wtorek, 3 marca 2015

Rozdział 28


- Nat, na litość boską! Jak ty wyglądasz!
            Zmartwione słowa przyjaciółki przywitały mnie gdy tylko wkroczyłam do mieszkania. Nie wiem jak długo siedziałam na chodniku, jednak sądząc po jej przestraszonej minie, musiałam tak spędzić dużo czasu.
Odwiesiłam na wieszak kapiący jeszcze płaszcz i wolnym krokiem ruszyłam do sypialni, chcąc się przebrać.
- Kurwa, słuchasz ty mnie w ogóle?! – Krzyknęłam Klaudia, uświadamiając mi, że nieświadomie ją zignorowałam. Pobiegła za mną, jednak dostrzegając że zaczynam zrzucać z siebie mokre ciuchy, odpuściła. – Poczekam aż się przebierzesz.
            Usiadłam na łóżku, będąc już nagą i założyłam bieliznę. Wyciągnęłam z szafy ręcznik i przetarłam nim włosy. Nagle natrafiłam na swoje odbicie w lustrze szafy. Ręcznik swobodnie wypadł z mych rąk. Byłam całkowicie blada, do tego stopnia, że nawet na twarzy można było dostrzec liczne żyły. Jedynie oczy, zapuchnięte od płaczu i czerwony nos, świadczyły o mojej żywotności. Zresztą wygląd nie był najważniejszy. Przynajmniej przestał być ważnym w chwili gdy męska sylwetka zniknęła mi sprzed oczu.
            Pociągnęłam nosem i chwyciłam ramkę ze zdjęciem, umieszczoną na szafce nocnej. Spojrzałam na uśmiechnięte kobiety, złączone w uścisku. Dobrze pamiętałam, gdy zrobiłyśmy sobie to zdjęcie z Klaudią. To było pierwszego dnia w naszym sklepie. Odstawiłam ramkę i założyłam kolejne części ubrania. Musiałam się ogarnąć, zapomnieć… Przynajmniej dla tej jednej osoby, której jeszcze na mnie zależało. Nie mogłam pokazać jej się ponownie w takim stanie. Wiedziałam, że przyjaciółka przejmuje się pięć razy bardziej od przeciętnego człowieka, a ja nie mogłam sprawić, by to się stało. Była zakochana i szczęśliwa, nie było mi danej jej tego zabierać…
- No wreszcie! – Krzyknęła, wstając energicznie z kanapy, gdy tylko wróciłam do pokoju. Uśmiechnęłam się smutno, chcąc dać jej znać, że wszystko jest w porządku, jednak nie potrafiłam tego zrobić. Zamiast uśmiechu wyszedł mi grymas, co powiedziało mi ciekawe spojrzenie Klaudii. – Powiedz mi prawdę. Co się stało?
- Rozstałam się z… Hyunem.
            Przyjaciółka przekrzywiła głowę i zaśmiała się nie wierząc w to co powiedziałam. Gdy usiadłam na kanapie i opuściłam nisko głowę, zajęła miejsce obok i objęła mnie ramieniem. Zagryzłam szczękę, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
- Dlaczego na to pozwoliłaś? Przecież Hyun cię kocha i ty także… - Powiedziała, chwytając mnie za dłoń. Stęknęłam, wyrywając ją, lecz przyjaciółka chwyciła ją zaraz potem i zbladła widząc jej wewnętrzną stronę. – Coś ty zrobiła?!
            Dopiero po tych słowach spojrzałam na zranioną dłoń. Wzdłuż środkowej linii zgięcia dłoni, ciągnęły się płaskie, krótkie kreski, z których wyciekała, powoli już zasychająca krew.  Obejrzałam ciekawie zakrwawione paznokcie. No tak, pewnie musiałam sama zranić tą rękę.
- To nic takiego…
            Machnęłam rękę, nie przekonując przyjaciółki, która wybiegła z pokoju i wróciła z małą apteczką, którą chowałyśmy pod umywalką. Nie zważając na moje protesty, zalała rany wodą utlenioną i owinęła dłoń bandażem.  
