11 miesięcy wcześniej…
Następnego
dnia, pełne energii wracałyśmy z pracy. Była piękna pogoda i zamiast typowych
deszczowych chmur, na niebie zobaczyłyśmy słońce. Nadal oczywiście było
chłodno, ale przez te jaskrawe promienie, można było poczuć nadchodzącą wiosnę.
Ten dzień zapowiadał się cudownie. Rano
udało mi się nawet przekonać Klaudię, do pieszej wędrówki. Pewnie też poczuła w
sercu wiosnę…
Zaraz
po wyjściu z redakcji, udałyśmy się do Westminster. Posłusznie szłam za
przyjaciółką, która błądziła między uliczkami, twierdząc, że widziała idealne
miejsce, gdy wracała z urodzin jakiegoś Matta, po pijaku. Bez słowa skargi
podążałam za nią, rozglądając się po budynkach. Może i wyniknie z tego coś
dobrego…
-
Zatrzymaj się!
Posłusznie
przystanęłam rozglądając się uważnie po budynkach. W około nie zobaczyłam nic co
mogłoby przykuć jej uwagę. Pytająco spojrzałam na koleżankę, stojącą z
rozdziawionymi ustami, ta uniosła dłoń i wskazał mi kierunek. Podążyłam za jej wzrokiem i aż oczom własnym
nie mogłam uwierzyć. Moja profesjonalna przyjaciółka, nastawiona na szukanie
lokalu, nie była aż tak bardzo skupiona na tym na czym powinna być.
Kilka
kroków od nas stał wysoki mężczyzna, w krótkich, czarnych spodniach do kolan, z
przypasanym do boku zielonym sztyletem. Na jego umięśnionych plecach lśnił
fioletowy tatuaż, przedstawiający dwa piszczele i czaszkę z wąsami. Ciemne
włosy, jak i twarz nieznajomego, skrywał pomarańczowy kapelusz.
-
Ace… Zstąpił z nieba bym mogła go zgwałcić.
Słysząc
to pełne zawziętości wyznanie, o mało nie udusiłam się ze śmiechu. Bez namysłu
puknęłam ja w głowę, by choć odrobinę otrzeźwiała. Nie miałyśmy teraz czasu na
gwałcenie biednych nastolatków.
-
Opanuj się Klaudia! To nie Ace, a jakiś koleś idący na konwent!
-
Wiem do cholery! – Wrzasnęła, mrużąc oczy w ten swój zabawny sposób.
Wściekle
tupiąc nogami ruszyła dalej, a ja śmiejąc się pod nosem, podążyłam za nią.
Skręciłyśmy w Garrick Street i po zrobieniu kilku kroków, zatrzymałam się,
drżąc jak rażona piorunem. Z otwartymi ustami, pochłaniałam oczami piękną
kamienicę.
-
No… - Stwierdziła Klaudia, uderzając mnie mocno, otwartą dłonią, w plecy.
Kaszlnęłam głośno. Teraz już wiem jak się czują duszące się osoby, w tej
właśnie chwili mogłam powiedzieć, że właśnie brakuje mi powietrza, a ja za nic
w świecie nie mogłam ponownie uruchomić mych płuc. – Wiedziałam, że ci się
spodoba.
Spodoba?!
Toż to był istny cud! Może postronnemu obserwatorowi, wydawało się to
niedorzeczne, że kobieta wpatruje się tak w kupy cegieł, jednak ja właśnie tak
wyobrażałam sobie to nowe miejsce. Miejsce w którym zaczniemy z Klaudią budować
swoją przyszłość…
Walnęłam
się w pierś, chcąc jakoś uruchomić układ oddechowy, po kilku uderzeniach
zaczerpnęłam głęboko powietrza. Byłoby strasznie, umrzeć na środku ulicy, będąc
o krok od spełnienia marzeń.
