poniedziałek, 22 czerwca 2015

* 8. Łaskawy los, szczęśliwy los, szczęśliwy los…

Łaskawy los, szczęśliwy los, szczęśliwy los…

- Wredny, podły… - Zaczęłam wyrzucać z siebie słowa pasujące w tej chwili do określenia Jack’a – chłopaka Susan. Jak mógł wysłać jej taki sms?! Baw się dobrze! To ona od wielu dni, czeka na jakąkolwiek wiadomość od niego, że się stęsknił, że ja kocha, a on śmiał wysilić się tylko na takie coś! - …wstrętny drań!
- Mam nadzieje, że nie mówisz o mnie?
- Nie. Mówię o tym durniu, z którym spotyka się Sue!
Ze złości, nie mogłam się powstrzymać i każde następne zdanie wypowiadałam podniesionym głosem. Sue potrzebowała teraz samotności, musiała się wypłakać, choć jeśli chodzi o przyjaciółkę, nie wiedziałam czy była zdolna do łez. Rozumiałam ją, przeżyła rozczarowanie, które przytrafiło mi się nie raz.
- Aż do teraz… - Rozmarzonym wzrokiem spojrzałam na Thomasa.
- Co aż do teraz? – Spytał zaskoczony i zaczął mi się dziwnie przyglądać. Machnęłam tylko ręką, jakby chcąc odgonić nieistniejące muchy.
– Chyba pora już udać się na spoczynek. – Powiedział, znów wchodząc w rolę sztywnego dżentelmena. Ja jednak, nie miałam zamiaru odpuścić tak łatwo.
Zagryzłam usta, w głowie opracowując cały plan działania. Kiedy doszliśmy do mojego pokoju wiedziałam, co robić. Opowiedziałam o wszystkim ukochanemu, który uśmiechnął się przebiegle, chwaląc mój plan.
- Chce się pani zabawić w swatkę, panno Bennet?
Och tak! Strzeż się Susan…

* * *

- Co?! – Wrzasnął, zaskoczony Darcy, gdy razem z Thomasem przedstawiliśmy mu po krótce nasz plan. Spojrzeniem upomniałam go, że nie znajdowaliśmy się w salonie sami. Obróciłam głowę sprawdzając, czy zwróciliśmy na siebie uwagę towarzystwa. Odetchnęłam z ulgą, ponieważ nikt nie przejął się jego wrzaskiem. Pan Collins spał sobie smacznie w fotelu, a jego żona uśmiechała się do swego odbicia w lustrze, co jakiś czas maczając usta w cherry. Poza nią była tylko jedna służąca, zajęta przecieraniem półek z porcelanowymi filiżankami. Darcy zmarszczył groźnie brwi. – Nie mam zamiaru podrywać kogoś, kto jest z kimś związany.
Opuściłam ramiona z bezsilności. Jeszcze chwilę, a go uduszę, jak Boga kocham! Westchnęłam, zbierając siły, by jeszcze raz powtórzyć mu to, co już mówiłam, a widocznie do niego nie dotarło.
- Susan nie jest z nim szczęśliwa. – Szepnęłam, zaciskając dłonie w pięści. Chociaż przeważnie byłam nastawiona pokojowo, aż świerzbiły mnie ręce by mu przyłożyć. Ten facet zawsze tak łatwo się poddawał? – Jack to playboy, i bezduszny drań. Kiedy Sue nas sobie przedstawiła, wydał mi się całkiem miły, lecz gdy tylko poszła do toalety ten kretyn zaczął mnie podrywać.
- A to dupek… - Stwierdził Thomas sucho patrząc na mnie zagadkowo. - Mówiłaś jej o tym?
- Oczywiście, że nie. Nie uwierzyłaby mi, albo pomyślałam, że chce jej go odbić.
- A co to da, jeśli jej powiem… –  Spytał Darcy cichym głosem, unikając mojego spojrzenia. - Co czuje?
- Będzie wiedziała, że nie jest ci obojętna i może się okazać, że także… cię polubiła. A z tego co widzę to cię lubi… Nawet bardzo lubi… – Stwierdziłam, nie bardzo wiedząc jak nazwać to wyczuwalne między nimi zainteresowanie. Zafascynowanie? Zauroczenie? – W każdym razie, nie możesz się poddać tak…  
Zamilkłam widząc, że Vincent bardzo poważnie rozważa naszą propozycję. Przecież nie chcieliśmy, by ją okłamywał, tylko wyjawił jej swe uczucia, więc nie wiedziałam, nad czym się tu zastanawiał. Po kilku minutach spojrzał na nas i pokiwał głową.
- Macie rację! – Przyznał, znów niebezpiecznie podnosząc głos. Moje pięści się rozluźniły. Jeszcze nigdy nikogo nie pobiłam, lecz tego dnia było mi wszystko jedno. – Nie mogę tak łatwo zrezygnować!
Uśmiechnęłam się, w myślach dziękując opatrzności, że miał w sobie tą odwagę i nie dał tak łatwo za wygraną.