- O co wam w ogóle poszło? I dlaczego…
- O Williama Smitha…
            Klaudia podrapała się po policzku palcem, jakby zastanawiając się kim jest wspomniana osoba. Nie byłam z tym zdziwiona, ponieważ widzieli się zaledwie kilka razy. Nagle wytrzeszczyła oczy, patrząc na mnie w niedowierzaniu.
- C..Co? Hyun jest zazdrosny o kolesia, którego poznałaś niecałe dwa tygodnie temu? Chyba, że… Czekaj Nat, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że tamten William i ten to…
- To ta sama osoba. – Przyznałam, czując poczucie winy, że także z najbliższą przyjaciółką nie byłam do końca szczera. - Nie powiedziałam o nim Hyunowi i teraz myśli, że się nim bawiłam. Do tego widział nas razem w kawiarni, gdy William mnie obejmował.
            Klaudia odetchnęła głośno, zrywając się z zajmowanego przez siebie miejsca. Miotała się przez chwile po pokoju, po czym przystanęła, wściekle wymierzając we mnie palec.  
- Do chuja! Czyś ty kompletnie upadła na głowę! – Wrzasnęła gniewnie, wymachując ramionami na boki. Jej oczy rzucały gromy. Nie miałam jej za złe tych słów, ani będę miała kolejnych, ponieważ wiedziałam, że choć będą brutalne, okażą się też prawdziwe. - Jak mogłaś zrobić mu coś takiego?!
            Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że to moja wina.
- Ale wiesz co boli mnie najbardziej? – Spytała, a jej głos stracił na sile. Opuściła ramiona i ciężkim westchnieniem, ponownie usiadła, kładąc mi dłoń na ramieniu, chcąc bym na nią spojrzała. Posłusznie wyszłam na spotkanie jej oczu i zadrżałam. Nie dość, że skrzywdziłam mężczyznę, to jeszcze zraniłam Klaudię, osobę, która była mi bliska jak siostra. – To, że mi o tym nie powiedziałaś…
- A co miałam ci powiedzieć?! – Krzyknęłam, Uwalniając łzy z kącików oczu. - To mój były, ten przez którego zabiłam swoją przyjaciółkę?!
- Pomogłabym ci! Przecież kochasz Hyun Joong. Nie możesz tego zaprzepaścić, ponieważ spotkałaś Williama, który jak wiesz zdradził cię z twoją przyjaciółką.
            Zamilkałam na moment, przymykając oczy. Otarłam wierzchem dłoni mokre ślady i powróciłam spojrzeniem do twarzy przyjaciółki.
- Właśnie nie wszystko było takie, na jakie wyglądało.
Opowiedziałam Klaudii o swej niedawnej rozmowie ze Smithem. Nie mogłam traktować tego jako rozgrzeszenie i odpuścić mu dawną zdradę, lecz ten ważny fakt postawił go w nowym świetle.
- Uwierzyłaś mu?
- Klaudia… Wiem jaka była Tess. Znałam ją bardzo dobrze i niestety wiem, że była do tego zdolna.
- O kurwa… - Jęknęła, odchylając głowę, wspierając ją na oparciu kanapy. Jej wojowniczość jakby straciła na sile, kolejne słowa wypowiadała już spokojniej. - Ale to nie zmienia faktu, że zachowałaś się jak świnia. Powinnaś pogadać z nim szczerze.
            Pokiwałam zgodnie głową, jednak nie sądziłam, żeby był to dobry pomysł. Ciągle miałam przed oczami jego przepełnione odrazą spojrzenie. Nie wiedziałam, czy wytrzymałabym kolejne takie spotkanie.

* * *

- Tak, byłabym wdzięczna za pani pomoc. – Powiedziałam, odkładając telefon ze złością.