Spojrzałam
na przyjaciółkę w niemym zachwycie, a już po chwili śmiałam się jak szaleniec,
któremu udało się uciec z psychiatryka. Klaudia z zagadkowym uśmiechem na
ustach, chwyciła mnie za ramię i pociągnęła do wnętrza sklepu. W środku od
bardzo przemiłego starszego pana, który okazał się właścicielem kamienicy,
dowiedziałyśmy się, że sklep za 2 miesiące będzie wolny, a on wybiera się z
żoną w podróż do Ameryki Południowej. Przekrzykując się wzajemnie
opowiedziałyśmy Arturowi Trentowi, co planujemy i ten z uśmiechem stwierdził,
że chętnie wynajmie nam swoje mieszkanie na pierwszym piętrze jak i udostępni
powierzchnie sklepu. Klaudia, nie kryjąc radości, rzuciła się na anglika i
wyściskała go serdecznie. Tuż za jego plecami pojawiła się zadbana, starsza
kobieta i spojrzała zaskoczona na zastaną scenę.
-
Arturze. – Zaczęła piskliwym głosem. Domyśliłam się, że to małżonka pana
Trenta. Kobieta była niewysoka, ubrana w niebiską, gładką spódnice do kolan i
białą bluzkę z dużym bladoniebieskim kwiatem z materiału, przy prawej stronie
dekoltu. Siwe już włosy, potraktowane płynem do trwałej ondulacji, wiły się we
wszystkie strony i ocieplały nieco jej twarz, naznaczoną licznymi zmarszczkami.
Wąskie usta, wymalowane burgundową szminką, były teraz zaciśnięte, a ciemne
oczy przyglądały nam się podejrzliwie, zza szklanych soczewek okularów. – Znów
podrywasz nastolatki?
Pomimo,
że kobieta się nie uśmiechnęła, usłyszałam rozbawienie w jej głosie.
Uśmiechnęłam się na powitanie i skłoniłam starszej pani. Klaudia zauważając
wejście kobiety, odsunęła się od mężczyzny, stając tuż obok mnie i także się
ukłoniła.
Mężczyzna
odziany w beżowy pulower i ciemne wizytowe spodnie, podszedł do swej małżonki i
objął ją ramieniem.
-
Margaret… Rozmawialiśmy o interesach!
-
Interesy… Już ja znam te twoje interesy…
Postanowiłam
przerwać ten uroczy małżeński wstęp do kłótni i wyjaśnić kobiecie sytuację.
-
Chciałybyśmy wynająć od państwa sklep jak i mieszkanie na górze.
Pani
Trent, spojrzała na mnie podejrzliwie, a już po chwili uśmiechnęła się
promiennie. Zostawiłyśmy numer telefonu i już miałyśmy się zwijać, kiedy to
nieprzystępna pani zaprosiła nas na herbatę, proponując obejrzenie mieszkania.
Z radością przyjęłyśmy jej zaproszenie. Nie byłyśmy umówione i szczerze nawet
nie przypuszczałyśmy, że tak od razu będziemy mogły je obejrzeć.
Weszłyśmy
po kamiennych schodach, wyłożonych granatowymi płytami, na pierwsze piętro.
Staruszka otworzyła drzwi na całą ich szerokość i uprzejmie zaprosiła nas do
środka. Mieszkanie małżeństwa, na pierwszy rzut oka do nich nie pasowało.
Spodziewałam się raczej wystroju jak u mojej babci, a tu proszę, taka
niespodzianka. Pomieszczenie było zadbane, ciemnobrązowe meble były
niewątpliwie nowe, a blaty i urządzenia w kuchni, były takie jakby pani Trent
nigdy iż nie używała.
-
Usiądźcie, moje kochane!
Kochane…
Chwile temu pewnie by nas rozniosła, za dobieranie się do starszego pana, a
teraz tak słodko szczebiotała.
Przez
przeszło godzinę siedziałyśmy, odpowiadając kobiecie na pytania. Musiałyśmy
nawiązać z nią jakąś nić porozumienie, bo inaczej szlag by trafił nasze plany.
