środa, 4 marca 2015

Rozdział 29


 - Ja pierdolę! – Stęknęłam pod nosem, wpadając na zimną ścianę naszej kamienicy. Przytuliłam policzek do chropowatej powierzchni, chcąc uspokoić wirujący przed oczami obraz i miliony myśli kłębiących się pod czaszką. – Gdzie ta klamka?!
            Wyciągnęłam dłoń w poszukiwaniu wejścia do budynku. Gdy w końcu je znalazłam, szarpnęłam za klamkę i wpadłam przez drzwi, ledwo mieszcząc się w futrynie. Na początku, gdy jeszcze siedziałam u Ali Bambi’ego, zdawało mi się, że nie jestem zbyt pijana, jednak, kiedy tylko zeszłam z krzesła i ruszyłam w drogę, okazało się jak wielkim błędem okazało się opróżnienie całej butelki. Ledwo idąc po chodniku, co jakiś czas wkraczając na ulicę, starałam się w całości dotrzeć do domu. Nie było to wcale proste, ponieważ pomimo tego, że umysł, pracował mi w miarę normalnie, a problemów z wysławianiem też nie miałam, to ciało kompletnie nie współpracowało. Chwiało się na wszystkie możliwe kierunki, a ja nie umiałam odpowiednio nad nim zapanować.
            Przeklinając raz po raz, chwyciłam zimną barierkę i zaczęłam wdrapywać się na samą górę. Zamierzałam rozmówić się z Hyun Joong. Mężczyzna może nie chcieć mnie widzieć, ale koniecznie musi mnie wysłuchać. Chciałam mu powiedzieć, że go kocham i nie chcę by wyjeżdżał na drugi koniec świata. 
            Gdy po parunastu minutach stanęłam pod jego drzwiami, wyciągnęłam dłoń i z nieznaną mi siłą, zaczęłam walić w drewniane wrota.
- Hyun! – Wrzasnęłam, dołączając do pukania także kopnięcia. – Otwieraj te cholerne drzwi!
            Podniosłam nogę, chcąc z całych sił uderzyć obcasem w przeszkodę, jednak poślizgnęłam się na ciemnej wycieraczce i wylądowałam tyłkiem na zimnym kamieniu. Jęknęłam z bólu, a z moich oczu pociekły łzy. Zanosząc się płaczem, położyłam się na podłodze, obejmując się ramionami.
- Kocham cię ty durniu…
            Nagle do moich uszu doszły szybkie kroki na schodach. Uniosłam oczy, mając nadzieje, że to ukochany, jednak się zawiodłam. Na stopniach, dzierżąc kij baseballowy w dłoniach, stał Ian, odziany tylko w dżinsy, mierząc mnie zaskoczonym spojrzeniem. Tuż zza jego nagiego ramienia wyglądała Klaudia.
- Nat? – Spytała, klękając przy mnie i podnosząc mnie z podłogi. – Co ty do cholery robisz?! Dlaczego leżysz na podłodze?
             Z bezsilnością rzuciłam się w ramiona przyjaciółki i rozpłakałam na dobre. Klaudia przytuliła mnie, szepcząc pocieszające słowa. Chwyciła mnie ramionami za barki i poprowadziła po schodach w dół.
            Weszłyśmy do mieszkania. Przyjaciółka poprowadziła mnie do kanapy i rzuciła na nią, zmuszając bym usiadła. Ian natomiast zniknął w sypialni. 
- Gdzieś ty była do cholery?! – Wrzasnęła przyjaciółka, od razu, gdy mężczyzna zniknął nam z oczu. Stała nade mną, podpierając się pod boki i rzucając w moją stronę wściekłe spojrzenia. - Nie wiesz, która jest godzina?!
            Podniosłam dłoń z zegarkiem, przysuwając ją pod nos, jednak obraz rozmazywał się przed moimi oczami. Musiałam po drodze zgubić soczewki. Wzruszyłam tylko ramionami, czym chyba jeszcze bardziej rozwścieczyłam koleżankę. Wzdychając usiadła obok i złapała się za głowę. Położyłam jej dłoń na ramieniu i uśmiechnęłam się radośnie.
- Byłam się uchlać…
- Właśnie czuje… - Klaudia przysunęła się i pociągnęła nosem. Skrzywiła się z niesmakiem i wzdrygnęła, odsuwając się o metr. - Wychlałaś cały zbiornik?