* * *

Przez cały następny dzień nie spotkałam Susan. Parokrotnie, wiedziona jakimś impulsem, stawałam pod jej pokojem jednak bałam się zapukać. Po której z kolei wycieczce, zrezygnowałam z pomysłu pocieszenia, tłumacząc sobie, że jeśli będzie chciała o tym porozmawiać z pewnością do mnie przyjdzie. Jednak nic takiego nie nastąpiło.
Z mieszanymi uczuciami udałam się na kolację. Gdy weszłam do jadalni wszyscy byli już obecni. Zasiadłam obok Bingley’a i ukradkiem przyglądałam się przyjaciółce. Z grobową miną dłubała jedzenie na swoim talerzu. Podniosłam do ust kawałek czegoś, co wyglądało jak wołowina. Z trudem przełknęłam paskudne jedzenie, wyglądało lepiej, lecz w smaku było dalej ohydne. Przyjrzałam się płynowi, który wlano mi do filiżanki, zapatrzyłam się w blado-brązową ciecz tak intensywnie, że dopiero dotyk dłoni na kolanie mnie od tego oderwał.
- Herbata nie jest trująca. – Rozbawiony Tom jak na potwierdzenie podniósł swoją filiżankę do ust i nie skrzywił się ani trochę. Zaryzykowałam i faktycznie. Herbata nie zagrażała mojemu życiu, za to, to paskudztwo na stole oznaczało, że dzisiejszego wieczora znów będę głodna. Pomasowałam się po brzuchu, który jakby wiedząc, że już dzisiaj nic nie dostanie, zaburczał. Na szczęście, nie tak głośno by towarzystwo mogło to usłyszeć. Bingley czytając w moich myślach, lub słysząc ten dźwięk, chwycił pod stołem moją dłoń. – Coś wymyślę.  
Już miałam mu dyskretnie podziękować i spytać gdzie mamy się spotkać, kiedy gospodyni zastukała łyżeczką o kieliszek i wstała.
- Drodzy państwo, zapewne… - Przerwała gromiąc spojrzeniem Sue, która ciągle przewracała potrawę widelcem. Siedzący obok niej pan Darcy zareagował natychmiast i usunął go z jej dłoni. Po jej przeprosinach, pani domu kontynuowała swoją przemowę. – Zapewne ucieszy państwa wiadomość wydania balu zamykającego ten sezon.
Bal? Co za cudowna wiadomość! Z radości prawie podskoczyłam na krześle. Rozmarzonym spojrzeniem powiodłam do twarzy Thomasa. Ostatni wieczór w ośrodku w jego towarzystwie. Tańce, piękna muzyka… Zaczęłam się zastanawiać, co założę i z rozpaczą stwierdziłam, że już prawie każdą z sukien od pani Collins, miałam na sobie, jednak skarciłam się za takie myślenie, ponieważ nie suknia była tu najważniejsza. Powiodłam spojrzeniem po stole i aż się wzdrygnęłam. Miałam nadzieje, że zamówią jakieś jedzenie. Jeśli na przyjęciu podają takie koszmarne jedzenie, z pewnością będzie to klapa.
- Przyjdzie pan na bal, prawda panie Darcy? – Lady Mery z pewnością już szuka sobie towarzysza na bal. Jak to dobrze, że ta kobieta nie zainteresowała się moim Tomem. Uśmiechnęłam się przebiegle czekając na odpowiedź Vincenta. W myślach prosiłam, by powiedział tej babie, że wolałby towarzyszyć Sue.
- Nie jestem zbyt wprawnym tancerzem.
Jego odpowiedź trochę mnie ucieszyła, trochę zaś zawiodła. Gdy spojrzałam na przyjaciółkę, prawie roześmiałam się ze szczęścia. Jej oczy rzucały błyskawice w stronę Mery, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że przystojny pan Darcy jednak nie jest jej do końca tak obojętny, jak próbowała to pokazać.
- Chce pan powiedzieć, że mam wykreślić ze swojego karneciku obiecane panu tańce?
Czułam się, jakbym oglądała jakąś wenezuelską telenowele lub walkę bokserską, której swoją drogą nienawidziłam. Kiedy Darcy długo się nie odzywał miałam ochotę czymś w niego rzucić. Obudź się!
- Nie to miałem na myśli.
- Niezmiernie mnie to cieszy.
Odniosłam dziwne wrażenie, że chciała go tylko sprowokować, jednak może się myliłam.
- Mimo to nie widać tego po pani.
Jego słowa ją zdenerwowały, mierzyła go nieprzyjaznym wzrokiem. Z wrażenia przyłożyłam dłoń do ust obawiając się najgorszego. Drugą dłonią chwyciłam pod stołem dłoń Thomasa, który bez wahania splótł swe palce z moimi.
- Proszę mi wierzyć…– Jej słowa rozbrzmiały echem po XXI-wiecznej jadalni. - Cholernie się cieszę z możliwości spędzenia czasu z panem.
Pani Collins krzyknęła upominając Susan za jej niewłaściwe zachowanie. Według mnie kobieta powinna się cieszyć, że Sue nie pobiła biednego pana Darcy’ego…

