sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 18

11 miesięcy wcześniej…

Następnego dnia, pełne energii wracałyśmy z pracy. Była piękna pogoda i zamiast typowych deszczowych chmur, na niebie zobaczyłyśmy słońce. Nadal oczywiście było chłodno, ale przez te jaskrawe promienie, można było poczuć nadchodzącą wiosnę.  Ten dzień zapowiadał się cudownie. Rano udało mi się nawet przekonać Klaudię, do pieszej wędrówki. Pewnie też poczuła w sercu wiosnę…
Zaraz po wyjściu z redakcji, udałyśmy się do Westminster. Posłusznie szłam za przyjaciółką, która błądziła między uliczkami, twierdząc, że widziała idealne miejsce, gdy wracała z urodzin jakiegoś Matta, po pijaku. Bez słowa skargi podążałam za nią, rozglądając się po budynkach. Może i wyniknie z tego coś dobrego…
- Zatrzymaj się!
Posłusznie przystanęłam rozglądając się uważnie po budynkach. W około nie zobaczyłam nic co mogłoby przykuć jej uwagę. Pytająco spojrzałam na koleżankę, stojącą z rozdziawionymi ustami, ta uniosła dłoń i wskazał mi kierunek.  Podążyłam za jej wzrokiem i aż oczom własnym nie mogłam uwierzyć. Moja profesjonalna przyjaciółka, nastawiona na szukanie lokalu, nie była aż tak bardzo skupiona na tym na czym powinna być.
Kilka kroków od nas stał wysoki mężczyzna, w krótkich, czarnych spodniach do kolan, z przypasanym do boku zielonym sztyletem. Na jego umięśnionych plecach lśnił fioletowy tatuaż, przedstawiający dwa piszczele i czaszkę z wąsami. Ciemne włosy, jak i twarz nieznajomego, skrywał pomarańczowy kapelusz.
- Ace… Zstąpił z nieba bym mogła go zgwałcić.
Słysząc to pełne zawziętości wyznanie, o mało nie udusiłam się ze śmiechu. Bez namysłu puknęłam ja w głowę, by choć odrobinę otrzeźwiała. Nie miałyśmy teraz czasu na gwałcenie biednych nastolatków.
- Opanuj się Klaudia! To nie Ace, a jakiś koleś idący na konwent!
- Wiem do cholery! – Wrzasnęła, mrużąc oczy w ten swój zabawny sposób.
Wściekle tupiąc nogami ruszyła dalej, a ja śmiejąc się pod nosem, podążyłam za nią. Skręciłyśmy w Garrick Street i po zrobieniu kilku kroków, zatrzymałam się, drżąc jak rażona piorunem. Z otwartymi ustami, pochłaniałam oczami piękną kamienicę.
- No… - Stwierdziła Klaudia, uderzając mnie mocno, otwartą dłonią, w plecy. Kaszlnęłam głośno. Teraz już wiem jak się czują duszące się osoby, w tej właśnie chwili mogłam powiedzieć, że właśnie brakuje mi powietrza, a ja za nic w świecie nie mogłam ponownie uruchomić mych płuc. – Wiedziałam, że ci się spodoba.
Spodoba?! Toż to był istny cud! Może postronnemu obserwatorowi, wydawało się to niedorzeczne, że kobieta wpatruje się tak w kupy cegieł, jednak ja właśnie tak wyobrażałam sobie to nowe miejsce. Miejsce w którym zaczniemy z Klaudią budować swoją przyszłość…
Walnęłam się w pierś, chcąc jakoś uruchomić układ oddechowy, po kilku uderzeniach zaczerpnęłam głęboko powietrza. Byłoby strasznie, umrzeć na środku ulicy, będąc o krok od spełnienia marzeń.