            Od tamtego wieczoru, minęły dwa tygodnie. Nic jednak nie ułożyło się dobrze. Hyun złożył wypowiedzenie, zaraz następnego dnia i nie pojawiał się już w sklepie. Dlatego musiałam dzwonić do pośrednictwa pracy, w poszukiwaniu nowego kuriera. Niechętnie przeprowadzałam rozmowy, gdyż każdy z klientów wydawał mi się nieodpowiedni. Chciałabym by to Hyun ciągle zajmował to miejsce. Na spotkania na klatce tez nie miałam co liczyć, ponieważ mimo, że mieszkał ciągle na górze, unikał mnie jak ognia. Klaudia natomiast ciągle suszyła mi głowę i próbowała przekonać, bym się z nim spotkała. Raz nawet miałam taki zamiar, gdy przypadkowo spotkałam go w drodze do sklepu, jednak ten ominął mnie bez słowa, nie zaszczycając choćby jednym spojrzeniem. Od tamtego czasu nie umiałam znaleźć sobie miejsca i jedyne co pozwalało mi zapomnieć o złamanym sercu, to praca. Przesiadywałam więc w niej prawie całą dobę, wracając do domu jedynie w celu przespania się i zajęcia higieną. Najbardziej nienawidziłam nocy. Zamiast ciemności, majaczyła mi przed oczami odchodząca męska sylwetka i jego uśmiechnięta twarz.
- Znowu to robisz?
            Słowa przyjaciółki, która jak z pod ziemi pojawiła się koło mnie, wyrwały mnie z zamyślenia. Klaudia skrzywiła usta, odstawiając na ladę wielki karton, który przytachała z zaplecza.
- Przestań i idź do niego! Przeproś, powiedz, że go kochasz i żyjcie długo i szczęśliwie!
- Nie potrafię…  - Jęknęłam, udając, że szukam czegoś w laptopie, ustawionym przede mną, jednak gdy kliknęłam na stronę, wyświetlił się brak połączenia. Wszystko od jakiegoś czasu było przeciwko mnie. – Nie potrafię tego zrobić…
            Przyjaciółka oparła się na łokciu i przyjrzała uważnie ekranowi. Zamknęła klapę komputera, zmuszając mnie tym samym bym na nią spojrzała.
- Nie gadaj, że go nie kochasz!
            No i właśnie tego nie byłam pewna. Mimo, że całe moje serce przepełniał ból i życie było bardziej upierdliwe niż zazwyczaj, nie potrafiłam określić jednoznacznie swoich uczuć. W mojej głowie pojawiał się zwykle Hyun Joong, lecz nie wyszedł z niej całkowicie Smith, który od jakiegoś czasu zaczął wpadać do sklepu, bez konkretnego powodu. Choć traktowałam go z dystansem, ten uparcie starał się do mnie zbliżyć. Zarzucał słodkimi słówkami, komplementował, chciał wyciągnąć na miasto, na kolację… Nie miałam ochoty na ani jedną z jego propozycji, ponieważ dręczące wyrzuty sumienia nie pozwalały mi tego zrobić. Nie wiedziałam czy to z powodu miłości, czy tylko dlatego, że czułam się winna, skrzywdzenia Koreańczyka.
            Wzruszyłam ramionami, ponownie otwierając laptopa. Klaudia jednak była nieugięta i ponowiła swoje działania, zamykając go.
- Posłuchaj Nat… - Zaczęła, chwytając mnie oburącz za ramiona i lekko potrząsając. – Może ty nie jesteś tego pewna, lecz ja mam oczy i widzę co się dzieje. Nie mam innego wytłumaczenia tego, że on dwóch tygodni chodzisz jak trup. Kochasz go!
            Naszą rozmowę przerwał dzwoneczek, który zwiastował nadejście klienta. Spojrzałyśmy równocześnie na drzwi, lecz to był tylko Smith. Oczywiście wyglądający jak z żurnala, pachnący, przystojny i szeroko uśmiechnięty. Klaudia, krzywiąc się w niesmaku na widok Anglika, podeszła do niego z zamiarem wyrzucenia go, lecz ten sprawnie ją wyminął, zjawiając się tu obok mnie.
