Łaskawy los, szczęśliwy los, szczęśliwy los…
- Wredny, podły… - Zaczęłam
wyrzucać z siebie słowa pasujące w tej chwili do określenia Jack’a – chłopaka
Susan. Jak mógł wysłać jej taki sms?! Baw się dobrze! To ona od wielu dni,
czeka na jakąkolwiek wiadomość od niego, że się stęsknił, że ja kocha, a on
śmiał wysilić się tylko na takie coś! - …wstrętny drań!
- Mam nadzieje, że nie
mówisz o mnie?
- Nie. Mówię o tym durniu,
z którym spotyka się Sue!
Ze złości, nie mogłam
się powstrzymać i każde następne zdanie wypowiadałam podniesionym głosem. Sue potrzebowała
teraz samotności, musiała się wypłakać, choć jeśli chodzi o przyjaciółkę, nie
wiedziałam czy była zdolna do łez. Rozumiałam ją, przeżyła rozczarowanie, które
przytrafiło mi się nie raz.
- Aż do teraz… -
Rozmarzonym wzrokiem spojrzałam na Thomasa.
- Co aż do teraz? – Spytał
zaskoczony i zaczął mi się dziwnie przyglądać. Machnęłam tylko ręką, jakby
chcąc odgonić nieistniejące muchy.
– Chyba pora już udać
się na spoczynek. – Powiedział, znów wchodząc w rolę sztywnego dżentelmena. Ja
jednak, nie miałam zamiaru odpuścić tak łatwo.
Zagryzłam usta, w
głowie opracowując cały plan działania. Kiedy doszliśmy do mojego pokoju wiedziałam,
co robić. Opowiedziałam o wszystkim ukochanemu, który uśmiechnął się
przebiegle, chwaląc mój plan.
- Chce się pani zabawić
w swatkę, panno Bennet?
Och tak! Strzeż się
Susan…
*
* *
- Co?! – Wrzasnął,
zaskoczony Darcy, gdy razem z Thomasem przedstawiliśmy mu po krótce nasz plan.
Spojrzeniem upomniałam go, że nie znajdowaliśmy się w salonie sami. Obróciłam
głowę sprawdzając, czy zwróciliśmy na siebie uwagę towarzystwa. Odetchnęłam z
ulgą, ponieważ nikt nie przejął się jego wrzaskiem. Pan Collins spał sobie
smacznie w fotelu, a jego żona uśmiechała się do swego odbicia w lustrze, co
jakiś czas maczając usta w cherry. Poza nią była tylko jedna służąca, zajęta
przecieraniem półek z porcelanowymi filiżankami. Darcy zmarszczył groźnie brwi.
– Nie mam zamiaru podrywać kogoś, kto jest z kimś związany.
Opuściłam ramiona z
bezsilności. Jeszcze chwilę, a go uduszę, jak Boga kocham! Westchnęłam,
zbierając siły, by jeszcze raz powtórzyć mu to, co już mówiłam, a widocznie do
niego nie dotarło.
- Susan nie jest z nim
szczęśliwa. – Szepnęłam, zaciskając dłonie w pięści. Chociaż przeważnie byłam
nastawiona pokojowo, aż świerzbiły mnie ręce by mu przyłożyć. Ten facet zawsze
tak łatwo się poddawał? – Jack to playboy, i bezduszny drań. Kiedy Sue nas
sobie przedstawiła, wydał mi się całkiem miły, lecz gdy tylko poszła do toalety
ten kretyn zaczął mnie podrywać.
- A to dupek… -
Stwierdził Thomas sucho patrząc na mnie zagadkowo. - Mówiłaś jej o tym?
- Oczywiście, że nie.
Nie uwierzyłaby mi, albo pomyślałam, że chce jej go odbić.
- A co to da, jeśli jej
powiem… – Spytał Darcy cichym głosem,
unikając mojego spojrzenia. - Co czuje?
- Będzie wiedziała, że
nie jest ci obojętna i może się okazać, że także… cię polubiła. A z tego co
widzę to cię lubi… Nawet bardzo lubi… – Stwierdziłam, nie bardzo wiedząc jak
nazwać to wyczuwalne między nimi zainteresowanie. Zafascynowanie? Zauroczenie?
