- Ja pierdolę! – Stęknęłam pod nosem, wpadając na zimną ścianę naszej kamienicy. Przytuliłam policzek do chropowatej powierzchni, chcąc uspokoić wirujący przed oczami obraz i miliony myśli kłębiących się pod czaszką. – Gdzie ta klamka?!
Wyciągnęłam dłoń w poszukiwaniu
wejścia do budynku. Gdy w końcu je znalazłam, szarpnęłam za klamkę i wpadłam
przez drzwi, ledwo mieszcząc się w futrynie. Na początku, gdy jeszcze
siedziałam u Ali Bambi’ego, zdawało mi się, że nie jestem zbyt pijana, jednak,
kiedy tylko zeszłam z krzesła i ruszyłam w drogę, okazało się jak wielkim
błędem okazało się opróżnienie całej butelki. Ledwo idąc po chodniku, co jakiś
czas wkraczając na ulicę, starałam się w całości dotrzeć do domu. Nie było to
wcale proste, ponieważ pomimo tego, że umysł, pracował mi w miarę normalnie, a
problemów z wysławianiem też nie miałam, to ciało kompletnie nie
współpracowało. Chwiało się na wszystkie możliwe kierunki, a ja nie umiałam
odpowiednio nad nim zapanować.
Przeklinając raz po raz, chwyciłam
zimną barierkę i zaczęłam wdrapywać się na samą górę. Zamierzałam rozmówić się
z Hyun Joong. Mężczyzna może nie chcieć mnie widzieć, ale koniecznie musi mnie
wysłuchać. Chciałam mu powiedzieć, że go kocham i nie chcę by wyjeżdżał na
drugi koniec świata.
Gdy po parunastu minutach stanęłam
pod jego drzwiami, wyciągnęłam dłoń i z nieznaną mi siłą, zaczęłam walić w
drewniane wrota.
-
Hyun! – Wrzasnęłam, dołączając do pukania także kopnięcia. – Otwieraj te
cholerne drzwi!
Podniosłam nogę, chcąc z całych sił
uderzyć obcasem w przeszkodę, jednak poślizgnęłam się na ciemnej wycieraczce i
wylądowałam tyłkiem na zimnym kamieniu. Jęknęłam z bólu, a z moich oczu
pociekły łzy. Zanosząc się płaczem, położyłam się na podłodze, obejmując się
ramionami.
-
Kocham cię ty durniu…
Nagle do moich uszu doszły szybkie
kroki na schodach. Uniosłam oczy, mając nadzieje, że to ukochany, jednak się
zawiodłam. Na stopniach, dzierżąc kij baseballowy w dłoniach, stał Ian, odziany
tylko w dżinsy, mierząc mnie zaskoczonym spojrzeniem. Tuż zza jego nagiego
ramienia wyglądała Klaudia.
-
Nat? – Spytała, klękając przy mnie i podnosząc mnie z podłogi. – Co ty do
cholery robisz?! Dlaczego leżysz na podłodze?
Z bezsilnością rzuciłam się w ramiona
przyjaciółki i rozpłakałam na dobre. Klaudia przytuliła mnie, szepcząc
pocieszające słowa. Chwyciła mnie ramionami za barki i poprowadziła po schodach
w dół.
Weszłyśmy do mieszkania. Przyjaciółka
poprowadziła mnie do kanapy i rzuciła na nią, zmuszając bym usiadła. Ian
natomiast zniknął w sypialni.
-
Gdzieś ty była do cholery?! – Wrzasnęła przyjaciółka, od razu, gdy mężczyzna
zniknął nam z oczu. Stała nade mną, podpierając się pod boki i rzucając w moją
stronę wściekłe spojrzenia. - Nie wiesz, która jest godzina?!
Podniosłam dłoń z zegarkiem,
przysuwając ją pod nos, jednak obraz rozmazywał się przed moimi oczami.