Margaret była miłą, starszą panią i dobrze nam się z nią rozmawiało. Odniosłam
nawet wrażenie, że wiedziała co to anime i była świadoma tego co do niej
mówimy. Jej opowieść, rozwiała moje wszystkie wątpliwości.
-
Moja wnuczka Alice też interesuje się tym anime. Zbiera także figurki jakiś
potworów i super-bohaterów.
No
też właśnie! Uśmiechnęłyśmy się z tego nagłego wyznania. Starsza pani obiecała,
że na pewno wspomni Alice o naszym sklepie.
Gdy
zegar w salonie wybił 8, dopiłyśmy herbatę i żegnając się z Margaret, wyszłyśmy
na ulicę. Na powrót do domu straciłyśmy kolejne kilkanaście minut, skutkiem
czego wróciłyśmy dopiero kwadrans po 9.
Pierwszą
osobą, którą ujrzałyśmy, gdy wdrapywałyśmy się do mieszkania, była pani Winters
z jej nieodzownym towarzyszem – małym terierem, panem Charlesem. Chciałyśmy ją
minąć jak zazwyczaj lecz starsza pani zastawiła nam przejście.
-
Cały dzień panienek szukam.
Spojrzałyśmy się na siebie i
westchnęłyśmy równocześnie. Znów się zaczyna!
-
Mój wnuczek, postanowił mnie dziś odwiedzić i pytał o ciebie Klaudio! Mogłabyś
wpaść do nas na herbatkę.
Zachichotałam, zastanawiając się jakim
to potworem musi być jej wnuk, skoro od prawie roku, starsza pani chce go
zeswatać z Klaudią. Wiedziałam, że musi być z nim coś nie tak, skoro kobieta,
aż tak się przy tym upiera. Winters nie lubiła nas i wcale tego nie kryła,
dlatego jej postępowanie, zakładając, że jej wnuk jest chodzącym modelem,
męskiej bielizny, wydawało mi się dość dziwaczne.
-
Już pani mówiłam, że nie interesują mnie mężczyźni. – Przyjaciółka chwyciła
mnie za dłoń i mocno splotła swe palce z moimi. Uśmiechnęłam się, widząc
zszokowaną minę sąsiadki. – Jestem lesbijką i kocham tylko Nat! Kiedy w końcu
to do pani…
-
Dobry Wieczór!
Głęboki, melodyjny, męski głos przerwał
Klaudii. Obróciłam się i o mało nie wpadłam na szeroką umięśnioną pierś
mężczyzny. Podniosła głowę i moje oczy spotkały się z jego brązowo-złotymi
tęczówkami. Miał mocną, wyrazistą szczękę, wysportowane ciało i szerokie
zmysłowe usta. Miał całkiem niezłe… Elementy, lecz kompletnie nie był w moim
typie. Z mojego puntu widzenia był zbyt piękny i wyglądał raczej jak posąg niż
żywa osoba.
Zerknęłam z ciekawości na przyjaciółkę i
o mało co nie wybuchłam śmiechem. Klaudia aż śliniła się na widok mężczyzny,
pożerała go wzrokiem, lustrując całą jego sylwetkę.
-
To wy jesteście tymi sąsiadkami, o których ciągle opowiada mi babcia? Klaudia i
Natalia, tak? - Brunet spojrzał na nas, a my posłusznie pokiwałyśmy głowami.
Zerknął także na nasze złączone dłonie i uśmiechnął się przyjaźnie. – Jestem
David Winters.
Wyciągnął do nas dłoń, lecz zaraz potem
ja cofnął i schował do kieszeni swych granatowych spodni. O kurwa! Chyba nie
usłyszał za dużo?!
Koleżanka ciągle stała jak
sparaliżowana. Musiało nią nieźle wstrząsnąć, spotkanie wnuka naszej, upiornej
sąsiadki.
-
Jestem Natalia, a to… jest Klaudia.