– W każdym razie, nie możesz się poddać tak…
Zamilkłam widząc, że
Vincent bardzo poważnie rozważa naszą propozycję. Przecież nie chcieliśmy, by
ją okłamywał, tylko wyjawił jej swe uczucia, więc nie wiedziałam, nad czym się
tu zastanawiał. Po kilku minutach spojrzał na nas i pokiwał głową.
- Macie rację! – Przyznał,
znów niebezpiecznie podnosząc głos. Moje pięści się rozluźniły. Jeszcze nigdy
nikogo nie pobiłam, lecz tego dnia było mi wszystko jedno. – Nie mogę tak łatwo
zrezygnować!
Uśmiechnęłam się, w
myślach dziękując opatrzności, że miał w sobie tą odwagę i nie dał tak łatwo za
wygraną.
*
* *
Przez cały następny dzień nie spotkałam Susan.
Parokrotnie, wiedziona jakimś impulsem, stawałam pod jej pokojem jednak bałam
się zapukać. Po której z kolei wycieczce, zrezygnowałam z pomysłu pocieszenia,
tłumacząc sobie, że jeśli będzie chciała o tym porozmawiać z pewnością do mnie
przyjdzie. Jednak nic takiego nie nastąpiło.
Z mieszanymi uczuciami udałam się na kolację. Gdy
weszłam do jadalni wszyscy byli już obecni. Zasiadłam obok Bingley’a i
ukradkiem przyglądałam się przyjaciółce. Z grobową miną dłubała jedzenie na
swoim talerzu. Podniosłam do ust kawałek czegoś, co wyglądało jak wołowina. Z
trudem przełknęłam paskudne jedzenie, wyglądało lepiej, lecz w smaku było dalej
ohydne. Przyjrzałam się płynowi, który wlano mi do filiżanki, zapatrzyłam się w
blado-brązową ciecz tak intensywnie, że dopiero dotyk dłoni na kolanie mnie od
tego oderwał.
- Herbata nie jest
trująca. – Rozbawiony Tom jak na potwierdzenie podniósł swoją filiżankę do ust
i nie skrzywił się ani trochę. Zaryzykowałam i faktycznie. Herbata nie
zagrażała mojemu życiu, za to, to paskudztwo na stole oznaczało, że dzisiejszego
wieczora znów będę głodna. Pomasowałam się po brzuchu, który jakby wiedząc, że
już dzisiaj nic nie dostanie, zaburczał. Na szczęście, nie tak głośno by
towarzystwo mogło to usłyszeć. Bingley czytając w moich myślach, lub słysząc
ten dźwięk, chwycił pod stołem moją dłoń. – Coś wymyślę.
Już miałam mu
dyskretnie podziękować i spytać gdzie mamy się spotkać, kiedy gospodyni
zastukała łyżeczką o kieliszek i wstała.
- Drodzy państwo,
zapewne… - Przerwała gromiąc spojrzeniem Sue, która ciągle przewracała potrawę
widelcem. Siedzący obok niej pan Darcy zareagował natychmiast i usunął go z jej
dłoni. Po jej przeprosinach, pani domu kontynuowała swoją przemowę. – Zapewne
ucieszy państwa wiadomość wydania balu zamykającego ten sezon.
Bal? Co za cudowna
wiadomość! Z radości prawie podskoczyłam na krześle. Rozmarzonym spojrzeniem
powiodłam do twarzy Thomasa. Ostatni wieczór w ośrodku w jego towarzystwie.
Tańce, piękna muzyka… Zaczęłam się zastanawiać, co założę i z rozpaczą
stwierdziłam, że już prawie każdą z sukien od pani Collins, miałam na sobie,
jednak skarciłam się za takie myślenie, ponieważ nie suknia była tu
najważniejsza. Powiodłam spojrzeniem po stole i aż się wzdrygnęłam. Miałam
nadzieje, że zamówią jakieś jedzenie. Jeśli na przyjęciu podają takie koszmarne
jedzenie, z pewnością będzie to klapa.
- Przyjdzie pan na bal,
prawda panie Darcy? – Lady Mery z pewnością już szuka sobie towarzysza na bal.
Jak to dobrze, że ta kobieta nie zainteresowała się moim Tomem. Uśmiechnęłam
się przebiegle czekając na odpowiedź Vincenta. W myślach prosiłam, by
powiedział tej babie, że wolałby towarzyszyć Sue.
- Nie jestem zbyt
wprawnym tancerzem.