Musiałam po drodze zgubić soczewki. Wzruszyłam tylko ramionami, czym chyba
jeszcze bardziej rozwścieczyłam koleżankę. Wzdychając usiadła obok i złapała
się za głowę. Położyłam jej dłoń na ramieniu i uśmiechnęłam się radośnie.
-
Byłam się uchlać…
-
Właśnie czuje… - Klaudia przysunęła się i pociągnęła nosem. Skrzywiła się z
niesmakiem i wzdrygnęła, odsuwając się o metr. - Wychlałaś cały zbiornik?
-
Nie do końca wiem… - Szepnęłam, jakby to była największa tajemnica świata.
Odchyliłam głowę, chcąc policzyć, jaką zawartość miała butelka, lecz jakoś mi
to umknęło. - Ale to Ali mi polewał, więc on powinien wiedzieć…
-
Jaki Ali?
Roześmiałam się na myśl o starym
Turku, który pozwolił mi na takie sponiewieranie.
-
Ali Bambi! – Wrzasnęłam, uśmiechając się szeroko
Moja przyjaciółka rozszerzyła oczy w
zdumieniu i uniosła swe idealnie wyskubane brwi. Podrapała się palcem po
policzku, zapewne zastanawiając się nad mymi słowami.
-
Ten jelonek z Disneya?
W mojej wyobraźni pojawiła się
rysunkowa postać, a zaraz potem twarz uśmiechniętego Araba. Roześmiałam się,
bijąc się otwartą dłonią po kolanie. Już miałam jej wytłumaczyć, kim był Bambi,
lecz w pokoju nagle pojawił się Ian, kompletnie już ubrany, zawiązujący właśnie
krawat na swej szyi. Spojrzał na nas ciekawie, unosząc swe ciemne brwi.
-
Co jest?
-
Nat się podobno upiła z jakimś Bambim. – Powiedziała Klaudia niepewnie,
wymieniając się spojrzeniem z narzeczonym. Ten przekrzywił głowę w śmieszny
sposób i przerzucił swe spojrzenie na mnie.
-
Z tą sarną z bajki?
Klaudia jęknęła pod nosem,
podchodząc do niego i kładąc mu dłoń na ramieniu. Pogładziła materiał jego
koszuli, spoglądając mu w oczy.
-
Kochanie to był jeleń… Miał rogi i… Zresztą nie ważne! – Ocknęła się na chwile,
zdając sobie zapewne sprawę, że właśnie rozmawiali o czymś tak głupim jak
bajkowy jelonek. Podeszła do mnie ponownie i chwytając moją twarz w obie
dłonie, przyjrzała mi się uważnie. - Szła pijana przez całe miasto!
-
Nie okradli cię?
Ian także podszedł i patrzył na mnie
ciekawie. Pewnie udzieliło mu się zdenerwowanie narzeczonej. Wzruszyłam jedynie
ramionami, na co on zaczęli mnie przeszukiwać jakbym była jakimś złodziejem,
zaglądając mi do kieszeni i oglądając mnie ze wszystkich stron.
-
Jesteś naćpana? – Spytała Klaudia poważnie, na co szybko pokręciłam głową. Po
przejrzeniu moich kieszeni i dokładnych oględzinach twarzy i ramion w końcu
mnie puścili. Przyjaciółka odetchnęła z ulgą. – Na szczęście nikt jej nie okradł.
Gdzie ty masz głowę, łazisz pijana po mieście, a mógł cię ktoś pobić, albo
zgwałcić!
-
Hyun… - Jęknęłam opadając twarzą na kanapę, zaraz jednak podniosłam się, a
świat ponownie zawirował przed mymi oczami. – To wszystko jego wina! Wziął mi
serce i puff… Została dziura…
Ostatnie zdanie, obrazowo
przedstawiłam ruchem dłoni, chwytając się za materiał bluzki na lewej piersi i
ciągnąc go. Narzeczeni wymienili się spojrzeniami i westchnęli bezsilnie.
