznie jej pomóc"]
I tak tym optymistycznym akcentem powracam do roli stałego komentatora Twej twórczości... jakże się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam pierwszy rozdział, z radości to omal majtków nie zgubiłam xD
ah.... jak cudownie opisujesz farmę i okolicę i tą słodką rodzinę, jakież emocje kotłują się w Sam xD Czyżby szykowała sie tu jakaś masakra, czy to dramat, a może film akcji, dziewczyna chwyta za broń i jedzie zabić "tą przekleta łajzę" - zauważ, ze brakło nosówki w przymiotniku, tak samo, jak ty ją zjadłaś w powyższym rozdziale XD
A tak swoją drogą... Kochana Łajza jest wszędzie XD
ah!!!
Czekam na więcej ;*
Hahaha! Bardzo śmieszne! Pomocy i pomóc to nie powtórzenie ;p Jeszcze wiele musisz się nauczyć mój drogi przyjacielu! Ale uznaje Twoją uwagę i postaram się nie robić nawet takich "powtórzeń". Mogę rzec tylko jedno: "Filologia ci szkodzi" XD Dziękuje jednak za wskazanie błędów. W przyszłości nie popełnię żadnego, by cię ch*j spalił XD
UsuńCh*j spala mnie zawsze, gdy widzę gdzieś imię lub opis szanowanej osoby Luka, nie ważne czy Evansa, Moora, Hansena, czy Łajzy XD każdy z nich rozwala mnie tak bardzo, ze padam na ryj i gotowa jestem kwiczeć.
UsuńOhohohoh...ostatnio miałam bardzo podobnie, a sama sie czepiałaś, tak więc jak uważasz, że to nie jest powtórzenie, to nie czepiaj się powtórzeń, bo jak zacznę je tępić, to więcej "latorośli" "Potomkini", "dziedziczek" i cholera wie czego, spotkasz w mych opowiadaniach
W takim razie będę pamiętać! xD Postaram się przywoływać Luka w każdej sytuacji, byś czuła się doceniona xD
UsuńBłędy pojawią się nawet choćbyśmy poprawiały non stop. Tego się całkowicie nie wypleni XD Co do "latorośli" itp. używaj tego ile chcesz. Przynajmniej będę miała się z czego pośmiać XD
No, no friendzie... XD
UsuńChcesz się śmiać z mej poważnej powieści? jak możesz xD