piątek, 5 czerwca 2015

11. Ostatnie dno piekła



- Bądź przeklęty, ty łajzo, dupku..! – Ujadaniu Sam nie było końca. Siedziała po turecku na swym łóżku, waląc bez opamiętania w poduszki. Jej myśli błądziły wokół Luka Moore'a, z którym to podobno była zaręczona. – Zdechnij w piekle!
            Sam wyczerpana, opadła na poduszki, które chwilę temu pomogły jej rozładować swoje rozdrażnienie. Wpatrywała się w biały sufi swego pokoju, wspominając wydarzenia wczorajszego wieczora.
            Wszystko miało przejść gładko. Niestety przyjęcie na cześć Alex przybrało nagle dziwnego obrotu i najważniejszą nie stała się jej przyjaciółka, lecz właśnie Samantha. Gdyby nie głowa sąsiada, która jak mniemała Sam, była pusta, lub ewentualnie wypchana sianem, nic by się nie stało. Właśnie przez jego pustogłowość i zbyt długi język, określana była od dzisiaj mianem „narzeczonej” i to określenie miało być do niej przyczepione przynajmniej przez  jakiś czas.
            Podniosła się do siadu, spuszczając swe nogi na podłogę. Przeciągnęła się leniwie i drapiąc paznokciami swój brzuch, stanęła przy oknie. Kiedy zobaczyła kto stoi na podjeździe o mało co nie uderzyła w okno z całych sił. Silna wola powstrzymała ją jednak przez tym krokiem.
- Witaj kochanie!
Wesoły i donośny głos Luke, dotarł do jej uszu. Mężczyzna zeskoczył z konia i ściągając z głowy kapelusz pomachał do niej. Sam zagryzła mocno usta, szepcząc pod nosem przekleństwa. Uśmiechając się sztucznie, chwyciła za firankę i zaciągnęła ciemno niebieski materiał na okno.
Usiadła na łóżku, znów rozpoczynając swą walkę z poduszkami. Teraz gdy wiedziała, że jest w jej domu i ucina sobie miłą pogawędkę z jej ojcem, który wyszedł mu na spotkanie, kiedy ten do niej machał, nie miała zamiaru w ogóle ruszać się z pokoju.
Małżeństwo? Też coś! – Pomyślała ze złością, wkładając więcej siły w swe ciosy. Wczorajszego wieczoru, nie wiedziała jak zareagować, na słowa, które nagle wyrwały się z ust Luka. Teraz pluła sobie w brodę, że nie kopnęła go w krocze, zamiast w milczeniu znosić gratulacje z powodu oświadczyn.
Sam usiadła nagle i marszcząc swe brwi, zapatrzyła się gdzieś w przestrzeń. Jakby na to nie patrzeć, Luke się nie oświadczył. Nie zapytał jej nawet, czy by tego chciała, tylko oznajmił jej rodzinie, że mają zamiar się pobrać. Za to należało mu się co najmniej krzesło elektryczne. Skrzywiła usta, przywołując w pamięci ich wczorajszą rozmowę:
- Luke, co ci odbiło do cholery! – Pisnęła, gdy tylko mężczyzna odciągnął ją na bok. Spojrzał na nią wesoło jakby kompletnie nie miała mu nic do zarzucenia, a w rzeczywistości miała bardzo dużo. – Do diabła, coś ty wymyślił z tym małżeństwem! Nie mam zamiaru za ciebie wychodzić!
- Jak miło… W końcu mówisz mi po imieniu…
            Sam przeklęła pod nosem, karcąc się w myślach, że się zapomniała. Ta bzdura iż niby byli zaręczeni, kompletnie pozbawiły ją możliwości racjonalnego myślenia.
- Przestań pieprzyć Moore! – Dziewczyna nie wytrzymując złapała za poły jego koszuli i potrząsnęła nim z całych sił. Mężczyzna jednak nie zachwiał się ani o milimetr. – Idź teraz do mojego ojca i powiedz, że żartowałeś!
- Zgłupiałaś do reszty? – Jęknął, obejmując dłońmi jej małe piąstki. – Chcesz by mi odstrzelił głowę?
            Sam przez chwile zamyśliła się, wyobrażając sobie tą scenę. Nagle na jej twarz pojawił się uśmiech, który z każdą jej myślą się powiększał. Luke westchnął, puszczając jej dłonie i przesunął ręką po swych jeszcze wilgotnych włosach. Nagle dziewczyna powróciła do żywych i spojrzała na niego z nadzieją. Niepotrzebnie zadawał jej to pytanie…
- Przestań o tym myśleć! – Wrzasnął, energicznie kręcąc głową. Dziewczyna skrzywiła usta, zabawnie unosząc swą górną wargę, jakby miała zamiar splunąć. – Zresztą to twoja wina!