-
Zostawię was same. – Stwierdził Ian, całując czule swoją dziewczynę i kierując
się w stronę drzwi.
Klaudia skrzyżowała ramiona na
piersi i usiadła obok. Coś ją trapiło, co poznałam po tym jak ściskała i rozluźniała
swe dłonie. Niekiedy robiła tak, gdy była zdenerwowana lub zestresowana.
Oparłam się o kanapę, przymykając powieki.
-
Oboje jesteście tacy dumni… - Jęknęła, wędrując spojrzeniem po dywanie. –
Rozmawiałam dzisiaj z Hyunem, lecz jest tak samo uparty jak ty.
Może jest faktycznie tak jak mówi
Klaudia, a może po prostu nigdy mnie szczerze nie kochał i wolał wyjechać i
zapomnieć.
-
Nigdy nie wybaczysz sobie tego, jeśli pozwolisz mu odejść i na pewno…
Słuchając kojącego głosu
przyjaciółki, zamknęłam oczy, chcąc skupić się na jej słowach, jednak zmęczenie
było silniejsze. Zamiast rozmawiać, całkowicie pogrążyłam się w ciemności, w
snach rozmyślając tylko i wyłącznie o Hyun Joong…
* * *
Nazajutrz, gdy słońce wdzierało się do
pokoju przez odsłonięte zasłony, uchyliłam powieki i podniosłam się gwałtownie.
-
Kurwa… - Jęknęłam, ponownie opadając na kanapę i chwytając się za pulsującą
głowę. Zmrużyłam oczy chcąc jak najlepiej odtworzyć wydarzenia z wczoraj i okoliczności,
w jakich zamiast w łóżku spałam na kanapie. – Klaudia?
Zawołałam przyjaciółkę, chcąc ją
przeprosić za moje wczorajsze zachowanie, jednak odpowiedziała mi cisza.
Podniosłam się i zajrzałam do sypialni. Jej łóżko było idealnie zasłane, co
oznaczało, że przyjaciółki nie ma. Odwróciłam się gwałtownie chcąc dojrzeć,
która godzina. Moim ciałem wstrząsnął nagły dreszcz. Przysłaniając dłonią usta,
prawie zabijając się o dywanik w sypialni, pobiegłam do łazienki i otwierając
muszle klozetową, zwróciłam całą zawartość żołądka.
Kiedy poczułam ulgę, spuściłam wodę
i obmyłam twarz, chwytając automatycznie po szczoteczkę do zębów. Dokończyłam
higienę zastanawiając się czy powodem wymiotów był nadmiernie spożyty alkohol,
czy może coś innego. Przypominając sobie ostatni okres, przeszłam do kuchni i
spojrzałam ciekawie na kalendarz, przebiegłam spojrzeniem przez kratki, licząc
na głos dni.
Opadłam ciężko na krzesło, chcąc by to
wszystko okazało się pomyłką. Od Półtora miesiąca nie dostałam okresu, co
jeszcze nie było oznaką, że moje przypuszczenia mogą okazać się słuszne, lecz
nigdy nie wymiotowałam po alkoholu, co wydało mi się podejrzane. Położyłam dłoń
na brzuchu, zastanawiając się nad najbliższą apteką, w której mogłabym kupić
potrzebny test do rozwiania mych wątpliwości.
Spojrzałam na zegarek i o mało co nie
zemdlałam. Tarcza wskazywała 14: 15, co oznaczało, że samolot ukochanego
odlatuje za mniej więcej godzinę. Zmieniałam właśnie ubranie, gdy usłyszałam
dzwonek do drzwi. Podbiegłam do niech, mając nadzieje, że to Hyun, lecz jak
wielkie było moje zdziwienie, gdy na progu napotkałam roześmiane oczy Williama.
-
Witaj skarbie! – Powiedział, całując mnie w policzek i wchodząc do mieszkania,
chociaż go wcale nie zapraszałam. – Ma wolne popołudnie, więc może…
-
Nie.