- Pięknie dziś wyglądasz! – Powiedział, schylając się by mnie pocałować. Położyłam mu dłoń na piersi i skutecznie udaremniłam mu ten zamiar. Mężczyzna nie przejął się tym zbytnio, chwytając za moją dłoń. – Masz może ochotę na obiad? Znam świetną restaurację niedaleko i…
- Jesteśmy w pracy jakbyś nie zauważył! – Syknęła Klaudia, mierząc go nieprzyjemnym spojrzeniem. – Poza tym spóźniłeś się Romeo. Już jadłyśmy!
Ten jakby nie dosłyszał kąśliwej uwagi mojej przyjaciółki i ciągle wpatrywał się we mnie z nadzieją.
- Przepraszam, ale mam pracę.
Uśmiech triumfu na twarzy przyjaciółki promieniował na wszystkie strony. Pogwizdując pod nosem wesołą piosenkę, prawie podskakując ruszyła na zaplecze po następne pudło. Gdy tylko zniknęła za drzwiami, William przyłożył dłoń do mojego policzka i pogładził go czule.
- Ciągle masz wyrzuty sumienia z powodu tego faceta? – Spytał, a uśmiech z jego twarzy zniknął. Podniosłam głowę zaglądając mu w oczy. Może faktycznie to tylko sumienie mnie dręczyło? Może prawdziwa miłość, właśnie pukała do mych drzwi, a ja nie umiałam jej dostrzec? – Nie powinnaś się tym zadręczać. Jeszcze się rozchorujesz.
            Z jednej strony miał rację, lecz w pojedynku z przyjaciółką przegrywał o głowę. Tego czego byłam pewna to to, że nie mogę tego zostawić tak jak jest. Musiałam go przeprosić i ta kwestia nie podlegała dyskusji.
- Nie mogę tak tego zostawić. – Było mi przykro, że Will nie rozumiał tej sytuacji. – Skrzywdziłam go i muszę z nim porozmawiać i przeprosić.
            William westchnął i składając delikatny pocałunek na mym czole, skierował się do wyjścia. Uśmiechnęłam się smutno i machając mu dłonią, poczekałam aż drzwi się za nim zamkną. Nie cieszyłam się długo samotnością, ponieważ zaraz potem do pomieszczenia, ponownie wkroczyła Klaudia.
- Ten facet jest jak pijawka! – Jęknęła, stękając głośno, ciągnąc po podłodze kolejne pudło. Przyjaciółka nie przepadała za Smithem i nie ukrywała tego w żaden sposób. – Szkoda, że nie miała jakiejś miotły, by wystrzelać mu nią po ryju!
- Klaudia przestań… - Jęknęłam, pocierając zmęczoną twarz dłońmi. Poprzedniej nocy miałam straszny sen, w którym Hyun i Will strzelając do siebie z pistoletów, a ja wbiegłam pomiędzy nich i oberwałam obiema kulami. Obudziłam się z przeszywającym ciało bólem i nie mogłam już zasnąć.  – Lepiej zajmujmy się tymi kartonami.
            Klaudia uśmiechnęła się przepraszająco, w milczeniu zaczynając przeglądać gadżety z pierwszego pudła. Właśnie wyciągałam na blat mangi, te które nie znajdowały się na półkach, gdy komórka Klaudii zadzwoniła.
- Gentelman… - Zaśpiewała cicho, przyciskając aparat do ucha.
            Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy widziałam z jakim ożywieniem, rozmawiała przyjaciółka. Przez moment myślałam, że to Hyun Joong, jednak szybko zdałam sobie sprawę, że to nie on, słysząc w słuchawce kobiecy głos.
- Kto dzwonił? – Spytałam ciekawie, gdy przyjaciółka się rozłączyła.
            Przez chwile, uciekała spojrzeniem na boki, lecz gdy powtórnie o to zapytałam odpowiedziała.
 - Ha Rin mówiła, że Hyun wraca do Korei.
            Ręce, które właśnie kierowałam w stronę pudła, zatrzymały się w połowie drogi. Ostatnio reagowałam tak na wspomnienie Hyuna, a szczególnie, gdy przyjaciółka wymawiała jego imię. Skoro wyjeżdżał znaczyło to, że nie chce mnie widzieć i w ogóle mu na mnie nie zależy.