Spojrzałam na przyjaciółkę w niemym zachwycie, a już po chwili śmiałam się jak szaleniec, któremu udało się uciec z psychiatryka. Klaudia z zagadkowym uśmiechem na ustach, chwyciła mnie za ramię i pociągnęła do wnętrza sklepu. W środku od bardzo przemiłego starszego pana, który okazał się właścicielem kamienicy, dowiedziałyśmy się, że sklep za 2 miesiące będzie wolny, a on wybiera się z żoną w podróż do Ameryki Południowej. Przekrzykując się wzajemnie opowiedziałyśmy Arturowi Trentowi, co planujemy i ten z uśmiechem stwierdził, że chętnie wynajmie nam swoje mieszkanie na pierwszym piętrze jak i udostępni powierzchnie sklepu. Klaudia, nie kryjąc radości, rzuciła się na anglika i wyściskała go serdecznie. Tuż za jego plecami pojawiła się zadbana, starsza kobieta i spojrzała zaskoczona na zastaną scenę.
- Arturze. – Zaczęła piskliwym głosem. Domyśliłam się, że to małżonka pana Trenta. Kobieta była niewysoka, ubrana w niebiską, gładką spódnice do kolan i białą bluzkę z dużym bladoniebieskim kwiatem z materiału, przy prawej stronie dekoltu. Siwe już włosy, potraktowane płynem do trwałej ondulacji, wiły się we wszystkie strony i ocieplały nieco jej twarz, naznaczoną licznymi zmarszczkami. Wąskie usta, wymalowane burgundową szminką, były teraz zaciśnięte, a ciemne oczy przyglądały nam się podejrzliwie, zza szklanych soczewek okularów. – Znów podrywasz nastolatki?
Pomimo, że kobieta się nie uśmiechnęła, usłyszałam rozbawienie w jej głosie. Uśmiechnęłam się na powitanie i skłoniłam starszej pani. Klaudia zauważając wejście kobiety, odsunęła się od mężczyzny, stając tuż obok mnie i także się ukłoniła.
Mężczyzna odziany w beżowy pulower i ciemne wizytowe spodnie, podszedł do swej małżonki i objął ją ramieniem.
- Margaret… Rozmawialiśmy o interesach!
- Interesy… Już ja znam te twoje interesy…
Postanowiłam przerwać ten uroczy małżeński wstęp do kłótni i wyjaśnić kobiecie sytuację.
- Chciałybyśmy wynająć od państwa sklep jak i mieszkanie na górze.
Pani Trent, spojrzała na mnie podejrzliwie, a już po chwili uśmiechnęła się promiennie. Zostawiłyśmy numer telefonu i już miałyśmy się zwijać, kiedy to nieprzystępna pani zaprosiła nas na herbatę, proponując obejrzenie mieszkania. Z radością przyjęłyśmy jej zaproszenie. Nie byłyśmy umówione i szczerze nawet nie przypuszczałyśmy, że tak od razu będziemy mogły je obejrzeć.
Weszłyśmy po kamiennych schodach, wyłożonych granatowymi płytami, na pierwsze piętro. Staruszka otworzyła drzwi na całą ich szerokość i uprzejmie zaprosiła nas do środka. Mieszkanie małżeństwa, na pierwszy rzut oka do nich nie pasowało. Spodziewałam się raczej wystroju jak u mojej babci, a tu proszę, taka niespodzianka. Pomieszczenie było zadbane, ciemnobrązowe meble były niewątpliwie nowe, a blaty i urządzenia w kuchni, były takie jakby pani Trent nigdy iż nie używała.
- Usiądźcie, moje kochane!
Kochane… Chwile temu pewnie by nas rozniosła, za dobieranie się do starszego pana, a teraz tak słodko szczebiotała.
Przez przeszło godzinę siedziałyśmy, odpowiadając kobiecie na pytania. Musiałyśmy nawiązać z nią jakąś nić porozumienie, bo inaczej szlag by trafił nasze plany. Margaret była miłą, starszą panią i dobrze nam się z nią rozmawiało. Odniosłam nawet wrażenie, że wiedziała co to anime i była świadoma tego co do niej mówimy. Jej opowieść, rozwiała moje wszystkie wątpliwości.