- Moja?! – Wrzasnęła, nie mogąc uwierzyć, że teraz wszystko jest na nią. Nie mogła się powstrzymać by go nie uderzyć i to właśnie zrobiła. Okładała jego klatkę piersiową pięściami i musiała przyznać, że przynosiło jej to nie małą ulgę. – To nie ja wymyśliłam nasze rzekome narzeczeństwo i nie ja chciała wołać księdza, ty wsiowy głupku!
            Luke w milczeniu przyjmował jej ciosy, a także i słowa. Sam za bardzo nie wiedział co mu strzeliło do głowy, że powiedział iż chce się ożenić z tą czarownicą. Dziewczyna pociągała go, lecz życie z nią 24 godziny na dobę, zrobiłoby z niego szaleńca, lub przyśpieszyło jego śmierć o dobre kilkanaście lat. Działał pod wpływem chwili i nie zastanawiał się co właściwie zrobił, do czasu aż rodzina Sam nie rzuciła się na nich z gratulacjami. Gdy tylko dotykał jej ciała, zatapiał się ustami w jej słodkich wargach, tracił rozum. Do tego wyzywała go od głupków i mała racje, jednak może i nie było to zbyt fair, lecz postanowił wykorzystać tą sytuację.
- Niestety teraz, czy ci się to podoba czy nie, jesteś moją narzeczoną… - Wyszeptał, starając się nadać swemu głosowi czułość. Pogładził dłonią jej policzki, a gdy zauważył, że ta ponownie chce go uderzyć, złapał ją w pasie i przyciągnął do swej piersi. Nie zważając na jej słowa, przycisnął wargi do jej niewyparzonych ust i wycisnął na nich pocałunek. Po chwili oderwał się od niej, gdyż przeciągając go dłużej, zapewne zapragnąłby więcej. – I lepiej przyzwyczaj się do tego stanu.
            Sam już miała powiedzieć mu co o tym myśli, lecz mężczyzna znów się nad nią pochylił, tym razem delikatnie smakując każdy milimetr jej ust. Zapragnęła ugryźć tego dupka i pokazać mu, że nie ma zamiaru się podporządkować, lecz słodycz, jaką niósł jego delikatny pocałunek, zniewoliła jej zmysły…

- Przeklęty dupek! – Wrzasnęła, uderzając po raz ostatni i opadając na łóżko.
Nagle do jej pokoju wparowała Alex, która pomimo tego, że było już po dziesiątej, nadal paradowała w szlafroku. Sam spojrzała na nią pytająco, a gdy koleżanka z uśmiechem na ustach, rzuciła się na jej łóżko, pisnęła, wyrażając tym swe niezadowolenie. Alex jednak się tym nie przejęła, i ułożyła się obok niej, a jej długie włosy rozsypały się na kołdrze. Brytyjka westchnęła cicho, a uśmiech który aż rozsadzał jej twarz, wydał się jej podejrzany.
- Czy ja o czymś nie wiem? – Spytała ciekawie unosząc brwi i podnosząc się na łokciach, przyjrzała się jej twarzy. Alex miała minę jakby wygrała milion dolarów, lub udało jej się spotkać swego ulubionego aktora. Niestety żadna z tych możliwości nie wydała jej się słuszna, dlatego też zapytała o jej uśmiech. – Co ci się stało?
            Alex zachichotała, wprawiając Sam w jeszcze większe zastanowienie. Nawet nie przypuszczała co jest powodem jej rozanielenia, lecz gdy poznała prawdę o mało co nie spadła z łóżka.
- C..Co?! – Wrzasnęła, gdy przyjaciółka opowiedziała jej przebieg wczorajszych wydarzeń, które miały miejsce na schodach i o pocałunku, który podarował jej Tom, zanim odjechał. Sam spojrzała na nią, jakby ta postradała zmysły. Przyjaciółka natomiast, przyciskając do swych rumianych policzków dłonie, kręciła się na boki. – Czyś ty do reszty zgłupiała?!
- I mówi to ta, która się zaręczyła…
- Nawet mi o tym nie przypominaj!
            Nie dość, że Moore przyjechał do jej domu, to jeszcze ta mała Brytyjka robiła jej wyrzuty, przypominając o narzeczeństwie. Szczerze powiedziawszy Sam nie miała zamiaru udawać narzeczonej, ani też silić się by być miłą dla sąsiada. Pragnęła jak najszybciej odwołać tą bzdurę i odzyskać swą wolność.
- Przestań Sam, Luke jest naprawdę miły i cieszę się z twojego szczęścia.
            Sam podniosła dłonie i otwarła szeroko usta, chcąc wytłumaczyć przyjaciółce żarcik, którym uraczył wszystkich Moore, lecz nagle jej ramiona opadły. Zdała sobie sprawę, że z tym idiotą – swoim sąsiadem, da sobie radę sama, jednak Alex była poważnie zagrożona, o czym najwidoczniej nie wiedziała.
- Dobra, nieważne… - Westchnęła, przeczesując swe włosy palcami. Położyła ja potem na ramieniu przyjaciółki i poprosiła by ta na nią spojrzała. Alex spełniła jej prośbę prawie natychmiast. Sam przyjrzała się jej twarzy. Rumiana skóra dziewczyny, świadczyła o jej zawstydzeniu, lecz mimo to ta zdobyła się na wyznanie. Brytyjka była niewinna i zbyt ufna wobec ludzi, co nie raz sprawiało, że zalewała się łzami, gdy się na kimś zawiodła. – Nie możesz się spotykać z Zim… Z Tomem.
- Muszę… - Powiedziała, przytakując energicznie głową. Nagle ich spojrzenia się spotkały i Sam sapnęła, ponieważ to co dostrzegła w oczach dziewczyny, zwiastowało tylko jedno. Alex zakochała się w Zimnym Tomie. Jej błyszczące spojrzenie i czułość, która aż porażała ją swoją intensywnością, były nie do zniesienia. Odczuła jednak nadzieje, gdyż dostrzegła też tam niepewność i strach, lecz zaraz potem straciła ją całą. – Zakochałam się w nim…
            Sam złapała się dłońmi za głowę, nie mogąc odszukać w myśli chwili, gdy to się stało. Największe pretensje miała jednak nie do swej naiwnej przyjaciółki, lecz do siebie. Zastanawiała się gdzie była. Musiała jak najszybciej wybić jej Toma z głowy, bo nie sądziła by ten tak szybko zagnieździł się w jej sercu.
            Nie chodziło jej o to, że nie pragnęła  szczęścia przyjaciółki, chciała by była radosna, zakochana, ale na Boga, nie w nim! Na świecie było mnóstwo facetów, którzy mogliby jej zapewnić szczęście, a ta musiała zakochać się akurat w tym, który był najmniej odpowiedni.
            Bardzo dobrze znała Thomasa Moorea. Ten chłodny mężczyzna nie był stworzony do kochania. Nie posiadał takich uczuć jak współczucie, czułość, delikatność… Szczerze powiedziawszy nie sądziła by w ogóle posiadał jakieś pozytywne cechy i dziwiła się, że właśnie jego upatrzyła sobie Alex. Może i dziewczyna mu się podobała, co dostrzegła w jego spojrzeniu, gdy przyglądał jej się na przyjęciu, lecz to zainteresowanie było z pewnością ulotne. Nawet jeśli Alex wdałaby się z nim w romans, prędzej czy później zostałaby porzucona, jak sądząc po charakterze mężczyzny w brutalny  i szczery aż do bólu sposób. Dlatego musiała jej w tym przeszkodzić, a raczej nie jej co jemu udaremnić sposobność, uwiedzenia przyjaciółki.
- Tylko ci się wydaje, że go kochasz! – Wrzasnęła nie bardzo wiedząc jakich argumentów użyć, by przemówić jej do rozumu. Widząc jej poważniejące spojrzenie i twarz z której znikał uśmiech, postanowiła przedstawić jej brutalną prawdę. Nie ważne było czy przyjaciółka się na nią obrazi, lecz musiała jej wysłuchać. – Tom jest draniem najgorszym w tym stanie! Kiedy mu się znudzisz, porzuci cię i nawet nie myśl, że on także się w tobie zakocha.
- A jeśli się myślisz? – Spytała po chwili przyjaciółka, patrząc na nią tajemniczo. Sam jęknęła. Jeśli Tom jej powiedział, że ją kocha, to na pewno kłamał, by dostać tylko jedno. Mężczyzną zawsze chodziło tylko o seks…. Niestety… - Jeśli uda mi się roztopić jego serce i sprawić, że mnie pokocha?
            Sam prychnęła pod nosem i gdyby sprawa nie była tak poważna, pewnie roześmiałaby jej się w twarz. Musiała jednak się opanować.
- Nie uda ci się roztopić jego serca, ponieważ on go nie ma.