- I co w związku z tym? 
Nie wiedziałam, czy dobrze zrobię, zjawiając się nagle przed jego mieszkaniem… Może nie ma go w domu? Próbowałam się wychylić, sprawdzając przed kamienicą, czy jego samochód stoi w swoim zwykłym miejscu, lecz przez plakat, który powiesiłyśmy zeszłego tygodnia, nic nie zobaczyłam.
- No nie wiem?! Może powinnaś z nim pogadać?!
- Nie wiem… - Jęknęłam, podchodząc do drzwi i patrząc przez szkło. Po jego Toyocie nie było śladu, więc albo faktycznie nie było go w domu albo przeparkował samochód w inne miejsce. Chociaż nawet jakby był, nie wiedziałam, czy mam w sobie tyle odwagi by stawić mu czoło. - Ostatnio dał mi do zrozumienia, że mną gardzi.
- Na pewno tak nie jest! – Zapewniła mnie gorąco przyjaciółka. Dostrzegłam w jej oczach szatańskie błysk, lecz nie zastanawiałam się co mogą oznaczać. – Ma samolot o 15:30, więc proszę cię Nat, nie spierdol tego!
            Przez resztę zmiany nie wspomniałyśmy ani słowem o Koreańczyku, lecz ja i tak nie mogłam o nim zapomnieć. Ciągle biłam się z myślami. Jedna strona mnie chciała, siąść przy jego drzwiach i czekać na jego powrót, druga zaś wolała się zaszyć pod łóżkiem i wypłakiwać oczy do końca świata.
            Odstawiając kartony na zaplecze, przekręciłyśmy frontowe drzwi, zasunęłyśmy rolety i udałyśmy się do tylnego wyjścia. Miałam już ruszyć za przyjaciółką do mieszkania, lecz zatrzymałam się na pierwszym pokonanym stopniu. Przyjaciółka zatrzymała się na półpiętrze, nie słysząc moich kroków.
- Muszę iść się przewietrzyć… - Weszłam na półpiętro i podałam przyjaciółce teczkę, zabraną z zaplecza i  torebkę, wyciągając z niej wcześniej parę banknotów. – Przemyśleć pewne sprawy…
- Tylko podejmij właściwą decyzję. – Powiedziała przyjaciółka tajemniczo, machając mi na pożegnanie dłonią. - Na razie…

* * *

            Długo błąkałam się po ulicach, wędrując nawet tam, gdzie mnie nigdy nie było. Gdybym przed laty nie zapoznała się z ulicami Westminster w życiu nie wiedziałabym, w którym kierunku podążyć by znaleźć się w domu. Miałam przemyśleć swoje sprawy, a nie posunęłam się w tym ani na krok. Ciągle rozpraszała mnie myśl, że jutro sytuacja sama się rozwiąże i już nigdy nie zobaczę Hyuna. Był jeszcze William, lecz gdy coraz częściej z nim rozmawiałam, dochodziłam do wniosku, że jest egoistą, odradzając mi spotkanie z Hyunem i całkowicie ignorując moje przygnębienie, myśląc, że uśmiech załatwi wszystko. Oczywiście to, że chciał mnie rozweselić było wspaniałe, lecz podejście do sprawy beznadziejne. Zamiast rozwiązać ją, radził zamiecenie jej pod dywan, jakby nic się nie stało.
            Przechodziłam właśnie jedną z ulic, kierując się już do domu, kiedy moją uwagę, przykuła, ciemna rozczochrana czupryna i szczupła sylwetka, siedząca na okrągłym czerwonym krzesłem przed ulicznym barem. Przeszłam na drugą stronę, a moje serce podskoczyło do góry. Miałam nadzieje, że to Hyun, lecz gdy podeszłam bliżej mężczyzna odwrócił się i pomaszerował do swojej dziewczyny, która właśnie go zawołała. Wzdychając z rozczarowaniem, powlekłam się do barku i usiadłam na wysokim, chybotliwym krześle. Położyłam głowę na ciepłym blacie, klejącym się od tłuszczu i jęknęłam.