- Moja wnuczka Alice też interesuje się tym anime. Zbiera także figurki jakiś potworów i super-bohaterów.
No też właśnie! Uśmiechnęłyśmy się z tego nagłego wyznania. Starsza pani obiecała, że na pewno wspomni Alice o naszym sklepie.
Gdy zegar w salonie wybił 8, dopiłyśmy herbatę i żegnając się z Margaret, wyszłyśmy na ulicę. Na powrót do domu straciłyśmy kolejne kilkanaście minut, skutkiem czego wróciłyśmy dopiero kwadrans po 9.
 Pierwszą osobą, którą ujrzałyśmy, gdy wdrapywałyśmy się do mieszkania, była pani Winters z jej nieodzownym towarzyszem – małym terierem, panem Charlesem. Chciałyśmy ją minąć jak zazwyczaj lecz starsza pani zastawiła nam przejście.
- Cały dzień panienek szukam.
Spojrzałyśmy się na siebie i westchnęłyśmy równocześnie. Znów się zaczyna!
- Mój wnuczek, postanowił mnie dziś odwiedzić i pytał o ciebie Klaudio! Mogłabyś wpaść do nas na herbatkę.
Zachichotałam, zastanawiając się jakim to potworem musi być jej wnuk, skoro od prawie roku, starsza pani chce go zeswatać z Klaudią. Wiedziałam, że musi być z nim coś nie tak, skoro kobieta, aż tak się przy tym upiera. Winters nie lubiła nas i wcale tego nie kryła, dlatego jej postępowanie, zakładając, że jej wnuk jest chodzącym modelem, męskiej bielizny, wydawało mi się dość dziwaczne.
- Już pani mówiłam, że nie interesują mnie mężczyźni. – Przyjaciółka chwyciła mnie za dłoń i mocno splotła swe palce z moimi. Uśmiechnęłam się, widząc zszokowaną minę sąsiadki. – Jestem lesbijką i kocham tylko Nat! Kiedy w końcu to do pani…
- Dobry Wieczór!
Głęboki, melodyjny, męski głos przerwał Klaudii. Obróciłam się i o mało nie wpadłam na szeroką umięśnioną pierś mężczyzny. Podniosła głowę i moje oczy spotkały się z jego brązowo-złotymi tęczówkami. Miał mocną, wyrazistą szczękę, wysportowane ciało i szerokie zmysłowe usta. Miał całkiem niezłe… Elementy, lecz kompletnie nie był w moim typie. Z mojego puntu widzenia był zbyt piękny i wyglądał raczej jak posąg niż żywa osoba.
Zerknęłam z ciekawości na przyjaciółkę i o mało co nie wybuchłam śmiechem. Klaudia aż śliniła się na widok mężczyzny, pożerała go wzrokiem, lustrując całą jego sylwetkę.
- To wy jesteście tymi sąsiadkami, o których ciągle opowiada mi babcia? Klaudia i Natalia, tak? - Brunet spojrzał na nas, a my posłusznie pokiwałyśmy głowami. Zerknął także na nasze złączone dłonie i uśmiechnął się przyjaźnie. – Jestem David Winters.
Wyciągnął do nas dłoń, lecz zaraz potem ja cofnął i schował do kieszeni swych granatowych spodni. O kurwa! Chyba nie usłyszał za dużo?!
Koleżanka ciągle stała jak sparaliżowana. Musiało nią nieźle wstrząsnąć, spotkanie wnuka naszej, upiornej sąsiadki.
- Jestem Natalia, a to… jest Klaudia.
- Miło mi was poznać. – Szepnął i podszedł do Winters. Następne jego słowa były skierowane do niej. – Nie było już w sklepie tych ciastek o których mówiłaś…
Wiać! Tak, to jest najlepszy pomysł! Jak postanowiłam tak i zrobiłam. Niewiele myśląc zbiegłam na dół ciągnąc za sobą przyjaciółkę. Dopiero gdy stanęłyśmy przy jej zatrzaśniętym mieszkaniu, przyjaciółka odzyskała głos.