* * *

- Już pojutrze mnie tu nie będzie… - Szepnęłam w zamyśleniu oglądając z uwagę dłoń Thomasa. Miał takie smukłe i długie palce.
Leżałam pomiędzy jego długimi nogami, opierając głowę na męskiej piersi. Uwielbiałam te nasze wieczorne spotkania, mogliśmy bez skrępowania porozmawiać, lub po prostu pomilczeć, przy okazji badając nawzajem swoje spragnione dotyku ciała. To spotkanie było wyjątkowe, ponieważ ostatnie. Już nie spotkamy się w tym pokoju, w tej rezydencji, w tych czasach… Nieuchronnie zbliżałyśmy się do końca. Z jednaj strony chciałam tu zostać, z drugiej jednak musiałam przyznać, że stęskniłam się za Dorothy i Rose.
- Za kilka tygodni, gdy uporządkuje wszystkie sprawy spotkamy się w Brooklynie.
Już za kilka tygodni… Nie wiedziałam jednak, czy wytrzymam choćby godzinę bez jego dotyku. Przewróciłam się na brzuch czując, że jestem gotowa, by wyznać mu swoje uczucia, lecz gdy spojrzałam w cudowne niebieskie oczy, po prostu stchórzyłam.
Od wczoraj dręczyły mnie dziwne myśli. Znów zaczęłam w niego wątpić. Wiedziałam, że z jego strony to nie gra, lecz… Czy mógł się zakochać w kobiecie, którą znał od kilku dni?
- Nawet jeśli już nigdy się nie spotkamy, nie będę miała do ciebie żalu…
- Chris… - Położyłam mu palec na ustach nie chcąc usłyszeć tego, czego najbardziej się obawiałam.
- Nawet, jeśli niczego do mnie nie czujesz, proszę… Udawaj do samego końca…
Podniosłam się odrobinę, a gdy otworzył usta by coś powiedzieć, objęłam jego twarz dłońmi i złożyłam na rozchylonych wargach pocałunek, wyrażający całą moją miłość… Samotna łza spłynęła po mym policzku.
Już za niedługo dowiesz się czy uczucie, którego pragnęłaś jest tylko fikcją, czy istnieje naprawdę…   

* * *

Ze zdenerwowania, już od godziny, przemierzałam swój pokój. Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Czas ciągnął mi się jak rozgrzany ser. Popołudniu służąca przyniosła piękną kremową kreacje, którą miałam założyć na dzisiejszym balu kończącym nasz pobyt. Kobieta obiecała zjawić się godzinę przed rozpoczęciem przyjęcia.
Po raz setny spojrzałam na zegarek, chcąc sprawdzić czy dziewczyna czasem o mnie nie zapomniała. Przecież dobrze wiedziała, że nie dam sobie sama rady z tym piekielnym gorsetem, gdzie ona jest? Po 15 minutach, dziewczyna się zjawiła.
- Dlaczego tak późno?! – Przywitałam ją od progu i łapiąc za ramiona, wciągnęłam do środka. – Ty wiesz, która jest godzina?!
            Pokojówka uśmiechnęła się pogodnie i zaczęła mnie przygotowywać.
Nie mogłam zrozumieć, dlaczego byłam aż tak zdenerwowana. Właściwie wiedziałam, lecz nie dopuszczałam tego do swojej świadomości. Dzisiaj był ostatni wspólny wieczór w tym towarzystwie. Już nigdy się nie spotkamy, w tym gronie… Bałam się tego dnia, wiedziałam, że wszystko się skończy i nie ważne jak bardzo bym płakała, czy wierzgała, czas niestety się nie zatrzyma.  Najbardziej jednak obawiałam się pożegnań. Daj spokój Christien! – Pomyślałam – Przecież zobaczysz się z Tomem za kilka tygodni, a jeśli dobrze pójdzie to i z panem Darcy’m.
- Wygląda pani wprost prześlicznie! – Nie zauważyłam nawet, kiedy dziewczyna skończyła mnie czesać. Krzyknęła, podskakując z zachwytu i klaskając w dłonie. – Wszyscy panowie, będą panią oczarowani!
            Wystarczy by jeden z nich był mną oczarowany, nie zależało mi na reszcie. Podniosłam spojrzenie do lustra i musiałam przyznać, że kobieta miała rację. Wsuwki, które wpięła mi we włosy, na zakończeniach miały malutkie białe perełki, przez co mój kok wyglądał niezwykle pięknie. Kremowa suknia spływała jak wodospad z mych bioder, aż do kostek. Uśmiechnęłam się pogodnie do dziewczyny. Teraz z całą pewnością byłam gotowa na ten ostatni wieczór…

* * *

Spojrzałam z uśmiechem na oddalających się Susan i pana Darcy’ego. Mężczyzna wyglądał dziś bardzo dostojnie. Nie żeby do tej pory wyglądał niechlujnie, lecz to wielkie wydarzenie, jakim było zakończenie sezonu, z pewnością i na nim odcisnęło swój ślad.
Przeszłam się po Sali pełnej gości, z których większość twarzy widziałam po raz pierwszy w życiu. Szukałam tylko jednej osoby, jednych najwspanialszych, niebieskich oczu…
Gdy już myślałam, że znalezienie go zajmie mi większą część wieczoru, usłyszałam przy uchu dobrze mi znany zachrypnięty głos.
- Szuka pani kogoś, panno Bennet?
- Szukam jednego eleganckiego i bardzo urokliwego dżentelmena. - Nie odwracając się uśmiechnęłam się szeroko, grając w jego grę. – Może pan go zna?
Śmiejąc się głośno, odwrócił mnie w swoją stronę. Jego oczy świeciły dziś bardziej niż zwykle, a uśmiech był piękniejszy. W czarnym stroju prezentował się wyjątkowo seksownie, z żalem zauważyłam, że zgolił swój niewielki zarost.
- Nie wiem panno Bennet, czy wypuszczę panią tego wieczoru z rąk. – Powiedział całując mnie w wierzch dłoni, nie spuszczając przy tym wzroku z moich oczu. – Ten dżentelmen musi się niestety obejść bez pani.
Właśnie zagrano pierwsze takty menueta, więc szybko dołączyliśmy do tańczących par. Ten taniec nie należał do moich ulubionych. Pary, co jakiś czas odłączały się od siebie, przez co rozmowa była utrudniona.
- Pod koniec tańca będę chciał się pani oświadczyć… - Jego wypowiedź została przerwana przez wykonanie kolejnej figury tanecznej. – I już teraz chciałem zapytać, czy nie wzgardzi pani moimi uczuciami.
A tak, oświadczyny! Pani Collins wspominała coś o tym na początku. Chociaż czasami z Thomasem nie zachowywaliśmy się według reguł, ustalonych przez właścicielkę, dzisiejszego wieczoru musieliśmy trochę pograć. Przedstawienie musiało trwać dalej. Niestety…
- Musi pan wiedzieć, że nie jest mi obojętny… I sprawi pan, że będę szczęśliwą kobietą, prosząc bym została jego żoną.
Ostatnie dźwięki tańca ucichły i po oklaśnięciu grupy muzyków, ruszyłam by zmniejszyć dzielącą nas odległość. Thomas schylił odrobinę głowę i chwycił delikatnie moją dłoń.
- Czy uczyni mi pani ten zaszczyt i zgodzi się za mnie wyjść?
Z radością przytuliłam się do jego twardej piersi. Mimo, że był to tylko pokazowy numer, poczułam się szczęśliwa. Zauważyłam, że Susan idzie z panem Darcy’m w stronę balkonu. Pewnie także chcą odegrać swoją rolę. Puściłam Thomasa i spróbowałam się odsunąć jednak on chciał jeszcze lepiej wykonać swe zadanie. Pochylił się i złożył na mych wargach namiętny pocałunek. Zapominając o mierzących nas wścibskich spojrzeniach, wzięłam jego twarz w swoje dłonie i pogładziłam jego gładkie policzki.
- Spadajmy stąd Chris… - Szepnął odrywając się ode mnie.
Tylko na to czekałam. Na ten jeden znak. Chwyciłam go za dłoń i pociągnęłam do wyjścia.
Wczorajszego wieczoru rozmyślałam o tym co chciałabym zrobić w tym ostatnim czasie pobytu w ośrodku. Doszłam do wniosku, że moje ciało rozpaczliwie pragnęło spełnienia, nawet jeśli intencje Thomasa nie do końca były tak czyste jak moje. Nawet jeśli miałabym potem płakać przez resztę życia i być nieszczęśliwa, potrzebowałam tego. Thomas okazał się pierwszym mężczyzną przy którym poczułam chęć do współżycia i nie chciałam zmarnować tej okazji. Postanowiłam już i tylko niechęć z jego strony mogła mnie odwieść od tego planu.
Przeciskając się przez tabuny gości, parłam do przodu, zmierzając do sekretnej kryjówki. Z szybkością błyskawicy pokonaliśmy tą odległość. Przed wejściem, rozejrzałam się po korytarzu, czy czasem nas ktoś nie śledził i weszłam pociągając za sobą Bingley’a.
Wczoraj wieczorem miałam dość czasu by zakraść się do gabinetu Collins i zwędzić jej odpowiedni klucz. Nie było to wcale takie trudne jakby się wydawało, ponieważ każdy z nich miał przyczepioną do siebie niewielką karteczkę z krótkim opisem pokoju.
Z prawego pantofelka wydobyłam malutki kluczyk i przekręciłam go w zamku.
- Od tej strony cię nie znałem. – Thomas szczerze zaskoczony tym, że jakimś cudem udało mi się zdobyć klucz, pochwycił mnie w ramiona. – Ale podoba mi się pani przebiegłość panno Christien…
Przyłożyłam spragnione wargi do jego ust, nie chcąc tracić ani minuty z czasu, który nam pozostał. Niemal od razu zaczęłam rozpinać jego ubranie. Nie pozostając mi dłużnym, począł czynić to samo. Po kilku chwilach moja suknia opadła swobodnie na podłogę, Tom automatycznie przesunął swe dłonie do sznurków gorsetu. W tym czasie zdążyłam zsunąć z jego ramion jedynie marynarkę. Na całym ciele czułam dreszcze, przez co moje dłonie nie mogły sobie poradzić z łatwym zapięciem.  
- Widzę, że potrzebuje pani mojej pomocy… - Ciężko dysząc oderwał swe usta od moich, odsuwając się o krok, ściągnął koszulę i ponownie przyciągnął mnie do siebie. – Moja Christien…
Roześmiałam się nerwowo. Już raz miałam przyjemność zobaczyć jego nagi tors, ale ten widok i tak mnie na jakiś czas ogłuszył. Prawie pożerałam wzrokiem ten cudowny widok. Dłonią pogładziłam niewielki zarost, nie mogąc się opanować by nie dotknąć jego twardych sutków. Przesunęłam dłoń na twardy męski brzuch, wsuwając palce za pasek spodni.
- Igra pani z ogniem, panno Bennet. – Jęknął, gdy tak gładziłam jego skórę. Chwycił delikatnie moją dłoń i ucałował jej wierzch. Pogładził moje ramiona i zsunął z nich ramiączka koszuli. Satynowy materiał spłynął z mojego ciała, upadając na podłogę. Zarumieniłam się, ponieważ miałam na sobie już tylko bieliznę, a Thomas tak pożądliwie się we mnie wpatrywał. Jego wzrok mnie peszył, ale nie miałam zamiaru się teraz wycofać, chciałam przekonać się jak wygląda ten fizyczny aspekt miłości, którego do tej pory nie doznałam. Widząc w jego oczach płomień przekonałam się, że on naprawdę mnie pragnął. – Teraz moja kolej…
Szybko odpiął zapięcie stanika i uwolnił skrywane przez niego piersi. Odruchowo podniosłam ramiona, chroniąc je przed męskim spojrzeniem.
- Na pewno tego chcesz? – Spytał, ciągle trzymając w dłoni bieliznę. – Jeśli nie jesteś na to gotowa, nie musimy się śpieszyć.
Chciałam, ale nieśmiałość spowodowana pierwszym pokazaniem nagiego ciała mężczyźnie, mnie sparaliżowała. Spojrzałam błagalnie w jego oczy. Wiedziałam, że wystarczy tylko słowo, by mężczyzna się wycofał.
- Chcę, ale… trochę się wstydzę.
- Chris… – Uśmiechnął się tym swoim zniewalającym uśmiechem, od którego miękły mi kolana. – Masz piękne ciało i nie musisz się go wstydzić.
Moje dłonie opadły. Szybko zamknęłam oczy, bojąc się, że zobaczę rozczarowanie na jego twarzy. Skarciłam się w myśli za to lekkomyślne postępowanie, jeszcze chwila tej twojej niepewności i facet zwieje!
- Christien… Spójrz na mnie.
Posłusznie otworzyłam oczy i aż pisnęłam. Nie zobaczyłam nic co mogłoby wskazywać, że jest rozczarowany moim ciałem, wręcz przeciwnie. Wpatrywał się we mnie pożądliwie, jakbym była najpiękniejszym stworzeniem jakie chodziło po tej ziemi. Och Tom, mój kochany Tom…
Przywarliśmy do siebie z nowa siłą. Gładząc moje nagie ramiona, całował z pasją moje usta. Jego język wtargnął w ich wnętrze, z pasją stykając się z moim, co zamiast speszyć i przestraszyć, raczej rozpaliło do granic moje pragnienie.
Nawet nie wiem, kiedy znaleźliśmy się na podłodze. Thomas przeniósł dłonie na moje piersi i zaczął je miarowo ugniatać. Uczucie było tak przyjemne, że aż jęknęłam. Gdzieś po drodze zniknął mój niedawny wstyd i zażenowanie, liczyły się tylko jego pocałunki i ten wspaniały dotyk męskiej dłoni.
Kiedy jego pocałunki przeniosły się na moją szyję, wygięłam ją, chcąc jak najpełniej zaznać tej pieszczoty. Jego dłonie powędrowały niżej, gładząc moje uda, a wraz z nimi przesunęły się także jego usta. Z niecierpliwością czekałam na to co nastąpi, zachęcająco wygięłam plecy w łuk. Thomas, chwile przyglądając się odstającym sutkom, wziął jedną z nich w usta i delikatnie przygryzł. Szeroko rozwarłam powieki, gładząc jego włosy. Przyjemność, którą niósł jego dotyk, była nie do wytrzymania. Zaczęłam wyszeptywać jego imię.
- Tom, proszę…
- O co mnie prosisz kochanie?
Zamiast odpowiedzieć spojrzałam na niego błagalnie. Dobrze wiedział o co proszę. Zsunął moją bieliznę i szybko pozbył się także swojej. Z ciekawością pożerałam widok nagiego męskiego ciała, mięśni jego klatki piersiowej, brzucha i ojej! Nie sądziłam, że to będzie aż tak zachwycające, że nie będę mogła oderwać od tego wzroku.
- Chris… - Jęknął, rozchylając moje uda. – Skarbie…
Przyciągnął mnie do siebie i wszedł we mnie jednym mocnym pchnięciem.
Słyszałam już dużo wersji pierwszego razu, lecz znacząco różniły się od tego co teraz przeżywałam. Nie był to aż tak silny ból, jak opowiadały mi koleżanki, a męskość, która znajdowała się we mnie, nie była uczuciem dziwnym, lecz tak przyjemnym, że szybko zapomniałam o niewielkim bólu i już kilka chwil potem, poruszyłam niecierpliwie biodrami.
Thomas zaśmiał się gardłowo, chwytając w dłonie moje biodra. Instynktownie oplotłam go nogami. Nasze usta znów się spotkały, łącząc się w namiętnym pocałunku. Oddaliśmy się pełnemu namiętności rytmowi znanemu ludziom od początku istnienia.
Kiedy uczucie spełnienia zbliżało się, wykrzyczałam jego imię i chwile potem Thomas opadł na mnie. Przyjemny ciężar – Pomyślałam z uśmiechem, gładząc jego włosy. Po kilku sekundach położył się obok i prawie od razu przyciągnął mnie do swej twardej piersi. Leżeliśmy na boku wpatrując się w sufit, a w pokoju było słychać jedynie nasze przyśpieszone oddechy.
- Cieszę się, że zaczekałaś na mnie Chris… - Pocałował mnie w skroń, potem w policzek by potem złożyć pocałunek także na mych ustach. – Dziękuje…
Chciałam odpowiedzieć mu coś romantycznego, co mogło się mówić w takich sytuacjach, lecz każde ze zdań jakie mi przyszło do głowy, wydało mi się zbyt tandetne i jakieś takie oklepane, więc postanowiłam wyznać to, co od kilku dni mi ciążyło.
- Kocham cię Thomasie… - Spojrzałam w jego niebieskie tęczówki i pogładziłam jego pierś. W tej chwili doszła do mnie moja głupota, no właśnie! – A jak ty właściwie się nazywasz?
- Och Chris! - Tom wybuchł śmiechem i przytulił mnie mocniej do siebie. Walnęłam go delikatnie w ramię. Dlaczego się ze mnie śmiał?! Okrutnik! On tez pewnie nie wie jak mam na nazwisko! Po paru moich jęknięciach w końcu się uspokoił. – Blake. Nazywam się Thomas Blake.
- Ładnie… Podoba mi się… - Zamyśliłam się i zrobiłam to, co prawie każda zakochana kobieta. Zestawiłam swoje imię z jego nazwiskiem. On jednak nie zapytał o moje nazwisko i to mnie trochę zastanowiło. – A ty wiesz, jak ja mam na nazwisko?
Spojrzał na mnie, a jego oczy podejrzanie się zwęziły, przez co myślałam, że znów zacznie się ze mnie śmiać, jednak on zrobił coś innego, czego się z goła nie spodziewałam. Przewrócił mnie na plecy i spojrzał na mnie tak jak jeszcze nigdy. W jego spojrzeniu było tyle miłości, że aż się przeraziłam.
- Kocham cię Christien Rain. – Szepnął z powagą, ale zaraz potem znów uśmiechnął się w sposób jaki uwielbiałam - A teraz mnie pocałuj…
Nie miała innego wyjścia jak tylko spełnić jego prośbę, poza tym, że sama od jakiegoś czasu miałam na to wielką ochotę.


2 komentarze:

  1. Chris to piękny głuptas xD ale chwali się jej odwagę w wyznawaniu swych uczuć mężczyźnie, którego uwielbia. To genialne z jej strony, genialne jest też to, ze miłośc kwitnie tu w najlepsze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze Rachel geniusz nie ma czasu XD
    Wybacz ale ostatnio miałam dużo na głowie i nawet nie miałam czasu skomentować. Faceci jak faceci aż się zdziwiłam że mu to z taki oporami poszło. Takie trochę słodkie ale i głupie ;P

    Weny życzę
    Pozdrawiam
    Rachel
    Ps. Jeśli czytasz u mnie opo o Więźniu to jest nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń