W tym rozdziale będzie kolejna cofka, tym razem objaśniająca losy dziewczyn. Co do kolejnego rozdziału, pojawi się jutro.
Zapraszam do lektury!
Nazajutrz z samego rana, gdy zjawiłam
się w naszym sklepie, Hyun i Klaudia już tam byli. Rozmawiali o czymś, lecz gdy
tylko weszłam przerwali i odwrócili się w moją stronę. Oboje mieli posępne
miny, a w szczególności przyjaciółka. Łypała na mnie nieprzyjaznym wzrokiem,
jakbym zrobiła jej coś złego. Wzruszyłam jedynie ramionami i podeszłam do
komputera, chcąc wydrukować listę z adresami, które zwykle rano dawałam Hyun
Joong.
-
Przesyłki już są spakowane, więc musisz je tylko załadować do auta. –
Powiedziałam nie odwracając wzroku od ekranu komputera. – Zaraz ci wydrukuje
całą listę.
Mężczyzna nic nie mówiąc oddalił się w
stronę zaplecza. Gdy tylko zostałyśmy same, Klaudia podeszła do mnie i mocno
uderzyła mnie w ramię. Syknęłam z bólu spoglądając na nią z nienawiścią.
-
Oszalałaś?! Co ja ci zrobiłam?!
-
Już nie udawaj takiego niewiniątka! – Wrzasnęła, zamachując się by jeszcze raz
uderzyć. Nie zdołałam umknąć przez co dostałam drugi raz w to samo miejsce.
Jęknęłam uciskając obolałe ramie. –Wiem co robisz!
-
Co takiego?!
-
Próbujesz za wszelką cenę go obrazić! Nie widzisz, że odkąd cię poznał prawie
pożera cię wzrokiem? A ty jedyne co masz mu do zaproponowania to przyjaźń?! Wtedy
gdy umówiłam się pierwszy raz z Ianem chciał cię zaprosić na randkę, a ty
wszystko popsułaś!
-
Klaudia to nie jest twoja sprawa. – Ostrzegłam przyjaciółkę, groźnie wymachując
dłońmi. – Nie chce byś wtrącała się w moje życie!
Przyjaciółka uspokoiła się trochę,
zmieniając strategie.
-
Hyun nie jest taki jak Will…
-
Nawet ich nie porównuj! – Wrzasnęłam. Wspomnienie Willa w takim momencie jak ten,
mnie zabolało. To powiedziawszy ruszyłam w stronę wyjścia, lecz zatrzymałam się
na chwile w progu. – Zapomniałam, że mam do załatwienia sprawy w banku. Wrócę
po południu!
Wyszłam
nie oglądając się za siebie.
Oczywiście nie miałam do załatwienia
żadnych spraw. Musiałam wyjść by odwlec na jakiś czas rozmowę z Klaudią.
Wiedziałam, że przyjaciółka do tego wróci, a ja w tej chwili nie miałam siły by
odpierać jej ataki. Po wpływem napięcia mogłabym powiedzieć jej coś czego bym
potem żałowała. Uśmiechnęłam się delikatnie. Była oddaną przyjaciółką. Inna w
takiej sytuacji powiedziałaby, że to moje życie i zrobię jak będę uważała,
jednak nie Klaudia. Jej wybuchowy charakter już na początku naszej znajomości
dał mi się we znaki…
11 miesięcy wcześniej…
-
Witam na pokładzie, czy jak to się mówi… - Starszy mężczyzna, ubrany w szary,
ciut za ciasny garnitur, podał mi swą dłoń, a drugą wskazał mi małe biureczko,
z więdnącym na blacie kwiatkiem. Uśmiechnęłam się słabo nie dając po sobie
poznać swych prawdziwych uczyć względem tego miejsca. – Zaraz powinna przyjść
dziewczyna, z którą będziesz współpracować.
To powiedziawszy mężczyzna wyszedł, cicho
zamykając za sobą drzwi.