Jego odpowiedź trochę
mnie ucieszyła, trochę zaś zawiodła. Gdy spojrzałam na przyjaciółkę, prawie
roześmiałam się ze szczęścia. Jej oczy rzucały błyskawice w stronę Mery, co
utwierdziło mnie w przekonaniu, że przystojny pan Darcy jednak nie jest jej do
końca tak obojętny, jak próbowała to pokazać.
- Chce pan powiedzieć,
że mam wykreślić ze swojego karneciku obiecane panu tańce?
Czułam się, jakbym
oglądała jakąś wenezuelską telenowele lub walkę bokserską, której swoją drogą
nienawidziłam. Kiedy Darcy długo się nie odzywał miałam ochotę czymś w niego
rzucić. Obudź się!
- Nie to miałem na
myśli.
- Niezmiernie mnie to
cieszy.
Odniosłam dziwne
wrażenie, że chciała go tylko sprowokować, jednak może się myliłam.
- Mimo to nie widać
tego po pani.
Jego słowa ją zdenerwowały,
mierzyła go nieprzyjaznym wzrokiem. Z wrażenia przyłożyłam dłoń do ust
obawiając się najgorszego. Drugą dłonią chwyciłam pod stołem dłoń Thomasa,
który bez wahania splótł swe palce z moimi.
- Proszę mi wierzyć…–
Jej słowa rozbrzmiały echem po XXI-wiecznej jadalni. - Cholernie się cieszę z
możliwości spędzenia czasu z panem.
Pani Collins krzyknęła
upominając Susan za jej niewłaściwe zachowanie. Według mnie kobieta powinna się
cieszyć, że Sue nie pobiła biednego pana Darcy’ego…
*
* *
- Już pojutrze mnie tu
nie będzie… - Szepnęłam w zamyśleniu oglądając z uwagę dłoń Thomasa. Miał takie
smukłe i długie palce.
Leżałam pomiędzy jego
długimi nogami, opierając głowę na męskiej piersi. Uwielbiałam te nasze
wieczorne spotkania, mogliśmy bez skrępowania porozmawiać, lub po prostu
pomilczeć, przy okazji badając nawzajem swoje spragnione dotyku ciała. To
spotkanie było wyjątkowe, ponieważ ostatnie. Już nie spotkamy się w tym pokoju,
w tej rezydencji, w tych czasach… Nieuchronnie zbliżałyśmy się do końca. Z
jednaj strony chciałam tu zostać, z drugiej jednak musiałam przyznać, że
stęskniłam się za Dorothy i Rose.
- Za kilka tygodni, gdy
uporządkuje wszystkie sprawy spotkamy się w Brooklynie.
Już za kilka tygodni…
Nie wiedziałam jednak, czy wytrzymam choćby godzinę bez jego dotyku.
Przewróciłam się na brzuch czując, że jestem gotowa, by wyznać mu swoje
uczucia, lecz gdy spojrzałam w cudowne niebieskie oczy, po prostu stchórzyłam.
Od wczoraj dręczyły
mnie dziwne myśli. Znów zaczęłam w niego wątpić. Wiedziałam, że z jego strony
to nie gra, lecz… Czy mógł się zakochać w kobiecie, którą znał od kilku dni?
- Nawet jeśli już nigdy
się nie spotkamy, nie będę miała do ciebie żalu…
- Chris… - Położyłam mu
palec na ustach nie chcąc usłyszeć tego, czego najbardziej się obawiałam.
- Nawet, jeśli niczego
do mnie nie czujesz, proszę… Udawaj do samego końca…
Podniosłam się odrobinę,
a gdy otworzył usta by coś powiedzieć, objęłam jego twarz dłońmi i złożyłam na
rozchylonych wargach pocałunek, wyrażający całą moją miłość… Samotna łza
spłynęła po mym policzku.
Już za niedługo dowiesz
się czy uczucie, którego pragnęłaś jest tylko fikcją, czy istnieje naprawdę…
*
* *
Ze zdenerwowania, już od godziny, przemierzałam swój
pokój. Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Czas ciągnął mi się jak rozgrzany ser.
Popołudniu służąca przyniosła piękną kremową kreacje, którą miałam założyć na
dzisiejszym balu kończącym nasz pobyt. Kobieta obiecała zjawić się godzinę
przed rozpoczęciem przyjęcia.