 - Witamy! – Zabrzmiał mi tuż koło uszu, niski głos. Zerwałam się natychmiastowo, chcąc przeprosić. Tuż przede mną w budce, znajdował się starszy, postawny mężczyzna, uśmiechający się do mnie przyjaźnie. - Tu kebab bardzo dobre!
            Ach, Arab! – Pomyślałam słysząc jego śmieszny akcent i niezbyt poprawny angielski. Przyjrzałam się dokładniej mężczyźnie. Kształt jego sylwetki przypominał trochę butelkę od piwa. Ramiona miał wąskie, dół natomiast był nieproporcjonalnie szeroki. Ubrany był w biały fartuch, z pod którego wystawała niebieska koszulka z czerwonym autobusem. Twarz miał przyjemną, choć w większości przykrytą ciemnym obfitym zarostem, przetykanym w niektórych miejscach siwizną, a długie włosy spiął gumką. To co wzbudziło moją ciekawość, to jego oczy. Duże, ciemne, pełne rozbawienia i przede wszystkim ciepłe.
- Nie chcę kebaba! – Wdychając w nozdrza, zapach potrawy, szybko zrezygnowałam z jej spożycia. To, że budka nie miała klienta w piątkowy wieczór niezbyt dobrze świadczyło o wybitności kulinarnej starszego mężczyzny. - Muszę się napić…
- Mam Raki, bardzo dobry wino! – Krzyknął jakby spodziewał się odmowy, na zaproponowaną potrawę, uniósł w dłoniach butelkę jasnego trunku. - Turecki wino!
            Butelka nie wyglądała źle, lecz nie wiadomo jakby na mnie zadziałał nieznany mi alkohol. Nie miałam ochoty eksperymentować z czymś, co pierwszy raz widzę.
- Wódka… - Jęknęłam, podpierając brodę dłonią.
- Wódka? – Spytał zaskoczony, jakby pierwszy raz słyszał tą nazwę. Pokiwałam głową i już miałam wstać, gdy mężczyzna trzasnął otwartą dłonią w tłusty blat i zaśmiał się głośno. - Tak pani ma bardzo dobry wódka!
            Roześmiałam się szczerze, co nie zdarzyło mi się od kilku tygodni, z tej jawnej radości mężczyzny. Widać, że miał niewielu klientów, lecz starał się ich zatrzymać wszelkimi siłami.
 - Niech pan poda! – Krzyknęłam, opanowując śmiech.
Gdy mężczyzna wyciągnął małą buteleczkę, skrzywiłam się, kręcąc przecząco głową. Dopiero za trzecim razem, gdy na blacie pojawiło się 0,5 litra czystego alkoholu, przytaknęłam głową. Mężczyzna postawił przede mną kieliszek i polał, do wysokiej szklanki wlewając mi jednocześnie pomarańczowy sok. Po kilku kieliszkach, wypitych prawie, że jeden po drugim, rozluźniłam się.
- Ratuje mi pan dzisiaj życie.
- Nie pan… - Mężczyzna skłonił się w iście królewskim stylu i zaraz potem podał mi swą dużą dłoń. - Ja Muhammed Ali Bambi!
            Parsknęłam śmiechem, słysząc jego zabawne nazwisko, jednak nie skomentowałam go nie chcąc zrobić mu przykrości, lub wywołać jakieś międzynarodowej wojny. Uścisnęłam z ochotą jego dłoń, również się przedstawiając.
- Ty takie smutny! – Jęknął Stary Turek, nalewając mi kolejny kieliszek. Uniosłam brwi w zdziwieniu, chwaląc w duchu spostrzegawczość mężczyzny. – Widzę to w oczy. Co się stać?
- Stać się to, że jestem nieszczęśliwie zakochana. – Alkohol robi swoje! Już nawet zaczęłam mówić łamaną angielszczyzną. Stary Turek chwycił się za brodę, chwile się zastanawiał, jakby szukając odpowiednich słów, by mi odpowiedzieć, a po chwili krzyknął, przez co o mało nie spadłam z ruchliwego krzesła.
- Nie kocha?