- Widziałaś go Nat… - Szepnęła, i wychyliła się na klatce by znów spojrzeć na przystojnego mężczyznę. Z tej odległości niestety nic nie zobaczy – pomyślałam. Było natomiast słychać ich rozmowę. – Toż to istny David, Michała Anioła…
No ciekawe czy w spodniach tez ma taką nieciekawą sytuację jak ta rzeźba. Szybko pokręciłam głową odpędzając zboczone myśli.
- Ładne te twoje sąsiadki. – Głęboki głos Davida Wintersa, odbijał się echem od ścian budynku. - Zapewne też są miłe i spokojne. Taka tu u ciebie cisza i spokój.
- Oj chłopcze! Żebyś wiedział...
- Więc jednak imprezują po nocach?
- A co tam nocą... Już w dzień ćwiczą te swoje kamasutry! Zniszczyły mi nawet wtedy rabatkę przed domem!
Nie wierzę… No nie wierzę, że ta stara torba to powiedziała! Zakryłam twarz dłońmi ze wstydu. Miałam nadzieje, że wnuk nie będzie jej odwiedzał zbyt często. Spotkanie z nim byłoby nad wyraz żenujące. Klaudia natomiast jakby wcale nie przejmowała się słowami sąsiadki, ciągle miała rozmarzony wyraz twarzy, co oznaczało, że nadal jest oszołomiona.
- Nie wiadomo czego się po tych lesbijkach spodziewać…
Oparłam się o drzwi i w tym momencie miałam ochotę zabić Klaudię, przez ten jej głupi pomysł w udawaniu homoseksualistek. Oparłam się o drzwi do jej mieszkania i chwyciłam za klamkę. Myślałam, że nic takiego się nie stanie, ponieważ przyjaciółka zapewniała mnie, że drzwi się tak zacięły, że nic nie da rady ich odblokować. Po chwili gdy leżałam na podłodze, uświadomiłam sobie, że nie warto jej ufać na słowo.
- Są zamknięte, co?!
Warknęłam, podnosząc się do siadu. Przyjaciółka niestety nawet tego nie zauważyła, więc zdjęłam swojego buta i w nią rzuciłam. Gdy przedmiot celnie trafił w jej plecy, odwróciła się z wściekłą miną, lecz gdy zobaczyła, że leże w jej niby to zamkniętym mieszkaniu, otwarła szeroko usta.
- Jak ty to zrobiłaś?
- Po prostu nacisnęłam na klamkę!
Na szczęście rozmowy na górze ucichły, więc byłam pewna, że sąsiadka i jej przystojny wnuk, weszli do mieszkania, nie słyszeli zatem naszych podniesionych głosów.

* * *

Już kilka dni później, Klaudia zrezygnowała ze swojego mieszkania i postanowiła przenieść się do mnie. Trochę narzekała, z powodu tego, że mieszkanie było na ostatnim piętrze kamienicy, ale ostro sprzeciwiłam się przeniesieniu na dół, do mieszkania w którym ciągle zacinały się drzwi. Oddałyśmy posłusznie klucze i trzymając w ramionach ostatnie pudła z rzeczami Klaudii ruszyłyśmy na górę.
- Nie mogłaś jakoś inaczej go ułożyć? – Spytałam kiedy w pewnym momencie z pudełka wysunęła się figurka Sougo Okity trzymająca bazukę, która o mały włos, dzięki szybkiej reakcji, nie wbiła mi się w oko. – Prawie oślepłam przez tego sadystę!
- Nie gadaj głupot! – Stwierdziła Klaudia stawiając pudło w sypialni i zaczęła je powoli opróżniać, szukając odpowiednich miejsc dla swoich rzeczy. – Ta plastikowa broń nie przebiłaby się pewnie przez twoją soczewkę.
Zamrugałam kilkakrotnie. Od mojej nagłej metamorfozy, nie zakładałam okularów. Teraz nawet zapomniałam, że je noszę. Czasami zdarzało mi się nawet iść w nich spać, przez co rano miałam oczy spawacza.
Wzruszyłam tylko ramionami i zabrałam się za rozpakowywanie pudeł, co jakiś czas pytając przyjaciółki w którym miejscu umieścić daną rzecz.
- Ten koleś koniecznie musi tu stać? – Spytałam, gdy odwróciłam wzrok i napotkałam szyderczo wykrzywioną twarz kartonowego Loki’ego. – On mnie jakoś krępuje.
- Nie gadaj głupot, to tylko karton. I, tak. Musi tu zostać.
Spojrzałam zawistnie w oczy boga kłamstw i powróciłam do rozpakowywania, starając się nie zwracać na niego uwagi. Jeszcze się policzymy Loki…
- Klaudia… - Wyciągnęłam właśnie jakiś gruby segregator i z nieskrywaną ciekawością, zajrzałam do środka. W koszulach były umieszczone rysunki, różnych postaci z anime. – Co to jest?
Usiadłam na łóżku i zaczęłam przeglądać, kolorowych przystojniaków, chwaląc w myślach doskonały kunszt, ich wykonawcy. Klaudia odwróciła się i rzuciła okiem na klaser.
- Aaa… To moje rysunki. Czasami lubię sobie coś walnąć na papierze.
- One są wspaniałe!
- Tak myślisz? – Uniosła brwi w zdziwieniu i coś jakby się zarumieniła, lecz nie zdołałam dostrzec tego dokładniej, ponieważ powróciła do rozpakowywania. – To takie coś do gwałcenia.
Moje dłonie zatrzymały się. Co ona miała na myśli odnośnie gwałcenia? Papier chce zgwałcić?
- Przecież oni są narysowani…
- Nie ważne, że są narysowani i tak ich zgwałcę.
Wróciłam do oglądania rysunków, nie kontynuując dalej tego tematu. Jeszcze dowiedziałabym się czegoś co mój umysł nie przyjąłby na trzeźwo. Nie, nie… Lepiej zostawić to tak jak jest.
W końcu rozpakowałyśmy ostatnie pudło i spojrzałyśmy wspólnie na owoc naszych rąk. Patrząc na rzeczy moje i mojej przyjaciółki zebrało mi się na płacz. Teraz to mieszkanie wyglądało jak dom. Dom, o którym nawet nie śmiałam marzyć.
- Kurz ci wleciał pod soczewkę czy jak? – Klaudia spostrzegła moje załzawione oczy i przyjacielsko objęła mnie ramieniem. – A może ich zwyczajnie nie umyłaś?
- Głupia… - Szepnęłam cicho, lekko zachrypniętym głosem, uderzając ją lekko w ramię. – Po prostu jest tu tak jakoś…
- Przytulniej? – Dokończyła przyjaciółka, ukazując w uśmiechu swoje śnieżnobiałe zęby. – Tak… Ty wiesz, że zawsze chciałam mieszkać ze swoją najlepszą przyjaciółką.
- Najlepszą?
- No pewnie, że tak! A kto inny, jak nie najlepsza przyjaciółka, narażałaby życie by wyciągnąć moją dupę z okna?

Roześmiałyśmy się równocześnie i jakby cementując swą przyjaźń, przybiłyśmy sobie „żółwia”. Nie miałam wątpliwości. Nigdy nie pozwolę rozpaść się tej przyjaźni…

1 komentarz:

  1. ah te wszystkie przygody głównych bohaterek, aż chce sie więcej...
    spotkanie pseudo Aca było swietne. no i zaczyna sie też własne działanie dziewcząt, wspaniale! xD

    OdpowiedzUsuń