Po raz setny spojrzałam na zegarek, chcąc sprawdzić
czy dziewczyna czasem o mnie nie zapomniała. Przecież dobrze wiedziała, że nie
dam sobie sama rady z tym piekielnym gorsetem, gdzie ona jest? Po 15 minutach,
dziewczyna się zjawiła.
- Dlaczego tak późno?!
– Przywitałam ją od progu i łapiąc za ramiona, wciągnęłam do środka. – Ty wiesz,
która jest godzina?!
Pokojówka uśmiechnęła się pogodnie i zaczęła mnie przygotowywać.
Nie mogłam zrozumieć,
dlaczego byłam aż tak zdenerwowana. Właściwie wiedziałam, lecz nie dopuszczałam
tego do swojej świadomości. Dzisiaj był ostatni wspólny wieczór w tym
towarzystwie. Już nigdy się nie spotkamy, w tym gronie… Bałam się tego dnia,
wiedziałam, że wszystko się skończy i nie ważne jak bardzo bym płakała, czy
wierzgała, czas niestety się nie zatrzyma.
Najbardziej jednak obawiałam się pożegnań. Daj spokój Christien! – Pomyślałam
– Przecież zobaczysz się z Tomem za kilka tygodni, a jeśli dobrze pójdzie to i
z panem Darcy’m.
- Wygląda pani wprost
prześlicznie! – Nie zauważyłam nawet, kiedy dziewczyna skończyła mnie czesać. Krzyknęła,
podskakując z zachwytu i klaskając w dłonie. – Wszyscy panowie, będą panią
oczarowani!
Wystarczy by jeden z nich był mną oczarowany, nie
zależało mi na reszcie. Podniosłam spojrzenie do lustra i musiałam przyznać, że
kobieta miała rację. Wsuwki, które wpięła mi we włosy, na zakończeniach miały
malutkie białe perełki, przez co mój kok wyglądał niezwykle pięknie. Kremowa
suknia spływała jak wodospad z mych bioder, aż do kostek. Uśmiechnęłam się
pogodnie do dziewczyny. Teraz z całą pewnością byłam gotowa na ten ostatni
wieczór…
*
* *
Spojrzałam z uśmiechem
na oddalających się Susan i pana Darcy’ego. Mężczyzna wyglądał dziś bardzo
dostojnie. Nie żeby do tej pory wyglądał niechlujnie, lecz to wielkie wydarzenie,
jakim było zakończenie sezonu, z pewnością i na nim odcisnęło swój ślad.
Przeszłam się po Sali
pełnej gości, z których większość twarzy widziałam po raz pierwszy w życiu.
Szukałam tylko jednej osoby, jednych najwspanialszych, niebieskich oczu…
Gdy już myślałam, że
znalezienie go zajmie mi większą część wieczoru, usłyszałam przy uchu dobrze mi
znany zachrypnięty głos.
- Szuka pani kogoś,
panno Bennet?
- Szukam jednego
eleganckiego i bardzo urokliwego dżentelmena. - Nie odwracając się uśmiechnęłam
się szeroko, grając w jego grę. – Może pan go zna?
Śmiejąc się głośno,
odwrócił mnie w swoją stronę. Jego oczy świeciły dziś bardziej niż zwykle, a
uśmiech był piękniejszy. W czarnym stroju prezentował się wyjątkowo seksownie,
z żalem zauważyłam, że zgolił swój niewielki zarost.
- Nie wiem panno
Bennet, czy wypuszczę panią tego wieczoru z rąk. – Powiedział całując mnie w
wierzch dłoni, nie spuszczając przy tym wzroku z moich oczu. – Ten dżentelmen
musi się niestety obejść bez pani.
Właśnie zagrano
pierwsze takty menueta, więc szybko dołączyliśmy do tańczących par. Ten taniec
nie należał do moich ulubionych. Pary, co jakiś czas odłączały się od siebie,
przez co rozmowa była utrudniona.
- Pod koniec tańca będę
chciał się pani oświadczyć… - Jego wypowiedź została przerwana przez wykonanie
kolejnej figury tanecznej. – I już teraz chciałem zapytać, czy nie wzgardzi
pani moimi uczuciami.
A tak, oświadczyny!