Moje życie nie przypominało cudownego
pięcia się w górę, było raczej na odwrót, miałam wrażenie, że chyle się ku
upadkowi. Tak właśnie teraz myślałam o przyjętej posadzie. Tydzień temu gdy
siedziałam w moim skromnym mieszkanku na przedmieściach Londynu, przeglądając
gazetę z ogłoszeniami zauważyłam, że pewna mała redakcja potrzebuje
dziennikarki. Dopiero w trakcie rozmowy dowiedziałam się, że to początkujące
pismo dla nastolatek. Przez moment pomyślałam, by odmówić jednak jedno
spojrzenie na zaległe rachunki, rozwiało moje uprzedzenia. Tak więc po wstępnej
rozmowie kwalifikacyjnej dostałam pracę. Miałam się zająć poradami, odpowiedziami
na pytania do redakcji oraz wraz z kobietą z którą mam współpracować – działem
o komiksach i nowościach kinowych. Niestety dziewczyna chyba zbyt chętnie nie
garnęła się do pracy, bo czekałam na nią już 20 minut, a jej ciągle nie było.
Westchnęłam ciężko, zastanawiając się, w
co się wpakowałam tym razem. Pomieszczenie było małe, zza brudnego okna
przebijały się tylko nieliczne promienie słońca. Przy nim stały dwa małe
biureczka lecz to drugie było jakby z innej bajki. Po pierwsze czyste, z
starannie poukładanymi papierami. Na blacie stał żółty kubek z napisem „moja
zachcianka”, z parującą w środku ciemną cieczą. Obok komputera, małe, sztuczne
kaktusy, a bliżej dokumentów mały storczyk. To co wydało mi się dziwne, w tym
co ujrzałam, to małe kamyczki z oczami poustawiane za klawiaturą. Nie mogłam się
nie roześmiać, widząc to małe, śmieszne rękodzieło.
-
Śmiejesz się z mojej sztuki?
Odwróciłam się błyskawicznie i w progu
ujrzałam wysoką brunetkę, uśmiechającą się do mnie przyjaźnie. To z pewnością moja
partnerka. Odetchnęłam z ulgą, bałam się, że trafi mi się jakaś nieprzyjemna
kobieta, a ta wręcz przeciwnie – sprawiała wrażenie miłej. No zobaczymy,
pierwsze wrażenie, okazuje się być często zgubne.
-
Przepraszam. – Wyjąknęłam, powracając spojrzenie do uporządkowanego biurka
dziewczyny. – Śmiesznie to wygląda.
-
Wiem, wiem… - Kobieta minęła mnie i opadła wygodnie na swoje krzesło, zrobiła
kilka łyków kawy i wcisnęła jakiś klawisz przy klawiaturze. Z głośników ryknęła
głośna muzyka. Dziewczyna rzuciła się na komputer i przyciskając w szale guziki
przyciszyła jazgot. Spojrzała na mnie przepraszająco. – Sorry, zwykle siedzę tu
sama.
-
Nic nie szkodzi! - Krzyknęłam, ciągle
słysząc szum w uszach. Nie wiedziałam jak można było słuchać muzyki tak głośno.
Położyłam torebkę na ziemi i zaczęłam otrzepywać krzesło z kurzu. – Jestem
Natalia.
-
O Boże, gdzie ja mam głowę! Jestem Klaudia, bardzo miło mi cię poznać! Na pewno
zostaniemy przyjaciółkami! – Gdy wyciągnęłam chusteczki jednorazowe i zaczęłam
przecierać brudne biurko, dziewczyna spojrzała na mnie pytająco. – Co robisz?
No cóż, błyskotliwa współpracownica mi
się trafiła!
-
Sprzątam. Nie będę siedziała w takim kurzu…
-
Poczekaj zaraz ci pomogę! – Klaudia wyszła z pomieszczenia i wróciła po paru
minutach. Zdziwiłam się ponieważ wyglądała jakby przed chwilą obrabowała sklep
z artykułami chemicznymi. W dłoni trzymała długą miotłę, z pod pachy wystawały
jej butelki z kolorowymi płynami, a z ramienia zwisały ściereczki. – Stary na
tym nie oszczędza.
Z pomocą współpracownicy już po kilku
minutach dałam sobie radę z okiełznaniem nieporządku. Blat błyszczał i z
zadowoleniem stwierdziłam, że nie jest buro-brązowy tylko ma ładny kolor
jesiennych liści. Podziękowałam jej za pomoc i w końcu zasiadłam przy biurku.
Przez chwile nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić jednak już po chwili, Klaudia
zarzuciła mnie zadaniami i mogłam się zająć wyszukiwaniem informacji w
Internecie, czy szukaniem obrazków, czy zdjęć potrzebnych do szaty graficznej.
Współpracownica okazała się straszną gadułą, przez co czas zleciał mi
błyskawicznie.
Tego dnia dużo się śmiałyśmy,
żartowałyśmy, a w czasie gdy nie byłyśmy zajęte pisaniem, czytałyśmy kawały lub
oglądałyśmy filmiki na youtube. Około 17 chwyciłam torebkę i już miałam wyjść,
gdy Klaudia chwyciła mnie za ramię.
-
Właśnie sobie pomyślałam, że by zapieczętować przyjaźń musimy iść na piwo.
Roześmiałam się głośno, lecz widząc
zaskoczenie na twarzy kobiety, ucichłam i zgodziłam się z nią iść. Jakoś nie
pocieszała mnie wizja powrotu do pustego mieszkania. Może to był pierwszy krok
powrotu do życia…
* * *
Chłodne, wieczorne powietrze, z każdym
mocniejszym podmuchem uwalniało nowe pasmo z mojego ciasno związanego kucyka. W
tej chwili nie przejmowałam się swoim wyglądem, ponieważ miasto było już dawno
opustoszałe.
Przetarłam twarz dłonią, drugą
podtrzymując moją nowo poznaną koleżankę z pracy.
-
Ja pierdole! – Wymamrotała Klaudia, słaniając się na nogach. Wiedziałam, że
gdybym ją teraz puściła, z pewnością by upadła.
Ten wieczór nie przebiegł tak jak to
wcześniej sobie wyobrażałam. Jedno z początku, zapoznawcze piwo, rozmnożyło się
i z godziny na godzinę traciłam już rachubę, ile wypiłyśmy ich tej nocy.
Niestety koleżanka miała słabszą głowę i mimo, że zarzekała się iż wypije
więcej niż ja i nie będzie pijana – przegrała. Tego zakładu akurat nie chciałam
wygrać, ponieważ teraz to ode mnie zależało czy szczęśliwie dotrzemy do domu.
-
Nat… - Wyszeptała i spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami. – Dawno się tak
nie spiłam… Masz ty kurwa mocny łeb…
Zaśmiałam się widząc z jaką powagą
wypowiada te słowa. To co mnie zdziwiło, to fakt, że tutaj – na Brytyjskich
wyspach – trafiłam na polską dziewczynę. Z jednej strony byłam szczęśliwa, z
drugiej powzięłam decyzje, że nikt nie dowie się kim naprawdę jestem. Ze
starego życia pozostawiłam sobie tylko imię.
-
Nie pieprz głupot tylko gadaj gdzie mieszkasz. – Nie hamowałam się z używaniem
języka polskiego w towarzystwie mojej „świeżej” przyjaciółki, ponieważ nie
byłam do końca pewna czy dziewczyna cokolwiek zapamięta.
Po kilkunastu minutach narzekania i
przeklinania świata, w końcu udało mi się dowiedzieć gdzie mieszka. Okazało
się, że to niedaleko, za co z całego serca dziękowałam niebiosom. Nie miałam
już siły, a i tak po przeciągnięciu jej przez te kilka ulic czułam się jak
Pudzianowski. Miałam wrażenie, że po takiej zaprawie będę mogła przesunąć
załadowanego tira. Przestawienie góry też wchodziło w grę.
-
Uważaj na Loki’ego… - Sapnęła Klaudia, gdy wsadziłam klucz do zamka. – Pożałujesz
gdy go zniszczysz…
Gdyby była odrobinę, no chociaż trochę,
mniej pijana może i przestraszyłabym się jej groźby, ale w tych okolicznościach
miałam już kompletnie dość jakichkolwiek kazań. Właśnie dochodziła 3 w nocy i jedyne
na co miałam ochotę to iść do domu i się wyspać.
Kiedy pchnęłam drzwi, zwątpiłam ponieważ
słaba poświata żarówki na klatce schodowej oświetlała tylko pierwsze kilka
paneli mieszkania Klaudii, reszta pomieszczenia nadal skąpana była w
ciemnościach.
-
Gdzie masz włącznik? – Spytałam stawiając powoli kroki, dłońmi omackiem błądząc
po ścianie.
-
Po prawej! – Wrzasnęła koleżanka, ogłuszając mnie na moment. Gdy przeniosłam
swe dłonie na prawo szukając upragnionego włącznika, Klaudia znów wykrzyknęła.
– Nie, po lewej… kurwa nie pamiętam…
Gdybym miała wolne ręce z pewnością
wzniosłabym je do niebios prosząc o pomoc. W tym wypadku musiałam sobie dać
rade sama. Mimo, że to ona tu mieszkała, wiedziałam, że w takim stanie na pewno
nie będzie mi pomocna. Śmielej postąpiłam krok naprzód i wszystko byłoby dobrze
gdyby mój but nie zahaczył o przeszkodę. Z głośnym hukiem runęłyśmy na podłogę.
-
Co do…
Syknęłam z bólu, pocierając głowę
zziębniętymi dłońmi. Nagle ostre jaskrawe światło błysnęło mi po oczach.
-
Zrobiłaś to specjalnie?! – Doszedł do mnie głos Klaudii, po kilku mrugnięciach
zobaczyłam ją stającą niepewnie na chwiejących się nogach obok włącznika. Więc
jednak był po lewej! – Do chuja! Wiesz ile się namęczyłam by go zdobyć?!
Zdziwiona odwróciłam wzrok i moje spojrzenie
spotkało się z zielonymi tęczówkami jakiegoś faceta. Krzyknęłam przerażona, i
podnosząc się do siadu, odsunęłam się aż pod ścianę, koło drzwi. Po chwili
zdałam sobie sprawę, że ten facet nie jest prawdziwy, był niczym innym jak
kawałkiem kartonu.
-
Masz faceta z kartonu? – Spytałam z niedowierzaniem, dziwiąc się kobiecie, że
kupiła sobie coś takiego. Musiałam jednak przyznać, że mężczyzna z kartonu był
całkiem przystojny. Nawet przypominał mi trochę Willa… Pokręciłam głową
próbując odpędzić obraz wspomnianego mężczyzny. – To twój narzeczony?
-
To nie jest kurwa śmieszne!
Miałam nadzieje, że uda mi się trochę
rozluźnić atmosferę, lecz myliłam się. Klaudia mierzyła mnie nienawistnym
spojrzeniem. Dziwne… zachowywała się jakby wytrzeźwiała… Widocznie traktowała
tego gościa z papieru bardzo poważnie. Dopiero gdy powróciłam do niego
spojrzeniem, zobaczyłam, że oderwałam biedakowi ramię i natargałam odrobinę
jego bladą szyje.
-
Powinnaś sobie znaleźć jakiegoś twardszego. Ten wymiękł przy pierwszym spotkaniu
ze mną. – Widząc jej posępną minę, musiałam zmienić strategię. Z uroczej
posadki w piśmie i przyjaznej koleżanki narobię sobie jeszcze niepotrzebnie
problemów i wroga, a to akurat nie było mi potrzebne. Zagryzłam usta,
przybierając smutną minę. – Przepraszam, że go popsułam.
Koleżanka westchnęła i klękając zaczęła
zbierać płaskiego faceta z podłogi. Oparła go o ścianę i dopiero wtedy na mnie
spojrzała. Już bałam się, że nie obejdzie się bez pobicia, czy jakiegoś
złamania, lub co najmniej ostrego ochrzanu, lecz to co zobaczyłam uświadomiło
mi, że moja nowa współpracownica jest wielką zagadką. Uśmiechała się
promiennie, a gdy jęknęłam zaskoczona, roześmiała się radośnie, czy raczej
szaleńczo, upadając na kanapę. Czym prędzej podniosłam się z podłogi i usiadłam
obok, bojąc się, że postradała zmysły.
-
Wiesz co Nat… - Szepnęła patrząc w sufit. – Wybaczę ci, że zabiłaś Loki’ego pod
jednym warunkiem…
Pokiwałam energicznie głową, patrząc na
nią z nadzieją. Klaudia przymknęła powieki i uchyliła usta, gdy nagle ku mojemu
wielkiemu zdumieniu padła na kanapę. Szturchnęłam ją kilkakrotnie, ale ta wymamrotała
coś pod nosem i podsunęła dłonie pod głowę, zdałam sobie sprawę, że po prostu
zasnęła. Sięgnęłam po koc, nakryłam nim koleżankę i gasząc światło skierowałam
się do drzwi.
-
Niezbyt nam się udała ta pierwsza randka…
* * *
Około 3 nad ranem dotarłam do domu. Po
omacku dotarłam do łóżka i opadłam na nie jak martwa. Myślałam, że od razu
zasnę jednak spotkało mnie rozczarowanie. Mimo, że ziewałam co kilkanaście sekund,
a oczy pozostawały zamknięte, za nic nie mogłam usnąć.
Mniej więcej o 6 rano, gdy przez zasłony
przedarły się pierwsze promienie słońca, odrzuciłam pościel i z lekko
przymkniętymi oczami ruszyłam w stronę ekspresu. Czekając aż kubek napełni się
kawą, oparłam głowę na złączonych dłoniach i zapatrzyłam się w przestrzeń. Do
mojego, zmęczonego umysłu wdarły się wspomnienia.
Pamiętałam jak ponownie przyjechałam do
Londynu. Po raz pierwszy od śmierci Tess, odważyłam się tu wrócić. Pierwsze
miejsce, do którego się udałam od razu po wylądowaniu, było to mieszkanie… to
samo, w którym po raz ostatni widziałam przyjaciółkę. Rozum podpowiadał mi by
nie rozdrapywać starych ran i starać się żyć tym co jest teraz. Martwym nie
zwrócimy życia, choćbyśmy nie wiem jak bardzo się starali, jednak podświadomie
czułam, że muszę tam iść. Po raz ostatni spojrzeć za siebie by potem łatwiej
ruszyć naprzód.
Kiedy zastukałam, drżącą dłonią, do
znajomych mi drzwi przez chwile miałam ochotę uciec. Gdy byłam bliska tego by
po prostu zwiać, drewniane wrota otwarły się i stanęła w nich znajoma osoba.
-
Natalia? – Artur Wieniawski, nie krył swojego zdziwienia moim widokiem.
Uśmiechnęłam się słabo do mężczyzny. Nie widziałam go od czasu pogrzebu Teresy
i musiałam przyznać, że bardzo się zmienił. Był sporo chudszy, a na zadbanej
niegdyś twarzy pojawiły się liczne zmarszczki i cienie pod oczami. Śmierć Tess
bardzo nim wstrząsnęła. – Nie wiedziałem, że jesteś w Londynie. Wejdź do
środka.
Z wahaniem przekroczyłam próg, ciągnąc
za sobą walizkę. Jakby czas się zatrzymał – pomyślałam. Wszystko było tak
jakbym nigdy stąd nie odeszła. Na stole leżały ulubione czasopisma Tess, na
szafce stały nasze wspólne zdjęcia, a koło drzwi wisiał jej płaszcz.
-
Tak jakby Teresa ciągle tu była. – Wyrwał mnie z zadumy głos Wieniawskiego.
Przytaknęłam głową ciągle badając otoczenie. Podeszłam do kanapy i wolno na
niej siadłam, jakby nie chcąc zniszczyć tego wrażenia jej obecności w tym
pokoju. Ojciec przyjaciółki zaczął się krzątać przy szafkach kuchennych i już po
kilku minutach postawił przede mną parujący kubek z herbatą. – Kupiłem to
mieszkanie. Wiem, że to niemądre lecz nie chcę by ktokolwiek tu zamieszkał i
coś zmieniał.
-
Zrobi Pan to co uważa za słuszne. – Powiedziałam biorąc spory łyk naparu,
parząc sobie język. – Mnie nic do tego.
-
Jedyną osobą, która mogłaby tu zamieszkać jesteś ty…
-
Ja? – Przerwałam mu, nieświadomie podnosząc głos. Czułam się nieswojo siedząc
tu, a co dopiero, gdy zostałabym tutaj sama i musiałabym tu mieszkać. – Nie
chcę tu mieszkać!
-
Spokojnie. – Wieniawski podniósł dłonie w obronnym geście. – Wiem, że na
początku będzie ci trudno lecz z czasem…
-
Nie! – Wstałam z kanapy i chwytając w dłonie rączkę od walizki pomaszerowałam
do wyjścia. Gdy chwyciłam za klamkę, odwróciłam się do ojca przyjaciółki. – Nie
chcę zostawać w miejscu, które tak bardzo przypomina mi Teresę. Kochałam ją i
zawsze pozostanie w mojej pamięci, ale nie mogę zaczynać nowego życia w starym
miejscu. Pan także. Jeżeli nie pozwoli pan odejść Tess, zawsze będzie pan żył wspomnieniami
i nadzieją, że ona kiedyś wróci.
Po tych słowach opuściłam dawne
mieszkanie. Obiecałam sobie, że już nigdy nie wrócę do tego miejsca. Spojrzałam
w oczy przeszłości, a teraz przyszedł czas na przyszłość.
Niedługo
po tym spotkaniu, rozmawiałam z rodzicami. Jak wielkie było moje zdziwienie gdy
dowiedziałam się, że Artur Wieniawski, po powrocie, sprzedał swoją willę i
kupił nowy dom, specjalnie przystosowany dla osoby niepełnosprawnej. Podobno
prawie codziennie spacerował ze swoją żoną Nelą, która powoli, dzięki terapiom,
przypominała sobie kim jest.
Pokręciłam głową odpędzając natrętne
wspomnienia. Nic nie da rozpamiętywanie w kółko tego samego. Rozpoczynam nowy
rozdział. Znalazłam pracę, co było dla mnie najważniejsze w owym czasie, gdyż
powoli kończyły mi się pieniądze i nie mogłam sobie wyobrazić z czego
zapłaciłabym czynsz w następnym miesiącu. Nie wiedziałam jeszcze czy sprawdzę
się jako doradca w odpowiadaniu na listy nastolatek z problemami, lecz byłam
dobrej myśli. W końcu kiedyś to ja byłam nastolatką, więc nie powinnam mieć z
tym problemów. W razie czego mam Klaudie.
Uśmiechnęłam się, przypominając sobie
wydarzenia z wczoraj. Nowa Koleżanka była specyficzna. Głośna, rozgadana,
słuchając J-rocku czy K-popu, ciągle uśmiechnięta, robiąca dziwne kamyki z
oczami, gdy ja sporo się do niej różniłam. Ubóstwiałam ciszę, nie mówiłam zbyt
głośno, ani zbyt dużo, od śmierci Tess uśmiechałam się raczej rzadko i
kompletnie nie nadawałam się do rękodzieła. Znałam ją zaledwie jeden dzień i
jedną noc. Wiem, że to zbyt krótki okres czasu w którym można poznać drugą
osobę, lecz z twarzy Klaudii można było czytać jak z księgi.
Pisk ekspresu wyrwał mnie z zamyślenia. Wcisnęłam
czerwony przycisk na maszynie i z parującym kubkiem usiadłam w fotelu.
Moje pierwsze samodzielne mieszkanie nie
wyglądało zbyt zachwycająco. Kanapy był poplamione kawą i poprzecierane w
niektórych miejscach, na stoliku widoczne były liczne okręgi, wyparzone
gorącymi kubkami. Przejechałam stopami po zniszczonej podłodze. Linoleum już
dawno powinno zostać wymienione, a bure ściany z pleśnią pod sufitem, wyglądały
tak jakby za chwile miały się rozlecieć. Pokiwałam głową. Wiedziałam już co
muszę zrobić.
-
Muszę kupić jakąś gazetę…
hah! najlepsze cofki ever, zaczyna się historia Nat i Klaudii, gdzie obie dziewczyny to dwa zywioły.Zawsze wielbiłam te fragmenty. Nie ukrywam, zę nawet żałowałam zę potem cofki sie skończyły, nawiasem mówiac całkiem zabawnym byłoby opowiadanie o przyjaciółeczkach i ich perypetiach xD
OdpowiedzUsuńnie sądzisz?
No też o tym myślałam XD Wtedy można robić komedię na całego!
UsuńPrzy takich cofkach niestety musisz się ciągle pilnować, by nie pomieszać niczego w teraźniejszości opowiadania. Miło, że podobają ci się te cofnięcia. Szczerze mówiąc nie wiedziałam, czy mi to wyjdzie, ale chyba nie było tak źle xD