- Nie do końca wiem… - Szepnęłam, jakby to była największa tajemnica świata. Odchyliłam głowę, chcąc policzyć, jaką zawartość miała butelka, lecz jakoś mi to umknęło. - Ale to Ali mi polewał, więc on powinien wiedzieć…
- Jaki Ali?
            Roześmiałam się na myśl o starym Turku, który pozwolił mi na takie sponiewieranie.
- Ali Bambi! – Wrzasnęłam, uśmiechając się szeroko
            Moja przyjaciółka rozszerzyła oczy w zdumieniu i uniosła swe idealnie wyskubane brwi. Podrapała się palcem po policzku, zapewne zastanawiając się nad mymi słowami. 
- Ten jelonek z Disneya?
            W mojej wyobraźni pojawiła się rysunkowa postać, a zaraz potem twarz uśmiechniętego Araba. Roześmiałam się, bijąc się otwartą dłonią po kolanie. Już miałam jej wytłumaczyć, kim był Bambi, lecz w pokoju nagle pojawił się Ian, kompletnie już ubrany, zawiązujący właśnie krawat na swej szyi. Spojrzał na nas ciekawie, unosząc swe ciemne brwi.
- Co jest?
- Nat się podobno upiła z jakimś Bambim. – Powiedziała Klaudia niepewnie, wymieniając się spojrzeniem z narzeczonym. Ten przekrzywił głowę w śmieszny sposób i przerzucił swe spojrzenie na mnie.  
- Z tą sarną z bajki?
            Klaudia jęknęła pod nosem, podchodząc do niego i kładąc mu dłoń na ramieniu. Pogładziła materiał jego koszuli, spoglądając mu w oczy.
- Kochanie to był jeleń… Miał rogi i… Zresztą nie ważne! – Ocknęła się na chwile, zdając sobie zapewne sprawę, że właśnie rozmawiali o czymś tak głupim jak bajkowy jelonek. Podeszła do mnie ponownie i chwytając moją twarz w obie dłonie, przyjrzała mi się uważnie. - Szła pijana przez całe miasto!
- Nie okradli cię?
Ian także podszedł i patrzył na mnie ciekawie. Pewnie udzieliło mu się zdenerwowanie narzeczonej. Wzruszyłam jedynie ramionami, na co on zaczęli mnie przeszukiwać jakbym była jakimś złodziejem, zaglądając mi do kieszeni i oglądając mnie ze wszystkich stron.
- Jesteś naćpana? – Spytała Klaudia poważnie, na co szybko pokręciłam głową. Po przejrzeniu moich kieszeni i dokładnych oględzinach twarzy i ramion w końcu mnie puścili. Przyjaciółka odetchnęła z ulgą. – Na szczęście nikt jej nie okradł. Gdzie ty masz głowę, łazisz pijana po mieście, a mógł cię ktoś pobić, albo zgwałcić!
- Hyun… - Jęknęłam opadając twarzą na kanapę, zaraz jednak podniosłam się, a świat ponownie zawirował przed mymi oczami. – To wszystko jego wina! Wziął mi serce i puff… Została dziura…
            Ostatnie zdanie, obrazowo przedstawiłam ruchem dłoni, chwytając się za materiał bluzki na lewej piersi i ciągnąc go. Narzeczeni wymienili się spojrzeniami i westchnęli bezsilnie.
- Zostawię was same. – Stwierdził Ian, całując czule swoją dziewczynę i kierując się w stronę drzwi.
            Klaudia skrzyżowała ramiona na piersi i usiadła obok. Coś ją trapiło, co poznałam po tym jak ściskała i rozluźniała swe dłonie. Niekiedy robiła tak, gdy była zdenerwowana lub zestresowana. Oparłam się o kanapę, przymykając powieki.
- Oboje jesteście tacy dumni… - Jęknęła, wędrując spojrzeniem po dywanie. – Rozmawiałam dzisiaj z Hyunem, lecz jest tak samo uparty jak ty.
            Może jest faktycznie tak jak mówi Klaudia, a może po prostu nigdy mnie szczerze nie kochał i wolał wyjechać i zapomnieć.
- Nigdy nie wybaczysz sobie tego, jeśli pozwolisz mu odejść i na pewno…
            Słuchając kojącego głosu przyjaciółki, zamknęłam oczy, chcąc skupić się na jej słowach, jednak zmęczenie było silniejsze. Zamiast rozmawiać, całkowicie pogrążyłam się w ciemności, w snach rozmyślając tylko i wyłącznie o Hyun Joong…