Pani Collins wspominała coś o tym na początku. Chociaż czasami z Thomasem nie
zachowywaliśmy się według reguł, ustalonych przez właścicielkę, dzisiejszego
wieczoru musieliśmy trochę pograć. Przedstawienie musiało trwać dalej. Niestety…
- Musi pan wiedzieć, że
nie jest mi obojętny… I sprawi pan, że będę szczęśliwą kobietą, prosząc bym
została jego żoną.
Ostatnie dźwięki tańca
ucichły i po oklaśnięciu grupy muzyków, ruszyłam by zmniejszyć dzielącą nas
odległość. Thomas schylił odrobinę głowę i chwycił delikatnie moją dłoń.
- Czy uczyni mi pani
ten zaszczyt i zgodzi się za mnie wyjść?
Z radością przytuliłam
się do jego twardej piersi. Mimo, że był to tylko pokazowy numer, poczułam się
szczęśliwa. Zauważyłam, że Susan idzie z panem Darcy’m w stronę balkonu. Pewnie
także chcą odegrać swoją rolę. Puściłam Thomasa i spróbowałam się odsunąć
jednak on chciał jeszcze lepiej wykonać swe zadanie. Pochylił się i złożył na
mych wargach namiętny pocałunek. Zapominając o mierzących nas wścibskich
spojrzeniach, wzięłam jego twarz w swoje dłonie i pogładziłam jego gładkie
policzki.
- Spadajmy stąd Chris…
- Szepnął odrywając się ode mnie.
Tylko na to czekałam.
Na ten jeden znak. Chwyciłam go za dłoń i pociągnęłam do wyjścia.
Wczorajszego wieczoru
rozmyślałam o tym co chciałabym zrobić w tym ostatnim czasie pobytu w ośrodku. Doszłam
do wniosku, że moje ciało rozpaczliwie pragnęło spełnienia, nawet jeśli
intencje Thomasa nie do końca były tak czyste jak moje. Nawet jeśli miałabym
potem płakać przez resztę życia i być nieszczęśliwa, potrzebowałam tego. Thomas
okazał się pierwszym mężczyzną przy którym poczułam chęć do współżycia i nie
chciałam zmarnować tej okazji. Postanowiłam już i tylko niechęć z jego strony
mogła mnie odwieść od tego planu.
Przeciskając się przez
tabuny gości, parłam do przodu, zmierzając do sekretnej kryjówki. Z szybkością
błyskawicy pokonaliśmy tą odległość. Przed wejściem, rozejrzałam się po
korytarzu, czy czasem nas ktoś nie śledził i weszłam pociągając za sobą
Bingley’a.
Wczoraj wieczorem
miałam dość czasu by zakraść się do gabinetu Collins i zwędzić jej odpowiedni
klucz. Nie było to wcale takie trudne jakby się wydawało, ponieważ każdy z nich
miał przyczepioną do siebie niewielką karteczkę z krótkim opisem pokoju.
Z prawego pantofelka
wydobyłam malutki kluczyk i przekręciłam go w zamku.
- Od tej strony cię nie
znałem. – Thomas szczerze zaskoczony tym, że jakimś cudem udało mi się zdobyć
klucz, pochwycił mnie w ramiona. – Ale podoba mi się pani przebiegłość panno
Christien…
Przyłożyłam spragnione
wargi do jego ust, nie chcąc tracić ani minuty z czasu, który nam pozostał.
Niemal od razu zaczęłam rozpinać jego ubranie. Nie pozostając mi dłużnym,
począł czynić to samo. Po kilku chwilach moja suknia opadła swobodnie na
podłogę, Tom automatycznie przesunął swe dłonie do sznurków gorsetu. W tym
czasie zdążyłam zsunąć z jego ramion jedynie marynarkę. Na całym ciele czułam
dreszcze, przez co moje dłonie nie mogły sobie poradzić z łatwym zapięciem.
- Widzę, że potrzebuje
pani mojej pomocy… - Ciężko dysząc oderwał swe usta od moich, odsuwając się o
krok, ściągnął koszulę i ponownie przyciągnął mnie do siebie. – Moja Christien…
Roześmiałam się
nerwowo. Już raz miałam przyjemność zobaczyć jego nagi tors, ale ten widok i
tak mnie na jakiś czas ogłuszył. Prawie pożerałam wzrokiem ten cudowny widok.