- Właśnie kocha!
- Kogo?
            Znów przechyliłam kieliszek, krzywiąc się z powodu mocnego alkoholu, palącego mi gardło. Podparłam głowę dłonią i zapatrzyłam się w jego ciemne, przepełnione ciekawością oczy.
- No właśnie nie wiem…
- Natalia… – Zaczął poważnie, przykładając dłoń do swojej lewej piersi. – Serce zawsze wie, kogo kocha. Ty musisz słuchać serce i wtedy on ci powie prawda.
            Nie wiem czy sprawił to spożyty alkohol, czy może zaufanie, jakie wzbudził we mnie Ali, lecz nagle mój język się rozwiązał, a słowa zaczęły wypływać z moich ust jak woda spływająca z wodospadu. Opowiedziałam Bambiemu o Williamie, szczerze mówiąc mężczyźnie o moich obawach, a także i uczuciach, jakie we mnie wzbudzał, a kończąc na opowieści o fantastycznych chwilach, których zaznałam z Hyun Joong.
- Hyun Joong nie chce mnie znać! – Powiedziałam z żalem, a oczy zaszły mi łzami. Byłam już przy końcówce butelki, a z każdym wypitym kieliszkiem coraz mocniej bujałam się na wysokim krześle. - Gardzi mną i wyjeżdża juto do Korei!
- To, z którym ty w końcu być?! – Jęknął łapiąc się za głowę. Spojrzałam na niego niepewnie, spod półprzymkniętych powiek. Czyżby moja historia okazała się, aż tak pokręcona? Zacmokał cicho i wyciągnął z pod lady dwie identyczne butelki z napojem. – Jedna to Will, dwa to Hyun, która ty wybrać?
- Tylko jedna, to nie harem!- Kiedy wyciągnęłam obie ręce, mężczyzna cofną dłonie i pokręcił przecząco głową. – Spytaj serce!
            Przyjrzałam się dokładnie butelkom, lecz nie dopatrzyłam się żadnej różnicy. Tak samo było z mężczyznami, więc pewnie, dlatego użył tych samych butelek. Zamknęłam oczy chcąc spróbować uruchomić serce w tym pojedynku, tak jak radził Ali, lecz nie wiedziałam jak się do tego zabrać. Pomyślałam o Williamie, próbując sobie wyobrazić jego obraz. Udało mi się, lecz jego twarz po paru sekundach zniknęła, zostając zastąpiona przez uśmiechnięte oblicze Hyun Joong. Serce zabiło mi mocno jakby dając znać, a w brzuchu rozpętała się istna burza jakby mi tam coś siedziało.  
            Uradowana, otworzyłam szeroko oczy i złapałam się za pierś. Spojrzałam niepewnie na Turka, który schował już pokazane mi butelki. Uśmiechał się promiennie, z czego wynikało, że wiedział. Albo ten facet był moją dobrą wróżką lub aniołem stróżem albo najlepszym psychologiem na świecie. 
- Dziękuje ci Ali! – Wrzasnęłam szczęśliwa, i wdrapałam się na chybotliwe krzesło, by uściskać Bambi’ego. Pocałowałam go w jego zarośnięty policzek, pokryty licznym zmarszczkami i zeszłam na ziemie, stając na chwiejących się nogach. – Muszę iść załatwić sprawę z pewnym Koreańczykiem.
- Powodzenia kochana! – Wydobyłam z kieszeni banknoty i wręczyłam je mężczyźnie, ten jednak schował dłonie do fartucha, nie przyjmując zapłaty. Nie chcąc robić sobie długów, Położyłam je na blacie, przyciskając kieliszkiem i ruszyłam chybotając się na nogach, w stronę domu. Z oddali doszedł mnie jeszcze jego śmiech i niski głos. - Przyjdzie kiedy na kebab z narzeczony!


1 komentarz:

  1. Nie chce mi się tego dziś czytać, gomene T_T
    czytałam już je kiedyś, wiec nie mogę przejść obojętnie i nie skomentowac... XD Zawsze będę ci komentować.

    OdpowiedzUsuń