Spojrzał na mnie zagadkowo, unosząc
swe brwi w zdumieniu. Nie wiedziałam jeszcze jak najszybciej pozbyć się go z
mieszkania, lecz musiałam załatwić ta sprawę w miarę szybko.
-
Dlaczego?
Spytał ponownie się uśmiechając,
jakby nie dopuszczając do siebie mojej odmowy. Objął mnie ramionami i schylił
głowę, chcąc mnie pocałować.
-
Will… Przepraszam. Przepraszam, że cię nie kocham. - Zaczęłam, wyrywając się z
mocnego uścisku mężczyzny. – Nie mogę odwzajemnić twoich uczuć. Kiedyś byłeś
dla mnie kimś wyjątkowym, ale teraz…
-
Kocham cię... – Szepnął wprawiając mnie w tym zdumienie.
Pochylił się nade mną i wolno zbliżał
swe wargi. Przymknęłam powieki czekając na zetknięcie naszych ust. Chciałam się
przekonać, czy Smith potwierdzi moje przypuszczenia
Will
wziął w posiadania moje usta, namiętnie podgryzając moją dolną wargę. Uchyliłam
powieki i zobaczyłam nie jego, tego Williama, którego kochałam przed dwoma
laty, lecz Hyun Joong… Zacisnęłam powieki myśląc, że obraz smutnej twarzy
Koreańczyka zniknie sprzed mych oczu. Na szczęście William, w tym momencie, oderwał
swoje wargi od moich i spojrzał mi głęboko w oczy. Mrugnęłam parokrotnie, bo
właśnie dostałam olśnienia. W głowie usłyszałam szczęk stali, jakby ostatnia
kłódka pękała, wyzwalając moje serce z żelaznego więzienia.
Podczas tego pocałunku nie poczułam nic,
absolutnie nic, co mogłoby wskazywać na jakiekolwiek głębsze uczucia względem
tego mężczyzny. Czułam się jakby pocałowała mnie dawno niewidziana ciotka. NIC!
-
Przepraszam…
-
Już nic dla ciebie nie znaczę? – Spytał ze smutnym uśmiechem. Także się uśmiechnęłam.
William… Był moim kluczem, kluczem, który otwiera ostatnią kłódkę… – Kochasz
tego Koreańczyka?
-
Tak. – Przygryzłam dolną wargę. Całym sercem kochałam Hyun Joong. Kochałam jego
spojrzenia, jego uśmiech… kochałam go nawet wtedy, gdy się na mnie wściekał. –
Przepraszam, że zrobiłam ci nadzieję. Jesteś idealny, ale… nie jesteś idealnym
dla mnie.
Odwróciłam się z zamiarem odejścia, lecz
William chwycił mnie mocno za ramię. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-
A może tylko ci się wydaje, że go kochasz? Może…
-
Will… - Przerwałam mu, wyrywając ramię z jego uścisku. Przejechałam językiem po
ustach i pokręciłam przecząco głową. – Tego się nie da pomylić. Przykro mi, że
tego nie rozumiesz…
Wybiegłam czym prędzej z mieszkania, nie
martwiąc się pozostawionym tam Williamem. Trudno… Najwyżej nas okradnie. Teraz miałam
to w nosie. Bez Hyuna moje życie stałoby się beznadziejną, jałową egzystencją.
-
Taxi! – Krzyknęłam podnosząc ramię, widząc na horyzoncie zbliżającą się taryfę.
Gdy podjechała wcisnęłam się do niej i rzuciłam nerwowo – Na lotnisko!
Mężczyzna widząc, że mi się śpieszy,
dodał gazu, błyskawicznie włączając się do ruchu. Ja natomiast siedziała,
nerwowo podskubując paznokcie, zastanawiając się czy dojadę na czas by
zatrzymać wylatującego ukochanego.
-
Proszę cię Hyun, nie odlatuj…
Choćby bezsensowny, ale komentarz musi być uiszczony... xD
OdpowiedzUsuń