poniedziałek, 1 czerwca 2015

* 5. Jeszcze raz pozwolił los, dwojgu ludziom spotkać się…

Jeszcze raz pozwolił los, dwojgu ludziom spotkać się…

K iedy Thomas przyprowadził piękną karą klacz myślałam, że umrę z zachwytu. Podeszłam ostrożnie do zwierzęcia i pogładziłam jego grzywę. Nigdy nie widziałam wspanialszego stworzenia! Nie mogąc przestać się uśmiechać, zaczęłam szeptać do niej, jakbym z nią rozmawiała. Gdy zaczęłam mówić klaczy, czym się zajmuje i jaka jestem szczęśliwa, że będę mogła jej dosiąść, Bingley omal nie pękł ze śmiechu. Podniosłam zdziwione brwi do góry, zastanawiając się, co mogło go aż tak rozbawić, ale ten jedynie machnął ręką i rechotając oddalił się, zapewne po swojego konia. Przyjrzałam się uprzęży i damskiemu siodłu. Kilka lat temu odbyłam kilka lekcji jazdy konnej, ale nigdy nie miałam do czynienia z takim siodłem. Widziałam parę razy w telewizji jak ktoś na takim jeździł, ale nie bardzo wiedziałam, jak się na nim siada.
Spróbowałam zadrzeć nogę, lecz wąska suknia umożliwiała podniesienie jej nie wyżej niż o kilka centymetrów. Lewa noga utknęła mi w strzemieniu przez co zawisłam w dość nietypowej pozycji, w ostatniej chwili chwyciłam oburącz za widełki, ratując się przed upadkiem.
- Widzę, pani doktor, że znalazła się pani w nie lada opałach.
Odwróciłam głowę dobrze znając ten zmysłowy głos. Thomas stał o kilka kroków ode mnie, trzymając za wodzę swojego wierzchowca. Jak zwykle na jego ustach obecny był szeroki uśmiech. Nie mówiąc nic więcej, chwycił mnie za biodra i podniósł do góry. Noga, która wydawało mi się, że utknęła w strzemieniu na zawsze, bez trudu się wydostała. Pomimo, że odstawił mnie na ziemie, ciągle trzymał swoje dłonie na mych biodrach. Na lewym uchu czułam jego ciepły oddech. Moje serce przyśpieszyło swój rytm, krew w żyłach zawrzała, a oddech stał się płytki. No dalej Chris, wystarczy się odwrócić… Zanim powzięłam jakiekolwiek kroki, Thomas odwrócił mnie i posadził na koniu. Schylił się i umieścił moją lewą stopę w strzemieniu.
- Serdecznie dziękuje panu za pomoc, panie Bingley. – Opuściłam nisko głowę i zaczęłam poprawiać materiał sukni. Nie mogłam na niego spojrzeć, nie chciałam by dojrzał moją zarumienioną twarz.
Kątem oka zauważyłam, że dosiadł swojego konia i ścisnął go delikatnie udami zmuszając do stępu. Chwyciłam wodzę, nie chcąc zostać w tyle.
Przez kilkanaście minut przejażdżki nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Co jakiś czas widziałam, że Thomas rzuca w moją stronę ukradkowe spojrzenia, więc postanowiłam przerwać to okropne milczenie.
- Wie pan może, dokąd zmierzamy?
- Na pobliskim wzgórzu zrobimy postój, jeśli o to pani pyta.- Odburknął nawet na mnie nie patrząc. Miałam wrażenie, a właściwie byłam pewna, że pan Bingley jest na coś zły, ale kompletnie nie wiedziałam, z jakiego powodu.
- Myślałam raczej o celu całej podróży. – Powiedziałam, jednak po chwili doszło do mnie, że gadam bez sensu i nie wątpiłam, że biedny pan Bingley mnie nie zrozumiał. Postanowiłam zmienić nieco temat. – Gdy jechałyśmy do pałacyku mijałyśmy po drodze pewne jezioro, z wysepką na środku. Widok był wprost cudowny, a w centrum znajdowała się piękna, biała altana, owita kwiatami. Miałam cichą nadzieje, że ona także należy do właścicieli ośrodka.
Przytaknął głową, a na jego twarzy znów pojawił się uśmiech, przez co automatycznie zaczęłam się szczerzyć.
- Tak, jeziorko także należy do państwa Collins. Muszę przyznać, że na mnie także zrobiło wrażenie.
W mojej głowie pojawiła się szalona myśl, by wybrać się tam z tym mężczyzną. Jeśli altana należała do właścicieli, nie mógłby mi tego odmówić. Chciałabym, by była to romantyczna wycieczka, tylko on i ja, sami, pośród przyrody…
- To cudownie! – Pisnęłam z zachwytu, ciesząc się jak dziecko. – Bardzo chciałabym się tam wybrać.
Thomas zaśmiał się i zwalniając ściągnął wodzę, gdyż dojechaliśmy już do miejsca postoju. Gdy zsadzał mnie z konia, nachylił się nad moim uchem i szepnął coś, przez co o mało nie zemdlałam.
- A ja byłbym bardzo szczęśliwy móc się tam wybrać z tobą Christien…
Czyżby to były omamy słuchowe czy on naprawdę wymówił moje imię? W jego ustach brzmiało tak cudownie, mogłabym słuchać tego zmysłowego głosu przez całe życie i nigdy nie miałabym dość. Ale zaraz! Chciał się tam wybrać ze mną… tylko ze mną…
Zostawiając mnie w osłupieniu, odszedł pomóc Susan, która walczyła z zejściem z konia. Łza zakręciła mi się w oku. Miałam wrażenie, że za chwilę uniosę się na ziemią i zacznę latać. Podbiegłam do Sue, chcą jej o tym jak najszybciej opowiedzieć.

* * *
Dlaczego akurat teraz, obtarta stopa musiałam mnie znów boleć? Z trudem nadążałam za szybkim krokiem pana Bingley’a, przez co zostałam odrobinę w tyle. Po udanej gonitwie z Susan nie dziwiłam się, że kostka daje o sobie znać.
Przyjaciółka martwiła się tym kilkudniowym milczenie Jack’a. Moim obowiązkiem, jako dobrej przyjaciółki, było sprawienie by dziewczyna, chociaż na chwile, przestała się tym zamartwiać. Nie chciałam jej tego mówić, ale ich związek od dawna wydawał mi się podejrzany. Mężczyzna nie pasował do Sue i wiedziałam to od razu, gdy tylko przyjaciółka nas sobie przedstawiła, lecz milczałam, nie chcąc psuć jej szczęścia.
Zabawa w ganianego była jedynym, co przyszło mi do głowy. Wiedziałam, że moralizatorskie gadki typu: „Nie przejmuj się Susan, on na pewno cię kocha i za tobą tęskni” tylko by ją rozjuszyły. 
- Czy mógłbym służyć pani ramieniem? – Nieco wyniosły głos pana Darcy’ego wytrącił mnie z moich myśli o przyjaciółce i skaleczonej nodze.
- Dziękuje. – Powiedziałam nieśmiało chwytając się jego ramienia. Spojrzałam na niego ciekawie, próbując doszukać się z jego twarzy motywów, które skłoniły go do towarzyszenia mi w spacerze. Nie wyglądał na zaciekawionego moją osobą, więc zapewne chciał się dowiedzieć czegoś o Sue. Parokrotnie dzisiejszego dnia widziałam jak przygląda jej się z zainteresowaniem. – Jest pan nad wyraz uprzejmy.
- Niech pani wybaczy mi za tę śmiałość, ale zauważyłem, że pani utyka.
- Istotnie. – Zachichotałam. Pomimo że starałam się iść normalnie, moje kuśtykanie nie uszło jego uwadze. – Te pantofelki, pomimo, że są piękne, nie działają zbawiennie na kobiece stopy.
Pan Darcy roześmiał się, odchylając głowę do tyłu. Z zaskoczenia moje brwi powędrowały w górę. A to ci niespodzianka! Z wcześniejszych rozmów wydał mi się zamknięty w sobie i… ponury, a teraz jakby się wyluzował.  Ten mężczyzna był wielką zagadką…
- Pani „siostra” wydaje się zadowolona. – Rzekł uciekając spojrzeniem do Sue, spacerującej w towarzystwie Thomasa. Także spojrzałam tęsknie w ich kierunku. Pan Darcy był miły, lecz wolałabym być teraz na miejscu przyjaciółki. Jego prychnięcie wyrwało mnie z tych okrutnych myśli. – Zapewne dlatego, że nie musi być skazana na me towarzystwo.
- Dlaczego tak pan sądzi? – Z zaciekawienie spojrzałam w niebieskie oczy mężczyzny, ten jednak uciekł spojrzeniem w bok. Czyżby Sue..? Ta, która wcale nie chciała tu przyjeżdżać? – Czyżby był pan zainteresowany Sus..?
Zasłoniłam usta dłonią zdając sobie sprawę, że powiedziałam to na głos. Z szeroko otwartymi oczyma spojrzałam na Darcy’ego mając cichą nadzieje, że nie dosłyszał tego pytania, jednak ponury wyraz jego twarzy oznaczał, że usłyszał.
- Te niedorzeczne domysły niech pani zachowa dla siebie! – Fuknął, dumnie unosząc głowę, a mięśnie jego twarzy napięły się, jakby mocno zagryzał zęby. Gdy dostrzegłam na jego policzkach delikatny rumieniec, pisnęłam z przerażeniem, ponieważ miałam racje.
Vincentowi Darcy’emu podobała się Sue! Zachichotałam w ogóle nie przejmując się jego morderczym wzrokiem. Począł robić tak zabawne miny, że wkrótce potem, mój chichot zamienił się w donośny, szczery śmiech.
- Panno Bennet… - warknął, próbując mnie uciszyć, lecz widziałam, że kąciki jego ust zaczęły drgać jakby sam powstrzymywał się przed roześmianiem. Widząc, że nie daje to żadnych rezultatów, wyswobodził swoje ramię z mojego uścisku i odszedł kilka kroków. – Byłbym wdzięczny gdyby zapomniała pani o całej tej rozmowie.
Kaszlnęłam, opanowując siłą woli śmiech. Z delikatnym już uśmiechem podeszłam do pana Darcy’ego i chwytając go za ramię, postąpiłam kilka kroków.
- Och, drogi panie Darcy, dobrze pan wie, że o tym nie zapomnę. – Powiedziałam, gładząc miękki materiał jego marynarki. Bojąc się, że znów się zatrzyma, przyśpieszyłam nieco, zapominając o bolącej stopie. – Mogę panu jedynie obiecać, że zachowam to dla siebie.
- Dziękuje.
Jego łagodny głos wydał mi się przyjemny, przez co uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie, co odwzajemnił, gdy nasze spojrzenia się spotkały.
Głośne chrząknięcie Pana Bingley’a wyrwało nas z zamyślenia. Po zmarszczonych brwiach i zaciśniętych, wąskich ustach poznałam, że coś mu się nie spodobało, jednak nie odezwał się ani słowem. Vincent schylił się nade mną, składając na mej dłoni pocałunek i dziękując za moje towarzystwo, oddalił się w stronę swojego konia. Spojrzałam zaskoczona na Thomasa, który z ponura miną klepał swego konia po łopatce.
- Wie pan może gdzie jest moja siostra? – Spytałam podchodząc do karej klaczy. Pan Bingley jedynie wskazał głową niezbyt odległy pagórek, na którego szczycie dostrzegłam przyjaciółkę. Jego mina nadal była ponura, a ja tak uwielbiałam jego uśmiech… - Czyżby moja siostra czymś pana uraziła?
- Nie.
- Ale coś musiało pana zdenerwować.
- Niech pani nie zaprząta sobie tym główki, to nie pani sprawa!
Nie mogąc uwierzyć w to, co powiedział, odwróciłam się, nie chcąc by dostrzegł łzy w moich oczach. Powędrowałam w stronę pagórka, na którym stała przyjaciółka i otarłszy łzę, która samotnie spłynęła mi po policzku, zawołałam ją. Gdy zbliżała się do mnie przywołałam na twarz uśmiech by nie pomyślała, że coś jest nie tak. Miała i tak dużo własnych problemów by zajmować się jeszcze moimi.
Doszłyśmy do mężczyzn i zostawiając Sue w towarzystwie Vincenta podeszłam do swojego konia próbując się na niego wspiąć. Nie zdążyłam jednak nic zrobić, gdyż nadopiekuńczy Thomas uniósł mnie i posadził w siodle. No tak, dżentelmen w całej krasie, w końcu za to mu płacą. Nie czekając, aż wsiądzie na swojego konia szarpnęłam za wodzę, zostawiając go w tyle. Niestety nie na długo, bo zaraz potem mnie dogonił. Musiałam przyznać, że świetnie jeździł konno.
Postanowiłam nie odzywać się do niego ani słowem, jednak zaraz potem stwierdziłam, że nie mogę się zachowywać jak obrażona nastolatka, którą już nie byłam. Może faktycznie miał jakieś osobiste problemy, z którymi się borykał. Z przerażeniem stwierdziłam, że być może ma problemy z żoną lub… dziećmi. Przecież absolutnie nic o nim nie wiedziałam, oprócz tego, że był reżyserem. Brawo Chris, twoja głupota nie zna granic! Zakochałaś się w facecie, którego nie znasz… Właśnie w tym momencie zrozumiałam, że beznadziejnie zakochałam się w przystojnym aktorze odgrywającym rolę pana Bingley’a, facecie, który zapewne nie spojrzałby na mnie w innych okolicznościach…
Ponure myśli całkowicie mną owładnęły, przez co oczy znów zwilgotniały. Pociągnęłam nosem, a pierwsze łzy spłynęły po mych policzkach. Szybko otarłam twarz. Nie mogłam sobie pozwolić by jadący obok mężczyzna je zauważył.
W milczeniu dojechaliśmy do stajni rezydencji Collinsów. Stajenni podbiegli do nas, podtrzymując konie za uzdy. Thomas zszedł z swojego konia i ruszył, by pomóc mi zejść. Niedoczekanie twoje, sama zejdę! – Pomyślałam. Wysunęłam stopę z strzemienia i chciałam zeskoczyć z końskiego grzbietu, jednak moja suknia nieszczęśliwie zahaczyła się o widełki, przez co zachwiałam się i pewnie uderzyłabym o ziemię, gdyby nie pan Bingley. Szybko złapał mnie w pasie i przytulił do siebie.
Czas jakby zatrzymał się w miejscu, był tylko on i ja. Nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry, na policzkach czułam jego gorący oddech. Zatraciłam się kompletnie w spojrzeniu jego niebieskich tęczówek, nie byłam zdolna do jakiejkolwiek myśli, nie mówiąc już o wykonaniu ruchu. Przeniosłam wzrok na jego usta, które pod moim spojrzeniem, rozchyliły się kusząco. Nagle zniknęła gdzieś cała złość, wszystkie moje myśli gdzieś wyparowały, pozostawiając po sobie jedynie obraz jego twarzy, ust, niesamowitych oczu…
- Przepraszam. – Postawił mnie na ziemi, lecz jego ramiona się nie cofnęły. Ciągle wpatrywał się hipnotyzująco w moje oczy. Prawą, lekko drżącą dłonią, dotknął mojego wciąż wilgotnego policzka, i delikatnie starł z niego resztki łez. – Nie chciałem…
- To ja przepraszam. – Powiedziałam kładąc rękę na twardej piersi. Jego serce biło nadzwyczaj szybkim rytmem. – Nie powinnam była się wtrącać w twoje życie. Płacą ci za to, żebyś ze mną przebywał i głównie tobie należą się przeprosiny.
- Chris… wcale tak nie jest. Nie przebywam z tobą, dlatego, że…
- Widać, że przejażdżka była udana.
Wprost obok nas wyrósł jak z pod ziemi pułkownik Wickham. Thomas odsunął się o kilka kroków, zakładając ręce do tyłu. Mężczyźni mierzyli się wzrokiem jakby prowadzili jakąś walkę między sobą.
- Tak istotnie, panna Bennet okazała się świetnym jeźdźcem, a także miłym towarzyszem.
Pisnęłam z zaskoczenia słysząc tak wychwalające słowa z ust pana Bingley’a.
- Ciotka będzie wprost zachwycona z takiego obrotu sprawy. - Frank tylko przytaknął głową i być może tylko mi się wydawało, ale puścił do mnie oczko. – Czyżby pana Darcy’ego i pani siostrę zjadło jakieś dzikie zwierzę?

Jeśli był to żart kompletnie go nie zrozumiałam lub nie miałam nastroju do żartów. Nie wiedziałam, dlaczego jednak niezbyt przepadałam za towarzystwem pułkownika.
- Zostali jeszcze chwile by rozkoszować się widokami. – Chwyciłam Thomasa pod ramię i delikatnie je ścisnęłam. – Pan wybaczy pułkowniku, lecz nie czuje się najlepiej i chciałabym odpocząć.
Thomas kiwnął głową Frankowi i razem oddaliliśmy się w stronę pałacyku. 

4 komentarze:

  1. hehehe... Thomas mnie rozwala, czyżby był zazdrosny o to, ze Chris szła pod ramię z Darcym i zasmiewała się wesoło....
    :D wyczuwam romance!!!!

    muahahah nigdy mi sie to nie znudzi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty wszędzie widzisz romance XD Ach, widzisz! To kolejny dowód na to, że jesteś romantyczką xD Tu jednak się nie mylisz. Romans kwitnie XD

      Usuń
  2. "- Chris… wcale tak nie jest. Nie przebywam z tobą, dlatego, że…" - dlatego, że? No... powiedz xD. A było tak blisko, szkoda, że pułkownik przerwał w takim momencie.
    Thomas... ^^ absolutnie zawsze cudowny :).
    Dużo, dużo weny :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muahahaha xD Nie spodziewałam się, że te urwane słowa, wzbudzą czyjąkolwiek niecierpliwość. Przecie to wiadomo, że obydwoje "smalą do siebie cholewy". xD Miło jednak, że udało mi się wzbudzić zainteresowanie XD

      Usuń