Dłonią pogładziłam niewielki zarost, nie mogąc się opanować by nie dotknąć jego
twardych sutków. Przesunęłam dłoń na twardy męski brzuch, wsuwając palce za
pasek spodni.
- Igra pani z ogniem,
panno Bennet. – Jęknął, gdy tak gładziłam jego skórę. Chwycił delikatnie moją
dłoń i ucałował jej wierzch. Pogładził moje ramiona i zsunął z nich ramiączka
koszuli. Satynowy materiał spłynął z mojego ciała, upadając na podłogę.
Zarumieniłam się, ponieważ miałam na sobie już tylko bieliznę, a Thomas tak
pożądliwie się we mnie wpatrywał. Jego wzrok mnie peszył, ale nie miałam
zamiaru się teraz wycofać, chciałam przekonać się jak wygląda ten fizyczny
aspekt miłości, którego do tej pory nie doznałam. Widząc w jego oczach płomień
przekonałam się, że on naprawdę mnie pragnął. – Teraz moja kolej…
Szybko odpiął zapięcie
stanika i uwolnił skrywane przez niego piersi. Odruchowo podniosłam ramiona,
chroniąc je przed męskim spojrzeniem.
- Na pewno tego chcesz?
– Spytał, ciągle trzymając w dłoni bieliznę. – Jeśli nie jesteś na to gotowa,
nie musimy się śpieszyć.
Chciałam, ale
nieśmiałość spowodowana pierwszym pokazaniem nagiego ciała mężczyźnie, mnie
sparaliżowała. Spojrzałam błagalnie w jego oczy. Wiedziałam, że wystarczy tylko
słowo, by mężczyzna się wycofał.
- Chcę, ale… trochę się
wstydzę.
- Chris… – Uśmiechnął
się tym swoim zniewalającym uśmiechem, od którego miękły mi kolana. – Masz
piękne ciało i nie musisz się go wstydzić.
Moje dłonie opadły.
Szybko zamknęłam oczy, bojąc się, że zobaczę rozczarowanie na jego twarzy. Skarciłam
się w myśli za to lekkomyślne postępowanie, jeszcze chwila tej twojej
niepewności i facet zwieje!
- Christien… Spójrz na
mnie.
Posłusznie otworzyłam
oczy i aż pisnęłam. Nie zobaczyłam nic co mogłoby wskazywać, że jest
rozczarowany moim ciałem, wręcz przeciwnie. Wpatrywał się we mnie pożądliwie,
jakbym była najpiękniejszym stworzeniem jakie chodziło po tej ziemi. Och Tom,
mój kochany Tom…
Przywarliśmy do siebie
z nowa siłą. Gładząc moje nagie ramiona, całował z pasją moje usta. Jego język
wtargnął w ich wnętrze, z pasją stykając się z moim, co zamiast speszyć i
przestraszyć, raczej rozpaliło do granic moje pragnienie.
Nawet nie wiem, kiedy
znaleźliśmy się na podłodze. Thomas przeniósł dłonie na moje piersi i zaczął je
miarowo ugniatać. Uczucie było tak przyjemne, że aż jęknęłam. Gdzieś po drodze zniknął
mój niedawny wstyd i zażenowanie, liczyły się tylko jego pocałunki i ten
wspaniały dotyk męskiej dłoni.
Kiedy jego pocałunki
przeniosły się na moją szyję, wygięłam ją, chcąc jak najpełniej zaznać tej
pieszczoty. Jego dłonie powędrowały niżej, gładząc moje uda, a wraz z nimi
przesunęły się także jego usta. Z niecierpliwością czekałam na to co nastąpi,
zachęcająco wygięłam plecy w łuk. Thomas, chwile przyglądając się odstającym
sutkom, wziął jedną z nich w usta i delikatnie przygryzł. Szeroko rozwarłam
powieki, gładząc jego włosy. Przyjemność, którą niósł jego dotyk, była nie do
wytrzymania. Zaczęłam wyszeptywać jego imię.
- Tom, proszę…
- O co mnie prosisz
kochanie?
Zamiast odpowiedzieć
spojrzałam na niego błagalnie. Dobrze wiedział o co proszę. Zsunął moją
bieliznę i szybko pozbył się także swojej. Z ciekawością pożerałam widok
nagiego męskiego ciała, mięśni jego klatki piersiowej, brzucha i ojej! Nie
sądziłam, że to będzie aż tak zachwycające, że nie będę mogła oderwać od tego
wzroku.
- Chris… - Jęknął,
rozchylając moje uda. – Skarbie…
Przyciągnął mnie do
siebie i wszedł we mnie jednym mocnym pchnięciem.
Słyszałam już dużo
wersji pierwszego razu, lecz znacząco różniły się od tego co teraz przeżywałam.
Nie był to aż tak silny ból, jak opowiadały mi koleżanki, a męskość, która
znajdowała się we mnie, nie była uczuciem dziwnym, lecz tak przyjemnym, że
szybko zapomniałam o niewielkim bólu i już kilka chwil potem, poruszyłam
niecierpliwie biodrami.
Thomas zaśmiał się
gardłowo, chwytając w dłonie moje biodra. Instynktownie oplotłam go nogami.
Nasze usta znów się spotkały, łącząc się w namiętnym pocałunku. Oddaliśmy się
pełnemu namiętności rytmowi znanemu ludziom od początku istnienia.
Kiedy uczucie
spełnienia zbliżało się, wykrzyczałam jego imię i chwile potem Thomas opadł na
mnie. Przyjemny ciężar – Pomyślałam z uśmiechem, gładząc jego włosy. Po kilku
sekundach położył się obok i prawie od razu przyciągnął mnie do swej twardej
piersi. Leżeliśmy na boku wpatrując się w sufit, a w pokoju było słychać jedynie
nasze przyśpieszone oddechy.
- Cieszę się, że
zaczekałaś na mnie Chris… - Pocałował mnie w skroń, potem w policzek by potem
złożyć pocałunek także na mych ustach. – Dziękuje…
Chciałam odpowiedzieć
mu coś romantycznego, co mogło się mówić w takich sytuacjach, lecz każde ze
zdań jakie mi przyszło do głowy, wydało mi się zbyt tandetne i jakieś takie
oklepane, więc postanowiłam wyznać to, co od kilku dni mi ciążyło.
- Kocham cię Thomasie…
- Spojrzałam w jego niebieskie tęczówki i pogładziłam jego pierś. W tej chwili
doszła do mnie moja głupota, no właśnie! – A jak ty właściwie się nazywasz?
- Och Chris! - Tom
wybuchł śmiechem i przytulił mnie mocniej do siebie. Walnęłam go delikatnie w
ramię. Dlaczego się ze mnie śmiał?! Okrutnik! On tez pewnie nie wie jak mam na
nazwisko! Po paru moich jęknięciach w końcu się uspokoił. – Blake. Nazywam się
Thomas Blake.
- Ładnie… Podoba mi
się… - Zamyśliłam się i zrobiłam to, co prawie każda zakochana kobieta.
Zestawiłam swoje imię z jego nazwiskiem. On jednak nie zapytał o moje nazwisko
i to mnie trochę zastanowiło. – A ty wiesz, jak ja mam na nazwisko?
Spojrzał na mnie, a
jego oczy podejrzanie się zwęziły, przez co myślałam, że znów zacznie się ze
mnie śmiać, jednak on zrobił coś innego, czego się z goła nie spodziewałam.
Przewrócił mnie na plecy i spojrzał na mnie tak jak jeszcze nigdy. W jego
spojrzeniu było tyle miłości, że aż się przeraziłam.
- Kocham cię Christien
Rain. – Szepnął z powagą, ale zaraz potem znów uśmiechnął się w sposób jaki
uwielbiałam - A teraz mnie pocałuj…
Nie miała innego
wyjścia jak tylko spełnić jego prośbę, poza tym, że sama od jakiegoś czasu miałam
na to wielką ochotę.
Chris to piękny głuptas xD ale chwali się jej odwagę w wyznawaniu swych uczuć mężczyźnie, którego uwielbia. To genialne z jej strony, genialne jest też to, ze miłośc kwitnie tu w najlepsze!
OdpowiedzUsuńJak zawsze Rachel geniusz nie ma czasu XD
OdpowiedzUsuńWybacz ale ostatnio miałam dużo na głowie i nawet nie miałam czasu skomentować. Faceci jak faceci aż się zdziwiłam że mu to z taki oporami poszło. Takie trochę słodkie ale i głupie ;P
Weny życzę
Pozdrawiam
Rachel
Ps. Jeśli czytasz u mnie opo o Więźniu to jest nowy rozdział :)