            To przynajmniej była prawda. Sam nie wątpiłaby, że Alex się uda, gdyby osoba w której ulokowała swe uczucia posiadała ten narząd. Thomas oczywiście nie był żywy trupem, lecz jego serca z całą pewnością nie można by nazwać tym mianem, gdyż mężczyzna posiadał jedynie pompę ssąco-tłoczącą, podtrzymującą go tylko i wyłącznie przy życiu.
- Niekiedy myślę, że ty także go nie masz…
            Smutek oraz nienawiść, którą usłyszała w jej głosie, na chwile odebrała jej mowę. Alex, uśmiechając się smutno, wstała i wyszła głośno trzaskając drzwiami, zostawiając amerykankę w całkowitym osłupieniu.
            Sam zamrugała powiekami, nie bardzo wiedząc czy to rzeczywistość, czy raczej rozmowa z przyjaciółką jej się tylko śni.” Ja nie mam serca?” – Spytała samą siebie, ciągle nie móc się otrząsnąć ze zdziwienia.  Instynktownie przyłożyła dłoń do swej lewej piersi, a miarowe bicie narządu, przyniosło jej spokój.
            Zrywając się błyskawicznie z łóżka pognała do łazienki, chwytając po drodze ubrania, które ułożyła na komodzie, poprzedniego wieczoru.
- Ja nie mam serca? - Szepnęła wściekła z powodu słów Alex, które wydały jej się absurdalne. – Jeszcze zobaczysz jak wielkie mam serce, oj zobaczysz!

* * *

- Gówno zobaczysz… - Szepnęła, jeżdżąc patykiem, znalezionym w trawie, po ziemi.
            Kiedy zeszła na dół zauważyła, że jej „narzeczony” jeszcze się nie ulotnił, dlatego postanowiła ukryć się w ogrodzie. Chwile huśtała się na, huśtawce, którą jej ojciec zmajstrował, gdy była jeszcze mała, lecz nagle znudziła jej się ta zabawa. Teraz rysowała kijkiem, różne kształty na piasku, kompletnie się nad nimi nie zastanawiając.
            Słowa, które w chwili złości wypowiedziała w łazience, zajmowały jej głowę przez cały poranek. Nie sądziła, że udowodnienie, że posiada serce, będzie tak trudne do wykonania. Najgorsze jednak było to, że nie miała na to żadnego pomysłu, co denerwowało ją jeszcze bardziej. Niby mogłaby silić się na czułość i grzeczność wobec Luka, lecz co by to dało? Nic dobrego jak mniemała. Mogłaby niebezpiecznie zbliżyć się do sąsiada i zapragnąć czegoś więcej. Niestety młodzieńcze postanowienie jej na to nie pozwalało.  Obiecała, że nigdy już nie pozwoli, by sąsiad otrzymał sposobność by z niej zakpić.
            Aż krzyknęła ze złości, kiedy zobaczyła co nieświadomie napisała na piasku. Były to wielkie litery, układające się w imię sąsiada. Wstała i butem przejechała po napisie. Jeszcze przez parę kolejnych minut deptając po rysunkach, przeklinała jego osobę, że tak podstępnie wdarła się do jej umysłu i pozwolił dłoni to napisać. Wścieła na siebie, ruszyła w stronę stajen chcąc zająć czymś ręce by o nim nie myśleć. Jednak ostatnio nie wszystko szło po jej myśli. Gdy tylko weszła do stajni, wpadła na szeroką męska pierś, o mało nie łamiąc sobie przez to nosa.
- Jak chodzisz kretynie! – Wrzasnęła, podnosząc głowę, a gdy natrafiła na roześmiane spojrzenie Luka, aż nie przeklęła pod nosem. Musiała przyznać, że miała pecha. Moore nie zrażony jej wzrokiem, ciskającym błyskawice, przytulił ją do siebie, opierając szorstki podbródek na czubku jej głowy, a dłonią pogładził czule jej włosy. Zagryzła mocno szczękę, starając się ze wszystkich sił, nie ulec zapachowi jego ciała. – Puszczaj…
            Nie wiedziała czy jej cichy, stanowczy szept, został dosłyszany, lecz jego uścisk zelżał, przez co nie czekając aż się od niej odsunie, sama wyrwała się z jego objęć. Otwarła usta, by wygłosić mu ostrą reprymendę, lecz kątem oka zauważyła, że nie są w stajni sami. Kilka kroków dalej stała Alex oraz jej ojciec.
            Sam zamknęła usta i w myślach opracowała plan działania. Może jeśli Alex zobaczy jak ta ekscytuje się ślubem i wszystkimi tymi bzdurami, ją przeprosi, na co w głębi duszy liczyła. Może i postronny obserwator mógł sądzić, że uwaga o tym iż nie posiadała serca mało ją obeszła, lecz tak naprawdę uraziła ją do głębi.
- Stęskniłam się za tobą… - Jęknęła uwodzicielsko, kładąc mu dłoń na ramieniu i aż nie pisnęła ze zdziwienia, ponieważ nie sądziła, że jego ramiona są tak twarde. Udawała, że na niego patrzy, lecz tak naprawdę obserwowała Alex oraz ojca, którzy przerwali rozmowę i teraz przyglądali im się ciekawie. Dobra nasza – pomyślała Sam, przenosząc swe dłonie na jego policzki i gładząc jego szorstki zarost. – Kochanie…
            Sam wzdrygnęła się delikatnie, gdy uświadomiła sobie jakie słowo przeszło jej przez usta. Miała wrażenie, że używa go po raz ostatni, gdyż przy ponownym użyciu tego zwrotu, chybaby zwymiotowała.
- Naprawdę? – Luke uniósł brwi w zdziwieniu. Nie zrobił żadnego gestu, co w tej chwili bardzo by jej się przydało. Idiota! – Krzyknęła w duchu – wczoraj to cię ręce swędziły, a teraz nie chcesz mnie nawet dotknąć! Moore uśmiechnął się szeroko i nachylił nad jej uchem, zniżając swój głos do szeptu. – Co ty kombinujesz Sam?
            Amerykanka zaśmiała się wesoło i przytuliła się do jego ramienia, odwracając się do Alex i ojca. Nie miała zamiaru go informować o swoim planie. Jeśli uda jej się przekonać tego głupka, że aż szaleje z miłości, to jest szansa, że również Brytyjka w to uwierzy. Na razie niestety nie udało jej się tego zrobić z przyjaciółką, co poznała po jej niezbyt pochwalającej minie i lekkim niedowierzaniu czającym się w jej spojrzeniu. Richard natomiast uśmiechał się promiennie, spod swego wąsa.
- Luke, zaniedbujesz mnie! – Jęknęła, przymykając powieki i zawieszając się ramionami na jego barkach. Uchyliła usta, chcąc skłonić mężczyznę do pocałunku, którego do wszystkich diabłów naprawdę teraz pragnęła! Ten jednak ciągle mierząc ją ciekawskim spojrzeniem, nie ruszył się o krok. Najchętniej uderzyłaby go w twarz, lecz to mogłoby zostać źle odczytane przez Alex. – Nie dostanę całusa na powitanie?
            Kiedy nadal nie było żadnej reakcji z jego strony chciała się odsunąć i obrócić wszystko w żart, kiedy to Luke jakby nagle zbudził się ze snu, przyciągnął ją do siebie i złączył ich usta ze sobą. Przez chwilę, miażdżył jej wargi w nieco pośpiesznym i gwałtownym pocałunku, lecz gdy Sam, chwyciła za męski kark i zaczęła wplątywać palce w jego włosy, nadgarstkami drażniąc skórę, Luke oderwał się od niej, i sekundę później ponownie złączył jej usta ze swoimi, lecz tym razem powolnie i delikatnie. Sam jęknęła w jego usta nie mogąc się przed tym powstrzymać. Musiała przyznać, że Luke potrafił doprowadzić ją do wrzenia, samym pocałunkiem. Nie chciała nawet myśleć jaki był w łóżku, lecz nie wątpiła w to, iż nie wyszłaby z tego żywa. Ktoś kto w ten sposób całuje, musi być namiętnym kochankiem.
            Po kilku chrząknięciach Richarda, „zakochani” oderwali się od siebie. Sam z bólem zauważyła, że policzki zaczęły ją piec, tak jakby wstąpił na nie rumieniec zawstydzenia. Automatycznie spojrzała na Alex, lecz ta nie wykazywała jak na złość żadnych uczuć. Jej zaczerwieniona twarz zwykle taka się stawała, gdy była świadkiem jakiegoś zawstydzającego czumu, więc nie można było po niej się niczego domyślić. 
- Jak się cieszę, że w końcu się zeszliście! – Krzyknął wesoło, klepiąc przyszłego zięcia po plecach. Sam ponownie poczuła mdłości, gdy usłyszała jego dalszą wypowiedź. – Mam nadzieje, że sprawicie mi jakiegoś wnuka!
            Alex kaszlnęła cicho, a Sam widząc jej drżące usta, wiedziała, że ta powstrzymuje śmiech. Luke także walczył z sobą by się nie roześmiać, natomiast Sam nie było w ogóle do śmiechu.
- Nie jestem w ciąży i na razie… – Wysyczała, opanowując się zaraz potem w myślach, zmuszając się by wykrzesać z siebie więcej uprzejmości, gdyż jej plan mógłby nieoczekiwanie spalić na panewce. Następne zdanie wypowiedziała już z szerokim uśmiechem. – Popracujemy nad tym.