* * *

Nazajutrz, gdy słońce wdzierało się do pokoju przez odsłonięte zasłony, uchyliłam powieki i podniosłam się gwałtownie.
- Kurwa… - Jęknęłam, ponownie opadając na kanapę i chwytając się za pulsującą głowę. Zmrużyłam oczy chcąc jak najlepiej odtworzyć wydarzenia z wczoraj i okoliczności, w jakich zamiast w łóżku spałam na kanapie. – Klaudia?
            Zawołałam przyjaciółkę, chcąc ją przeprosić za moje wczorajsze zachowanie, jednak odpowiedziała mi cisza. Podniosłam się i zajrzałam do sypialni. Jej łóżko było idealnie zasłane, co oznaczało, że przyjaciółki nie ma. Odwróciłam się gwałtownie chcąc dojrzeć, która godzina. Moim ciałem wstrząsnął nagły dreszcz. Przysłaniając dłonią usta, prawie zabijając się o dywanik w sypialni, pobiegłam do łazienki i otwierając muszle klozetową, zwróciłam całą zawartość żołądka.
            Kiedy poczułam ulgę, spuściłam wodę i obmyłam twarz, chwytając automatycznie po szczoteczkę do zębów. Dokończyłam higienę zastanawiając się czy powodem wymiotów był nadmiernie spożyty alkohol, czy może coś innego. Przypominając sobie ostatni okres, przeszłam do kuchni i spojrzałam ciekawie na kalendarz, przebiegłam spojrzeniem przez kratki, licząc na głos dni.
Opadłam ciężko na krzesło, chcąc by to wszystko okazało się pomyłką. Od Półtora miesiąca nie dostałam okresu, co jeszcze nie było oznaką, że moje przypuszczenia mogą okazać się słuszne, lecz nigdy nie wymiotowałam po alkoholu, co wydało mi się podejrzane. Położyłam dłoń na brzuchu, zastanawiając się nad najbliższą apteką, w której mogłabym kupić potrzebny test do rozwiania mych wątpliwości.
Spojrzałam na zegarek i o mało co nie zemdlałam. Tarcza wskazywała 14: 15, co oznaczało, że samolot ukochanego odlatuje za mniej więcej godzinę. Zmieniałam właśnie ubranie, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Podbiegłam do niech, mając nadzieje, że to Hyun, lecz jak wielkie było moje zdziwienie, gdy na progu napotkałam roześmiane oczy Williama.
- Witaj skarbie! – Powiedział, całując mnie w policzek i wchodząc do mieszkania, chociaż go wcale nie zapraszałam. – Ma wolne popołudnie, więc może…
- Nie.
            Spojrzał na mnie zagadkowo, unosząc swe brwi w zdumieniu. Nie wiedziałam jeszcze jak najszybciej pozbyć się go z mieszkania, lecz musiałam załatwić ta sprawę w miarę szybko.
- Dlaczego?
            Spytał ponownie się uśmiechając, jakby nie dopuszczając do siebie mojej odmowy. Objął mnie ramionami i schylił głowę, chcąc mnie pocałować.
- Will… Przepraszam. Przepraszam, że cię nie kocham. - Zaczęłam, wyrywając się z mocnego uścisku mężczyzny. – Nie mogę odwzajemnić twoich uczuć. Kiedyś byłeś dla mnie kimś wyjątkowym, ale teraz…
- Kocham cię... – Szepnął wprawiając mnie w tym zdumienie.
Pochylił się nade mną i wolno zbliżał swe wargi. Przymknęłam powieki czekając na zetknięcie naszych ust. Chciałam się przekonać, czy Smith potwierdzi moje przypuszczenia
 Will wziął w posiadania moje usta, namiętnie podgryzając moją dolną wargę. Uchyliłam powieki i zobaczyłam nie jego, tego Williama, którego kochałam przed dwoma laty, lecz Hyun Joong… Zacisnęłam powieki myśląc, że obraz smutnej twarzy Koreańczyka zniknie sprzed mych oczu. Na szczęście William, w tym momencie, oderwał swoje wargi od moich i spojrzał mi głęboko w oczy. Mrugnęłam parokrotnie, bo właśnie dostałam olśnienia. W głowie usłyszałam szczęk stali, jakby ostatnia kłódka pękała, wyzwalając moje serce z żelaznego więzienia.
Podczas tego pocałunku nie poczułam nic, absolutnie nic, co mogłoby wskazywać na jakiekolwiek głębsze uczucia względem tego mężczyzny. Czułam się jakby pocałowała mnie dawno niewidziana ciotka. NIC!
- Przepraszam…
- Już nic dla ciebie nie znaczę? – Spytał ze smutnym uśmiechem. Także się uśmiechnęłam. William… Był moim kluczem, kluczem, który otwiera ostatnią kłódkę… – Kochasz tego Koreańczyka?
- Tak. – Przygryzłam dolną wargę. Całym sercem kochałam Hyun Joong. Kochałam jego spojrzenia, jego uśmiech… kochałam go nawet wtedy, gdy się na mnie wściekał. – Przepraszam, że zrobiłam ci nadzieję. Jesteś idealny, ale… nie jesteś idealnym dla mnie.
Odwróciłam się z zamiarem odejścia, lecz William chwycił mnie mocno za ramię. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- A może tylko ci się wydaje, że go kochasz? Może…
- Will… - Przerwałam mu, wyrywając ramię z jego uścisku. Przejechałam językiem po ustach i pokręciłam przecząco głową. – Tego się nie da pomylić. Przykro mi, że tego nie rozumiesz…
Wybiegłam czym prędzej z mieszkania, nie martwiąc się pozostawionym tam Williamem. Trudno… Najwyżej nas okradnie. Teraz miałam to w nosie. Bez Hyuna moje życie stałoby się beznadziejną, jałową egzystencją.
- Taxi! – Krzyknęłam podnosząc ramię, widząc na horyzoncie zbliżającą się taryfę. Gdy podjechała wcisnęłam się do niej i rzuciłam nerwowo – Na lotnisko!
            Mężczyzna widząc, że mi się śpieszy, dodał gazu, błyskawicznie włączając się do ruchu. Ja natomiast siedziała, nerwowo podskubując paznokcie, zastanawiając się czy dojadę na czas by zatrzymać wylatującego ukochanego.
- Proszę cię Hyun, nie odlatuj…


1 komentarz: