środa, 18 lutego 2015

Rozdział 15


W tym rozdziale będzie kolejna cofka, tym razem objaśniająca losy dziewczyn. Co do kolejnego rozdziału, pojawi się jutro.

Zapraszam do lektury!


Nazajutrz z samego rana, gdy zjawiłam się w naszym sklepie, Hyun i Klaudia już tam byli. Rozmawiali o czymś, lecz gdy tylko weszłam przerwali i odwrócili się w moją stronę. Oboje mieli posępne miny, a w szczególności przyjaciółka. Łypała na mnie nieprzyjaznym wzrokiem, jakbym zrobiła jej coś złego. Wzruszyłam jedynie ramionami i podeszłam do komputera, chcąc wydrukować listę z adresami, które zwykle rano dawałam Hyun Joong.
- Przesyłki już są spakowane, więc musisz je tylko załadować do auta. – Powiedziałam nie odwracając wzroku od ekranu komputera. – Zaraz ci wydrukuje całą listę.
Mężczyzna nic nie mówiąc oddalił się w stronę zaplecza. Gdy tylko zostałyśmy same, Klaudia podeszła do mnie i mocno uderzyła mnie w ramię. Syknęłam z bólu spoglądając na nią z nienawiścią.
- Oszalałaś?! Co ja ci zrobiłam?!
- Już nie udawaj takiego niewiniątka! – Wrzasnęła, zamachując się by jeszcze raz uderzyć. Nie zdołałam umknąć przez co dostałam drugi raz w to samo miejsce. Jęknęłam uciskając obolałe ramie. –Wiem co robisz!
- Co takiego?!
- Próbujesz za wszelką cenę go obrazić! Nie widzisz, że odkąd cię poznał prawie pożera cię wzrokiem? A ty jedyne co masz mu do zaproponowania to przyjaźń?! Wtedy gdy umówiłam się pierwszy raz z Ianem chciał cię zaprosić na randkę, a ty wszystko popsułaś!
- Klaudia to nie jest twoja sprawa. – Ostrzegłam przyjaciółkę, groźnie wymachując dłońmi. – Nie chce byś wtrącała się w moje życie!
Przyjaciółka uspokoiła się trochę, zmieniając strategie.
- Hyun nie jest taki jak Will…
- Nawet ich nie porównuj! – Wrzasnęłam. Wspomnienie Willa w takim momencie jak ten, mnie zabolało. To powiedziawszy ruszyłam w stronę wyjścia, lecz zatrzymałam się na chwile w progu. – Zapomniałam, że mam do załatwienia sprawy w banku. Wrócę po południu!
Wyszłam nie oglądając się za siebie.
Oczywiście nie miałam do załatwienia żadnych spraw. Musiałam wyjść by odwlec na jakiś czas rozmowę z Klaudią. Wiedziałam, że przyjaciółka do tego wróci, a ja w tej chwili nie miałam siły by odpierać jej ataki. Po wpływem napięcia mogłabym powiedzieć jej coś czego bym potem żałowała. Uśmiechnęłam się delikatnie. Była oddaną przyjaciółką. Inna w takiej sytuacji powiedziałaby, że to moje życie i zrobię jak będę uważała, jednak nie Klaudia. Jej wybuchowy charakter już na początku naszej znajomości dał mi się we znaki…

11 miesięcy wcześniej…

- Witam na pokładzie, czy jak to się mówi… - Starszy mężczyzna, ubrany w szary, ciut za ciasny garnitur, podał mi swą dłoń, a drugą wskazał mi małe biureczko, z więdnącym na blacie kwiatkiem. Uśmiechnęłam się słabo nie dając po sobie poznać swych prawdziwych uczyć względem tego miejsca. – Zaraz powinna przyjść dziewczyna, z którą będziesz współpracować.
To powiedziawszy mężczyzna wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Moje życie nie przypominało cudownego pięcia się w górę, było raczej na odwrót, miałam wrażenie, że chyle się ku upadkowi. Tak właśnie teraz myślałam o przyjętej posadzie. Tydzień temu gdy siedziałam w moim skromnym mieszkanku na przedmieściach Londynu, przeglądając gazetę z ogłoszeniami zauważyłam, że pewna mała redakcja potrzebuje dziennikarki. Dopiero w trakcie rozmowy dowiedziałam się, że to początkujące pismo dla nastolatek. Przez moment pomyślałam, by odmówić jednak jedno spojrzenie na zaległe rachunki, rozwiało moje uprzedzenia. Tak więc po wstępnej rozmowie kwalifikacyjnej dostałam pracę. Miałam się zająć poradami, odpowiedziami na pytania do redakcji oraz wraz z kobietą z którą mam współpracować – działem o komiksach i nowościach kinowych. Niestety dziewczyna chyba zbyt chętnie nie garnęła się do pracy, bo czekałam na nią już 20 minut, a jej ciągle nie było.
Westchnęłam ciężko, zastanawiając się, w co się wpakowałam tym razem. Pomieszczenie było małe, zza brudnego okna przebijały się tylko nieliczne promienie słońca. Przy nim stały dwa małe biureczka lecz to drugie było jakby z innej bajki. Po pierwsze czyste, z starannie poukładanymi papierami. Na blacie stał żółty kubek z napisem „moja zachcianka”, z parującą w środku ciemną cieczą. Obok komputera, małe, sztuczne kaktusy, a bliżej dokumentów mały storczyk. To co wydało mi się dziwne, w tym co ujrzałam, to małe kamyczki z oczami poustawiane za klawiaturą. Nie mogłam się nie roześmiać, widząc to małe, śmieszne rękodzieło.
- Śmiejesz się z mojej sztuki? 
Odwróciłam się błyskawicznie i w progu ujrzałam wysoką brunetkę, uśmiechającą się do mnie przyjaźnie. To z pewnością moja partnerka. Odetchnęłam z ulgą, bałam się, że trafi mi się jakaś nieprzyjemna kobieta, a ta wręcz przeciwnie – sprawiała wrażenie miłej. No zobaczymy, pierwsze wrażenie, okazuje się być często zgubne.
- Przepraszam. – Wyjąknęłam, powracając spojrzenie do uporządkowanego biurka dziewczyny. – Śmiesznie to wygląda.
- Wiem, wiem… - Kobieta minęła mnie i opadła wygodnie na swoje krzesło, zrobiła kilka łyków kawy i wcisnęła jakiś klawisz przy klawiaturze. Z głośników ryknęła głośna muzyka. Dziewczyna rzuciła się na komputer i przyciskając w szale guziki przyciszyła jazgot. Spojrzała na mnie przepraszająco. – Sorry, zwykle siedzę tu sama.
- Nic nie szkodzi!  - Krzyknęłam, ciągle słysząc szum w uszach. Nie wiedziałam jak można było słuchać muzyki tak głośno. Położyłam torebkę na ziemi i zaczęłam otrzepywać krzesło z kurzu. – Jestem Natalia.
- O Boże, gdzie ja mam głowę! Jestem Klaudia, bardzo miło mi cię poznać! Na pewno zostaniemy przyjaciółkami! – Gdy wyciągnęłam chusteczki jednorazowe i zaczęłam przecierać brudne biurko, dziewczyna spojrzała na mnie pytająco.  – Co robisz?
No cóż, błyskotliwa współpracownica mi się trafiła!
- Sprzątam. Nie będę siedziała w takim kurzu…
- Poczekaj zaraz ci pomogę! – Klaudia wyszła z pomieszczenia i wróciła po paru minutach. Zdziwiłam się ponieważ wyglądała jakby przed chwilą obrabowała sklep z artykułami chemicznymi. W dłoni trzymała długą miotłę, z pod pachy wystawały jej butelki z kolorowymi płynami, a z ramienia zwisały ściereczki. – Stary na tym nie oszczędza.
Z pomocą współpracownicy już po kilku minutach dałam sobie radę z okiełznaniem nieporządku. Blat błyszczał i z zadowoleniem stwierdziłam, że nie jest buro-brązowy tylko ma ładny kolor jesiennych liści. Podziękowałam jej za pomoc i w końcu zasiadłam przy biurku. Przez chwile nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić jednak już po chwili, Klaudia zarzuciła mnie zadaniami i mogłam się zająć wyszukiwaniem informacji w Internecie, czy szukaniem obrazków, czy zdjęć potrzebnych do szaty graficznej. Współpracownica okazała się straszną gadułą, przez co czas zleciał mi błyskawicznie.
Tego dnia dużo się śmiałyśmy, żartowałyśmy, a w czasie gdy nie byłyśmy zajęte pisaniem, czytałyśmy kawały lub oglądałyśmy filmiki na youtube. Około 17 chwyciłam torebkę i już miałam wyjść, gdy Klaudia chwyciła mnie za ramię.
- Właśnie sobie pomyślałam, że by zapieczętować przyjaźń musimy iść na piwo.
Roześmiałam się głośno, lecz widząc zaskoczenie na twarzy kobiety, ucichłam i zgodziłam się z nią iść. Jakoś nie pocieszała mnie wizja powrotu do pustego mieszkania. Może to był pierwszy krok powrotu do życia…

* * *

Chłodne, wieczorne powietrze, z każdym mocniejszym podmuchem uwalniało nowe pasmo z mojego ciasno związanego kucyka. W tej chwili nie przejmowałam się swoim wyglądem, ponieważ miasto było już dawno opustoszałe.
Przetarłam twarz dłonią, drugą podtrzymując moją nowo poznaną koleżankę z pracy.
- Ja pierdole! – Wymamrotała Klaudia, słaniając się na nogach. Wiedziałam, że gdybym ją teraz puściła, z pewnością by upadła.
Ten wieczór nie przebiegł tak jak to wcześniej sobie wyobrażałam. Jedno z początku, zapoznawcze piwo, rozmnożyło się i z godziny na godzinę traciłam już rachubę, ile wypiłyśmy ich tej nocy. Niestety koleżanka miała słabszą głowę i mimo, że zarzekała się iż wypije więcej niż ja i nie będzie pijana – przegrała. Tego zakładu akurat nie chciałam wygrać, ponieważ teraz to ode mnie zależało czy szczęśliwie dotrzemy do domu.
- Nat… - Wyszeptała i spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami. – Dawno się tak nie spiłam… Masz ty kurwa mocny łeb…
Zaśmiałam się widząc z jaką powagą wypowiada te słowa. To co mnie zdziwiło, to fakt, że tutaj – na Brytyjskich wyspach – trafiłam na polską dziewczynę. Z jednej strony byłam szczęśliwa, z drugiej powzięłam decyzje, że nikt nie dowie się kim naprawdę jestem. Ze starego życia pozostawiłam sobie tylko imię.
- Nie pieprz głupot tylko gadaj gdzie mieszkasz. – Nie hamowałam się z używaniem języka polskiego w towarzystwie mojej „świeżej” przyjaciółki, ponieważ nie byłam do końca pewna czy dziewczyna cokolwiek zapamięta.
Po kilkunastu minutach narzekania i przeklinania świata, w końcu udało mi się dowiedzieć gdzie mieszka. Okazało się, że to niedaleko, za co z całego serca dziękowałam niebiosom. Nie miałam już siły, a i tak po przeciągnięciu jej przez te kilka ulic czułam się jak Pudzianowski. Miałam wrażenie, że po takiej zaprawie będę mogła przesunąć załadowanego tira. Przestawienie góry też wchodziło w grę.
- Uważaj na Loki’ego… - Sapnęła Klaudia, gdy wsadziłam klucz do zamka. – Pożałujesz gdy go zniszczysz…
Gdyby była odrobinę, no chociaż trochę, mniej pijana może i przestraszyłabym się jej groźby, ale w tych okolicznościach miałam już kompletnie dość jakichkolwiek kazań. Właśnie dochodziła 3 w nocy i jedyne na co miałam ochotę to iść do domu i się wyspać.
Kiedy pchnęłam drzwi, zwątpiłam ponieważ słaba poświata żarówki na klatce schodowej oświetlała tylko pierwsze kilka paneli mieszkania Klaudii, reszta pomieszczenia nadal skąpana była w ciemnościach.
- Gdzie masz włącznik? – Spytałam stawiając powoli kroki, dłońmi omackiem błądząc po ścianie.
- Po prawej! – Wrzasnęła koleżanka, ogłuszając mnie na moment. Gdy przeniosłam swe dłonie na prawo szukając upragnionego włącznika, Klaudia znów wykrzyknęła. – Nie, po lewej… kurwa nie pamiętam…
Gdybym miała wolne ręce z pewnością wzniosłabym je do niebios prosząc o pomoc. W tym wypadku musiałam sobie dać rade sama. Mimo, że to ona tu mieszkała, wiedziałam, że w takim stanie na pewno nie będzie mi pomocna. Śmielej postąpiłam krok naprzód i wszystko byłoby dobrze gdyby mój but nie zahaczył o przeszkodę. Z głośnym hukiem runęłyśmy na podłogę.
- Co do…
Syknęłam z bólu, pocierając głowę zziębniętymi dłońmi. Nagle ostre jaskrawe światło błysnęło mi po oczach.
- Zrobiłaś to specjalnie?! – Doszedł do mnie głos Klaudii, po kilku mrugnięciach zobaczyłam ją stającą niepewnie na chwiejących się nogach obok włącznika. Więc jednak był po lewej! – Do chuja! Wiesz ile się namęczyłam by go zdobyć?!
Zdziwiona odwróciłam wzrok i moje spojrzenie spotkało się z zielonymi tęczówkami jakiegoś faceta. Krzyknęłam przerażona, i podnosząc się do siadu, odsunęłam się aż pod ścianę, koło drzwi. Po chwili zdałam sobie sprawę, że ten facet nie jest prawdziwy, był niczym innym jak kawałkiem kartonu.
- Masz faceta z kartonu? – Spytałam z niedowierzaniem, dziwiąc się kobiecie, że kupiła sobie coś takiego. Musiałam jednak przyznać, że mężczyzna z kartonu był całkiem przystojny. Nawet przypominał mi trochę Willa… Pokręciłam głową próbując odpędzić obraz wspomnianego mężczyzny. – To twój narzeczony?
- To nie jest kurwa śmieszne!
Miałam nadzieje, że uda mi się trochę rozluźnić atmosferę, lecz myliłam się. Klaudia mierzyła mnie nienawistnym spojrzeniem. Dziwne… zachowywała się jakby wytrzeźwiała… Widocznie traktowała tego gościa z papieru bardzo poważnie. Dopiero gdy powróciłam do niego spojrzeniem, zobaczyłam, że oderwałam biedakowi ramię i natargałam odrobinę jego bladą szyje.
- Powinnaś sobie znaleźć jakiegoś twardszego. Ten wymiękł przy pierwszym spotkaniu ze mną. – Widząc jej posępną minę, musiałam zmienić strategię. Z uroczej posadki w piśmie i przyjaznej koleżanki narobię sobie jeszcze niepotrzebnie problemów i wroga, a to akurat nie było mi potrzebne. Zagryzłam usta, przybierając smutną minę. – Przepraszam, że go popsułam.
Koleżanka westchnęła i klękając zaczęła zbierać płaskiego faceta z podłogi. Oparła go o ścianę i dopiero wtedy na mnie spojrzała. Już bałam się, że nie obejdzie się bez pobicia, czy jakiegoś złamania, lub co najmniej ostrego ochrzanu, lecz to co zobaczyłam uświadomiło mi, że moja nowa współpracownica jest wielką zagadką. Uśmiechała się promiennie, a gdy jęknęłam zaskoczona, roześmiała się radośnie, czy raczej szaleńczo, upadając na kanapę. Czym prędzej podniosłam się z podłogi i usiadłam obok, bojąc się, że postradała zmysły.
- Wiesz co Nat… - Szepnęła patrząc w sufit. – Wybaczę ci, że zabiłaś Loki’ego pod jednym warunkiem…
Pokiwałam energicznie głową, patrząc na nią z nadzieją. Klaudia przymknęła powieki i uchyliła usta, gdy nagle ku mojemu wielkiemu zdumieniu padła na kanapę. Szturchnęłam ją kilkakrotnie, ale ta wymamrotała coś pod nosem i podsunęła dłonie pod głowę, zdałam sobie sprawę, że po prostu zasnęła. Sięgnęłam po koc, nakryłam nim koleżankę i gasząc światło skierowałam się do drzwi.
- Niezbyt nam się udała ta pierwsza randka…

* * *

Około 3 nad ranem dotarłam do domu. Po omacku dotarłam do łóżka i opadłam na nie jak martwa. Myślałam, że od razu zasnę jednak spotkało mnie rozczarowanie. Mimo, że ziewałam co kilkanaście sekund, a oczy pozostawały zamknięte, za nic nie mogłam usnąć.
Mniej więcej o 6 rano, gdy przez zasłony przedarły się pierwsze promienie słońca, odrzuciłam pościel i z lekko przymkniętymi oczami ruszyłam w stronę ekspresu. Czekając aż kubek napełni się kawą, oparłam głowę na złączonych dłoniach i zapatrzyłam się w przestrzeń. Do mojego, zmęczonego umysłu wdarły się wspomnienia.
Pamiętałam jak ponownie przyjechałam do Londynu. Po raz pierwszy od śmierci Tess, odważyłam się tu wrócić. Pierwsze miejsce, do którego się udałam od razu po wylądowaniu, było to mieszkanie… to samo, w którym po raz ostatni widziałam przyjaciółkę. Rozum podpowiadał mi by nie rozdrapywać starych ran i starać się żyć tym co jest teraz. Martwym nie zwrócimy życia, choćbyśmy nie wiem jak bardzo się starali, jednak podświadomie czułam, że muszę tam iść. Po raz ostatni spojrzeć za siebie by potem łatwiej ruszyć naprzód.
Kiedy zastukałam, drżącą dłonią, do znajomych mi drzwi przez chwile miałam ochotę uciec. Gdy byłam bliska tego by po prostu zwiać, drewniane wrota otwarły się i stanęła w nich znajoma osoba.
- Natalia? – Artur Wieniawski, nie krył swojego zdziwienia moim widokiem. Uśmiechnęłam się słabo do mężczyzny. Nie widziałam go od czasu pogrzebu Teresy i musiałam przyznać, że bardzo się zmienił. Był sporo chudszy, a na zadbanej niegdyś twarzy pojawiły się liczne zmarszczki i cienie pod oczami. Śmierć Tess bardzo nim wstrząsnęła. – Nie wiedziałem, że jesteś w Londynie. Wejdź do środka.
Z wahaniem przekroczyłam próg, ciągnąc za sobą walizkę. Jakby czas się zatrzymał – pomyślałam. Wszystko było tak jakbym nigdy stąd nie odeszła. Na stole leżały ulubione czasopisma Tess, na szafce stały nasze wspólne zdjęcia, a koło drzwi wisiał jej płaszcz.
- Tak jakby Teresa ciągle tu była. – Wyrwał mnie z zadumy głos Wieniawskiego. Przytaknęłam głową ciągle badając otoczenie. Podeszłam do kanapy i wolno na niej siadłam, jakby nie chcąc zniszczyć tego wrażenia jej obecności w tym pokoju. Ojciec przyjaciółki zaczął się krzątać przy szafkach kuchennych i już po kilku minutach postawił przede mną parujący kubek z herbatą. – Kupiłem to mieszkanie. Wiem, że to niemądre lecz nie chcę by ktokolwiek tu zamieszkał i coś zmieniał.
- Zrobi Pan to co uważa za słuszne. – Powiedziałam biorąc spory łyk naparu, parząc sobie język. – Mnie nic do tego.
- Jedyną osobą, która mogłaby tu zamieszkać jesteś ty…
- Ja? – Przerwałam mu, nieświadomie podnosząc głos. Czułam się nieswojo siedząc tu, a co dopiero, gdy zostałabym tutaj sama i musiałabym tu mieszkać. – Nie chcę tu mieszkać!
- Spokojnie. – Wieniawski podniósł dłonie w obronnym geście. – Wiem, że na początku będzie ci trudno lecz z czasem…
- Nie! – Wstałam z kanapy i chwytając w dłonie rączkę od walizki pomaszerowałam do wyjścia. Gdy chwyciłam za klamkę, odwróciłam się do ojca przyjaciółki. – Nie chcę zostawać w miejscu, które tak bardzo przypomina mi Teresę. Kochałam ją i zawsze pozostanie w mojej pamięci, ale nie mogę zaczynać nowego życia w starym miejscu. Pan także. Jeżeli nie pozwoli pan odejść Tess, zawsze będzie pan żył wspomnieniami i nadzieją, że ona kiedyś wróci.
Po tych słowach opuściłam dawne mieszkanie. Obiecałam sobie, że już nigdy nie wrócę do tego miejsca. Spojrzałam w oczy przeszłości, a teraz przyszedł czas na przyszłość.
Niedługo po tym spotkaniu, rozmawiałam z rodzicami. Jak wielkie było moje zdziwienie gdy dowiedziałam się, że Artur Wieniawski, po powrocie, sprzedał swoją willę i kupił nowy dom, specjalnie przystosowany dla osoby niepełnosprawnej. Podobno prawie codziennie spacerował ze swoją żoną Nelą, która powoli, dzięki terapiom, przypominała sobie kim jest.
Pokręciłam głową odpędzając natrętne wspomnienia. Nic nie da rozpamiętywanie w kółko tego samego. Rozpoczynam nowy rozdział. Znalazłam pracę, co było dla mnie najważniejsze w owym czasie, gdyż powoli kończyły mi się pieniądze i nie mogłam sobie wyobrazić z czego zapłaciłabym czynsz w następnym miesiącu. Nie wiedziałam jeszcze czy sprawdzę się jako doradca w odpowiadaniu na listy nastolatek z problemami, lecz byłam dobrej myśli. W końcu kiedyś to ja byłam nastolatką, więc nie powinnam mieć z tym problemów. W razie czego mam Klaudie.
Uśmiechnęłam się, przypominając sobie wydarzenia z wczoraj. Nowa Koleżanka była specyficzna. Głośna, rozgadana, słuchając J-rocku czy K-popu, ciągle uśmiechnięta, robiąca dziwne kamyki z oczami, gdy ja sporo się do niej różniłam. Ubóstwiałam ciszę, nie mówiłam zbyt głośno, ani zbyt dużo, od śmierci Tess uśmiechałam się raczej rzadko i kompletnie nie nadawałam się do rękodzieła. Znałam ją zaledwie jeden dzień i jedną noc. Wiem, że to zbyt krótki okres czasu w którym można poznać drugą osobę, lecz z twarzy Klaudii można było czytać jak z księgi.
Pisk ekspresu wyrwał mnie z zamyślenia. Wcisnęłam czerwony przycisk na maszynie i z parującym kubkiem usiadłam w fotelu.
Moje pierwsze samodzielne mieszkanie nie wyglądało zbyt zachwycająco. Kanapy był poplamione kawą i poprzecierane w niektórych miejscach, na stoliku widoczne były liczne okręgi, wyparzone gorącymi kubkami. Przejechałam stopami po zniszczonej podłodze. Linoleum już dawno powinno zostać wymienione, a bure ściany z pleśnią pod sufitem, wyglądały tak jakby za chwile miały się rozlecieć. Pokiwałam głową. Wiedziałam już co muszę zrobić.
- Muszę kupić jakąś gazetę…

2 komentarze:

  1. hah! najlepsze cofki ever, zaczyna się historia Nat i Klaudii, gdzie obie dziewczyny to dwa zywioły.Zawsze wielbiłam te fragmenty. Nie ukrywam, zę nawet żałowałam zę potem cofki sie skończyły, nawiasem mówiac całkiem zabawnym byłoby opowiadanie o przyjaciółeczkach i ich perypetiach xD
    nie sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No też o tym myślałam XD Wtedy można robić komedię na całego!
      Przy takich cofkach niestety musisz się ciągle pilnować, by nie pomieszać niczego w teraźniejszości opowiadania. Miło, że podobają ci się te cofnięcia. Szczerze mówiąc nie wiedziałam, czy mi to wyjdzie, ale chyba nie było tak źle xD

      Usuń