            Luke nie móc się dłużej powstrzymać roześmiał się, odchylając swą głowę do tyłu. Sam musiała przyznać, że zawsze lubiła jego głos, szczególnie gdy się śmiał. W jej sercu robiło się nagle cieplej, jaśniej… Zamrugała powiekami, karcąc się w myślach, że też rozważa takie głupoty. Moore natomiast, ku jej zadowoleniu podjął grę i obejmując ją ramieniem, przesunął dłonią po jej tali.
- Zacząłbym już od dzisiaj. – Wyszeptał, w taki sposób, że te słowa doszły tylko do jej uszu. Sam zadrżała mimowolnie i przymknęła powieki, gdy jego język, przesunął się po jej małżowinie. To było tak przyjemne, że wspięła się odrobinę na palce, by udostępnić mu więcej, ten jednak nagle przerwał. -  Sam… Nie wiem co knujesz, ale zaczyna mi się to podobać.
            Sam uśmiechnęła się niewinnie, nie dając po sobie poznać, że zdenerwowała ją jego uwaga. Nie sądziła, że będzie tak trudno. Luke nie był jednak tak głupi jak podejrzewała i w mig wyczuł jej podstęp, jednak nie poddawała się jeszcze. Jeśli dobrze to rozegra nie tylko sąsiad da się na to nabrać, ale i Alex uwierzy w jej miłość.
            Razem ruszyli w stronę domu, gdyż właśnie przyjechała Susan, przywożąc ze sobą niedzielny obiad, który od jakiegoś czasu jadali wspólnie. Kiedy dotarli do werandy, Rose stwierdziła, że nie warto tracić pięknej pogody i najlepiej zjeść w ogrodzie. Posłusznie więc pognali do ogrodu, gdzie Susan wraz z mężem rozkładali talerze.
- Och, zakochani! – Jęknęła Sue, odrywając się do pracy i patrząc rozanielonym wzrokiem na obejmujących się Sam oraz Luka. Mężczyzna przywitał się z Grayem i odszedł z nim na moment, gdyż tamten miał do niego jakąś bardzo ważną sprawę. Sam odebrała od niego talerze i razem z Sue zajęła się ich rozkładaniem. – Kiedyś myślałam, że nigdy się nie przyznasz, że go kochasz…
            Sam o mało co nie upuściła talerzy, które trzymała, gdy usłyszała głos ciotki. Przez chwilę myślała o tym by także i przed nią udawać zakochaną, lecz szybko z tego zrezygnowała. Susan umiała dochować tajemnicy i na pewno gdy wytłumaczy jej wszystko ta pomoże jej w tym przedsięwzięciu. Skorzystała więc z okazji, że Alex pochłonięta rozmową z Rose, nie zwraca na nią uwagi, przybliżyła ciotce swój plan.
- Czyś ty na głowę upadła? – Spytała natychmiast, gdy tylko Sam skończyła mówić. Pogroziła jej palcem, spoglądając na nią karcąco. – Dobrze ci radzę Sam, nie idź na wojnę, którą wiesz, że przegrasz.
            Sam zamrugała parokrotnie powiekami. Jaką wojnę? Czyżby Sue do końca zgłupiała przez tą ciąże? – Zastanowiła się próbując zrozumieć jej słowa, jednak jakkolwiek o nich nie myślała, nie mogła ich pojąć.
- O czym ty gadasz?
- Z mężczyznami się nie zadziera! – Stwierdziła Sue, wskazując palcem na swój brzuch. -  Jeśli Luke się dowie, że robisz to dla zabawy… W każdym razie nie chce być w twojej skórze gdy się dowie.
- Luke to głupek… - Prychnęła Sam, spoglądając na osobę swojego narzeczonego. Gdyby nie obecność rodziców i Alex, cisnęła by mu w głowę, trzymanym w dłoni talerzem. Mężczyzna cieszył się jak głupi do sera co od jakiegoś czasu zamiast ją cieszyć, denerwowało ją. Miała ochotę zetrzeć mu z twarzy ten uśmieszek i musiała znaleźć w sobie dużo siły by tego nie zrobić. -  Wątpię by miał w głowie cokolwiek.