-
Miło mi was poznać. – Szepnął i podszedł do Winters. Następne jego słowa były
skierowane do niej. – Nie było już w sklepie tych ciastek o których mówiłaś…
Wiać! Tak, to jest najlepszy pomysł! Jak
postanowiłam tak i zrobiłam. Niewiele myśląc zbiegłam na dół ciągnąc za sobą
przyjaciółkę. Dopiero gdy stanęłyśmy przy jej zatrzaśniętym mieszkaniu,
przyjaciółka odzyskała głos.
-
Widziałaś go Nat… - Szepnęła, i wychyliła się na klatce by znów spojrzeć na
przystojnego mężczyznę. Z tej odległości niestety nic nie zobaczy – pomyślałam.
Było natomiast słychać ich rozmowę. – Toż to istny David, Michała Anioła…
No ciekawe czy w spodniach tez ma taką
nieciekawą sytuację jak ta rzeźba. Szybko pokręciłam głową odpędzając zboczone
myśli.
-
Ładne te twoje sąsiadki. – Głęboki głos Davida Wintersa, odbijał się echem od
ścian budynku. - Zapewne też są miłe i spokojne. Taka tu u ciebie cisza i
spokój.
-
Oj chłopcze! Żebyś wiedział...
-
Więc jednak imprezują po nocach?
-
A co tam nocą... Już w dzień ćwiczą te swoje kamasutry! Zniszczyły mi nawet
wtedy rabatkę przed domem!
Nie wierzę… No nie wierzę, że ta stara
torba to powiedziała! Zakryłam twarz dłońmi ze wstydu. Miałam nadzieje, że wnuk
nie będzie jej odwiedzał zbyt często. Spotkanie z nim byłoby nad wyraz
żenujące. Klaudia natomiast jakby wcale nie przejmowała się słowami sąsiadki,
ciągle miała rozmarzony wyraz twarzy, co oznaczało, że nadal jest oszołomiona.
-
Nie wiadomo czego się po tych lesbijkach spodziewać…
Oparłam się o drzwi i w tym momencie
miałam ochotę zabić Klaudię, przez ten jej głupi pomysł w udawaniu
homoseksualistek. Oparłam się o drzwi do jej mieszkania i chwyciłam za klamkę.
Myślałam, że nic takiego się nie stanie, ponieważ przyjaciółka zapewniała mnie,
że drzwi się tak zacięły, że nic nie da rady ich odblokować. Po chwili gdy
leżałam na podłodze, uświadomiłam sobie, że nie warto jej ufać na słowo.
-
Są zamknięte, co?!
Warknęłam, podnosząc się do siadu. Przyjaciółka
niestety nawet tego nie zauważyła, więc zdjęłam swojego buta i w nią rzuciłam.
Gdy przedmiot celnie trafił w jej plecy, odwróciła się z wściekłą miną, lecz
gdy zobaczyła, że leże w jej niby to zamkniętym mieszkaniu, otwarła szeroko
usta.
-
Jak ty to zrobiłaś?
-
Po prostu nacisnęłam na klamkę!
Na szczęście rozmowy na górze ucichły,
więc byłam pewna, że sąsiadka i jej przystojny wnuk, weszli do mieszkania, nie
słyszeli zatem naszych podniesionych głosów.
* * *
Już kilka dni później, Klaudia zrezygnowała
ze swojego mieszkania i postanowiła przenieść się do mnie. Trochę narzekała, z
powodu tego, że mieszkanie było na ostatnim piętrze kamienicy, ale ostro sprzeciwiłam
się przeniesieniu na dół, do mieszkania w którym ciągle zacinały się drzwi. Oddałyśmy
posłusznie klucze i trzymając w ramionach ostatnie pudła z rzeczami Klaudii
ruszyłyśmy na górę.
-
Nie mogłaś jakoś inaczej go ułożyć? – Spytałam kiedy w pewnym momencie z
pudełka wysunęła się figurka Sougo Okity trzymająca bazukę, która o mały włos,
dzięki szybkiej reakcji, nie wbiła mi się w oko. – Prawie oślepłam przez tego
sadystę!
-
Nie gadaj głupot! – Stwierdziła Klaudia stawiając pudło w sypialni i zaczęła je
powoli opróżniać, szukając odpowiednich miejsc dla swoich rzeczy. – Ta
plastikowa broń nie przebiłaby się pewnie przez twoją soczewkę.
Zamrugałam kilkakrotnie. Od mojej nagłej
metamorfozy, nie zakładałam okularów. Teraz nawet zapomniałam, że je noszę.
Czasami zdarzało mi się nawet iść w nich spać, przez co rano miałam oczy
spawacza.
Wzruszyłam tylko ramionami i zabrałam
się za rozpakowywanie pudeł, co jakiś czas pytając przyjaciółki w którym
miejscu umieścić daną rzecz.
-
Ten koleś koniecznie musi tu stać? – Spytałam, gdy odwróciłam wzrok i
napotkałam szyderczo wykrzywioną twarz kartonowego Loki’ego. – On mnie jakoś
krępuje.
-
Nie gadaj głupot, to tylko karton. I, tak. Musi tu zostać.
Spojrzałam zawistnie w oczy boga kłamstw
i powróciłam do rozpakowywania, starając się nie zwracać na niego uwagi.
Jeszcze się policzymy Loki…
-
Klaudia… - Wyciągnęłam właśnie jakiś gruby segregator i z nieskrywaną
ciekawością, zajrzałam do środka. W koszulach były umieszczone rysunki, różnych
postaci z anime. – Co to jest?
Usiadłam na łóżku i zaczęłam przeglądać,
kolorowych przystojniaków, chwaląc w myślach doskonały kunszt, ich wykonawcy.
Klaudia odwróciła się i rzuciła okiem na klaser.
-
Aaa… To moje rysunki. Czasami lubię sobie coś walnąć na papierze.
-
One są wspaniałe!
-
Tak myślisz? – Uniosła brwi w zdziwieniu i coś jakby się zarumieniła, lecz nie
zdołałam dostrzec tego dokładniej, ponieważ powróciła do rozpakowywania. – To
takie coś do gwałcenia.
Moje dłonie zatrzymały się. Co ona miała
na myśli odnośnie gwałcenia? Papier chce zgwałcić?
-
Przecież oni są narysowani…
-
Nie ważne, że są narysowani i tak ich zgwałcę.
Wróciłam do oglądania rysunków, nie
kontynuując dalej tego tematu. Jeszcze dowiedziałabym się czegoś co mój umysł
nie przyjąłby na trzeźwo. Nie, nie… Lepiej zostawić to tak jak jest.
W końcu rozpakowałyśmy ostatnie pudło i
spojrzałyśmy wspólnie na owoc naszych rąk. Patrząc na rzeczy moje i mojej
przyjaciółki zebrało mi się na płacz. Teraz to mieszkanie wyglądało jak dom.
Dom, o którym nawet nie śmiałam marzyć.
-
Kurz ci wleciał pod soczewkę czy jak? – Klaudia spostrzegła moje załzawione
oczy i przyjacielsko objęła mnie ramieniem. – A może ich zwyczajnie nie umyłaś?
-
Głupia… - Szepnęłam cicho, lekko zachrypniętym głosem, uderzając ją lekko w
ramię. – Po prostu jest tu tak jakoś…
-
Przytulniej? – Dokończyła przyjaciółka, ukazując w uśmiechu swoje śnieżnobiałe
zęby. – Tak… Ty wiesz, że zawsze chciałam mieszkać ze swoją najlepszą
przyjaciółką.
-
Najlepszą?
-
No pewnie, że tak! A kto inny, jak nie najlepsza przyjaciółka, narażałaby życie
by wyciągnąć moją dupę z okna?
Roześmiałyśmy się równocześnie i jakby
cementując swą przyjaźń, przybiłyśmy sobie „żółwia”. Nie miałam wątpliwości.
Nigdy nie pozwolę rozpaść się tej przyjaźni…
ah te wszystkie przygody głównych bohaterek, aż chce sie więcej...
OdpowiedzUsuńspotkanie pseudo Aca było swietne. no i zaczyna sie też własne działanie dziewcząt, wspaniale! xD