- To, że zajmuje się farmą, nie znaczy, że jest tępy! Przypominam ci, że także jak i ty skończył studia i…
            Sue jeszcze gadała i gadała, lecz Sam nagle przestała jej słuchać. Jej uwaga o studiach, zajęła w tej chwili jej myśli. Wszyscy mówili o tym, że sąsiad ukończył jakąś uczelnie, jednak nikt nie wiedział jaką. Ona także choć próbowała się tego usilnie dowiedzieć, nie dała rady. Luke zapytany o studia udawał, że pytanie nie zostało zadane, lub w umiejętny sposób kierował rozmowę na zupełnie inne tory. Pamiętała nawet, jakby to było wczoraj, że przełamała się, któregoś razu i spytała go o to, lecz nie dostała wtedy żadnej odpowiedzi. Wtedy miała zaledwie piętnaście lat, a Luke traktował ją jak małe dziecko. Teraz jednak była jego dorosła i musiała się dowiedzieć prawdy.
            Niewiele myśląc podeszła do rozmawiających mężczyzn i przytuliła się do ramienia Luka. Ci, gdy tylko ją spostrzegli, przerwali rozmowę i przyjrzeli jej się z ciekawością. Chciała niezwłocznie zapytać narzeczonego o jego wykształcenie, jednak gdy już otwarł usta by to zrobić, do stołu przywołała ich jej matka. Zagryzając usta, stwierdziła, że zostawi to na później. Bez ociągania usiedli do stołu i prowadząc nudne rozmowy o ziemi, farmie i takich tam typu rzeczach, spędzili tak ponad godzinę.
Korzystając z tego że towarzystwo ich obserwowało, siliła się na czułość i nie przegapiła ani jednaj okazji na posyłanie narzeczonemu zakochanych spojrzeń i przytulania się do niego, gdy nadarzyła się do tego okazja. Przez cały posiłek, starała się jak mogła, lecz widząc niezbyt przekonane spojrzenia biesiadników, postanowiła wytoczyć większe działa. Z udawanym ożywienie zaczęła rozmowę o sukniach ślubnych, garniturach, tortach, kolorowych zaproszeniach w gładki sposób wymyślając na poczekaniu jej upodobania względem kapeli, czy też kolorystyki przyjęcia weselnego, wielkości bukietu lub długości welonu. Nie wątpiła, że rozmowa zaciekawi kobiety siedzące przy stole, które z zapałem odradzały jej lub też przytakiwały na jej pomysły. Natomiast mężczyźni nie wykazywali takiego zainteresowania. Ojciec niedługo jak zaczęła ten temat, oddalił się od stołu, by zapalić fajkę, Gray, w ogóle przestał jej słuchać, gładząc brzuch żony i oddalając się rozmowie ze swym nienarodzonym, jak podejrzewał, synem, a Luke sądząc po jego dziwnej minie miał dość wszystkiego i gdyby tylko na stole pojawiła się broń, bez namysłu starzeliby sobie nią w głowę. Sam jednak nie przejmowała się jego miną i ciągle ględziła o ślubie. Miała cichą nadzieje, że ten odwoła ich zaręczyny, kiedy nasłucha się wszystkich jej pomysłów.
Gdy już wyczerpała worek z pomysłami, jęknęła, zawieszając się na moment. Szczerze powiedziawszy nie musiała zbyt dużo udawać, gdyż naprawdę pragnęła takiego wesela jakie im przedstawiła. Choć w młodości wesela ją denerwowały i urywała się z nich jak najwcześniej, tak jak i ze zwykłych potańcówek, teraz poczuła w brzuchu ściskanie. Głównie uciekła z takich imprez, gdyż ich podstawą były tańce, czego nie umiała robić. Oczywiście czasami kręciła się, gdy jakaś melodia wpadła jej w ucho, lecz na myśl o tańcu z jakimś mężczyzną, dostawała gęsiej skórki. Zawsze myślała, że zrobi coś źle i wszyscy będą się z niej nabijać.
- Sam? – Spytał Luke wyrywając ją z zamyślenia. Rozejrzała się wokoło i z cichym westchnieniem zauważyła, że nagle wszyscy gdzieś zniknęli, zostawiając ją sam na sam z sąsiadem. Moore przyłożył jej swoją wielką dłoń do policzka i pogładził go czule. – Czyżbyś się zamyśliła nad weselem?
            Sam mruknęła pod nosem coś niezrozumiałego i wstała z zamiarem odejścia. Nie było tu nikogo więc nie musiała udawać zakochanej. Teraz bardziej świadoma, że nikt na nich nie patrzy będzie miała sporo trudność by się opanować, przed wyzwaniem go od łajzy, czy też głupków, jak to miała w zwyczaju. Luke jednak był szybszy, chwycił ją za dłoń i pociągnął w ten sposób, że Sam wylądował na jego udach.
- Gdzie uciekasz moja kochana… - Szepnął, przytulając ją do swej piersi i pochylając głowę nad jej twarzą. Sam przełknęła ślinę, gdyż jego usta znajdowały się stanowczo za blisko, wystarczył tylko delikatnie… - Teraz sobie porozmawiamy.
            Sam nie mogąc zebrać myśli, przysunęła się do niego, ponieważ zapragnęła poczuć jego gorące namiętne usta na swoich. Miała gdzieś wszystkie swoje postanowienia, to, że więcej nie da mu okazji do tego by ją skrzywdził. Zwierzęco pragnęła pocałunku, a potem jeszcze jednego i jeszcze…
- Coś trudno mi uwierzyć w to, że nagle zaczęłaś się cieszyć z naszego… Narzeczeństwa. – Zawahał się na moment, przed użyciem tego słowa, jednak teraz jej to nie obchodziło. Przysunęła swe usta, lecz mężczyzna, jakby przewidując jej zamiary, odsunął się o parę centymetrów. – Coś ty wymyśliła?
            Sam nagle otrząsnęła się i nie myśląc wiele, zdzieliła go pięścią w twarz. Mężczyzna syknął z bólu lecz jej nie puścił. Ciepło dostrzegalne w jego oczach jeszcze chwilę temu zmieniło się na wściekłość i irytację.
- Przestań! – Jęknął chwytając za jej dłonie. Sam nie mogła uwierzyć, że znowu tylko się z nią droczył, wiła się próbując się wyrwać z jego uścisku. Luke nagle wyrzucił z siebie serię przekleństw i złapał ją za uda, tak mocno, że dziewczyna aż syknęła. Drugą dłonią podtrzymał jej dłonie. Sam spojrzała w jego oczy i aż pisnęła. Myślała, że ciągle będzie w nich złość, a ujrzała w nich zgoła coś innego. Do tego coś uwierało ją w udo. – Przestań się wiercić, bo zapomnę o czekaniu do ślubu z wzięciem narzeczonej.
            Sam uspokoiła się i spojrzała w miejsce w którym stykały się ich ciała. A więc to coś co ją uwierało było jego… - Pomyślała widząc wybrzuszenie na jego dżinsach. – Musi trzymać tam potwora, jeśli… Pokręciła głową, natychmiast odwracając wzrok od jego krocza. To nie był z całą pewnością czas na myślenie o jego męskości. Starała się patrzeć w górę, jednak jej nieposłuszne oczy schodziły coraz niżej i niżej, chcąc jeszcze raz zawiesić wzrok na tym miejscu.  
- Zawrzyjmy układ. – Wystrzeliła Sam, nagle powracając spojrzeniem do jego oczu. Mężczyzna spojrzał na nią z zaciekawieniem, nie mogąc rozszyfrować emocji jakie wymalował się na jej twarzy. – Będę udawać, że cię… - Zawahała się przez chwilę. W jakiś dziwny sposób słowo „kocham” nie chciało przejść przez jej usta. – Że chce za ciebie wyjść, lecz chcę coś w zamian.
- Co takiego?
Choć jej ciało popierało ją w tym przedsięwzięciu, rozum stanowczo się sprzeciwiał. Po wielu próbach podjęcia współżycia, zrezygnowała, gdyż nie mogła się do tego przekonać. Wyglądało na to, że ten sporo starszy od niej mężczyzna jest jedynym, który będzie mógł ją przełamać. Pragnęła tylko jego dotyku i to, że w normalnych kontaktach nie znosiła jego osoby i najchętniej zabiłaby go gołymi rękoma, jej ciało go potrzebowało.

- Seksu… Chce byś był moim kochankiem…

4 komentarze:

  1. hahahha....dziewczyna jest niesamowita, tak z mostu rzuca mu takie propozycje, jak tu ie być w szoku xD hehehe
    świetne to zakończenie, jak i cały rozdział. Dałaś w tym opowiadaniu humor dużo bardziej dojrzały niż w poprzednim opowiadaniu i tak porównując truskawki do tego, myślę, ze "Będziesz mój!" jest genialne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje Ci friendzie! ;* Zawsze wiesz jak mnie zawstydzić!

      Usuń
  2. Co za propozycja xD.
    Nie wiem, czy się jej spodziewałam, czy nie, ale szczerze strasznie mi się to podoba. Taka bezpośredniość... Ciekawi mnie, co tam z tego wyniknie :). Nie mogę się doczekać. Jak będą seksy, to daj jakąś pikantną scenę, hah XD.
    Pozdrówka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj będą seksy, będą xD Parę ich jest w tym opowiadaniu. Niedługo będą pierwsze i mam nadzieje, że się nie zawiedziesz XD

      Usuń